This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project
to make the world's books discoverable online.
It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to disco ver.
Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the
publisher to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for
personal, non-commercial purposes.
+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
anywhere in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web
at|http : //books . google . com/
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska-
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady użytkowania
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o:
• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
• Przestrzeganie prawa
W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/
)■ "^ ł« ' « «
ŁA>.^^^^*f^'ti£>.^i,
\
llarbarb CoUege Itinrarp
GIFTOF
ROBERT HOWARD LORD
CU» of 1906
ASSISTANT PROFESSOR OF HISTORY
Y
HISTORYA
UNIWERSYTETU
JAGIELIOŃSKIEOO
ŚREDNIE WIEKI I ODRODZENIE.
2 WSniPKU O UKIWlCRSmCIE
KAZmlKRZA WIELKIEGO
KAPISAŁ
KAZIMIERZ MORAWSJCl
TOM II.
KRAKÓW
POD 7!AB7IV"«M J< FIUroWBKmOO
1900.
HISTORYA
UNIWERSYTETU
JAGIELLOŃSKIEGO
ŚREDNIE WIEKI I ODRODZENIE.
Z WSTĘPEM O UNIWERSYTECIE
KAZIMIERZA WIELKIEGO
NAPISAŁ
KAZIMIERZ MORAWSKI
TOM IL
KRAKÓW
z DRUKABM UNIWERSYTETU JACHELLOŃSKIEGO
POD ZARZĄDEM J. FILIPOWSKIEGO
1900.
Bdjuui^ S^^iLfC^IIOJla
^
EoLwc ^1 *? H o . iTTZ.
Oct.1,19 o
Oiftof
Robert H Lord
b4mbrid#i
V''
spis rzeczy, zawartych w tomie 11.
KSIĘGA TRZECIA. Walki i przeobrażenia sa Kazi-
mierza Ja^ellończyka i jego synów str. 3—324.
Rozdział I. Ludzie i prądy po soborach.
Zanik soborowych dążności, str. 3—5. — Układy z Rzymem,
str. 6—6. — Położenie w Polsce, str. 6—7. — Kazimierz Jagielloń-
czyk i obsadzanie biskupstw, str. 7—8. — Wskutek postępowania
króla przychodzi do konfliktu z Rzymem a następnie do starć ze
stronnictwem broniącem niezależności Kościoła, str. 8—9. Zbigniew
Oleśnicki na czele opozycyi przeciw królowi str. 9. — Powody i oce-
na t^o przeciwieństwa, str. 9—10. — Niektóre spory ówczesne przy
wyborach biskupów, str. 10—11. Bellum spirituale, str. 11. — Prądy
antyhierarchiczne w otoczeniu króla, str. 11—12. — Jan Ostroróg i jego
memoryał str. 12—15. Stronnicy Oleśnickiego, str. 15—16. — Jakób
z Sienna, str. 16—19. — Powołanie Jana Kapistrana do Krakowa i zna-
czenie tego kroku, str. 19—20. — Obserwanci i ich rola w ówczesnem
życiu kościelnem str. 20—23. — Z rozkwitem miast zjawia się pewna
miękkość i zepsucie obyczajów, str. 23—25. — Działalność Kapistrana
w Krakowie i jej skutki, str. 25—29. — Bernardyni w Polsce, str.
29—30. — Święci i błogosławieni, str. 30—31. - Sędziwój Czechel,
przedstawiciel prądów epoki, str. 31—32. — Jego studya i szczegóły
z życia, str. 32—36. — Działalność jego w kraju w obronie wolności
Kościoła, str. 36—37. — Starcia z królem, str. 37—38. — Zostaje
kanonikiem regularnym, str. 38. — Wierność zasadom soborowym
nie opuszcza go do śmierci, str. 38—39. — Jego upodobania literackie,
str. 40— ii2. — Stosunek do humanizmu str. 42. — Pismo do Lu tka
z Brzezia, biskupa krakowskiego, str. 42—44. — Zatarg z Domini-
1
YIU SPIS KZEOZT.
kanami o rzeźbę kościelną, str. 44—46. — Postać Sędziwoja w dzie-
jach kultury, str. 46 —
Rozdział II. Uniwersytet w drugiej polowie stulecia. Trzy wyższe
faicultety.
Uniwersytet i Kazimierz Jagiellończyk, str. 47—49. — Ugo-
dność Kazimierza usuwa początkowe tarcia, a uniwersytet i^uży
odtąd wiernie królowi, str. 49—61. — Jakób ze Szadka str. 52—63.
Majątek uniwersytetu, str. 68. — Nowe fundacye, str. 63 — 64. —
Probostwo Św. Mikołaja, str. 64. — Nowe kollegiatury: Jana Dą-
brówki, Corporis Ghristi w Olkuszu, Corporis Christi u św. Floryana^
Św. Tomasza, św. Donatusa, Rudowskiego, str. 64—68. — Collegium
Minus i dalsze jego losy; rok 1464 i 1476, str. 68—61. — Wydział
teologiczny, str. 62. — Stan teologii i niektórzy mistrzowie owych
czasów, str. 62—66. — Uniwersytet i zadania jego wobec Litwy
i Rusi, str. 66—67. — Katolicyzm i prawosławie, str. 67. — Polityka
Kazimierza Jagiellończyka, str. 67—68. — Franciszkanie, ich stosun*
ki z uniwersytetem, str. 68—71. — Królewicz Aleksander, wielki
książę litewski, str. 71. — Franciszkanie i uniwersytet wobec tre-
dukcyi» Rusinów, str. 72. — Dwa obozy, str. 72—74. — Jan z Oświę-
cimia Sacranus przedstawia w tej sprawie uniwersytet i jego zasady,
str. 74—77. Życie jego i działalność publiczna i naukowa, str. 77—82.
Pośrednie stanowisko między duchem średnich wieków a odrodze-
niem, str. 82—83. — Prądy ówczesnej scholastyki, str. 83—84. —
W Krakowie przeważa skotyzm, str. 84—85. — Główny skotysta
Mikołaj z Bystrzykowa, str. 86—88. — Jego uczeń Jan ze Stobnicy,
str. 88—89. — Pewien zastój w dziedzinie scholastyki, str. 89—90. —
Wydział dekretystów, str. 90. — Nowe katedry, str. 91. — Bursa
dla kanonistów, str. 91. — Niektórzy dekretyści ówcześni, str. 92—94.
I*ra\vo rzymskie i jego znajomość w Krakowie w piętnastym wieku
i w początkach szesnastko stulecia, str. 94 — 96. — Ostroróg, str.
96. — Jan Ursinus, str. 96—97. — Joannes Silvius, Ludovicus Aliphius,
str. 97—98. — Piotr Tomicki, str. 98—99. — Wydział medyczny, str.
99—100. — Rozmieszczenie t^o wydziału str. 100—101. — Mała
liczba lekarzy, str. 101—102. — Inkorporacye doktorów z zagrani-
cznymi stopniami, str. 102—104. — Braki tego wydziału, str. 104—106.
Obok doktorów działają balwierze i szalbierze, str. 106-106. — Ba-
liński str. 106. — Humanizm podnieca interes dla medycyny, str.
106—107. — Choroby ówczesne, str. 107—109. — Główni przedsta-
wiciele medycyny w Polsce: Piotr Gaszowice, Grzymała, str. 109—111.
Jan Weis, str. 111—112. — Jakób z 6oxic, przyjaciel Kallimacha
str. 112—114. — Jan de Regulis, główny i długoletni profesor kra-
8P1S RZBCZT. IX
kowski w tej epoce, str. 114—116. — Jan Ursinus, str. 116—118. —
Maciej z Miechowa, str. 118—119. — Jego życie i działalność, str.
119—120. — Draga katedra medycyny w uniwersytecie, str. 120. —
Znaczenie Miechowity, str. 120—122. — Wojciech z Szamotuł, str.
122. — Adam de Bochyn, str. 123 — 124. — Medycyna i humanizm,
str. 124-126.
Rozdział III. Na przełomie dwóoh wieków. Humanizm i uniwersytet.
I. Stanowisko Polski za Kazimierza Jagiellończyka, str. 127—128.
Polityka wobec Czech i Węgier, str. 128 — 129. — Polska pierwszem
mocarstwem na Wschodzie, str. 129 — 130. — Dwór królewski, str.
130—131. — Długosz i wychowanie królewiczów, str. 181. — Drugim
nauczycielem Kallimach, str. 131—132. — Owoce tego wychowania,
str. 132—133.
II. Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem, str. 133—134. —
Wędrówki jego północne i przyjazd do Polski, str. 134. — Fłorent-
czyoy w Krakowie, Thedald*iowie, str. 134—136. Pierwsze czasy pobytu
KaUimacha w Polsce, opieka Grzegorza z Sanoka, str. 135. Po śmierci
Pawła II odzyskał Kallimach swobodę i znalazł się w Krakowie, str.
135—136. — Zostaje nauczycielem królewiczów, str. 136. — Jego
i Polski antyturecka polityka w tej epoce, str. 136—138. — Jan Ol-
bracht ulubiony Kallimacha uczeń, str. 138—139. — Przeciwnicy
Kallimacha, str. 139. — Występuje on w obronie żydów, str. 139—140.
Znaczenie jego społeczne i charakter str. 140—142. — Stosunki oso-
biste i przyjaźnie, str. 142. — Piotr z Bnina, jego charakter i umysł,
str. 142 — 144. — Maciej Drzewicki, najwierniejszy Kallimacha uczeń,
str. 144—146. — Mirica, Jakób z Boxic. str. 146—147. — Znaczenie
kulturalne Kallimacha, str. 147—148. —
III. Kraków, jego mieszkańcy i kultura: str. 148—150. — Po-
dróże Polaków i Krakowian, str. 150—152. — Mistrz uniwersytetu
Michał z Wiednia str. 152—153. — Wynalazek draku i drukarnie
w Krakowie, str. 153—154.
IV. Ostatnie błyski średniowiecznej nauki str. 155.— Bujność
scholastycznej dyalektyki w Krakowie na przełomie dwóch wieków
str. 155. — Jan Głogowita, str. 156. — Jego życie i dzieła str.
156-159. — Michał z Wrocławia, str. 159—160. — Michał z Bystrzy-
kowa, str. 161. — Ocena ich naukowej działalności, 161—162. —
Towarzyszy jej uprawa i rozkwit mnemoniki, str. 162. — Bernar-
dyni krakowscy, str. 162. — Tomasz Murner i jego ars memorativa,
str. 163—165.
X SPIS RZBCZ7.
V. Budzenie się humanizmu w uniwersytecie w ostatniej ćwierci
wieku, str. 165—169. — Siła atrakcyjna Krakowa w tych czasach,
str. 169. — Frekwencya uniwersytetu, str. 169—170. — Znakomitsi
uczniowie: Laurentius Corvinus, str. 170—171. Przyjazd Konrada
Celtesa, z którym się pojawia humanizm wędrowny i wojujący, str.
171—172. — Charakterystyka przedstawicieli tego kierunku, ich za-
sad i zamiarów, str. 172—176. — Celtes i jego poplecznicy w Krako-
wie, str. 185—177. — Przeciwnicy, str. 177—178. — Stosunek jego
do uniwersytetu, str. 178 — 480. — Działalność poza uniwersytetem,
str. 181. — Sodalitas Yistulana i grono bliższych jego znajomych,
str. 181—184. — Zabawy ówczesne, str. 184 — 185. — Romans Celtesa
krakowski, str. 185—187. — Wykłady w bursie węgierskiej, str.
187 — 188. — Jego odjazd i powody oddalenia się z Krakowa, str.
189—191.
VI. Echa pobytu Celtesa w uniwersytecie, str. 192. — Środki
odporne przeciw nowym przybyszom i kierunkom str. 193—194. —
Rozluźnienie dyscypliny i wybryki w murach uniwersytetu str.
194—195. — Usiłowania zmierzające do ich ukrócenia, str. 195—196.
VII. Po walce, str. 196. — Jan Olbracht królem, str. 197. —
Pożar w koUegium artystów i nowe budowy, str. 198—200. — Kan-
clerz kardynał Fryderyk, st. 200—201. — Losy humanizmu w Kra-
kowie po odjeździe Celtesa, str. 201—202. Śmierć Kallimacha w r.
1496, str. 202-208. — Jan Sommerfeld starszy (+ 1501) i jego dzia-
łalność w Krakowie, str. 204—207. — Jan Rhagius Sommerfeld
młodszy, humanista wędrowny, podjął po odjeździe Celtesa prace
i misyę swego mistrza str. 207—210. — Koleje jego życia str,
210—212. — Henryk Bebel w Krakowie, str. 212-214. — Wybitni
uczniowie tych czasów: Anshelm Valerius i Jan Turmair, str.
213—215.
VIII. Początki szesnastego wieku, str. 215. — Śmierć Olbra-
chta i król Aleksander, str. 215. — Stosunek jego do uniwersytetu
str. 216. — Plan założenia wszechnicy w Wrocławiu, str. 216—217. —
Rządy Zygmunta Starego, str. 217. — W początkach szesnastego
wieku uniwersytety przekształcają się w duchu humanistycznym,
str. 217—218. — Elegantia hasłem humanistów, str. 218—220. —
Wykłady gramatyczne w Krakowie ulegają zmianie na lepsze, str.
220. — Modi epistolandi krakowskie, str. 220—221. — Bernard Feyge,
str. 221—222. — Jan Ursinus str. 222. — Jan Sommerfeld, str. 222.
Jan z Oświęcimia, str. 2 >2— 228. — Stanisław Biel, str. 223. — Sta-
nisław z Łowicza, str. 224. — Łukasz z Nowego Miasta, str. 224. —
Auctores i artes, str. 225—226. — Pisarze klasyczni w Krakowie, str.
SPIS KZBGZY. XI
226 — ^227. — Cz^-tanie ich wzmaga się w początku szesnastego wieku,
str. 227.
IX. « Poeci » w Krakowie, str. 228. — Paweł z Krosna, str.
228—229. — Jan z Wiślicy str. 229. — Rudolf Agricola lunior i na-
jazd Szwajcarów na Kraków w latach 1510—20. str. 229—230. —
Dom i rodzina Watt'ów, str. 230—231. — Działalność Agricoli, str.
231—232. — Jego uczniowie str. 232—233. — Walenty Eck, str. 233.
Johannes Hadus, typ wędrownego, niespokojnego humanisty, str.
233— 2:-i7. — Powtórny pobyt Agricoli w Krakowie, str. 237—238. —
Dom jego staje się znów ogniskiem nauki i życia, str. 238—239. —
Biskupi jego mecenasami, str. 239—241. — Anglik Leonard Coxus
i Erasmus Licorianus, str. 24:1—242.
X. Greczyzna, str. 243. — Mało znana w wiekach średnich,
str. 243. — W drugiej polowie XV-go wieku budzi się dla niej inte-
res we Włoszech, 243—244. — Aldus Manutius, str. 244. — Ruch
ten przeniósł się z początkiem szesnastego wieku na Północ, str.
246—246. - Erfurt, Wittenberg i Lipsk, str. 245—246. — Greczyzna
w Krakowie, str. 246—247. — Joannes Sylvius, str. '247—248. —
Constanzo Clariti, str. 249—251. — Znajomość greczyzny z Krakowa
szerzy się na Północy, str. 'ii52— 263. — Caspar Ursinus Velius, str.
262—253. — Wacław z Hirschberg'a, str. 253. — Jerzy z Lignicy
Libanus str. 254—255. — Greczyzna wśród walki zdobywa sobie
uniwersytet od r. 1520., str. 255—267. — Język hebrajski, str. 267. —
Tomicki Piotr, str. 267. — Znajomość tego języka na Zachodzie, str.
258. — Johannes van den Campen, str. 258. — Waleryan Pernus,
str. 259.
XI. Humanizm krzewi się przeważnie poza uniwersytetem,
po bursach i prywatnych mieszkaniach,, str. 259—260. — Resum-
ptiones, str. 260. — Bursa węgierska i niemiecka, str. 261. — W uni-
wersytecie ubywa słuchaczy, str. 261— :;62. — Reformy idą powoli,
a w wykonywaniu dotychczasowych statutów wzrasta opieszałość,
str. 262—264. ■— Lekcy e wypadają, szczególnie arystotelesowskie,
str. 264—265. — Zanik powolny dysput, których uniwers^-tet broni
różnymi sposobami, str. 265-266. — Bieda materyalna zagraża
istnieniu niektórych koUegiatur, 266—267.
XIL Wyższe duchowieństwo i jego usiłowania w celu pod-
niesienia uniwersytetu, str. 268—269. — Jan Konarski popiera hu-
manizm. Jego stosunek do wszechnicy, str. 269—271. — Jan Lu-
brański, str. 271. — Erazm Ciołek, dyplomata i mecenas, str.
271-273. — Mikołaj Czepiel, jego towarzysz, str. 273—275. — Dzia-
XII SI'1S RZECZY.
lalność i zasługi Piotra Tomickiego, str. 275—276. — Jan Łaski arcy-
biskup gnieźnieński, str. 276—278.
Xin. Pewne reformy w początku stulecia, str. 278—279. —
Fundacye Miechowity i Tomickiego, str. 279—281. — Przeobrażenia
idą jednak powoli i mają cechę polowiczności, str. 281—282. — Dla-
tego niedostatki trwają i walka się przedłuża, str. 282 — 283. — Nie
wynik ale czas walki był świetnym, str. 283. — Kraków ogniskiem
postępu w różnych naukach, str. 283—284-. — Historyografia po Dłu-
goszu, str. 284r. — Miechowita str. 284. — Król Aleksander i jego
plany historyczne, str. 284 — 286. — W pierwszej połowie szesnastego
wieku wiele uniwersytetów upada, podobnie i Kraków, str. 285—286.
Frekwencya uniwersytetu się zniża, szczególnie napływ obcych
ustaje, str. 286. — Przyczyny tego objawu, str. 286—288. — Powody
ogólno-polityczne i lokalne, str. 288—289. — Kraków się polszczy,
a uniwersytet staje się szkołą polską i plebejską, str. 289—291. —
Świetność Zygmuntowakiej epoki wypływa z innych źródeł, str.
291—292.
Rozdział IV. Do dziejów matematyki i astronomii w Krakowie.
Średnie wieki i znawstwo przyrody, str. 29 1 — 295. — Mate-
matyka i nauka jej w Krakowie, str. 295—296. — Arytmetyka i algo-
rytmy, str. 296—297. — Marcin Król z Żórawicy około połowy pię-
tnastego wieku przyczynia się do postępu na polu matematyki
str. 297. — Trygonometrya, str. 297—298. — Astronomia, str. 299.
Nauka o sferze i teorya planet, str. 299. — Katedra Stobnera i przy-
wiązane do niej obowiązki, str. HOO. — Kalendarze ówczesne, str.
300— HOl. — Katedra Marcina Króla, str. 301. — ludicia czyli pro-
gnostyki, str. 301. Warunki hamujące rozwój astronomii w średnich
wiekach, str. 301. — Tabulae i brak obserwacyi, str. 302. — Od
połowy piętnastego wieku znaczy się pewien postęp na tem polu,
str. 302—303. — Marcin Król, str. 303. — Piotr Gaszowiec i jego
obserwacye, str. 303—304. — Marcin Bylica z Olkusza, str. 304—306.
Działa przeważnie za granicą; stosunki jego z Regiomontanusem we
Włoszech, str. 306 — 307. — Pobyt na Węgrzech; Bylica cieszy się
łaskami Macieja Korwinus'a, str. 307—308. — Stosunki Bylicy z Pol-
ską i wpływ na naukę w Krakowie, str. 308—309. — Dary jego dla
Krakowa, str. 309—311. — Wojciech Brudzę wski, astronom i huma-
nista, str. 311. — Działalność jego i znaczenie na polu astronomii,
uczniem jego Kopernik, str. 311—313. — Inni astronomowie ówcze-
śni w Krakowie, str. 313 — 315. — Jan z Głogowa i Michał z W^ro-
cławia zajmują sio astronomią praktyczną, a raczej astrologią, str.
315—319. Astrologia iudiciaria i przepowiednie ówczesne, str. 318—320.
SPIS RZECZY XIII
Skłonność tej epoki do cudactw i zabobonu, str. 320. — Alchemia,
chiromancya. nekromancya, str. 320— H21. — Faust i Kraków, str.
322. — Domówienie, str. 322—323. Astronomowie obcy wyszli ze
szkoły krakowskiej, str. 323—324.
KSIĘGA CZWARTA. Z życia scholarów i magistrów. Przyczynki
do poznania organizacyi uniwersytetu. . . . str. 327—441.
I. Scholarze uniwersytetu. Ich etan I pochodzenie.
Wiek scholarów ówczesnych, str. 326—328. — Oplata przy
wpisie, str. 328. — Limitacya, 828—329. — Depositio beaniae, str.
329—330. — Pochodzenie scholarów, str. 330—331. — Młódź zakonna
w uniwersytecie, szczególnie Cystersi i Dominikanie, str. 382 — 336. —
Ślązacy i Prusacy, str. 336—337. — Węgrzy str. 333-339.
II. Mieezkania scholarów I bursy.
System hospicyalny i kollegialny, str. 340—341. — KoUegia
w Krakowie i ich przeznaczenie, str. 341—342. — Bursy: bursa ubo-
gich czyli Isnera, Jeruzalem, Kanonistów, str. 342 — 347. — Zasługi
Długosza około uposażenia burs, 345—347. — Pomniejsze bursy:
filozofów, medyków, divitum, str. 348. — Bursa węgierska i jej
dzieje, str. 349—352. — Bursa niemiecka, założona przez Jana z Gło-
gowa, str. 352—354. — Pod koniec wieku uniwersytet zmusza do
mieszkania w bursach, str. 354—355. — Studenci w koUegiach i szko-
łach parafialnych, str. 356 — 327. — Organizacya burs str. 357—359.
III. Zachowanie eię młodzieży I jurysdykoya uniwersytetu.
Wybryki scholarów, str. 360—362. — Antagonizmy prowincyonalne,
str. 362. — Mazurzy celem częstych przycinków, str. 362 — 363. —
Przeciwieństwa narodowościowe, str. 363—364. — Węgrzy i Niemcy
w Krakowie, str. 364—365. — Sądownictwo rektora, str. 865—366.
Sądy domowe w koUegiach i bursach, str. .367. — Jurysdykcya kon-
serwatorów, str. 367—368. — Konflikta z Węgrami, str. 368—369. -
Szczegóły procedury i wymiar kary, str. 370—372.
IV. Stopnie uniwersyteckie.
Cel studyów uniwersyteckich w średnich wiekach, str. 373— 374.
Karyera duchowna, str. 374—375. — Przygodni scholarze, str.
375—376.
XIV SPIS RZECZY
Stopnie w wydziale artystów, str. 376. — Egzamin na baka-
larza i jego warunki, str. 376—379. — Zajęcia bakalarzy. Studya ich
i następujące stopnie: lioencyata i magistra, str. 379—384!. — Fre-
kwencya scholarów na innych wydziałach dużo mniejsza, str. 384.
Bakalarze medyczni, str. 385 — 386. — Ich zajęcia i praktyka ogra-
niczona, str. 386—387. — Licencyatura, str. 388. — Pien\'sza pro-
mocya na doktorów medycyny w Krakowie w r. 1627, str. 888 — ^389.
Stopnie na wydziale jurystów, str. 389 — 390. — Długie trwa-
nie studyów teologicznych, str. 390—391. — Pierwszy stopień: Cursor
str. 392—393. Sententiarius, str. 393. Baccalaureus formatus, str. 893.
Licentiatus i magister, str. 393—394. — Magisterium w teologii jest
rządkiem, str. 395. — Uznawanie stopni nabytych w innych uni-
wersytetach przez uniwersytet krakowski, str. 395—397.
V. Rozkład i porządek nauki.
Rok uniwersytecki i jego polow}', str. 398—399. — Wakacye,
str. 399. — Dni świąteczne i uroczyste, str. 400—401. — Praca pod-
czas wakacyi i świąt tylko w części ustaje, str. 401. — Wypełniają
je wykłady drugorzędnych profesorów, wykłady i dysputy bakala-
rzy str. 401—402. — Rozkład dzienny nauki, str. 402—403. — Roz-
maite wykłady wymagały więcej lub mniej czasu. Dlatego zaczynano
i kończono je w różnych terminach, str. 403—404. — Wybór lekcyi
w fakultecie artystów, str. 404—405. — Metoda nauczania, str. 405.
VI. Rektor I zarząd uniwersytetu.
Wybór rektora, str. 406—407. — Uprawnienie czynne i bierne,
str. 407. — Obowiązki rektora, str. 408—409. — Jego pomocnicy str.
409. — Bedele str. 409. — Rada przyboczna, str. 410. — Zebrania
profesorów i ich kompetencya, str. 410 — 412.
VII. Fakultety i kollegia.
Statuta uniwersytetu, str. 413—414. — Stosunki we wydziale
teologicznym, str. 414—416. — Artyści: maiores, minores, extranei
str. 416—417. — Dziekan artystów i jego obowiązki, str. 417—419.
Kollegium króla Władysława i jego mieszkańcy, str. 419 — 421. —
Powoływania do tego kollegium, str. 421 — 422. — Ustrój domu i jego
prepozyt, str. 422. — Obowiązki prepozyta i majątek kollegialny,
str. 422—423. — Stół wspólny, str. 423—425. — Scholarze w kolle-
gium, str. 425—426. — Beneficya i ich osiąganie, str. 426—428. —
Zasobność kollegium większego, str. 428—429. Collegium minus
i jego organizacya, str. 429—430. — Collegium prawników i CoUe-
SPIS RZECZY XV
gium medicinae, str. 430—432. — W tych dwóch koUegiach ustrój
du^.o luźniejszy, str. 432 — 433.
YIII. Porządki i nieporządki wśród magistrów.
Ubiory w uniwersytecie, str. 433 — 436. — Wybryki młodych
nauczycieli, str. 436—437. — Przykłady częstszych przewinień i nie-
które typy burzliwych magistrów, str. 437. — Michał z Bystrzykowa,
str. 437—438. — Marcin Kułap z Tarnowca, str. 438—439. — Nałóg
pijaństwa, str. 439. — Marcin Garbarz z Krakowa, str. 439—440.
Maciej z Przedborza, str. 440 — 441. — Kary nakładane na magistrów,
str. 441.
Domówienie str. 442—444.
Indeks osobowy str: 445—456.
Indeks rzeczowy str. 457—469.
Poprawki i dodatki str. 471—472.
KSIĘGA TRZECIA.
W^ALKI I PRZEOBRAŻENIA
Zk KAZDOERZi JAOIEŁŁOliCZTIA I JBOO STRÓW.
ROZDZIAŁ 1.
Ludzie i prądy po soborach.
Zanik soborowych dążności. — Układy z Rzymem. — Położenie
w Polsce. — Kazimierz Jagiellończyk i obsadzanie biskupstw. —
Wskutek postępowania króla przychodzi do konfliktów z Rzymem,
a następnie do starć ze stronnictwem broniącem niezależności Ko-
ścioła.
Zbigniew Oleśnicki na czele opozycyi przeciw królowi. -- Powody
i ocena tego przeciwieństwa. — Niektóre spory ówczesne przy wy-
borach biskupów. — Bellum spirituale.
Prądy anty hierarchiczne w otoczeniu króla. — Jan Ostroróg i jego
memoryal. — Stronnicy Oleśnickiego. — Jakób z Sienna.
Powołanie Jana Kapistrana do Krakowa i znaczenie tego kroku. —
Obserwanci i ich rola w ówczesnem życiu kościelnem. — Z rozkwi-
tem miast zjawia się pewna miękkość i zepsucie obyczajów. —
Działalność Kapistrana w Krakowie i jego skutki.
Bernardyni w Polsce. — Święci i błogosławieni.
Sędziwój Czechel, przedstawiciel prądów epoki. — Jego studya i szcze-
góły z j^o życia. — Działalność jego w kraju w obronie wolności
Kościoła. — Starcia z królem. — Zostaje kanonikiem regularnym. —
Wierność zasadom soborowym nie opuszcza go do śmierci. — Jego
upodobania literackie. — Stosunek do humanizmu. — Pismo do Lutka
z Brzezia, biskupa krakowskiego. — Zatarg z Dominikanami o rzeźbę
kościelną. — Postać Sędziwoja w dziejach kultury.
Kiedy w roku 1447 nowy władzca Polski przesyłał
wyrazy obedyencyi dla nowego papieża Mikołaja V-go
w Rzymie, było to nie tylko objawem przekonań chwili,
4 fcSl^OA m. — ROZDZIAŁ 1.
ale zarazem zapowiedzią nowej epoki i nowych haseł.
Epoka soborowa się skończyła. Feliks V-ty, papież Bazy-
lejczyków, był wogóle ostatnim antypapą w dziejach Ko-
ścioła. Ludzkość przestała wierzyć w doniosłość i skutecz-
ność soborów jako jedynego lekarstwa na choroby ludz-
kości i Kościoła, jako jedynego trybunału dla rozwiąza-
nia sporów, dzielących i jątrzących społeczeństwa. Tylko
wyjątkowo pojawiały się odtąd te hasła, raz jako odgłosy
dusz szlachetnych, marzących o ideałach doskonałości i ide-
alnych środkach, któreby do nich doprowadziły; tak n. p. Ja-
kób z Paradyża podtrzymywał jeszcze umiłowany sztandar
koncyliów i wobec Mikołaja papieża bronił go z całą sta-
nowczością swych przekonań i gorącością swej duszy ^).
W innych razach występowało to wołanie o koncylium
w ustach zbuntowanych biskupów, jak Diethera arcybis-
kupa Moguncyi, lub jako pogróżka i straszak ze strony
ludzi, ze stolicą apostolską skłóconych i wrogo dla niej
usposobionych. Ale sobór przestał być pragnieniem i ma-
rzeniem ogółu i wieku. Dawniejszy koncyliarysta Eneasz
Sylvio wyraził najbardziej jaskrawo zmianę usposobień,
kiedy twierdził, że papież z kardynałami najlepszem są
koncylium. Było to odgłosem nowego podniesienia się,
skrzepienia i wzmocnienia papieskiej władzy i powagi.
Po marzeniach demokratycznych nastąpiła reakcya mo-
narchiczna, po próbach kościelnego parlamentowania prze-
waga centralnego rządu i zarządu Kościoła. Wyrazem
tego umocnienia papiestwa był wielki obchód jubileuszowy,
naznaczony na rok 1460 przez Mikołaja V-go, który ty-
siące pielgrzymów ściągnął z całego świata do stolicy apo-
stolskiej. Był on obchodem tryumfu po czarnych dniach
przeszłości i jutrzenką nowej świetności. Wielu północnych
ludzi odnowiło tu zluźnione z Rzymem węzły, wielu Po-
laków znalazło się na grobach apostołów, żeby tylko wspom-
') Pastor, Geschichte der P&pste I, 302, 304.
LUDZIE I PBĄDY PO SOBORACH. 5
I
nieć Długosza i zagorzałego koncyliarystę, towarzysza jego
pielgrzymki jerozolimskiej Jana Elgota.
Po rozterce soborowej nastąpiło porządkowanie sto-
sunków między państwami a papiestwem. Według popar-
cia z kraju i według chwili różnie te obrachunki wypadły,
różnie ukształtowały się zyski, przypadające jednej lub
drugiej ze stron ze sobą paktujących. Nastała epoka kon-
kordatów. Francya najwcześniej zapewniła sobie owoce
dotychczasowych usiłowań i prac soborowych. Zgroma-
dzenie kleru francuskiego w Bourges w r. 1438 uchwa-
liło t z. sankcyę pragmatyczną, która przejęła rozmaite
dekreta bazylejskiego soboru i stała się podstawą galli-
kanizmu, t j. pewnej narodowej odrębności i autonomii
francuskiego Kościoła. Konkordat wiedeński z roku 1448
opierał się na wzajemnych koncesyach, żądał wprawdzie
wolnej elekcyi kapituł dla biskupstw, nie wykluczał je-
dnak pod pewnymi warunkami prowizyi papieskiej.
Polska nie osiągnęła ani ogólnego konkordatu, obo-
wiązującego dla całego państwa, ani szerokich koncesyi.
Wypływało to stąd, że trwając zbyt długo w opozycyi
czy neutralności układy rozpoczęła zbyt późno, że biskupi
nie zebrali się na żadną akcyę wspólną i tą wspólnością
silną, że król Kazimierz znając przewagę Kościoła w Polsce
nie byłby poparł żadnych usiłowań, dążących do utwier-
dzenia tej potęgi. Przez posłów wiozących w lecie r. 1447
do Rzymu obedyencyę, Wyszotę z Górki i Piotra ze Sza-
motuł, wyraził król stolicy apostolskiej swe żądania i pro-
sił o przyznanie mu prawa kollacyi wszystkich beneficyów
kościelnych »iure ordinario semper salvo«, t j. bez wątpie-
nia o przyznanie mu wpływu i prezenty przy obsadzaniu
beneficyów, nie mających osobnego patrona, dalej o dzie-
siątą część dziesięcin na sześć lat> wreszcie o przyznanie
mu świętopietrza na lat kilka. Odpowiedź papieska z roku
1448 znacznie ograniczyła te żądania; bulla papieska na-
dała królowi prawo jednorazowej nominacyi na 90 bene-
6 KSIĘGA in. ROZDZIAŁ I.
ficyów, prócz tego przyznała mu 10,000 dukatów jako za-
siłek na wojnę z Tatarami, którą to sumę duchowieństwo
polskie złożyć miało ^). Nastąpiły układy stolicy apostol-
skiej z pojedynczymi biskupami polskimi, polegające na
tem, że papież nadawał biskupom prawo obsadzania be-
neficyów wakujących w pewnych miesiącach, podczas gdy
w drugich zastrzegał to prawo dla stolicy apostolskiej *).
Polska wogóle przy tych układach ani nie poru-
szyła zasadniczych spraw, jak annaty, ani nie pozyskała
praw wiele; i wszystkie spory, które dotychczas poruszały
ludzkość, wszystkie prawno- kościelne dyskusye i aspiracye
byłyby może na razie ucichły i ustąpiły z pola, gdyby na
czele państwa nie stanął władca, który zamierzył ukrócić
dotychczasową swobodę Kościoła i siłą swej woli na niej
zaważyć. Przedewszystkiem postanowił on na stolice bi-
skupie dopuszczać jedynie takie osobistością któreby mu
były miłemi, były personae gratae, a na wybory kapituł
wpływać ograniczająco zaznaczeniem swojej woli i swych
życzeń. Królewska teorya głosiła: że od najdawniejszych
czasów i za królów poprzedzających tego przestrzegano,
iż na instancyę i życzenie (ad instantiam et petitionem)
królów wybrani przez kapituły biskupi, następnie od sto-
licy apostolskiej otrzymywali uznanie i zatwierdzenie').
A ta wola królewska niebawem miała znaleźć jaskrawe
zastosowanie. Kiedy mianowicie w r. 1449 biskup kujaw-
ski Władysław Oporowski postąpił na arcybiskupstwo
gnieźnieńskie, Mikołaj V-ty nadał prowizyę na opróżnioną
*) Grossó, Stosunki Polski z soborem bazyL 156. — Por. Dłu-
gosz V, 35 i 4:9.
•) Grossó ibid. str. 167.
•) Cale to miejsce w mowie Strzempińskiego z r. 1460 (Cod.
epist. III, 50) brzmi: sic enim a vetustissimis temporibus regum prae-
decessorum suorum tentum et observatum dicitur, quod ad instantiam
et petitionem eorum electi et postulati per capitula ecclesiarum
oonsentientibus regibus ao etiam nominati per ipsos reges per sedem
apostolicam eoclesiis praefioiebantar etc.
ŁUDZn I PRĄDT PO SOBORACH. 7
stolicę kujawską ulubionemu przez siebie i przebywają-
cemu w Rzymie Mikołajowi Lasockiemu. Króla to obu-
rzyło niezmiernie. Upatrzył on bowiem to miejsce dla
swego sekretarza Jana Gruszczyńskiego, którym dla jego
dworskości i zręczności dyplomatycznej stale i wiernie się
opiekował. Powolna kapituła jednogłośnym też wyborem
uległa królewskiemu życzeniu. Sprawa ta zaostrzyła się mo-
cno i byłaby doprowadziła do poważnego konfliktu, gdyby
śmierć Mikołaja Lasockiego, który w r. 1450 uległ panu-
jącej we Włoszech zarazie, nie usunęła była groźnej bu-
rzy. W pierwszym tym konflikcie nie narysowały się je-
szcze dokładnie obozy; ludzie, którzy później stanowczo
przeciw królowi występowali, teraz jeszcze zachowywają
spokój lub nawet wolę króla popierają. Zbigniew Oleśnicki
przemawiał w tej sprawie dosyd łagodnie; jego powiernik
Długosz namawiał nawet w Rzymie Lasockiego, aby zrzekł
się swej prowizyi i godności ^). Tomasz Strzempiński wre-
szcie pojechał jako poseł królewski do Rzymu i tu w kwie-
tniu r. 1460 wygłosił mowę, pełną humanistycznych ozdób,
nakłaniającą papieża, aby cofnął prowizyę dla osobistości
»quae non est grata regi et militiae regni«*).
Stanowisko Zbigniewa i jego blizkich jest mimo ich
sympatyi dla Lasockiego zrozumiałem dlatego, że wybór
kapituły poparł tu wolę królewską, że chodziło o odparcie
rzymskiej prowizyi, która dawnym Bazylejczykom była
przeciwną. Ale między królem a obozem Zbigniewa na-
stąpił niebawem rozłam stanowczy. Przyczyniły się do
tego kościelne powody, kiedy król nawet wbrew woli ka-
pituł narzucał na biskupstwa swoich kandydatów, przy-
czyniły się dalej w znacznej mierze przeciwieństwa ogól-
nej, politycznej natury. Zbigniew Oleśnicki, który kierował
wolą starzejącego się Jagiełły i młodością niedoświad-
czoną Warneńczyka, znalazł w Kazimierzu Jagiellończyku
*) Por. Cod. epistoł. 1. 2, 97 i 108.
*) Cod. epiBt. Ul, 49.
o KSIĘGA III. ROZDZIAŁ I.
księcia, mającego własne myśli, energię w działaniu i sa-
modzielność. Był ón doradcą przekazanym tradycyą i spad-
kiem, a w takich razach ani spadkobierca nie lubi się
naginać do starości i doświadczenia przeszłości, ani radca
do nowych poglądów i prądów. Zbigniew Oleśnicki ma
wobec Kazimierza Jagiellończyka całą obraźliwość i nie-
zadowolenie ludzi, którzy przez przodków uznani, młodych
książąt uważają niejako za wtrętów czy uzurpatorów, po-
minięcie swej rady czy osoby za zamach na dobro publi-
czne. Ciągle on się uskarża na to usuwanie, na młodsze
elementa »privatum consiliuma, wypierające na dworze
Kazimierza doświadczonych doradców z grona panów
małopolskich, których Jagiełło i Warneńczyk powolnie
słuchali. Stawia on Jagiellończykowi kwestye gabinetowe,
grozi, że usunie się zupełnie, rozdrażniony opozycyą prze-
ciw jego pierwszeństwu jako kardynała stroni od zebrań
publicznych, zaklina króla o poprawę i kilkakrotnie
wywoły wa pamięć św. Stanisława, przypominając jego mę-
czeństwo; męczeństwo Zbigniewa bezkrwawe polegało na
tem, że nowe nastały czasy, a on tęsknił do minionej prze-
szłości; nie znalazł męczeństwa śmierci, lecz dotkliwsze
życia i przeżycia siebie samego. Miał niewątpliwie Zbi-
gniew często słuszne powody żalów; kiedy w otoczeniu
króla odzywały się skrajne i jaskrawe swą radykalnością
rady antykościelne, obruszało to słusznie wielkiego księcia
Kościoła. W innych razach nie miał on jednak tylko zro-
zumienia dla nowych kierunków. Że król elementa szla-
checkie wciągnął do współrady i współdziałania, raziło
możnowładcę, że król sprzyjał Litwie, nie odstępował od
unii personalnej i z wielką oględnością postępował, aby
Litwinów nie odstrychnąć od siebie, gniewało Polaka, któ-
remu świadomość i poczucie wyższości zamykało oczy na
wyższe polityczne interesa i zadania. Rola Zbigniewa za
Kazimierza Jagiellończyka nie przyczyniła ani zasług ani
laurów dla jego chwały. Niezadowolenie, to bierne i tra-
wiące uczucie, skłoniło go do ciągłej postronnej krytyki
LUDZIB I PRĄDY PO SOBORACH. 9
lub do występów, które poniżały majestat i powagę kró-
lewskiego tronu. Jego mowa, pełna goryczy i żalów na
radzie królewskiej w Krakowie z r. 1452^) i występy na
sejmach w Parczewie i Piotrkowie w r. 1453 ') były może
oratorskimi tryumfami, ale czynami niechwalebnymi i zło-
wrogimi. Z aplauzami otoczenia łączył się łomot kruszą-
cego się majestatu króla; a jeżeli Długoszowi wtedy się
zdawało, że w rzymskim zasiada senacie, to senator-
ska wspaniałość robiła tu sobie podnóżek wygodny ze
złomów królewskiego tronu. Zbigniew Oleśnicki żył w roz-
stroju i w tej niezgodzie z królem, który go poniekąd
słusznie »wrogiem swoim« mianował, aż do zgonu. Kry-
tykował wszystkie niemal kroki królewskie, nie wyłącza-
jąc przyjęcia poddania się stanów pruskich z roku 1453.
Spotka! się na tem polu z wiernym orędownikiem Zakonu,
Eneaszem Silviusem, który w r. 1453 burzę pruską chciał
zażegnać, marząc o krucyacie tureckiej. Dawni znajomi
wymieniali wtedy listy, a niegdyś zwaśnieni co do wy-
prawy węgierskiej Warneńczyka, teraz jednego byli zda-
nia >). Wielkie pismo Zbigniewa z r. 1454, po części prze-
słane królowi, w części zatrzymane w domu*), wylicza
cały szereg grawaminów i odsłania duszę starzejącego się
człowieka, który nie ma już steru w ręku, ale mimo że
się zwie ^znużonym i niepotrzebnyma, ma jeszcze dosyć
siły na miotanie słów gromowładnych. Cały ten epilog
życia Zbigniewa jest smutnym w wielu rysach, jak rola
Zamoyskiego za Zygmunta Trzeciego; jeżeli epigony rzadko
dorównywują cnocie i dzielności przodków, to najmniej
epigonowie własnej osoby.
Nie przeczymy, że na dnie tych działań były często
szlachetne pobudki, ale historya, uwzględniając prywatne
') Długosz V, 109.
•) Ibid. V, 138 i Caro Gesch. Polena IV, 447.
*) Por. Anton Weiss: Aeneas 8ylvius Piccolomini, Graz 1897.
List Eneasza z 16 grudnia r. 1453, str. 229.
«) Cod. epist. 1, 2, 145.
10 KssąaA Ul. — rozdział i.
tajniki ludzi, musi jednak przedewszystkiem działalność
publiczną ich sądzić i publiczne ich czynów następstwa.
Patrzy ona okiem późniejszych wieków na ludzi, których
oko zaślepione warunkami chwili nie przewidziało sze-
regu następstw, płynących ze słów niebacznych i choćby
w najlepszej wierze podjętych czynów.
W postępowaniu króla Kazimierza były niewątpliwie
pewne szorstkości. Szczególnie przy wyborach biskupów
przeprowadzał on stanowczo swoją wolę, raz postawiwszy
swego wybrańca narzucał go bezwzględnie, wywierając
stanowczy nacisk na kapituły. Czasami persona grata na
dworze królewskim była bezsprzecznie mniejszej wartości
moralnej, jak jej rywale. Kiedy w roku 1453 przyszło w ka-
pitule gnieźnieńskiej do wyboru arcybiskupa, szale wa-
hały się między Janem ze Sprowy, młodym jeszcze i mało
znanym, a słynącym już z uczoności i śtaihy publicznej
Tomaszem Strzempińskim. Pierwszy był protegowanym
królewskim, drugi, jak król się wyrażał, oculis ingratus
nostris. Król przeprowadził wybór Sprowskiego; jakich
przy tem gróźb i jakiego nacisku użył, wiemy z listu Sę-
dziwoja Czechla, pisanego do Długosza w r. 1472 1). Król,
który nie miał długotrwałych niechęci ani uprzedzeń, już
w roku 1455 najżyczliwiej poparł wybór tegoż Strzem-
pińskiego na biskupstwo krakowskie. Po pięcioletnich
Strzempińskiego rządach wybuchł jednak gwałtowniejszy
zatarg i do namiętniejszych przyszło sporów. W r. 1460
zamierzył król Kazimierz ulubieńca swego Jana Gruszczyń-
skiego popchnąć na biskupstwo krakowskie. Jan Qru-
szczyński nie był zapewne człowiekiem wysokiego na-
stroju; dworak zręczny i wykwintny zawdzięczał on ra-
czej swym towarzyskim zaletom szybkie postępy i życzli-
wość królewską. Długosz zarzuca mu złe życie i zupełną
samowolność, sumienie martwe, niezdolne żadnych wy-
») Cod. epist. I, 2,
ŁUDZIB I PRĄDY PO SOBORACH. 11
rzutów ni żalów *). Prawda, ie historyk całe życie należał
do jego przeciwników; prawdopodobnie więc w tym ja-
skrawym nekrologu nie ważył słów zbyt dokładnie. Ka-
pituła gnieźnieńska wbrew zaleceniu królewskiemu wy-
brała wtedy Jana z Brzezia, doktora praw obojga, który
jednak wskutek gróźb i nacisku królewskiego ustąpił
z praw swoich. Tymczasem w Rzymie Pius Il-gi dał pro-
wizyę na biskupstwo krakowskie Jakóbowi z Sienna,
krewniakowi zmarłego Zbigniewa Oleśnickiego i wyznawcy
podobnych jak wielki kardynał zasad. Sprawa ta zaostrzyła
się bardzo i gwałtowne pociągnęła za sobą skutki. Bellum
spirituale, wojna duchowna trwała przez lata dwa i pół;
Jakób z Sienna rzucał klątwy na nieposłusznych sobie
dyecezanów, król Kazimierz nadzwyczaj surowo występował
przeciw zwolennikom Jakóba, jak przeciw Długoszowi *).
Mowy posłów królewskich wypowiedziane w roku 1461 *)
w Rzymie przed papieżem były stanowczym odgłosem
teoryi królewskiej, » że tylko ten, który jest miłym królowi
i ojczyźniea, może zostać w Polsce biskupem; mowy te
zawierały reminiscencye z oracyi Strzempińskiego i lśniły
cytatami z klasycznych autorów, jak Seneka i Owidyusz.
Nie wywołały one jednak doraźnego skutku, bo dopiero
w roku 1462 Jakób z Sienna zrzekł się swojej prowizyi
i krakowskiego biskupstwa. Król postawił więc na swo-
jem, a Jan Gruszczyński objął na krótko przeznaczone mu
biskupstwo, aby niebawem na gnieźnieńską postąpić sto-
licę. Było to jedno z najtwardszych wystąpień Kazimierza,
tem bardziej szorstkie, że wola kapituły mimo napomnień
królewskich w odmiennym poszła kierunku.
Tego rodzaju starcia papiestwa z władzą świecką
były wtedy na porządku dziennym. Duch opozycyi, który
*) Długosz V. 593.
•) Dlugossii Opera I. 482 — 483.
') Cod. epist. III, 110 i lU. Pierwssa jest Jana Rytwiańskiego,
druga może doktora dekretów Macieja z Raciąża.
12 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ I.
niegdyś w soborach głośno się objawiał, znajdował teraz
upust i ujście w tego rodzaju konfliktach. We Prancyi
walczyło papiestwo z dekretami pragmatycznej sankcyi
i duchem gallikanizmu, w Niemczech pojawiały się ostre
głosy przeciw Rzymowi, jak traktaty hardego Grzegorza
z Heimburga, a spór o biskupstwo w Brixen, na które
kardynał Mikołaj de Cusa dostał w r. 1450 papieską pro-
wizyę wbrew wyborowi kapituły, która oddała swe głosy
Leonardowi Wismair, zakłócił tam spokój na cały lat sze-
reg i miał niejedno podobieństwo z nwojną duchowąa
krakowską ^).
W otoczeniu króla polskiego prądy te antyhierarchi-
czne w drugiej połowie piętnastego wieku takie często
się zaznaczały. Kazimierz pociągał coraz częściej duchowień-
stwo do podatków, nie cofnął się przed zastawem naczyń
kościelnych na potrzeby wojenne, przy czem niektórzy
biskupi stanowczy założyli protest, opierał się pociąganiu
spraw krajowych przed sądy w Rzymie *).
A po za tem padało niewątpliwie w tych kołach króla
niejedno słowo bardziej jeszcze ostre i radykalne, niepo-
kojące umysły i groźne swemi radami. Mamy tu na myśli
słynny memoryał Jana Ostroroga p. i Monumentum . . .
pro rei publicae ordinatione congestum'). Czas jego po-
wstania nie zupełnie pewny; ze wszech miar jednak
wydaje się prawd opodobnem, że pismo to pojawiło się ra-
czej bliżej roku 1460, a nie w drugiej połowie rządów
Jagiellończyka, około r. 1477. Źródła memoryału także na
^) Yoigt, Enea Silvio III, 303 i nast., 573.
') Cod. epist III, 585: quoniam nuUo modo admittere Yolumus
et tolerare, quod subditi regni nostri iure forensi et extraneo debeant
conveniri, gravari et opprimi.
') Bogata literatura w tej sprawie: Caro, Pamiętnik Akad. urn.
wydz. filozof. 1884 str. 37. Tamże Dobrzyński str. 73; Pawiński, Jan
Ostroróg Warszawa 1884; Małecki, Kwartakiik hist. 1887 str. 386,
Rembowski, Niwa 1884.
ŁtTDSU^ I PAĄDY PO dO&OftAC^ 13
pewne określić się nie dadzą. Myślano o piśmie, w Niem-
czech powstałem w r. 1438 p. t Reformatio Sigismundi
imperatoris jako o wzorze i źródle Ostroroga, inni zwra-
cali uwagę na husyckie oddźwięki memoryalu, inni wy-
kazywali wreszcie jego punkta styczne z politycznymi
traktatami francuskimi czternastego wieku. Nie naszem
zadaniem odważać te sądy i zdania. Nas przedewszyst-
kiem zajmuje głos sam Ostroroga i doniosłość tego głosu.
Znać w nim młodość i skrajność młodości. Autor
przebywszy studya na uniwersytecie erfurckim, który się
odznaczał wybitnym soborowym duchem, musiał w jakimś
imiwersytecie włoskim osiągnąć stopień doktora praw
obojga. Prawo rzymskie ma dla niego wielki urok; Dniema
lepszych ustaw nad te, które wymyślili senatorzy i cesa-
rzem, powiada on w swym memoryale. A obok tego hu-
manizm oddziałał na niego całą siłą swych przekonań
i zapałów. Dzieciom z drugiego małżeństwa, zawartego
w późnym dosyć wieku, nadaje on nazwiska Achillesa
i Polisseny; wyraźnie nastrój młodości nigdy go już nie
opusciŁ
Staje on wszędzie na wybitnem narodowem stano-
wisku, wyrzeka przeciw kazaniom niemieckim rozbrzmie-
wającym w Polsce i Niemcom zalewającym polskie kla-
sztory; szczególnie jednak chytrzy Włoszkowie, wyłudza-
jący pieniądze z Polski, budzą jego gniew i sarkazmy.
Narodowy i antyhierarchiczny antagonizm wybrzmiewa
tu w jednych i wspólnych wyrazach. Przemawia on prze-
ciw składaniu bezwzględnej obedyencyi papieżom, bo po-
wtarza za kilku nawrotami, że król Polski prócz Boga
nikomu wyższości nad sobą nie przyznaje, kruszy kopię
za wyborem biskupów przez króla, za zniesieniem annat,
za wstrzymaniem wszelkich datków i podatków dla Rzymu
przeznaczonych. Wszystkie żale i spory, które wtedy po-
ruszały umysły, znalazły tu oddźwięk, a Ostroróg zale-
cał dla nich ostre, stanowcze, radykalne rozwiązania. Przez
14 ksiigoA m. — ttosDźiAŁ t
wszystko snuje się, jak nić przewodnia, słuszne żądanie
poszanowania dla króla, jego osoby i rozkazów.
Ostroróg w wielu szczegółach wstąptt na drogę pro-
wadzącą do narodowego Kościoła, czy państwowego. Zu-
pełna zależność biskupów od wyboru monarchy przekształ-
ciłaby ich niechybnie w urzędników państwowych. Jego
niechęć do duchowieństwa, które radby obedrzeć ze wszel-
kich dochodów, skłoniła go do wycieczek niesprawiedli-
wych i krzywdzących; z oburzenia na nadużycia i niepo-
rządki gotów on nawet uprawnione porządki wywracać.
Duchowieństwo pozbawione wszelkich akcydensów odsyła
do biskupów. »Na to — powiada w rozdz. XV-tyin — są
utworzone biskupstwa i uposażone z dóbr rzeczypospo-
litej, aby sługom kościelnym dostarczały zapłaty. «
Były to dążności grożące przewrotem i podjudza-
jące do rozluźnienia istniejącego ustroju. Król Kazimierz
nie poszedł zapewne nigdy tak daleko w swych wystą-
pieniach, ale jego stanowczość w przeprowadzaniu swoich
wybrańców przy wyborach kościelnych, ściąganie niektó-
rych podatków z duchowieństwa w sposób zaostrzony
przez ludzi niechętnych majątkom kościelnym, wre-
szcie niektóro gwałtowne słowa, które w chwilach na-
prężenia z Rzymem padały, mogły niepokoić ludzi ko-
ścielnych i książąt Kościoła. Kiedy w r. 1478 nuncyusz
papieski Baltazar de Piscia, popierając króla Macieja wę-
gierskiego, posunął się aż do rzucenia klątwy na Kazi-
mierza i jego syna Władysława, króla czeskiego, naten-
czas wysłał król poznańskiego kanonika Jana Gosłupskiego
do Rzymu z poselstwem; zagroził papieżowi, że wszel-
kie beneficya rezerwowane dotąd prowizyi papieskiej sam
będzie obsadzał, że wszelkie apellacye i odnoszenia się do
Rzymu odtąd uzna za niedozwolone, że odwoła wszyst-
kich Polaków przy kuryi pozostających ^). Chociaż do
spełnienia tej groźby nie przyszło, to sam ton jej jest na-
') Por. Cod. epist. I. 2, 281 i Ul, 291.
ŁUDZlt I PlŁĄDlr PO SOilORAOfl. 16
uczającym i dowodzi, jakie prądy nurtowały wtedy na
dworze królewskim.
Król Kazimierz nie był naturą gwałtowną. Przykładny
pod względem obyczajów i życia rodzinnego, nie był on
też bynajmniej wrogiem Kościoła ani kościelnego życia.
Opozycya Zbigniewa Oleśnickiego wypływała w większej
części z politycznych pobudek i w tem miał on za sobą pa-
nów korony, mianowicie małopolskich; osobistość jego po-
tężna i wszechwładna cierpiała na usuwaniu jego wpły-
wów i rady, a czar jego osobistości pociągał za nim tych,
którzy mu byli zupełnie oddani; niektóre wreszcie kroki ko-
ścielne nowego króla napełniały go niepokojem i troską. Lu-
dzie Kościoła bali się o zgnębienie Kościoła przez wolę kró-
lewską, ci, którzy dawniej bronili go przed wszechwładzą
papieską na soborach i podczas soborów, nie mogli oczy-
wiście spokojnie spoglądać na wpływy świeckie, targające
się na wolność kościelną. Wielu z nich chętniejby się
teraz zgodziło na prowizyę papieską, niż na wyznaczenie
biskupa z poręki króla.
Z takich żywiołów składała się opozycya, która się
zawiązała około Zbigniewa i w początku panowania
Kazimierza była obozem krakowskiego biskupa. Wspo-
mnimy tylko wielkich panów, którzy do niej się zaliczali:
Jana z Tenczyna, krakowskiego, Jana z Oleśnicy sędomir-
skiego wojewodę; a przypatrzymy się bliżej ludziom niż-
szym, którzy podzielali poglądy krakowskiego biskupa,
dzielili jego prace i zabiegi.
Znani oni nam już w wielkiej części. Wielu profe-
sorów uniwersytetu, szczególnie starszych, należało do
wiernych stronników i wielbicieli Oleśnickiego. Około roku
1450 przerzedzały się jednak szeregi tego pokolenia. Umarł
wtedy Bartłomiej z Radomia i Jan z Radochoniec, a Jan
Elgot, wierny korespondent Zbigniewa i Długosza opła-
kiwał te zgony: Znakiem to — pissJ^) — gniewu Bożego
') Cod. epist 1, 8, 101.
16 ItSdtOA Ilt. -^ fiOfi^ŻlAŁ t.
być się wydaje, że odchodzą od nas najlepsi, których nauka
i wymowa powinna nas pocieszać, popierać i nami kie-
rować. On sam, sterany na zdrowiu, myślał już raczej
o zbawieniu duszy, niż o czynnych występach i przedsię-
brał w tym celu z Długoszem pielgrzymkę do Jerozolimy.
Wkrótce potem, w roku 1452 po życiu pełnem i różnych
kolejach, oddał Bogu ducha, opłakiwany przez licznych
przyjaciół — commimis omnium amicus — i przez samego
kardynała^). Tomasz Strzempiński, wybitny koncyliarysta
i profesor uniwersytetu, należał także do stronnictwa Zbi-
gniewa. » Wielkim szermierzem za wolność Kościołaa na-
zywa go Długosz '). Dlatego też król Kazimierz stanowczo
się sprzeciwił jego wyniesieniu na arcybiskupstwo gnieź-
nieńskie w r. 1453. Później stosunki się zmieniły na jego
korzyść, w r. 1455 został on podkanclerzym, a kiedy po
śmierci Zbigniewa opróżniło się biskupstwo krakowskie,
król nie miał nic przeciw jego wyborowi. Jako biskup
krakowski pozostał on jednak wiernym zasadom swoim
i Zbigniewa; jak Zbigniew nie pochwalał on wojny pru-
skiej, którą uważał za niekorzystną i niesprawiedliwą,
i jako stróż gorliwy majątku kościelnego nie przystał na
zastawienie naczyń i klejnotów katedry krakowskiej").
Młodszym członkiem tego obozu, który o wiele przeżył
dawnych wspólników pracy i myśli, był Jakób z Sienna.
Był to krewniak Zbigniewa Oleśnickiego, a pod wielu
względami spadkobierca jego stanowiska i jego szerokiej,
bogatej kultury. Nie myślimy ich kłaść w jednym rzędzie;
wielki kardynał przewyższał o wiele swego bratanka po-
tęgą swej osobistości i wpływów; ale Jakób z Sienna
wstępował wiernie w jego ślady, kiedy się zajmował
wszystkiem, co ówczesna cywilizacya dawała człowiekowi
i ludzkości, kiedy na wszystkich polach, w dziedzinie nauki
') Cod. epist. 1, 2, ISO.
') Opera I, 430.
>) DIugosE V, 280 i 8S2.
ŁUDZIB I PRĄDT PO SOBORACH. l7
i sztuki przysparzał chwały i pożytku swojej ojczyźnie,
wzbogacając księgozbiory polskie i zdobiąc świątynie cen-
nymi nabytkami i pomnikami, a miał dalej ze Zbigniewem
to podobieństwo, że był popędliwy — ad iram vehemens,
jak się Długosz wyraża, co się wyraźnie zaznaczyło w jego
długim i stałym oporze podczas »wojny duchownej« o kra-
kowską stolicę. Wykształcenie swe musiał on osiągnąć
za granicą, może w Rzymie, dokąd odtąd w misyach dy-
plomatycznych i innych po kilkakroć wracał. W r. 1448
był sekretarzem królewskim, dobrze zapisanym w sercu mo-
narchów *), w r. 1449 znalazł się w Rzymie jako wysłannik
Zbigniewa i tam pozyskał sobie względy i łaskę życzliwą
papieża Mikołaja Y-go"). Wkrótce też został protonota-
ryuszem apostolskim, a prowizye, w Rzymie wyrabiane,
wnosiły mu coraz nowe beneficya; król stale mu przy-
chylny popierał te jego zabiegi i starania*). W r. 1459
już jako proboszcz gnieźnieńskiej i krakowskiej kapituły
posłanym on został w zaszczytnej misyi na kongres man-
tuański, który papież Pius II zwołał w celu przygotowa-
nia i podjęcia antytureckiej krucyaty. Jakób ze Sienna
wystąpił tu z mową radzącą, aby Zakon Krzyżacki przenie-
siono na wyspę Tenedos dla walki z Turkami. Pius Il-gi nie
przyklasnął jednak tej myśli, a prokurator Zakonu wystąpił
z mową, szarpiącą polskiego monarchę*). Ponieważ poseł
polski zarzutów tych nie odparł, ponieważ wogóle nic nie
wskórał, wzięto mu to za złe; zarzucano mu, że swoje ra-
czej interesa, a nie publiczne uprawiał na kongresie. Jego
ambicya zrażała doń ludzi ^), podejrzy wano go, że schorowa-
nego Tomasza Strzempińskiego namawiał, aby na jego
') Cod. epist. III, 86.
*) Por. jego biografię u Korytkowskiego, Arcybiskupi gnieź-
nieńscy t II, str. 892.
•) Por. Cod. epist. III, 689.
*j Długosz V, 299 i Voigt Enea SUyio 3, 68.
^) Yirum ambitionis notoriae nazywają go przeciwnicy u Dłu-
gosza V, 336.
0ifl. Ualw. T. u. 8
16 KSI^A ni. KOZDZIAŁ 1.
korzyść zrzekł się stolicy krakowskiej. To też niebawem
wybuchło owe bellum spirituale, w którem król się oparł
jego prowizyi na krakowskie biskupstwo. Kiedy w roku
1463 spór się uciszył po zrzeczeniu się Jakóba z Sienna,
udał się tenże na południe. Słyszymy, że papież Pius Il-gi
dawnego posła mantuańskiego przyjął życzliwie, że po-
wierzył jego opiece miasto i pałac w Tivoli, aby Jakóbowi
zapewnić utrzymanie i dochody^). W Rzymie i Tivoli
wypoczął on też po pełnych niepokoju i rozstroju latach osta-
tnich. Król Kazimierz tymczasem, który chętnie zapomi-
nał urazy, chciał go już w roku 1463 posunąć na biskup-
stwo płockie, a w r. 1464 nie sprzeciwił się jego wynie-
sieniu na stolicę kujawską. Po ośmiu latach rządów osię-
gnął on w r. 1473 najwyższą godność kościelną w Polsce,
arcybiskupstwo gnieźnieńskie i jako prymas życie zakoń-
czył w roku 1480.
Częste podróże na Południe i pobyty we Włoszech
wyrobiły w nim wielkie interesa naukowe i obudziły
umysł i poczucie dla wszystkiego co piękne. Z Wioch
przywoził on rękopisy do Polski, kupił n. p. w Bolonii
w r. 1469 bardzo ozdobny rękopis starszego Pliniusza,
który następnie darował uniwersytetowi'), księgozbiory
krakowskie i inne wzbogacił rozmaitymi darami. A ko-
ścioły, przy których był kanonikiem i biskupem, otrzymały
z jego hojności liczne i cenne nabytki, wyroby hafciar-
skie, arrasy, a przede wszy stkiem stalle, uderzające swą
ozdobnością. »W dziejach kultury i cywilizacyi tego czasu
odegrał on niepoślednią rolę«^). Była to osobistość pełna
życia i krewkości, nie zapominająca o swoich postępach,
lecz śledząca z równą gorliwością wszelkie drgania i kroki
swojego wieku.
^) bługosz Opera I, 542.
') Katalog rękop. Jag. n. 531.
') Por. o tern wszystkiem gruntowną rozprawę prof. Soko-
łowskiego, Z dziejów kultury i sztuki, Kraków 1897, mianow. str. 9,
15 nast.
Łm>ZnB I l>RĄDT PO dOfiOHAGH. 19
Wybiegliśmy z nim nieco w dal; na jego młodość
i pierwszą życia połowę wywarł Oleśnicki wpływ swój
przeważny; dostał się on w kręgi fal poruszonych ude-
rzeniem wiosła tego wielkiego wioślarza. Zbigniew tak
mu ufał, że podobno przemyśliwał o następstwie krewniaka
na krakowskiej stolicy. Mówiliśmy już o schyłku życia
wielkiego kardynała, o jego »secessus«, pozornem cofnię-
ciu się od działań publicznych i burzach, które miotały
jego duszą. Pierwszego kwietnia roku 1455 umarł on
w Sandomierzu, gdzie czas postu przepędził na ćwicze-
niach i służbie duchownej. — Odznaczył się za młodu
pr2y pogromie Krzyżaków pod Grunwaldem; w chwili
śmierci dochodził go znów szczęk broni wielkiej pruskiej
wojny. Zamykał oczy z niepokojem co do przyszłości kraju
i dalszych kroków młodego króla, któremu nie ufał. Kiedy
Zbyszek, dzwon ofiarowany przez niego katedrze krakow-
skiej, rozbrzmiewał nad jego zwłokami, zwiastował on
miastu i światu zgon wielkiego człowieka, który był długo
»pierwszym po królu«, a w końcu strącony z tego stano-
wiska zajął prawie stanowisko pierwszego przeciw kró-
lowi, człowieka, który we wszelkich dziedzinach życia pu-
blicznego i duchowego w Polsce wywarł wpływ ogrom-
ny, stanowił epokę, a po części zamykał epokę stano-
wczej supremacyi Kościoła nad państwem. »Był on — we-
dług słów wiernego mu do śmierci i po śmierci Długo-
sza— jak gwiazda jaśniejąca, opromieniająca królesti^o
polskie i kościół krakowskLoc
Zanim się z tą postacią rozstaniemy na zawsze, trzeba
nam jeszcze poświęcić uwagę jednemu z ostatnich czynów
jego życia, powołaniu Jana Kapistrana do Krakowa. Przy-
bycie tego zakonnika do Polski jest zrozumiałem jedynie
na tle szerokiem ogólnych prądów ludzkości i prądów po-
litycznych chwili i na tem tle dopiero rysuje się wyraźnie.
W pierwszej połowie piętnastego wieku myślano
20 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ I.
O poprawie Kościoła i społeczeństw przez sobory. Szcze-
gólnie uniwersytety i akademicka nauka rzuciły to hasło
i spodziewały się od koncyliów wykorzenienia głównych
niedostatków ciążących na ludzkości. Równocześnie z tern
szedł inny prąd, dążący do reformy klasztorów i zakonów,
przez które odrodzenie życia i obyczajów miało się dostać
w szerokie warstwy społeczeństwa. Franciszkanie odzna-
czali się na tern polu; powracając do pierwotnej reguły
swojego zakonu, nawiązując tradycye dawnej surowości,
zaczynając więc reformę od siebie, chcieli oni przykładem
i nauką zwalczać wszystko złe nagromadzone przez wieki.
Tak powstali t z. Obserwanci, którzy w piętnastym wieku
dochodzą do wielkiego rozkwitu, a odgrywają z wielu
względów podobną rolę, jak Jezuici w stuleciu następnem.
Wielka postać Bernardyna z Sienny zajaśniała wśród ich
szeregu, a postać ta przysporzyła całemu zgromadzeniu
świetności i chwały, kiedy Mikołaj V-ty w roku jubileuszo-
wym 1450 wyniósł ją na stopnie ołtarzy. Podczas soboru
bazylejskiego Obserwanci stali wiernie przy papieżu;
Eugeniusz IV-ty otaczał ich dlatego szczególną życzliwo-
ścią i opieką. Nie dziw więc, że kiedy soborowa epoka
minęła i przygasły soborowe zapały, papiestwo upatrzyło
w zastępach tych Franciszkanów odpowiednie narzędzie
do reformowania ludzkości, do dokonania tego, o co so-
bory w swych usiłowaniach reformy na próżno się kusiły.
Druga połowa piętnastego wieku znaczy się na polu re-
ligijnem wielkiem podnieceniem i rozgrzaniem umysłów,
a najpiękniejszym kwiatem tego religijnego nastroju było
pismo: o Naśladowaniu Chrystusa, uderzające swoją świe-
żością i nieśmiertelnością. Obserwantom, którzy byli mi-
syonarzami z powołania i zawodu, przypadła w tym ru-
chu religijnym bardzo wybitna rola.
Jan Kapistran szedł w ślady Bernardyna ze Sienny
i od wielkiego swego poprzednika datował odnowienie
religii katolickiej. Wstąpiwszy do zakonu w roku 1416,
zaczął on działalność swoją we Włoszech, każąc po mia-
ŁUDZIB I PRĄDY PO SOBORACH. 21
Stach półwyspu, szczególnie w miejscach uniwersyteckich,
aby nauką swoją i wymową zdobywać umysły młode
i uzbrojone wykształceniem na dalszą szermierkę. Po roku
1450, kiedy Mikołaj V-ty papież słał na wszystkie strony
świata swoich legatów, aby prostować i regulować za-
wichrzone stosunki*), otworzyła się misya północna dla
Kapistrana. Cesarz Frydryk Ill-ci przez Eneasza u papieża
misyę tę wyrobił. Na ubogiego Franciszkanina nałożono
rozliczne zadania; miał on między klasztorami północy
zaprowadzić obserwantyzm, ale prócz tego umysły jednać
dla cesarza, zetrzeć się z husytyzmem i przygotowywać
umysły do antytureckiej krucyaty*). Capistrano, który był
uczonym i pisał »przeciw Bazylejskim schizmatykom«,
mógł i w tym kierunku antysoborowym walne oddać pa-
piestwu usługi, stłumić spóźnione echa koncyliarnych as-
piracyi i pogróżek.
Jeden człowiek i to zakonnik miał więc stawić czoło
zepsuciu społeczeństw i dążeniom szeroko rozgałęzionym.
Było to w stylu wieku, a przedewszystkiem w stylu
włoskim. We Włoszech przez cały wiek XV-ty rozbrzmie-
wały po miastach potężne głosy i gromy zakonników, na-
woływujących do pokuty, poprawy, zerwania z grzechem,
nałogami i narzędziami używania i rozpusty. Potęga głosu
i wymowy grała tu na duszach ludzkich, wyrywała z piersi
napełnionych przestrachem i skruchą słowa wyrzeczenia
i czyny pokutne; całe miasta gromadziły się około kazno-
dziei i w przystępie żalu paliły to, co dotychczas uwiel-
biano, czem się cieszono, na stosach (talamo) umyślnie
wznoszonych®). Szereg tych kaznodziei, czy proroków
snuje się przez wiek cały od Bernardyna z Sienny aż
do słynnego Savonaroli, spalonego w roku 1498 we Flo-
rencyi.
') Pastor, Geschichte der Pdpste I, 344. — Por. też Yoigt, Enea
m, 312.
*) Yoigt, Joh. Capistrano, Histor. Zeitschrift X, str. 42.
■) Por. Burckhardt: Cultur der Renaissance II, 241.
22 |C8IĘGA IIT. ROZDZIAŁ J.
Tera^ tep głos i ta wymowa miały spróbować sij
swoich na Północy. Syn Abruzzów, Giovanni Capistrano
miał wobec Niemców i Słowian podobnych użyć śro-
dków na poruszenie i oczyszczenie sumień. Podążył on da
połudpiowych Niemiec i wschodnich, zwiedził pogra-
nicza husyckiej rozterki. Na wiosnę roku 1451 puścił
się Capistrano na tę północną wyprawę, przebiegł z kolei
Neustadt, Wiedeń, Ratysbonę, Norymbergę, Lipsk, Mag-
deburg, Hallę, Erfurt, Wrocław, przebywał dużo na Mo-
rawach. Książęta i miasta zapraszały go przez swych po-
słów*); wszyscy byli spragnieni jego głosu, który pioru-
nował przed masami nierozumiejącemi jego słowa, w ła-
cińskim języku po kilka godzin dziennie. Wiel« sprawiał
sam widok natchnionego kaznodziei, który morę Italico, rę-
kami i nogami komentował i popierał słów swoich donio-
słość^); reszty zadania dopełniał tłómacz, przekładający
mowę kaznodziei na język pospolity. Gromy spadały na
grę i wybredność w ubraniach, na peruki i długie fry-
zury kobiece, na sztuczne farbowania i spiczaste trzewiki,
na lichwę, wyzyskującą biedaków. Okrzyk Penitenza był
konkluzyą i miał być hasłem poprawy i odmiany. Ostre
słowa padały też z kazalnicy na żydów i doprowadziły
w wielu miejscach do stanowczych przeciw żydowskiemu
plemieniu wystąpień.
Wieści o tych zwycięstwach i powodzeniach francisz-
kańskiego zakonnika, o cudach, które on sprawiał w su-
mieniach i innych cudach, któremi opromieniono jego osobę^
dochodziły do Polski i budziły pragnienie zużycia tej siły
dla miejscowych niedostatków i potrzeb. Przecież Polska
leżała w promieniu husyckich dążności i nadawała się już
dlatego do posiewu wielkiego kaznodziei. Przy tem my-
ślano o misyjnych zadaniach względem Wschodu, a mia-
*) Yoigt. Histor. Zeitschr. X, 44.
') Morę italico manibus et pedibus praedicata demonstrayit —
Yoigt Enea U. 26.
LUDZIK I PRĄDY PO 80B0RA0H. 23
nowioie Rusi. Unia florencka nie wiele tu zdziałała; w Pol-
sce o jej skutkach wyrażano się nawet wobec papieża
z pewnem lekceważeniem^). Obiecywano sobie tedy, że
przybycie Kapistrana mogłoby tu cuda wytworzyć i do-
prowadzić unię na Rusi, w której prace soboru florenc-
kiego prawie żadnych nie pozostawiły śladów. A wreszcie
żywiono nadzieję, że nauki złotoustego mówcy wpłyną na
poprawę obyczajów, na których upadek w tej dobie skar-
żono się coraz częściej i z coraz większym przestrachem.
Na pewne zdziczenie obyczajów, rozluźnienie kar-
ności społeczeństwa, na zbrodnie zbyt bezczelnie szerzące
się i cieszące się zupełną bezkarnością utyskiwano wtedy
powszechnie; w Niemczech żale te były na porządku dzien-
nym, w Polsce w początkach panowania Kazimierza Ja-
giellończyka skargi te rzucano ciągle w oblicze króla i ro-
biono monarsze zarzuty, że tej sromoty nie usiłuje powścią-
gnąć. Długosz piętnuje w kilku miejscach ten stan zdzi-
czenia, kradzieże i rozboje, coraz bardziej się szerzące'),
Elgot w liście do Oleśnickiego z r. 1448 opisuje gwałty
uliczne, których widownią był wtedy Kraków •). Ciągle
przy tem pojawiała się skarga, że niema ręki, któraby po-
skromiła te zbrodnie *). A obok tych jaskrawych występków
przyjmować się teraz zaczęła miękkość czy zepsucie pod
wpływem rosnącego dobrobytu po miastach i tchnień rozlu-
źniających wskrzeszonej kultury, która po wierzchu na-
przód poznana jaskrawemi przede wszystkiem stronami ude-
rzała i pociągała umysły. Wzrost i rozkwit miast w są-
siednich Niemczech był wtedy ogromny; uderzały one
cudzoziemców swoją pięknością i świetnością, Eneasz Sil-
yius unosił się nad ich przepychem. Nihil magnificentius,
') Cod. epistoł. I, 2. 122 i 125.
>) Długosz V. 40, 70, 87.
*) Cod. epist. 1, 2, 46.
^) Długosz V, 41: Nec inventu8 est aliguis ex omnibus regoi
Poloniae baronibus, qai interponeret se ad sabmovendum tanta spo-
Ha et furta. Elgot 1. o. non est qui... cohibere yelit.
24 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ I.
nihil ornatius tota Europa reperies. Pokrewny im miesz-
kańcami i nastrojem Kraków dotrzymywał kroku temu
rozwojowi i postępowi. W końcu wieku pisa^ Schedel,
że znajdzie tu wszystko, czego natura ludzka pożąda,
a przypomnieć warto, że mieszczki krakowskie wycho-
dziły wtedy za mąż za książąt śląskich^).
Z ożywieniem się handlu i wzrostem dobrobytu szło
w parze wielkie podniesienie się przepychu i wystawno-
ści w ubiorach, życiu i strawie. Kaznodzieje niemieccy
piętnastego wieku, a mianowicie największy z nich Geiler
von Kaisersberg są niewyczerpani w jaskrawem przedsta-
wianiu tego przeobrażenia się obyczajów na gorsze. Es
gon jetz— mówi Geiler — Frauwen wie die Man, lassent
das Har an den Rucken hangen und hont Baretlin... uff.
Sebastian Brant piorunuje na młodych elegantów; sie
btiflen das Haar mit Schwefel imd Harz und steifen es
in feste Formen etc. etc. *). A zupełnie podobnie jak Geiler,
utyskiwano wtedy w Polsce nad zepsuciem obyczajów,
nad wzrastającym przepychem i zniewieściałością w ubio
rze'), piętnowano mieszkańców Krakowa wdumę i prze
pych w ubiorach kobiet... ; doszło do tego, że żony i córki
mieszczan noszą pokrycie na głowy, które zwykle birretami
zowią, wartości dwudziestu, trzydziestu lub więcej grzy
wien.« Na innem miejscu sam Długosz zabiera głos w tej
sprawie, gromiąc pyszałków, trwonicieli, niewieściuchów
co włos swój trefią i w loki układają i idą o lepsze w mięk
kości z niewiastami*). Ten sam przełom, który trwożył
kaznodziejów niemieckich, to samo wyłanianie się jakiejś
nowej kultury z twardej i surowej średniowieczyzny za-
znaczył więc dobitnie Długosz w swojej historyL Jan
Elgot, jako wikary in spiritualibus, przemyśliwał o środkach
») Długosz V, 128.
') Dużo szczegółów z Janssen^a, Gesohichte des deutsohen
Yolkes 1, 402 i nast.
•) U Długosza IV, 601.
*) V, 471,
LUDZIE I PRĄDY PO SOBORACH. 26
ratunku; naradzał się w tym celu z mistrzem uniwersy-
tetu Mikołajem Tempelfeldem z Brzegu, który był przez
lat szereg kaznodzieją kościoła Panny Maryi, jakby zara-
dzić złemu — ąuatenus circa vitia populi civitatis Craco-
yiensis opportuno remedio succurreretur. — Teraz słowa
Kapistrana miały zagrzmieć nad sumieniami.
Począwszy od roku 1451 słał w tym celu Zbigniew
Oleśnicki liczne pisania do Kapistrana, zapraszając go do
Krakowa, król Kazimierz także od siebie przesłał doń pi-
smo wzywające. Zbigniewowi chodziło bardzo o pozyska-
nie wielkiego kaznodziei; głos jego rozbrzmiewający w Kra-
kowie podnosił stolicę biskupią krakowską ponad inne
dyecezye, a o to biskup-kardynał zawsze gorliwie się sta-
rał; przytem rachował Zbigniew, że przez wpływy i rady
zakonnika zmieni niejedno w postępowaniu króla Kazi-
mierza. Kiedy Capistrano w r. 1453 pojawił się w Wro-
cławiu, Jan Długosz osobistem wstawieniem się ostatecznie
wyjednał jego przybycie do Polski i wraz z nim zawitał
niebawem do Krakowa. 28-go sierpnia r. 1453 nastąpił
upragniony przyjazd, a raczej wjazd tryumfalny. Wielkie
masy ludu wyległy przed Kleparz; król, królowa Zofia
i kardynał wprowadzili upragnionego zakonnika wśród
tłumnej procesyi do miasta. Nie zamieszkał on tu, jak zwy-
kle czynić zwykł, w klasztorze Franciszkanów. Krakowscy
bowiem Franciszkanie byli co^wentuales^ t j. luźniejszą mieli
regułę, a podczas soboru bazylejskiego stali po stronie kon-
cylium, tak że aż Zbigniew Oleśnicki musiał ich w roku
1449 bronić i usprawiedliwiać przed jenerałem Minory-
tów ^). W Krakowie wysiadł tedy Kapistran w domu mie-
szczanina Jerzego Sworcz w rynku 2). Niebawem zaczęło
się jego działanie. Wątpić nie możemy, że z królem omó-
wił on rozmaite sprawy, mianowicie rzeczy sporne, rażące
wielkiego kardyn^Ja. Wystąpił więc przeciwko podatkowi,
») Codex epiat. III, 673.
•) Długosz Hiat. V, 148.
26 KSIĘGA m. ROflCDZIAi/ I.
zwanemu stationes, którym król obciążał szczególnie do-
bra klasztorne ^), wystąpił przeciw przywilejom, które król
w r. 1447 nadał i potwierdził żydom. Jan Kapistran wszę-
dzie się ucierał z wpływami żydowskimi, ich lichwą i nad-
użyciami. Już we Włoszech tem się odznaczył, w Niem-
czech napiętnował przed królem Fryderykiem spustoszenia
lichwy żydowskiej'), w Wrocławiu przyszło za pobytu
Kapistrana do procesu żydowskiego i wypędzenia żydów
z miasta'). Z rosnącym dobrobytem i rosnącem znacze-
niem żydów na targu pieniężnym szło wtedy ręka w rękę
podniecenie umysłów przeciw semickiej rasie, mnożyły
się wybuchy niechęci i prześladowania. Od r. 1432 pona-
wiały się w miastach niemieckich coraz częstsze wypę-
dzania lichwiarzy żydowskich*). Lecz, jeżeli poeta nie-
miecki Helbling śpiewaj wtedy:
Der Jaden ist gar za viel
Hie in diesem Lande,
to jakież wrażenie zrobić musiała ich mnogość w Polsce,
do której według późniejszego źródła wszelkie żydy, wy-
pędzone z sąsiednich królestw i krajów napływały ^). Król
Kazimierz oparł się jednak radom Kapistrana i Zbigniewa
i przywileju nie odwołał. Długo to burzyło umysły •), a nie-
którzy przypisywali niepowodzenia królewskie gniewowi
Boskiemu za te i inne obrazy.
Główną jednak działalność rozwinął gorliwy zakon-
nik przed tłumami i dla tłumów. Pobyt jego w Krakowie
przeciągnął się aż do 14 maja r. 1454. Przez cały ten czas
rozbrzmiewamy w królewskiej stolicy jego słowa. W lecie
*) Caro, Gesohichte Polens IV. 460.
') Yoigt w Hist. Zeitschr. 10, 42 i Enea Silvio II, 25.
•) Mon. Pol. hist. III, 785.
*) Janssen, Gesohichte des d. Yolkes I, |419 nast. Por. ibid.
VIII, 24 nast.
*) CoUect. ex archivo coU. iurid. I, 391 — 2. (Uchwały synodu
piotrk. z r. 1542).
*) Por. słowa Oleśnickiego Cod. epist. 1, 2, 146.
ŁUDZIĆ I PllĄDY PO SOBORACH. 27
ustawiano ambonę przed kościołem św. Wojciecha na
rynku. Tłumy zalegały plac cały i z natężoną uwagą
słuchały dwugodzinnego łacińskiego kazania, które nastę-
pnie ksiądz miejscowy, najczęściej profesor uniwersytetu
Stanisław z Kobylina ttómaczył na polskie '). W zimie
odbywały się kazania w kościele Panny Maryi. Mówiono
o wielu cudach, uzdrowieniach; pod wrażeniem słów gro-
miących zbytek i rozpusty spalono na stosie rozmaite przy-
bory i narzędzia zabawy. Kraków jako miasto uniwersy-
teckie szczególnie musiał podniecać płomienistą wymowę
wielkiego kaznodziei. Rozgrzmiał tu niewątpliwie sąd nad
pychą i wyniosłością akademickiej nauki, która co dopiero
tak śmiało podniosła głowę przeciw papiestwu; rzucono
jej w oczy Hamletowskie: idź do klasztoru, a działalność
Kapistrana znalazła szczególny oddźwięk wśród bakałarzy
krakowskich. Wielu z nich według świadectwa współcze-
snego przywdziało szaty zakonne').
Ale zapytać się należy, czy obok zwykłej misyjnej
pracy padły tu posiewy szerszego apostolstwa, zbliżające
dwa Kościoły chrześcijańskie do siebie, podejmujące dzieło
zaledwie poczęte przez unię florencką? O pracy takiej na
razie nie słyszymy. Myślano o takich zadaniach, kiedy
przywoływano Kapistrana do Polski, ale rola jego ogra-
niczyła się na Krakowie. Rok 1453, naznaczony klęską
chrześcijaństwa, upadkiem Konstantynopola, odwrócił nie-
bawem oczy i uwagę w inną stronę, wysunął naprzód
niebezpieczeństwo tureckie i zwrócił Kapistrana jak tyle
przewodnich umysłów piętnastego wieku na tory antytu-
reckiej propagandy.
Z husytyzmem nie było się co w Krakowie rozpra-
wiać. Po upadku Gałki kacerstwo to zdawało się drze-
mać. W liście zapraszającym do Kapistrana z roku 1451
*) Monum. Pol. histor. HI, 876.
^ Mon. Pol. III, 413: multi... baocalaurei uitravenmt ad eum
in religionem,
28 KSngoA in. — rozdział i.
mówi Oleśnicki o szczególnej prawo wiem ości królestwa
polskiego ^).
*) Długosz Hist. V, 94. — Zetknął się Kapistran w Krakowie
z pewnym magistrem, nazwiskiem Paulus de Praga, który wpra-
wdzie nie był otwartym wyznawcą husytyzmu, ale miewał z Hu-
sytami stosunki i w każdym razie dwuznaczne w tej mierze zajął
stanowisko. Ten Paulus de Praga, urodzony z żyda, zwiedził w ciągu
życia rozmaite uniwersytety, praski, wiedeński, padewski, bonoński,
krakowski, studyując artes i medycynę. Około r. 1443 zaczął nau-
czać w Pradze, lecz wkrótce wypędzonym stąd został przez Kaliity-
nów do Pilzna. W r. 14f61 przybył on do Krakowa i zapiss^ się do
metryki uniw. jako mag. Paulus de Praga doctor artium et medi-
clnae. W r. 1452 uszedł stąd przed zarazą do Wrocławia. Tam się
spotkał z Janem Kapistranem, a skoro odkryto przypadkiem jego
stosunki listowne z Hus3rtami, których do Wrocławia zapraszał,
wtrąconym został do więzienia. Kiedy jednak złożył stanowcze wy-
rzeczenie się błędów i obiecał przyjąć wszelką karę z ręki Kapi-
strana, wypuszczono go na wolność. Wtedy wbrew przyrzeczeniom
umknął on natychmiast do Pragi i tam nawiązał i odnowił znów
pewne z Hu sytami stosunki. Ponieważ jednak nie znalazł u nich ży-
czliwości ani poparcia, wrócił do Krakowa. Los go tu zetknął znowu
z Kapistranem. Za dawne i świeże przewinienia wtrącono go za
przyczyną kaznodziei ponownie do więzienia. Zdaje się, że przyganiał
jego naukom, odzywał się z pewnemi husyckiemi zdaniami. (Por.
Dzieduszycki Zb. Oleśnicki II, 412). Dopiero kardynał Zbigniew pis-
mem do Mikołaja V-go z r. 14;53 wstawił się za nim, twierdząc, że
to człowiek w gruncie nie niebezpieczny i nie zatwardziały w prze-
wrotności. Dziwaczna to raczej osobistość, autor dzi^a yiginti ar-
tium (Pauli Paulirini olim Paulus de Praga Yocitati yiginti artium . . .
liber. Cod. Jag. 267), które w Krakowie przechowywane uchodziło
długo za księgę czarodzieja Twardowskiego. W rzeczywistości jest
to encyklopedya wiedzy ówczesnej. Por. Muczkowski, Pauli Paulirini
yiginti artium librum... descripsit J. M. Cracoyiae 1835. Piss^ on
do wszystkich książąt świeckich i duchownych o zasiłki, znalazł
wreszcie w r. 1466 przytułek u króla czeskiego Jerzego Podjebrada.
(Muczk. str. 15 i 59). Ale i tu źle mu się działo, bo narzucać swe
rady księciu, krytykował rządy swego opiekuna (str. 60), a Husyci
go prześladowali. Ma on rysy pokrewne z innym Czechem, owym
Pawłem Krawarem, który około r. 1432 żebrał u Jagiełły i narzucsił
mu swe rzekomo światłe i zbawcze tajemnice i rady. Cod. epist
III, 613.
LUDZIB I PRĄDT PO SOBORAOH. 29
Za to udały się franciszkańskiemu kaznodziei inne
zadania, zachody około podniesienia dusz, pomnożenia
chwały Bożej i swojego zakonu. Zbigniew Oleśnicki za-
łożył w Krakowie na Stradomiu klasztor Obserwantów
Św. Franciszka, u nas Bernardynami zwanych, niebawem
powstały klasztory ich w Warszawie, Poznaniu, Kościanie,
Wschowie i Kobylinie*). Bernardyni stali się z biegiem
czasu najliczniejszym i najpopularniejszym zakonem u nas;
podczas gdy bowiem inne zakony składały się przewa-
żnie z obcych kolonii, Włochów lub Niemców, to ducho-
wna rodzina św. Kapistrana z początku zaraz na samych
tylko Polaków się ogranicza, przybiera oddzielne zupełnie
stanowisko, a nawet nieco odmienną u siebie wyrabia
regułę*). A ponieważ ci Bernardyni rozwinęli niebawem
wielką na Wschodzie działalność, przeto wpływ Kapistrana
odbił się pośrednio na dziejach i rozwoju unii Kościołów.
W wieku piętnastym, głoszącym ciągle reformę i spra-
gnionym reformy, wiele osobistości zaczynało, jak nadmie-
niliśmy, tę reformę od siebie, przyświecało przykładem
świętego i bogobojnego życia. Wspominaliśmy Andrzeja
Laskarza, biskupa poznańskiego, jednego z najzagorzal-
szych koncyharystów w początku wieku, który i w Kon-
stancyi i w kraju popierał reformę zakonów, miał stosunki
z klasztorem Benedyktynów w Melk i pod koniec życia ze
stolicy biskupiej do tamtejszej celi zakonnej zamierzał się
schronić. Jego przyjaciel najbliższy Paweł Włodzimierza
wstępuje na schyłku żywota do zakonu Kanoników Late-
raneńskich. Bazylejczyk Dersław z Borzynowa został także
po ruchhwem i pełnem działaniu kanonikiem regularnym.
Myśl, aby surowy zakon Kartuzów sprowadzić do Polski,
snuje się od Jagiełły przez cały wiek piętnasty; historyk
Długosz szczególnie nią się przejął i kilkakrotnie pona-
*) Długosz Hist. V, 217.
*) Por. artykuł ks, Chodyńakiego, Bernardyni w Polsce, w En-
cyklopedyi kościelnej.
30 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ t.
wiat zachody w tej mierze, które jednak nie dosięgły za-
mierzonego celu.
Pobyt więc Jana Kapistrana w Krakowie znalazł
rolę podatną i zaważył także stanowczo na rozgrzaniu
religijnem serc i dusz podniesieniu. W wieku tym, w któ-
rym Dominikanie wydali cały szereg wzniosłych postaci.
Franciszkanie zabłyśli wieńcem cnotliwych zakonników,
na których czele stanął Bernardyn z Sienny i), ziemie
Polski umaiły się również wzniosłych postaci urodzajem.
Stulecie to w Polsce wydało poczet ludzi, których Kościół
uwieńczył swą aureolą i wyniósł na stopnie ołtarzy. Od-
młodzony zakon św. Franciszka znacznie się do tego przy-
czynił. Długosz mówiąc o założeniu klasztoru Obserwan-
tów w Tarnowie, wspomina o bracie Janie Melsztyńskim,
synu Spytka, który w młodym wieku, porzuciwszy wszelkie
świata marności i pokusy, zmienił szaty wystawne na
ubogą suknię zakonnika i zajaśniał wśród braci klasztor-
nej wzorem cnót wszystkich, z niezwykłem poświęceniem
chorych podczas zarazy pielęgnował, aż sam dotknięty za-
razą objąwszy wizerunek Chrystusa świętą swą duszę
oddał Panu Bogu '). W Krakowie samym zajaśniał wśród
Bernardynów cnotami Szymon z Lipnicy, bakałarz uni-
wersytetu Jagiellońskiego z r. 1457, zaliczony po śmierci
w r. 1482 do rzędu błogosławionych, we Lwowie misyami
na Rusi wsławiony Jan z Dukli (f 1484), w Warszawie
Władysław z Gielniowa •). Równocześnie i w innych kla-
sztorach krakowskich zajaśni^^y postacie słynne ze świą-
tobliwości. Wpisany w r. 1443 do pocztu uczniów kra-
kowskich brat Izajasz z zakonu Augustyanów przy ko-
ściele Św. Katarzyny umiera w r. 1471 w aureoli świętości;
syn książęcego litewskiego rodu, Michał Gedrojd, uczeń
uniwersytetu krakowskiego, w którym osiągnął w r. 1465
^) Pastor, Geschichte der P&pste 1, 32.
") Liber Benef. Opera IX, 479.
*) Zeissberg, die poln. Geschiohtsschreibung str. 196.
ŁUDZIB t PRĄDY PO SOBORACH. 31
stopień bakałarza, pędzi swój żywot w klasztorze Marków
w Krakowie i zostaje po śmierci (f 1485) zaliczonym do
pocztu błogosławionych; równocześnie żyje w klasztorze
Kanoników Lateraneńskich u Bożego Ciała inny błogo-
sławiony mąż, Stanisław Każmierczyk, który w r. 1461
został bakałarzem w krakowskim uniwersytecie, a w roku
1489 życia dokonał. Dopełnia wreszcie szeregu tych postaci
mistrz krakowski Jan Kanty i królewicz Kazimierz, który
r. 1484 w Grodnie młodo umiera i opromieniła rozgło-
sem swej świątobliwości kraj i jego dynastyę.
Wszystkie te daty, zbliżone do siebie, świadczą wy-
mownie o jakimś wielkim posiewie, który w duszach kieł-
kować zaczął, pasmo tych cnót snuje się jak nić złota
przez wszystkie rozterki i burze wieku. Zapanowała wtedy
w wielu duszach jakaś żywsza miłość Chrystusa, podnio-
słość rwąca do poświęcenia, zaparcia się własnej osobi-
stości i ziemskich przynęt i uciech. W wielu klasztorach
obostrzano reguły, nakładano twardsze pęta na brać za-
konną. Słynny profesor uniwersytetu Jagiellońskiego Jakób
z Paradyża nie znalazłszy u Cystersów mogilskich ideału,
do którego zdążał, przeniósł się dlatego do surowszych
Kartuzów w Niemczech. W niezliczonych przykładach wi-
dnieje podobne dążenie do doskonałości, pościg za wię-
kszemi i wyższemi wyrzeczeniami*).
Na zakończenie tego rozdziału zatrzymamy się dłu-
żej przy osobistości, która wchłonęła w siebie wszystkie
niemal prądy różnorodne swego stulecia, była najlepszem
ich odbiciem, a bogactwem i bujnością swej treści przy-
kuwa do siebie uwagę. Mamy na myśli Sędziwoja
z Czechla w Wielkopolsce, który pełnem nazwiskiem
zwie się niekiedy Sędziwojem synem Butconis de Czechel,
^) Por. piękne uwagi ks. Jana Koźmiana w znakomitym ar-
tykule Kazimierz Jagiellończyk, Pisma (Poznań 1881) III, 138,
32 KSIĘGA nr. — rozdział i.
a prócz tego występuje niekiedy ze zdrobnieniem łaciń-
skiem Sand ko.
Odebrawszy, jak wyżej wspomnieliśmy, wykształce-
nie w uniwersytecie krakowskim, zaczął on tu wykładać
na wydziale artystów. Zostawszy kanonikiem gnieźnień-
skim, przeniósł się jednak do Gniezna i tam przebywał
prawie stale w latach 1432 — 1441. Przerwał jednak tę
rezydencyę około r. 1438. W tym bowiem roku znajdu-
jemy go na soborze we Ferrarze. Zagorzały koncyliarysta
pojawił się tutaj na papieskim soborze. Był jeszcze mło-
dym i wpływu na bieg wypadków mieć nie mógł. Za to
szukał ludzi i rozmów z ludźmi, które go utwierdziły
w mniemaniach i przekonaniach soborowych. Zetknął się
on bowiem, jak wyżej powiedziano, we Ferrarze z pewnym
Grekiem Kosmasem; on który dotychczas położenie grec-
kiego Kościoła znał tylko z tego, co widział wśród sąsie-
dnich Rusinów, odebrał teraz z pierwszej ręki od owego
Greka różne pouczające wskazówki i wiadomości. Nowi
znajomi zastanawiali się razem nad przyczynami upadku
wschodniego Kościoła, nad jego symonią i zależnością od
państwa, nad niebezpieczeństwami, grożącemi zachodniemu
chrześcijaństwu; a Sędziwej wyprowadza! stąd wnioski co
do potrzeb reformy, co do zadań koncyliów. W tych cza-
sach może udał się on także do Bazylei, chociaż na krótko.
Sam bowiem później pisał, że był inkorporowanym jako
członek owego soboru. I tutaj pozostał on w cieniu; w aktach
bazylejskich nie znaleśliśmy o nim żadnej wzmianki^).
Powróciwszy z zagranicy postanowił on niebawem
pogłębić i uzupełnić swoje teologiczne studya; nęcił go
Paryż, jako główne źródło teologicznej wiedzy. Myśl ta
>) Cod. epist. 1, 2, 266. — Czy w Bazylei był około r. 1438, czy
dopiero po r. 1442, rozstrzygnąć nie możemy. Wiszniewski Hist
Lit V, 28 powiada za innymi, ie z Bazylei wystosował do Długosza
w r. 1434 pismo: de tuenda oonciliorum auctoritate. Ale pisma tego
nie znaleźliśmy, a źródła wskazują, że w r. 1434 był Sędziwoj w Gnie-
cie. Data więc Jest fałszywą i rzecz sama wątpliwą.
ŁU1>ZIS I PRĄDY PO BOBORAOfi. 33
wkrótce urzeczywistnioną została. Już w roku 1441 po-
stanawia kapituła gnieźnieńska (23 października), aby ze
względu na zasługi magistra i kanonika Sandkona i na
to mianowicie, że tenże już przebywa w studyum parys-
kiem i usiłuje dostąpić stopnia doktora, przeznaczyć mu
pewien zasiłek »pro studio continuando« ^). Mistrzowie
paryscy przesyłali o nim w roku 1442 do Krakowa wia-
domości, a uniwersytet krakowski polecs^ go usilnie opiece
profesorów tamtejszych 2). Przebywał on przez czas pe-
wien w Troyes i Tours; biskup z Troyes Jan Leguisó
(1426 — 1450) otaczał go szczególną opieką i świadczył mu
rozmaite usługi. Sędziwoj zwał go później swoim dobro-
czyńcą singularissimus •). Ale Paryż był przeważnie miej-
scem pobytu jego w tych latach, a wrażenia i nauki tu
odebrane wycisnęły na nim piętno niezatarte na całe ży-
cie. Kościół francuski zdobył był i uchwalił w roku 1438
sławną sankcyę pragmatyczną w Bourges, która przejęła
wiele dekretów bazylejskiego soboru, a wyzwalając Ko-
ściół francuski pod wielorakim względem z pod wpływu sto-
licy apostolskiej, położyła podstawy t z. gallikanizmu.
Sankcya owa wystąpiła stanowczo przeciw symonii, prze-
ciwko rozmaitym taksom opłacanym do Rzymu, tchnęła
duchem soborów i autonomii narodowego Kościoła. Na
te czasy zjechał właśnie Sędziwej do uniwersytetu pary-
skiego, który wśród mistrzów swoich liczył wielu zago-
rzałych wyznawców i obrońców nowego ustrojiL Mówi
on w późniejszem piśmie o x>Faraońskiej niewoli annat
i innych ciężarów^, z pod której we Prancyi wyzwolono
się szczęśliwie, nie szczędzi dla pragmatycznej sankcyi
wyrazów uznania i entuzyazmu, wdzięczności dla mistrzów
paryskich. Niebawem postąpił on tutaj w stopniach i nau-
^) Monumenta medii aevi hist. (Kraków 18d^) XIII, 376.
^ Cod. aniv. Grac. II, 21.
") Por. o tern list Sędsdwoja, pisany prsed r. 1458 w rękopisie
Czartoryskich w Krakowie n. 1310 str. 234.
BU. Ualw. T. n. S
34 Kfil^OA m, ROZDZIAŁ 1.
kach i został bakalarzem św. teologii Kiedy jako bakalarz
wyższego stopnia zaczynał w sławnem kołlegium nawar-
skiem objaśnianie sentencyi Lombarda wykładem wstępnym,
wymaganym przez statuty, król Karol VII-my przyznał
mu wynagrodzenie 20 koron złotych, czem go zobowiązał
na życie-).
Mimo tego powodzenia i usilności nie osięgnął je-
dnak Sędziwej z Czechla tego, co zamierzył, nie został
doktorem teologii. » Uczyłem się — opowiada później —
w Paryżu w szkołach teologów, gdzie wykładałem sen-
tencye i po nad to nie otrzymałem żadnego stopnia w świę-
tej teologiia •). Rzeczywiście też w późniejszej zapisce
z r. 1452 jest on nazwany baccalarius formatus in theo-
logia, który to tytuł po wykładzie sentencyi przyznawano
bakałarzom**). Tysiączne przeszkody przyczyniły się do
tego, że stopnia upragnionego nie pozyskał, mianowicie
pieniężnej natury. Nie mógł on uiścić kosztów na to po-
trzebnych, nie mógł zrozumieć, dlaczego przy tych promo-
cyach tak znacznych żądano wydatków, przenoszących
sumę 60 grzywien. Takie koszta » zamykają ubogim a uczo-
nym drogędopromocyi, otwierają zaś ją bogatym, a mniej
wykształconym.<c Wróciwszy tedy do kraju postanowił Sę-
dziwej w krakowskim uniwersytecie odbyd swoją promo-
cyę »jako na łonie pierwotnej swej rodzicielki.« Chciał on
tu czterdzieści florenów węgierskich*) ofiarować dla ma-
gistrów, Dpatres conscripticc, jak ich z ironią nazywa, a czter-
dzieści rozdać między ubogich. Ale ojcowie z uśmiechem
odrzucili tę ofiarę, wyrzucając mu skąpstwo. Ani Maciej
^) W liście późniejszym (Ms. Czart. 1310) str. 234... powiada,
że będzie się modliZ pro dno Carolo Franciae rege, qui ex sua re-
gali miinificentia, dum in venerabili Gollegio Navarrae primum in
sententias legeram principium yiginti coronas auri mihi... donari fecit.
*) Długosz Opera I, 176: nec ultra gi^adum aliąuem in sacra
pagina suscepi.
•) Monum. medii aevi XIII, str. 4:02.
*) Floren ma 30 groszy, grzywna 48.
ŁUBCDt I PRĄDY PO SOBÓRAOB. 36
Z Łabiszyna, ani Bartłomiej z Radomia nie dali się prze-
konać. Wydarzyło się to zapewne w r. 1449*). Sędziwej
postanowił więc odstąpić od swego zamiaru, żaląc się
przy tern na trwonienie pieniędzy, któreby raczej ubogim
rozdać należało. Cała jego żywość i drażliwość co do go-
spodarstwa pieniężnego ze strony duchownych widnieje
już dobitnie w tych jego krokach i odnośnych pismach.
Żywość ta przełamuje nawet zimne formy stylu, który pod
jego piórem bynajmniej nie odznacza się zwykłą popra-
wnością, jaka cechuje ludzi jego wykształcenia w tych
czasach ').
Ale pobyt we Prancyi, choć nie doprowadził do osta-
tecznego celu, nie uwieńczył jego głowy laurem doktora,
stał się jednak w jego życiu chwilą stanowczą i zwrotną.
Paryż i jego nauki były odtąd dla niego ideałem i źró-
dłem wszelkiej mądrości; w późniejszych jeszcze czasach
wyrażał najgorętsze życzenie, aby światło od szlachetnego
narodu francuskiego rozchodziło się po wszelkich krainach
(a celeberrima natione vestra ultra alias ingenio praeclara
in inferiores has difiundatur oras) '). To pozostało odtąd
jego pragnieniem i hasłem.
Kiedy Sędziwej wrócił z Francyi do kraju, na pewne
oznaczyć nie możemy; zapewne to nastąpiło po r. 1445.
W r. 1450 jest on już wikarym in spiritualibus arcybiskupa
gnieźnieńskiego^), i jako prałat gnieźnieński występuje
V Por. list do Długosza w tegoż Opera 1, 172 i w części ró-'
wno brzmiące, w części odmienne pismo Sędziwoja w Ms. Czart.
1310 k. 607 — 608. List ten napisany wkrótce po pobyciu w Piotr-
kowie, gdzie Sędziwej bawił w r. 1453, przywołany przez króla (Cod.
epist 1, 2, 266). Mówi tu, że zgłaszał się do uniw. krakowskiego
o promocyę: antę quattuor circiter annos.
') Długosz V, 193 nazywa go ze zwykłym u nas awansem:
theologiae doptor parisiensia; w rękop. Ja^. 638. zanotowała nieznana
ręka, ie księga ta daną zostsJa per mgrum. Santkonem, licentiatam
in theologia in Parisius studiis theologiae vacantem.
1 Ms. Czart. 1310, 234.
*) Monumenta medii aevi XIII, 390.
36 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ I.
niebawem czynnie na szerszej arenie. Kiedy w r. 1453 po
śmierci Władysława Oporowskiego król Kazimierz obsta-
wał za wyborem Jana ze Sprowy, Sędziwoj stanął po
stronie Tomasza Strzempińskiego. Zacięty koncyliarysta
bronił wszędzie wolności kanonicznych wyborów z na-
tchnienia ducha Św. przeciw napieraniu i natchnieniom
królewskim. Król Kazimierz zawezwał go wtedy do Piotr-
kowa i sam na sam dłuższą miał z nim rozmowę; Sędzi-
wej otworzył tu dno swojej duszy, odparł ze stanowczo-
ścią groźby królewskie, rzucił w oczy króla ostrzeżenie,
by młodzików niedouczonych nie posuwał na stolice bis-
kupie i do swojej rady. Był on tam rzecznikiem soboro-
wych żywiołów, rzecznikiem wolności kościelnej a zara-
zem wszelkich żalów politycznych obozu Zbigniewa. »Jak
kaznodzieja umiesz długo innym prawid« odrzekł król
i mimo gwałtowności Czechla ofiarował mu stolicę bisku-
pią wileńską. Lecz Sędziwej uchylał się od jej przyjęcia,
zasłaniając się wiekiem i nieznajomością języka litewskiego
i oświadczył stanowczo, że chce wytrwać na swem skro-
mnem stanowisku, nie marząc o godności biskupiej^).
Wkrótce miał Sędziwej ze swoją kaznodziejską odwagą
i swadą w innych okolicznościach zmierzyć się z królem.
W roku 1454 wybuchła wojna pruska. Obóz Ole-
śnickiego był jej przeciwny, przeciwny przyjęciu poddań-
stwa ziem Zakonu. Sędziwej uważał przeciwnie sprawę
polską za słuszną, przejęcie i zajęcie ziem Zakonu przez
Polskę za rzecz konieczną i zbawienną. Kiedy też wojna
w pierwszym roku źle się zapowiadała, a wielka klę-
ska pod Chojnicami zamroczyła i wystraszyła umysły
w Polsce, on tego niepowodzenia nie wyprowadza! z nie-
słuszności przedsięwzięcia, lecz przypisywał je winom na-
rodu, a mianowicie króla'). Bezwzględność Kazimierza
w sprawach kościelnych, mieszanie się władzy świeckiej
^) Codex Epist I, 2, 266.
') Długosz y, 193 i 230.
LUDZIE I PR^DY PO SOBOBAOH. 37
do wewnętrznych stosunków Kościoła, naruszanie majątku
kościelnego raziło duszę tego wiernego stróża wolności.
Skoro król po klęsce chojnickiej znalazł się w Brześciu,
wybrał się do niego Sędziwej. W włosiennicę przybrany
przepędził on poprzednio kilka nocy przed obrazem męki
Pańskiej, przywiezionym z Paryża i błagał, jak opowiada
Długosz, aby mu Bóg wyjawił, dlaczego Polacy sprawie-
dliwą wiodący wojnę pokonanymi zostali. Bóg mu dał
poznać, że występki króla raczej niż narodu nieszczęścia
te na Polskę sprowadziły. Sędziwej tedy puścił się w drogę
do Brześcia; jak pielgrzym czy wysłannik Boski szedł pie-
szo, w suknię włochatą przybrany. Tutaj przybywszy prze-
mówił naprzód do ludu, potem otrzymał audyencyę u sa-
mego króla. Dopuszczony przed jego oblicze, wyjawił mu
głos objawiony, gniew Boga za dawniejsze występki, za-
groził w razie uporu dalszemi karami nieba.
Niesprawiedliwem by było i wysoce dla Sędziwoja
krzywdzącem, gdybyśmy chcieli w nim upatrywać jedynie
narzędzie politycznej opozycyi, która mu tę misyę zaleciła.
Nie licowałoby to z jego świątobliwością i głęboką po-
bożnością, z której słynął nie bez powodu. Krok ten był
wypływem jego najgłębszych przekonań, że król miesza-
jący się do rzeczy duchownych grzeszy przeciw duchowi
świętemu, natchnionym był jego wysokim, prawie misty-
cznym nastrojem; czuł on w sobie gorycze proroków Izra-
ela i podobną jak tamci odwagę, aby gromić książąt tego
świata. Doktryna jego i przekonania miały niewątpliwie
dużo słuszności, kiedy chcis^ Kościół ochraniać przed zby-
tniem rozpanoszeniem świeckich względów i wpływów,
ale unosiły go i zaślepiały nadmiernie. Nie król, ale naród
niesforny i opieszały zawinił pod Chojnicami, nie głos Sę-
dziwoja, ale głos Skargi byłby tu więcej na czasie. Lepiej
był Sędziwej natchnionym, kiedy na sejmie w Piotrkowie
w r. 1456 zagrzewał naród do pokuty i walki, kiedy wspo-
minał Demostenesa, którego wzmianki o Maratonie, Ar-
38 KSIĘOA in. ROZDZIAŁ I.
temisium, Salaminie i poległych za ojczyznę budziły nie-
gdyś zapały w duszach Ateńczyków.
Wkrótce potem dojrzała w Sędziwoju myśl, aby
w murach klasztornych szukać więcej skupienia i spo-
koju. Postanowił on wstąpić do kanoników regularnych
Św. Augustyna, których celem było pielęgnowanie nauk
i kształcenie młodzieży; statut ich nie zabraniał zetknięcia
ze światem zewnętrznym, pozostawiał pewną swobodę
ruchu i działania. Prócz innych osad mieli ci kanonicy
swój klasztor w Kłodawie w Lęczyckiem począwszy od
r. 1429, założony za przyczynieniem Pawła Yladimiri przez
Jagiełłę^). Tutaj tedy schronił się Sędziwoj. W r. 1468
czytamy w aktach kapituły gnieźnieńskiej; że magister
Santko zamyśla z Oniezna wstąpić do klasztoru '), a myśl
ta niebawem wykonaną została. Idzie więc on do kla-
sztoru, jak tylu innych gorętszych ludzi wieku, którzy ża-
lili się i boleli nad niedostatkami położenia, wołali o po-
prawę i ostatecznie własną osobę składali ludziom na wzór.
Bogu na ofiarę; idzie do klasztoru, aby się więcej w so-
bie zamknąć, tu przygotowywać zasiewy i chleb pożywny
dla bliźnich, pracą i cnotą doskonalić siebie i naród.
Z tego zacisza występował on odtąd niekiedy na
publiczną arenę, stąd odzywał się głos jego, kiedy ludzie
zdawali się wymagać zgromienia czy porady. W r. 1463
pojawia się on już jako proboszcz kanoników regularnych
w Kłodawie na sejmie w Brześciu, aby bronić z innymi
praw króla przeciw Zakonowi i zetrzeć się z legatem pa-
pieskim Hieronimem Lando co do klątwy rzuconej na
^) Por. Dlogosz IV, 567 i Małecki, Z dsdejów i literatury (iS96)
str. 296.
*) Mon. medii aevi Xni, ^29: mgr. Santko intendens recedere
de Gnezna in monasterium. Zwraca on tu księgi pożyczone z ka-
pituły, darowywuje kielich pozłacany dla katedry.
ŁTJBZIS I PBĄPY PO SOBOIULOH.^ 39
mieszkańców Gdańska, Torunia, Elbląga ^). Kiedy stosunki
z królem z powodu wyborów biskupich się zaostrzały,
odzywał się stary obrońca wolności kościelnej »yeteranus
Christi miles«, według wyrażenia Długosza, z głosem, jak
zawsze, stanowczym i nieugiętym. Przemówił on podczas
bellum spirituale, podczas sporu o biskupstwo krakowskie
w latach 1460 — 63, kiedy król narzucał kapitule Jana
Gruszczyńskiego *). Wreszcie wyjawił on w sędziwym już
wieku, » w ostatnich dniach swoich«, jak się wyraża w obszer-
nem piśmie do Długosza wystosowanem, cały swój po-
gląd na sprawy Kościoła ^). Pismo to datowane z Kłodawy
w r. 1472 jest jakby testamentem człowieka, dla którego
dekrety soborów, mianowicie bazylejskiego pozostały do
zgonu jedyną normą i jedynem prawidłem przekonań i po-
stępowania. »Bo te dekreta ja najpokornięjszy sługa pod
przysięgą do tego soboru inkorporowany zobowiązany je-
stem przez życie całe zachowywa<5.« Powiada tu, że Ko-
ściół zachodni toczy dotąd symonia, owe rozmaite opłaty
uiszczane stolicy apostolskiej, przeciw którym walczyły
sobory, że z tej symonii może wypłynąó ostateczny upa-
dek Kościoła. Gromi książąt intrudujących swych ludzi na
stolice biskupie, walczy przeciw pluralitas beneficiorum,
skupianiu licznych prebend w jednem rękiL Całe to pi-
smo ożywione gorliwością i szlachetnością Sędziwoja, do-
wodzi tej niewzruszonej stałości i wierności raz przyję-
tym zasadom, jaką się przez życie odznaczał namię-
tny koncyliarysta i epigon soborowej epoki. To było do
zgonu jego ideałem. »Tego pragnę i tego pożądam, pisał
*) Długosz V, 370.
*) Por. Zeiasberg^ Poln. Gesohiohtssohreibong 227. Cytuje on
tam według Catal. codd. mss. bibl. Zaluso. 33 n. 88 pismo Czechela
cqaa... dissidium inter Gasimirum ręgem et praelatos atque oanoni-
oos de electionibus ad pontificatus canonice faoiendis exortum oo-
piose exposuit.c
*) Cod. epist. 1, 2, 266.
iO Kfll^A m. ROZDZIAŁ I.
on około roku 1458^), aby światło dekretów świętego
bazylejskiego koncylium w powszechnym zajaśniało Ko-
ściele. <c
Pożądał on jednak i czegoś więcej. W tej duszy buj-
nej i bogatej obok kaznodziejskich i apostolskich dążności
i aspiracyi znalazło się też miejsce dla innych upodobań,
bardziej światowych i ziemskich, zrozumienie dla kierun-
ków umysłowych wieku, które podzielał i popierał. Umiał
on w włosiennicy wystąpić i jak prorok Izraela gromić
tłumy i wielkich tego świata, ale zarazem w swojej celi
samotnej cieszyć się zdobyczami i nabytkami wieku, prze-
pędzać czas na pisaniu lub rozczytywaniu się w autorach,
wśród których pisarze starożytności nie najpośledniejsze
zajmowali miejsce. Długosz poświęcał mu życiorys św.
Stanisława w dłuższem piśmie, w którem ulubionego przy-
jaciela zwie mężem Pieryjskiego nastroju (Pierii vir spi-
ritus), uprawiającym święte i świeckie zarazem studya.
Długosz go upraszał zarazem, aby wygładził w jego utwo-
rze szorstkości, przydał mu nauki i ozdobności '). Odpo-
wiedź Sędziwoja, datowana z Kłodawy w r. 1466 ■) uchyla
się od tego zadania, zrzuca z pokorą wszelkie pochwały
z siebie na Długosza; dług wdzięczności względem autora
uiścił następnie Sędziwej w ten sposób, że zrobił wyciąg
z żywota Długoszowego, aby go uczynić bardziej przystę-
pnym dla duchowieństwa i tak przyczynić się do rozsze-
rzenia pisma najdroższego przyjaciela. W Kłodawie wogóle
Sędziwej dużo się zajmował literacką pracą ^). Owoce jej
zaginęły w wielkiej części, ale jeden pomnik tej praco-
witości się zachował, świadczący wymownie o wielostron-
nych naukowych interesach kłodawskiego zakonnika.
Mówiliśmy, jak pod tchnieniem wieku i przewodnich
^) Ms. Czart. 1310, 234: id... desidero et iUud Buspiro, ut sacri
Concilii Basiliensis decretorum lax in uniyersali luceat eccleBia.
*) Opera I, 2.
•) Ibid. 172.
*) Damalewioz, Series arohiep. Gnesn. p. 252,
ŁUDZIB I FBĄDT PO SOBORAOH. 41
W kraju osobistości ożywił się wtedy w Polsce zmysł
dla historyi. Wspominaliśmy krzewienie się historycznego
ruchu wśród otoczenia Zbigniewa Oleśnickiego. Sędziwej
Czechel dostał się w ten prąd umysłów; zbierał on z gor-
liwością naszych kronikarzy zapiski dziejopisarskie, starsze
i nowsze, i w ten sposób urósł mu pod ręką duży kodeks
o różnolitej historycznej treści, który następnie ofiarował
braci zakonnej w Kłodawie ^). Zawiera on między innemi
Gallusa i Janka z Czarnkowa, nowsze zapiski, pochodzące
w części z ręki samego Sędziwoja. Do rzeczy z bliższego
widnokręgu dostała się tu także praca Pawła de Yenetiis
(Marco Polo) o stosunkach i obyczajach Wschodu (de con-
ditionibus et consuetudinibus orientalium). Zajęcie się
Wschodem było bowiem wtedy w powietrzu, postępy Tur-
ków i upadek Konstantynopola zwróciły zatrwożone oczy
Europy w tę stronę. Eneasz Silwiusz mówił, że Homer
i Plato powtórnie wtedy umarli, drżał o losy chrześcijań-
stwa i w roku 1461 już jako papież ogłosił dzieło swoje
Asia, mówiące o Azyi mniejszej, a w szczególności o Tur-
kach. W Sędziwoju podobne drgały uczucia i interesa.
List jego pisany około r. 1458 do mistrzów paryskich')
drży jeszcze od wrażenia doznanego po zajęciu Konstan-
tynopola, a trwoga ta i niepokój nie opuściły go odtąd
do zgonu •). Poprzeć on był powinien stanowczo dążności
Piusa II-go i jego kongres mantuański, ale w starym kon-
cyliaryście żyło prawdopodobnie przekonanie, że i na tem
polu Europa ratunku tylko od nowego soboru spodziewać
by się mogła.
Sędziwej mówiąc o Turkach, podobnie jak Eneasz,
nie tylko myślał z trwogą o losach zachodniego Kościoła
lecz także o niebezpieczeństwach zachodniej kultury. »Mąż
*) Ms. zwany Sędziwoja u Czart. 1310. Por. o nim Lelewel,
Polska wieków średnich IV, 467. — Bielowski, Mon. Pol. 1, 387 i II, ^1.
•) Cod. Czart. 1310, 234.
") Por. Cod. epiflt 1,8,266. O Sędziwoja interesie dla Wschodu,
Korytkowski, Prałaci i kanonicy gniezn. I, 174.
42 fĘJm^ ip. — ^ąsępzUĘ^ I.
Pio^jskia Jiołdował muzom i pięknościom starożytności.
Na sejmie z roku 1456 cisnęły mu się do głowy wspo-
mnienia z mów Demostenesa, później z upodobaniem od-
woływał się do Pliniusza, Cycerona, Seneki i znowu De-
mostenesa^). W jego duszy wyraźnie nowe prądy odro-
dzenia pomieściły się obok gorącej miłości chrześcijaństwa
i jego haseł. Nawet oderwany od świata, w murach kla-
sztornych nie wyzbył się on dawnych miłości dla muz
klasycznych; zaznał on tu tę samą walkę, która rozpie-
rała natenczas dusze wielu współczesnych, stojących na
rozdrożu między syrenami starożytności a miłością krzyża.
Kiedy Długosz przypominał mu Pieryjski nastrój i kla-
syczną wymowę, ^zapłoniłem się, odpisywał, wobec tych
kamen, bo nie powinienem się napawać ich śpiewnością,
lecz raczej wpatrywać w krzyż Jezusa Chrystusa^ *).
Odrodzone kameny wywieraiy jednak na niego urok
nieprzezwyciężony. Nigdzie to wymowniej nie przebija,
jak w liście jego wystosowanym w roku 1469 z Kło-
dawy do biskupa krakowskiego Jana Lutka z Brze-
zia •). Początek tego pisma jest wiernem odbiciem huma-
nistycznych nauk i haseł. Wiadomem jest, jakie znaczenie
przypisywano w kołach humanistów epistolografii, jak ten
rodzaj literatury starano się uszlachetnić, podnieść do po-
wagi i doniosłości traktatu, a z drugiej strony ubrać we
wszelkie wdzięki i lekką ozdobność wskrzeszonych z za-
pomnienia listów autorów klasycznych. Petrarka był wiel-
kim wskrzesicielem listu w literaturze średniowiecznej.
*) List z r. 1469, Ms. Jag. 2867, 888. -- Te wspomnienia De-
moslenesa mogłyby nasimąó przypuszozenie, ie dawny znajomy
Greka Kosmasa nauczył się po grecku. Przypominamy jednak, że
w początku wieku Lionardo Bruni tlómaczyt Demostenesa na łacinę,
ie Mikołaj V-ty tłómaczenia z greckiego poparł stanowczym swym
wpływem. Por. Voigt, die Wiederbelebung des ki. Alterthums II,
165 i 181.
') Długosz, Opera I, 174.
•} Ms. Jag. 2867, 828 i nast.
Zmza I PR^T PO SOBORACH. 43
on, któi7 naśladując starożytnych zastąpił średniowieczną
przemowę Wy przez prostsze Ty starożytne ^). Sędziwej
przemawia do biskupa krakowskiego w podobny sposób,
z rozmysłem, ze swojej celi zakonnej. Powraca do »zwy-
czaju starożytnycha i oznacza adresata zaimkiem w liczbie
pojedynczej, bo tak mówił Adam do Boga i święty Paweł
w swych listach, bo tak czynid zwykli autorzy starożytni.
Sędziwoj zrywa ze średniowieczną tradycyą, i>która u nas
zapanowała i u Niemców, a przeciwną jest Włochów wy-
mowie i wykwintności Francuzów« *). Kruszy on więc tu
kopię za obyczajem humanistów; drobny to szczegół, o który
mu chodzi, ale był on znakiem, pod którym walczono,
a znak w wielkich ruchach umysłowych przedewszystkiem
jest potrzebnym, aby zyskiwać i skupiaó wyznawców.
Pismo Sędziwoja do Lutka z Brzezia i skądinąd
bardzo jest zajmujące. Wywołanem ono zostało dziełem
rzeźby, które już od dwustu lat na uderzającem oczy miejscu
znajdowało się w kościele krakowskim Dominikanów,
a przedstawiało Matkę Boską, leżącą na łożu, po narodze-
niu Chrystusa Pana. Przedstawienie to zraziło Sędziwoja;
sprzeciwiało się ono według niego świadectwom Ojców
i nauce Kościoła, równało Matkę Najświętszą ze śmiertel-
nemi położnicami. Rozpoczął on więc już przed laty kam-
panię, zmierzającą do usunięcia tej gorszącej rzeźby, pisał
w tym celu cały szereg mów i listów, ze stałością i upór-
nością sobie właściwą walczył przeciw temu, co go tak głę-
boko raziło. Podczas sejmu piotrkowskiego z r. 1468 zetknął
się z prowincyałem Dominikanów i gwałtowną o to prze-
prowadził dyskusyę. Kiedy obrońcy twierdzili, że zwyczaj
uświęcił już rzecz i zwyczajem się zastawiali, odpowiadał
im, że Chrystus powiedział: Ego sum yeritas et vita.
^ Burckhardt, Cnltur der Renaissance I, 274. — Por. też Herr-
mann, Die Reception des Humanismus in NUrnberg (1898) p. 88—89.
*) Oni mos apud nos inolevit, Polonos et Almanos^ Italoropi
ęloąaentiae et Gallorojn facetiae contrarius,
4f4f KsqoA m. — bozdział i.
a nie Ego sum consuetudo. Pismo całe Sędziwoja, mimo
tego że autor mieni się starcem o pooranem czole i bliz-
kim już śmierci, bardzo jest żywem i gwałtownem; wy-
raźnie sprawa ta roznamiętniała go przez lat szereg, a do
jej rozegrania i rozstrzygnięcia przywiązywał on znacze-
nie niemałe. Prowincyałowi Dominikanów ofiarował on
dysputę w uniwersytecie krakowskim^). Dawny mistrz
Jagiellońskiej wszechnicy chciał więc w jej murach urzą-
dzić rozprawę i zmierzyć się ze swym przeciwnikiem*).
Prowincyałem Dominikanów był naówczas Jakób Go-
dziemba z Bydgoszczy, człowiek, który z uniwersytetem
krakowskim wielorako był związanym, w r. 1450 prze-
prowadził unię wszechnicy z Dominikanami i sam przez
pewien czas zajmował w szkole krakowskiej stanowisko
profesora teologii •). W sporze o rzeźbę leżały na dnie głęb-
sze przeciwieństwa i przyczyny. Sobór bazylejski pod-
niósł był znacznie kult Matki Boskiej, ogłaszając dogmat
o Niepokalanem poczęciu. Poseł tego soboru Bonfili głosił
kiedyś tę naukę w Krakowie, a wielu mistrzów krakow-
skich, jak Paweł z Pyczkowic, przejęło się nią gorąco.
Nie dziw więc, że stały koncyliarysta Sędziwoj należał
do żarliwych jej wyznawców. Tymczasem Dominikanie
byli przeciwnikami tej nauki; już w czternastym wieku
przyszło przeto do gwałtownych sporów między zakonem
a uniwersytetem paryskim, który stał przy Niepokalanem
poczęciu *). Sławny teolog Gerson zwalczał wtedy między
') Respondebo tibi in Graco viensi universitate de ipsa imagine.
•) Wiemy skądinąd, z rękopisu bibl. Jag. n. 1943, że Sędziwoj
już po wstąpieniu do klasztoru w Kłodawie wyjaśniiJ z katedry
uniwersytetu krakowskiego regułę swego zakonu. Por. tamże str.
409: Incipit reguła... Augustini... De clericorum canonicorum vita
i str. 416: Explicit reguła..., per Yener. mag. Sandivogium studii
Grac... fełiciter est pronuntiata in univ. Grac. A. D. 1463.
*) Por. o nim Zeissberg: Kłeinere Gescliiolitsquelłen 151: qui
27 annis rexit provinciam Połoniae.
^) Por. Scliwab, Johannes Gerson str. 91 — 95.
LUDZIB I PSĄDT PO SOBOIULOH. 46
innemi twierdzenia zakonu. We wspomnianym sporze
krakowskim wchodził więc w grę ubocznie ten sam an-
tagonizm; byt on takie odgłosem dawnych przeciwieństw,
zaostrzonych przez sobór bazylejski i).
Jak się spór skończył, nie wiemy. Wystąpienie Sę-
dziwoja z Gzechla w obronie czci i kultu Najświętszej
Panny było jednem z ostatnich czynów jego życia. Schy-
łek dni spędził on w zaciszu klasztornem na probostwie
w Kłodawie, wśród zabiegów około podniesienia swojego
zakonu'). Umarł w roku 1476, przekazując liczne prace
rękopiśmienne kłodawskiej bibliotece 8).
Postać to o dwóch duszach czy twarzach, z których
jedna boleje nad walącym się światem przeszłości, druga
wita jutrzenkę nowej epoki. Człowiek pełen namiętności
i świętego ognia broni wszystkiego, co ukochał, gromi to,
co mu się wydaje karygodnem, podziwia to, co uważa za
piękne z siłą ogromną, płynącą z głębi przekonań i z głębi
żywego temperamentu. Jako zakonnik, w zaciszu swej celi
śledzi on jeszcze wszelkie przełomy publicznego życia
i nowe drgnienia ludzkości, a witał je z uznaniem i jakby
w przeczuciu, że Et hic dii sunt
^) Jan z Komorowa mówi w swej kronice (Mon. Pol. V» 308)
o limpugnatores... immacalatae Yirginis Mariae oonceptioni insoltan-
tes, praecipue paires ordinis Praedicatonun.
«) Mon. Pol. V, 976.
•) Ib. 977.
ROZDZIAŁ IL
Uniwersytet w drugiej połowie stulecia.
Trzy wyłsze fakultety.
Uniwersytet i Kazimierz Jagiellończyk. — Ugodność Kazimierza usuwa
początkowe tarcia, a uniwersytet sluiy odtąd wiernie królowi. —
Jakób ze Szadka.
Majątek uniwersytetu. — Nowe fundacye. — Probostwo św. Mikołaja.—
Nowe kollegiatury: Jana Dąbrówki, Corporis Christi w Olkuszu,
Gorporis Christi u św. Floryana, św. Tomasza, św. Donatus'a, Ru-
dowskiego.
Collegium Minus i dalsze jego losy; rok 1464 i 1476.
Wydział teologiczny. — Stan teologii i niektórzy mistrzowie owych
czasów. — Uniwersytet i zadania jego wobec Litwy i Rusi. — Kato-
licyzm i prawosławie. — Polityka Kazimierza Jagiellończyka. — Fran-
ciszkanie, ich stosunki z uniwersytetem. — Królewicz Aleksander,
wielki książę litewski. — Franciszkanie i uniwersytet wobec »redu-
kcyi« Rusinów. — Dwa obozy. — Jan z Oświęcimia Śacranus przed-
stawia w tej sprawie uniwersytet i jego zasady. — Życie jego i dzia-
lalnośó publiczna i naukowa. — Pośrednie stanowisko między du-
chem średnich wieków a odrodzeniem.
Prądy ówczesnej scholastyki. — W Krakowie przeważa skotyzm. —
Główny Skotysta Mikołaj z Bystrzykowa. — Jego uczeń Jan ze Stob-
nicy. — Pewien zastój w dziedzinie scholastyki.
Wydział dekretystów. — Nowe katedry. — Bursa dla kanonistów. —
Niektórzy dekretyśoi ówcześni. — Prawo rzymskie i jego znajomość
w Krakowie w piętnastym wieku i w początkach szesnastego stu-
lecia. — Ostroróg. — Jan Ursinus. — Joannes Silvius. LudoYicus Ali-
phius. — Piotr Tomicki.
Wydział medyczny. — Rozmieszczenie tego wydziału. — Mała liosba
lekarzy. ■— Inkorporacye doktorów z zagranicznymi stopniami. ^
UKIWSBSTTIT W DHlTOIlBJ POŁOWU flmTUDOIA. 47
Braki tego wydziału. — Obok doktorów działają balwierze i szal-
bierze. — Baliński. — Humanizm podnieca interes dla medycyny. —
Choroby ówczesne. — Główni przedstawiciele medycyny w Polsce:
Piotr Gaszowiec, Grzymała. ■— Jan Weis. -— Jakób z Boxic, przyjaciel
Kallimacha. — Jan de Regulis, główny i długoletni profesor krakow-
ski w tej epoce. — Jan Ursinus. — W początku szesnastego wieku
wydział lekarski się podnosi. — Maciej z Miechowa. — Jego życie
i działalność. — Druga katedra medycyny w uniwersytecie. — Zna-
czenie Miechowity. — Wojciech z Szamotuł. — Adam de Bochyn. ~
Medycyna i humanizm.
Kiedy nowy monarcha w r. 1447 zjeżdżał do Kra-
kowa, wypowiedział rzekomo do niego magister wszech-
nicy, znany nam Jan z Ludziska mowę powitalną^), wy-
rażającą uczucia i niektóre życzenia uniwersytetu. Mniej-
sza o to, czy ta mowa rzeczywiście w obliczu monarchy
wygłoszoną została; jest ona bowiem w każdym razie od-
głosem usposobienia, które wtedy w murach najwyższej
szkoły narodu panowało. Górnolotne pochwały i wyrazy
hołdu i uległości stanowią jej treśó. Do ogólnikowych fra-
zesów zabłąkał się jednak szczegół, upominający się po-
zornie za wolnością i prawami ludu, a w rzeczywistości
wymierzony przeciw znienawidzonemu ciężarowi stacyi,
przeciw którym opozycya od dawna, a w szczególności
opozycya z czasów Kazimierza Jagiellończyka gwałtownie
przemawiała. Skarżył się na te stacye biskup poznański
Andrzej Laskarz już w r. 1424, później snują się te skargi
przeciw obowiązkom przyjmowania i ugaszczania króla
i jego pocztów w majątkach biskupich i klasztornych przez
lat szeregi'). Jan z Ludziska potrącił tu więc o jeden
^) Cod. epistoł, in, 18.
') Por. o tern Cod. epistólaris II, 174 — Jan z Ludziska mó-
wił, ie włościanie jęczą pod jarzmem ucisku, że nowy pomazaniec
pow(^nym jest do tego, aby >wIościan niewolę, nad którą nie ma
większego ^ego, która dla wolnych najcięższą jest karą, ustinąt
48 KSIĘGA m. — ROZDZIAŁ U.
Z motywów przewodnich ówczesnej opozycyi, jeden z za-
rzutów, którym Zbigniew Oleśnicki miotał często w oblicze
królewskie *).
Szczegół ten, wyrwany z mowy uniwersyteckiego
rektora, jest tedy dowodem, że niektóre z haseł opozycyi
rozbrzmiewały także w obrębie wszechnicy. Do groźniej-
szego i poważniejszego nieporozumienia między młodym
monarchą a magistrami przyszło niebawem na polu ko-
ścielnem. Kiedy król złożył obedyencyę Mikołajowi V-mu,
a uniwersytet obstawał przy soborze, zaostrzyły się prze-
ciwieństwa w sposób szorstki. W r. 1448 powoływał król
Kazimierz magistrów po kilkakroó przed swoje oblicze,
nakłaniając ich do obedyencyi, zawsze na próżno. I po-
trzeba było łagodności i względności króla, aby nie pójść
za namową papieskiego nuncyusza, który radził opornych
więzieniem ukarać. Rok 1449 przyniósł ostatecznie akt
uległości ze strony uniwersytetu i zgodę na polu kościel-
nem. Ale w murach wszechnicy Jagiellońskiej nurtowały
i później jakieś prądy opozycyjne na polu politycznem,
podsycane niewątpliwie wpływami potężnego kanclerza
wszechnicy, Zbigniewa Oleśnickiego. Traktat » Contra cru-
ciferosa Zbigniewa z Góry, który w roku 1454 wpisał się
między uczniów uniwersytetu, a może już w następnym
roku pod wpływem swych mistrzów, jak Jana Dąbrówki,
wystąpił z tym młodocianym utworem w szranki, wymo-
wnym jest tych prądów dowodem. Bo traktat ten zwró-
conym jest w myśl Oleśnickiego i jego obozu przeciw
»iuniores«, którzy wypierali starszych, wytrawnych i ducho-
wnych doradzców z otoczenia królewskiego '), autor pisze
»iustitiae zelo et amore patriae«, ale tę iustitia pojmuje
i wolność chrześcijańskim królestwa mieszkańcom przywróciLc Li-
gaet enim — dodaje — quod omnes homines natura genuit aecpiales.
Słowa były szersze i śmielsze od zamiarów.
^) Garo, Gesohichte Polens IV, 460.
*) Mon. Poloniae IV, 148. Por. uwagi Balzera tamże str. 147
i 162.
tTNlWiBKHYtlgr W btlTtGIEJ POŁOWIlfi STXJU8CU. 4^
Stronniczo, występuje w obronie zachwianej powagi i prze-
wagi dotychczasowej, duchownej rady królewskiej.
Jeżeli jednak były pewne tarcia i przeciwieństwa, to
ustąpiły one z biegiem czasu lepszym stosunkom i zła-
godniały znacznie ze śmiercią Zbigniewa Oleśnickiego.
Król Kazimierz Jagiellończyk umiał sobie jednać umy-
sły i miał szczególny dar zapominania dawnych uraz
i przebaczania tym, którzy mu kiedykolwiek się sprzeciwili.
Szereg takich objawów snuje się jak nić złota przez całe
jego panowanie. Przebaczył Jakóbowi z Sienna za jego
uporczywe obstawanie przy prowizyi na biskupstwo kra-
kowskie i nie przeszkodził jego wyniesieniu na inne do-
stojeństwa; Długosza, który w tej sprawie do najzacięt-
szych przeciwników woli królewskiej należał i surowe
ściągnął na siebie kary, przywołał później Kazimierz na
dwór królewski i powierzył mu wychowanie swych sy-
nów. Było w nim silne poczucie władzy monarszej i silna
energia przy przeprowadzaniu swej woli, ale z tem szła
w parze szczególna dobrodusznośó i pobłażliwość dla lu-
dzi W domu jego panował nastrój pogody, król był
nadzwyczaj przykładnym synem, małżonkiem i ojcem, ży-
cie rodzinne przedstawiało wzór godny naśladowania, wol-
nem było od wszelkich niedostatków i burz, które rosnące
zepsucie ze sobą przynosiło. A to dostrojenie domowego
pożycia nastrajało jego duszę do ugodności wobec bli-
źniego. Lekarz i humanista Jan Ursinus w liście pisa-
nym po śmierci monarchy wystawił mu pod tym wzglę-
dem wymowne świadectwo. Zwie go wzorem nieskazi-
telności, ^najlepszym księciem i najbardziej chrześcijańskim,
obdarzonym taką ludzkością, że łagodniejszego króla cały
świat nie posiadała^).
Stosunki króla z najwyższą szkołą narodu poprawiły
się też niebawem. Bo Kazimierz, choć był »ungelart der
Schriftcc, jak się autor hanzeatyckiej kroniki Bernt Stegmann
^) U Garo Gesohichte Polens V, 1002.
Uałw. T. II.
60 feSIĘGA nt. ROZDZIAŁ it.
wyraża, był jednak »klug und weise in der Yernujafta
i nie omieszkał zjednać sobie magistrów. W roku 1456
utwierdził Kazimierz osobnym dokumentem wszystkie
prawa i przywileje uniwersytetowi nadane, chcąc w ten
sposób wynagrodzić ludzi, którzy jako athletae fideles po-
pierali go czynem i radą ^). Kiedy też po śmierci Tomasza
Strzempińskiego wybuchła walka o biskupstwo krakow-
skie, t. z. wojna duchowna, uniwersytet nie stanął w obro-
nie krewniaka Zbigniewa Oleśnickiego Jakóba z Sienna,
lecz przesłał pismo do Rzymu, prosząc papieża o ustąpie-
nie woli królewskiej. Pismo to, datowane z 26 czerwca
r. 1461 2), zapewnia papieża, że król był dotychczas »reli-
gionis christianae devotissimus cultor<(, »totius cleri fautor
singularis<( i błaga go, aby swojem postępowaniem nie po-
pchnął króla do obozu wrogów Kościoła. Tymczasem Jakób
z Sienna, uważający się za prawowitego biskupa, skarcił
oporność uniwersytetu surową karą i rzucił klątwę na dwóch
magistrów, którzy, jak się zdaje, przodowali w opozycyi prze-
ciw nominatowi papieskiemu, na Mikołaja z Łąki i zna-
nego Jana Dąbrówkę ^). Król wyszedł wreszcie zwycięsko
z tego sporu; zaprzeczyć jednak nie można, że stolica
krakowska i kanclerstwo uniwersyteckie byłyby odpowie-
dniejszemu przypadły człowiekowi, gdyby zamiast fawo-
ryta królewskiego Jana Gruszczyńskiego poważniejszy
i uczeńszy Jakób z Sienna był je otrzymał.
Ale uniwersytet wystąpił tu jako fidelis athleta kró-
lewski. Mistrzowie wszechnicy popierali odtąd króla przez
cały ciąg panowania swoją nauką i radą, szczególnie de-
kretyści występowali częstokroć w dyplomatycznych mi-
syach, kiedy chodziło o obronę praw króla i kraju. Mistrz
Maciej z Raciąża ^) pojawia się w r. 1461 jako ambasador
») Codex diplom. univ. Crac. II, 161.
*) Cod. univ. Crac. II, 202.
•) Cod. epistoł. III, 107.
*) Długosz Opera I, 4S2.
tJNlWBRSYTET W DRUGIEJ POŁOWlB STULECIA. 6l
królewski w Rzymie, gdzie wspólnie z Janem Rytwiań-
skim nakłania papieża do cofnięcia prowizyi Jakóba z Sien-
na *). Kiedy w r. 1462 wskutek wygaśnięcia panującej linii
Piastów Kazimierz zamierzył wcielić do korony niektóre
ziemie mazowieckie, mianowicie ziemie rawską, gostyńską
i bełską, natenczas wezwani na zjazd w Łęczycy dokto-
rzy dekretów Jan Dąbrówka, Mikołaj z Kalisza i Jakób
z Szadka wywodzili prawa króla do tego spadku i sta-
wali w obronie jego polityki i zamiarów*). Sąd w tej
sprawie na sejmie piotrkowskim ustanowiony przybrał
znów do rady Mikołaja z Kalisza i Jana Dąbrówkę i od-
rzucił pretensye Katarzyny Mazowieckiej, wdowy po księ-
ciu Michale, tudzież pretensye Konrada księcia warszaw-
skiego^). Przeciwna strona chciała się ratować sądem
rozjemczym, przedłożyć całą sprawę sporną jakiemu uni-
wersytetowi włoskiemu do rozsądzenia, co wymownym
jest dowodem, jakiej powagi uniwersytety jeszcze wtedy
zażywały, jako przystanie nauki i prawa *). — Następnie długa
wojna pruska i towarzyszące jej dyplomatyczne akcye po-
woływały co chwilę mistrzów krakowskiego uniwersytetu
na publiczną arenę. W r. 1463 zjeżdżają Jan z Dąbrówki,
Jakób z Szadka, Maciej z Raciąża do Brześcia kujawskiego,
aby wobec legata papieskiego Hieronima, arcybiskupa Krety,
sprawy królewskiej i polskiej bronić*). W r. 1465 przy-
chodzi do pokojowych rozpraw w Toruniu. Jan Lindau,
historyk trzynastoletniej wojny, opowiada, że poselstwo
polskie składało się z rozmaitych dygnitarzy i »anderen
Thumherrn und grossen Doctores und gelarten und wei-
sen Mannen.« Na czele ostatnich stali Jakób z Szadka,
^) Szczegółów nieoo do jego żywota zebrał dr. Karbowiak
w pracy Szkoła katedralna kujawska, Kwartalnik histor. XII, p. 1898
str. 769.
«) Długosz Hist V, 368.
») Cod. epist. III, 117.
*) Długosz, Hist. V, 881.
*) Ibid. V, 369.
A*
52 lOSlĘGA m. KOZDZIAŁ It.
Jan Dąbrówka i historyk Długosz *). W imieniu Polski
przemawiał tu przedewszystkiem Jakób z Szadka; po nim
może zabrał głos Dąbrówka').
Jakób z Szadka jest jednym z najruchliwszych
i najczęściej używanych dyplomatów Kazimierza Jagiel-
lończyka. Magistrem on został w r. 1432. W r. 1441 po-
jawia się na soborze w Bazylei; zresztą o pierwszej po-
łowie jego życia mało mamy szczegółów. Musiał on je-
dnak wcześnie zalecić się Kazimierzowi Jagiellończykowi,
skoro mu tenże już w r. 1455, w uznaniu zasług i nauki
nadał szlachectwo i do domu i herbu Wieniawitów go
przypuścił'). Nadzwyczajne to odznaczenie było nagrodą
za nadzwyczajne usługi. Od roku 1457 podczas wojny
pruskiej nazwisko jego raz w raz się pojawia na kartach
Długosza. Ciągle on tu działa jako przedstawiciel intere-
sów Polski i wysłannik królewski*). Misye pruskie
kończą się przy pokoju toruńskim, w którego układaniu
czynny wziął udział. Później w latach 1473 i 1475 wystę-
puje on podczas zatargów polsko-węgierskich jako pośre-
dnik między królem polskim a Maciejem Korwinem ^. Ta
jego polityczna ruchliwość i działalność sprawiła, że w obrę-
bie uniwersytetu nie doszedł do odpowiednich odznaczeń
i znaczenia. Rektorat piastuje on dopiero pod schyłek ży-
cia w r. 1475/6, godność ta jednak zaznaczyła się ważną
reformą w dziejach wszechnicy, do której później po-
wrócimy.
Te zajęcia i ta działalność polityczna profesorów była
zupełnie w duchu założycieli i stałą już była tradycyą.
Przecież książęta w części w tym celu zakładali uniwer-
sytety, aby mieć ludzi biegłych w nauce, a szczególnie
prawa świadomych pod ręką; a Paweł Włodzimierza
^) Długosz Hist. V, 890. Zeissberg, Poln. Geschichtsschreibang 232.
«) Mon. Poloniae IV, 194/5.
») Cod. epistoL I, 2, 162.
«) Por. Długosz V, 24S, 870, 882, 890, M6, 461.
•) Długosz V, 678, 682.
UNIWBRSTTirr w DRUGIEJ POŁOWIE STULECIA. 53
W pierwszej dobie uniwersytetu dał wymowny przykład
ofiarności ze swej nauki na cele ojczyzny i Kościoła.
n.
Od tego czasu uniwersytet rozrósł się i pod wzglę-
dem majątku i pod względem nauczycieli i uczniów, któ-
rych obejmowano jednem mianem supposita. Szczególnie
dom artystów wskutek rozmaitych zapisów i dochodów
w^zbogacił się znacznie; w piętnastym też wieku i król,
a szczególnie miasto Kraków udawali się w potrzebie czę-
stokroć do uniwersytetu po zasiłki pieniężne. Uniwersy-
tet powierzał wtedy potrzebującym żądane kwoty, zape-
wniając sobie w zamian pewne doroczne wypłaty, t j. ku-
pował czynsz czyli census, który mógł być następnie za
zwrotem wypożyczonej sumy wykupionym. Dawano więc
pieniądze na wyderkaf czyli wykup, jak się to stale
w owym wieku nazywało. Miasto Kraków pożyczało tak
od kollegium władysławowskiego znaczniejsze sumy w la-
tach 1445, 1451, 1455, 1456, 1462, 1502 1). Pieniądze w kol-
legium, w którem była główna kasa uniwersytetu, gro-
madziły się po części z zapisów, po części z majątków
jak Boszczyn, po części z pewnych opłat, które niektóre
koUegiatury i beneficya uniwersytetu na cele ogólne uiszczać
musiały. Hojność pod względem zapisów na szkołę i jej
nauczycieli nie ustawała w tych czasach. Szczególnie dla
artystów przybył w drugiej połowie wieku cały szereg
koUegiatur, które weszły w skład t z. Collegium mniej-
szego. Patronat jednak nad niemi otrzymało, jak to było
w zwyczaju, kollegium większe.
Zaczniemy od większej fundacyi, dla całego uniwer-
sytetu zrobionej.
Dotychczas miał uniwersytet patronat nad jednem
') Monumenta medii aevi VII, str. 678, 679/681, 686, 714
54 KSIĘGA Ul. ROZDZIAŁ II.
probostwem krakowskiem; Władysław Jagiełło aktem z r.
1418 nadał mianowicie uniwersytetowi prawo prezenty
u Św. Anny. Prezentować mieli na to beneficyum re-
ktor, magistrzy i doktorowie za zgodą opata mogilskiego;
w piętnastym jednak wieku piastował to probostwo przez
długi lat szereg Jan Proger, przedstawiony jednostronnie
przez samego wspomnianego opata. Wskutek tego spierano
się z tym duchownym ustawicznie; po śmierci Progera
przedstawia wreszcie uniwersytet na osierocone probostwo
doktora dekretów Jana z Pyzdr według wszelkich wymo-
gów pierwotnej fundacyi^).
W połowie wieku przybyła druga tego rodzaju fun-
dacya. Opat Benedyktynów z Tyńca Maciej Skawinka nadał
w r. 1466 ze względu na to, że »pierwotne nadania i do-
chody nie wystarczające dla uniwersytetu, i w tym zamia-
rze, aby odpła<3ić się wszechnicy Jagiellońskiej za różne
dowody życzliwości świadczone Benedyktynom, zapisują-
cym się w poczet uczniów, patronat nad probostwem
Św. Mikołaja. Beneficyum przynoszące 130 grzywien
dochodu, miał odtąd uniwersytet nadawać mistrzowi ze
swego grona, teologowi, dekretyście lub magistrowi artium,
simplex artium magister. Pierwszym, który je otrzymał
w r. 1462, skoro się wakans nadarzył, był Andrzej Grzy-
mała, znany nam już humanista i lekarz-), magister ar-
tium et medicinae. Zdaje się jednak, że później teologo-
wie coraz bardziej beneficyum to sobie przywłaszczali;
w r. 1494 powstała nawet myśl, aby ordinaria lectio teo-
logii połączyć z probostwem św. Mikołaja. Do wykonania
tego jednak nie przyszło i w późniejszych konkluzyach
stanowisko to określanem bywa jako przystępne dla mi-
strzów trzech fakultetów ^).
*) Por. Cod. imiv. Crac. II, 16, 144. — III, 1. Wybierano zwy-
kle na przemian teologa lub dekretystę.
•) Por. o tern wszystkiem — Cod. iiniv. Crac. II, 172, 177, 211, 213.
^ Conclus. uniY. pod r. 1494, 1495, 1504.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ POŁOWIE STULECIA. 55
Obok dwóch kanonikatów na zamku, kanonii św.
Ploryana były więc te dwa znaczniejsze probostwa w pię-
tnastym wieku w posiadaniu uniwersytetu. Prócz tego
przybywały z biegiem czasu mniejsze fundacye. Wspomi-
namy krótko pomniejsze zapisy, jak n. p. altaryą pod we-
zwaniem Św. Jana Chrzciciela i Jana Apostoła erygowaną
testamentem Jana Progera z r. 1472. Nad altaryą tą miało
wykonywać patronat koUegium artystów*). Zatrzymamy
się zaś dłużej przy fundacyach nowych koUegiatur dla
artystów, które odtąd powracają stale wśród katedr t z.
mniejszego koUegium, a obejmiemy tym przeglądem wszy-
stko, co pod tym względem wiek piętnasty następnym
przekazał stuleciom.
W początku r. 1472 umarł ruchliwy i znany nam
profesor teologii i dr. dekretów Jan Dąbrówka pod-
czas swego rektoratu. Egzekutoro wie testamentu jego dzia-
łając w myśl zmarłego kupili dwa czynsze, wynoszące
27 grzywien, z których 24 miało iść na dotacyę dwóch
koUegiatur w mniejszem koUegium. Każdy z tych magi-
gistrów, pobierający 12 grzywien, miał w każdej kommu-
tacyi wykładać jeden przedmiot in artibus, prócz tego brać
udział w zwyczajnych dysputacyach magistrów *). Pundacya
później o tyle uległa zmianie, że census z jednej koUegia-
tury Dąbrówki w r. 1476 przelano na dawną koUegiaturę
Stobnera, która wskutek zmian zaszłych w urządzeniach
uniwersytetu straciła pierwotne swoje dochody^).
Przybyła także w tych czasach koUegiatura mniejsza
ołtarza Corporis Christi w kościele św. Andrzeja
w Olkuszu. Ołtarz taki i altaryę fundował i wyposażył
około r. 1474 Stanisław z Kobylina dr. dekretów*); na-
stępnie w r. 1487 spadkobiercy obywatela krakowskiego
*) Por. Cod. univ. Grac. III, 12 — i Ul, 118 (renovatio fandar
tionis z r. 1486).
*) Cod. MtńY, Crac. III, 20.
•) Cod. univ. HI, *7.
*) Ibid. III, 89.
56 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ H.
Mikołaja Wolnego uposażyli drugiego altarystę przy tym
ołtarzu na czynszu 16 marek ^). Patronat nad jedną z tych
altaryi przeszedł z biegiem czasu na uniwersytet i połą-
czoną z nią została koUegiatura mniejsza. Rozporządzenie
biskupa krakowskiego Jana Konarskiego z r. 1506 wy-
mienia koUegiata związanego z ołtarzem tituli Corporis
Ghristi w Olkuszu, którego pensya zapewnioną jest na
kopalniach soli w Bochni').
W roku 1490 kanonicy św. Ploryana fundowali
w swoim kościele ołtarz Corporis Ghristi i wypo-
sażyli go czynszem 10 marek. Altarysta miał być człon-
kiem kollegium mniejszego i miewać wykłady w koUe-
gium artystów. Fundacya ta nie zaraz weszła w życie;
niema o niej wzmianki w wspomnianem rozporządzeniu
biskupa krakowskiego; później jednak w spisie koUe-
giatur mniejszych spotykamy tę altaryę").
Profesor teologii Mikołaj ze Stawu zmarły w r. 1490
zarządził swym testamentem erekcyę ołtarza w kaplicy
Św. Tomasza w katedrze krakowskiej. Pierwszego al-
tarystę sam naznaczył w ostatniej swej woli; następnie
jednak mistrzowie większego kollegium mieli rozporzą-
dzać tą altaryą i nadawać ją magistrowi, zobowiązanemu
do wykładów w uniwersytecie*). Ta koUegiatura mniej-
sza Św. Tomasza powstała też wkrótce potem i istniała
już w samych początkach szesnastego wieku ^).
Nastąpiła w r. 1492 fundacya koUegiatury i altaryi
Św. Donata w kościele św. Anny w Krakowie. Doko-
nali jej egzekutorowie testamentu magistra Macieja z Ko-
bylina, który w r. 1491 był po raz ostatni i dziewiąty za-
*) Ibid. III. 132.
•) Cod. uniy. Grac. III, 289.
•) Por. Cod. univ. Grac. III, 156. — III. 238. — Muczkowski, Li-
ber Promot. GXLVI (spis z r. 1608).
*) God. univ. Grac. III, 162.
') God. uniy. Grac. (1506) III. 239: cuius census sunt in suppis
Yieiiciensibus.
UNIWliBSTTlET W DRUGIEJ POŁOWllB STUT.BCIA. 57
razem rektorem uniwersytetu. KoUegiat miał pobierać 14
marek rocznie ^). Wreszcie w r. 1502 egzekutorowie osta-
tniej woli Andrzeja Rudowskiego, obywatela kra-
kowskiego, erygowali ołtarz Męki Pańskiej w kościele
Panny Maryi, do którego przywiązaną została również
kollegiatura mniejsza wydziału artystów'), uposażona 14
markami
To były dobytki epoki w zakresie nowych koUegia-
tur. Jeżeli dodamy do tego seniora bursy Jeruzalem, o któ-
rym jeszcze będzie mowa, to obejmiemy w ten sposób
wszystkie katedry, które na długo w koUegium artystów
były stanowiskami jedynie uposażonemi. W spisie z roku
1603 nie pojawia się nic nowego; wyraźnie wiek szesna-
sty był bardziej opieszałym i mniej ofiarnym w zapisach
na korzyść uniwersytetu i żył z tego, co minione czasy
pod tym względem stworzyty. Wiek piętnasty zapewnił
więc warunki i zbudował podstawy dla dalszych rozwojów.
Wysunęliśmy te fundacye w zakresie artystów na
czoło, bo są one najliczniejsze i jako uposażenia dla naj-
niższego wydziału, który był pomostem dla dalszych po-
stępów w uniwersyteckiej karyerze, obchodziły cały uni-
wersytet Fundacye na innych wydziałach wogóle rza-
dziej się pojawiają, a uwzględnimy je na swojem miejscu.
Są zaś dlatego rzadszemi^ bo w wyższych wydziałach na-
pływ nowych sił nauczycielskich był drobnym, podczas
gdy wydziału artystów czepiało się dużo młodych magi-
strów, którym brakło nieraz środków, aby się przepchać
przez życie, a w razie dalszych ambicyi przez wydział
ten najniższy. Zapisy dla artystów były też o tyle ła-
twiejsze, że młodego magistra tego wydziału można było
przynęcić i zadowolić mniejszą zapłatą, która dla człowieka
starszego byłaby może zbyt skąpą. Rozwój więc uniwersytetu
znaczy się z tych wszystkich powodów najwięcej na tym
») Cod. univ. in, 188 i 190.
*) Cod aniv. m» 20A.
58 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ n.
najniższym stopniu, będącym przecież stopniem wstępnym
do całego nauczycielskiego grona. Do mnożenia katedr
artystów w końcu stulecia przyczynił się wreszcie potężny
prąd humanistyczny, który na schyłku tej epoki, jak zo-
baczymy później, powiał nad uniwersytetem krakowskim.
Mówiliśmy, że już w połowie wieku wskutek wzra-
stających potrzeb i mnożenia się katedr odczuto potrzebę
nowych budynków i rozmieszczeń dla wykładów artystów;
wspomnieliśmy, że w roku 1449 stworzono t z. Collegium
mniejsze,albo Novum Collegium dla pomieszkania i wy-
kładów mniejszych kolegów na wydziale artystycznym.
Ten dom drewniany, znajdujący się na tyłach kollegium
króla Władysława, zgorzał jednak niebawem doszczętnie
(post breve tempus igne penitus fuit oonsumpta et inci-
nerata)*). Ponieważ w konkluzyach uniwersytetu z roku
1454 to novum Collegium wyraźnie jest jeszcze nazwane,
przeto przypuścić możemy, że pożar ten wydarzył się nieco
później. Słyszymy o ogniu w Krakowie w r. 1455. Wy-
buchł on wtedy w blizkości kościoła Wszystkich Świętych
czyli Dominikanów i zamienił w popioły całą dzielnicę
ku zamkowi, pełno domów kanoników, także kollegium
jurystów i medyków*). Większy jeszcze pożar nawiedził
miasto w kwietniu r. 1462. Tym razem powstał on w kla-
sztorze Dominikanów wskutek nieopatrzności kilku braci,
alchemią się trudniących, i rozpostarł się szeroko, objął
klasztor św. Franciszka, pałac biskupi, ulice Grodzką, Bra-
cką, Gołębią, Piekarską i Żydowską. Długosz dodaje, że
prawie połowa miasta wtedy zniszczała *); by<5 więc może że
i nowe, mniejsze kollegium stało się wtedy pastwą pło-
mieni. Uniwersyteckie źródło nadmienia, że wskutek zni-
>) Cod. univ. Crac. III, 46.
•) Monum. Pol. II, 927.
») Dlugosjz Hist. V, 342.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ P(MiOWIE STULECIA. B9
szczenią domu mniejszego kollegium » mniejsi koUegiaci
rozproszeni po różnych miejscach na niekorzyść uniwer-
sytetu i pracy i z narażeniem na różne zgorszenia hospi-
cyów po mieście szukać byli zniewoleni; wskutek czego
powstawały rozliczne swary i niesnaskia *). Na razie, tylko
w połowiczny sposób usiłowano złemu zaradzić. Krótko
przed r. 1464 nabył bowiem uniwersytet od Spytka i Jana
Holsztyńskich dom z kamienia, położony na ulicy Fran-
ciszkańskiej, czyli dzisiejszej Brackiej. Dom ten później
służył jako bursa dla Węgrów *). W konkluzych uniwer-
sytetu z r. 1464 nazwanym jest ten dom: Collegium no-
vum in platea S. Francisci, a uniwersytet postanawia wtedy,
jacy lektorzy w nim wykładać mają. Tutaj więc ma się
odbywać wykład czwartej lub innej księgi dekretaliów,
byleby ten wykład nie przeszkadzał innym lekcyom fa-
kultetu kanonicznego; tutaj też wykład główny (ordinaria
medicinae) z medycyny i wykład bakałarza tego fakul-
tetu; tu wreszcie mają in artibus uczyć magistrzy, którzy-
by nie znaleźli miejsca i godziny w kollegium artystów.
Prócz tego dom ten ma służyć dla dysput i innych uro-
czystych aktów uniwersytetu.
W ten sposób stworzono więc nowe kollegium, które
miało zastąpić braki istniejących, służyć częściowo dla ka-
nonistów, medyków, a przedewszystkiem dla artystów.
Używano go dla tych celów przez czas pewien, później
obróconym on został na użytek i pomieszczenie bursy.
Ale zarządzenie to nie usuwało wielkich niedostatków, na
które się uskarżano. Dom na ulicy Brackiej dawał miejsce
dla wykładów, nie dostarczał jednak pomieszkania pomniej-
szym koUegiatom artystów. W związku z tem stoi nie-
*) Cod. uniY. Grac. III, 4:6.
*) Por. o sprzedaży Cod. univ. Crac. II, 234. — W Conclusio-
nes z r. 1464, w tytulenazwany on jest Bursa Hungarorum, ale deno-
minaoyatajest późniejszą, tu przez człowieka dodaną, który w księgę
sprawioną w r. 1505 dawniejsze konkluzye wpisał. — Por. Muczko*
wski, Mieszkania uczniów krak. (1842) str. 25.
60 KsnioA m. — sokdkiał n.
wątpliwie konkluzja z r. 1470, przyzwalająca, aby kol-
legiaci mniejsi mogli przemieszkiwać w domach uniwer-
sytetu, a mianowicie w kollegium kanonistów albo bursie
zwanej Diyitum. W r. 1468 rozbudowywało się kollegium
króla Wladyriawa. W lipcu tegoi roku, jak wspominają
konkluzye uniwersytetu, postanowiono, aby w budowie
wznoszącej się urządzono trzy działy czy piętra, jeden dla
wykładów, dwa drugie dla mieszkań-). Kiedy wreszcie
tego dzieła dokonano, postanowiono pomyśleć takie i o kol-
legach mniejszych, a bursy Diyitum użyto teraz dla za-
radzenia najbardziej dotkliwym niedostatkom. Stało się
to za rektoratu Jakóba ze Szadka, w początku roku 1476.
Na zebraniu magistrów imiwersytetu powzięto tedy
uchwałę, aby dom murowany, leżący na tyłach kollegium
większego, zwany bursą Diyitum, przeznaczyć na pomie-
szczenie mniejszych koUegiatów z wyjątkiem seniora
bursy ubogich. Uchwała wylicza ich dziesięciu: koUegiata
Nowkowa, Stobnera, Marcina Króla, Katarzyny Mężykowej,
Mikołaja z Brześnicy, Zaborowskiego, altarystę w kościele
Wszystkich Świętych, w końcu dwóch świeżo (1473) upo-
sażonych koUegiatów Jana Dąbrówki *). Wreszcie więc po
tylu zmiennych kolejach znaleźli ci koUegiaci stały przy-
ti^ek i rozmieszczenie na tyłach dzisiejszej biblioteki,
w blizkości bursy Jeruzalem, czyli dzisiejszego Collegium
Novum.
Dwa te koUegia miały odtąd spełniać zadania i obo-
wiązki ciężące na wydziale artystów. W większem pano-
wał wszechwładnie Arystoteles; tutaj wtajemniczano mło-
dzież w jego nauki mniej lub więcej zrozumiane i wobec
braku dobrych tekstów mniej lub więcej zrozumiałe, w za-
wilsze jeszcze wywody jego średniowiecznych komentato-
rów. W mniejszem natomiast kollegium uczono rzeczy przy-
*) Gonclus. aniv. r. 1468: placuit universitati, quod in muris
quo8 noYiter aedificat, tria interstitia fierent, scilicet tres ordines,
unus lectoriorum, secundus et tertius oamerarum.
1 Cod. univ. Cr. III, 46/7.
tTNiwsBsmrr w druoibj połowis stuliboia. 61
stępniejszych i dla życia więcej przydatnych. Kollegiaci Sto-
bnera i Marcina Króla wykładali tu matematykę i astrono-
mię; przekonamy się później, jakie postępy nauki te przy
schyłku piętnastego wieku zrobiły. Inni nauczyciele zapra-
wiali młodzież w łacinie na Pryscyanie i średniowiecznych
podręcznikach, a przytem mieli zaznajamiać uczniów ze sta-
rożytnymi autorami. Mamy konkluzye określające te le-
ktury z r. 1449 ^) i następnie z r. 1476. Według ustawy z r.
1449 winien koUegiat Nowkona, przeznaczony dla nauki re-
toryki, ćwiczyć swoich uczniów na Nova Poetria Ganifreda,
na Labiryncie i retorykach TuUiusza. W rozporządzeniu
z r. 1476 nie wspomniano już wyraźnie Labiryntu, do-
dano za to Kwintyliana de oratoria institutione. Według
ustawy z roku 1449 miał koUegiat Mężykowej czytać »in
poesia następnych autorów starożytnych: Boecyusza, Ala-
nusa, Waleryusza Maximusa, księgi Wergilego, Owidego,
Horacyusza, Terencyusza, Stacyusza, Marcyalisa, TybuUa
i Propercego. W rozporządzeniu z r. 1476 nie wymieniono
już wyraźnie Boecyusza, Alanusa, Waleryusza, Marcya-
lisa, TybuUa i Propercego, za to wspomniano Plautusa
komedye. Rozporządzenie z roku 1476, ogółem wziąwszy,
nie wykazuje żadnego postępu, żadnego żywszego tchnie-
nia na tem polu. Wyraźnie uniwersytet stał przy dawnych
ustawach, a nawet tego, co one przepisywały, w zakresie
poznawania autorów klasycznych ściśle nie wykonywał.
Trzymano się więc tutaj utartych kolei; walka nowych
prądów ze średniowieczyzną, która pod koniec wieku wy-
buchła, nie doprowadziła w piętnastym wieku do stano-
wczego przełomu i przetworzenia panującego ustroju, jak
się przekonamy w dalszym ciągu.
*) Conclns. domus maioris.
62 KSI^OA IlT. ROZDZIAŁ Ił.
ra.
W koUegium większem obok artystów mieszkali jak
dawniej teologowie. Od tego najwyższego fakultetu
zaczniemy teraz przegląd pracy i życia w obrębie poje-
dynczych wydziałów. Liczba teologów w tych czasach nie
wzrosła; w r. 1477 występuje ośmiu kanoników św. Flo-
ryana, tak samo w roku 1517 *). Późniejsze też sta-
tuta^ zarządzają, »aby na przyszłość było dziecięciu or-
dinarii lectores w teologii, a mianowicie kanonik kate-
dralny, ośmiu kanoników św. Floryana i Ordinarius.«
Teologiczna nauka obracała się na utartych prze-
szłością kolejach. Żywsze tętno zapanowało wśród niej
w czasie soborów, kiedy wielkie, praktyczne zagadnienia
czasu rozbudziły dusze i namiętności. Mówiliśmy o cza-
sach posoborowych i ich nastroju; znać w nich pewne
znużenie dotychczasową walką i zapasami, pewne cofnię-
cie się w zacisze i zamknięcie w obrębie własnej duszy,
która nie nauką lecz życiem chce sięgnąć po prawdę
i wiekuistą chwałę. Głos Kapistrana więcej tu znaczył
i donioślejszem rozbrzmiewał echem, jak wywody z ka-
tedr uniwersyteckich, które po staremu i według starych
komentarzy objaśniały pismo święte i sentencye Lombarda.
Na nieuctwo i niedouczoność kleru częstokroć też utys-
kiwano; Grzegorz z Sanoka gniewał się na brak znajo-
mości łaciny, Jan Ostroróg ze stanowczą niechęcią wy-
dr wie wał brak oświaty u współczesnych księży. » Czytał
Alexandra z Gallii, może tylko Donatusa i to niedokładnie,
a wnet zawdziawszy sutannę i ogoliwszy głowę, prze-
dzierzgnął się w księdza i cały świat chce dla swoich
mrzonek porywać« ^). Nie według stronniczego Ostroroga,
') Cod. univ. Grac. III, 67 i IV, 57.
•) Archiwum do dziejów literatury II, 396.
•) Poniński, Ostroroga żywot i pismo (1884) str. 144,
UNIWERSYTET W DRUOIfiJ POŁOWIE STULECIA. 63
który mówi o mrzonkach i duchownym przypisuje jedy-
nie skłonność do lenistwa, res dulcis et amoena ąuies,
sądzić będziemy o stanie ówczesnego wśród kleru wy-
kształcenia. Ale to pewnem, że po roku 1450 nastał pe-
wien zastój w teologicznej pracy mistrzów krakowskich,
że w następnych latach nie było tu wybitnych uczonych,
wybitne poruszających problemy. Ze starszej generacyi
nauczali jeszcze dosyć długo Jan Kanty, Paweł z Pyczko-
wic i Jan Dąbrówka. Pierwszy umarł w r. 1473, drugi
ginie i umiera po roku 1467, trzeci rozstaje się z tym
światem w czasie rektoratu, w samym początku r. 1472.
Z szeregu innych teologów, działających w tych czasach,
wspomnimy ^) krótko Jana ze Słupcy, który osięgnął sto-
pień magistra w Krakowie w r. 1433, następnie w 1439
i 1450 piastował dziekanat, rektorem był w roku 1452
i w ważnym dla uniwersytetu roku 1476. Otrzymał on
po Św. Janie Kantym w r. 1440 kantoryę św. Floryana,
w r. 1466 został drugim z rzędu plebanem św. Mikołaja
z poręki uniwersytetu, wreszcie zapewne po Pawle z Za-
tora został kaznodzieją zamkowym *). Główne też jego za-
sługi leżą w zakresie kaznodziejstwa. Miał on dosyć bo-
gatą bibliotekę z tej dziedziny, którą w wielkiej części
zapisał uniwersytetowi, po nim samym zostały liczne
kazania, w których lubił cytować wiersze, a gromił z do-
sadnością współczesne zepsucie i skłonność do zewnę-
trznego przepychu, mianowicie w strojach**). Jan ze Słu-
pcy umarł zapewne w r. 1494 lub krótko potem; w roku
*) Wzmianka należy się Jakóbowi de Lyssow, który był pier-
wszy raz dziekanem artystów w r. 1447, ostatni raz w r. 1466 jako
dr. dekretów, licenoyat teologii. W f. 1458 był jeszcze licencyatem
in decretis. Prace jego z tego roku w ręk. Jag. 298. Umarł w roku
1475 (Concl. Univ.).
1 Por. Conclus. Domus Mai. w Cod. Jag. 2230; Cod. univ. II,
248 i Długosz Lib. Benef. I, 192.
^ Por. rękopisy Jag. n. 189, 141&. -^ O jego kazaniach por.
Bruckner w Bibliotece Warsz. 1891 (luty) str. 254.
J
64 tsiĘak m. — ttozi>ziAŁ n.
1494 bowiem wiele ksiąg na mocy jego rozporządzenia
dostało się do biblioteki Jagiellońskiej^).
Znaczniejszą osobistością, jeżeli nie w nauce, to w uni-
wersytecie był Maciej z Kobylina. Został on magistrem
w r. 1449 i odtąd aż do roku 1492 uniwersytetowi służył,
często sprawując jego rządy; bo i dziekanem był kilka-
krotnie i na stanowisku rektora aż dziewięć razy się zna-
lazł, pierwszy raz w roku 1477, ostatni w półroczu zi-
mowem 1491/2, krótko przed swoim zgonem. Umari bo-
wiem w r. 1492, a z jego księgozbioru dostały się wtedy
liczne kodeksa filozoficzne, prawnicze, a nawet medyczne
do biblioteki, w części zaś w ręce kolegów, którzy ich
dozgonnie mieli używać'); kupował je lub przez swego
notariusza sporządzał odpisy •). Krótko przed śmiercią, w r.
1491 ustąpił on z długo zajmowanego stanowiska dzie-
kana w kościele św. Floryana. Umarł był wtedy Stanisław
ze Zawady*), prof. teologii, dzierżący Ł z. lectio ordinaria.
Maciej z Kobylina wystosował wtedy do uniwersytetu
prośbę, aby jemu powierzono opróżnione tą śmiercią sta-
nowisko, » ponieważ starość i słabość nie dozwala mu cho-
dzić do Św. Floryana i . . . zadosyć czynić obowiązkom ko-
ścioła< ^). Prośba była też skuteczną. Stary jednak i scho-
rowany człowiek, wybrany następnie rektorem, umit^ je-
szcze rozwinąć w ostatnim roku życia znakomitą energię
wobec nieporządków, intolerabiles insolentiae, które wtedy
zakłócały spokój uniwersytetu. Ponieważ na nowe cho-
roby nowych potrzeba lekarstw — quia novismorbis nova
>) Por. ręk. Jag. 1405, 1416, 1603.
«) Por. Cod. Jag. 361, 372, 649, 784, 1611, 1904, 2261, 3248.
*) Cod. 1363: Moralia b. Gregorii... scribi demandata per suum
notarium.
*) Objaśniał on głównie stary testament, mianowicie genezę
według Henryka de Hassia, por. Cod. Jag. 1358. Cod. 1429 stwier-
dza jego interes dla literatury dotyczącej genezy.
*) Conclus. univ. 1491.
trmwfiRSYTET yf DRUortój po?.own? sTrrisciA. 60
antidota sunt adhibenda — jak się w konkluzyi wyrażono ^),
zakazano wtedy ponownie stanowczo noszenia świeckich
strojów, broni, nocnych zbiegowisk i zagrożono przestę-
pcom surowemi karami. Pamięd Macieja z Kobylina w uni-
wersytecie utwierdziła kollegiatura ołtarza św. Donata,
utworzona ze spadku po nim przez egzekutorów jego te-
stamentu
Młodszym kolegą wyżej wspomnianych był Bernard
z Nissy, noszący pełne nazwisko Crotinphul alias Mikisch
de Nissa*). Zapisał się on na uniwersytet w r. 1456, ba-
kałarzem został po dwóch latach, magistrem w r. 1462 •).
Pochodzenie jego śląskie wniosło mu kanonikat wrocławski,
cnoty jego i nauka zwróciły nań oczy znaczących osobi-
stości. W uniwersytecie wprawdzie nie dostąpił wielkich
godności, bo tylko raz był rektorem w półroczu zimowem
1489/90 i w ciągu rektoratu, 2-go lutego 1490 życie zakoń-
czył*). Ale krótko przed zgonem spotkało go inne odzna-
czenie. W r. 1488 zapisał się w poczet uczniów uniwer-
sytetu krakowskiego Janusius Alexandri ducis de Litwania,
potomek wielkiej rodziny Gasztoldów, którzy do takiego
doszli znaczenia na Litwie, że Jan Gasztold, wojewoda
wileński, rządził prawie krajem za Kazimierza Jagielloń-
czyka. Dla młodzieńca z wysokiego rodu trzeba było do-
brać stosownego opiekuna; król Kazimierz polecił to za-
danie Bernardowi z Nissy. Wziął tedy mistrz krakowski
Jana Gasztolda pod swoją opiekę i do swego mieszkania ^)
*) Conclus. univ. 1492 (luty).
>) Cod. Jag. 2330.
•) Por. Cod. Jag, 691. W r. 1464 występuje jako senior bursae
divitam (Cod. Jag. 462).
^) Por. notatkę na rękopisie teol. legowanym przez niego 11-
braryi n. 1276. Inny jego rękopis (n. 615) zawiera różne pisma Cy-
cerona i traktat Poggia.
*) Por. ręk. Liber perceptorum coli. maioris: 1489 Bernardus
de Nissa... pro suo prinoipe commonitati reponit tres maroas; prin-
ceps in Collegium receptus fuerat Kollegiat więc płacił: ratione sui
habitantis .
Hiat. Uniw. T. II. 5
66 ItSlICOA lit. — tlOZDŻIAŁ It.
W większem koUegium. Stosunek ten jednak długo nie trwa2
wskutek śmierci przedwczesnej Bernarda. Po jego zgonie
Jan Głogowczyk przejął te obowiązki na siebie.
Z temi sprawami łączy się ściśle sprawa wyższego
znaczenia i nastroju, na której tle rysuje się postać je-
dnego z najwybitniejszych profesorów krakowskich, rfyn-
nego teologa z końca wieku, Jana z Oświęcimia,
zwanego Sacranus. — Na uniwersytecie krakowskim ciężyła
od początku wieku kulturalna misya Polski w dziedzinach
Wschodu. Kazimierz Wielki, pierwszy założyciel uniwer-
sytetu, zamyślał ustanowić równocześnie kilka biskupstw
łacińskich na Wschodzie, w myśl jego postępował Jagiełło.
A uniwersytet miał się stać ogniskiem dla promieni świa-
tła i ciepła, które się miały szerzyć po dziewiczych wschodu
krainach. Były w tej misyi dwa zadania, jedno więcej
świeckie, kulturalne, drugie również kulturalne, ale prze-
ważnie religijne. Uniwersytet miał przejąć na siebie apo-
stolstwo wiary chrześcijańskiej, które dotychczas wyko-
nywali rycerze krzyża i miecza zarazem, słać wyznawców
i apostołów na Ruś i Litwę, a nie tylko walczyć z pogań-
stwem, ale także z Kościołem wschodnim, który w no-
wych dziedzinach Polski od dawna się usadowił i przeciw
Rzymowi działał stanowczo i skutecznie. Ciężkie to brze-
mię, włożone na barki instytucyi naukowej; tylko też
w ograniczonej mierze mogła ona sprostać zadaniom,
a szczegóły i owoce tego działania uchylają się w zna-
cznej mierze z pod oka badacza i pióra historyka.
Od początku pewna liczba Litwinów i Rusinów za-
pisywała się rok rocznie w poczet uczniów uniwersytetu
Jagiellońskiego, ale pokaźną ona nigdy nie była w pię-
tnastym wieku. Uderzają przedewszystkiem raz w raz
pojawiające się nazwiska przedstawicieli wielkich rodów
wschodnich; z uniwersytetu Jagiellońskiego wynosili oni
zachodnią chrześcijańską kulturę i stawali się następnie
na Wschodzie rozsadnikami i potężnymi poplecznikami
Jagiellonów i Jagiellońskiego uniwersytetu. W r. 1442
tJ?JTWER8rrET w 1>RUGTKJ POŁOWlB i^TULKClA. 6*?
zapisuje si^ w poczet uczniów Janusz Hurko, dux Russiae,
w p. 1447 kniaź Andrzej Syetkonis (sic!) de Russia, w r.
1454 Alexander syn Alexandra, książę de Russia; wcze-
śniej osięgnął stopnie w uniwersytecie Jagiellońskim książę
litewski Herman Gedrojć, został on bakałarzem w roku
1426, magistrem w r. 1433, a ta rodzina stale odtąd przy-
syłała n^odzieńców do Krakowa na wykształcenie; baka-
łarzami zostają Wojciech Gedrojć w r. 1464, Michał, za-
liczony w poczet błogosławionych w roku 1465, Gabryel
w r. 1475, Jerzy w r. 1477. Następnie w r. 1488 pojawia
się kniaź Andrzej Świrski i Janusz Gasztold, w r. 1490
znowu Stanisław Gedrojć, w r. 1502 dwóch Sapiehów,
wreszcie w dwa lata później młody kniaź Paweł Holszański.
Szereg tych nazwisk wyciągniętych z metryki i z księgi
promocyjnej uniwersytetu, mimo swej suchości opowiada
głośno o wpływach cywilizacyjnych uniwersytetu na li-
tewskie i ruskie krainy.
Kazimierz Jagiellończyk usilnie o to się starał, aby
w podległych mu ziemiach popierać rzymski katolicyzm
i krzewić unię z Zachodem. Sobór florencki zamierzył
był to dzieło przeprowadzić w pierwszej wieku połowie
i rzucił wielkie hasło, podjęte przez Jagiellonów. O ha-
słach jednak raczej, niż o owocach mówić tu można. Nie
ulega bowiem wątpliwości, że mimo ogłoszenia unii flo-
renckiej znaczna część mieszkańców metropolii kijow-
skiej w drugiej połowie piętnastego wieku nie wyzna-
wała unii ani się do niej przyznawała i). W roku 1458
podzielił Pius Il-gi tę metropolię kijowską na dwa od-
łamy, na moskiewską i litewską lub ściślejszą kijowską
metropolię. Ostatnia obejmowała dyecezye połocką, brze-
ską, smoleńską, łucką, włodzimierską, chełmską, przemy-
ską, halicką i turowśką. Kraje więc do Polski przynale-
żne, odłączone od spójni z potężniejącą Moskwą, mogły
teraz samodzielniej się rozwijać i podatniejszy dla posiewu
1) Unia Brzeska przez ks. biskupa Likowskiego, Poznań 1896, 24;.
5*
68 KSIĘGA III. nóż .ZIAŁ It.
unii grunt przedstawiać. Metropolici kijowscy rzeczywiście
też w przeciwieństwie do moskiewskich zachowali odtąd je-
szcze przez czas dłuższy tradycyę unii i pewną spójnię
z Rzymem; ale jednolitości w działaniu nie hyło, Ruś
przeważnie pozostała prawosławną, a wpływy Wschodu
coraz bardziej szerzyły tu zagony i krzewiły niechęć do
Rzymu ^).
Król Kazimierz Jagiellończyk zastał więc tu ciężkie
i trudne położenie i zadania. Czego nie zdziałał sobór,
to myślano zdziałać przez misyę i klasztory. Kazimierz
tedy zapraszając Kapistrana do Polski przedewszystkiem
myślał o nawróceniu Rusi na rzymską wiarę; bracia
z zakonu Kapistrana, t z. Bernardyni stali się odtąd gło-
śnymi apostołami katolicyzmu na Wschodzie. W roku
1468 założyli swój klasztor w Wilnie z poparciem zna-
cznem króla Kazimierza, który odtąd był wiernym orę-
downikiem i obrońcą ich zakonu: defensor magnificus re-
ligionis nostrae pauperculae, jak się historyk Jan z Ko-
morowa wyraża*). Nastąpiły inne fundacye na Litwie,
jak w Tykocinie, Połocku. Marcin Gasztold, wojewoda
trocki, szczególnym ich był opiekunem i dobrodziejem
około r. 1480; jego siostra Alexandra także wybitną ich
otoczyła troskliwością i w zakonie tercyarskim dokonała
żywota '). Według historyka zakonu żniwo jego było obfi-
tem; liczy on nawróconych na tysiące*), wymienia misyo-
narzy, wśród których brat Maryan z Jeziorka, zmarły
w r. 1491, »u Litwinów i Rusinów uchodził za apostoła
Bożego« *).
Wielu z tych zakonników wyniosło swe wykształ-
cenie z uniwersytetu Jagiellońskiego, tak n. p. wspomniany
*) Por. Pelesz Geschichte der Union, Wien 1878 str. *60 i 471
i nast.
») Mon. Pol. V, 200. — Pop. str. 262.
•) Ibid. str. 224.
«) Ibid. str. 224, 282.
*) Ibid. str. 269.
UNnnDRSYTiffr w dbuotrj połowik stulecia. 69
Maryan, który według historyka zakonu jako bakalarz
krakowski przywdział suknię klasztorną; Jan Yitreatoris,
minister polskiej prowincyi, był magistrem artystów Ja-
giellońskiej wszechnicy*). Nawet na katedrach uniwersy-
tetu rozbrzmiewały ich wykłady. Jeden z nich brat Antoni
z Radomska wynalazł sztukę pamięciową, t. z. ars memo-
rativa i z jej pomocą wygłaszał przez lat szereg swoje ka-
zania do ludu; tajemnice jej i warunki objaśniał w kla-
sztorze przy wielkim udziale publiczności, a uniwersytet
skłonił go prócz tego około r. 1476, aby ją publicznie wy-
łożył w kollegium jurystów. Był on według historyka
magistrem artium paryskim*). Inny Bernardyn Stanisław
Korzybski osięgnął bakalaryat w Krakowie w roku 1459,
magistrem artium został w roku 1468. Odtąd działał
w uniwersytecie przez dłuższy lat szereg; w roku 1470
wtajemnicza on młodego ucznia w tajniki artis memo-
ratiyae"), w roku 1483 piastuje dziekanat Jan z Komo-
rowa zapisując śmierć jego pod rokiem 1491 nazywa go
mężem excellentis litteraturae *). Wreszcie wspomnieć już
tu nam wypada Jana ze Stobnicy, wybitnego skotystę
owych czasów, który jako profesor uniwersytetu wstąpił
do zgromadzenia Bernardynów — ex professore monachus
minorum — według brzmienia współczesnej zapiski w księ-
dze promocyjnej^).
Myśl, która kierowała pracą misyjną Bernardynów,
niańczyła także zawiązkom krakowskiego uniwersytetu,
myśl o Litwie i Rusi polecała więc zakon mniejszych
braci życzliwości mistrzów wszechnicy. W końcu wieku
Litwa i troska o Litwę zaczynają w uniwersytecie kra-
kowskim odgrywać wybitniejszą rolę. W roku 1488 i 1489
*) Ibid. 263. Magistrem został w r. U76.
") Por. Mon. Pol. V, 266 i Opusculum de arte memorativa Ora-
ooyiae 1504.
*) Acta Rectoralia 840.
*) Mon. Pol. V, 261.
») Lib. Prom. 124.
/U KyiĘOA in. — ROZDZIAŁ 11.
pojawia się wśród mJodszych nauczycieli jako extraaeus
non de facultate Andrzej kniaź Swirski i wykłada Ary-
stotelesa; obok niego w półroczu zimowem 1488/9 Adam
z Wilna jako extraneus objaśnia Horacyusza. Obydwaj
oni razem, w roku 1488 złożyli egzamin magistrowski
i przelotnie nauczali w Krakowie. Pierwszy bowiem zo-
stał kanonikiem wileńskim, drugi notariuszem wielkiego
księcia Alexandrai). W roku 1490 znowu wśród extranei
zjawia się para Litwinów. Bernard i Jan z Wilna wstą-
pili na uniwersytet krakowski w roku 1485, zostali ma-
gistrami w roku 1489. Pierwszy, późniejszy kanonik wi-
leński, zapowiada w roku następnym wykład o Horacyu-
szu, drugi komentuje Topiki Arystotelesa. Wśród uczniów
niejeden Litwin przysłuchiwał się niewątpliwie wykła-
dom ściślejszych rodaków. Bo książę Janusz Gasztold
od roku 1488 przez szereg lat przebywał w koUegium
i często jako świadek występował przy sprawach *), a na
zimowe półrocze • 1490/1 zapisuje się w poczet uczniów
wszechnicy naraz aż siedmiu scholarów z Wilna. Przy-
puścić się godzi, że jakaś wyższa ręka i wyższe natchnie-
nia tem kierowały, że sam król goręcej się teraz zajął
sprawami Wschodu i dla poparcia swej misyi cywiliza-
cyjnej i religijnej wpływał na ten obfitszy napływ Litwi-
nów do krakowskiego ogniska. Po myśli też króla, cho-
ciaż może nie z jego natchnienia się stało, że w roku
1491 ukazały się w drukarni krakowskiej Fioła pierwsze
druki cyrylickie, mające zaopatrzyć cerkwie ruskie w księgi
kościelne i liturgiczne. W dwa lata potem zjawiają się
podobne druki w Cetynii *). Nie wchodzimy tu w pobudki,
') Muczkowski, Liber Promot. 100.
«) Acta Rect 1252. 1264. 1268, 1260, 1261, 1286.
') Por. o tem Estreicher. Zainer i Świętopełk Fioł Warszawa
1867 str. 43—46, Golowatskij, Swoipolt Fioł Wien 1876 (Akademie)
str. 4 i nast. — Starowolski w Hekatontas twierdził, że Jan z Gło-
gowy przekładał psałterz i pismo św. na język ruski. Twierdzenie
to nie znajduje w znanych źródłach potwierdzenia.
UNIWBRSYTRT W DRUGIEJ POŁOWIE STULECIA. 71
któi^ fakt ten wywołały; jedni chcieliby w nim upatry-
wać myśl wysoce cywilizacyjną, drudzy obniżają go do
poziomu interesu handlowego. Krok ten w każdym razie
dowodzi, jak żywy interes zwracał się w owym czasie
na Wschód, jak żywy odgłos sprawy i potrzeby Wschodu
znajdowały w Krakowie.
Po śmierci Kazimierza Jagiellończyka w r. 1492 na-
stąpiło odłączenie się Litwy pod osobnym rządem króle-
wieza Alexandra jako wielkiego księcia. Epoka to była
dla Litwy nieszczęśliwa; pełno zagadnień czekało na roz-
wiązanie, pełiio konfliktów na złagodzenie, a osobistość
księcia wahającego się między porywami dla unii a sym-
patyami dla Wschodu, postawionego między ambicyą sa-
modzielnych rządów na Litwie a niebezpieczeństwami
grożącemi od Rosyi, nie miała dosyć energii ani siły, aby
wśród rozterki znaleść dtogą śmiałą i stanowczą. Do Ro-
syi, która coraz częściej zapuszczała swe zagony w dzie-
dziny litewskich książąt i całe krainy i miasta przeciągała
na swoją stronę, zamierzano się zbliżyć przez małżeństwo.
W r. 1493 powstał już plan związku księcia Alexandra
z Heleną, córką Iwana m, księcia rosyjskiego. Układy wy-
pełniły rok następny. Niezwykłość tego małżeństwa »mię-
szanegoa, poruszyła umysły, plany te donośnem echem
odbiły się w Krakowie, a nawet w uniwersytecie. Bardzo
ciekawą wiadomość podaje pod tym względem Jan z Ko-
morowa. Pisze on, że z powodu tej sprawy » przyszło mię-
dzy prałatami i doktorami z jednej strony a naszymi bra-
ćmi z drugiej do rozprawy nad rebaptyzacyą Greków,
których ryt zachowywują Rusini i nad dopuszczeniem ich
do świętych obrządków w naszych łacińskich kościołach;
świeccy prałaci i doktorzy twierdzili, że Grecy przy prze-
chodzeniu na ryt nasz powinni być chrzczeni ponownie
(rebaptisari) i że dopiero wtedy do sakramentów w na-
szych kościołach przystępowaćby mogli, podczas gdy nasi
bracia, a przedewszystkiem minister prowincyi ojciec Jan
(Yitreatoris) przeciwnego byli zdania, że mianowicie re-
72 KSIĘGA 111. ROZDZIAŁ 11.
baptyzacya jest tu niepotrzebną, lecz wystarcza uznanie
jednej głowy kościoła czyli papieża i obietnica, że mu się
będzie posłusznym; kto to uczynił, temu wolno bez wszel-
kiej rebaptyzacyi, do której nie jest zobowiązanym, przy-
stępować do sakramentów w naszych kościołach i taki
za prawdziwego katolika uchodzić powinien « ^). Naryso-
wały się tu więc przeciwieństwa i odmienne zdania. Za-
kon, który wykonywał zadania misyjne na Litwie, był za
praktyką łagodną i ugodną, prałaci i doktorzy, a więc
teologowie krakowscy stali na stanowisku skrajnej suro-
wości, tak jak niegdyś przy innej »redukcyi«, w sprawie
Husytów twarde zaznaczyli zasady. Niebawem miał się
przedstawiciel tego wydziału znaleść na miejscu, we Wil-
nie. Słynny astronom Wojciech Brudzewski przeszedł był
koło roku 1492 z fakultetu artystów do teologicznego;
a w lutym roku 1494 za rektoratu Jana Sacranus'a udzielał
uniwersytet na żądanie kanclerza swego kardynała Fry-
deryka pozwolenia, aby tenże Brudzewski udał się na Li-
twę na służbę u wielkiego księcia Alexandra — ad ser-
yiendum lUustrissimo principi Magno Duci Lithuaniae ^).
Brudzewski zastał zapewne na dworze wielko-książęcym
dawnego kolegę, Adama z Wilna, który był sekretarzem
księcia Alexandra '), a ze stolicy biskupiej wileńskiej witał
go także wtedy dawny uczeń i magister wszechnicy, Woj-
ciech Tabor, który zasiadał w latach 1490 — 1607 na sto-
licy wileńskiej; został on bakałarzem w Krakowie w r.
1469, magistrem razem z Brudzewskim w roku 1474
W późniejszych latach występuje on tutaj z tytułem pro-
boszcza grodzieńskiego, a następnie trockiego. W Acta
reotoralia pojawia się jego nazwisko aż do roku 1476;
pozywano go po kilkakroć w rozmaitych sprawach przed
') Mon. Pol. V. 263.
•) Concl. univ. UdŁ
•) Liber Prom, 100,
UNIWRR8YTBT W DBUOIEJ POŁOWIR STirLKCTA. 73
sąd rektorski^). Możliwem jest tedy, że sekretarz Adam
lub biskup Wojciech zwrócili uwagę wielkiego księcia na
słynnego Brudzewskiego. Jeżeli biskup Tabor, który byt
za praktyką surową wobec Rusinów '), chciał w trudnych
chwilach obecnych pozyskać sobie uczonego sprzymie-
rzeńca, to wybór Brudzewskiego, człowieka zgodnego, nie
był zapewne z jego strony zbyt stosownym. Możliwem
jest, że * go wysłano na Litwę, po części z tą misyą, aby
odwiódł wielkiego księcia od projektowanego małżeństwa.
Szczegółów jego pobytu nie znamy; przypuszczamy
tylko, że Brudzewski napisał wtedy traktat zapewne teo-
logiczny p. t Conciliator. Czy w nim stanął na twardem
stanowisku krakowskich kolegów, czy też może odpowie-
dnio do swego usposobienia i do tytułu pisemka skłonił
się raczej do franciszkańskiej nauki, rozsądzić dziś niepo-
dobna. Humanistyczne skłonności Brudzewskiego raczej
za tem drugiem przemawiałyby przypuszczeniem. Jeżeli
jego misya miała także ukryte cele, co do książęcego
małżeństwa, to nie udała się ona całkowicie. Uniwersy-
tet stracił przez nią Brudzewskiego na zawsze; książę
Alexander nie długo też zachował go przy sobie, bo wielki
uczony krakowski dokonał na sekretaryacie w Wilnie
już w kwietniu r. 1495 swego żywota.
Tymczasem jeszcze w styczniu r. 1495 przyszło do
ślubu między wielkim księciem a ruską Heleną. Jeżeli
marzono o tem, że w ten sposób burze grożące Litwie
od Wschodu ustąpią, to nadzieje te rozwiały się nieba-
wem. Małżeństwo to owszem stało się powodem, że
Iwan ni-ci, podejrzywający swego zięcia o chęć nawróce-
nia żony, coraz częściej i gwałtowniej nacierał na podle-
głe Litwie ziemie. Przyszło do wielkiego naprężenia sto-
sunków, a to skłoniło Alexandra, że w tych latach usil-
niej zaczął przemyśliwać o unii swych poddanych ze Rzy-
') Acta Rect 262, d86» 888, et passim, wreszcie 552.
>) Mon. Pol V, 264.
74 JCOOIGA III. — ROZDZIAŁ II.
mem, o wzmocnieniu odpornoBci ich politycznej i peligg-
nej wobec wschodniego władcy. W r. 1498 mianował on
metropolitą kijowskim czyli litewskim Józefa Sołtana, który
po pewnej chwiejności w początkach, gorliwie dla sprawy
unii zaczął pracować *). Wogóle w całej Litwie objawiały
się wtedy pragnienia unii i zespolenia ze Rzymem •). Podą-
żyli tam wkrótce posłowie od nowego metropolity i księcia
Al6xandra, Jan Sapieha sekretarz książęcy i znany huma-
nista Erazm Ciołek. Chodziło o uznanie Sołtana przez
Rzym i o określenie warunków, pod którymi redukcya
przechodzących do rzymskiego Kościoła dokonaną być
miała. Alexander VI-ty postanowił przed wszelkim krokiem
zasięgnąć wiadomości na miejscu; zapytywał się on w kwie-
tniu r. 1501 u biskupa wileńskiego Tabora i u wielkiego
księcia o osobę metropolity, o obrządki greckie i zasięgał
rady co do możliwości i warunków połączenia Kościołów *).
Zdania były tu ciągle podzielone. Niektórzy byli za
wszelkiemi ułatwieniami, za łagodnością i ustępstwami.
Szerokie pod tym względem zasady głosili ciągle Bernar-
dyni; wtórowali im humaniści, jak Ciołek, a przedewszyst-
kiem ci wśród Rusinów, którzy gorąco popierali spraw^ę
połączenia z Rzymem. Sprawa rebaptyzacyi była ważną;
przed ponownym chrztem sromano się przede wszy stkiem
w tych kołach; szczególnie Sapieha żądał najszerszych
koncesyi.
Biskup wileński Wojciech Tabor nie chciał oczywi-
ście iść tak daleko. Świeżo gościł on był u siebie Jana
z Oświęcimia, który jako poseł króla Jana Olbrachta do
Wilna przybył. Skoro go teraz wezwano do wygotowania
memoryału o Rusinach dla papieża, zwrócił się biskup Ta-
bor na wiosnę roku 1501 do wspomnianego Sacranus'a, aby
tenże wwedług pism kanonistów i dzieł teologów określił,
*) Pelesz, Geschichte der Union I, 479.
•) Caro Geschichte Polens V. 788.
') Pisma z kwietnia i maja r. 1501 —u Pelesza 1. a 4Sk i 486,
UKlWliSRSYTET W DRUCrEJ P«»ŁOWlK STULKCTA. 75
CO O ąbu8U8 rytu ruskiego i błędach Rusinów sądzić
należy.cc Tak więc powstało dziełko Sacranus'a p. t EIu-
cidarius errorum ritus Ruthenici*).
Jan z Oświęcimia znał biskupa wileńskiego od dawna,
»śledził jego kroki z wielką uwagą od pierwszej młodo-
ścią i był względem niego zobowiązanym do wdzięczności
za wyświadczone dobrodziejstwa; dlatego też podjął się
pracy, »chociaż przebywając in externo solo (zapewne na
Litwie) bez zapasu książek nie mógł materyi tej dokła-
dnie opracować. « Traktat jego składa się z trzech części.
Pierwsza przeważnie jest wyliczeniem błędów Kościoła
greckiego, w drugiej daje Sacranus historyczny pogląd na
powstanie rozdziału Kościołów, w trzeciej mówi o zna-
czeniu i istocie sakramentów w greckim Kościele. Całe
pismo tchnie nieufnością do Rusi i zamiarów unii, w niej
się objawiających. Autor myśli oczywiście o »redukcyi«,
bo w tym celu zaczął pisać, ale przyjęcie tych nowona-
wróconych utrudnia twardymi warunkami. »Z ostrożnością
przyjmować ich należycc Dowodzi, żę grecki Kościół nie
ma prawowitych kapłanów, że przeto ich sakramenta
a więc i chrzest nie mają pewnej wartości. Jest więc za
rebaptyzacyą, za chrztem ponownym podjętym na przy-
padek, gdyby pierwszy nie był miał żadnego znaczenia.
Inne ustępy dotykają już wprost księcia Alexandra, jego
sympatyi i polityki ruskiej. Książęta, którzy w swych kra-
jach Rusinów odznaczają zaszczytami, ściągną na siebie
rozliczne niebezpieczeństwa i nieszczęścia. Katolikowi nie
wolno według Sacranus*a pojąć schizmatyczki za żonę.
Twierdzenie to zwracało się bezpośrednio przeciw mał-
żeństwu wielkiego księcia.
Poruszono więc tu przeciwieństwa zasadnicze, które
po dziś dzień rozdzielają zachodni Kościół od wschodniego.
*) Napisane krótko po r. 1500, a przed śmiercią Olbrachta
(17 czerwca roku 1501), a więc w maju r. 1501, ponieważ zapewne
wywolanem zostało pismem papieża z kwietnia do Wojciecha Tabora,
76 KSIĘGA Ul. — ROZDZIAŁ II.
W tych sprawach stoi oczywiście autor na twardym grun-
cie katolickiego Kościoła, stoi silnie i stanowczo. Ale do-
tknięto tu także innych rzeczy, w których należało oka-
zać więcej giętkości i szerokości — dla dobra sprawy i Ko-
ścioła. Tymczasem i w tych szczegółach zajmuje autor
stanowisko skrajne, nieugięte, odpychające. Przypomnieć
sobie jednak trzeba, że pisano to pod wpływem rozdra-
żnienia na propagandę wiary prawosławnej na Litwie,
odpadnięcia niektórych książąt litewsko-ruskich do Iwana,
pod wrażeniem orężnych zapasów z wielkim księciem
Iwanem Ill-cim, który w roku 1499 srogą klęskę zadał li-
tewskiemu wojsku, a ciągle na ziemie litewskie nastawał.
Ale prócz tego wypłynęło to ze skrajnej doktryny zako-
rzenionej w kołach teologów krakowskich, doktryny nie-
zupełnie sprawiedliwej. Papież Alexander VI-ty bullą swoją
z sierpnia r. 1501 usunął szorstkości, mające odstraszyć
od upragnionej redukcyi, w myśl soboru florenckiego prze-
mówił przeciwko rebaptyzacyi, poszedł więc za głosem
ugodniejszych ludzi, jak Bernardynów i innych, za głosem
Jana Sapiehy i humanisty Ciołka *). Ciołek, który od roku
1495 przebywał u boku księcia litewskiego i pełnił obo-
wiązki sekretarza, uzyskał u papieża rozmaite łaski dla
Litwy, przywiózł między innemi do Wilna głowy św.
Kośmy i Damiana i rozmaite relikwie*). Sapieże pozwolił
papież wybudować kościół, w którymby odbywały się
msze według rytu greckiego, w którymby jednak także
łacińscy księża celebrować mogli ^). Ciołek i Sapieha
wrócili więc zwycięzcami ze swej misyi. Że im się nie
uda uzyskać w Rzymie uznania dla małżeństwa wielkiego
*) Szujski, Odrodzenie i reformacya w Polsce str. 61 i 137
przypuszcza, ie myśl zjednoczenia schizmy z katolicyzmem szcze-
gólnie w kolach humanistów znajdowana poparcie, ie rozbudził ją
słynny Kallimach. Jest to tylko przypuszczenie, nie pozbawione pra-
wdopodobieństwa.
•) Por. St.JLukas, Erazm Ciołek (1878) str. 18/19.
») Mon. Pol. V, 2e6.
maWKRSYl^ET AV DRITGIRJ POŁOWlU STULieclA. 77
księcia, to z góry przewidzieć było można. Ale i tak plon
ich pracy był obfitym. Jakby na utwierdzenie i stwier-
dzenie zachodnich dążności oddaje Jan Sapieha w r. 1502,
już naówczas ^sekretarz królewski i kanclerz królowej
Helenya, dwóch swoich synów Piotra i Pawła na uniwer-
sytet Jagielloński.
Jan z Oświęcimia przegrał więc sprawę; rozumiemy
wiele jego obaw, a historya stwierdziła, że były słuszne,
ale z drugiej strony zaprzeczyć nie może, że zbyt gwał-
townie wystąpił i szorstko, że żądanie jego dotyczące re-
baptyzacyi było draźniącem. Cały ten traktat jest ważnym
objawem w dziejach walk naszych religijnych, ale utwo-
rem ani co do treści ani co do formy nie bardzo udatnym.
Stanisław Orzechowski piszący w r. 1544 swój Baptismus
Ruthenorum powrócił do niego, a oddając pochwały au-
torowi, twierdzi, »że nie jest bez winy... bo jako Ślązak
i obcy człowiek zbyt twardo Rusinów sądził.« Nie był
Jan z Oświęcimia ani obcym ani Ślązakiem; przy wtó-
rzymy jednak Orzechowskiemu, kiedy go o przesadną po-
mawia surowość.
Zatrzymaliśmy się przydłużej przy tej sprawie, bo
wypływiJa ona z pierwotnego uniwersytetu posłannictwa
i przeznaczenia, a rozważyć należało, o ile mu sprostał
i zadosyćuczynił. Jan z Oświęcimia jednak nie tylko pod
tym względem znaczącą jest osobistością. Wpływem swoim
i powagą zaważył on wielokrotnie nad losem uniwersy-
tetu w końcu stulecia i na przełomie dwóch wieków.
Pochodził on z Oświęcimia, miasteczka położonego
na pograniczu Śląska, które w ciągu piętnastego wieku
już dwóch mistrzów przysporzyło uniwersytetowi, Jana
zwanego Beber, magistra z r. 1449 i Jana innego, zapi-
sanego w poczet uczniów krakowskich w r. 1443. Młod-
szy od nich, trzeci Jan z Oświęcimia, zwany Sacranus,
najwięcej rozsławił wspomnianą miejscowość. Zapisał się
78 kSH^GA tli. łlOZDŹIAŁ It.
on na ucznia wszechnicy w r. 1459, osięgnął bakalaryat
w r. 1466, magistrem wreszcie został w r. 1469. Jeden z jego
uczniów, Stanisław z Łowicza, wjrraźnie jednak poświad-
cza, że prócz nauk krakowskich jeszcze inni, świetniejsi
mistrzowie wpłynęli na jego wiek młodzieńczy i wykształ-
cenie. Nazywa on mianowicie Jana Sacranusa godnym
Franciszka Filelfa uczniem*). Podeszły w leciech Filelfo
po śmierci ostatniego ze swych potężnych opiekunów
Franciszka Sforza w r. 1466, znalazł się w przykrem ma-
teryalnem położeniu i nie mając stałego oparcia, spędził
ostatnie lata życia na wędrówkach i żebraninie, powtócił
więc do obyczajów swej młodości. Z kolei szukał on' sie-
dziby stałej i zajęcia w Rzymie, Bolonii, Siennie i Pawli,
aż jako starzec 83-letni umarł we Florencyi w r. 1481.
Na te ostatnie więc lata przypadło spotkanie się jego
z młodym Janem z Oświęcimia. Gdzie to nastąpiło, nie-
wiadomo. Przypuścić się godzi, że młody Polak korzystał
z jego nauki w Rzymie, gdzie Filelfo przepędził lata 1474
i 1475 *). We Włoszech i w otoczeniu tego człowieka na-
brał on był tego zamiłowania do humanizmu, które pó-
źniej nigdy go już nie opuściło. Sama przemiana nazwiska
na Sacranus jest wymownym i znaczącym tego wpływu
dowodem.
Około roku 1476 powrócił on zapewne do kraju, aby
zacząć wykłady w krajowej wszechnicy. W r. 1480 jest
prepozytem koUegium artystów •). W latach 1487 — 1491
spotykamy jego wykłady w Liber dilłgentiarum artystów;
ma lekcye arystotelesowskie, objaśnia Cycerona i Hymny,
zapewne Prudencyusza. Uczniowie chwalili go, że wpro-
wadza, jak nikt, do dokładnej znajomości Cycerona 'i in-
^) Sacranus, Modus Epistolandi. (wyd. z r. 1520).
*) Ks. Dr. FijaZek, Studya do historyi \miwersytetu Jag. 36.
*) Concl. univ.: in praepositura Joannis de Oświęcim iunioris,
w przeciwieństwie do Jana Bebora, dr. dekretów, starszego mistrza.
ttNlW«IlSYl»f W DRiroiltU POŁOWIC STltLKClA. 79
nyoh mówców*). W r. 1491 jest po raz drugi dziekanem
wydziału artystów; odtąd już jako bakałarz formatus teo-
logii przechodzi do fakultetu teologicznego. Wkrótce też spo-
tyka go wybitne odznaczenie. Na zimę r. 1493/4 zostaje
po raz pierwszy rektorem i dzierży tę godność przez trzy
półrocza z rzędu; później w latach 1512/13 znowu przez
rok cały zajmuje to stanowisko.
Jako rektor rozwijał on za każdym razem ruchliwą
działalność. Kiedy po raz pierwszy przyszło mu sterować
i rządzić uniwersytetem, czasy były burzliwe, uniwersytet
świeżo był pogorzał w r. 1492, a i wewnątrz były roz-
maite palne i zapalne zarzewia, które mogły wybuchnąć
płomieniem. Walki między humanizmem i średniowieczy^
zną zapełniły ostatni dziesiątek piętnastego wieku. Jan
Sacranus zakosztował był na Południu słodyczy i upojenia
nowych kierunków; ale dalekim był on od skrajności w tym
względzie. Był to człowiek, który- na przełomie dwóch
wieków i dwóch światów pośrednie chcii^ zajmować sta-
nowisko, nie chciał zrywać z tradycyą, ale też nie chciał
odrzucać tego, czem nowa epoka darzyła i o co się upo-
minała. Swoją pośredniością przypomina on wielu ludzi
z tej epoki, jak sławnego humanistę niemieckiego Jana
Wimpheling*a. Uprawia Sacranus elokwencyę łacińską
i w licznych przemowach utacza cycerońskie frazesy, ale
właśnie w tych przemowach odpiera on zapewne skrajne
zakusy zbyt radykalnych humanistów; bo kiedy w mowie
z. roku 1492 do nowego króla Jana Olbrachta wspomina
3»o burzliwych nieszczęściach czasów, wskutek których
staliśmy się niemal pastwą publicznącc, kiedy w allokucyi
do kardynała Fryderyka z roku 1493 ponawia wzmiankę
o »ciężko dotkniętym uniwersytecie« i wzywa kardynała
do strzeżenia i utrzymania »teologicznego i prawie już
*) Por. Bruckner w Pracach filoL V, 38. — Z jego spuścizny
dostały się- niewątpliwie do biblioteki Jag. Cod. 194:9 (z pismami
Cycerona) i cod. 19&5 (z utworami Prudeacyusza).
j
80 Mi^A Itr. — notjy/JAŁ tj.
zepsowanego ładu«c (theologicalem et paene iam detrimen-
tosum ordinem) uniwersytetu, to chyba zawieruchy przez
młodych humanistów sprowadzone miał na myśli i: tychże
zawieruch odparcie^). Orator ten humanistyczny, który
według świadectwa Stanisława z Łowicza )>wodzem był
muz i chorążym, w wierszu przednim, w prozie dosko-
nałym«, używał więc zapewne nowoczesnej broni do po-
skromienia zbyt nowoczesnych prądów. Uczniowie go
chwalili za wykłady o Cyceronie. Aby zadosyć uczynić
potrzebom wieku, który lubować się zaczął w poprawno-
ści i dźwięczności formy, napisał także Sacranus, jak tylu
innych. Modus epistolandi, podręcznik stylistyczny, zawie-
rający wskazówki do poprawnego redagowania listów.
Ten jego modus ma bardzo skromne cele, daje elemen-
tarne reguły i przepisy. Chociaż wiersz mu towarzyszący
zapowiadał, że czytelnik znajdzie tu przewodnika »do gór-
nych Marka Cycerona przybytków«, to w rzeczy samej
znaleść tu mogli jedynie pewien pożytek mniej wykształ-
ceni, minus eruditi, do których autor się na czele odzywa.
Dziełko to wyszło po raz pierwszy w druku około r. 1507;
w r. 1520 wydał je ponownie Stanisław z Łowicza, mistrz
krakowski, dodając może po raz pierwszy wzory listowe
Sacranusa, listy fikcyjne według przepisów retoryki na-
pisane *). Wydawca oddaje Janowi z Oświęcimia ogromne
pochwały i zaznacza, że ten retoryczny jego utwór jest
dziełem młodości wielkiego uczonego (primordia lususąue
iuveniles). Wyraźnie Sacranus pofolgował tem dziełkiem
nowym prądom, które na młodości jego wycisnęły swe
piętno. Nie dorównywa ono wartością współczesnym po-
dobnym utworom; Sacranus składał swe hołdy nowym
Bogom z pewną nieśmiałością, która :nu podcinała polot
i skrzydła.
^) Mowy te w Studyach do hist. uniw. ks. dr. Fijałka.
') Znam wydanie bez daty (Jag. bibl.), w którem są tylko re-
guły i wydanie z r. Id20 (Dzikowski egzemplarz), w którem po re-
gułach idzie list Stanisława z Łiowicza i wzory listów.
tJNlWłlRSYTET W DRUOIBJ POŁOWllfi STCTLBaA. SI
W Życiu współczesnem i życiu uniwersyteckiem zna-
czenie jego było większem, niż na polu naukowem. Kar-
dynał Fryderyk Jagiellończyk odznaczał go szczególnem
zaufaniem, używał go za pośrednika między sobą a uni-
wersytetem ^), za życia lub ostatnią swą wolą księgi nie-
które mu przekazał •). Widzieliśmy jak żywy udział około
r. 1500 wziął on w sprawach dotyczących Litwy; głos jego
ówczesny, który powyżej objaśniliśmy, był nieco szorstkim
i skrajnym, odrzynał tem od życzeń i zdania humanistów.
Rola ta publiczna na tem się nie skończyła. W r. 1505
występuje znowu na Litwie, w otoczeniu króla Alexan-
dra, jako spowiednik królewski. Kiedy król Alexander na
zjeździe w Brześciu za poduszczeniem Michała Glińskiego
niektórych panów polskich i litewskich ścigał swym gnie-
wem, a nawet według obiegających pogłosek chciał wy-
gubić, natenczas oparł się temu kanclerz koronny Jan Łaski,
a poparł go w tem stanowczo Jan z Oświęcimia'). Wy-
raźnie zajmował on na dworze wybitne stanowisko; już
za Olbrachta pojawia się on z tytułem: regiae Maiestatis
Capellae magister, to jest piastuje godność pierwszego
królewskiego kapelana, a to samo stanowisko dzierży na-
stępnie za Alexandra, który go obdarza datkami soli, to
znów postawem sukna flandryjskiego *). Po roku 1495 zo-
stał plebanem św. Mikołaja, jest prócz tego kanonikiem
krakowskim i włocławskim*). Niektórzy autorowie zwią
go nadwornym teologiem królów Olbrachta, AIexandra
i Zygmunta ®), a Stanisław z Łowicza wyraża się o nim
z nieograniczonym podziwem; nazywa go »najgorętszym
orędownikiem uniwersytetu, mężem w sprawach publi-
») Conclus. univ. 1498.
») Cod. bibl. Jag. 1836.
^ Miechowita, Gron. Pol. (1521) CCCLXIIII. Narbutt, Dzieje na-
rodu litewskiego 8, 445.
*) Por. Pawiński, Liber Quitantiarum (1897) str. 120, 148, 161.
») Por. Cod. univ. III, 202 i Conclus. univ. 1498.
«) Wiszniewski, Hist. lit. V, 21.
Hi«t, Uaiw. T. U. 6
8Ś tEBUtOA Itl. KOZDZrAŁ tł.
OBiiyoh szczególnie biegłym, dFogim dlatega królc^m pol-
ricim, którym na dwarze i poza dworem towarzyszy!
i 8ln[iył.« To jego społeczne i polityczne SFtanowieko przy-
czyniło się też nie mało do jego rozgłosu; pul>licziia; działal-
ność i długa służba była główną jego zasługą. Umari
w Krakowie w r. 1527.
Jan z Oświęcimia Sacranus był więc powagą teolo-
giczną u schyłku piętnastego wieku; miał on tę niewąt-
pliwą wyższość wśród swoich kolegów, iż współmyślał
i współczuł ze współczesnymi, że problem aktualny i wa-
żny, dzielący dwa kościoły chrześcijańskie zajął jego umysł
i pióro. Bo wogóle po ruchliwem życiu pierwszej połowy
wieku, która teologów krakowskich wyprowadziła do szer-
mierki w sprawach obchodzących świat cały, podczas wiel-
kiej scysyi między papiestwem a soborami, nastała w dru-
giej połowie wieku stagnacya, nie znać walki i sporów,
które świadczą o życiu i żywotności. Na Zachodzie rozłam
między starszymi kierunkami Tomistów i Skotystów, a t z.
kierunkiem nowszym Okkamistów dzielił teologów i teo-
logiczne fakultety na dwa obozy. To przeciwieństwo mię-
dzy antiqui i moderni nie leżało już teraz właściwie
w spornej nauce o t z. universalia; obydwa obozy ró-
żniły się raczej zakresem swego nauczania. Antiąui byli
to ci scholastycy, którzy co do treści i formy trzymali się
tomistycznej i skotystycznej literatury; ze względu na
swoich przewodników zajmowali się oni także realnemi
dyscyplinami, metafizyką, etyką, fizyką i cenili przedewszyst-
kiem te części logiki, które stanowiły pomost do poznania
jestestw realnych. Przeciwnie moderni uprawiali głównie
teologiczne problemy, które się odnosiły do nazw pojęć
i do własności budowy zdania. W oderwaniu zupełnem
od rzeczy zajmowali się oni wszelkiemi subtelnościami
sądu i syllogizmów, tak że przeciwna party a zwała ich
jednostronnymi sofistami, zaniedbywającymi realne dyscy-
tmiWBRSYTBT W DRUOnJSJ POtOWiK 8TULBCIA. 83
pliny. Wśród pierwszych popłacała tąk zwana płuloąophia
realia, poruszająca tajniki życia i świata, drudzy zaskle-
piali się w gimnastyce myśli, w igraszce terminów, w t z.
philosophia sermocinalis ^). W Heidelbergu uczono w pię-
tnastym wieku teologii według via antiqua lub moderna,
obydwa kierunki uprawiano obok siebie, a promocye odby-
wały się według obydwu odcieni naukowych; w Bazylei
wyłoniły się nawet z tego sporu dwa fakultety teologiczne
z dwoma dziekanami. Obydwa te kierunki były dosyć ja-
łowe; zaprzątano umysły logicznymi i metafizycznymi pro-
blemami, które z religią mało mis^ związku i dla ducha
mało istotnego przynosiły pokarmu. Scholastyka nurzała
się i płużyła sobie po staremu w gimnastyce słów i myśli,
przygniatała myśl formułkami, która ani głębszych drą-
żyć kolei już nie umiała ani do śmielszych polotów już nie
była zdolną.
W Krakowie o tych waśniach dzielących teologów
dosyć jest głucho. Via moderna, czyli Okkamiści nie zdo-
byli tu nigdy wielkiego znaczenia ani wpływu; mówiliśmy
poprzednio, że rękopisy Burydana w bibliotece Jagielloń-
skiej poświadczają pewną znajomość lub zajęcie się okka-
mizmem. Metafizyka tej nauki nie zdobyła tu jednak sobie
adeptów. Co najwięcej w zakresie logiki, która z wszyst-
kich działów filozofii najwięcej wybujała na uniwersyte-
tach, na niekorzyść innych części, a nawet z krzywdą
teologii, znać pewne wpływy Okkama. O wielkim ruchu,
który w zakresie dyalektyki w końcu stulecia u nas, jak
i gdzieindziej zapanował, później jeszcze mówić będziemy.
Tu zaznaczamy, że Michał z Wrocławia, mistrz krakow-
ski owych czasów, w swojem Introductorium dialecticae
(z r. 1504) idzie za powagami t. z. moderni czyli termi-
nistów, że zmarły w r. 1507 mistrz krakowskiej wszech-
nicy Jan z Głogowy, wielki na polu filozofii eklektyk, ko-
*) Por. o tem Prantl, Gecohichte der Logik IV (1870) str. 148,
187, 188, IdS.
84 KBiĘaA in. — rozdział u.
mentarze swe do Arystotelesa opierał na Albercie Wiel-
kim, Św. Tomaszu, ale prócz tego czerpał z najsubtelniej-
szego Okkamisty Pawła Nicolettus Yenetus^). Charakte-
rystycznem też jest, że jeden z najzagorzalszych Skotys-
tów krakowskich, Jan ze Stobnicy, namówił mistrza Mi-
kołaja z Gielczewa do objaśnienia dzieła Marsilius'a de
Inghen, stanowczego Okkamisty, o passiones terminorum *).
Wyraźnie w zakresie dyalektyki, a tę głównie uprawiali
filozofowie i teologowie krakowscy, przeciwieństwa się
zatarły i odium metaphysicum ustępowało pola eklekty-
cyzmowi.
Wogóle jednak panowała tu via antiqua, tomizm,
a więcej jeszcze skotyzm. Na podstawie tych nauk obja-
śniano Arystotelesa i zagłębiano się i gubiono w najza-
wilszych problemach myśli średniowiecznej, dążącej do
rozkładania wszystkiego i siebie samej.
Z Tomistów zasługuje na uwagę Jakób z Gosty-
nina. Został on bakałarzem w roku 1473, magistrem
w roku 1477. Na kartach Libri diligentiarum fakul-
tetu artystów pojawia się w latach 1487 do 1498; wy-
kłada często Arystotelesa, prócz tego Alberta Wielkiego
naukę o początku duszy. Niekiedy jednak zbacza na pole
autorów i poetów; traktat Bazylego Wielkiego o czytaniu
poetów, który objaśniał w r. 1488, służył mu zapewne za
przewodnika i drogowskaz przy tych zajęciach; Horacyu-
sza, Wergiliusza, Statius'a wykładał on scholarom kra-
kowskim w latach 1488 — 9, kiedy humanizm silniej na-
cierał na średniowieczną wszechnicę. W r. 1507 wychodzi
wreszcie dziełko pod tytułem Theoremata seu propositio-
nes auctoris causarum David Judaei cum adnotationibus.
»Rabin Dawid... spisał księgę de determinatione causa-
rum primarum z jakiegoś listu Arystotelesa, który ten
') Por. Pranti, Geschichte der Logik IV, 264 i 291.
') Ezpositio Magistri Nicolai de Gyelczeph in passione termi-
norum Marsilii, Crac. 1507.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ P' "ŁOWIĘ STULECIA. 85
filozof O początku świata był napisał, do tego przydał
wiele... z filozofów arabskich « ^). Jakób z Gostynina obja-
śniał w r. 1491 to dzieło Dawida we wykładzie, mającym
za przedmiot: de causis seu metaphysicam speculativam.
Z wykładu wygotował dziełko, które wyszło po jego
śmierci, w roku 1507. Zawierało ono objaśnienia wy-
wodów Dawida ))ad intentionem venerabilis domini Al-
berti.« Oczytanie w autorach starożytnych sprawiło, że
Jakób z Gostynina władał poprawną i jasną łaciną; w sa-
mym komentarzu przebija podziw dla Alberta Wielkiego
i dla Św. Tomasza »któremu wszystko, czegokolwiek umysł
ludzki jest zdolnym, zdawało się by<5 wiadomem.«
Daleko większym jednak rozgłosem i znaczeniem
cieszyła się w murach wszechnicy Jagiellońskiej nauka
Skotusa pod koniec piętnastego stulecia. Skotyzm wogóle
w tej epoce znajdował gorliwych wyznawców i krzewi-
cieli; Antoni Sirectus rozwijał jego naukę około r. 1470,
Petrus Tartaretus, działający między rokiem 1480 a 1490
odnowił i utwierdził cały system skotyzmu i był w tej
epoce najznakomitszym tej filozofii przedstawicielem. Szcze-
gólnie paryski uniwersytet był jej przystanią i warownią;
w r. 1473 zobowiązano tu nawet wszystkich nauczycieli
do nauczania zasad realizmu i skotyzmu i statut ten trwał
aż do roku 1481. Z Paryża przyszedł też człowiek i po-
wiew, który na niwie krakowskiej naukę skotyzmu ukrze-
pił i zatwierdził.
Był tym człowiekiem Michał z Bystrzykowa.
Choćbyśmy jego nauki i filozofii nie oceniali zbyt wysoko,
to przyznać będziemy musieli, że wpływ jego sięgnął da-
leko i głęboko, że wystąpienie jego sprawiło, iż skotyzm
w uniwersytecie krakowskim zapuścił na długi lat szereg
silne i żywotne korzenie.
Michał z Bystrzykowa odbył swe studya w uniwer-
sytecie paryskim. Osiągnąwszy tam stopień magistra po-
>) Wiszniewski, Hist. lit. III. 208.
86 KSIĘGA lir. ROZDZIAŁ U.
wrócił do kraju i, aby byd przyjętym w poczet mistrzów
uniwersytetu krakowskiego, a więc niejako dla nostryfika-
cyi stopnia zamiejscowego, poddał się w r. 1485 egzami-
nowi pro loco, przy którym przez ciąg półtora dnia 30-tu
mistrzów z nim dysputowało o pewnej kwestyi zawiłej
z zakresu filozofii Skotusa. Zapiska uniwersytecka podaje
nam treść tej kwestyi^) i dodaje, że następnie udał się
Michał z Bystrzykowa ponownie do Paryża, aby tam osie-
gnąc teologiczny doktorat Po dostąpieniu tego odznacze-
nia, znowu w Krakowie przed mistrzami teologii egza-
minowi się poddał. Kiedy ta ponowna podróż paryska
nastąpiła, dokładnie nie wiemy. Prawdopodobnie dopiero
po r. 1504; wtedy bowiem po raz ostatni pojawia się w Li-
ber diligentiarum wśród artystów. W r. 1507 po dłuż-
szej przerwie znajdujemy go w Acta Rectoralia z tytu-
łem doktora teologii.
Tytuły paryskie były wtedy w wielkiej cenie i w wy-
bitnem poszanowaniu. Najniższy stopień uzyskany w Pa-
ryżu nadawał prawo do beneficyów we wszystkich kra-
jach; kto zaś otrzymał magisterium teologii w stolicy
i ognisku teologicznej nauki, ten mógł marzyć o najwyż-
szych dostojeństwach kościelnych. Dlatego też scholarzy
obcy chętnie się popisywali ze swoimi tytułami w Pa-
ryżu zdobytymi *), a z nazwiskiem Michała z Bystrzykowa
epitet paryski tak się spoił, że wyrugował prawie ozna-
czenie miejsca rodzinnego.
Michał Paryski zaczął tedy w r. 1485 swoją działal-
ność w Krakowie, aby Sarmatom przynieść światło do
zrozumienia tajemnic Skotusa, nad któremi i w Paryżu
nieraz daremnie łamano sobie głowy. Przez wszystkie
lata następne aż do r. 1504 ponawiają się jego wykłady
we fakultecie artystów; objaśnia on z kolei wszystkie
*) Por. Wisloóki. Liber Dilig. 365.
•) Denifle, Chartularium univ. Paris. Tom II, Seot I, Intro-
ductio.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ POLOWIE STULECIA. 87
paiiye filozofii Aiystotelesa, traktaty logiczna Piotra Hisz-
pana, dwa razy (1492 i 1502) ogłasza wykłady z zakresu
Cycerona, w r. 1504 lekcyę filozoficzno-gramatyczną: foiv
malitates ad mentem Scoti grammaticales. Ad mentem
Sooti, według nauki mistrza, czczonego i wyłącznie uzna-
wanego w Paryżu odbywały się te wszystkie wykłady ^).
W r. 1495 i 1501 był Michał dziekanem filozofów. Jego
powaga nie ochroniła go od pewnych burzliwych wystę-
pów, od sporu z rektorem w r. 1500, którego następnie
przepraszać musiał publicznie za słowa, jakich ncalore
et passione ductus iraoundiaea był użył'). Przekonamy
się jeszcze później, że Michał z Bystrzykowa hyl człowie-
kiem niespokojnego usposobienia. W latach po r. 1500
gotował się on zapewne do egzaminu najwyższego w teo-
logii i udał się do Paryża po r. 1504 Wróciwszy stamtąd
długo jeszcze w uniwersytecie był czynnym jako najwy-
bitniejszy jego teolog. Rektorat piastował w łatach 1518
i 1514 przez dwa półrocza; w kilka łat potem, w r. 1520
umarł zostawiając gorących wielbicieli i wiernych uczniów.
Jest to najczynniejszy scholastyk uniwersytetu, przy-
najmniej najgorętszy tej filozofii średniowiecznej krzewi-
ciel i wyznawca. Jego uczeń Jan ze Stobnicy uważ^ go
i ogłaszał za tego, który tajemnice skotyzmu pierwszy
w Polsce objawił i utwierdził. » Wyznać mi bowiem na-
leży— powiada*) — że Ty niegdyś, kiedy z paryskiego stu-
dyum powróciłeś, nie tylko tytuł, lecz i wielką naukę
stamtąd przynosząc, doktrynę Skotusa pierwszy u nas roz-
krzewiłeś, którą my teraz Twoi uczniowie wśród pracy
iiprawiamy.a Wydał Michał Paryżanin obszerny komen-
tarz do traktatów głównego nauczyciela logiki w średnich
^) Traotatas in scripta philog(^hica Scoti mamy w Ood. Jag.
2061. Zanotowano na końcu: Telos liOO, eząuditus sub mgr. Paru-
siense, estiyali.
^ Acta Rectoralia n. 1876.
*) De praedicationibus abstractorum.
88 K8TĘOA ni. ROZDZIAŁ H.
wiekach, Piotra Hiszpana*); tutaj rozprawił się zasadniczo
z nominalistami, stwierdził naukę realizmu. Jan ze Sto-
bnicy ogłosił prócz tego komentarze mistrza swego do
Arystotelesa, Quaestiones veteris ac novae logicae ad in-
tentionem dr. Scoti '). Podobno Michał z Bystrzykowa, nie
ograniczając się na wywodach dyalektycznych, spróbował
prócz tego sił swoich na polu exegezy biblijnej *).
Jego uczeń Jan zeStobnicy przyczynił się zna-
cznie do jego sławy. Został on magistrem w roku 1498,
należy więc już do następnej epoki. Stojąc na wyłomie
między dwoma światami, ucierał się on w całym pism
szeregu za powagą Skotusa i swego mistrza. Działa więc
i pisze ad mentem Scoti; wydaje nawet gramatyczne
dzieło tegoż de modis significandi, chociaż przyznaje hu-
manistom słuszność, »którzy biegłości w języku nabywają
z częstego odczytywania ksiąg poetów, mówców, history-
ków, cc Mimo napaści humanistów, a może i tomistów umie
on sobie jednaó umysły słuchaczów, sławi swych uczniów
za ich pilność i gorliwość. W wydaniu skotystycznego
Parvulus philosophiae z r. 1507 oddaje pochwały młodemu
ks. Pawłowi Holszańskiemu, rozmiłowanemu w tych stu-
dyach, »które w tych czasach ludzie wysoko urodzeni za
niegodne siebie uważają.a Zresztą i w tem jest typowym
profesorem, że wiecznie się uskarża na swych przeciwni-
ków, że nigdy czasu nie ma, a mówi ciągle o swych nad-
miernych zajęciach, które mu na literacką pracę zbyt rzadko
pozwalają. Z katedry wstąpił on do klasztoru braci mniej-
szych, ex professore monachus minorum, jak się zapiska
w Liber Promotionum (r. 1498) wyraża, i w zakonie ży-
*) QaaestioDes in tractatas panronim logicalium Petri Hispani,
Crac. 1B07.
*) Crac. Haller. 1508. — Również logiką Arystotelesa zajął się
Michał z Bystrzykowa w dziełku: Quaestiones in libros analitioorum
et elenchorum Aristotelis... ad inientionem Scoti. Crac. 1504.
*) Wiszniewski, Hist Lit V, 19 bez podania źródła mówi : Mi-
chał Parisiensis pisał komentarze na księgę Huth.
tTNIWKRSYTlCT W D1ŁT76TBJ POŁOWU STUŁBCIA. 89
cia pracowitego dokonał w pierwszej połowie szesnastego
wieku 1). Ostatni to mistrz prawdziwie z ducha średnio-
wiecznego poczęty i ducha tego krzewiciel; umiera z ha-
słami przeszłości i sztandarem przegrywającej sprawy.
Nauka teologii z pewnością potrzebowała natenczas
stanowczego odświeżenia i reformy w Krakowie. Na Za-
chodzie wyczekiwano tego często od Tomizmu i zajęcia
się Św. Tomaszem 2). Tymczasem w Krakowie Scotusijego
nauka znalazła w końcu piętnastego wieku gorliwych
wyznawców i apostołów. Szkodliwie to oddziałało na pó-
źniejsze rozwoje; podręczniki scotisantes utwierdziły
się na długo w używaniu i hamowały wszelkie postępy
nauki i myślL Jana ze Stobnicy Parvulus philosophiae jest
przedmiotem wykładu w r. 1516 i 1520, grammatica spe-
kulatywna Skotusa, wydana przez Stobnickiego pojawia się
przez lat szereg w spisie wykładów aż do r. 1541 i opiera
się naciskowi i przyganom humanistów.
Na komentarzach do komentarzy zużywało więc swe
siły teologiczne studyum w końcu średnich wieków, na gu-
bieniu się w formułkach, które ujmowały myśl w utarte
koleje i poza nie wyjść nie pozwalały. Poważniejsze umy-
sły nawoływały wobec tego do zajęcia się pismem świę-
tem, do odświeżenia kostniejącej nauki w źródłach obja-
wienia i religii. Opat Trithemius, urodzony w roku 1462,
i inni wskazywali na pismo święte jako środek odmładza-
jący. W Krakowie biskup Piotr Tomicki, zasiadłszy w r.
1524 na stolicy krakowskiej, umysły w tym kierunku pod-
niecał; żywił, jak Hozyusz w biografii opowiada, nauczy-
cieli hebrajskiego, greckiego i łacińskiego języka; płacił
z własnych środków ))Leonarda Dawida, hebrajskiego
języka szczególnie świadomego, dawno na wiarę chrze-
ścijańską nawróconegOtt ; zatrzymywał wreszcie Jana
Campensis (van den Campen), profesora hebrajskiego ję-
') Wiszniewski Hist. lit. 8, 201.
*) Janssen, Geschichte des deutschen Yolkes I (15 Aufl.), 109.
90 KsnjoA ni. — rozdział n.
zyka w Lavaniiim, który w r. 1634 do Polski ba kródd
czas przybyi. W r. 1536 spotyka/my w Liber dHigentiaruin
po raz pierwszy zapowiedź wyktadu mistrza Waleryana
z Krakowa według gramatyki hebrajskiej Gampensis^).
Tomicki na tern polu, jak w tylu innych dziedzinach,
gasił światła, które były gromnicami umierających wieków
i zapalał nowe, które miały się stać jutrzenką i świtem.
IV.
Przechodzimy do wydziału dekretystów. Mówiliśmy
już, ie fakultet ten w pierwszych dziesiątkach lat pe
śmierci Jagiełły nie utrzymał się na wysokości pierwotnej,
że około połowy wieku skarżono się na pewien upadek
i zaniedbanie w nauczaniu kanonów. KoUegium jurystów
na Grodzkiej nawiedził w r. 1455 pożar '). O skutkach tej
klęski głucho jednak dosyć w naszych źródłach. Może nie
była ona tak wielką i prędko szkodę powetowano. W Gon-
clusiones uniwersytetu czytamy pod r. 1464, kiedy bursę
węgierską na Brackiej ulicy przeznaczono na niektóre wy-
kłady, że w tym budynku ma być wykładaną czwarta
księga dekretałów lub inna w pewnych dniach bliżej ozna-
czonych. Tę czwartą księgę dekretałów, obejmującą prawo
małżeńskie, uważano za mniej ważną; profesor, objaśnia-
jący dekretały, nie wciągał jej najczęściej w zakres swych
zwykłych wykładów. Objaśniał ją za to w porach roku,
przeznaczonych na mniej ważne przedmioty, często kto
inny, nie profesor zwyczajny, lecz bakałarz").
^) Por. Morawski, Z dziejów odrodzenia w Polsoe (Przegląd
Polski 1884). Odbitka str. 18.
•) Mon. Polon. II. 927.
*) N. p. w Lipsku w przepisach co do bakalaryatu powie-
dsiano ie kandydat powinien międsy innemi był słuchać: ąuartam
deoretalium semel integre ab aliquo bacoalarioram iaris. Por. Stin-
Ising, Ulrich Zasias S8S.
TnnWBRSYTBT W DRUGIEJ POŁOWrB 8TULKCIA. 91
Mówiliśmy już o uposażeniu tego wydziału. Do da-
wnych katedr przybyt^ają w drugiej połowie wieku nowe.
W r. 1465 potwierdza luskup Jan Lutek z Brzezia ere-
kcyę ołtarza św. Tomasza na zamku i połączoną z alta-
ryą profesurę kanonistyczną novorum iurium. Fundacya
ta wypłynęła z testamentu słynnego dekretysty i biskupa
krakowskiego Tomasza ze Strzempina, zmarłego w roku
1460. Altafryści dwaj tego ołtarza mieli pobierać po 20
grzywien, a każdy z nich (ąuilibet eorum) wykładać
in altero iurium w dniach oznaczonych, a mianowicie
w wilie Sanctorum, w soboty i dnie, które uniwersytet
jako swoje uroczystości obchodzi*). Nowe prawa, czyli
t z. Liber sextus i Klementyny objaśniał dotychcizas pro-
fesor dzierżący probostwo w Lubófzycy. Teraz więc przy-
byli nowi przedstawiciele tego przedmiotu.
Drugi nabytek wśród kanónistycznych kollegiatur
stoi w związku z wielką fundacya Długosza, założeniem
t z. bursy Długoszowej dla kanonistów, dokonanem w r.
1480. O bursie mówić będziemy później. Tutaj nadmie-
niamy, że dla seniora tej bursy znalazło się niebawem
uposażenie i kollegiatura. Znany nam dekretysta Jakób
ze Szadka, zmarły w r. 1487, stał się pod tym względem
dobrodziejem uniwersytetu. W r. 1491 egzekutor jego te-
stamentu Mikołaj z Koprzywnicy wyposażył ołtarz Św.
Jana w katedrze zwany antę portam Latinam; altary-
sta miał z czasem pobierać 16 grzywien, być seniorem
bursy Długosza i wykładać kanony. Jako senior będzie
on w swojej bursie dwa razy tygodniowo urządzać
dysputę, prócz tego w dniach statutami określonych,
przeznaczonych dla drugorzędnych przedmiotów prawni-
czych, objaśniać w kollegium czwartą księgę dekre-
tałów*). Przybyły więc do dotychczasowych katedr tego
^) Codex univ. Grac. II, 841.
•) Cod. univ. Grac. III, 174. Por. Condut. univ. n. p. pod ro-
kiem 1499.
92 K«T^A m. ROZDZIAŁ TT.
wydziału nowe kollegiatury; wykładano po dawnemu
księgę dekretów, dekretaly, nova iura, czwarta księga de-
kretalów uprawianą bywała osobno przez oddzielnego
docenta, nova iura liczyły kilku przedstawicieli. Obok da-
wnych profesorów, czyli kanonika zamkowego, Ordinarius,
Magdalenisticus, Luborzycianus, zasiedli nowi, uposażeni
przez Tomasza ze Strzempina i Jakóba ze Szadka.
Ilu ich było wszystkich, nie śmielibyśmy określić, bo
pożar archiwum kollegium jurystów pozbawił nas dokła-
dnych pod tym względem informacyi. Konkluzye uniwer-
sytetu z r. 1499 wyliczają dziewięciu magistrów, którzy
zapewne wykładali w kollegium prawniczem. Wykłady
te jednak nie odbywały się regularnie. Dekretyści bowiem,
jak to już wspomnieliśmy, byli politykami i dyplomatami
ówczesnymi, państwo i jego interesa odrywały ich ciągle
od naukowych zajęć i obowiązków. To co się działo za Ja-
giełły i w epoce soborów, powtarzało się ciągle za Kazi-
mierza Jagiellończyka; wspomnieliśmy misye i występy
polityczne dekretystów krakowskich, wśród których szcze-
gólną ruchliwością i działalnością odznaczał się Jakób
z Szadka. Szkoła cierpiała na tem stanowczo; wykłady
wypadały albo powierzano je zastępcom czyli substytu-
tom. Objaw to był jednak powszechny i wszędzie się
powtarzający; w kolońskim uniwersytecie wykładali w r.
1495 wszyscy koUegiaci jurystycznego wydziału z wy-
jątkiem jednego przez zastępców ^). Wszelkie też usi-
łowania krakowskiego uniwersytetu, aby wydział kano-
nistów uchronić od upadku, były w wielkiej części pró-
żnemi. W r. 1519 przyznano otwarcie, że braki są wielkie,
że gorliwość w studyum i u nauczycieli i u uczniów się
zmniejsza... studium iuris pontificii... in lectoribus et au-
ditoribus collabi').
Niektórych dekretystów tej epoki wspominaliśmy już
*) Kaufmann, Geschichte der d. UniyersitStten II, 210.
») Cod. univ. Crac. IV, 3*6.
UMIWSRSYTBT W DRUGIEJ P02X)WIE STULECIA. 9$
powyżej; Mikołaj z Kalisza był w latach 1463 i 1464 po
raz drugi i trzeci rektorem. Jest to jeden z tych profe-
sorów, który dla innych zajęć co chwilę porzucał kate-
drę; jeździł w misyach politycznych, jako kanonik kra-
kowski był około roku 1457 vicarius in spiritualibus bis-
kupa^). Mikołaj Spiczymira lub Spiczmer, niegdyś uczeń
Pawła z Worczyna, który go wprowadził w tajniki filo-
zofii arystotelesowskiej i scholastycznej *), żyje jeszcze
w r. 1468*). — Młodszym od nich był Arnulf z Mirzyńca.
W r. 1441 otrzymał on stopień bakałarza w Krakowie,
w r. 1442 studyował tu prawo kanoniczne, wreszcie w r.
1458 jest lector ordinarius tego przedmiotu *). Powaga jego
sprawiła, że po kilkakroć piastował urząd rektora, czwarty
raz i ostatni w r. 1480. Miał on różne kościelne godno-
ści 5); a o pewnym dobrobycie świadczą jego wille i po-
wóz (currus) wspomniane w Aktach Rektorskich*). Po
długim żywocie umarł zapewne w r. 1491. Wspomnimy
wreszcie na ostatniem miejscu Andrzeja Górę z Mikoła-
jowa, który w r. 1474 został magistrem artystów w Kra;
kowie i wkrótce potem objął rektorat w szkole Panny
Maryi, przy której zamieszkał^). Anglik Leonard Coxus
w dziełku De laudibus academiae Cracoviensis jego na
czele prawników wymienia; rektorat jego z r. 1614/5
był obiitym w rozmaite doniosłe zarządzenia. A do tytu-
łów jeg^o chwały zaliczyć można i to, że był nauczycielem
słynnego arcybiskupa gnieźnieńskiego Jana Łaskiego, który
') Cod. univ. II. 185.
■) Por. Cod. Jag. n. 2073. — Paweł z Worczyna działający
w trzecim dziesiątku wieku (Cod. univ. I, 157) miał w swej biblio-
tece Burydana (Cod. Jag. 659) i Marsyliusza (Cod. 711), rozczytywał
się więc w Okkamistach.
■) Cod. univ. II, 269.
*) Lib. prom. 4S i Cod. Jag. 345. Prócz tego Monum. medii
aevi VII, 581. (Crac. 1882).
») Cod. Jag. 1249.
*) Acta Rectoralia n. 1183.
T Ibid. 789 (a. 1479) i n. 3312.
ft4 ICcniGA Tłt. 11022>2IAŁ It.
mu pomnik w katodrae krąkowakiej z wd^iępzno^oi wj-
8towi<! kazał ^). Ze statutu Łaskiego spadają więc pońre-
dnio okruchy chwały i zasługi na tego, który wielkiego
arcybiskupa za młodu w prawie ćwiczył i do służby za-
prawiał publicznej. Szujski nazwał raz Andrzeja Górę hu-
manistą*); nie wiemy, na czem Szujski oparł to określe-
nie, ale to wiemy, że w czasach Góry rozgrywała się już
stanowcza walka między średniowieczyzną a nowymi prą-
dami, nie tylko na wydziale artystów, lecz także i w bar-
dziej pokojowej dziedzinie prawa.
Mówiliśmy już poprzednio, że prawo rzymskie w śre-
dniowiecznych uniwersytetach Północy albo od razu wy-
łączonem zostało z zakresu wykładów, albo z biegiem
czasu wskutek braku odpowiednich nauczycieli marniało.
Wydziały prawne były dlatego w przeważnej części wy-
działami kanonistycznymi; legiści rzymscy pojawiali się
rzadko i nie dochodzili do znaczenia. Brak potrzeby pra-
ktycznej i zastosowania wpływał na to zaniedbanie; a z dru-
giej strony przyczyniał się do tego przeważny wpływ Ko-
ścioła, który szerzenie i wprowadzanie prawa rzymskiego
potępiał, uważał za zbyteczne, a wypierania miejsco-
wych praw ziemskich za szkodliwe. Wobec Kościoła znaj-
dowało jednak prawo rzymskie potężnych opiekunów u ksią-
żąt Władcy tego świata spodziewali się po nauce i za-
stosowaniu prawa rzymskiego wzmocnienia swojej władzy,
popierali je przedstawiciele nowych kierunków, miłośnicy
starożytności, którzy obok literatury chcieli wskrzesić pra-
wo, a nawet obyczaje starożytnego świata. Usiłowania
książąt w tym kierunku snują się przez całe średnie
wieki; po Hohenstaufach Karol IV-ty proteguje romani-
stów, na uniwersytet praski powoływa legistę z Bolonii. Bo
we Włoszech nauka ta pozostała zawsze żywą, była głó-
^) Zeissberg, Joh. Łaski und sein Testament (Wien 1874) 14B;
Korytkowski, Arcybiskupi gnieźnieńscy II, 583.
*) Opowiadanie i rozstreąsania psiela) t, IV, 61,
tJNlVn&R8TTl&T W ]>RtTał«J POŁOWIIfi ftTULlBClA. 96
wn^ daiedziną, Imjną i kwitaąof w aiektórych uniweoijr-
tertach, jak w Bolonii; tutaj zapoznawali się z nią północni
łndzie i stąd przenosili ją włoscy uczeni na Północ. Dopiero
jednak w dru^ej połowie piętnastego wieku zaczyna się
pod tym względem ruch znaczniejszy w uniwersytetach
Północy. Książęta i humaniści łączą się teraz, aby prze-
prowadzić i wprowadzić to, co popierało jednych zamiary
państwowe, odpowiadało uczuciom i instynktom drugich.
Uniwersytety w Erfurcie, w Rostock^u, Gryfii jui około
połowy wieku i wkrótce potem poczyniły w tym kierunku
stanowcze kroki; inne słynniejsze uniwersytety dopiero
pod koniec wieku poszły za prądem i prawo rzymskie
jako stały przedmiot nauczania wprowadziły do swoich
murów. W Wiedniu w ostatniem dziesiątku stulecia po-
wstaje stała katedra tej nauki, a pierwszymi nauczycielami
są Włosi, Fryburg przeprowadza to samo w r. 1490, Ba-
zyleja w roku 1494, Heidelberg w r. 1498^). Wyraźnie
w ostatnich dziesiątkach wieku nacisk się powiększył,
a nowe prawo zaczęło zwycięsko wkraczać w dziedziny,
w których dotychczas dekretyści prawie wyłącznie pano-
wali Dopuszczenie jurystów rzymskich do sądów, w któ-
rych teraz wydawali prawomocne wyroki, przygotowy-
wało równocześnie starożytnego prawa recepcyę*).
W Polsce niegdyś Kazimierz Wielki prawa tego naukę
w założonej przez siebie wszechnicy szczególnie utwier-
dzić i uprzywilejować zamierzył; prawdopodobnem jest
jednak, że zamiar pozostał zamiarem, czemś przedwcze-
snem, jak tyle myśli tego monarchy wyprzedzających wiek
i warunki epoki. W dokumencie erekcyjnym Jagiełły z r.
1400 jest wprawdzie mowa o Leges obok Ganones, ale
w dalszym rozwoju uniwersytetu zupełnie głucho o legi-
stach. Myśl królewska pozostała znowu tylko na papierze;
'j Por. Stiatzing, Ulrich Zasius 325 i nast, Janssen, Geschichte
des deutschen Yolkes I (15 Aufl.), 501. (szczeg. 509).
•) Jan«?son 1. c. 511.
d6 ltJ9I1SOA. nt. ttOZl>ZtAŁ tl.
brak doktorów obojga prawa, romanistów sprawił, że
w życie wejść i życia wywołać nie mogła. Nawet o pró-
bach dążących do tego celu w obrębie uniwersytetu przez
długi czas nie słyszymy; za to poza uniwersytetem z pe-
wnością niejeden statysta przemyśli wał o tym środku dla
wzmocnienia i utwierdzenia władzy i rządu. Wymowny
wyraz znalazły te myśli i marzenia w memoryale Ostro-
roga, który sławił prawo rzymskie, jego logiczność i siłę,
jak inni uczeni równocześnie sławili ten )>spisany rozum...«
ratio scripta rzymskich prawodawców.
Z murów więc uniwersytetu nie dochodzą nas przez
cały prawie ciąg wieku żadne odgłosy, któreby objawiały
pokrewne dążenia, dowodziły świadomości, że stan do-
tychczasowy wymaga przekształcenia i reformy. Dopiero
pod sam koniec wieku spotykamy ślad tego niewyraźny,
w początkach następnego stulecia bardziej znaczące
objawy. Pierwszy znachodzimy w dziełku medyka kra-
kowskiego Jana Ber'a, zwanego Ursinus. Doktor ten me-
dycyny, z którym się później spotkamy, należał do obozu
humanistów i złożył hołd nowym prądom w swoim
Modus epistolandi. Wśród licznych listów i mów, umie-
szczonych w ostatnich dwóch dziesiątkach piętnastego stu-
lecia, znajdujemy tam na końcu przemowę bez daty, wy-
głoszoną rzekomo na wstępie do wykładów instytucyi Ju-
styniana: Joh. Ursini medicinae doctoris ac legum licen-
tiati oratio habita in principio iustitutionum Justiniani im-
peratoris. Możnaby więc przypuścić, że Jan Ursinus stu-
dyował kiedyś prócz medycyny prawo rzymskie i nawet
licencyę prawa na którym z włoskich uniwersytetów uzy-
skał. Mówca powiada, że szpetnemby było, gdyby studya,
» które w długich podróżach, z wielkim nakładem... w sła-
wetnych włoskich uniwersytetach nabył«, zamierzał ukryć
przed swymi rodakami. Dlatego więc zwrócił sie znowu
»do studyów prawa cesarskiego, które od dwunastu lat
był zaniedbałcc, i postanawia publicznie je objaśniać. Mamy
tu do czynienia z przemową bez daty, ze zbiorem mów
mnWKBSTTBT w DRUGISJ POŁOWDB OTUŁBOIA. 97
i listów, które obok raeczjrwistych utworów prawdopodo-
bnie obejmuje utwory często fikcyjne. Dlatego określenie
wszelkie czasu i doniosłości tej mowy jest niemożliwem.
Ale choćby ona była czysto literackim, zmyślonym utwo-
rem, to stwierdza jednak budzenie się nowej potrzeby
i prądów, które niebawem na wierzch się wybiły i w ciało
się przyoblekły.
W początku samym szesnastego stulecia przybył do
Krakowa Włoch, sprowadzony w r. 1497 do Wiednia z Pa-
dwy dla nauczania prawa rzymskiego. Jest nim Joannea
Silyius Sycylijczyk, który odtąd w Krakowie przez szereg
lat miał zabawić. W r. 1506 możemy już stwierdzić jego
pobyt w Polsce; uczył on tu politiores litterae, i j. szerzył
znajomość autorów i humanistyczną kulturę, a prócz tego
krzewił niewątpliwie znajomość prawa rzymskiego; pane-
girysta uniwersytetu, Anglik Leonard Coxe powiada w r.
1518: inassueto disciplinarum abstrusiorum fomento suum
identidem animuni pascebat Te abstrusiores litterae, mniej
dostępne nauki, to zapewne studyum rzymskiego prawa ^).
Dalsze dzieje tego rozwoju przypadają już na następne
stulecie. Zaznaczamy, że obcy przybysze z Południa w pier-
wszym rzędzie przyczyniają się do postępu i ruchu na
tem polu. W r. 1510 zapisuje się do metryki krakowskiej
Oarcias, Hiszpan, doktor praw obojga, profesor prawa z Bo-
lonii, wezwany do Krakowa, aby kanonicznego prawa tu
uczył Pokrewne zadania przypadły wkrótce potem innemu
Włochowi. Z przybyciem królowej Bony Sforza w r. 1518
rozmaici południowcy zawitali do Krakowa, między in-
nymi jej kanclerz Ludwik Masati de Aliphia. Zapisuje on
się do metryki uniwersyteckiej, a równocześnie król i kró-
lowa proszą, aby uniwersytet pozwolił mu na pewien czas
^) Por. Leonardus Coxii8, De laudibus celeberr. Academiae
GracoY. 1518. — Morawski, Z dziejów odrodzenia w Polsce 1884 (Pi ae-
gląd Polski); tenże Beitr&ge zur Geschichte des Humanismus in
Polen, Wien 1889 (SiŁzongsberichte, philos.-hist Classe Bd. 98).
HM. Unłw. T. n. 7
d^8 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ n.
zamieszkać w kollegium jurystów. Uniwersytet sią zgadza
'pod tym warunkiem, aby objaśniał scholarom »librum
institutionum« *). Leonard Coxe sławi go też w wspomnia-
hem dzieiku, że »chociaż dworowi jako sekretarz królo-
wej Bony jest oddanym, codziennie jednak tutaj zagadki
prawa rozwiązuje.a Wielki biskup krakowski i humanista
Piotr Tomicki postanawia wreszcie ustalić to, ćo dotych-
czas dorywczo się robiło. W r. 1533 zajętym on jest wy-
szHikaniem Włocha, któryby katedrę prawa rzymskiego
objął *). Myśli o jakimś Hieronimie, może o Balbim, który
t^ r. 1493 przybył do Wiednia i odtąd po różnych miej-
scach Półrtócy przebywał. Równocześnie w roku 1533,
w marcu eryguje Tomicki nową kollegiaturę w uniwer-
sytecie krakowskim dla instytucyi cesarza Justyniana*).
W następnym roku pisze do Stanisława Rzeczycy: »Po-
WółaliŚmy z Padwy doktora praw«, który ma w Krako-
wie nauczać prawa rzymskiego; zarazem się stara u sto-
licy apostolskiej o indult, pozwalający, aby klerycy inogli
tych wykładów słuchać*). Takie indulta w ciągu piętna-
stego wieku osięgają także i inne uniwersytety*). Ruch
więc sSr końcu piętnastego stulecia poczęty ujął Tomicki
W swe dłonie i energicznem uwieńczył działaniem.
*) Concl. aniv. 1518. Uniwersytet przystał na oddanie mieszkar-
nia ale niechętnie i na przeciąg czterech miesięcy. W grudniu t r.
zwrócono się z dworu do uniwersytetu o przedłużenie tego pozwo-
lenia; wskutek tego przystał na to uniwersytet z terminem do Zie-
lonych Świąt r. 1519.
^) Acta Tbmiciana 1533, list do Zebrzydowskiego. Ms.
») Cod. univ. Crao. IV, 117.
^) Ms. Czartor. 273,443: Advocavimus ex gymnasio Patavino
doctorem legum, quem in studio Crao. impensis nostris fovere et te-
nerę volumus, ut Institutiones Justiniani primurii, deinde leges pro-
fiteatur. Quia vero. ut scitis, pauci apud nos sunt scholares, qui non
sint clerici et sacris initiati, rogamus vos impetretis Maj. R. et nostro
nomine indultum apostolicum per breve, ut omnibus etiain clericis
et in sacris ordinibus constitutis instituta Justiniani et leges audire
liceat Conf. ibid. 460.
*) Śtintzing, Zasius 86.
UNIWRRSYTBT W DRUOIBJ POŁOWIB 8TUŁB0IA. DO
Jeżeli fakultet prawniczy, w średnich wiekach tak
-j§eiślid z teologicznym związany, miał pod wpływem i tchnie-
Biem tyoh innowacyi stracić swój ściśle duchowny cha-
rakter, to odduchownienie jego w tych samych czasadi
innym prócz tego zaznaczyło się objawem. Z roku 1505
mamy pierwszy przypadek w Krakowie żonatego profe-
-sera prawa kanonicznego. Był nim Mikołaj z Koprzywni-
cy^); ożeniwszy się zwrócił się on do papieża z prośbą
o dyspensę i indult, któryby go zabezpieczył od utratgr
kollegiatury i mieszkania z nią połączonego. Papież Ju-
łiuBZ Il-gi pismem z 6-go sierpnia r. 1506, uwzględniając
jego w uniwersytecie zasługi, nadał mu indult zupełny,
ewoliiił od wszelkich cenzur, któreby za sobą pociągnąć
mogło dzierżenie zajmowanego dotąd stanowiska, pozwolił
wreszoie na dalsze nauczanie i zatrzymanie dotychczaso-
wego mieszkania').
Tak więc w sferze nauki i w sferze życia znaczył^
'flię w łych latach zapowiedzi i przesłanki nowych cza-
sów i nowego ducha.
Braliów wydziału medyków, szczególnie pod
względem rozmieszczenia, nie usunięto i w bieżącym okre-
sie. HlówiliSmy już o dawniejszem położeniu. Dom prze-
znaczony dla lekarzy na ulicy Grodzkiej był zupełnie nie-
*) Znamy dwóch profesorów tego nazwiska, starszego i jego
siostrzeńca, który w r. 1491 jest bakalarzem dekretów (Cod. untv.
:III, 181). Ta 'Chodzi oczywiśoie o młodszego, który został magistrem
w r. 1488. Dopisano przy jego nazwisku w Liber Promot.'(100)deor.
dr. et leotor ordinarius, uxorem duxit, demum oanooious Oraco-
•Ylensis.
^ Por. 'Ood. 'unłv. III, 230. Mowa ta o doma lab aliis habita-
tionibtts modioum feeparata.c Jako lector ordinarius najmował onaa-
(pewne-dom:pr9y koli^um jurystów, w r. 1451 przez Bigota uni-
wersytetowi nadaay.
100 EtSĘąA m. BOZDOAŁ TL
odpowiednim. Kiedy w roku 1450 polecono Bernardowi
Hesse, aby wykładał w koUegium artystów ^X zezwolił uni-
wersytet zarazem na wynajęcie prywatnego mieszkania,
dostarczając zasiłku na opłatę czynszu. Wspomnieliśmy, ii
w r. 1455 wybuchł poiar^ który zajął ulicę Orodzką i zni-
szczył tam kollegium prawnicze i kollegium sąsiednie le-
karzy. Co się później stało, nie bardzo wiadomem; na
miejscu dawnego kollegium medyków stal jakiś budynek
i później, bo w r. 1495 wspomnianą jest wyraźnie domua
medicorum vicina CoIIegio domus canonistarum *). Zape-
wne wynajmowano go na mieszkanie osobom do uniwer-
sytetu należącym i innym"), prócz tego może studenci
znajdowali tu schronienie. O pomieszczeniu osobnem szkoły
medyków myślano znów, jak się zdaje, w r. 1476, za re-
ktoratu Jana ze Słupcy. Wtedy przecież Collegium minus
otrzymało gmach odrębny, w dawnej bursie ł>ogatych;
równocześnie chciano na separatum Collegium pro medi-
cis przeznaczyć dom, gdzie później było Gontubemium
philosophorum. Ale źródło, z którego tę wiadomość czer-
piemy, dodaje, że i tego nowego kollegium nie zamieszkali
lekarze, lecz woleli po prywatnych tułać się mieszka-
niach ^).
Działo się więc ostatecznie tak, że wykłady lekar-
skie odbywały się w kollegium większem, a lektorzy mie-
szkali osobno, w domach uniwersyteckich lub innych.
Przedewszystkiem od końca wieku znajdowali oni często
pomieszczenie w domku na ulicy Brackiej, obok bursy
węgierskiej położonym. Wybudował go zapewne medyk
') Por. T. I, str. 231 i 236. Błędnie tam wydrukowano r. 145S
samiast 1460.
*) Conclus. univ. a. 1495.
*) Ibid. r. 1492 zaleca uniwersytet profesorowi medycyny Ja-
nowi z Reguł, aby wypuszczał dom pewnym mieszkańcom. Nie-
wątpliwie chodzi tu o dawne kollegium na Grodzkiej ulicy.
*) Czerpię to z Radymińskiego, Cod. bibl. Jag. 285 (dopisek do
wiersza o Janie ze Słupcy) i Cod. bibl. 226 (r. 1476).
w DBUOIBJ POŁOWn OTULBCIA. 101
Jerzy z Drohobycza. Przynajmniej czytamy w uniwersy-
teckich konkluzyach, ii w roku 1488 wspomniany lekarz
wnióri prośbę do uniwersytetu, aby mu oddano pusty
kawał gruntu między bursą węgierską a domem Clethnar'a;
zamierzał on tam wybudować mieszkanie dla siebie z tym
warunkiem, ie budowa po jego śmierci przejdzie na wła-
sność uniwersytetu. W r. 1494 Jerzy z Drohobycza nie
był już przy życiu ^). A w następnych czasach spotykamy
dosyć często w aktach wszechnicy wspomnienia domku
(domuncula) sąsiadującego z bursą węgierską, który uni-
wersytet puszcza w dzierżawę'). W r. 1511 obejmuje go
po dekretyście Janie z Kościana medyk Jan z Ostrze-,
fizowa*); w r. 1527 i 1529 ma go w arendzie od uniwer-
sytetu także lekarz Mikołaj Sokolnicki % który krótko przed-
tem odbył w Krakowie z dwoma innymi pierwszą pro-
mocyę lekarską. Medyk Jan de Regulis przemieszkiwał
jednak w innem miejscu; długoletni ten ordinarius me-
dyczny w uniwersytecie miał dom na ulicy św. Anny,
w którym znajdowali przytułek także studenci^).
Niema więc w tym wydziale tej organizacyi, która
jest znamienną dla uniwersytetów średniowiecznych, nie-
ma kollegialnego życia i ustroju, a brak ten i wyjątek tern
się tłómaczy, że wobec małej liczby nauczycieli nie było
tu kogo zespalać i skupiać.
Mówiliśmy już o niewielkiej liczbie lekarzy w śre-
dnich wiekach w całej Europie. Podobne stosunki pano-
wi Acta Reet n. 1663.
*) Por. mianowioie Conclus. aniy. s r. 1635.
") Condus. univ. (1611). Por. Acta Reot 2281.
«) Acta Rect. 2915 i 2976.
•) Acta Rectoralia 1248 (r. 1489), 1674 (1494): studens moraos
in demo de Regulis in platea s. Annae. — Prócz tego znaohodzą się
w Aktach rektorskich wzmianki o studentach mieszkających in demo
medicorum (n. 1671 z r. 1494). Albo to stare koUegium na Grodzkie|f
albo dom zwany tei bursa medicorum, wspomniany w r. 1494 (1784).
O uiin jeszcze później będzie mowa
102 KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ H.
wały w Polsce. Kiedy legat papieski Hieronim z Krety,
bawiący w r. 1463 na Północy, zachorował, zamiensał on
do Krakowa się udać ^ponieważ gdzieindziej w kraju
me można znaleść ani lekarza ani lekarstwae ^). Lecz
i w Krakowie nie roiło się bynajmniej od adeptów Esku-
lapa. Ludzkość leczyła się przeważnie u znachorów i bal-
wierzy; medyk służył dla cięższych wypadków i zamo-
żniejszych ludzi. Sama organizacya óredniowiecznycK uni-
wersytetów wyraźnie stan taki potwierdza. W Heidel-
ł>ergu, już jak wspomnieliśmy, przez pierwsze sto lat istnie-
nia uniwersytetu było tylko jedno stanowisko wyposażone
dla nauczyciela medycyny. Nie inaczej działo się w Kra-
kowie. Przez cały ciąg piętnastego wieku znajdujemy tu
tylko jedną katedrę, wyposażoną na dziesięcinach, wyno-
szących 20 grzywien, a dopiero w roku 1505 przybywa
druga katedra tego przedmiotu. Rozmaite uniwersytety
w różny sposób sobie radziły, aby nikłości tego wydziału
w jakikolwiek sposób zapobiedz. W Wiedniu każdy do-
ktor przez wydział promowowany wchodzi) do fakultetu
i musiał się zobowiązać, że przez rok będzie wykładał.
Nawet zaprzestawszy wykładów, miał on jednak prawo
do udziału w naradach wydziału. Kolońskie statuty zezwa*
Wy na to, aby dziekana medycyny wybierano wśród le-
karzy nie wykładających, non regentes*). W Krakowie
żądano, aby lekarze przybywający z obczyzny ze stopniami
medycznymi inkorporowali się w uniwersytecie krakow-
skim i tu poddali się pewnemu egzaminowi »pro loco«, od
którego zależała nostryfikacya ich tytułu. W r. 1492 za-
padła znamienna dla tych stosunków uchwała, W kon-
kluzyach uniwersytetu czytamy pod tą datą co następuje:
» Doktorzy medycyny już liczniejsi i inkorporowaai do uni-
wersytetu uskarżali się częstokroć na dekanat tego wy-
działu, że przez jednego ciągle jest dzierżony, a nie obchodzi
') Caro, Gesohiohte Polens V, 198.
^ Kaufmann, Oeschichte der deutadien UBiv«r8itttHi n,i(MVlL
UNIWER8TTST W DBUOIEJ ?OŁOWIlB fiTUŁRGIA. 1Q3
kolei według modły innych fakultetów; postano w^ono przeto,
ie dekanat lyydziatu n^edycznego odtąd z kolei innjch
doktorów medycyny ma obchodzić według porządku, w ja-
kim do uniwersytetu inkorporowanymi zostali i wedtu]g:
zwyczaju kanonicznego i teologicznego, fakultetu, bea^
względu na to, że ci doktorzy nie są czypnynąi profeso-
rami (actu legentes), aby §tąd był ściślejszy dozór uącl
ejstranei passim in civitate practicantes (nad wszystkim-
lekarzami praktykującymi w Krakowie),^ Jest to więc po-
dobne zarządzenie, jak w Kolonii, zasilające wydział le-
karzami praktycznymi, którzy nie byli profesorami. W Kra-
kowie żądał uniwersytet, aby wszyscy lekarze działająca
w mieście poprzednio odbyli akt inkorporacyi; w przeci-
wnym razie opierał się ich praktyce. Rozciągnięto nawet
na kraj cały ten warunek, przez uniwersytet stawiany;
każdy lekarz w Polsce miał się poddać zatwierdzeniu przez
uniwersytet krakowski, pro loco respondere ^). Stosunki
więc ukształtowały się podobnie jak w Bazylei. Tam fa-
cultas medica składała się z wszystkich doktorów miasta.
Kto chciał w tem mieście praktykować, musiał o stopień
lub uznanie stopnia w tamtejszym uniwersytecie się po-
starać. Późniejszy autor Starowolski wyraża się tak o fa-
kultecie medycznym krakowskim, jak gdyby wszyscy me-
dycy miejscy doń należeli 2).
Mogło to zasilać obrady, mogło ułątW^^^^ wyborj,
lecz jakże było z wykładami? Czyż jedei^ profesor, dla
którego żołd był z góry obmyślany, jedyny salariatus opę-
dzał wszystkie potrzeby uniwersytetu i ucznjów? Tak nie-
*) Acta Rect. p. r. 1610: iaxta privilegia Crao. aoad. nemo de-
bet exercere praxim medicam Cracoviae et per totam Poipniam aisj
prius respondeat pro loco in acądemia CracovieDsi.
') Starowolski, Laudatio academiae Cracov.: Reliqui medic.
doctores, qui publice nihil praelogunt et tamen loca inter profes-
sores promemerunt . . . Nullo penitus ab uniYersitate onere obstrin-
guntur, nisi quod in candidatorum examine operam suam ocnferunt
et publicis actibus intersunt (p. 18, 14).
104 K81IBOA in. BOZDZIAŁ II.
wątpliwie nie było już dla tej przyczyny, że tego jedy-
nego lektora ordinarius często praktyka odwoływała od
uniwersyteckich obowiązków. Potrzebował on więc za-
stępców. W Kolonii czasem bakałarze medycyny spełniali
obowiązki profesorów; w Krakowie w r. 1464 przy tym-
czasowej organizacyi wykładów w późniejszej bursie wę-
gierskiej zarządzono między innemi, że tam ma być wy-
kładaną: ordinaria medicinae et per baccalarium eiusdem
facultatis, wspomniano więc tu bakałarza nauczającego
we wydziale medycznym ^). W aktach uniwersytetu prze-
suwają się przed naszemi oczyma dość liczne nazwiska
lekarzy; jedni z nich wykładali medycynę bez salarium,
jako prywatni docenci, bo praktyka zapewniała im skąd-
inąd dochody, inni wykładali inne przedmioty, które ła-
twiej pozwalały zdobyć uposażone stanowisko, inni wre-
szcie pojawiają się w aktach przy naradach, chociaż rze-
czywistymi profesorami nie byli.
Chromał więc ten wydział przez cały ciąg piętna-
stego wieku. Walczył on z ciągłą paucitas i defectus nau-
czycieli, z częstymi wyjazdami profesorów, które przery-
wały tok wykładów, z brakiem sił, które we Włoszech
wykształcić i z Włoch sprowadzić trzeba było. Bo Wło-
chy były wtedy głównem medycyny ogniskiem, szczegól-
nie uniwersytety w Pawii, Padwie, Bolonii i Sienie. W sa-
mym Krakowie pierwsze promocye na doktorów medy-
cyny odbyły się dopiero w r. 1527. — A mimo liczebnej
nikłości strzedz przyszło temu wydziałowi z urzędu go-
dności tej nauki, którą wielu niepowołanych obniżało, po-
spolitowało i hańbiło.
Zaporą więc przeciw takim nadużyciom miało być to, że
każdy lekarz przybywający ze studyów zagranicznych zobo-
wiązanym był w uniwersytecie krakowskim wykazać swą
wiedzę i prawność swych tytułów. Skarżono się jednak
na to, że ludzie przebywający na studyach w Italii w kró-
^) Ck>nola8. aniy. li&Ł,
UHIWER8T*nrr w DBUOIBJ POCjOWIB 8TUŁB0IA. 105
tkim tam czasie z naukami się uwijali; zamiast poświęcić
przepisanych pięć lat na studya lekarskie, czasem w trzech
miesiącach uporali się z pracą i potem chcieli w kraju
mądrość swą lekko nabytą aplikować^). W roku 1513
nazwał bakałarz Mikołaj z Tuliszkowa doktora Jana z Ostrze-
szowa »psem i oszustem bezczelnymi dodając, że »z Włoch
osłem powróciła*). Uniwersytet naznaczał kary przeciw
takim nieuznanym przez siebie lekarzom, a kary te byty
cięższe, jeżeli winowajca był żydem — perfidus Judaeus.
Bo żydów odsądzały pojęcia i ustawy średniowieczne od
prawa leczenia chrześcijan. W paryskim uniwersytecie już
w r. 1271 wydano zakaz, »aby żaden żyd na żadnej oso-
bie chrześcijańskiego wyznania chirurgii lub medycyny
wykonywać nie śmiała »). W Krakowie podobne były uprze-
dzenia i ustawy; w praktyce jednak inaczej się działo, bo
już w r. 1491 spotykamy dr. Jakóba żyda, w r. 1494 żyda,
nazwanego doctor antiquus, w r. 1526 Eliasza żydowskiego
okulistę *). Żydzi bowiem od dawna do medycyny się gar-
nęli i od dawna odznaczyli się na tem polu. Wyuczali się
jej we własnych szkołach i w uniwersytetach, a mimo
niechęci chrześcijańskiego społeczeństwa, cieszyli się wzię-
ciem u książąt, nawet u papieży. Juliusz Il-gi i Ill-ci, Leon
X-ty, Klemens VII i Paweł Ill-ci używali żydów, jako le-
karzy domowych*).
Równocześnie walczono przeciw szalbierzom wszel-
kiego rodzaju, leczącym bezprawnie i durzącym ludzkość,
ludziom nie naukowym, znachorom »empiricam medici-
nam exercentes(cjak brzmiało współczesne określenie. Przy
braku lekarzy rzemiosło tych niepowołanych zbawców
cierpiącej ludzkości musiało silnie wybujać, a wszelkie uni-
*) Gondus. aniv. 1511.
*) Gondus. univ. 1513.
*) Denifle, Chartularium univ. Par. I, str. 488.
«) Acta reotor. n. 1469, 1655, 2865.
*) Haeser, Lehrbuch der Geschichte der Medicin (1858) I, 362.
106 K9iąaA nj. — rozdział u.
weFfiytetów piorunowania częstem powtarzaniem si^ sti^ier-
dzają tylko piorunów tych bezsilność.
Empiryczną taką medycynę uprawiał najstawniejss^j
z ówczesnych szalbierzy, Baliński, człowiek z Baliną
pod Olkuszem pochodzący, który swemi radami i działal-
nością wielu odurzył i zabił, a sam dużo zagrabił pienią-
dzy, aż wreszcie władze zwróciły nań baczniejszą u\;i^ągQ'
Udawał on Greka i medyka, a nie był z urodzenia i po-
wołania ani jednym ani drugim; praktykował na Węgrzech
».wielu zabijając — plures occidensa, jak się Miechowita
wyraża, potem doszedł do rozgłosu w Polsce, gdzie liczm
chorzy zbiegali się do niego, aby w jego radjąch., cza-
rach i zamówieniach szukać pomocy. Do Krakowa ni€^^
ośmielał się zajrzeć, ale Krakowianie szukali go i nawie-
dzali skwapliwie. Że od bogatszych po sto dukatów zą
radę pobierał, setnikiem go nazywano. Udało mu się na-
wet dotrzeć do chorego króla Alexandra, którego śmier4
zapewne przyspieszył gwałtownymi medykamentami, łi^-
^niami i trunkiem. Zamykano go z kolei na Litwie
i w końcu w Krakowie, lecz zawsze umiał się wyswobodzić^
aby choć potajemnie praktyki swoje podejmować. Wre-
szcie znikł bez wieści, ale z pieniędzmi^). Propheta ten,
jak go i^azywano, jest najciekawszym oka:^em całej tej
warstwy ludzi; w początku szesnastego wieku ^robitosię
około niego rozgłośnie, bo umiał na umysły działać i prze-
wyższył talentem szalbierstwa wszystkich swoich, licznych
nąó wczas rywali •).
W drugiej połowie stulecia, kiedy równocześnie z pier-
wszymi posiewami humanizmu wzmagały się wśród lu-
dności przywiązanie do życia i obawą chorób, dla szal-
bierzy czy balwierzy mędrkowatych otwierało się wdzię-
czne i coraz szei-sze pole działania. W epoce, w której
>) Maciej z Miechowa w 4-tej ks. ChroDica Polonorum.
*) Czacki» O prawach litewskich II, 40 twierdzi, że Baliński
wydal rzecz De praestaDtia medicinae. I tu m\9l opowiadać baonie
o 60-letnioh kobietach rodzących.
UNIWERSYTET W DBUGIRJ POŁOWJB STULECIA. IW
serca żywiej zadrgały dla wszystkich marno^i tego iwiata^
które bywają jego pięknościami, rozbudzała się namiętnośó
iycia, wyraźna skłonność do wszystkiego i wszystkich,
którzy to życie od cierpienia i utrapienia wyzwolić obie-
cywali. Ten kult dla medyków i medycyny wyraźnie aię
zaznacza u pierwszego, wybitnego humanisty polskiego,
Grzegorza z Sanoka. Kallimach opo\x iada o nim (Vita, roz-
dział 8), »że medycynę nad wszelkie nauki przenosił i jakby
drugą naturę uwielbiała, że, gdyby nie stan duchowny,
byłby się jej oddał wyłącznie. A cześó ta dla medycyny
wzrastała przez wiek cały pod wpływem licznych klęsk
i morów, które wtedy trapiły i nawiedzały ludzkość. Ro-
czniki piętnastego wieku zapełnione są wiadomościami o za-
kaźnych chorobach, pustoszących co chwila całe miasta
i kraje, roczniki uniwersytetów ówczesnych zaznaczają aż
nazbyt często, że dla zarazy ^propter pestem« ustawały
wykłady, wskutek czego rzesza nauczycieli i uczniów roz«
pierzchała się na wsze strony. W drugiej połowie piętna^
stego stulecia i w szesnastym wieku następowały po sobie
raz w raz straszne epidemie w blizkich i groźnych odstę-
pach, a ludzkość żyła pod obuchem tej zmory i grozy
w ciągłym niepokoju^). W Polsce obfity szereg morów
znaczą ówczesne roczniki; dla Krakowa szczególnie cię-
żkiemi były lata 1482, 1496 i 1497 <). Pod pierwszą datą
dopisano w Liber promotionum: pestis generalis magna
CracoYiae, prócz tego w spisie wykładów krakowskich co
chwilę powracają podobne zapiski.
Wreszcie w końcu samym epoki poja^^ił^ się i za-
gęściła w Europie choroba, która się stała t)iczęin bq-
żym na ludzkość, istnem Mane Thecel Phąres zawisłem
nad stołami odrodzenia, na których rozłożono wszelkie
^) Thorbecke, Geschiohte der Uniy. Heidelberg (prsypitek do
8tp. 41). Toepke, Matrikel der Uniy. Heidelberg I, XLI.
>) Por. o tych chorobach Wiszniewski Hist lit |V, 1^6; Q%^
siorowski. Zbiór wiadomości do hist sztuki lek. I, 78.
108 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ n.
fltodyoze przeszłości i wszelkie życia przynęty. Mówię o tak
zwanym morbus gallicus, czyli dworskiej chorobie. Ostar
tnie trzy dziesiątki piętnastego stulecia zaznaczyły się
rozgoszczeniem się tej strasznej choroby w Europie; na
Północy zaczęła się ona szerzyć od r. 1495. Kraków padł
bardzo wcześnie jej ofiarą, jeżeli pewną jest wiadomość
Miechowity w historyach, że już w r. 1493 kobieta po-
wracająca z Rzymu tutaj ją zawlokła'). Plaga ta nieba-
wem zaczęła zabierać liczne ofiary wśród społeczeństwa,
szczególnie między ludźmi dworskimi i rozwiązłymi');
przeleciała ona jak przesłań ni k śmierci nad całą epoką
humanizmu na Północy, szerząc cierpienia i spustoszenie.
Zaprawdę więc lekarze ówcześni mieli z czem wal-
czyć. O ile zadaniom swoim sprostali, szczegółowo wyka-
zać nie można. W piętnastym wieku cała medycyna przy-
tłoczoną jeszcze była tradycyą przeszłości, nieśmiało pory-
wała się na niedostatki najwięcej dotkliwe, brak obser^
wacyi i znajomości ciała ludzkiego. Dopiero następny wiek
sprowadził tu przełom i postęp stanowczy. Anatomia w pię-
tnastym wieku była mało znaną i uprawianą na Północy;
to też chirurgia uchodziła za coś podrzędnego, za zajęcie^
którem łaziebnicy i balwierze parać się mogli. Chirurdzy
nie byli w poszanowaniu, należeli niemal z balwierzami
i łaziebnikami do jednej kategoryi^). Ci zaś służyli radą
na wszystko; a chociaż uniwersytet urzędowo prześlado-
wał empirici, to w rzeczywistości cieszyli się oni wiel-
bi Por. Haeser Lehrb. der Oeschichte der Medicin (2-gie wyd.)
II, 828, 226. Wiszniewski Hist. lit. IV, 185. Scriptores r. Polon. II, la
•) Mon. Pol. V, 275.
*) Por. Haeser, Grundriss der Geschichte der Medicin (1884)
«tr. 147. Ciekawem dosyć jest dziełko Henryka von Pfolspeundt,
krsyiaka, który bral udział w wojnie trzynastoletniej między Polską
i Zakonem i ogłosił na podstawie swych doświadczeń w r. 1460
dzieło Bundth-Ertzney czyli o leczeniu ran. Dziełko to, nie znamio-
nujące postępu w anatomii ogłosił Haeser w Berlinie w r. 1868.
UKiWBBSTTBr W oRUOisj FOŁOwiB flTinuaoiA. 109
kiem wzięciem między rzeszą uniwersytecką ^) i poza temi
kołami.
Przypatrzmy się teraz głównym osobistościom, które
w dziedzinie medycyny odznaczyły się w tej epoce na
uniwersytecie krakowskim. Mówiliśmy już poprzednio o Ber-
nardzie Hesse, który w połowie wieku był lektorem me-
dycyny w uniwersytecie; umiera on w r. 1465, a altary-
fltą Św. Bartłomieja na zamku zostaje po nim Wojciech
z Opatowa, który był dziekanem medycznym w r. 1459.
Obok niego pojawia się w aktach uniwersyteckich prze-
lotnie w r. 1459 lekarz Piotr Buthko'). W tych latach
medycyna wyraźnie w uniwersytecie znaczniejsze sobie
zdobyła stanowisko. W r. 1464 zostaje rektorem na zi-
mowe półrocze lekarz Piotr Gaszowice de Lodmie-
rza i piastuje rektorat także w lecie roku 1465, po nim
dzierży to stanowisko przez rok cały inny medyk An-
drzej Grzymała. Poznaliśmy tego ostatniego już po-
przednio, śledziliśmy jego pierwsze kroki i skuteczną dzia-
łalność w uniwersytecie. Z biegiem czasu posuwał on się
na wyższe fakultety, osiągnął doktorat kanonistyczny i ba-
kalaryat teologiczny*). Kiedy uniwersytet zamierzał mu
nadać w r. 1462 jako pierwszemu prebendarzowi probo-
stwo Św. Mikołaja, polecono go papieżowi dla jego nauki,
charakteru i zasług znakomitych. Za jego przyczynieniem
się probostwo to przeszło w posiadanie wszechnicy^).
Wkrótce po rektoracie umarł on, jeszcze w r. 1466, przed-
wcześnie, yalida pestilencia yigente^).
Nie mniej wybitnym uniwersytetu członkiem był
wspomniany Piotr Gaszowice z Loómierza albo Ludzi-
') Do barbitonsores i ich praktyki por. Acta Reotoralia, indeks
Wislockiogo str. 877 i 1046.
•) Por. Conclus. univ. r. 1469, 1465.
'i Por. Cod. univ. II, 254.
*) Liber Prom. p. 50.
») Cod. bibL Jag. 369.
110 KSIĘGA III. KOZDZIAŁ U.
mierzą, pod Nowytn Targiem. Odznaczył się on jako uczony,
a szlacheckie jego pochodzenie ułatwiło mu wstęp do
dworu i na publiczną arenę ^). Zajmował się dużo astro-
nomią i napisał traktat z tego zakresu^); bo astrologia
Btanowiła ogniwo pośredniczące i pomost między medy-
cyną średniowieczną, a matematycznemi naukami. Piotr
Gaszowiec pierwszy po Marcinie Królu wykonywał znów
samodzielne obserwacye astronomiczne w Krakowie ").
W r. 1470 znajdujemy go po raz trzeci na stanowisku
rektora; był on już wtedy lekarzem królewskim, physicus
regius i rajcą (consul) miasta Krakowa. Jako przewo-
dnik uniwersytetu a dygnitarz miejski przemawiał często
l¥ latach 1470—1472 w imieniu wszechnicy i miasta, wi-
tał i żegnał wybitne osobistości, a płody jego krasomów-
cze zachowały się aż do naszych czasów ^). Kiedy w roku
1471 Władysław syn najstarszy Kazimierza Jagiellończyka,
na czepki tron powołany, podążył do Pragi, do licznego
orszaku młodego księcia, w którym znajdował się także
historyk Długosz, powołano również Jana Gaszowca^.
Wkrótce potem, w roku 1474 nie należał on już do ży-
jacy eh •).
Pod rokiem 1472 znajdujemy w konkluzyach uni-
wersytetu ciekawą dla medycyny zapiskę. Chociaż medy-
ków w Krakowie było nie wielu, chociaż najwyższego
stopnia wydział ten przez cały wiek piętnasty nie nada-
wał, to jednak wychodziła z uniwersytetu ciągle pewna
liczba ludzi, kióray niższe stopnie bakałarzy i licencyatdAr
*) Por. Liber Benef. Długosza I, 266.
^ Jego kodeksy astron. wśród Cod. bibL Jag. 657, 808, 830,
830, Jego traktat n. 2703.
') Birkentnajer, Marcin Bylica str. 19.
«) Cod. bibl. Jag. 126. For. Caro, Geschiohte Polens V, 828,
a 8£0zególnie Zeissberg, Poln. Gesohichtssohreibung 238.
•) Długosz Hist V, 655.
^ Acta Rectoralia n. 333. MiaZ czterech synów, którzy zapi-
aani są w roku Jego rektoratu (1470) na czele wszystkioh scholarów.
UNIWEBSYTirr w BKUGIBJ FOŁOWIS STULECIA. 111
ftfedycyny osiągnęli. Otóż w r. 1472 zwróciło się trzjeoh
Jicencyatów medycyny do uniwersytetu z prośbą, aby tetiie
^bacząc na ich długoletnie zajęcia w uniwersytecie...
i z uwzględnieniem ich promocyi na licencyatów medycynya
zapewnił im miejsca już osiągnięte w szeregu medyków,
zabezpieczył ich od tego, aby doktorom z innych uniwer-
sytetów, którzy się w Krakowie inkorporowali, nie dawano
pTZ€id nimi pierwszeństwa. Bo wyższo miejsce w szeregu
dóktoró'^ inkorporowanych otwierało pewniejsze widoki
Wl zdobycie stanowiska jakiegokolwiek uposażonego. Uni-
wersytet przychylił się do tego podania. Licencyatami
tymi byli 'Stanisław z Pleszewa, Jan Weis z Poznania
i Jakób 1 Boxic. Pierwszy jest nam mniej znanym, był
Oh dziekanem artystów w r. 1462 i 1468, już jako licen-
<^kt tnedycyny; umarł zapewne w roku 1473*). Dwaj
dt^zy za to s^ osobistościami, które na różnych polach
zaznaczyły si^ stanowczo.
Jan W e 1 8 był jednym z licznych Poznańczyków,
Ittóhsy śię 'przyczynili do podniesienia naszej kultury
w tjrch czasach, do tiświetnienia uniwersytetu*). W r.
1^8 %lb dziekanatu Andrzeja Grzymały osięgnął on wraz
z J^kóbem z Boicie bakalaryat in artibus, w roku 1462/3
wkrótce po Jakóbie posunął się na magistra. W pó-
źniejszych latach działał we wydziale artystycznym i do-
'pieró w roku 1472 pojawia się jako licencyat medycyny.
8d^j6 ślę, Że za granicę nie pojechał i nigdy nie osięgnął
tft^dycznegó doktoratu % W r. 1488 zwalnia go uniwer-
sytet od obowiązków królewskiej kollegiatury. Dzieriył
on więc ją jeszcze w tym roku, innemi słowy należał do
*) Acta Rectoralia n. 277 (r. U73).
^ MuodLÓWdki — De Pauli Paulirini Vigtnti attium libro (1835)
«tp. 11.
*) Miechowita w kronice pod r. 1498 nasyWtai go wspominając
«g6li W^a lib^ncyalem medycyny. Wzmianka w Acta llectoralia
n. 1113 (r. 1487): dr. med. Joh. de Posnatiia ohyb^ do kogo itinego
się odnosi.
112 KSOBOA m. BOZDSUł. u,
wydziału artystów i do wykładów Arystotelesowskich był
zobowiązanym. Teraz ma obmyślić zastępstwo — ponere
magistrum pro ipso laborantem ^). Już przedtem dzielić on
musiał czas swój między zajęcia uniwersyteckie a inne
równie zaszczytne obowiązki. Nauka bowiem jego i cha-
rakter otworzyły mu podwoje dworu królewskiego i wpro-
wadziły na ważne stanowisko nauczyciela synów królew-
skich. Czy już obok Długosza nauczał, czy dopiero po te-
goż śmierci w roku 1480 został Długosza następcą, nie
umiemy określić '). Biblioteka Jagiellońska zawdzięcza mu
kilka rękopisów medycznych i innych'). Miasto Kraków
jeszcze donioślejszą winno mu fundacyę. Był on tu pro-
boszczem Św. Szczepana, Jako człowiek biegły w medycy-
nie postanowił on dla zdrowotności publicznej założyć
cimiterium extra urbem, poskupywał na przedmieściu
Piasek grunta i przeznaczył je na cmentarz. To miało
kres położyć zgubnym dla mieszkańców cmentarzyskom
przy kościołach w obrębie miasta się znajdującym*).
Sam dobrodziej rozstał się z tym światem w roku 1498.
W testamencie swym z tegoż roku ^) powierzył on opiekę
nad swemi rozporządzeniami królowi, książętom Frydery-
kowi i Zygmuntowi. A więc zobowiązał do tego swych
uczniów, jak się wyraża, w nagrodę »pro suo yetusto et
fideli servitio.«
Jakób, syn Piotra de Boxioze zapisał się na uni-
wersytet krakowski w r. 1456. O jego studyach wspomi-
naliśmy powyżej. Z poprzednikiem to go łączy, że zna-
*) ConcL nniv. r. 1488.
') Bliechowita L o. nazywa go krótko: praeceptor et łnform^
tor filiorum regis Casimiri.
*) Antidotaria n. 777, 799. Podobnym jest cod. 827. Z }ego spu-
ścizny dostaje się do biblioteki Cod. 257, sławna ksi^^ Pawła de
Praga, również CasBiodon]s*a listy n. 666.
*) Por. Miechowita L c, Oettinger Rys dawnyeh dziejów Wyds.
lek. 96, Rocznik krakowski (1898) str. 15.
*) Archiw. uniw. dokam. n. 11686.
UNIWKRSYTET W DRUOIIEJ POŁO WIS 8TUŁBCIA. 113
czenie jego polega więcej na działalności pozauniwersy-
teckiej, niż na pracach w obrębie wszechnicy. Jako mistrz
na wydziale artystycznym był on tegoż wydziału dzieka-
nem w latach 1469 i 1473. Równocześnie kształcił się
w medycynie; zachowała się po dziś dzień mowa wypo-
^edziana przez Jana Gaszowca przy jego promocyi na
bakałarza medycyny^), licencyatem tegoż przedmiotu był
w r. 1472. Nie zamyślał on jednak na tym ograniczyć się
stopniu. W r. 1474 jest Jakób z Boxic już bakałarzem św.
teologii i kanonikiem św. Floryana i jako taki dostaje
urlop na podróż do Rzymu i Jeruzalem z tym warunkiem,
że w powrocie postara się o stopień doktorski we Wło-
szech (in reyentu suo Italiae recipiet insignia doctoralia
in medicinis) *). W podróż tę wybrał się on w r. 1475.
W r. 1477 pojawia się znów w uniwersytecie krakow-
skim już jako doktor nauki lekarskiej, lecz prosi nieba-
wem w r. 1479 o licencyę na czas dłuższy*). Wyraźnie
nowe obowiązki odwoływały go z Krakowa; w r. 1480
występujeonbowiem w Wielkopolsce jako oficyał i wikary
in spiritualibus gnieźnieńskiego arcybiskupa. Równocześnie
uprasza uniwersytet, aby mu tenże nadał in titulum et
professionem kancelaryę poznańską i jej dochody*). Po-
tem znika on z przed naszych oczu w Krakowie, za to
wśród kapituły gnieźnieńskiej wybitne zajmuje stanowi-
sko^. Musiał to być człowiek wyższego wykształcenia,
przystępny dla prądów i powiewów nowej kultury odro-
dzenia. Wyraźnie to poświadcza bliższy i przyjazny jego
z Kallimachem stosunek. Kallimach opowiada nam mia*
*) Cod. Jag. 126.
*) Condns. univ. 1474.
") Por. Conclus. domus maioris r. 1477, Conclus. uniy. r. 1479.
*) Wszystko wyjęte z Conolnsiones iiDiversitatis. Por. takie
Ulanowskiego Acta iudio. eccles. str. 276, 278, 304. Na str. 278 (z r.
1480, z kwietnia) nazwany on jest s. theologiae professor, decreto-
mm doctor.
•) Por. Korytkowski, Arcyb. gnieźn. II, 473, 478.
HIgt. Unlw. T. n. 8
114; KSI^aA ni. ROZDZIAŁ u.
nowicie, jak w ogrodzie Jana Miryki w Krakowie czytał
z Jakóbem z Boxic i Mikołajem Mergus z Nissy, »dwoma
uczonymi i wymownymi ludźmi« historyę wenecką Sa-
bellicu8'a, jak z lektury tej rozwinęła się rozmowa o sto-
sunkach Wschodu *). W wierszach swoich sławił Kalli-
mach Jakóba, jego uczty skromne, lecz okraszone dowci-
pem i przyjemnemi rozmowami.
Me taa delectenŁ parce ientacala sampta|
In qnibns est poris gratia mixta iocis.
Pobyt we Włoszech i kultura tam nabyta zaleciły go za-
pewne Kallimachowi; a z resztą niejeden to medyk, który
wtedy przeszedł do stronnictwa ruchu i stał się tego ru-
diu chorążym.
Większą jednak w obrębie samego uniwersytetu ode-
grał rolę inny lekarz, Jan de Regulis, Mazur i szla-
chcic pochodzący z Reguł pod Warszawą, zwany takie
haeres de Komorniki, a pieczętujący się herbem Stary Koń.
Odbył on egzamin na magistra w Krakowie w r. 1468,
wkrótce potem udał się na studya do Włoch; W roku
1475 jest już graduowuiym lekarzem, a uniwersytet po-
stanawia go zciągnąó z Południa do kraju, jak niegdyś
upominał się o powrót Marcina Króla. Na zgromadz^atu
imiwersytetu odbytem 7-go stycznia r. 1475 naznaczono
Jana de Regulis na stanowisko lektora ordinarius in me-
dioinis i wskutek tego polecono rektorowi przesłać di!^ Bo-
lonii odpowiednie ptsmo, nawotywująee elekta do powrotu,
objęcia domu i płacy; zarazem Jakób z Bcmc, udający się
na południe, miał w imieniu uniwersytetu powtórzyć to
wezwanie*). Czy Jan de Regulis natychmiast powrócił,
nie wiemy. To jednak wiemy, że jest w Krakowie w r.
^) KaUlmadia: De his ąaae a Yenetis tentata sunt, Persis ac
Tartaris contra Turoos moYendis. — Rozmowa ta odbyła się może
około r. 1487. Por. Zeissberg, Poln. Geschichtaschreibong 389.
*) Conclua. iiniv. 1476.
UNIWBBSTTET W DBUGIBJ POŁOWU STULECIA. 115
1478 i piastuje tu dziekanat medyczny^). Ale powody
4o skargi i troski mimo tego nie ustały. W roku 1480
radzi znowu uniwersytet de defectu lectoris medicinae,
^ali się na długotrwałą (diutina) absentia Jana de Regulis,
wzywa go do przybycia i udaje się nawet w tym celu
do króla Kazimierza z prośbą o łaskawe pośrednictwo.
Jan de Regulis był wprawdzie w kraju, lecz służba le-
karska odwoływała go co chwila od katedry. W kilka-
naście lat później podobna ponawia się skarga; w r. 1496
naradza się uniwersytet nad pensyą wspomnianego profe-
sora, wstrzymaną od trzech kwartałów, żali się na jego długą
nieobecność (dudum absens), postanawia pieniądze wy-
płacać lektorowi, » który teraz czyta w jego miejscu«, a za-
razem napisać do króla i kardynała Fryderyka, aby się
przyczynili do jego powrotu *). To, że Jan de Regulis był
<;onsul Gracoviensis, rajcą miasta Krakowa, następnie bur-
mistrzem, także niewątpliwie spowodowało opieszałość
w obowiązkach. Wadliwość ^ówna leżała jednak w in-
Btytucyi, która tylko jedną katedrą chciała zadosyćuczynić
wymogom i potrzebom całej lekarskiej nauki. Przedsta-
wiciel jej oddalał się co chwila i przerywał tok zajęć
i pracy; a że przy tem był ciągle dziekanem wydziału,
•cierpiały na tem także administracyjne obowiązki W roku
1492 lekarze iakorporowani w uniwersytecie wystąpili
dlatego ze skargą na wadliwość dekanatu, » który cią-
gle przez jednego jest sprawowanym, a nie obchodzi ko-
^i4« (qui ab uno continue administratur et non per yices
distribttitur). Wtedy postanowiono, aby dziekanat dla wszyst-
l^icłi inoorporati był przystępnym, chociażby nie wykła-
') Acta rectoralia n. 654.
^ Wszystko według Conclus. uniT. r. 1480, 14©8. — Jan de
AegaliB cieszył się wielkiem wiięełem wśród panów polskich; Jan
Sapieha, wejew. podlaski, darewal mu ogród przed bramą Mikołaj-
ską >dono et gratuito ez mera sualiberaMtate.c Por. Majer: Wiado-
mości z życia profesorów wyds. lek. w uniw. Jfig. (1808) str. 19.
8»
116 KSiąiGA m. ROZDZIAŁ n.
dali w uniwersytecie (non obstante quod iidem doctore*
actu legentes non essent)^).
W skardze tej była mowa o lekarzach już licznych
w Krakowie. Rzeczywiście w końcu wieku przesuwają
się przed naszemi oczyma rozmaici przedstawiciele tej
nauki, którzy ściślejszy lub luźniejszy zadzierzgnęli węzeł
z uniwersytetem, ograniczyli się na inkorporacyi, lub może
wykładami prócz tego utwierdzili tę spójnią. Było między
nimi dosyć dużo cudzoziemców. I tak Blasius z Witten-
bergi pojawia się w r. 1487 w Krakowie z tytułem do-
ktora medycyny*), poddaje się jednak responsyi i inkor-
poracyi dopiero w r. 1498, przyczem wyprawił sutą ucztę
(coUationem notabilem disposuit). Czy tenże po wpisaniu
na listę uznanych przez uniwersytet doktorów (locum in
ordine recepit)*) rozwinął jaką działalność w uniwersy-
tecie, nie wiemy. — Jana, syna Hieronima z Bazylei, spoty-
kamy w roku 1476 w Gnieźnie, gdzie przed świadkami
robi ciekawy kontrakt o przywrócenie wzroku szlachciance
Annie Modliszewskiej. W razie udania się kuracyi otrzy-
małby 12 florenów, w razie zawodu zobowiązanym jest
zwrócić zaliczkę^). Następnie w roku 1488 inkorporuje
się on w uniwersytecie krakowskim i pojawia się jeszcze
w roku 1494 jako świadek w uniwersyteckim sądzie^.
W tym samym roku, w którym się inkorporował Jan z Ba-
zylei, przemawiał w uniwersytecie krakowskim pro loco
Inter doctores adipiscendo inny lekarz, rodem z Krakowa,
Jan Ursinus. Mówiliśmy już o nim poprzednio i jeszcze
później mówić nam przyjdzie. Oracya jego wypowiedziana
przy tej okazyi 15-go grudnia r. 1488 jest bardzo ciekawa
jako manifest postępu i wytwór humanistyczny z zakresu
*) Gonclus. univ. 1492.
^ Acta Rector. 1105. — Może to ten sam, który w r. 1471 zo-
stał bakalarzem, w r. 1480 magistrem artystów w Krakowie.
■) Condus. univ. 1498.
*) Aota iudicii eccles. (Ulanowski) str. 276.
^) Aota Rector. 1644.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ POZiOWIB STULECIA. 117
medycyny*). Młody lekarz, który w Padwie odebrał swe
wykształcenie, kruszy w tej mowie kopię za godność,
chwałę lekarskiej naukL Mówi o jej początkach i rozwoju,
o jej pożytku, wreszcie zwraca się do słuchaczy — a byli
przy tem obecnymi najcelniejsi mężowie z Krakowa — aby
zachęcić do gorliwych studyów i życzliwego pielęgnowa-
nia lekarskiej nauki.
Rozróżnia on między medici rationales i empirici.
Pierwsi chcą dotrzeć do ostatnich przyczyn choroby, uwa-
iają krajanie trupów za rzecz konieczną, drudzy ograni-
czają się na doświadczeniu, praktyce a raczej na nieuctwie.
Dziwi się, jak człowiek, który nie widział dyssekcyi ciała,
który przytem nie zna filozofii, ani literatury łacińskiej,
ośmiela się wykonywać szlachetną sztukę lekarza. Chwali
następnie mistrzów tej nauki od Galena począwszy i się-
gając w tym przeglądzie najnowszych czasów, sławi
swoich nauczycieli Piotra Rocobonella i Franciszka Bencio,
syna Hugona, słynnego niegdyś w Padwie profesora. Żali
sią w końcu na brak hojności miast i ludzi względem
medycyny. Stąd pochodzi, »że tak mało wybitnych tego
wydziału profesorów znaleść można w tych czasach.« Inne
poszanowanie dla nauki i wykształcenia ma Wenecya,
z wszystkich miast locupletissima, nobilissima, optima.
W Wenecyi był mówca niedawno, a wspomnienia z tego
miasta złożyły się na hołd gorący w jego przemowie. Jest
ona nadzwyczaj znamienną dla chwili, w której wypo-
wiedzianą została. Obydwie główne przyczyny, które się
złożyły na odrodzenie nauki lekarskiej w końcu wieku
i w następnem stuleciu, t j. pogłębione studyum klasy-
cznych autorów i zaostrzenie umysłów i oczu dla sa-
modzielnych obserwacyi*) znalazły w niej wymowny
oddźwięk i wyraz. Jan Ursinus, który wyszedł z nie-
mieckiego krakowskiego mieszczaństwa, w ówczesnym
') Jo. Ursini, Modus epistolandi, Crac. 1522.
*) Haeser, Geschichte der Medicin I, 378.
118 KSIĘGA DI. ROeDZIAŁ II.
ruchu umysłów kroczył więc śmiało naprzód i rzucał ha-
sła ożywcze.
Szesnasty wiek rozpoczyna się rektoratem medycznym^
Ostatni raz był lekarz rektorem w r. 1470, mianowicie
Piotr Gaszowiec. W roku 1600 osięga tę godność po raz
pierwszy Jan de Regulis i odtąd idą z kolei bardzo czę-
ste rektoraty lekarzy, powtarzające się w latach 1501, 1502,
1505, 1507, 1508, 1510, 1511, 1512. Już ten sam objaw
wyraźnie poświadcza i dobitnie, że medycyna rosła wtedy
w uniwersytecie na znaczeniu i powadze, że jakieś now^e-
życie zaczęło się krzewić w tym wydziale dotychczas za-
niedbanym. Zwracam na to uwagę, że jeszcze w ostatnim
dziesiątku piętnastego wieku zwoływano na obrady i sądy
tylko trzech dziekanów z wyłączeniem medycznego*).
Trzeba więc było gorliwych starań, a przede wszystkiem dziel-
nych ludzi, aby to położenie odmienić, aby ten wydziiJ
upośledzony wydźwignąć z upadku i poniżenia. Czasy^
w których medycyna w całym świecie zaczęła się odra-
dzać i podnosić, dopominały się o to, a w Polsce znalazt^
się człowiek, pełen nauki, zapału i gorliwości, stworzony
na to, aby szerzyć wokoło życie i tchnąć życie w to, co
ukrzepienia potrzebowało. Maciej z Miechowa należy
do najznakomitszych postaci tej epoki, do najwybitniej-
szych osobistości naukowych, jakie wydała nasza kultura^
a przy tem do najszlachetniejszych dusz, jakie zaważyły
na rozwoju uniwersytetu i narodu. Lekarz z zawodu upra-
wiał on obok tego inną naukę, tę która ma być życia
mistrzynią i drogi życia prostować, historyę; jako na-
stępca Długosza, którego w r. 1480 odprowadził do grobu^
wielce się na tem polu zasłużył. A słowom mówionym
>) Dzieje się to według Acta Rectoralia il-go sierpnia 1490^
18-go lutego 1492, 19-go lutego 1495. Na ostatniem miejscu czytamy:
conyocatis decanis trium facultatum, theologiae, oanonioae et artisti*
oae, ad ąuos finaliter pertinet omnes differentias . . . determinare
(Wislocki n. 1758).
UNrWSRSYTKT W DRUGIBJ FOŁOWIB STUŁBCUA. 119
i pisanym towarzyszyły czyny, nie mniej doniosłe i chwa-
lebne.
Urodzony w r. 1457 z ubogich dosyć rodziców za-
pisał się on na uniwersytet krakowski w r. 1473, został
tu bakałarzem w r. 1476, magistrem na wydziale arty-
stów w r. 1479. Wkrótce potem udał się za granicę, aby
się w sztuce lekarskiej wykształcić. Był w Pradze, Pa-
dwie i Florencyi, w r. 1485 znajdował się w Mirandoli.
Gdzie otrzymał stopnie doktorskie, dokładnie nie wiemy;
zapewne jednak z Padwy przywiózł tytuł doktora *). W r.
1485 poiawia się on w Krakowie i odtąd z wyjątkiem
r. 1499, w którym podążył na jubileusz do Rzymu, w kraju
przebywał i pracował.
W Liber diligentiarum uniwersytetu nazwanym on
po raz pierwszy w roku 1500 i występuje tu z wy-
kładami medycyny aż do roku 1505. Czy czytał kiedy
we fakultecie artystów, nie umiemy powiedzieć, również
czy działalność jego nauczycielska na tych ograniczyła się
latach. Znaczenie jego i zdolności administracyjne zale-
cały go na stanowisko kierownika uniwersytetu; był też
rektorem w roku 1501, 1505, 1507, 1511, 1512 i wreszcie
w latach 1518/19 przez trzy półrocza z rzędu. W tych
ośmiu latach zaprowadzał on wszędzie ład i nowe życie,
akta z tych czasów znaczą się doniosłemi uchwałami i od-
różniają się szczególną sumiennością w układzie. Wyra-
źnie Miechowicie starczyło czasu, aby wchodzić w szcze-
góły, od których porządku ogólna strojność i dostrojenie
zależy. On przeprowadza uchwałę (1507/8) przeciw zbyt
częstym odrywaniem profesorów od lekcyi przez pogrzeby,
nabożeństwa żałobne i inne uroczyste występy, on w r.
1512 znosi na pewien czas uczty przy promocyach, aby
pieniądze na to wydawane obracano raczej na korzyść uni-
wersytetu. W r. 1505 stwarza wreszcie nową katedrę me-
dycyny . w uniwersytecie. Rozmyśliwano już o tem w r.
') O jego podróżach por. Bostel, Zakaz Miechowity (1884) str. 6»
120 KSIĘGA UL ROZDZIAŁ II.
1494, pierwsze w tym względzie kroki poczynił Miecho-
wita w r. 1503, ale dopiero w dwa lata później fundacya
w całej pełni przyszła do skutku^). Miała z niej być ko-
rzyść zarówno dla uniwersytetu jak dla miasta. Miasto
wzięło wtedy od Miechowity 600 flor. na wyderkaf i zo-
bowiązało się wypłacać 20 grzywien dla nowego koUe-
giata, któryby dotychczasowego, jedynego medyka, upo-
sażonego w uniwersytecie, popierał i wspomagał. Rajcy
miasta mają tego kollegiata wybierać i instytuować, ma
on obowiązki swe sumiennie spełniać i służyć radą
wszystkim, którzyby się do niego udawali W razie nie-
odpowiedniości może go miasto ze stanowiska usunąć. Mi-
łosierna dusza fundatora przebija we warunku, że tenże
medyk ma tygodniowo jednego ubogiego chorego przyjąć
i zająć się darmo jego leczeniem.
Był to nabytek ważny dla uniwersytetu; od roku 1603
w spisie wykładów pojawiają się prawie regularnie dwa
wykłady medyczne, co dotychczas tylko wyjątkowo i przy-
padkowo się zdarzało. Według późniejszej uchwały jeden
z kollegiatów miał uczyć teoretycznej, drugi praktycznej
medycyny.
A obok tego rozwija Miechowita i na innych polach
gorliwą działalność, buduje i restauruje szkoły miejskie
w Krakowie, szkoły św. Anny, św. Szczepana, św. Flo-
ryana. Wszystkich Świętych, w rodzinnem mieście Mie-
chowie, mnoży usiłowania około budowy i utrzymania
szpitali ^. Pieniędzy, zarobionych pracą i praktyką, starczy
mu na wszystko; jest on ojcem sierot i ubogich. Wzięcie
jego rosło z dniem każdym; w r. 1515 występuje on z ty-
tułem protomedyka w konkluzyach uniwersytetu. W osta-
tnich latach życia zajmował się budową libraryi i zegara
») Mon. med, aevi T. VII (Cod. oiv. Grac.) str. 716. 719, 760.
Cod. aniv. Crao. III str. 231.
•) Por. Lib. prom. 79 i 86. Conclus. Umv. 1643: propriis im-
pensis eandem scholam (st. Annae) erexit Por. prócz tego Archiwum
uniy. D. 9160 i 12,278.
UNIWERSYTET W DRUGIEJ POŁOWIE STULECIA. 121
koUegium większego, nie szczędził datków na to przed-
sięwzięcie; prócz tego w r. 1522 pomnożył wyposażenie
katedry astrologicznej Marcina Króla, do czego później
jeszcze powrócimy.
Kiedy w rok potem ostatnia jego wybiła godzina, że-
gnano go z powszechnym żalem, ubodzy opłakiwali w nim
ojca, miasto doświadczonego i gorliwego lekarza, uniwer-
sytet swego dobroczyńcę — universitatis Cracoyiensis co-
lumna — , wszyscy wreszcie wyborowego człowieka. Po-
chowano go na Wawelu pod kaplicą Szafrańców w obe-
<5ności czterech biskupów Konarskiego, Tomickiego, Krzy-
ckiego i Jana Amicinus'a biskupa laodycejskiego, przy
udziale wielu dostojników. Mikołaj z Wieliczki, doktór me-
dycyny wykształcony jego kosztem w Bolonii, ułożył dlań
napis grobowy, dziś nie istniejący^). Schodził z nim do
grobu wielki nauczyciel, ostatni może wielki uczony uni-
wersytetu w tej wczesnej dobie jego istnienia. Testament
jego zachowany po dziś dzień *) jest wymownem odbiciem
ładu, który wszędzie wprowadzał i którego wszędzie prze-
strzegał. Idą tu po sobie we wzorowym porządku ostatnie
jego rozporządzenia, najdokładniej wyłuszczone, następuje
przegląd bogatego księgozbioru, obejmującego różne dzie-
•dziny nauki. Na wszystkiem znać tę rękę, która w czynie
i w życiu tak była strojną i twórczą.
Nie tu miejsce rozbierać obszernie jego pisma. W za-
kresie medycyny ogłosił kilka krótszych rozpraw, a mia-
nowicie Contra saevam pestem regimen (Crac. Haller 1508),
Tzecz dającą przepisy ostrożności przeciwko morowi i De
sanguinis missione, także w r. 1508. Większą jest praca
p. t. Conservatio sanitatis, wydana po raz pierwszy w r.
1512, gdzie czytamy ciekawe uwagi hygieniczne, doty-
czące mieszkania i pożywienia®). Ważniejszemi jednak
*) Por. Lib. prom. 80.
*) Arch. univ. 12. 612.
*) Por. o tych dzieTkach, Gąsiorowski Zbiór wiadomości etc
J. 179.
122 KSIĘGA in. ROZDZIAŁ II.
były jego dzieła historyczne, Descriptio Sarmatianim (1521)^
rzecz geograficzna i etnograficzna obejmująca szerokie
dziedziny od Wisły aż do morza Kaspijskiego'); a prze-
dewszystkiem kronika Miechowity napisana »dla podnie-
cenia umysłów młodzieńców^, przedstawiająca obraz dzie-
jów Polski od początków aż do roku 1506. Pierwsze to
dzieło historyczne polskie, które druk rozpowszechnił (1519^
i 1521), a mimo że zawiera dużo błędów i śmiałych spe-
kulacyi, uchodzić jednak musi za owoc sumiennej i po-
ważnej pracy ^).
Z innych lekarzy, którzy w tych początkach szesna-
stego wieku działali w uniwersytecie i poparli dążenia
reformatorskie Miechowity, kilku jeszcze wspomnieć wy-
pada. Wojciech ze Szamotuł, zwany Krypa, został
bakałarzem w roku 1485, magistrem artystów w r. 1488;
wśród nauczycieli swych ze szczególną później wdzię-
cznością wspominał Stanisława Biela z Nowego Miasta.
Następnie przez szereg lat wykładał na wydziale filozo-
ficznym, przeważnie arystotelesowskie lekcy e; około prze-
łomu dwóch wieków został medykiem. W Liber promo-
tionum nazwany on jest lekarzem królowej polskiej Elż-
biety, zmarłej w r. 1505, z tytułem doktora med. poja-
wia się w tymże roku w aktach uniwersytetu. Śmierć je-
dnak przedwcześnie przerwała nić jego żywota. Testa-
ment sporządził w r. 1502, obdarzając zapisami uniwer-
sytet i przyjaciół i umarł wkrótce potem w roku 1507').
Zgon ten wywołał żal serdeczny, a wiersze poetów rozbrzmie-
wające nad jego grobem poświadczają jego znaczenie^)
») Por. Wiszniewski, Hist. lit. VII. 627.
*) Miechowita napisał prócz tego dodatki do żywotów bisku-
pów krakowskich Długosza. Wiszniewski Hist. lit. VIII, 160.
■) Por. Cod. univ. IV, 9. Oettinger Rys dawnych dziejów wy-
działu lek. str. 78.
*) Wiersz Pawła z Krosna (Jezienicki, Archiwum do dziejów
Uteratury IX, 279) i nieznanie autora w zbiorze poezyi Krzyckiego-
(wyd. Morawski p. 186).
UNIWSBSYTBT W DRUGIEJ POŁOWIB 8TUŁBCIA. 123
Adam de Bockyn. zapewne z Bochenia pod Ło-
wiczem, zwany takie z Łowicza, wybitniejszą w uniwer-
sytecie odegrał rolę; w latach 1610/1611, kiedy medycyna
wyraźnie rosła w znaczeniu, piastował on przez rok cały
urząd rektora i wielu znaczącemi uchwałami upamiętnił
swoje urzędowanie. Wpisał się on był na uniwersytet
krakowski w roku 1486; w roku 1488 został bakałarzem,
w roku 14d2 magistrem artystów i zaczął wykładać. Nie-
bawem jednak udał się za granicę dla studyów lekar-
riLich. Po powrocie do kraju podda) się responsyi, t j.
akto^ egzaminu i uznania swego stopnia w uniwersy-
tecie Jagiellońskim, a obchód ten odbył się z niebywałą
i na długo pamiętną uroczystością. Król Jan Olbracht za-
szczycił go bowiem wraz z bratem Alexandrem swoją
obecnością ^}, ponieważ Adam z Łowicza był już wtedy
medykiem królewskim. Na dworze króla Alexandra zaj-
mował on to samo stanowisko; w r. 1604 nadał mu tenże
za jego biegłość w sztuce i zasługi dom na ulicy świę-
tej Anny *). Później jeszcze król Zygmunt również go za-
szczycał przyjaźnią i ufnością, dopuszczał do rozmów
i stołu, jak to sam Adam z wdzięcznością wymownie po-
świadcza ^).
Żył on w przyjaźni z filozofem Janem ze Stobnicy,
który z wdzięczności za doznane dobrodziejstwa poświę-
cił mu jedno ze swoich dziełek (Leon. Aretini in morałem
disciplinam introductio z r. 1611); Adam de Bochyn w od-
>) Wislocki, Liber dilig. str. 867.
*) Mon. medii aevi T. VII str. 642. — Inne akty łaskawości
Alezandra dla niego u Pawińskiego Liber Quitantiarum Alex. regis
(1897) p. 136 i U9.
*) W księdze Dialogus de quattuor statuum . . . contentione. —
Ccacki na egsemplarzu tego dziełka (Ossolińskich) dopisał, ie ten
Adam de Bochyn był lekarzem królowej Heleny, która go usunęła,,
aby w jego miejsce przyjąć na dwór dwóch niskich lekarzy. De
hoo Adamo — dodaje Czacki — pater Helenae oonąuestus est in epi-
stoła ad Sigitmundum Primum.
124 KSIĘGA Ul. ROZDZIAŁ D.
powiedzi na pochwały przemawiał doń żartobliwie: kochaj
mnie bez miary, a chwal mnie z miarą; sam też poświę-
cił mu pismo swoje z roku 1515 pod tytułem: iudicium
de scientiis^), które niestety dzisiaj już nie jest znanem.
Powiadamy: niestety, bo inne pismo tegoż Adama zao-
strza ciekawość względem jego osoby, dowodzi dobitnie^
ie lekarz ten oryginalnym był pisarzem, hołdującym no-
wym prądom i rozbudzonym na przełomie dwóch wie-
ków kierunkom duchowym. Wydał on w roku 1507 dya-
log, w którym cztery stany, małżeński, kapłański, bez-
ienny i zakonny spierają się o wyższość i dostojeństwo *).
Dziełko swe poddał autor pod sąd literacki Macieja Drze-
wickiego, biskupa przemyskiego, wielkiego opiekuna hu-
manistów, zwracając się doń pismem datowanem z Trok
w roku 1507; poświęcił zaś je królowi polskiemu Zygmun-
towi. Powiada tu, że »Muzom ofiary składać zacząłoc, że
chwile wolne od lekarskich zajęć na tę lżejszą literaturę
obraca. Znać w tym dyalogu wpływ platońskiej filozofii;
dobitnie znaczy się prócz tego poczucie nowych prądów,
<5hoćby w twierdzeniu, że »teraz nowe wyłoniły się sztuki,
które umysły wykwintniejszymi i bardziej wymownymi
czynią.« Wśród sporów między żonatym a księdzem
uderza ton śmiały, z jakim pierwszy duchownym błędy
ich i nawet faryzeizm wyrzuca. Bogowie Olimpu słuchają
ich rozpraw i ostatecznie Merkury wydaje wyrok, przy-
znający stanowi małżeńskiemu palmę pierwszeństwa.
Ruch, który się wszczął przy schyłku piętnastego
wieku na polu medycyny, rozwinął się bujniej w nastę-
pnym wieku, za panowania Zygmunta Starego. Lekarzy
na dworze królewskim zaroiło się dużo, swoich i obcych;
^) Majer: Wiadomości z życia profesorów wydziału lekar-
skiego str. 5.
*) Adami Poloni Dyalogus de quattuor stataum ob asseąuen-
^am immortalitatem contentione.
UNIWBRSTTIBT W DRUOIBJ POŁOWIE 8TUŁBGIA. 12S
wspomnimy Wojciecha z Poznania, zwanego Basa, An-
drzeja de Yalentiis z Modeny, słynnego anatoma żyda
Amatusa, rodem Portugalczyka, wreszcie Jana Benedicti
Solpha z Luzacyi. Ten ostatni dziełami swojemi rozli-
cznemi, mianowicie o chorobie francuskiej, o sudor an-
glicus przedewszystkiem się odznaczył^).
Równocześnie w uniwersytecie w roku 1525 i 1526
powzięto rozmaite uchwały dotyczące reformacyi wydziału
medycznego, a w roku 1527 nastąpiła pierwsza uroczy-
sta promocya trzech medyków w Krakowie; wreszcie
w dziewięć lat potem pojawił się cały zbiór ustaw dla
wydziału lekarskiego*). To było ostatecznym wynikiem
i uwieńczeniem ruchu, który od dawna na tem polu się
wzmags^.
Nie będziemy tych ustaw rozbierać; naszem zada-
niem było przypatrzeć się ludziom, którzy grunt przygo-
towywali dla zmiany i odrodzenia stosunków. Każdego
uderzyć musi ten objaw, że wśród lekarzy krakowskich
krzewiła się żywo nowa kultura odrodzenia, że wielu
z nich stawało się przodownikami w ruchu i postępie
umyrfów. Tak samo i gdzieindziej dostarczała medycyna
sił i osobistości obozowi, który pod nowemi walczył ha-
ikami. Lekarze szukali nauki przeważnie za granicą, wielu
przynosiło stamtąd posiew i zarzewia postępu; prócz tego
liczni obcy przybysze uprawiali tę sztukę w Krako-
wie. Wymieniliśmy już kilku; wspomnimy tutaj w końcu
medyka włoskiego Constanzo Claretti de* Cancellieri, ro-
dem z Pistoi, który w Bolonii w r. 1505 został dokto-
rem medycyny, a był litteris et graecis et latinis eru-
ditissimus. Zaraz potem pojawia się on w Polsce, za-
^) Por. o tych lekarzach Gąsiorowski, Zbiór wiadomości do
historyi sztuki lekarskiej w Polsce 1, 188, Majer 1. c; do Jana Be-^
nedicti Haeser Lehrbuch der Gesch. der Medicin (2) II, 215.
*) Por. Majer, Kilka wiadomości z dziejów wydziału lekar*^
skiego w uniw. krak., Kraków 1839.
126 KSIĘGA ni. BOZDZIAŁ DL
pisuje się do metryki uniwersytetu i rozwija w Krakowie
propagandę światła odrodzenia.
A tak wszelkiemi korytami płynęły na Północ myśli
i żywioły, które miały uderzyć na twierdze średniowie-
cznej umysłowośoi, jakiemi były północne uniwersytety
a wśród innych uniwersytet krakowski.
ROZDZIAŁ IH.
Na przełomie dwóch wieków.
Humanizm I uniwersytet.
I.
Stanowisko Polski za Kazimieraa Jagiellończyka. — Polityka wobeo
Czech i Węgier. — Polska pierwszem mocarstwem na Wschodzie. —
Dwór królewski. — Długosz i wychowanie królewiczów. — Drugim
nauczycielem Kallimach. — Owoce tego wychowania.
W drugiej połowie piętnastego wieku zdobywa Pol-
ska znaczenie pierwszorzędnego na Wschodzie mocarstwa.
Polityka zakreśla sobie w tym czasie dalekie i górne za-
miary i cele, a ze znaczeniem politycznem rośnie równo-
cześnie znaczenie kulturalne. Kraków przy schyłku wieku
staje się wielką przystanią duchowego ruchti, wielkiem
ogniskiem myśłi dla Zachodu i Wschodu, zajmuje stano-
wisko, jakie przed wiekiem dzierżyła Praga i jej prastary
uniwersytet Tak jak Praga w końcu czternastego stulecia
ściągała na Wschód licznych przybyszów z Południa i Za-
chodu, którzy tu przynosih i krzewili nowe prądy i myśli,
tak w sto lat później Kraków zestrzela w swych murach
bujne żjcie epoki, wszystkie jej prądy i drgania. Na uli-
cach miasta kłócą się ze sobą różne języki i różne światy;
wykwintny wychowaniec Południa, kwiat ówczesnej kul-
tury, staje obok syna Północy, któremu po świcie od razu
j
128 KSIĘaA III. ROZDZIAŁ lU.
pełne blasków słońce w oczy zagląda; mieszczanin nie-
miecki idzie o lepsze z rodowitymi Polski synami w po-
ścigu i pogoni za nowemi zdobyczami kultury i myśli
ludzkiej.
Długie panowanie Kazimierza Jagiellończyka wynio-
sło Polskę do rzędu wielkich potęg Europy. We wszyst-
kich zawikłaniach politycznych ówczesnych bierze on udział
bardziej lub mniej wydatny, o łaski i życzliwość wiel-
kiego króla Wschodu ubiegają się mocarze, zarówno ce-
sarstwo jak papiestwo. A Kazimierz Jagiellończyk niestru-
dzonym jest w usiłowaniach, aby to stanowisko utrzymać
i wzmacniać, aby licznemu potomstwu swojemu zapewnić
świetne położenie i tą świetnością opromienić Polskę i Ja-
giellońską rodzinę. »Evehendis ad regna filiis studiosissi-
mus«, w wynoszeniu na trony synów bardzo gorliwym
nazywa go historyk Wapowski^), a w tych zabiegach
wtóruje mu »córka i matka królówcc, żona jego Elżbieta
Austryjaczka; podsyca wreszcie tę ambicyę książę ducho-
wy, którego losy z Południa na daleką zagnały Północ,
sławny humanista Kallimach.
Jeżeli pierwsza połowa rządów Kazimierza Jagiel-
lończyka zaprzątniętą jest sprawą Zakonu i zajęciem Prus,
to druga jest walką o trony sąsiednich krajów, Czech
i Węgier. Kiedy w r. 1457 umarł Władysław Pogrobo-
wiec, władca tych królestw, wystąpił Kazimierz jako mał-
żonek siostry jego Elżbiety z uroszczeniami Jagiellonów do
następstwa dla syna swego pierworodnego Władysława.
Na razie jednak prawa te nie weszły w życie. Na czele
obydwu królestw osieroconych stają ludzie nowi, wybrani
z łona i woli narodu; Węgrzy oddają berło Maciejowi Kor-
winowi Hunyadyemu, Czesi utrakwiście Jerzemu z Pod-
jebradu. Nastąpiła pełna zmienności gra dyplomatyczna
na Wschodzie; Polska, cesarstwo i papiestwo mieszają się
do zawikłań węgiersko-czeskich, powstają coraz nowe so-
*) Scriptores r. PoL II, 13.
HUMANIZM 1 UNIWBRSYTBT. 129
fusze, a wielkie europejskie zamiary i plany plączą się tu
z osobistemi ambicyami i ustępują najczęściej z pola przed
temi ostatniemi. Papieże marzą ciągle o ogólnej krucyacie
antytureckiej, ślą dlatego nuncyuszów na Wschód, aby
raz króla polskiego, to znów Macieja Korwina pasować
na wodza wielkiej i upragnionej wyprawy; przytem hu-
sytyzm Podjebrada budzi w Rzymie niechęć dla jego rzą-
dów. Habsburgowie i Jagielloni są rywalami w uroszcze-
niach do spadku po nowowybranych królach. Maciej
Korwinus góruje wśród zapaśników genialnością i powo-
dzeniem, a że Polska wydaje mu się przeciwnikiem naj-
niebezpieczniejszym, staje się on wrogiem najzaciętszym
Jagiellońskiej polityki i planów, łączy się z wszystkimi
nieprzyjaciółmi Polski, aby zwalczać jej zamiary i przy-
sparzać jej trudności. Nie naszem zadaniem przedstawiać
koleje tych wszystkich walk, sporów i zabiegów. Ostate-
cznie spokojna i do jednego celu zmierzająca polityka
Kazimierza Jagiellończyka osięga to, co zamierzała. W r.
1471 po śmierci Podjebrada zostaje najstarszy syn króla pol-
skiego Władysław królem czeskim; wyprawa młodego
Kazimierza po koronę węgierską w tym samym roku koń-
czy się jednak zupełnem niepowodzeniem. Dopiero w r-
1490 umiera Maciej Korwinus. Wtedy Jan Olbracht wy-
stępuje z prawami do korony węgierskiej; przychodzi w sku-
tek tego do walki między dwoma braćmi, w której Wła-
dysław czeski zwycięża. W jednem ręku dzierży on od-
tąd ster i rządy obydwu królestw, które przez długi lat
szereg były zarzewiem walk i pożądań na Wschodzie
Europy.
Jagiellonowie dochodzą na tej drodze do ogromnego
znaczenia, Polska staje się potężnem mocarstwem, którego-
wpływy sięgają szeroko i daleko poza właściwe granice
państwowe. Górnolotne zamiary Zbigniewa Oleśnickiego^
które kiedyś Eneasz Silvius piętnował jako politykę nad
stan i jako wypływ zgubnej i przedwczesnej dumy, zna-
lazły urzeczywistnienie przy końcu wieku. A temi powo-
Htot. Uaiw. T. n. 9
IBO KSIĘGA 111, ROZDZIAŁ III.
dzeniami polskiego oręża i Jagiellońskiej polityki tlómaczy
się stanowisko ówczesne Polski, powszechnie poważane;
na Wschodzie była pierwszem mocarstwem, a była na
drodze, aby stać się kierującą i skupiającą wśród słowiań-
szczyzny potęgą, »Gemein8chaft des Gezunges«, pokre-
wność mowy wymieniano z naciskiem przy podnoszeniu
praw Jagiellonów do czeskiej korony.
Z dworu Kazimierza Jagiellończyka wychodzą naj-
donioślejsze hasła polityki na całym Wschodzie. Na czele
stał ten król opromieniony majestatem potęgi, dobroci
i karnie a troskliwie wychowanego licznego potomstwa,
obok niego Elżbieta Austryjaczka, wychowana niegdyś
pod wpływem Eneasza Silvius'a, niewiasta zespalająca
w jednej osobie według wyrażenia humanistów królew-
skie pochodzenie, królewskie stanowisko i królewskie dla
swych synów zamiary. Wychowanie dzieci dostało się
w ręce ludzi, którzy czy szlachetnością, czy rozumem, wy-
różniali się wśród otoczenia. Z jednej strony pracował tu
Długosz, który w r. 1467 został mistrzem i dyrektorem
synów królewskich. Miał on ich zagrzewać do miłości oj-
czyzny i przeszłości, z przeszłości, którą znał jak nikt,
wyciągać dla nich doświadczenie, nauki i wskazówki, a za-
razem zaprawiać ich do cnoty; świecić im wreszcie przy-
kładem głębokiej uczciwości i słowem i czynem uszlache-
tniać młode dusze królewiczów. Długosz aż do swojej
śmierci w roku 1480 oddawał się tym zajęciom, przery-
wanym dosyć często misyami polityoznemi i naukową
pracą. Gała pogodność i rdzenna poczciwość jego osobi-
stości odbiła się szczególnie na duszy drugiego królewi-
cza Kazimierza, który już w r. 1484 pożegnał się z tym
światem, aby sięgnąć po nadziemską aureolę.
Młodszy brat jego, kardynał Fryderyk, zwykł był ma-
wiać, że rzadszymi są dobrzy książęta, niż wykształceni.
To wykształcenie według nowszego pokroju, literaturę po
nowożytnemu pojętą z wysunięciem poetów na plan pier-
wszy wnosił do komnaty młodych królewiczów inny nau-
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 131
czyciel, Filip Kallimach Buonaccorsi, który od roku 1471
na dwór polski zawitał. Przywoził on z sobą jeszcze coś
więcej prócz głębokiej kultury, politykę, zaprawioną na
wzorach włoskich, pełną przebiegłości i sztuki, i zamierzał
w jej tajniki wprowadzaó Jagiellońskich królewiczów. Dłu-
gosz spotykał się więc na pokojach królewskich z tym przed-
stawicielem zagranicznej kultury, która na gruncie pol-
skim słabo dotąd się zaznaczyła. Spoglądały tu sobie oko
w oko dwa światy i dwie cywilizacye, jedna domorosła,
nasycona znajomością i doświadczeniem wieków, druga
rozmiłowana w najnowszych nabytkach epoki, w tera-
źniejszości i świtach nowych czasów. Wobec wiary ży-
wej Długosza stawał człowiek, który przed gniewem pa-'
pieża Rzym opuścił, nie uznawał w polityce żadnych
powag ani świętości, lecz ze sceptycznym uśmiechem
brał wszystko pod skalpel zimnej rozwagi i obrachunku.
Jeden nauczyciel przemawiał z wysokości minionych wie-
ków do swoich uczniów, drugi z piedestału postępu i za-
granicy, która wyprzedziła w kulturze Północ zaledwie
budzącą się do nowego życia.
Musiało tu przychodzić do starć i konfliktów. W Dłu-
goszu musiały się budzić obawy, czy jego spólnik w wy-
chowaniu rozdaje między młodzieńców dojrzałe owoce
i czy ich umysły dojrzały dla pochłonięcia nauk niezna-
nych. W historyi swojej raz tylko i to jakby przypad-
kiem wspomina Długosz Kallimacha ^); zgodność jego za-
pewne sprawiła, że w życiu nie przyszło do poważniej-
szych rozstrojów, do rozłamu. Kallimach nie szczędził
pochwał w swych wierszach starszemu towarzyszowi
pracy; równał go z Orfeuszem, który nie głazy, ale ludzi
porusza. A polski dziejopis zamawiał u włoskiego humanisty
w zamian nagrobny napis dla młodszego Jana Długosza.
I obydwaj ci ludzie pracowali czas dłuższy obok siebie
nad ukształtowaniem polityki polskiej i dusz powierzonych
*) Hist V, 664.
132 KSIĘGA IIL BOZDZIAŁ IH.
sobie wychowańców. Jako trzeciego mistrza wymieniają
współcześni medyka Jana Weisa, który jednak wobec prze-
ważnych tych osobistości podrzędne zajmowad musiał sta-
nowisko.
Książęta')) dobrzy « i iitterati, wykształceni mieli wyjść
z tej szkoły^). Władysław najprędzej uchylił się z pod
wpływu mistrzów, skoro go powołano na szeroką i za-
szczytną życia arenę. Wyniósł on z domu rodzicielskiego
dobroó Jagiellońską, która żadnej prośbie odmówić nie
umiała, tak że go powszechnie kral dobre lub rex bene
nazywano. Drugiego Kazimierza już wspomnieliśmy. Trzeci
Jan Olbracht budził szczególniejsze nadzieje mistrzów, mia-
nowicie w obozie humanistów. Przyswajał on sobie z ła-
twością nauki, miał umysł rzutki i ciekawy. Przedstawi-
ciele nowego kierunku widzieli w nim, kiedy na tron
wstąpił, prawdziwego księcia po swojej myśli. Niestety
zdolnościom nie dorównała tęgość woli ani charakteru.
Młodszy Alexander różnił się pod względem umysłu zna-
cznie od brata, nie miał jego bystrości; a ruskie dążności
i sympatye oddaliły go w następstwie od tchnień i na-
tchnień zachodniej cywilizacyi. Najmłodsi wreszcie bracia
Zygmunt i Fryderyk, urodzeni w latach 1467 i 1468 przez
krótki czas tylko zaznali opieki Długosza; o Fryderyku
humaniści wyrażają się z podziwem, na który nie konie-
cznie zasługiwał. Bo w tę naturę namiętną, nieokiełznaną
nowoczesne wychowanie rzuciło dużo fermentów, na któ-
rych złagodzenie i poskromienie nie starczyła ani wola
ani wysokie stanowisko kościelne. Umarł on zużyty w r.
1503, a umarł młodo jak bracia Kazimierz, Olbracht i Ale-
xander. I ten wśród braci, który miał początki najmniej
świetne, prawie upośledzone, Zygmunt, zajaśniał później
jako najtęższy książę z tej całej rodziny, sterował krajem
^) Zaprawiano ich w retoryce, jak świadczą mowy wypowie-
dziane przez królewiczów przy rozmaitych uroczystościach. God.
epist. I, 2, 838.
HUMAinZM I UNIWBRSTTBT. 133
przez lat szereg, odznaczając się równowagą i zdrowiem,
moralnem i fizycznem. W Olbrachcie tymczasem, Ale-
xandrze i Fryderyku znad jakiś brak dostrojenia sił du-
szy i ciała; posiewy rzucone na ziemie nie dośd przy-
gotowane wyrastały następnie w rośliny spaczone i nie-
zdrowe. Tak często odrodzenie doprowadzało wewnętrzne
życie człowieka do zbyt wielkiej, przedwczesnej bujności,
od której gięły się wiotkie dusze i ciała nawet niszczały.
II.
Filip Baonaccorsi, zwany Kallimachem. — Wędrówki jego północne
i przyjazd do Polski. — Florentczycy w Krakowie, Thedaldi'owie. —
Pierwsze czasy pobytu Kallimacha w Polsce, opieka Grzegorza z Sa-
noka. — Po śmierci Pawła II-go odzyskał Kallimaoh swobodę i zna-
lazł się w Krakowie. — Zostaje nauczycielem królewiczów. — Jeg^
i Polski antyturecka polityka w tej epoce. — Jan Olbracht ulubiony
Kallimacha uczeń.— Przeciwnicy Kallimacha. — Występuje on w obro-
nie żydów. — Znaczenie jego społeczne i charakter. — Stosunki oso-
biste i przyjaźnie. — Piotr z Bnina, jego charakter i umysł. — Maciej
Drzewicki, najwierniejszy Kallimacha uczeń. — Życie towarzyskie
tego koła. — Mirica, Jakób z Boxio. — Znaczenie kulturalne Kallimacha.
Przyjazd Kallimacha do Polski był dla kraju wy-
padkiem bardzo znaczącym, dla dworu zdarzeniem pra-
wdziwie najobfitszem w następstwa. Filip Buonaccorsi, uro-
dzony w San Oimignano w r. 1438 *), dostał się za młodu
w koło ruchliwych humanistów rzymskich, skupiających
się za Pawła II-go około Pomponie Leto i w akademii,
której członkowie nosili starorzymskie lub greckie nazwi-
ska, oddawali się mrzonkom wskrzeszenia pogańskiego
świata i republikańskiego ustroju. Chrześcijaństwo spoty-
kało się w tych kołach ze sceptycznym uśmiechem lub
^) Hr. Sierakowski przywiózł mi zapiskę z Biblioteoa Gommu-
nale w S. Oimignano '(Lettere C): D. Galimacus pierj de Bona-
oursis naque 11 di Magio 1488.
134 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ IH.
wzgardą, Platońska filozofia znajdowała za to gorliwych
czcicieli i wyznawców.
Z takiego otoczenia wyrwał los Kallimacha w roku
1468 i zaniósł na odległą Północ. Nie będziemy tutaj wcho-
dzili w szczegóły jego życia i peregrynacyi ^). Uciekł on
przed gniewem papieża Pawła II-go z początku na Wschód-
przebywał na Chios, Cyprze, wreszcie w Konstantynopolu.
Zobaczył więc z blizka upiora, który straszył Zachód i chrze-
ścijaństwo i na którego zwalczenie wysilała się niemal
przez życie całe jego dyplomatyczna sztuka. Potem zwró-
cił się do Polski, dokąd przybył zapewne w r. 1469. Co
go popchnęło w te strony, nie wiadomo. Ale przypuścić
się godzi, że wzrastająca młoda potęga Wschodu przywa-
biła go swoim czarem, że pod opieką dzielnego króla Pół-
nocy rachował na bezpieczeństwo przed ramieniem pa-
pieskiem. Wpłynęły wreszcie na jego postanowienia za-
pewne także rodzinne względy.
Florencya miała dawne stosunki handlowe z Polską;
od końca czternastego wieku importowała ona tu sukna,
które rywalizowały z sławnymi flandryjskimi wyrobami.
Kupcy florenccy zakładali w Krakowie sklepy i kantory,
szukali majątku, którego w Polsce — Polonia aurifodina
adyenarum — z łatwością dorobić się było można. Między
przybyszami znaleźli się w drugiej połowie piętnastego
wieku członkowie rodziny Thedaldfch, z którą Kallimach
blizko był spokrewniony. Jeden z nich Jan Thedaldi wr.
1488 zawiadował kopalniami Wieliczki, drugi Ainolfo dłuż-
szy czas przebywał i działał w Polsce jako kupiec i żu-
pnik królewski, i umarł w przybranej ojczyźnie *). Z tym
Ainolfem miał tedy Kallimach ścisłe i zażyłe stosunki. Może
') Por. o tern Zeissberg, Poln. Geschichtsschreibung 349, tenże^
Kleinere Geschichtsquellen Polens, Wien 1877.
*) Por. Fournier, Les Florentins en Pologne (1894) str. 217.
Por. co do Ainolfa — Pawiński, Liber Quitantiarain regis Casimiri^
(1897), gĆEie ciągle powtarzają się zapiski, przekazujące wypłaty
pieniędzy ze strony króla na Ainolfa.
HUKANIZM I UNIWKRSYTBT. 135
byd, że Ainolfo go ściągnął do Polski, obiecując mu bo-
gactwo i łatwe zyski. Bo to pewnem, że Kallimach pró-
bował w Polsce szczęścia na falach handlowych — fluctus
negotiationis, — które go jednak zawiodło; skarżył się on
później, że zabrał się z namowy innych do rzeczy, na
której się nie rozumie i naraził przez to swój i cudzy ma-
jątek na straty*).
Czuł się on za to powołanym do innych, wyższych
i szlachetniejszych zadań. Pierwsze jednak lata w Polsce
przyniosły mu dużo goryczy. W r. 1470 legat Pawła II-go
zażądał wydalenia rzymskiego banity, a sejm polski przy-
chylał się do tego żądania. Szczęściem było to dla Kalli-
macha, że znalazł przystań bezpieczną i schronienie w Polsce
u arcybiskupa lwowskiego Grzegorza z Sanoka, który go
otoczył skrzydłami opiekuńczemi i powietrzem odpowie-
dniem dla humanisty. U Grzegorza z Sanoka przeczekał
on tedy burzę i niebezpieczeństwo. Sławił go też później
w swych wierszach jako »ojca wszelkich wykwintności«
pater omnium leporum, poświęcił mu osobną biografię.
Dygnitarz duchowny posuwał tak dalece humanistyczną
wyrozumiałość, że protegował hymen włoskiego przyby-
sza ze Swiętochną, panią jego serca i muzą, która natchnęła
tyle Kallimacha utworów.
Kiedy Paweł Il-gi w lipcu r. 1471 zamknął oczy, za-
świtały lepsze dla Kallimacha czasy. Francesco delia Ro-
vere, który jako Syxtus IV-ty wstąpił teraz na stolicę apo-
stolską, odnowił wielkie tradycye Mikołaja V-go, a goto-
wał drogi dla JuUusza II-go i Leona X-go. Odrodzenie
nauk i sztuk było jego ideałem, z hojnością nieograniczoną
łożył on pieniądze i pracę, aby w Rzymie stworzyć głó-
wne ognisko literatury i sztuki. Jeżeli w Rzymie samym
humaniści doszli do znaczenia, jeżeli ludzie, co z łaski
papieskiej wypadli, na dwór powracali, a akademia prze-
śladowana za Pawła II niebawem odżyła, to ta »incredi-
*) Zeissberg, Kleinere Geschichtsquellen Polens 67/68.
136 KsniOA in. — rozdział in.
bilis quaedam libertasa, o której prawił z uniesieniem Fi-
lelfo ^\ dosięgła nawet Tuskoscyty, jak się Kallimacłi na-
zywał, północnego fuoruscito, pozwoliła mu na ruchy i dzia-
łanie swobodne.
Opuścił on więc niebawem swe zaciszne schronisko.
W r. 1472 jest już w Krakowie i zapisuje się do metryki
uniwersyteckiej. Dlaczego to uczynił? Może myślał, że przez
metrykę dostanie się na katedrę, że obywatelstwo uniwer-
syteckie ułatwi mu te zamiary, a może szukał w tem oby-
watelstwie oparcia dla siebie, zabezpieczenia przed wro-
giem i niebezpieczeństwami Życie średniowieczne niosło
to z sobą, że człowiek wchodzió musiał do jakiegoś
związku i korporacyi, aby zapewnić sobie prawidłową
egzystencyę.
Jeżeli Kallimach o nauczycielstwie marzył, to nieba-
wem przypadło mu zadanie zaszczytne w udziale, aby sy-
nów królewskich wtajemniczać w piękności literatury ła-
cińskiej. Około r. 1472 stał się on wspólnikiem i towarzy-
szem pracy Długosza. Stanowisko jego odtąd było zape-
wnione, a znaczenie rosło stopniowo w najrozmaitszych
kierunkach. Na dworze poznano się wkrótce na dy-
plomatycznych zdolnościach obcego przybysza. Sprawy
Wschodu górowały wtedy nad wszystkiemi zawikłaniami.
Kallimach, który znał Turcyę z dawniejszych podróży, mógł
tu służyć niejedną wskazówką i radą, a narodowość jego
i miejsce pobytu wytknęły drogę jego politycznym zamia-
rom. Postanowił on pracować nad związkiem antyture-
ckim, w którymby Polska z Wenecyą się połączyły do
wspólnego działania. Przemyśliwał więc o niebezpieczeń-
stwie tureckiem, jak o tem przemyśliwali papieże. Ale je-
żeli papieże ciągle zagrzewali Polskę do świętej walki,
to Kallimach wstrzymywał od przedsięwzięć na własną
rękę, działał tu przeciw planom papieskim i twierdził, że
*) Pastor, Geschichte der Pftpste II (1889) stp. 673.
HUMANIZM I UNIWERSTTHT. 137
nie Polska chrześcijaństwo lecz chrześcijaństwo Polskę
osłaniać powinno; a tylko związek potęg chrześcijańskich
mógł według niego stawić czoło wspólnemu wrogowi.
Do tego związku nakłaniali także papieże, ale żądali przy
tern ofiar z własnych, miejscowych interesów, żądali zgody
w imię wyższych celów z poświęceniem osobistych, dy-
nastycznych spraw niższego rzędu. Tymczasem na Pół-
nocy antagonizm Jagiellonów i Macieja Korwinusa na Wę-
grzech zgody tej nie dopuszczał. A Kallimach, podsycający
i snujący ambitne plany swego opiekuna i wychowańców,
nie przyczyniał się do złagodzenia istniejących przeci-
wieństw. Myśl o zajęciu Wołoszczyzny uśmiechała się
krzyżowcom według pokroju Kallimacha, bo z jednej strony
stworzyłaby ona rzeczywiście przedmurze przeciw Tur-
kom, a z drugiej strony wzmocniłaby pozycyę Polski prze-
<5iw Korwinowi. Wreszcie wzgląd na licznych królewiczów
pchał także w tym kierunku; zdobycie Wołoch przyspo-
rzyłoby nowe księstwo dla wyposażenia jednego z ksią-
żąt królewskich. Takie więc poważne lub uboczne względy
paraliżowały myśl krucyaty polskiej przeciwko Turcyi; je-
żeli mowy antytureckie były od zajęcia Konstantynopola
ulubionym tematem humanistów i stały się od czasów
Poggia, Filelfa a mianowicie Eneasza Silyiusa koniem od
parady, na którym wyprawiano krasomówcze turnieje, to
tureckie rady Kallimacha, który wyszukiwał coraz nowe
sposoby, aby Turka zwalczać, nie idąc na Turka, a za-
miast krzyżowców chciał pchnąć na półksiężyc Tatarów
i Persów, zamiast krucyaty dyplomacyę, nie mogły wzbu-
•dzić szczególnie rycerskich porywów ani czynów*).
Kallimach sławił swoją przybraną ojczyznę jako rze-
czywiste przedmurze chrześcijaństwa; ale jeżeli króla pol-
skiego przedstawiał jako najstosowniejsze narzędzie w woj-
V Głoszenie krucyaty w Krakowie w tej epoce kończyło się
zazwyczaj napadem na żydów, zarówno w r. 1464 (Długosz histY,
387) jak i w r. 1500 (Mon. Pol. V. 285).
138 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
nie z niewiernymi, to czynił on to mianowicie z wzglę-
dów ubocznych, w tym celu, aby papieża od popierania
największego wroga Polaków Korwinusa odciągnąć, aby
Polsce rozwiązać ręce do działania na Wschodzie, którem
nie tylko zdobycze krzyża rozszerzyć, ale i bardziej świe*
ckie interesa, mianowicie w Mołdawii, przeprowadzić za-
mierzano. Działano tu w myśl króla Kazimierza, który
w r. 1489 do papieża Innocentego VIII-go, nawoływują-
cego do krucyaty, pisał bez ogródek: godzi się, aby każdy
przedewszystkiem własnych spraw pilnował, zanim do cu-
dzych się wmiesza^).
Występy więc Polski w sprawie anty tureckiej były
niestanowcze, połowiczne. Stanowczą za to była polityka dy-
nastyczna Jagiellonów, dążąca do rozprzestrzenienia swych
wpływów i potęgi na Wschodzie. Kallimach podsycał te
ambicye i podniecał je w młodym królewiczu, w którym
upatrzył sobie najstosowniejszego wykonawcę swych myśli,
ideał humanistycznego principe. Jan Olbracht był uczniem
jego ukochanym; zdolności i zamiłowania sprawiły, że
nauki Kallimacha przyjmowały się u niego najłatwiej, był
on »litteraturae non vulgaris«, chętnie czytał książki, mia-
nowicie historyczne, chętnie się przysłuchiwał dysputom
uczonym. Po łacinie mówił jak retor, również po niemie-
cku, rwał się do wszystkiego, co wzbogacało jego umysł *).
Miał on coś szerokiej przedsiębiorczości — vastus animus —
swego stryja Warneńczyka, umysł porywający się na wiel-
kie przedsięwzięcia, przytem humanistyczną żądzę roz-
głosu i sławy nieśmiertelnej'). Wyrodziło się to w części
pod tchnieniem i wpływem włoskiego humanisty i dawała
temu wdzięczne pole do przeprowadzenia swych myśli
ogólnych i osobistszych zamysłów. Po roku 1490, po śmierci
Korwina, pchał on swego wychowańca na tron węgierski,.
') Cod. epistoł I. 2, 29 1.
') Por. Wapowski i Miechowita w Scriptores r. pol. II, 4tŁ i 267..
*) Wapowski 1. o. 19.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 139
później na wyprawę mołdawską; obydwa plany spełzły
na niczem^ a drugi już po śmierci Kallimacha sprowadził
sromotną klęskę.
Te rady i inne rady, mu przypisywane, dążące do
wzmocnienia królewskiej władzy w Polsce, rozbudzały
liczne przeciw niemu nienawiści. Niecierpiano go wśród
krzyżaków, bo przemyśliwał o przeniesieniu Zakonu na
Wschód; historyk Zakonu nazywa go ^szatańskim zdrajcącc.
Nie lubiano go także na Węgrzech. U Tubero^na występuje
on jako homo flagitiosus, człowiek występny*). A i w Polsce
wrogów nie brakło; szemrano przeciw jego potężnym
wpływom, przeciw knowaniom zmierzającym do tyranii
królewskiej, a niezadowolenie wybuchło otwarcie po śmierci
Kazimierza, tak dalece, że KaUimach usunął się zupełnie
z Polski. Prawda, że powrócił niebawem, aby na dworze
miłującego go młodego króla Olbrachta spędzió ostatnie
lata jako urzędowy magister epistolarum a nieurzędowy
wszechpotężny doradca i kierownik polityki.
W sławnej mowie, wypowiedzianej w r. 1490 przed
Innocentym Ylll-ym w Rzymie, mówi on obszernie o oso-
bistościach dworu polskiego, sławi króla Kazimierza, kró-
lowę Elżbietę, z królewiczów Olbrachta i Fryderyka. Sto-
sunek ten z Fryderykiem później się zepsuł. Pod sam
koniec wieku wybuchł ruch antyżydowski w Krakowie*
Nie znamy jego przebiegu, lecz czytamy u Miechowity, że
powodem był pożar miasta, który dużą częśó Krakowa
w r. 1494 zniszczył. Winę zwalono na żydów. W r. 1495
wytoczono im proces, w którym o nieznane chodziło prze-
stępstwa. Wzburzone mieszczaństwo krakowskie nie znaj-
dowało przystępu do króla, żydzi chełpili się, że mają po-
tężnego patronus. Kardynał Fryderyk pisał wtedy do króla
z wyrzutami »że upór i wstawienie się za żydami jednega
obcego człowieka więcej znaczyć niż głos mieszczan kra-
') Zeissberg, Poln. Gesohichtsschreibung 372 — i Script. r. poL
II, 316.
140 KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ III.
kowskich. Tym orędownikiem żydów był niewątpliwie
Kallimach *), a to przyrzuca nowy i ciekawy rys do cha-
rakterystyki włoskiego humanisty, wznoszącego się nad
lokalne nienawiści i rasowe niechęci. — Skutkiem tych nie-
pokojów było przeniesienie żydów krakowskich z zacho-
dniej części miasta, którą do tego czasu zajmowali, na
Kazimierz.
Mówiliśmy dotychczas o życiu Kallimacha na dwo-
rze, o jego wpływach na książąt i na politykę bieżącą.
Obok tego leży ważniejsza i nie mniej doniosła strona
jego towarzyskiej, społecznej działalności. Dużo obcych
i dostojnych przybyszów napływało w końcu piętnastego
wieku do Polski, ale żaden z nich nie mógł się równać
z Kallimachem. Żaden tak wcześnie tu nie przybył, tak
długo nie pozostał, tak dalece nie zaważył na nowem oto-
<;zeniu. A Kallimachowi trudniej przychodziło z tern oto-
czeniem się oswoió, bo przerastał je o wiele kulturą i wy-
kształceniem. Dlatego księcia duchowego, który obcował
i zamieniał myśli z całą arystokracyą duchową swego
wieku, trudniej było niż dla kogokolwiek znaleść w no-
wem otoczeniu punkta styczne i atmosferę do życia po-
trzebną. Korespondował on przecie z Wawrzyńcem Me-
dici ii Magnifico, z Marsyliusem Ficinusem, miłośnikiem
Platona, który Kallimacha bratem w Platonie nazywa,
^ wszechwiedzącym Picus de Mirandola, z głośnym po-
etą Angelo Poliziano, ze słynnym wreszcie malarzem Gio-
vanni Bellini^). I człowiekowi o takich stosunkach i ta-
kiem położeniu przyszło na Północy wśród Scytów pędzić
żywot odmienny, w atmosferze tak różnej od nastroju
^) Szujski słusznie to przypuszcza. Por. Reformacya i odro-
dzenie (Dzieła, Serya II. T. VIII) str. 121. — Tak samo później hu-
manista Reuchlin przemawia za żydami.
*) O tym ostatnim mówi (De his quae a Yenetis tentatasunt):
non tam pictor emendatissimus . . . quam peritus christianae phOo-
sophiae.
HUMANIZM I UN1WER8YTST. 141
rzymskiej akademii. Gruby, zsiadły, sen lubiący człowiek,
wprzągł się czy został wprzągnięty na Północy do cię-
żkiej dosyć pracy, do wychowywania książąt i rad i akcyi
politycznych; to też tęsknił niekiedy poważnie czy po-
zornie, dla decorum humanistycznego, do bonae artes i utra-
conego otium, do dawnego raju we Włoszech, z którego
go wprawdzie wygnano, lecz do którego wrócić mógł ka-
żdego czasu. On, który lubił nadewszystko dyskutować
i to dyskutować i>non theologice sed naturalitera, jak się
wyraża raz w piśmie do Ficinusa *), spotkał tu społeczeń-
stwo wynurzające się zaledwie ze średniowiecza, uczonych
pogrążonych jeszcze w scholastycznej metody zakrętach
i zawiłościach. Na swoje prawowierne otoczenie spoglądał
on niekiedy z uśmiechem litującej się wyższości; banita
papieski zachował jakąś niechęć przeciw Rzymowi, nai-
grawał się z pobożnej uległości Polaków, »którzy mnie-
mają, że papież jest czemś świętszem, wznioślejszem nad
wszelki ludzki majestat«; on, który widział kuryę z bliz-
ka, wiedział przecież, że to człowiek, podlegający słabo-
ściom, jak inni śmiertelni. Pobrzmiewa tu ta sama nuta,,
którą słyszymy z ust Grzegorza z Heimburga, następnie
dobitnie z ust Lutra.
Lecz mimo tych wszystkich uszczypliwych uwag i po-
glądów pozostaje on w Polsce do śmierci. Przytrzymywa
go stanowisko zaszczytne na dworze, więzi życie wygo-
dne, opływanie w dostatki, które tu zebrać się udało,
a które obraca w części na wykwintne urządzenie swego
mieszkania. Na pomniku Dominikańskim siedzi on w swo-
jej pracowni, wśród ksiąg i wykwintnych sprzętów, z twa-
rzą błogiego zadowolenia, że posiadł ziemię i sól tejże
ziemi. Obraz ten przypomina Fausta; na półce stoi coś
na kształt fioli, po którą on jednak nie sięgnie, bo mimo
kwiatów humanistycznych o tęsknocie za krajem rodzin-
'} Zeissberg, Kleinere Gescliichtsquellen 59.
J
^l2 KSII5GA III. — ROZDZIAŁ III.
nym, pogodzony on jednak z życiem i jego kwiatamL
Polska dała mu dawniej Świętochnę i inne Swiętochny
rywalki, dała mu mamonę, chociaż Kallimach zapewnia,
że miał inscitia rei domesticae administrandae, że nie
umiał zarządzać swem mieniem *). Jest to arystokratyczna
poza humanisty, który lubi doczesne cząstki, lecz za
»najlepszą cząstką« i za sapientum templa serena tęsknić
musi dla honoru cechu.
Godzili go wreszcie z położeniem niektórzy ludzie,
w których znalazł oddźwięk dla swoich upodobań i po-
glądów. Mówiliśmy już o przyjaźni Grzegorza z Sanoka,
który przybywającego do Polski Kallimacha osłonił swoją
opieką. Umarł on w r. 1477. Tymczasem Kallimach zna-
lazł był już w Polsce potężnych opiekunów w synowcu
kardynała Zbigniewie Oleśnickim, późniejszym arcybisku-
pie gnieźnieńskim, i w Janie Rytwiańskim, członku tej
potężnej magnackiej rodziny. Cieplejszym był stosunek, za-
wiązany z Piotrem Bnińskim; wytworzyła się tu przy-
jaźń przypominająca pożycie z Grzegorzem ze Sanoka.
Piotr z Bnina był biskupem przemyskim, następnie od
roku 1483 do zgonu w r. 1493 biskupem kujawskim. Byt
to człowiek » znakomity nauką, znakomitszy pobożnością
i dobrocią dla ludzi<c >). Kallimach przywiązał się do niego
serdecznie, cenił wysoko jego rozum, wypoczywał w jego
domu po trudach i umęczeniach życia publicznego. We-
dług listu dedykacyjnego do Lorenzo Medici, poświęcają-
<5ego zbiór poezyi wielkiemu Florentczykowi, twierdził Kal-
limach, że dwóch ludzi fortuna zepsuć nie potrafiła, Lo-
renza i Piotra z Bnina. Dodawał, że miłość dla tego męża
uwięziła jego serce na Północy. Piotr z Bnina wpły-
wał też przeważnie na działalność literacką Kallimacha.
') Zeissberg 1. o. 67. — Król nie szczędził dlań zapłaty. W Li-
ber Quitantiarum regis Gasimiri znajdujemy str. 77 (r. 1465) i 119
^1486) przekazy pieniężne na futro dla Kallimacha.
>) Monum. Pol. IV. 29.
HUMANIZM 1 UNl^YERSYTBT. 143
W przedmowie do historyi króla Władysława Warneń-
<;zyka tak się Kallimach odzywa do króla Kazimierza: »Pan
Bóg biskupa włocławskiego, Piotra z Bnin a, zesłał twemu
królestwu, aby na polu religijnem był tu wzór starożytnej
<inoty i prawdziwego arcykapłana Bożego, a zarazem dla-
tego, abyś Ty miał w rzeczach świeckich doradcę, obda-
rzonego roztropnością, wiernością, stałością i powagą wy-
próbowaną.« Następnie opowiada, jak Piotr z Bnina kie-
dyś z królewiczem Kazimierzem rozmawiał o klęsce war-
neńskiej i jak obydwaj do Kallimacha się zwrócili z prośbą
o spisanie dziejów Warneńczyka. Kallimach nie zapo-
minał nigdy o dostojnym swoim przyjacielu. W końcu
swej mowy, wypowiedzianej w roku 1490 przed papie-
żem Innocentym VIII-ym, wyraźnie poleca Piotra z Bnina
na godność kardynalską. Najciekawsze zaś o nim opo-
wiada szczegóły Maciej Drzewicki we wstępie do rzeczy
Kallimachowej o stosunkach Wenecyi z Turcyą: De his'
quae a Yenetis tentata sunt... contra Turcos. Król Jan Ol-
bracht posłał Drzewickiego w r. 1492 do Piotra z Bnina,
aby męża tego doświadczonego zapytać o radę co do tu-
reckiej sprawy. Poseł królewski zastał biskupa wśród czy-
tania historyi Wincentego Kadłubka. Przypadkowa ta oko-
liczność sprowadziła rozmowę na historyografię i natchnęła
Piotra z Bnina do bardzo surowych, lecz trafnych uwag
o Wincentym. Powaga średnich wieków, historyk czczony
dla treści i formy jeszcze po połowie wieku przez Jana
Dąbrówkę i innych, nie znalazł łaski u wykwintnego zna-
wcy i wyznawcy nowożytnej kultury. »Nie więzi on uwagi,
nie podnieca myśli czytelnika i jest bezkrwistyma, a przy-
czyną tego jest to, że udziału w życiu publicznem nie
brał, że na niem się nie zna i dlatego ani ludzi ani fa-
któw zrozumieć nie może. »Do poznania i ocenienia...
spraw publicznych... nie dochodzi się między scholasty-
kami, ani według przepisów filozofii, lecz przez udział
w życiu publicznem.cc Ostatecznym więc wnioskiem jest,
że Kallimach jedynie podołaćby mógł takiemu zadaniu,
j
144 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ HI.
on »który jest pisarzem wprawnym i w życiu publicznem
doświadczonym człowiekiem.^
Piotr z Bnina kruszy więc tu powagi, które dotych-
czas uwielbiano, dla nowych bóstw i haseł nie szczędzi
kadzidła i zachęty. Zauważono słusznie, że w ci^ej tej
rozprawie pominięto głuchem milczeniem kogoś, który
przecie nie zasługiwał na takie lekceważenie, zmarłego
niedawno wielkiego historyka średniowiecznej PolskL Albo
Piotr z Bnina nie znał dokładnie Długoszowego dzieła,
albo go nie uznawał; w wykwintnem kole humanistów
według zakroju Kallimacha nie zdobywano się na słowa
pochwały dla tej ogromnej pracy, choć sam Kallimach nie
omieszkał w razie potrzeby z niej korzystać. Sąd jednak
Piotra z Bnina o Kadłubku jest znamiennym i pełnym
trafnych spostrzeżeń. — Umarł znakomity ten biskup w r.
1493, a najwierniejszy przyjaciel (amicus concordissimus)
Kallimach zajął się wystawieniem pięknego pomnika w ka-
tedrze włocławskiej, na którym błyszczy napis włoskiego
humanisty.
Młodszym członkiem tego koła, a zarazem najulubień-
szym uczniem Kallimacha był Maciej Drzewicki W tej
bujnej epoce, obfitującej w ludzi i indywidualności, należy
on do najciekawszych postaci. O studyach jego nie mamy
dokładniejszych wiadomości; to pewna, że uległ stano-
wczemu i przeważnemu wpływowi Kallimacha. On go
wychował i wykształcił. Drzewicki żywił dla niego cześć
jak dla rodzica^); przez niego też zapewne dostał się na
dwór Kazimierza Jagiellończyka. Humanistyczny królewicz
Jan Olbracht szczególną odznaczał go łaskawością, zrobtf
swoim głównym sekretarzem, a jako król, krótko przed
śmiercią, posunął go na godność podkanclerską. To było
pierwszym zadatkiem świetnej karyery, którą Drzewicki
na stolicy gnieźnieńskiej zakończył. Powodzeniom publi-
') Por. List Drzewickiego do Antoniego Maurocenus na csele
De his quae a Yenetis tentata sunt . . .
tiuMANiż&t I tmiw^RSYtfit. 145
cznym wtórowały pochwały humanistów, którzy dla ulu-
bionego ucznia słynnego Kallimacha osobny żywili podziw.
Stosunek ścisły między tymi dwoma ludźmi zaznacza się
dobitnie w tym szczególe, że Drzewicki, który wogóle
twórczość Kallimacha śledził z niesłabnącym interesem,
zabrał się około r. 1490 do ułożenia zbioru utworów poe-
tycznych swego mistrza, a zbiór cały pismem dedykacyj-
nem do słynnego Lorenzo ii Magnifico opatrzył. Namówił
Drzewickiego do tej pracy inny przybysz, który zjawił się
na Północy, aby z interesem humanistycznym badać kraje
i ludzi. Nazywał się on Bernardino Galio (Jadrensis) i po-
chodził z Dalmacyi. Wstąpiwszy na dwór Fryderyka Ja-
giellończyka znalazł się ten Dalmatyniec wśród żywego
ruchu umysłów i sam ten ruch podniecał. Podziw jego
dla Kallimacha sięgnął za grób, bo wierszowany napis
jego pióra zdobił niegdyś część pomnika Kallimacha w Kra-
kowie, która zniknęła niestety bez śladu. Bernardino Galio
doszedł później do wybitnego znaczenia w kapitule kra-
kowskiej, za biskupa Jana Konarskiego był jej kustoszem,
w r. 1513 występuje jako oficyał biskupi *). Namowie więc
tego Włocha i pracy Drzewickiego zawdzięczamy zbiór
Kallimachowych poezyi, w których znachodzimy najwięcej
rysów osobistych dla poznania postaci sławnego huma-
nisty.
Na pogrzebie Kallimacha szedł Maciej Drzewicki za-
raz za trumną, przedstawiając niejako rodzinę duchową
nieboszczyka. Wyrósł on w tej atmosferze humanistycznej,
a chociaż później wielkich dostąpił zaszczytów, to czasy
Olbrachta wydawały mu się zawsze jako wiek życia złoty,
a śmierć tego króla zachodem dnia, pełnego światła i wróżb
promienistych.
») Por. o nim Cod. umv. Grac. III, 237; — IV, 7; Collectanea
ex arohivo Coli. histor. VI, 78/9. — Conclusiones univ. p. r. 1613. —
W Liber Prom. pod r. 1609 (str. 148) zostaje bakalarzem Bernardi-
nos de Jadra; dopisek opiewa: Venetiis uxorem duxit. To pewnie
jakiś krewniak kanonika krak.
ł|i«i. Uniw T. IX. 10
J
14r6 KSIĘGA łll. — noZt>ZTAŁ Ut.
W Piotrze z Bnina i Macieju Drzewickim znalazł
i uznawał Kallimach duchy godne siebie, wymiany myśli
i uczuć. On, który kiedyś dysputo wał w akademii rzym-
skiej, potem na dworze Grzegorza z Sanoka, zaprawiał
i zachęcał swych północnych towarzyszów i przyjaciół do
))gier rozmownych*, których przykład dobitny znaleźliśmy
w ustach Piotra z Bnina. Kallimach był budzicielem tych
rozmów i myśli, on skupiał obok siebie ludzi w Krako-
wie i rozbudzał tutaj życie towarzyskie w szlachetniej-
szem jego zrozumieniu. Zasiada raz w ogrodzie Jana Mi-
riki wespół z Mikołajem Mergus*em i Jakóbem z Boxic
i czyta historyę Wenecyi Sabellicus a '). Przedstawia nam
więc kilka nazwisk ludzi, z którymi rad obcował. O Mikołaju
Mergus i Jakóbie z Boxic powiada, że trudnoby rozstrzy-
gnąć, któryby z nich wybitniejszym był w nauce i wy-
mowie. Jakóba tego już poznaliśmy poprzednio jako le-
karza i dygnitarza kościelnego. Inne nazwiska wyglądają
na przezwiska humanistyczne. Jan Mirica, właściciel ogrodu,
był zapewne zamożnym mieszczaninem krakowskim, może
pochodzenia saskiego. Przyjmował on i ugaszczał chętnie
w swoim domu, nie żałował przy ucztach wina węgier-
skiego; Celtes chciał u niego sarmackich wyuczyć się oby-
czajów
Sarmaticos . . . potando discere mores,
ale przytomności jego nie wyszło to na dobre *). Innym razem
spotykamy Jana Mirikę wraz z Maciejem Drzewickim, który
przedewszystkiem towarzystwo uczonego Niemca lubił,
rozum jego i obyczajność podziwiał, w izbie jadalnej Piotra
*) Początek: De his ąuae a Yenetis tentata sunt...
*) Celtes, Odae I, 21. — Mirica wygląda na nieprawdziwe na-
zwisko. Dziwnem jednak się wydaje, że Kallimach egzekutorem te-
stamentu mianował Jakóba Mirica, bo. w dokumencie fingowaue na-
zwisko nie byto na swem miejscu. Ten Jakób miał być notaryuszem
i kanclerzem rajców krakowskich. Ponieważ my ten testament
znamy tylko ze źródeł ubocznych, przypuszczam, że imię Jakób jest
bl(^dnem zamiast Jan.
HUMANIZM I tJKTWlCRSYTBt. l47
Z Bnina, biskupa włocławskiego. Kallimach pojawia się
ostatni w tym kole przyjaciół i zastaje ich wśród ksiąg;
zajęci mianowicie traktatem Leona Tuscus^a o snach i ich
znaczeniu. Stąd wywiązuje się rozmowa, w której głó-
wnie Mirica zdanie swoje o śnie i snach wypowiada i).
To są przypadkowe ślady wielkich i wszechstronnych
wpływów, które poza polityką, na polu kultury wywierał
Kallimach na swoje przybrane otoczenie. Jego nazwisko poja-
wiało się odtąd w późniejszym ruchu umysłów i w później-
szej literaturze jak sztandar i hasło, najznakomitsi huma-
niści, którzy w końcu wieku w Krakowie działali, składali
mu hołdy, korzyli się przed jego majestatem. Celtes pisał
na niego wiersz pochwalny, Jan Aesticampianus w swoim
modus epistolandi częstokroć go wspomina z pełną czcią
i z podziwem, z jego natchnienia wypłynął humanisty-
czny traktat De institutione regii pueri włożony w usta
królowej Elżbiety. Traktat ten*) jest cały przesiąknięty
nieograniczoną czcią dla Kallimacha i Olbrachta. Podobnie
jak Dionysius miał za doradcę Platona, którego tu na-
zwano (str. 107) philosophorum numen venerabile, tak król
polski Kazimierz znalazł poparcie i radę w Kallimachu.
Gorące słowa podziwu dla Olbrachta, który »ludzkością
i dwornością (humanitate) wszystkich królów przewyż-
szała, uprawniałyby prawie do przypuszczenia, że autorem
tego pisma był Maciej Drzewicki.
Pobyt więc Kallimacha w Polsce rozciągający się na
cały lat szereg, bo całą ćwierć wieku (1470 — 1496), za-
znaczył się w rozmaitych dziedzinach historyi i kultury
bardzo dobitnie. Poeta też współczesny, Cantalicius ^), da-
^) Por. Zeissberg, Kleinere Geschichtsquellen 82: Gallimachi
Praefaoio in somniarium Leonis Tusci.
') Por. Zeissberg, Kleinere Geschichtsquellen 94, Morawski, Bei-
trSlge zur Geschichte des Humanismus in Polen (Wien 1889) str. 3.
•) Zeissberg, Kleinere Geschichtsąuellen 78.
10*
14d KBtĄak Ilt. ttOŻDŻlAŁ lit.
j%c wyraz humanistycznemu swemu podziwowi śpiewał
o jego zasługach
Te duce... fit barbara terra latina.
III.
Kraków, jego mieszkańcy i kultura. — Podróże Polaków i Krako-
wian. — Mistrz uniwersytetu Michał z Wielunia. — Wynalazek druku
i drukarnie w Krakowie.
Kallimach przebywał i działał przeważnie w Krako-
wie; miasto to w biegu piętnastego wieku podnosiło się
ciągle, stawało się rzeczywistem ogniskiem cywilizacyi
i nauki, a bogate jego mieszczaństwo przodowało innym
warstwom swą dwornością i wykształceniem. W roku
1400, kiedy zakładano uniwersytet, świetność Krakowa
była dopiero w zawiązkach. Jednak już w roku 1410 na-
zywa zapiska miejska Kraków najdostojniejszem miastem
w kraju: ...stat Gracow dy undir den stetin seynis reychis
ist ersamlich an guttin worte, feyerlich am lobe und in
czeytlichin guttirn obirtretinde ^). Niemiecki język notatki
stwierdza już sam przez się charakter niemiecki, który dla
Krakowa w czternastym i w piętnastym wieku był zna-
miennym. Wyższy patrycyat i nawet rękodzielnicy prze-
ważnie z niemieckich rekrutowali się rodzin, napływają-
cych przedewszystkiem ze sąsiedniego Śląska, a niekiedy
z dalszych krain, Szwajcaryi, z Norymbergi, Strassburga
i z nad Renu. Kraków wywierał taką siłę przyciągającą;
urok jego czarował nie tylko tubylców lecz i obcych przy-
byszów (cuius soli dulcedinem non solum patriae huius
homines, sed etiam exteri aspirant^). A odtąd idą te po-
chwały Krakowa jednym szeregiem aż do opisu entuzya-
^) Cousularia Grac. III p. 379.
*) Tak pisze Długosz w r. 1447, Cod. epist. 1, 2, 30.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 14-9
stycznegro Hartmanna SchedeFa w końcu wieku, do hymnów
sławiących miasto obcych humanistów. Mieszczaństwo to
krakowskie rośnie coraz bardziej na znaczeniu i powa-
dze. W piętnastym wieku zdarzało się nieraz, że mieszczki
krakowskie oddawały swą rękę i mienie dostojnym ksią-
żętom; nieznana córka Sta wrota, pochodząca z nizkiego
rodu, zostaje żoną księcia mazowieckiego Konrada Ru-
dego, Barbara Rockemberg księżną na Raciborzu^). Wie-
rzynki czyli Wirsingi doszli już do wielkiego znacze-
nia w wieku czternastym, w piętnastym wybijają się Mor-
stinowie bogactwem i stanowiskiem, po nich Bonerzy
z Alzacyi; bo Alzacya dostarcza Krakowowi w tej epoce
licznych emigrantów*). Wytworzyła się tu przystań kul-
tury dla całego Wschodu, przystań na modłę i zakrój No-
rymbergi. »Nie było może miasta w końcu XV-go i na
początku XVI-go stulecia, któreby miało więcej stron wspól-
nych z Norymbergą niż Kraków. W Krakowie i Norym-
berdze kwitły zarówno nauki humanistyczne, jak mate-
matyczne, co tworzyło w obu miastach z wielu względów
pokrewną atmosferę i ciągnęło pod Wawel zarówno żą-
dnych wiedzy, jak poszukujących na dalekim Wschodzie
zysku Norymberczykówa »). A obok rodów niemieckich
wzrasta w piętnastym wieku w znaczenie rodzina wę-
gierska Turzonów. Jan Turzo z Lewoczy na Spiżu otrzy-
mawszy w r. 1464 prawo miejskie, zakłada w Krakowie
dom górniczo-kupiecki, który później z Puggerami ścisłe
nawiązuje stosunki. Wielki to finansista i założyciel potę-
żnej rodziny, jak zapiska średniowieczna opiewa: ditissi-
mus homo fuit, in regno Poloniae et Ungariae potentissi-
mus. Z synów jego zostaje w końcu wieku Jan biskupem
^) Por. Długosz V, 188 i Rocznik krakowski (Krzyżanowski,
Morsztynowie) 1898 sir. 838.
') Por. Morawski, Z dziejów odrodzenia w Polsce 1884 str. 4.
(Odbitka z Przeglądu polskiego).
*) Por. Maryan Sokołowski, Hans Sues von Kulmbach, Kra-
ków 1883 str. 61.
J
150 KSIĘGA in. ROZDZIAŁ III.
wrocławskim, Stanisław biskupem ołomunieckim, trzech
innych siedzi na Węgrzech na magnackich fortunach ^).
Już te szczegóły rzucają wymowne światło na po-
tęgę tego krakowskiego mieszczaństwa. A ze znaczeniem
finansowem szła ręka w rękę wysoka kultura umysłowa.
KaUimach i Celtes wczasują na ucztach w domach kra-
kowskich mieszczan, u których potrawy nie wypierają
na drugi plan rozmowy i strawy umysłowej. Zasobnoś<5
tu i wykwintność jest taka, że w r. 1495 osobne rozpo-
rządzenie zwraca się przeciw przepychowi, przeciw zaba-
wom i gronostajom mieszczek krakowskich *). Pomnikami
jednak najwymowniejszymi tego dobrobytu i tej kultury
pozostaną po wszystkie czasy sławny Codex Picturatus
Baltazara Behema i nieśmiertelne przede wszystkiem dzieła
Wita Stwosza. W r. 1477 postanawiają mieszczanie kra-
kowscy wznieść ołtarz na cześć Panny Maryi w głównym
kościele na rynku; dzieło to odtąd postępuje powoli przez
lat szereg z ofiar i datków mieszkańców, którzy je sta-
wiają na chwałę Boga, swoją i miasta. Zrozumimy wobec
tego wszystkiego pochwalne słowa Hartmanna SchedeFa,
zapisującego w swej kronice świata pod r. 1492, że oby-
watele Krakowa odznaczają się rozumem, obyczajnością
i ludzkością dla obcych, że w mieście tern znaleść można
wszystko, czego tylko natura ludzka pożąda.
Mówiliśmy o silnym napływie obcych do Krakowa,
immigracyi, która odświeżała krew i myśl miasta. Ró-
wnocześnie znaczyły się coraz częściej podróże Polaków
i Krakowian po dalekim świecie. Rozszerzały one skute-
cznie widnokręgi ludzi, którzy wracając do kraju przy-
wozili ze sobą całe zasoby nowych myśli i pojęć. Mi-
chał z Wrocławia, profesor uniwersytetu Jagiellońskiego,
*) Por. Lepszy, Turzonowie w Polsce Kraków 1890 i Wotke:
Der Olmutzer Bischof Stanislaus Thurzo w Zeitsohrift des Yereines
ftir Geschichte M&hrens III J. i Heft (1899) str. 338.
') Bucher: Die alten Zunft- und YerkehrsordDungen der Stadt
Krakau 1889 sir. XXVI i 28.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 151
układający w końcu wieku kalendarz- i prognostyki,
przepowiadał w nich losy i koleje mieszkańców w przy-
szłości. Przepowiednie były bardzo łatwe i sprawdzały
się zapewne corocznie. W iudicium z roku 1494 za-
powiada on, że »ci, którzy przyjmowali depozyty, dopu-
szczą się 8przeniewierzenia«, że »żydzi w początku roku
będą przebiegli i sprytni«, co im się zapewne i w innych
porach kalendarza zdarzało, że wreszcie dz chrześcija-
nami będą żyć w niezgodzie« *). Otóż ten sam prorok
opierając się na doświadczeniu dawniejszem stawiał mię-
dzy innemi prognostyk na przyszłość: Peregrinabunt Po-
loni. I ta wróżba niewątpliwie się spełniła, bo ruchliwość
podróżna przybiera w drugiej połowie piętnastego wieku
ogromne rozmiary. Jeżdżono do Niemiec dla handlu, po-
bożność lub naukowe ciekawości pędziły jednak raczej
na Wschód lub na Południe. Każdy taki niemal pielgrzym
powracał potem z bogatą zdobyczą intellektualną do oj-
czyzny*). Powracano niekiedy i z czem innem. Bo cho-
ciaż rzekomym celem podróży były religijne lub naukowe
pobudki, to pod pozorem pielgrzymki — sub titulo religio-
sae peregrinationis — ukrywały się często ziemskie ambi-
cye i interesa. Jeżdżono n. p. do Rzymu, aby tam uzyskać
stopień akademicki; papieże kreowali doktorów, których
następnie bardzo niechętnie uznawały północne wszech-
nice. Walka z tymi doctores bullati wybuchała od czasu
do czasu we wszystkich uniwersytetach; w Krakowie pi-
smo kardynała Fryderyka z r. 1498 przesłane uniwersy-
tetowi potępia podróże w tym celu przedsiębrane i zwy-
czaj, który uniwersytetowi zaszkodzić, niezgodę w nim
zaszczepić, powagę szkoły obniżyć może*). Inni znów po-
lowali w Rzymie na beneficya kościelne; to byli tak zwani
*) Judicium Cracoviense Mag. Michaelis de Wratislayia con-
gestum in praeclaro studio Cracov. a. 1494.
•) Por. Georg Liebe: Die Wallfahrten des Mittelalters w Neue
Jahrb. fur das klass. Alterthum (1898) I/II Bdes. II Heft.
*) Gonclusiones univ. 1498.
152 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
Kortezanie albo Romipetae, dobijający się w stolicy papieży
o prowizye i nominacye. Tych Kortezanów obawiano się
przedewszystkiem. Przy nadawaniu urlopów w uniwer-
sytecie zastrzegano dlatego osobno, aby jadący do Rzymu
nie starał się o jaką promocyę i nie działał na szkodę
jakiego członka uniwersytetu *). Urlopy te albo licencye
w ostatnich dwóch dziesiątkach piętnastego wieku pona-
wiają się w obrębie uniwersytetu ustawicznie i świadczą
o silnym prądzie, który pchał za granicę 3>ad yidendum
partes exterasa jak się wówczas wyrażano. Kto wie, z ja-
kiemi trudnościami walczył średniowieczny podróżnik, ile
niebezpieczeństw mu zagrażało ze strony ludzi i niewcza-
sów, ten innem okiem spoglądać będzie na ówczesne
w daleki świat wycieczki, które bądź co bądź świadczyły
o pewnej przedsiębiorczości. Scholarzy średniowieczni zdą-
żający do odległych uniwersytetów wpadali częstokroć
w ręce napastników, którzy ich ograbiali z mienia i książek ').
Zatrzymamy się przy jednym z tych pielgrzymów.
W r. 1484 dostaje Michał z Wielunia pozwolenie na piel-
grzymkę do ziemi świętej. Człowiek ten uchodził za jedną
z chwał uniwersytetu, za luminarza umysłowego, śmierć
na obczyźnie przerwała jednak przedwcześnie pasmo jego
żywota. Został on magistrem w Krakowie w roku 1474
i był dziekanem artystów w r. 1481, już jako bakałarz
dekretów. Potem słyszymy o urlopie udzielonym mu
w lutym r. 1484 Pielgrzymkę do ziemi świętej zasępił
mu jednak cały szereg klęsk, które ostatecznie o śmierć
go przyprawiły. Turcy bowiem, którzy w r. 1484 zdobyli
na Mołdawie dwie ważne twierdze nadmorskie, strzegące
ujść Dunaju i Dniestru, Kilię i Białogród, pojmali Michała
z Wielunia w tem ostatniem mieście. Wykupywano go
następnie dwa czy trzy razy z niewoli^); wreszcie umarł
*) Conclusiones univ. r. 1504.
*) Por. Charles H. Haskins: Life of inedieval stadents w The
american histor. review, January 18d8 str. 216.
•) Por. Liber Promotionom 75, Miechowita IV o. 73,
BlTMANrZM I UNIWBR8TTET. 153
on W powrocie na wyspie Rodus wskutek zupełnego wy-
cieńczenia. Nastąpiło to zapewne w roku 1487*). Wielki
mistrz rycerzy św. Jana na Rodus zajął się sam jego pogrze-
bem i oddał mu należne honory. Dotkliwą była ta strata
dla uniwersytetu, bo według pochwał Jana Ursinus*a i Mie-
chowity nieboszczyk był człowiekiem niezwykle znakomi-
tym; Miechowita twierdził, że był we wszelkiej nauce bie-
głym, a co w tej epoce należało do rzadkości, posiadł
gruntownie język hebrajski; Ursinus boski jego umysł
wysławia i przemawia do Sacranus^a w te słowa: » stra-
ciliście człowieka, któremu równego nie macie w waszej
wszechnicy «; tenże sam zwie Michała z Wielunia znako-
mitym filozofem, najwybitniejszym badaczem przyrody').
Wzmógł się tedy w Krakowie naówczas ten ruch
podróżny, który należy do wybitnych znamion bujnej od-
rodzenia epoki i wytworzył całą warstwę błąkających się
od miasta do miasta apostołów nowej kultury. W począ-
tku następnego wieku absencye profesorów krakowskich
przybrały takie rozmiary, że zagrażało to dotkliwie po-
rządkowi nauki. Mandaty królewskie przywoływały dla-
tego co chwilę nieobecnych na miejsce, zakazywały wy-
ręczać się substytutami^). A fale tego ruchu podróżnego
znaczącego się w całej Europie przynosiły w zamian coraz
nowe osobistości z obczyzny na rynek krakowski.
Inny jeszcze, równie potężny czynnik zaczął wtedy je-
szcze skuteczniej oddziaływać na ożywienie i uruchomienie
myśli ludzkiej. Nowo wynaleziona sztuka drukarska uskrzy-
dliła słowo ludzkie stanowczo i szerokie przed niem otwo-
rzyła szlaki. Niektórzy humaniści, rozmiłowani w swoich
*) Datę tę czerpiemy z listu Jana Ursinusa w jego modus
epistolandi do Sacranus*a. Liber Promot. ma notatkę błędną, data
pojmania Michała z Wielunia (1482) jest tam zupełnie niemoiliwą.
*) Wiszniewski, Historya lit. III, 831: wspomina Filipiki Cyce-
rona z biblioteki Załuskich, przepisane przez Michała z Wielunia
w r. 1482.
•) Por. Cod. univ. IV, 326, 334, 342, 348.
1 54 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ IH.
ozdobnych rękopisach, przyjęli demokratyzujący wynalazek
z pogardą i uprzedzeniem, inni, jak Celtes, nie mieli dla
niej dosy<5 słów uznania. Wymiana nowych myśli i sze-
rzenie się nowych kierunków szły odtąd w szybszem
tempie, starożytni autorzy w przystępnej tej formie znaj-
dowali liczniejszych czytelników i podziw w szerszych
kołach. Nie będziemy tu mówili o dziejach sztuki drukar-
skiej w Krakowie. Po wątpliwych próbach Gunthera Zai-
nera, który miał drukować w Krakowie około roku 1475,
po ruskich drukach Sweybolda Fioła pojawiających się
od r. 1491, zaczyna w ostatnim dziesiątku wieku dzia-
łać przedewszystkiem Jan Haller; on jest głównym na-
kładcą i drukarzem krakowskim w czasach odrodzenia;
od roku 1500 wychodzą z jego oficyny coraz nowe dzieła,
a znaczenie jego przeważne utrzymuje się w pierwszej
ćwierci szesnastego wieku mimo drukarń Hochfedera, Un-
glera, Yietora. Jest on bowiem urzędowym jakoby druka-
rzem uniwersytetu, po trochu nawet mecenasem uczonych.
Jan z Głogowa nazywa go w swych Posteriora analetica z r.
1499 virorum doctorum fautor excelentissimus, w Intro-
ductorium . . . in tractatum sphaerae z r. 1506 twierdzi, że
do wydania nakłonił go znowu Haller ))virorum doctorum
et generaliter spiritualium personarum fautor excełlentis-
simus.« Hallera nigdy nie brakło, kiedy chodziło o jakie-
kolwiek przedsięwzięcie księgarsko-kulturalne, n. p. o spro-
wadzenie ksiąg greckich do Krakowa; był to człowiek
z wysoka pojmujący swoje zadanie i posłannictwo^). Ró-
wnocześnie też druki, które po roku 1460 zaczęły się coraz
gęściej pojawiać w Niemczech i po świecie, napływały do
Krakowa i rzucały tysiączne posiewy i zarodki nowych
myśli na niwę średniowiecza.
») Por. Pierre de Nolhac, Les Correspondants d' Aide Manuce
Horaa 1888 n. 60.
HUMANIZM I IINIWBIWYTRT. 155
IV.
Ostatnie błyski średniowiecznej nauki. — Bujnośó scholastyoznej dya-
lektyki w Krakowie na przełomie dwóch wieków. — Jan Glogo-
wita. — Jego życie i dzieła. — Michał z Wrocławia. — Michał z By-
strzykowa. — Ocena ich naukowej działalności. — Towarzyszy jej
uprawa i rozkwit mnemoniki. — Bernardyni krakowscy. — Tomasz
Murner i jego ars memorativa.
Jakie te fermenty wywołały życie w uniwersytecie
krakowskim, przedstawić nam niebawem wypadnie. Bo
fałszywe jest tycłi miemanie, którzy twierdzą, że aż do
szesnastego wieku twierdze średniowieczyzny odpierały
stanowczo nowego ducha. Zanim jednak do przedstawie-
nia tych walk przystąpimy, zatrzymać się należy przy
ostatnich blaskach scholastyki, która na przełomie dwóch
wieków wybuja obficie i wyśpiewuje niejako śpiew swój
łabędzi. Jakby w przeczuciu, że prace i myśli ubie-
głych czasów ustąpią niebawem z pola, przystąpiono
w końcu wieku do inwentaryzacyi dotychczasowej nauki,
do spisywania podręczników, które tę naukę w przystę-
pnej miały podać formie. Nastąpił jakiś spóźniony na tem
polu ruch, znaczący się całą liczbą dzieł i dziełek; piszą
się komentarze do Arystotelesa, a częściej komentarze do
jego komentatorów. Servum pecus niesamodzielnych ba-
daczy występuje w szranki, a ta niesamodzielność obja-
wia się między innemi w zacieraniu się przeciwieństw,
w eklektycyzmie, który bywa zawsze znamieniem i wła-
ściwością epok nietwórczych *)•
Najznakomitszym przedstawicielem tego obozu i kie-
') Por. Prantl: Geschichte der Logik IV, 173: Neben den ver-
einzelten Regiingen der Renaissance war das XV-te Jahrhundert
durchaus von eincr Nachbluthe der Scholastik occupirt, wel-
che ganz besonders gegen Ende desselben massenhaft auftrat und
sodann noch in das erste Drittel des XVI-tes Jahrhunderts hinilber
ein z&hes Leben fortfiihrte.
156 K8Ti;0A III. ROZDZIAŁ III.
runku był człowiek uniwersalnej nauki, filozof, astronom
i gramatyk, typowy encyklopedysta średniowiecznego uni-
wersytetu, Jan z Głogowa. Pojawia się on jako magi-
ster w uniwersytecie w r. 1470, w r. 1476 jest prepozy-
tem mniejszego koUegium (Cod. Jag. 3870), dziekanem
artystów w r. 1478; aż do śmierci w roku 1507 możemy
następnie na różnych polach śledzić jego działalność nad-
zwyczaj ruchliwą. Jakim się cieszył rozgłosem, poznajemy
z źródła węgierskiego, które go nazywa maximus 8agax
vir in omni scientia ^), później, długo po jego śmierci, An-
glik Leonard Coxe w dziełku de laudibus academiae Cra-
coviensis (1518) wyróżnia go wśród dyalektyków krakow-
skich i największe mu oddaje pochwały*). W życiu we-
wnętrznem uniwersytetu wielką on odgrywał rolę. Spo-
tykamy go co chwilę przed sądami rektorskimi, bo dużo
pieniędzy pożyczał drugim, często ręczył za innych; ota-
cza on szczególną opieką studentów niemieckich i węgier-
skich. Pierwsze tłómaczy się jego pochodzeniem niemiec-
kiem, drugie tem, że ściślejszy go łączył stosunek z bursą
węgierską, która przez dłuższy czas była ogniskiem wę-
gierskiego i niemieckiego żywiołu. Dom Melsztyńskich,
w którym ona się znajdowała, wziął on w pacht od uni-
wersytetu w r. 1483 na lat trzy, w r. 1486 na rok jeden '),
a w r. 1499 znowu na trzy lata*). Oprócz tego słyszymy
w r. 1488 o bursie świeżo wystawionej przez magistra
Głogowitę *) (bursa noviter exstructa per mgr. Glogovitam).
Odnosi się to do domu drewnianego na tyłach koUegium
większego, przeznaczonego dla Niemców*). Myśli on więc
*) Scriptores rerum polon. II, 340.
') Glogoyianus . . . brevitati facilitatem, facilitati sermonis la-
tini castitatem, castitati sententiarum gratiam et succum adiecit
*) Conclusiones universitatis.
*) Acta Rectoralia ed. Wislocki n. 1855.
») Acta Rect. n. 1187.
") Muczkowski, Mieszkania . . . uczniów krak. Kraków 1842,
str. 39: Domus lignea fundata per M. Joh. GlogOYiensem pro Ger-
manis dicta bursa nova.
HUMANIZM I UNFWlStŁSYl^fir. 157
ciągle o swych ściślejszych rodakach, ma dla nich za-
równo serce otwarte jak i kieszeń.
Z katedry objaśniał przeważnie Arystotelesa, wykła-
dał jednak prócz tego Donatusa, Gallusa, uczył więc ła-
cińskiego języka; dla dalej posuniętych i wprawniejszych
czyta epistoły Franciszka Niger. Prócz tego znachodzimy
astronomiczne wykłady, jak w r. 1506, w którym objaśniał
Sphaera. W r. 1484 jest on juź członkiem większego kol-
legium, w r. 1490 po śmierci Bernarda z Nissy obejmuje
na czas pewien nadzór nad wychowaniem Jana Gasztolda,
wreszcie w r. 1499 występuje jako kanonik św. Floryana.
Przy tem działalność jego naukowa i literacka jest
nadzwyczaj obfitą i różnorodną. Głownem niemal polem
jego pracy jest dyalektyka. Jan Głogowczyk objaśnia w li-
cznych dziełkach logikę Arystotelesa, a raczej przerabia
komentarze Jana Yersor, aby je zrobić bardziej przystę-
pnymi. Ten Jan Yersor był filozofem scholastycznym i dzia-
łał w Kolonii w drugiej połowie piętnastego wieku. Na-
pisał on dużo komentarzy do Arystotelesa, w których
trzymał się ściśle nauki i powagi św. Tomasza. Prócz
tego objaśniał logikę Piotra Hiszpana i gramatykę Dona-
tusa. W tym samym tedy kierunku idą prace Głogowczyka.
Wydaje on w r. 1499 w Lipsku Liber posteriorum ana-
leticorum, t j. komentarz do tej części Arystotelesa, a w tym
samym roku kończy swoje Exercitium nove Logice, w któ-
rem objaśnia Analytica priora i Sophistarum Elenchi. Znowu
tu komentarze Yersor a służą za podstawę; Głogowczyk
stara się uczynić je łatwiejszymi »pro iuniorum exercita-
tione.a »Do objaśnienia Arystotelesowskiegotextu zamierza
on użyć Alberta Wielkiego, św. Tomasza i Aegidius'a,
a z drugiej strony Pawła z Wenecyi; stwierdzając tem,
że dla niego spór namiętny między Tomistami i Moderni
jest już obojętnym, daje on nam spokojny, rozumny ko-
mentarza 1) logiki. Do tych dwóch dzieł obejmujących główne
') ł^rantl, Goschichte der Logik (1870) IV, 291. 1'or. tamie str. 244.
158 KSIĘGA III. ROZt>ZlAŁ Itl.
zasady Arystotelesowskiej logiki przydał potem Jan z Gło-
gowa bardziej szczegółowe prace. Exercitium super omnes
tractatus paryorum logicalium Petri Hispani, komentarz
do słynnego w średnich wiekach dzieła Piotra Hiszpana
z XIII-go wieku, przedstawiającego naukę o syllogismach,
wydał w r. 1500; prócz tego znowu »dla nauki młodszych*
objaśnił dziełko Jana Yersora: ąuaestiones librorum de
anima w r. 1501 1). A więc Arystoteles jest tu osią i pod-
stawą dyalektyki; objaśniają go powagi uznane dawniej-
sze, przybywają nowsze komentarze Yersora, a dalej roz-
maite subtelności wzięte z tak zwanych ModernL Jan
z Głogowa, jako prawdziwy synkretysta, czerpie z różnych
źródeł i różnych szkół swoje wywody*). Opracował on
w ten sposób całe niemal Organon Arystotelesa, Ł j. pisma
dyalektyczne, traktujące o metodzie, która jest narzędziem
czyli organem badania.
Z dyalektyką łączyła się w średnich wiekach ściśle
nauka o języku czyli gramatyka, która w owych czasach
nosiła zawsze na sobie wybitnie filozoficzne piętno i nad-
używała logiki do objaśnień zjawisk językowych. Gło-
gowczyk wydał składnię łacińską w r. 1500 '); podaje ona
Secunda Pars t z. Alexandri doctrinale, które mimo na-
^) Por. o tern dziele Wiszniewski, Hist. lit. III, 266 i nast
•) Prócz tego wydal Glogowozyk: Argumentam in libram
Porphirii ysagogicum in kathegorias Aristotelis, także p. t. Exerci-
tium yeteris artis. (1604). Porphyrios, neoplatonik z III-go wieku ob-
jaśniał pisma Arystotelesa. Glogowczyk zamierzył w tern dziele znowu
Yersora komentarz »in leviorem modumresolvere.« Od Alberta Wiel-
kiego połączono z kategoryami Arystotelesa dzieło Gilberti Porretani
Sex principia, które Głogowczyk takie tutaj objaśnia. W roku 1502
wydaZ: Aegidii Romani . . . in libros Aristotelis interpretatio. Aegidius
Romanus, uczeń św. Tomasza z drugiej polowy trzynastego w^ieku,
komentował jak mistrz jego Arystotelesa. W rękopisach wreszcie
mamy Głogowczyka komentarz do fizyki Arystotelesa z r. 1499/1500
(Cod. Jag. 2089), do metafizyki z r. 1501 (Cod. Jag. 2090 i 2458).
') Bauoh w Silcsiaca Breslau 1898 wspomina wydanie z roku
1504 (str. 159), Wiszniewski Hiat. lit. 8, 302 zna wydanie z r. 1500,
HUMANIZM 1 ltN?WEtt8YTET. l59
paści i zaczepek ze strony humanistów długo jeszcze po-
zostało w użyciu. Wydawca sławi we wstępie Alexandra,
»o którym wielu ludzi mniema, że na lekceważenie i po-
miatanie zasluguje.tt Prócz tego opatrzył on komentarzem
t z. Donatus minor de octo partibus orationis, a duże to
dosyć dziełko wyszło w Krakowie w r. 1503.
Sagax vir in omni scientia, jak go współczesne źró-
dło nazywa, był więc rzeczywiście typem wszechstronno-
ści średniowiecznej a wzorem niemieckiej pracowitości.
Pominąć tu nam na razie trzeba inną stronę jego nauko-
wej działalności, pisma jego z zakresu matematyki i astro-
nomii. I na tem polu należał on do wybitniejszych uczo-
nych krakowskiego uniwersytetu. Dlatego też sławili go
współcześni, a jego rozgłos przyciągał w wielkiej części
obcych uczniów do krakowskiej wszechnicy; humaniści
nawet jak Laurentius Corvinus i inni nie szczędzili mu
w swych wierszach uznania i pochwały.
Obok niego inny Ślązak, także matematyk i astro-
nom, Michał z Wrocławia, podobną i równie prawie
wszechstronną odznaczał się działalnością. Jest on mło-
dszym od Jana z Głogowa; magisterium osięga w Kra-
kowie w r. 1488. Następnie działa na fakultecie artystów,
wykłada przedewszystkiem Arystotelesa, Alberta Wiel-
kiego, prócz tego objaśnia gramatykę Gallusa, Cycerona
retoryki i listy Franciszka Niger; wreszcie ogłasza także
astronomiczne wykłady i matematyczne. Dziekanem arty-
stów był w latach 1499 i 1505; po roku 1512 giną jego
lekcye w spisie wykładów artystów, bo przeszedł wtedy
na teologię. Umarł on w podeszłym wieku, w r. 1534, zo-
stawiając potomnym wzór pracowitości i cnoty, exemplar
Christianae ac sacerdotalis yitae ^).
Nie będziemy na razie oceniać jego zasług astrono-
micznych. Odznaczył się on poza tem jako dyalektyk
i teolog. W zakresie teologii najważniejszym był jego ko-
^) Por. Cod. Archivura univ. Nr. 69, p. ib.
160 itflt^A in. — ttozDźiAŁ m.
mentarz do sentencyi Lombarda, wydany w roku 1521:
Epitoma conclusionum theologicalium pro introductione
in quattuor libros sententiarum ^). Zajmował się także po-
ezyą i muzyką kościelną, wydał Expositio hymnonim (1516)
i Prosarum elucidatio poświęcone Tomickiemu (1530 po-
nowne wyd.)*). Dla logiki stwarza on podręcznik pełen
subtelności t z. moderni czyli terministów '). W jego in-
troductorium dyalectice, quod congestum logicum appel-
latur, z r. 1504 znajdujemy dokładny obraz tej przesadnej
i męczącej gimnastyki myśli, do której zaprawiała i któ-
rej dosięgła scholastyczna filozofia. We wstępie do dru-
giego wydania z roku 1509 przemawia autor z wielkiem
uznaniem do Hallera, nadmieniając, że wczasy poprzedniego
roku, kiedy uciekając przed zarazą z Krakowa schronił
się w zacisze, pozwoliły mu dzieło uzupełnić. Między kra-
kowskimi dyalektykami wyróżnia się więc Michał z Wro-
cławia swym terminizmem, który wypłynął z nauki Okkama,
podczas gdy Jan z Głogowa opierał się głównie na To-
miście Janie Yersor*). Nauka o termini, czyli wyrazach i ich
własnościach była u Okkama i jego następców jądrem
niejako logiki; logika ta jeszcze w końcu wieku piętna-
stego się rozwijała, ale zarazem gubiła się w sofizmach
i subtelnościach, które ściągnęły na nią zarzut sofisteryi.
Trzecim wreszcie przedstawicielem tego scholastycznego
') Por. Cod. Jag. 3238, 8234, 3235, 3236. — Jego quaestiones
theologicae w Cod. Jag. 2205, objaśnienia św. Tomasza 2217, 2218. 2237.
*) Jego explanatio super psalmos, autograf skończony w roku
1512 w Cod. Jag. 3201. — Wiszniewski wspomina Hist. lit. VI, 423:
Commentarium in ecclesiae Romanae cantilenas.
») Prantl, Geschichte der Logik IV, 264.
*) Michał z Wrocławia wydał prócz tego Bpitoma figurarum
in libros phisicorum et de anima Aristotelis (może z r. 1503 lub 1504.
Por. Wiszniewski Hist. lit. III, 206). Bauch Silesiaca str. 177 odnosi
to dzi^o do lat późniejszych. W Cod. Jag. 716 (autograf, skoń-
czony w r. 1495) jest jego Explanatio super Aristotelis libros prio-
rum. Jest to wykład miany w uniwersytecie w roku 1494 (Por. liber
diligentiarum).
HUMANIZM 1 UNIWERSYTET. 161
tryumwiratu był słynny Michał z Bystrzykowa, naj-
wybitniejszy Skotysta krakowski; mówiliśmy już wyżej
o jego działaniu i uczniu, wiernym mistrzowi i jego nauce.
Jan ze Stobnicy w początku szesnastego wieku krzewił
zasady dyalektyki Skotusa w Krakowie i przyczynił się
niemało do tego, że długo jeszcze metoda ta zabarwiała
nauczanie uniwersytetu; przeżyła ona nawet hasła i po-
gardę humanistów, którzy myśl ludzką na inne tory i w inne
koleje popchnąć usiłowali.
W trzynastym wieku zamierzył był słynny Hiszpan
Raimundus LuUus zorganizować krucyatę filozoficzną i po-
kojową przeciw niewiernym. Za pomocą swej Ars magna
chciał on prawdę szerzyć i do prawdy nawracać, formuł-
kami, w których wszechpotęgę wierzył, walczyć z tymi,
których dotąd mieczem ścigano. W świetle podobnej kru-
cyaty przedstawia nam się nieomal działalność krakow-
skich scholastyków; i oni z formułkami subtelnemi stoją
na szańcach twierdzy, którą wróg otacza, i oni wyostrzaj*^
i szlifują na wszelki sposób broń swoją duchową, aby
sprostała nowym i coraz groźniejszym zamachom. Jest to
strzała Parta zanikającej epoki, strzała przedzgonna, o któ-
rej mówi grecki poeta:
Ka{ Tic a7uodvi^<TXCi)v D^yraT" dbcovTiaaT<ł).
Kraków wskutek tej działalności zasłynął w tej epoce
jako jedno z ognisk filozofii, mianowicie dyalektycznej
a następstwa tego ruchu odbijały się długo jeszcze na
uniwersyteckiej nauce. W początkach szesnastego wieku,
szczególnie w drugim dziesiątku stulecia wykłady d e y i a
Scoti mnożą się na kartach Liber diligentiarum i poja-
wiają się sporadycznie jeszcze i później. Było to ostatnie
wezbranie, silne i stanowcze, scholastycy zmu. Współcześni
nie umieli go należycie określić ani ocenić; Jana z Gło-
gowa opiewali nawet humaniści; w Michale z Wrocła-
wia sławili głównego swego nauczyciela i mistrza Rudolf
Hiit. Unlw. T. II. 11
162 KSIĘGA in. ROZDZIAŁ ICL
Agricola młodszy i Walenty Eck *). Ale Konrad Celtes upa-
trywał już niewątpliwie w Janie z Głogowa wroga swego
najzaciętszego, a w późniejszych czasach uchodził tenże
za synonim zastoju i barbarzyństwa w nauce. Tak ó nim
mówił Marycki w swem dziele o szkołach (eicienda bar-
baries cum suis authoribus Scoto, Yersore, Glogovita),
w podobny sposób piętnował go później Orzechowski.
Raimundus Lullus biedził się kiedyś nad środkami,
którymi zawiłe formułki jego nauki wpoidby się udało
najłatwiej i utrwalić w mózgach słuchaczy. Otóż w Kra-
kowie obok tej spóźnionej bujności scholastyki zakwitła
równocześnie jeszcze inna sztuka właściwa średnim wiekom,
którą tu wspomnieć wypada t. j. sztuka pamięciowa czyli
mnemonika. Wobec subtelności ówczesnej dyalektyki,
wobec niezliczonych jej formułek i przepisów, prawdziwie
było potrzeba jakiegoś wsparcia i pomocy dla ludzkiej pa-
mięci, zwłaszcza że druki rzadkie i nieprzystępne dla
ogółu nie mogły dostatecznie rozpowszechniać wiedzy
wśród ludzi. Nie był to wiek książkowy; żądania stawiane
pamięci ludzkiej były dlatego dużo większe niż dzisiaj.
Mnemonika więc zamierzała przyjść jej w pomoc i uła-
twić zadanie. Uprawiano tę sztukę powszechnie, a mię-
dzy innemi z zamiłowaniem w klasztorze Bernardynów
krakowskim, wynajdywano tu coraz nowe sposoby, aby
myśl ludzką wzmocnić i ukrzepić. Wspominaliśmy, że
w tym przebywał zakonie Antoni Radomski, którego
uniwersytet skłonił, aby tajniki swej sztuki w uniwersy-
tecie wyłożył. — Hic artem memoratiyam in uniyersitate
Cracoviensi multiplicavit — powiada o nim historyk za-
konu, Jan z Komorowa'). Dziełko jego z tego zakresu
wyszło w Krakowie w r. 1504. Tą samą parał się nauką
profesor uniwersytetu, a następnie Bernardyn Stanisław
^) Por. Gustaw Bauch, Rudolphus Agricola Junior, Bresiau
189« str. 7 i 11.
•) Mon. Pol. hist. V. 256.
HUMANIZM I uNiwmuiTTirr. 163
Korzybski. Wreszcie odznaczył się szczególną pomysłowo-
ścią na tern polu cudzoziemiec, z daleka do Krakowa przy-
były, również członek zakonu mniejszego św. Franciszka,
sławny satyryk niemiecki Tomasz Murner ze Strass-
burga. Pojawił się on w Krakowie w r. 1499 i wpisał się
między uczniów uniwersytetu. Poprzednio zwiedził już
uniwersytet fryburgski i paryski, był już mistrzem nauk
wyzwolonych i pisarzem dosyd znanym. Teraz w Krakowie
osięgnął stopień bakałarza św. teologii. Po pewnym od-
stępie czasu, poświęconym na dalsze podróże, naukę i nau-
czanie, powrócił on znowu do Krakowa około roku 1506
i wystąpił tu jako nauczyciel. Za przedmiot obrał sobie
logikę według słynnego dzieła średniowiecznego: Parva lo-
gicalia Piotra Hiszpana. Murner wziął je za podstawę wy-
kładu, chociaż mu zarzucał trzy braki, barbarzyński język,
tekst błędny i brak obrazowości, któraby mogła naukę
oderwaną ożywić i uchronić od nudy*). Już za młodu
przemyśliwał on dlatego nad mnemoniką; zwykł był ma-
wiać, że należy dostarczyć scholarom przyzwoitych roz-
rywek, aby nauki sobie nie obrzydzili. Ponieważ gra
w karty, szachy i kostki rozszerzoną była między mło-
dzieżą, a wykorzenienie »tego potwora« nie było łatwem,
zamierzył tedy Murner grę uszlachetnić, zrobić z niej na-
rzędzie w służbie wyższych naukowych celów i użył kart,
aby z ich pomocą nauczać logiki, prozodyi i prawa. Na
każdej karcie był obrazek, który odpowiadał obrazkom,
jakimi Murner zaopatrzył pojedyncze rozdziały logiki Piotra
Hiszpana; liczby na kartach przypominały znów paragrafy
owego podręcznika. I tak wśród gry miał teraz młodzie-
niec biorący jedną z kart w rękę, zarazem wypowiadać
ustępy nauki logicznej, do której się ona odnosiła. Karty
miały być rodzajem egzaminatorów, przyjemnych dla scho-
larów i ułatwiających im przykre mozoły.
Jest to jedno z tych dziwactw tej bogatej w dziwa-
ki Schmidt: Histoire litteraire de V Alsace II, 222 i 267.
11*
164 KSIĘGA ra. — ROZDZIAŁ m.
ctwa epoki, które znajdowało jednak podziw i zastosowa-
nie. Wyśmiał je Rabelais, którego bohater Gargantua, po-
chłaniając całą naukę średniowieczną, uczy się arytmetyki
na grze w karty i kostki, aby ją połknąć bez udręczenia.
W kołach poważnych uczonych budziły jednak te sztuki
Murnera niechęć i podejrzenia. Już w r. 1502 oskarżali
go uczeni strassburscy, że dopuścił się obrazy majestatu,
ucząc na kartach świętych konstytucyi cesarskich; w Kra-
kowie podobne nauczanie logiki, królowej nauk, także
wzburzyło umysły. Przyszło nawet do śledztwa i badania
sprawy. Bo skoro posłyszano o kartach i dowiedziano się,
iż ludzie twardego pojęcia i nieuki z pomocą tej sztuki
w przeciągu miesiąca wielkiej w logice biegłości dali
dowody, »padło na księdza Murnera podejrzenie, czyli on
czasem zamiast prawideł logiki, magii nie uczył; uczniów
swoich związał on był przysięgą, ażeby tego sposobu nau-
czania logiki do dwóch lat nikomu żyjącemu nie odkryIi.«
Zawezwano więc Murnera przed sąd uniwersytecki; skoro
on jednak przedłożył i wyłożył swą sztukę, wprawiło to
sędziów w taki podziw dla jego boskiego geniuszu, że
go uroczyście przyjęto do uniwersytetu z płacą 24 złotych
węgierskich. Tak opowiada wielki dyalektyk krakowski
Jan z Głogowa w świadectwie, wystawionem Mumerowi
a uznającem jego prawowierność. Szczęśliwy wynalazca
nie krył też dalej tajemnicy i wydał u Hallera w początku
r. 1607 swoje Cartiludium logicae seu logica poetica vel
memorativa.
Murner propagował więc z powodzeniem w Krako-
wie sztukę, którą jego bracia zakonni w inny sposób ró-
wnież od dawna uprawiali w tem mieście. Druk, który się
stał główną bronią i narzędziem odrodzenia, usuwał tym-
czasem zwycięsko mnemoniki średniowieczne i spełniał
po części ich rolę. Ale i pamięci przestano stawiać tak
wysokie żądania; podczas gdy średnie wieki mniej dbały
o postęp nauki, lecz o zapanowanie nad tem, co przeszłość
przekazała, teraz śmielsze umysły poczęły się zwracać do
HUMANIZM I UNIWEB6TTET. 165
napomnianych lub nieznanych dziedzin, do których nie
pamięć, lecz inne władze człowieka mogły dostarczyć klu-
cza i wstęp otworzyć. Nie Mnemozyna, lecz jej dorodne
<5Óry, dziewicze Muzy miały przewodzić w dalszym ruchu
i rozwoju.
Budzenie się humanizmu w uniwersytecie w ostatniej ćwierci wieku.. —
Siła atrakcyjna Krakowa w tych czasach. — Frekwencya uniwer-
sytetu. — Znakomitsi uczniowie: Laurentius Gorvinus. — Przyjazd
Konrada Celtesa, z którym się pojawia humanizm wędrowny i wo-
jujący.— Charakterystyka przedstawicieli tego kierunku, ich zasad
i zamiarów. — Celtes i jego poplecznicy w Krakowie. — Przeciwnicy. —
Stosunek jego do uniwersytetu. — Działalność poza uniwersytetem. —
Sodalitas Yistulana i grono bliższe jego znajomych. — Zabawy ów-
czesne. — Romans Celtesa krakowski. — Wykłady w bursie węgier-
skiej. — Jego odjazd i powody oddalenia się z Krakowa.
Mówiliśmy, jak te Muzy powoli i w rozmaitych od-
stępach czasu i w rozmaitych miejscach starały się zdo-
być Północ i wywalczyć sobie cześć i poszanowanie. Ale
aby osięgnąć zwycięstwo, trzeba było przełamać główną
przeszkodę, wziąść główną twierdzę średniowiecznego du-
cha, a tą był uniwersytet Jagielloński. Wspominaliśmy
o rozmaitych objawach i drganiach nowego ducha w ciągu
wieku; uniwersytetu albo one wcale nie dosięgały, albo
były w jego murach przemijającymi objawami. Grzegorz
z Sanoka mimo swego wykładu o Bukolikach, trwałego
iu wpływu nie wywarł, Zbigniew Oleśnicki pomimo wy-
kwintnych listów i wymiany myśli z Eneaszem Silyiusem
szanował jednak i poważał ustrój dotychczasowy naj-
wyższej szkoły narodu. Sporadyczne śmielsze zapędy
nie mogły wiele przemienić; wybiegały niekiedy poza
ramy przekazanego trądy cyą ustroju, ale ram tych nie roz-
bijały. Przy fundacyi kollegium mniejszego w r. 1476 nie
166 K8IĘOA m. ROZDZIAŁ IH.
znaleźliśmy żadnych prawie śladów nowego ruchu i po-
lotu umy6d:ów. W r. 1480 za rektoratu Jana z Oświęcimia
(Beber*a) radzono w uniwersytecie nad usunięciem nie-
dostatków na wydziale artystów^). Wyznaczono wtedy
komisyę mającą się zastanawiać »super reformatione de-
fectuum in facultate artiumcc; weszli do niej sam rektor
Jan Beber z Oświęcimia, Stanisław z Brześnicy, Maciej
z Kobylina, Bernard z Nissy i inni; Michał z Wielunia,
słynny później pielgrzym i pełen nadziei uczony, należał
także do jej składu. Ale nie słyszymy o żadnych zasadni-
czych przemianach, na które było jeszcze za wcześnie.
Unormowano wybory dziekana; zresztą nie zdobyto się
na żadną ważniejszą reformę.
Dawne więc porządki na długo miały jeszcze pozo-
stać w uniwersytecie, a śmielsze myśli i śmielsi ludzie mu-
sieli dlatego rewolucyjnie torować sobie drogę, aby przy-
gotować ewolucyę; wbrew instytucyi i mimo instytucyi
trzeba im było kroczyć naprzód i postępować. Dla nich
i dla tego ruchu wyższe fakultety nie dawały miejsca ani
przystępu; fakultet natomiast artystów, który byt progiem
uniwersytetu, przez który młode siły wstępowały w ka-
ryerę, wielkim przedsionkiem wyższych nauk, w którym
obok stanowisk określonych znajdowało się pomieszcze-
nie dla ludzi spodziewających się stanowiska, lub wielce
w rzeczy czy wiele w słowach obiecujących, był tą
areną dla młodzieży i młodych kierunków, gdzie się mu-
siały począć i rozegrać walki między dawnym i starym
światem, gdzie humanizm krzewić się zaczął i rozwinął
skrzydła do lotu.
Ustrój uniwersytetu uważał ten wydział za przygo-
towanie do wyższych nauk; dyalektyka tu uprawiana
i ćwiczenia na Arystotelesie miały uzbroić myśl ludzką
i zaprawić do dalszych postępów. Tutaj uczono także
gramatyki i czytano nawet w średnich wiekach pewnych
Gonclus. uniY. (1480).
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 167
autorów. Należało tylko w te nauki tchnąć nowego du-
cha, otworzyć własne oczy i drugich na piękność ję-
zyka i pisarzy, a nawet w obrębie panującego porządku
można było rzucić niejedno zarzewie ożywcze; przecież
wykłady Grzegorza z Sanoka o Bukolikach poruszyły
niegdyś umysły.
A przy tem pozostawały inne jeszcze pola działania.
Młody magister mógł poza wykładami w uniwersytecie,
którego ustrój krępował go często co do wyboru przed-
miotu i co do sposobu wykładu, tysiącznymi sposobami
działać na uczniów, skupiać ich wokoło siebie, czy to we
własnem mieszkaniu, czy to w bursie, przygotowywać ich
do egzaminów, a przy tem wykwiczać poza granice tra-
dycyjnej i wymaganej wiedzy, zbaczać z wytkniętej drogi
na szlaki, które wiodły w przyszłości i postępu podwoje.
Pierwsze takie drgnienie humanizmu znajdujemy wśród
północnych uniwersytetów może w Heidelbergu; w roku
1456 wystąpił tutaj Piotr Luder z nowemi hasłami i świa-
domością nowych zamiarów i walki; działanie jego przy-
pada na czasy, w których w Krakowie młody mistrz Grzy-
mała rozwijał pokrewną, choć mniej śmiałą działalność.
Bo Piotr Luder wypisał otwarcie na swoim sztandarze,
że misyą jego jest przywrócić zdziczałej łacinie piękność
utraconą, że studia politiora, czyli czytanie poetów i ora-
torów starożytnych jedynym do tego jest środkiem ^). Jest
to objaw przedwczesny, nad którym zwycięskie fale śre-
dniowiecza zamknęły się niebawem, pochłaniając staroży-
tną Anadyomene w swych nurtach. W Wiedniu podo-
bne drgnienia humanizmu łączą się z nazwiskami ma-
tematyków i astronomów. Georg Peuerbach wykładał
tu w latach 1454 i 1460 o Wergiliusza Eneidzie, w roku
1456 objaśniał satyry Juvenalisa, krótko potem pieśni
*) Paulsen, Geschichte des gelehrten Unterrichts (2) 75.
168 KSIĘOA m. ROZDZIAŁ III.
Horacyusza. Jego uczeń Jan Regiomontanus wziął w r.
1461 Bukoliki Wergiliusza ') za przedmiot wykładu.
Były to zapowiedzi, omylne prawie świty dnia, który
dopiero w końcu stulecia pełniejszem zajaśnieć miał świa-
tłem. U schyłku bowiem stulecia, w ostatnich dwóch jego
dziesiątkach, ruch humanistyczny zaznaczy) się silniej,
a obok Wiednia wyróżnił się wtedy Kraków na całej Pół-
nocy szczególnie bujnem życiem i przyspieszonem tętnem
nowych prądów.
W Krakowie w koUegium mniejszem koUegiat Now-
kona uprawiał retorykę według Cycerona i Kwintyliana,
koUegiat Mężykowej objaśniał autorów starożytnych; na
dwóch innych magistrów z fundacyi Mikołaja z Brześnicy
i Zaborowskiego ciężył obowiązek uczenia gramatyki Tak
było już w piętnastym wieku. Przy końcu piętnastego
wieku zajmował koUegiaturę in poesi Stani6d:aw Biel z No-
wego Miasta pod Przemyślem, który z niej jednak w r.
1489 zrezygnował na korzyść Jakóba z Gostynina. Jakób
znów ustąpił wtedy z zajmowanej przez siebie koUegia-
tury in oratoria na korzyść Pawła z Zakliczewa *). Od
roku, w którym się zaczyna Liber diligentiarum fakultetu
artystycznego, t j. od roku 1487, spotykamy też dosyć
często wykłady z zakresu autorów klasycznych. Biel obja-
śnia w roku 1487 Bukoliki, w latach 1488 i 1489 Eneidę
i Metamorfozy, Jakób z Gostynina w r. 1488 Statius^a i ody
Horacyusza, w r. 1489 Bukoliki. Autorów tych wykładano
niewątpliwie przez cały wiek piętnasty, ale nie były to
lekcye obowiązkowe dla uczniów, a od mistrza zależało,
czy tchnął w swój wykład świeży interes i uwydatnił
piękności starego pisarza, czy też idąc starą metodą szukał
w nim allegoryi, i znajdował podkład dla swoich schola-
stycznych wywodów. Prócz tego błyskają przelotnie w spi-
sach wykładów z tych lat inne lekcye klasyczne; Sta-
*) Aschbach, Geschiohte der Wiener Universitftt, 353.
^ Acta Rect. n. 1381 — 2.
HUMANIZM I UNIWBRSYTRT. 169
nislaw Selig z Krakowa, o którym później mówić będziemy,
medyk i astronom, wykłada w latach 1488 — 1492 rozma-
itych autorów, nawet rzadszych, Juyenalisa, Lukanusa,
komedye Terencyusza, a dalej bardziej znanych Owidyu-
sza, Wergiliusza i Waleryusza Maximu8. Czasem pojawi
się wśród nauczycieli na chwilę nazwisko później dosyć
głośne w historyi; Jan Turzo z Krakowa zostaje magi-
strem w r. 1487, a w następnym jako extraneus wydziału
artystycznego objaśnia Owidyusza. Późniejszy rektor uni-
wersytetu z r. 1498 i biskup wrocławski, wielki mecenas
humanizmu, w progu swej świetnej karyery odezwał się
z katedry uniwersytetu krakowskiego, spłacając dług za
wykształcenie, które w nim kiedyś odebrał.
Według uczniów, których Kraków wtedy wydawał,
możemy sądzić o poziomie ówczesnej nauki w uniwersy-
tecie i według siły atrakcyjnej, którą szkoła Jagielloń-
ska w kraju i zagranicą wywierała. W ostatnich dwóch
dziesiątkach wieku siła ta wzrosła niepomiernie; przycią-
gały tutaj czasem stara dyalektyka, częściej studia poli-
tiora, a obok tego, jak później zobaczymy, astronomia.
Większe frekwencye zaczynają się w uniwersytecie około
roku 1470 i z pewnemi oscyllacyami trwają stale aż do
końca wieku, po kilku gorszych latach od r. 1483 napływ
się wzmaga, po roku 1494 znowu na pewien czas się zniża,
ostatnie wreszcie lata stulecia, a mianowicie rok 1499
i 1500 wykazują wielkie liczby scholarów ^). W ostatnim
lat dziesiątku przeciętnie 300 scholarów zapisywało się
co roku w poczet uczniów uniwersytetu. Pochodzili oni
z polskich krajów, prócz tego Śląsk i Węgry przysyłały
znaczne ich poczty, a obok tego błyskały co chwila na-
zwiska z odległych, zachodnich części Niemiec i ze Szwaj-
caryi. Z Krakowa wynieśli wówczas swe wykształcenie
niektórzy ludzie, którzy następnie za granicą Polski w dzie-
*) 1498 jest zapisanych uczniów 340, 1499: 441, 1600: 506.
170 KSIłjGA III. ROZDZIAŁ III.
jach odrodzenia wielką odegrali rolę. Zatrzymamy się przy
wpisie roku 1484
W letniem półroczu tegoż roku zapisuje się do ma-
trykuły scholarów krakowskich, Laurentius Bartholo-
mei de Novo foro, to jest Laurentius Rabę albo Cor-
vinus z Neumarkt pod Wrocławiem; z nim razem zo-
staje scholarem krakowskim inny Ślązak Zygmunt z Wro-
cławia, zwany wśród humanistów Fusilius. Życie miało
ich odtąd związać na dłuższy czasu przeciąg. W r. 1486
zostaje Corvinus wraz ze swym towarzyszem śląskim ba-
kałarzem; obok nich osięga w tym samym czasie najniż-
szy stopień artystów Augustinus de Olomuncz, przyjaciel
Celtesa, sekretarz Władysława II-go, króla czeskiego, który
później znacznie się przyczynił do rozszerzenia humani-
zmu na Morawach *). W zimie r. 1488/89 dostąpił Corvi-
nus, znowu wraz z Fusilius'em, stopnia magistra. Jako ex-
traneus zaczyna on niebawem tu nauczać i pozostaje
w Krakowie do roku 1494 *). Prócz Wergiliusza Bukolik,
które objaśniał w r. 1490, wykłada on tu zupełnie średnio-
wieczne przedmioty, Arystotelesowską filozofię, logikę Pio-
tra Hiszpana, Boecyusza. Sed aliud saepius exercitavit (co
innego częściej nauczał), brzmi jednak dopisek przy ozna-
czeniu jego wykładu De anima z r. 1493. Chociaż więc
pod wpływem tradycyi i otoczenia mistrzów scholasty-
cznych zapowiadał wykłady, tradycyą uświęcone, wyła-
mywał on się przecie niekiedy z tej kolei i więzów i mimo
zapowiedzi przerabiał ze scholarami przedmioty, które wię-
cej odpowiadały zobopólnemu upodobaniu. Jego działal-
ność literacka objawia nam te skłonności. Już w Krakowie
napisał swą Cosmographia dla studentów, obejmującą geo-
grafię fizyczno-matematyczną i praktyczną czyli opisow^ą ').
W Krakowie także powstała jego Carminum structura,
') Por. o nim Wotke: Aug. Olomucensis w Zeitschrift des Ver-
eins fiir die Geschichte Mfthrens 1898, I.
•) Acta Rectoralia 1666 — 1667.
•) Por. Bauch, Zeitschrift fur die Geschichte Schlesiens 17, 287.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 171
podręcznik sztuki wierszowania, przeplatany utworami
Corvinus'a; księga ta, wydana dopiero w r. 1496, poświę-
coną jest scholarom krakowskim, podobnie jak Hortulua
elegantiarum, wydany w roku 1502, zwraca się do tychże
scholarów. Na przeciwstawianiu złej i dobrej łaciny chce
tutaj autor zachęcić młodzież do uprawy cycerońskiego
stylu i studyum. Corvinus opuścił wprawdzie w r. 1494
Kraków, aby pójść do Świdnicy, a następnie do Wrocła-
li^ia, gdzie jako nauczyciel i notaryusz miejski rzucił sta-
nowcze posiewy humanizmu. Ale myśl jego zwracała się
ciągle do krakowskiej akademii, do której przemawia:
Alma meam rude pectas mater alebas,
do miasta Krakowa, które wy6d:awia w safickiej odzie za to, że
hic sibi palchmm Joye nata sedem
Pallas elegii
ale i za to, że
Edacat pulchras Venas hic puellas
Łi Jovis snmmi ihalamos itnras
Poma quae solae teneant Atlantis
Aorea dignae.
Corvinus, który w połowie życia opuścił Kraków, tęsknił
więc zawsze mimo odmiennych zajęć, mimo rozterki re-
ligijnej, w której jako apostoł reformacyi we Wrocławiu
wielką odegrał rolę, do swej macierzy duchowej.
Ale Corvinus, dusza pokojowa, nie był człowiekiem
po temu, aby całemu dawnemu ustrojowi uniwersytetu
otwarcie rzucić rękawicę, aby wprowadzić niepokój i ruch
w umysły tamtejszych magistrów. Tego dokonał inny czło-
wiek, który i na Korwinie wywarł wpływ stanowczy, nie-
miecki humanista Konrad Celtes. Zjechał on w tych
czasach do Krakowa, dokąd go ściągnęła sława uniwer-
sytetu i rozgłos uprawianych w nim nauk. Nęciła go za-
pewne osoba Kallimacha, który światło Południa rozniecał
na Północy, pędziła nigdy nieznużona żądza, aby obce
kraje i obcych ludzi poznawać i badać. Dwaj wielcy hu-
maniści tych czasów mieli się spotkać na krakowskim
j
172 KSIĘOA III. ROZDZIAŁ III.
gruncie; jeden, Wioch, miał szersze widnokręgi i głębszą
kulturę, lecz mniej przedsiębiorczości i zmysłu propagandy
od niemieckiego przybysza. Jeżeli tamten sterował poli-
tyką, to ten chciał objąć ster myśli i w Krakowie wytwo-
rzyć potężne ognisko dla nowego i zarazem niemieckiego
<iucha.
Humanizm wojujący i wędrujący przedstawił się uni-
wersytetowi krakowskiemu w osobie Celtesa.
Przedewszystkiem zapytać się nam trzeba, cóż hu-
manizm tego zakroju i pokroju głosił i przynosił, czego
on żądał od starego średniowiecznego uniwersytetu. Młody
humanista, któremu nowe światło Południa i starożytno-
ści rozgrzało i zajęło duszę, wchodził w mury średnio-
wieczne z nowem hasłem, na sztandarze swym wypisa-
nem, które nie rozbrzmiewało tu dotychczas, wchodził tu
ze znakiem piękności, aby pod tym znakiem walczyć.
W dziedziny starożytności wkraczało tylko z rzadka śre-
<łniowieczne nauczanie; teraz ta dziedzina wyłaniała się
z pomroku, a coraz nowi pisarze z pyłów wygrzebani przy-
rzucali jej blasku i ponęty. Łacina w uniwersytecie śre-
dniowiecznym była językiem wyłącznym i panującym, ale
był to język skażony, barbarzyński; teraz na wzorach kla-
sycznych chciano ją odrodzić, wyszlachetnić. Jeżeli dotych-
czas uczono języka na Alexandrze i modi significandi Sco-
tus'a i innych, to teraz pisano i zachwalano nowe pod-
ręczniki, które filozoficznych modystów, wpajających w umy-
sły barbarzyński sposób wysławiania się, miały wyprzeć
i usunąć. Sarkano na wyłączną przewagę i powagę Arys-
totelesa; natrząsano się z nieudolnych i złych przekładów,
w których czytano jego dzieła. Miłość Platona zaczęła kieł-
kować w duszach i porywać umysły. Kiedy dotychczas
myśl ludzka nurzała się w dyalektyce, robiła tą bronią
aż do znużenia ludzi i wyjałowienia treści, młodzi szer-
mierze nowych prądów zrywali z tą »sofistyką.« A na
polu językowem nie zamyślali poprzestać na samych ćwi-
czeniach gramatycznych, lecz sięgnąć poza środek do celu,
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 17^
do starożytnych autorów. Wobec starych ludzi, zwanych
pogardliwie sofistami, stanęli ludzie, którzy się zwali poe-
tami dlatego, że się zajmowali poetami i oratorami sta-
rożytności i wielkie wzory klasyczne odtwarzać postano-
wili w wiązanej i niewiązanej mowie. Wobec cechu uczo-
nych, związanego tradycyą i ujętego w pewne, stałe po-
rządki przekazane przez przeszłość, wystąpili ci ))poeci«y
prawdziwi luzacy w życiu i walce, aby rozluźnić i prze-
łamać skostniały ustrój dotychczasowego uniwersytetu.
Przychodził taki poeta czasem bez stopnia akademi-
ckiego, który sobie lekceważył, i chciał mimo tego dojść
do głosu z katedry, w przeświadczeniu o swojej wyższo-
ści, które jednego poetę stawiało nad dziesięciu zestarza-
łych »sofistów«^); potem smagał on w wykładach swoich
tych viri obscuri, rozpanoszonych w średniowiecznej szkole.
Czasem znów pozyskał wprawdzie stopień akademicki-
lecz nie dbał o uświęcone zwyczajem porządki, urządza^
lekcye po bursach lub kollegiach w godzinach, przezna-
czonych na przedmioty, do egzaminów potrzebne; obo-
wiązki zresztą swoje wykonywał dowolnie i bez żadnego
ciągu, zapowiadał nieraz co innego, a co innego wykła-
dał, opuszczał lekcye, wprowadzał zamęt do ładu, który
uważał za duszną i bezduszną spuściznę przeszłości. Nie-
jeden ze starszych mistrzów zapewne nie wiedział, czy
to apostołowie nowego porządku, czy misyonarze nieładu..
Przychodziło też do starć i konfliktów poważnych. Młody
przybysz potrzebował lektoryum, w któremby mógł wy-
głaszać swoje nauki. Cuspinianus, humanista wiedeński,
prosił tak w r. 1494 fakultet, ))ut assignaretur sibi lecto-
rium, quia vellet in poesi aliąua pulchra legere« *). Jeżeli
^) Unus poeta valet decem magistros — mówU Aesticampianus
w Lipsku według Epistolae obscur. virorum vol. I, Nr. 17. (Paulsen^
Geschichte des gelehrten Unterrichts I, 95).
*) Aschhach, Geschichte der Wieoer Univ. II, 51.
174 KSI^A m. ROZDZIAŁ HI.
mu salę przyznano, to mogła znów powstać niezgoda co
do godziny i wyboru przedmiotu, następnie co do sposobu
jego traktowania. Mfodycb nauczycieli raziło jeszcze i to,
że wykłady icb nie byty obowiązkowe, że czytanie i zna-
jomość autorów nie należały do oficyalnego kursu, nie-
zbędnego dla stopni akademickich. Dlatego też żądania
ich szły w tym kierunku, a z biegiem czasu były coraz
natrętniejszemi. Mamy dość liczne odgłosy tych walk mię-
dzy dwoma obozamL W r. 1510 humanista czeski Wacław
Pisecky wystąpił gwałtownie przeciw starszyźnie pras-
kiego uniwersytetu, nktóra poetów potępia, woli Alexan-
dra Oallusacc, nie chce słyszeć o Wergiliuszu ani o Ho-
merze, twierdzi, że » poeci uczą miłostek, przerywają stu-
dya.« Pisecky dodaje, że studyuje z zapałem starych au-
torów, mało się troszcząc o statuta uniwersytetu... statutis
interim yestris longum Yale dicens^). W r. 1525 zwrócił
się uniwersytet koloński do rady miejskiej ze skargą na
nadużycia i nieporządki humanistów. »Item ist auch mer-
cklich zum Schaden und zu Yerstorung dieser Idflicher
Uniyersitet gefallen, dat man in SchoUen und anderen
Platzen zogelassen hat Usswendige und auch Heimische
ihre Lezzen (lectiones) zo thon ob die Uhren und Stun-
den, die den wahrhaftigen Meister und Ordinarien beh5-
ren und denselbigen Ordinarien und Meisteren ihre Lezzen
behindern, ihre Discipulen abzuziehen, zo sich rufen...«;
skarży się dalej uniwersytet, że ci młodzi nauczyciele lek-
•ceważą statuta, wpajają pogardę dla promocyi, że wsku-
tek tego dochody z promocyi i korzyści z uczt doktorskich
(Doctor-essen) zanikają*). Takie nieporządki mogły często
słusznie starszyznę niepokoić. Gorzej było, kiedy do nich
przyszło jeszcze bezładne życie nauczyciela, jeżeli ten, kto
o miłostkach czytał, fabulae peccare docentes demonstro-
^) Truohla^ Humanismus a humanistó v Ćeohaoh, Praga 1894
fltr. 140.
*) Bianco, Die alte Universit^t K5ln, Anlagen str. 319.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 175
wgJ na własnem życiu i przynosił zgorszenie. I ten wzgląd
takie w wielu przypadkach budził nieufność przeciw no-
wym drogom czy bezdrożom, stopniował obawę przed
tymi nabytkami. Kończył się konflikt niekiedy tem, że
władze uniwersytetu wypędzały przybysza-humanistę ze
szkoły i miasta, a on z aureolą męczeństwa wędrowgJ
gdzieindziej, aby szukać miejsca dla siebie, zbytu dla swo-
jej nauki.
Do Krakowa przybył tedy w końcu stulecia najcel-
niejszy z tych wędrujących humanistów i ))poetów« ów-
czesnych Niemiec. Konrad Celtis, albo Pickel lub Cel-
tes, urodzony w roku 1459, przepędził całą swoją młodość
a i późniejsze prawie całe życie na wędrowaniu. W roku
1477 zaczął on swe studya w uniwersytecie kolońskim
następnie po scholastyce kolońskiej zakosztował humani-
zmu w Heidelbergu w roku 1484, potem zwiedził Erfurt,
Rostock i Lipsk w latach 1485/6, aby się kształcić i wy-
kładami zyskiwać adeptów dla siebie, tudzież dla oratorów
i poetów. W r. 1486 jeździł po Włoszech, pozns^ się tam
z najznakomitszymi ludźmi odrodzenia, z Pomponiuszem
Laetus'em w Rzymie, z Marsiliuszem Ficinus'em w Flo-
rencyi, był w Bolonii, Ferrarze, Weneoyi. Kiedy stamtąd
powrócił do Norymbergi, sława jego jako Platonika i poety
była już rozgłośną; nastąpiło uroczyste uwieńczenie przez
cesarza Fryderyka III-go *). Teraz powziął on zamiar uda-
nia się na Wschód. Ponieważ nie przeszedł systematy-
cznego kursu uniwersyteckiego, ponieważ odczuwał braki
w znajomości świata i przyrody, przypuszczają niektó-
rzy, że astronomia i matematyka nęciły go do Krakowa.
Raczej jednak mniemaćby można, że nie poszczególne
jakieś interesa, lecz wielki Krakowa rozgłos do podróży
go pobudził, a stosunki Norymbergi z polską metropolą
podsycały jego ciekawość. Napływ studentów z tamtych
*) Por. Aschbach: Die friiheren Wanderjahre des Conrad Cel-
tes (Wien, Sitzungsberichte der Akad. LX str. 82 — 95).
176 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ lU.
tych okolic był w ostatnich latach piętnastego wieku w Kra-
kowie znacznym *). W lecie r. 1489 zapisał się więc i Con-
radus Protacius Johannis de Herbipoli w poczet krakow-
skich scholarów.
Zastał on w Krakowie Kallimacha; wielkiemu hu-
maniście włoskiemu mógł udzielić wiadomości o dawnych
jego znajomych, o Pomponiuszu Laetusie, którego widział
i słuchał w Rzymie, o akademii Platońskiej, cieszącej się
teraz łaską papieską; mógł mu opowiedzieć o Ficinusie^
o historyku Sabellikusie, którego poznał w Wenecyi. Wra-
żenia i wspomnienia Południa polecały Celtesa łasce po-
tężnego królewskiego doradcy. Stosunek też musiał być
przyjazny, skoro Celtes sławił Kallimacha pośmiertnym
hołdem. Na uniwersytecie znalazł on wśród młodszych
mianowicie ludzi, którzy teraz wstępowali na katedrę
podziw i serdeczne przyjęcie. Corvinus Wawrzyniec łowił
jego słowa z ciekawością i uległ wpływom, które się
na całej późniejszej jego działalności odbiły. Zygmunt
Gossinger uczył tu w roku 1490, potem poszedł do Włoch,
gdzie jest w r. 1492. Jako kanonik wrocławski wytworzył
on następnie w swym domu przystań kultury, w której
wykształceni coepulones i compransores roztrząsali pro-
blemy literackie i filozoficzne*). Starszym już nieco nau-
czycielem, mistrzem królewskim w r. 1487 był Stani-
sław Selig z Krakowa. Wykładał on tu filozofię Ary-
stotelesa, prócz tego miewał astronomiczne wykłady, stu-
dyując zarazem medycynę, której bakałarzem został w r.
1481. W r. 1488 występuje on już jako licencyat medy-
cyny i ten tytuł przyrósł prawie następnie do jego na-
zwiska. Był to zawołany humanista; chętnie też w swych
lekcyach mówił o autorach starożytnych, w r. 1488 obja-
śniał satyry Juvenalisa i Georgiki, w latach 1489 i 1490
komedye Terencyusza, w r. 1490 Lukana, w następnym
^) Por. Zeissberg, das £llteste Matrikelbuch der Univ. Krakau 7Ł
*) Por. Bauch, Zeitschrift fiir die Gesch. Schlesiens 17, 256.
HUMANIZM I IJNrWBRSYTKT. 177
Fasti Owidyusza, wreszcie w r. 1492 Bukoliki i Waleryu-
8za Maximusa. Mało który z ówczesnych mistrzów tak czę-
sto wkraczał w tę dziedzinę. Pokrewne upodobania zbli-
żyły go do Celtesa, a stosunek ten przetrwał na długo
odjazd wielkiego humanisty z Krakowa^). Występuje tu-
taj to połączenie medycyny z artes politiores, którego ty-
pem był inny medyk krakowski, a również przyjaciel
Celtesa Jan Ursinus. On to w r. 1486 objaśniał w uni-
wersytecie krakowskim Katylinę Sallustiusa, a w mowie
wstępnej de laudibus eloquentiae sławił krakowskich mi-
strzów, że pozwalają »aequo animo humanitatis studia
legere.«
Ze starszych dalej nauczycieli okazał pełną dla Cel-
tesa życzliwość sławny astronom Wojciech Brudzę w-
8 k i , który w latach 1487 — 9 wykładał astronomię i aryt-
metykę, prócz tego Arystotelesowskie miewał wykłady,
a w roku 1490 zostawszy bakałarzem teologii do schola-
styki prawie stanowczo się zwrócił *). Brudzewski zajął
się gorliwie wykształceniem Celtesa, nazywał go w listach
»synema, a sławny humanista niemiecki odpłacał mu za
to hołdami wdzięczności w wiązanej wyrażonymi mowie.
Nie wszyscy jednak wśród starszych nauczycieli pa-
trzyli życzliwie na obcego przybysza. Człowiek, który
w Krakowie szerzył humanizm umiarkowany, Jan z Oświę-
cimia Sacranus, zapewne nie ufał zbytecznie korzyściom
z nowego apostoła i nowej propagandy; główny dyalektyk
uniwersytetu, Jan z Głogowa, który także przestrzegał
przed skrajnościami nowoczesnemi i kruszył kopię za Ale-
xandrem Gallus i jego gramatyką, a w sądzie o poetach
*) Por. Codex listów do Celtesa w bibl. cesarskiej Wied. 3448:
str. 4 i str. 86.
*) Pod r. 1490 hiem. czytamy w Liber diligentiarum wątpliwą
zapiskę: Albertus de Brudzewo Titum Liviam exercitavit, wątpliwą,
bo Brudzewski nie objaśniał autorów. Gzyby to było się stało pod
wpływem Celtesa?
Hift. Uniw. T. n.
12
178 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
Zgadzał się zapewne z umiarkowanym Wimphelingem *),
przyjmował również z pewnem niedowierzaniem szer-
mierza nowych kierunków.
Celtes zapisał się do uniwersytetu na wiosnę roku
1489, przybył tu jednak nieco wcześniej, może w pier-
wszej połowie r. 1488 ^). Szujski wyraził raz przypuszcze-
nie, że łiumanista niemiecki zjawił się w Krakowie »jako
sprowadzony przez Kallimacha i króla reformator akade-
mii« ^). Nie bardzo wydaje się to prawdopodobnem. By-
łoby to na Północy objawem przedwczesnym, a chociaż
KaUimach mógł się na to porwać, to Celtes, stojący poza
cechem uniwersyteckim, nie zupełnie byłby stosownym na
takiego reformatora, a w swojem działaniu wielkie byłby
napotkał w każdym razie trudności. Kallimach, jak wspo-
mniałem, wchodził w grę zapewne przy wyprawie kra-
kowskiej Celtesa, o ile tenże chciał złożyć hołd wielkiemu
wygnańcowi Południa. Podobna ciekawość zawiodła tu
przecież innego człowieka, który się zwie Marcus Rusti-
nimicus; słyszał on tyle o Kallimachu, że chciał go oglą-
dać i usłyszeć*). W Celtesa pochwałach na Kallimacha
znać wprawdzie gorący podziw, ale niema cienia alluzyi
do tego, żeby Celtes jemu zawdzięczał powołanie na
Wschód. A Kallimach z drugiej strony świadom swojej
wyższości spoglądał zapewne z wysoka na muzę Celtesa,
tak że aż wielki tegoż wielbiciel Rhagius Sommerfeld
musiał przed Włochem bronić doskonałości tych poezyi ^).
Przybywszy jednak do Krakowa, postanowił on w uni-
wersytecie wystąpić. Najprostsza droga do tego była wy-
*) Schmidt, Histoire litter. de 1' Alsace II, 216.
*) Aschbach, Die friiheren Wanderjahre des Celtes 99.
•) Opowiadania i roztrząsania T. IV, 24-.
*) Cod. Wied. listów do Celtesa w bibl. ces. SMS — p. 109, b.
^) Ibid. 86a pisze on do Celtesa: Carmen tuum vere latinae
linguae et doctissimorum veterum redolet venam, quod ad summam
quoque contentionem coram nostro Callimacho defendere saepe
etiam ad illius indignationem contcndi.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 179
starać się o przyjęcie między młodszych nauczycieli, t zw.
extranei uniwersytetu. Tych extranei przy wydziale arty-
stów było dużo, już w roku 1485 przewidywano możli-
wość, że liczba ich przewyższy liczbę członków mniej-
szego kollegium^). Dlatego też w tych czasach, a miano-
wicie w r. 1480 i 1485 określono ściśle prawa extraneów,
do fakultetu należących, co do wyboru na dziekana, aby
czasem »multitudo« nie przegłosowywała starszych, aby
tym starszym zawarować praeeminentia i pełniejsze prawa ^).
Wyraźnie już w tych czasach przychodziło między star-
szą i młodszą bracią do starć, których wyrazem jest wspo-
mniana ustawa.
Aby jednak zostać extraneu8, trzeba było osięgnąć
tytuł magistra, albo stopień na obczyźnie nabyty nostry-
fikować w Krakowie. Celtes został wprawdzie w r. 1487
przez cesarza uwieńczonym i ten laur poetycki uważał
za równoważny ze stopniem uniwersyteckim; nie wahał
się on nawet w swym testamencie nazwać artium et
philosophiae doctor 8). Ale to było tylko wypływem jego
dumnego przeświadczenia, za które częstokroć walczył,
w rzeczywistości jednak nie odpowiadało prawdzie. Nie
miał on więc tytułów uprawniających do wstępu między
corpus doctum uniwersytetu, trzeba było mu przełamać
uprzedzenia i pedantyzm wsofistówa cechowych, aby sobie
drogę utorować. Przecież Piotr Luder dostał się kiedyś
także na katedrę w uniwersytecie heidelberskim, chociaż
stopnia uniwersyteckiego nie posiadał. Podobnie więc Cel-
tesowi zabiegi gorliwe, a może i wysokie protekcye otwarły
także podwoje uniwersytetu. W Liber diligentiarum fa-
kultetu artystów zapisany jest w półroczu letniem roku
1490 wykład magistra Konrada o Parvulus Philosophiae.
Równocześnie zapowiedział licencyat Selig Terencyusza,
*) Muczkowski, Liber promot. XLI.
•) Ibid. XXXIII.
•) Aschbach, Die Wiener Univepsit^t II, 442.
12*
180 KsqoA m. — rozdział m.
LaurentiuB Coryinus Bukoliki, a Zygmunt Oossinger Geor-
giki. Ten magister Konrad, to z wszelkiem prawdopodo-
bieństwem nasz Celtes ^). Dziwnym w każdym razie wy-
dać się może wybór przedmiotu, tak zupełnie scholasty-
cznego i średniowiecznego. Możliwem jest, że starszyzna
uniwersytetu, robiąc wielkie ustępstwo, ograniczyła przy
tern wolność wyboru, albo też, że Celtes przez pierwszy
swój występ chciał się zalecić magistrom starszym, pod-
czas gdy jego młodsi przyjaciele i koledzy bujali śmiała
po dziedzinie starożytności. Celtes jeszcze i czem innem
polecał się łasce i życzliwości uniwersyteckich koryfeuszów.
Wędrowni humaniści, starający się o miejsce i o dojścia
do głosu, umieli sobie samym robić reklamę, ale zarazem
szafowali hojnie kadzidłem dla otoczenia przeznaczonem.
Wierszami zwracał się »poeta« do całego uniwersytetu,
sławiąc jego zasługi i znaczenie, albo też w prelekcyi wstę-
pnej przedstawiał wszystkie uniwersytetu chwały*). Otóż
wśród epigramatów Celtesa mamy tego rodzaju utwór
p. t. Ad gymnasium Cracoviense dum orare vellet, pełen
skromności i pokory, pełen szumnej dla krakowskiego uni-
wersytetu chwalby;
Cuius fama omni docta sub orbe yolat,
bo i uprawia ingenuae artes i zbadał tajemnice przyrody
i niebios i świętością odznacza się obyczajów. Prosi więc
o wyrozumiałość i pobłażliwość dla swojej śmiałości i nie-
udolności.
Celtes jednak raz tylko może wystąpił w murach
uniwersytetu z wykładem. Jego protoplasta Piotr Luder
musiał niebawem pod naciskiem ze strony cechowych pro-
fesorów ustąpić z katedry i przenieść swe lekcye do kla-
sztoru Augustyanów, zawiadamiając o tem w pełnem zja-
>) Wislocki, Liber dilig. 13.
') O takich panegirykach i zalecaniach por. Krause Eobanus
Hessus (1879) I, 56.
HUMANIZM I UNIWERSTTBT. 181
dliwości ogłoszeniu ^). I Celtes nie ponowił drugi raz swej
próby. Przecież i poza uniwersytetem mógł działad, w źy-
<5iu towarzyskiem, w wykładach urządzanych w innych
murach, w miejscach, które mu pozostawiały więcej swo-
body i przynosiły więcej natchnienia.
Przybył on do Krakowa, bo słyszał o kulturze jego
mieszkańców, bo mieszczaństwo przeważnie niemieckie
tego miasta odznaczało się naówczas ruchliwością i wy-
kwintnością, a wreszcie bogactwem, którem misyona-
rze humanizmu, szukający wszędzie i zawsze mecena-
sów, bynajmniej nie gardzili. Chodziło o zespolenie tych
żywiołów pod jednym znakiem, jednem natchnieniem i je-
dnym celem. Celtes przez życie całe był niezmordowanym
w zakładaniu towarzystw, które miały popierać jego idee,
to jest nową kulturę, wspierać swoich członków a przy
tem wytwarzać ogniska towarzyskie. Organizuje on takie
Bodalitates, n. p. Yistulana w Krakowie, potem węgierską
w Budzie, później w r. 1491 Rhenana na Zachodzie i w tym
samym roku Baltica na Północy, wreszcie przenosi soda-
litas węgierską lub Danubiana do Wiednia. Na krańcach
niemieckiego świata miały w ten sposób powstać twier-
dze niemieckiej cywilizacyi; w Celtesie znać bowiem pe-
wną przymieszkę polityczną apostoła i szermierza ger-
manizmu. Krakowska sodalitas miała tam działać
. . . Tenionicis qaa modo meta plagis,
a to poczucie, że się jest obrońcą zarazem i zdobywcą,
przebija w niejednem słowie Celtesa. Poczucie germań-
skie natchnęło go przecież do wydania Germanii Tacyta,
jego niechęć do wszystkiego niemal, co nie germańskie,
bardzo się często objawia; ma on dla barbarzyńców słowa
pogardy i lekceważenia *). Sodalitas nad Wisłą miała więc
*) Paulsen, Geschichte des gelehrten Unterrichts (2) 1, 76.
•) Słusznie powiada Klupfel De vita et scriptis C. Celtis (Fri-
burgi 1827) II, 66: Erat Celtes bono Germaniae ac rei litterariae com-
modo inąuietus homo.
182 KSIĘGA m. SOZDZIAŁ III.
skupić w Krakowie elementa germańskie, przy czem je-
dnak nie zamykano się szczelnie przed miejscowym ży-
wiołem, bo taka wyłączność nie leżała ani w obyczajach
ani w pojęciach stulecia. Wiemy, że Celtes w Krakowie
liczył dużo przyjaciół i »dobrych towarzyszów«, którzy
dzielili z nim rozrywki i poważniejsze zajęcia Sodalisów,
lecz obyczaj ówczesny nadawania pseudoklasycznych lub
klasycznych przezwisk utrudnia niepomiernie wniknięcie
w rzeczywistość i prawdę. Niektórych jego znajomych już
wspomnieliśmy, jak Kallimacha, Wojciecha Brudzewskiego
(Brutus), Gossingera (Pusilius), Wawrzyńca Rabę, (Corvi-
nus); przypuszczam stanowczo, że Stanisław Selig ukrywa
się pod osłoną Statilius^a Simonides'a, » medyka i filozofa «,
z którym (Ody 1, 23) Celtes jako z człowiekiem »uczo-
nym« i wpokrewnych obyczajowa, moribus lectus paribus,
dużo obcował i ucztował w Krakowie. Ten Stanisław był
bowiem synem Szymona i zapisał się na uniwersytet jako
Stanislaus Simonis de Cracovia w r. 1465, bakałarzem zo*
stał w r. 1468, magistrem późno, bo dopiero w r. 1475.
Nie wiemy za to, kto był Andreas Pegasus, przezwany we-
dług rumaka mitologii. Celtes powiada, że był urodzony
ze szlachetnych przodków i że podróżował dużo po obczy-
źnie, na Południu i w Niemczech (Ody 1, 5). Zdawaćby
się mogło, że interesa handlowe nie były mu obcymi,
skoro w Wenecyi je poznać zamierzył.
Cautns addiscens ibi mercis artes.
W innej pieśni zagrzewał go Celtes do wschodniej po-
dróży (1, 18) zamorskiej ^). Kto był wreszcie Salamius czy
Salemnius Delius, także nie wiadomo. W epigramatach
(I, 4) nazywa go Celtes chłopcem nad wszystkich uko-
*) Ks. Dr. Fijalek w Studyach do dziejów uniw. krakowskiego
(Kraków 1898) przypuszcza (str. 28), że to Andrzej 'Świrski de ge-
nerę ducum, mistrz krak. z początku 1488, wykładający w uniwer-
sytecie w r. 1488 i 1489; albo też Andrzej Róża Boryszewski, p6-
iniejszy arcyb. gnieźnieński, scholar wioski, a przyjaciei Kallimacha.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 18S
chanym i nawoływa do poezyi, w odach (1, 9) zwie go
droższym nad innych sarmackiv h sodales, młodzieńcem^
który się odznaczał nauką.
Inter Sarmatieos dum iuyenes micas
Doclrina
Znanym nam natomiast jest Jan Ursus czyli Ber, doktor
i astronom (Ody 1, 8). wzór uczonego męża
.... doctorum specimen virorum;
znanym z koła Kallimacha Mirica, u którego Celtes po-
dobnie jak Kallimach bywał w gościnie (Ody 1, 21) i spijał
węgierskie wina. Przejrzystą dalej osłoną pokryta jest oso-
bistość, nazwana Georgius Morinus, do którego wystosował
Celtes pieśń pochwalną (Ody 1, 20); prosił on często na
wspaniałe uczty doctam turbam, uczonych, dopuszczając
muzy do biesiad. Celtes wysławia jego rozmowę, w której
się wspomnienia historyczne plączą z dowcipem, ale sławi
prócz tego mądrość, z którą sprawuje wysoki swój urząd
i łagodzi burze miejskie
. . . sociale seryans
Foedus in urbe,
jego wymowę, uśmierzającą niepokoje pospólstwa. Jest to
oczywiście Jerzy Morstin, który był w r. 1464 żupnikiem
wielickim, rajcą krakowskim w r. 1487 i następnych la-
tach *), osobistość nadzwyczaj wybitna i ruchliwa, znacząca
się nieomal na każdej stronie konsularyów tej epoki.
Dodamy wreszcie do tego koła znajomych Celteso-
wych drukarza Sweibolda FioFa, który około roku 1490
wydawał w Krakowie swe cyrylickie druki. Celtes zacho-
wał z nim stosunki nawet po odjeździe z Krakowa, upo-
minał się o książki z jego drukarni *). Wreszcie o Janie
*) Mon. Medii aevi histor. VII, 602, 631. Miał on dom przy
głównym rynku (621), w roku U98 zatarg z uniwersytetem według
Conclus. ui^w. z tego roku.
•) Por. Codex listów do Celtesa wiedeński 3448, mian. list Som-
merfelda p. 92, b z r. 1498: Sweypoldum tuo nomine bis adii, quae
184 KssąąŁ m. — bozdział m.
RhagiuB Sommerfeldzie, który też należał do tego koła,
później mówić będziemy.
Wystawiamy sobie życie i pożycie tej warstwy. Poza
interesami naukowymi starczyło czasu na wykwintne bie-
siady, symposia w stylu humanistów i na inne rozrywki.
Jan Ursinus w swoim modus epistolandi pozostawił nam
opis wycieczki za miasto, pełen uroku i woni, rodzajowy
obrazek utkany z rysów rzeczywistości^). Zebrało się li-
czne towarzystwo, przyjaciele piszącego Nicolaus Lippus
i Petrus Barbo z żonami i pokaźny zastęp znajomych; całe
to grono wraz z Janem Ursinus*em i jego żoną wyru-
sza do własności doktora Charamanus'a, leżącej w bliz-
kości klasztoru Karmelitów nad nienazwanym strumie-
niem. Miejsce było urocze, stworzone na wiejskie rozko-
sze (rusticanae yoluptates). Towarzystwo zabawia się na-
przód chwytaniem ptaków jak »krogulcó w, jastrzębi i prze-
piórek«, potem udaje się nad rzeczkę, która ^ocieniona
wierzbami, w swem kryształowem łożysku i wśród brze-
gów zielonych łagodnie sunęła.« Zdejmują więc szaty
i obuwie, a biorąc sieci zaczynają znów się zabawiać jak
dzieci. i>Tak wykrzykiwaliśmy jak pijani, tak się przeka-
marzaliśmy, że mógł był kto nas wziąć za oszal2^ych.«
Połów był obfity. »Żony nasze strfy w blizkości i panny
niektóre piękne, złotem i kamieniami ozdobne i kwiatem
umajone. Chociaż im wstyd zabraniał z nami się bawić,
to jednak patrzały na nas, aby to co się działo krasić swą
wesołością i śmiechem. Panna Konstancya, wyróżniająca
się pięknością kształtów, chciała Jerzego Turrona (zapewne
Turzona) poparzyć pokrzywą, lecz wpadła w wodę po
pas, co niezmierną wywołało wesołość.« Udano się potem
iussisti ab eo precario exegi. Nullum apud se rutenae litterae librum
habere affirmat et scripsisse se tibi aiebat. — Podejrzywano go przez
pewien czas o herezyę, jako Rusina, wytoczono mu nawet dlatego
proces. Abjuracya nastąpiła 8 Junii 1492 według Acta episc. Crac.
IV, f. 89.
') Modus epistolandi Cracov. 1522 Cap. XXI.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 185
na ucztę, przy której spożyto łupy, a wina kreteńskie
i węgierskie sączyły obficie. Po biesiadzie z apetytem spoży-
tej » nastąpiła piesza przechadzka między złotemi zbożami,
zielonymi gajami i drzewami uginającemi się pod cięża-
rem owocu. Błąkaliśmy się długo, jedni śpiewali, inni brzą-
kali na cytrze, inni stroili żarty i ściskali żony i panny.
Wróciwszy do strumienia, siedliśmy na murawie i dla
ochłody spożywaliśmy siadłe mleko. Patrzaliśmy na wie-
śniaków tańcujących aż do zachodu słońca; jak oni pod-
pici wśród pląsów się przewracali i zabłociwszy się śmie-
szny przedstawiali widok. «
Takie więc były zabawy w one lata w Krakowie,
właśnie kiedy Celtes tu przebywał i swoją wesołością nieraz
podniecał umysły otoczenia. Może był on na tej wycieczce
która ma wszelkie rysy prawdziwego wspomnienia i opisu.
Przyczyniał on tym zebraniom towarzyskim przymieszki
romansu i zakazanych owoców. Jak Kallimach, znalazł on
także bohdankę w Krakowie, piękną Hasilinę lub Hasę,
którą opiewał na wszystkie tony. Nie będziemy tu opisy-
wali tego romansu, dosyć nudnego, jak wszelkie literackie
i humanistyczne romanse, a bardzo poziomego pod wzglę-
dem uczucia; Celtes rozdrabniał serce na epizody, zarzu-
cał w każdym kraju kotwicę miłosną, po Hasilinie przy-
szła Elsula i Urszula. Stosunek z panią Hasa, która była mę-
żatką, był nieco utrudnionym wskutek męża i mowy, która
kochanków dzieliła. Celtes poduczał się dlatego języka
swej pani i używał tłómacza dla swych sentymentów.
Pośrednikiem tym i nauczycielem był Bernard Yiliscus.
Crfowiek to zamożny, który mecenasostwo swoje posuwał
do tak dwuznacznych czy niedwuznacznych usługi). Nie
wiemy, o ile Celtes skorzystał z tych nauk, o ile potrafił
') Celtis Elegiae 1, 4. Kto był ten Yiliscus, zgadnąć usiłuje
Ks. Dr. Fijalek w Studyach do dziejów uniw. krak. str. 29. Może to
notarius króla Kazimierza, wspomniany w Liber Quitantiarum regis
Casimiri (1897) p. 3, 11, 67.
186 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
Sarmaticae linguae barbara verba loqui,
czy dorównał kroku Owidyuszowi, który na wygnaniu
w Tomi wyuczył się języka Getów i nawet pisał poemat
w tej mowie. To wiemy, że pani Hasilina, która wGermanam
linguam sprevit«, nie pogardziła jednak germańskim Don
Juanem. Kto ona była, to znowu zagadką. Mamy jej list,
w którym się nazywa czy nazwaną jest Hasilina z Rzy-
tonicz a Nakepsstaynie ^). Tytuły prawdziwe czy zmy-
ślone brzmią z czeska i czeskim jest także język jej pisa-
nia. Osnowa jego następująca: W dziesięć lat po pobycie
Celtesa w Krakowie, w r. 1500, pisze ona do niego, że
na wieczerzy u pewnego obywatela krakowskiego czytano
Celtesowe utwory. ))Weliky skladatel« nazwanym on jest
w liście. Stała się ona przy tej lekturze »welmi truchlywa
a smutna((, gdy posłyszała swoje imię tak często wspominane
w tych wierszach. Było to srogą dla niej obrazą. Posta-
nowiła więc Celtesa pouczyć o obowiązkach honoru i czci,
wyjaśnić mu, że »doctorzi, magistrati i uczytele« mają
tych samych w życiu trzymać się prawideł, co inni śmier-
telnicy, którym oni prawią nauki, że epilogiem takiego
romansu powinna być nie pieśń, lecz milczenie*). Pani
Hasilina, osoba wysokiego rodu, czuła się więc postępkiem
Celtesa do żywego dotkniętą i słusznie. »Przestań, prze-
stań doctorze toho«, kładzie mu na sumienie, a on tym-
czasem nucił swe pieśni, które schlebiały jego śmiertel-
nej próżności, a miały unieśmiertelniać bohdankę.
Nostris carminibus facta celebrior, mówił on o Hasi-
linie, zapewniał jej sławę tem, w czem ona słusznie nie-
sławę widziała. Naśladownictwo rzymskich poetów, któ-
rzy obiecywali swym wybrankom nieśmiertelność i »no-
') Czytać może należy: Na Kepsstaynie. Szujski, Opowiadania
IV, 127 widzi w tem nazwisku calem nieprzyzwoity pseudonim. List
uważa za humorystyczny falsyfikat. — Co do nazwiska zgoda; list
jednak ma cechy autentyczności.
*) Por. list ten u Aschbach*a, Die fpiiheren Wanderjahre des
Ćeltes, 144.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 187
bilis historia«, pchnęła Celtes^a na te manowce. Romans
z Hasiliną przywiązał Celtesa na razie do Krakowa, a na-
leżał on nieledwie do przyborów niezbędnych występu
humanisty; był to więc pod pewnym względem plagiat,
a mógł się stad wzorem dla innych. Kultura w tej formie
się przedstawiająca niepokoiła słusznie niejednego stron-
nika dawnych obyczajów i wyznawcę surowszych zasad.
Na tem więc tle rozwijała się działalność Celtesa
w Krakowie, takie były epizody życia, które się całe z epi-
zodów składa. Mówiliśmy już o poważniejszych zajęciach,
o występie na katedrze uniwersyteckiej. Poza uniwersy-
tetem służyła do działania Sodalitas yistulana i jej ze-
brania. Wędrowni humaniści znajdowali tysiączne środki,
aby dojść do głosu i wejść w styczność ze scholarami.
Urządzali prywatne wykłady i ściągali na nie słucha-
czy, zobowiązywali się do powtarzania nauk, przy egza-
minach wymaganych, ze studentami, podejmowali się t z.
resumptiones 1), a takie ćwiczenia urządzane często po
bursach mogły odpowiadać swemu przeznaczeniu, lub po-
krywać zupełnie inną działalność i służyć za osłonę dla
humanistycznych wykładów i propagandy. Reklama prze-
mawiała wymownie do umysłów i przynęcała słuchaczów.
Piotr Luder, prototyp tych wędrownych humanistów, przy-
bił na drzwiach zapowiedź swoich wykładów w Lipsku
o Terencyuszu; obiecywał w niej scholarom ogromne ko-
rzyści, wyzbycie się dawnego barbarzyńskiego języka,
a nabycie wykwintnej łaciny; trzy lekcye pozwalał na
próbę wysłuchać za darmo. Celtes również znał się na
sztuce reklamy. Zachowały nam się jego »intimata" czyli
zapowiedzi, w wierszowanej i niewierszowanej formie.
Si quis rhetoricen Ciceronis utramąue reąuiret
Qui Latiae lingaae dicitur esse parens,
*) For. Prowe Nicol. Coppernicus 1, 163; Aschbach, die fru-
heren Wanderjahre des Celtes 86. Paulsen Geschiohte des gelehrten
Unterrichts 1, 97.
188 KsnsGA m. — rozdział m.
Si qais epistoliam yalt Yera scńbere et arie
Et memoratiTae qai petit artis opas,
Hic, cras octayam dum mallens insonat horam,
Conradi Celtis candida tecta petat.
Tak więc zapraszał Celtes na swoje wykłady*). Za-
chowała się także podobna krakowska intimatio czy
intimatum '). Mówi on w niej na sposób czysto huma-
nistyczny o sztuce i korzyściach pisania listów, a wre-
szcie obiecuje wyuczenie tej sztuki we wykładzie, który
będzie miał w czwartek, dnia 23-go lipca o godzinie 11-tej
»in aula Hungarorum.« Zapowiada z góry, że wykład będzie
podziwienia godnym i przyjemnym. Działo się to w r. 1489,
w którym się Celtes zapisał w poczet uczniów uniwersytetu.
Bursa, nazwana od Węgrów i przeznaczona dla Wę-
grów, służyła jednak w tych czasach także dla scholarów
innej narodowości, a nawet przeważnie dla Niemców.
W r. 1483 zaarendował ją Jan z Głogowa pro Almannis
studentibus, w r. 1486 ten sam magister bierze ją w dzier-
żawę na rok pro dnis Ungaris aut quibusvis studentibus,
w r. 1488 przejmuje te obowiązki na trzy lata Jan Som-
merfeld *). Magistrowie wspomniani byli szczególnymi opie-
kunami niemieckich scholarów w uniwersytecie krakow-
skim, a bursa węgierska służyła naówczas za ognisko,
w którem niemieckie żywioły się skupiały, gdzie rozwi-
jały główną swoją działalność. Tem się tłómaczy wybór
miejsca dla wykładu Celtesa. Możliwem jest, że ta bursa
była także siedzibą owej Sodalitas Yistulana i że wykład
Celtesa jest jednym z objawów życia tego krótkotrwałego
związku *).
») Por. Funf Bucher Epigramme (Hartfelder) V, 18. 20. 21.
Aschbach, Geschichte der Wiener Univ. II, 205.
•) Znalazł ją Ks. Dr. Fijalek w rękopisie petersb. Por. Studya
do dziejów uniw. str. 24.
•) Por. Conclus. univ. pod temi latami
*) Przypuścił to także ks. dr. Fijalek w bardzo ciekawej no-
tatce w Studyach do dziejów uniw. str. 29.
HUHANIZM I UNIWSRSTTBT. 189^
Widzimy więc, że Celtes zapełnił swoją osobą, czy-
nami i słowami krótki swój pobyt w Krakowie. Kallimach
obracał się przeważnie w górnych sferach polityki i w gór-
nych kołach wielkich tego świata. Humanizm włoski był
z natury arystokratycznym, wyłącznym, nie pasował ludzi
na misyonarzy; humanizm za to niemiecki jest demokra-
tycznym, ma wyraźne pedagogiczne zacięcie i skłonnością
zapał i ogień propagandy. Mimo krótkiego pobytu w Kra-
kowie wywarł też Celtes niewątpliwie pod wieloma wzglę-
dami wpływ stanowczy na swoje otoczenie.
W r. 1490 opuścił on po dwuletnim pobycie stolicę
Polski, aby się w dalsze puścić wędrówki, których do-
piero w r. 1497, stale osiadając w Wiedniu, zaprzestał.
Nie zabrał z Krakowa swoich ksiąg tu nagromadzonych,
a woźnica, który miał później przywieść mu te skarby do
Bawaryi, zgubił je w drodze. Wywiózł Celtes za to z Kra-
kowa sentyment dla Hasiiiny i wspomnienia tego romansu;.
a kilka węzłów spajało go i nadal z ludźmi, których tu
pozostawił, jak z Wojciechem Brudzewskim i humani-
stami niemieckimi. Wogóle jednak nie świetnie wyrażał
się on w późniejszych czasach o Krakowie, o dumne}
sCrocaa, dzikich Sarmatach »truces Sarmatae«, o zimnie
mrożącem Północy, wreszcie o błocie krakowskiem, które
mu się dało we znaki.
Sordibns in tantis orbs Cracovina scatet.
On, który w zapale germańskim nigdy nie umiał zdać
sobie sprawy, gdzie właściwie na Wschodzie kończą się
teutońskie dziedziny, słał potem złorzeczenia na sarmac-
kiego tyrana, co zawładnął dziedzinami Krzyżaków.
Z tych wszystkich złorzeczeń i objawów niezadowo-
lenia wnioskować można, że Kraków dał się Celtesowi
we znaki; z pozostawienia ksiąg w mieście wysnuwano
prawdopodobne przypuszczenie, iż Celtes poniewolnie
i może nagle Kraków opuścić musiał. Mielibyśmy więo
tutaj humanistyczne martyrium, coś w rodzaju wygnania.
190 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
a wiadomo, że wędrówki humanistów były po części w^-
wołanemi przepędzaniem ich z miejsca na miejsce.
W uniwersytetach średniowiecznych nie mogli ci
))poeci« i wędrowni apostołowie znaleźć sympatyi ani ży-
czliwości. Jeżeli poetę przypuszczono do lektoryum, uży-
wał on często tego stanowiska, żeby się natrząsać ze star-
szych kolegów, z zacofania i głupoty sofistów; czasem
znów, jak Celtes to robił, zaniedbywał swoje obowiązki,
opuszczał za lada błahym powodem godziny ^) i wprowa-
dzał tak nieład do organizacyi uniwersytetu. Jeżeli prze-
ciwnie zamknięto przed )>poetą« lektorya, to on znajdował
gdzieindziej zbyt dla swej nauki, a nieskrępowany miejscem,
śmielszym był jeszcze w inwektywach, zajmował czas
i godziny scholarów dla obowiązkowych przeznaczone wy-
kładów. Wojna więc między tymi obozami musiała wy-
buchnąć i być zaciętą. Poważniejsze jeszcze powody mo-
gły się do naprężenia stosunków przyczynić; religijność
humanistów była bardzo chwiejną, Celtes uchodził już za
życia za złego chrześcijanina, myślał i działał często jak
poganin, a w napaściach na księży walczył o lepsze z in-
nymi humanistami *), nawet z osiemnastym wiekiem. Pry-
watne jego życie również było mało budującem. Wszelkie
wieki znały wprawdzie zgorszenia i miały je też średnie
wieki; ale humanizm wprowadził to zgorszenie do litera-
tury, uprawiał jego gloryfikacyę, wysławiał upadki i zbo-
czenia. Echa starożytności miały odbić się donośnie w pi-
śmie i czynie. A to paradowanie miłostkami słusznie na-
^) Celtes usprawiedliwia się przed scholarami chorobą w Epigr.
V, 20. Ale opuszczał on i wtedy prelekcye, gdy go przyjaciel na
winobranie zaprosił, a i studenci niemieccy skarżyli się, że opieszałe
wykłada ^leniwą głowę podparłszy na ramieniua, że niewyraźnie
coś, jakby od niechcenia bełkoce, lżąc przytem słuchaczy przezwi-
skami barbarzyńców i głupców. Por o tern Bezold Konrad Celtes
w Hist Zeitschrift 49 (1883) str. 9.
») Bezold 1. c. 211, 213 i nast.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 191
pawaJo grozą i niepokojem przedstawicieli starej szkoły
i starej, a wiecznej moralności.
Przedtem już dano Celtesowi radę odejścia w Lipsku,
czy też wypędzono go z tego miasta-); ty po wem zaś było
w^^gnanie Sommerfelda z tegoż miasta w roku 1511. Od
roku 1507 natrząsał on się tu we wykładach ze starycłi
magistrów, z tych pyszałków, którzy jego, poetę, usuwają
od biesiad i rozmowy, lżył ich na wszelki sposób, aż go
uniwersytet na dziesięć lat relegował. Pożegnał się on tedy
z tymi kolegami mową pełną złorzeczeń, któremi moce
piekielne zaklął na pomstę swej krzywdy 2).
Spokojniej pono wyniósł się Celtes z Krakowa; wy-
jechał jednak z licznymi żalami, a prócz tego z tą głę-
boką nienawiścią Słowian, która go odtąd nie odstąpiła
nigdy. Strzałą Parta była może oda przeciwko Crispus
Glogomura, w której wysmagał jakiegoś wrogiego sobie
przedstawiciela starej szkoły, nieprzyjaciela poetów, a prze-
wodnika »głupiej drużyny«, co krzycząc z katedry
Dum celsa tmnidus boas cathedra,
płuży sobie w swej urojonej mądrości i mistrzuje oszu-
kanym niedorostkom, nieledwie jak » święty Jowisza pod-
ziemnego kapłan. « *).
Tak się więc skończył epizod Celtesowy w Krako-
wie i w Jagiellońskiej wszechnicy. On uszedł, ale fermenty
były rzucone i różne wywołały niepokoje, świadczące o ja-
kiejś burzy, która przeszła podówczas nad uniwersytetem
krakowskim.
*) Aschbach, Die fruheren Wanderjahre des Celtes 88. Som-
merfeld mówił o Celtes' ie do magistrów lipskich: Conradum Celtin
paene hostiliter expiilistis.
') Paulsen, Gesch. des gelehrten Unterrichts I, 98.
•) Ody 1, 18: In Crispum Glogomuram. Śmiałbym przypuścić,
że to wymierzone przeciw Janowi Glogowicie.
192 KSIĘGA ni. BOZDZIAŁ Ul.
VI.
Echa pobyta Celtesa w oniwersytecie. — Środki odporne przeciw
nowym przybyszom i kierunkom. — Rozluźnienie dyscypliny i wy-
bryki w morach uniwersyteta. — Usiłowania zmierzające do ich
ukrócenia.
Wobec tych prądów i rozluźnienia dawnego ładu
w uniwersytecie znaczą się środki i próby obrony ze strony
tych, którzy nie uznawali nowych bóstw i ich kapłanów,
ze strony starszych, którym przeszłość i tradycya były
drogiemi. A zresztą pojawiło się przy ogólnem podniece-
niu umysłów tyle rzeczywistych wybryków i nieporządków^
że energia w karceniu była konieczną. W roku 1491 wstą-
pił w szeregi stróżów porządku jakiś duch energii i sta-
nowczość niezwykła. Siódmego maja r. 1491 postanowiono
na sesyi uniwersytetu, »że resumpcye wspólne nie mają
się odbywać pod kierunkiem jakichkolwiek magistrów pod-
czas lekcyi, ćwiczeń i actus zwyczajnych «, wkrótce potem
ponowiono uchwałę, że ci, którzyby resumowali albo nau-
czali ]i>in commune<<, czyli większą liczbą scholarów, zapo-
wiedziawszy rzecz z góry, podczas lekcyi i ćwiczeń, mają
być karani pieniężnie ^). Na drzwiach przybito to upomnie-
nie. Resumpcye były to ćwiczenia na podstawie wykła-
dów i przygotowania do egzaminów. Opłacano je nau-
czycielom kierującym, jak rodzaj lekcyi prywatnych; młodzi
więc magistrzy chętnie się ich podejmowali, bo można
było niemi na chleb sobie zarobić, a przytem pod tą osłoną
przemycić do uniwersytetu nowe lub zakazane owoce.
') Por. Conclusiones universitatis (7 maja) 1491: quod resum-
ptiones communes non fiant per quoscumque magistros sub lectio-
nibus et exercitiis ac actibus ordinariis Później uchwalono: quod
resumentes in commune intimatione praemissa aut convocatione sub
lectione et exercitiis puniantur . . . in uno fertone pro qualibet Tice.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 198
Ponieważ i starsi nauczyciele ciągnęli z nich korzyści,
przeto bronili się oni przeciw temu zmonopolizowaniu
resumpcyi przez młodszych, a nie chcieli ścierpieó, aby te
iekcye odciągały słuchaczy od zwykłych i obowiązkowych
wykładów czy ćwiczeń i). Postanowienia te uniwersytetu
godziły więc wprost w młodych magistrów i humanistów.
Równocześnie wyszło rozporządzenie zmierzające do ukró-
cenia wolności czy swywoli scholarów. Tego samego sió-
dmego maja r. 1491 postanowiono na sesyi uniwersytetu,
że studentów i bakalarzów mieszkających po hospicyach
należy zmusić, aby się umieścili w domach uniwersytetu
czyli bursach i przy szkołach dozorowanych*). Walczył
o to uniwersytet już od pewnego czasu, zupełnie nakaz
przeprowadzić długo mu się jednak nie udawało; w ka-
żdym razie uchwała z r. 1491 była stanowczym na tej
drodze krokiem, aby dawną wolność mieszkania, hospi-
cyalny system, panujący od początku w uniwersytecie
przełamać i usunąć.
Niebawem przyszły jeszcze energiczniejsze wystąpie-
nia. Krótko po odjeździe Celtesa zostaje rektorem w je-
sieni roku 1491 podeszły w leciech Maciej z Kobylina.
Po objęciu urzędu zwrócił się on do kanclerza uniwersy-
tetu biskupa Fryderyka »z prośbą o nadanie większego
znaczenia jego władzy«, o nadzwyczajne wzmocnienie
kompetencyi rektorskiej. Wydarzyło się coś podobnego
iuż za Zbigniewa Oleśnickiego w r. 1448. Biskupi kra-
kowscy przelewali w takich razach na rektorów całą swoją
nieomal jurysdykcyę, »aby ci odziani powagą i mocą bis-
kupią tem skuteczniej mogli powściągnąć wybryki mło-
') Por. o resumpcyach: Kaufmann, Geschichte der deutschen
Univ. II, 366 i nast; o nadużyciach w tym względzie: Paulsen, Ge-
schichte des gelehrten Unterrichts I, 97.
") Gonclus. univ.: Quod hospiciati studentes baccalarii cogan-
tor ad intrandum, moracionem habendum in domibus universitatis
vel scolis partipjilaribus. Tekst rozporządzenia z r. 1491 u Muczkow-
skiego Lib. Prom. XLII.
Hlrt. Uniw. T. u. 13
194f KSIĘGA m. ROZDZIAŁ III.
dzieży i groźbą kar najsurowszych, więzienia i ekskomu-
niki, utrzymać ją w karbach przepisów uniwersyteckich « *).
Pismem z 14-go listopada r. 1491 przychylił się kanclerz
Fryderyk do tego podania. A krótko potem szóstego lu-
tego r. 1492 zapadły w uniwersytecie stanowcze uchwały,
zmierzające do tego, aby nieporządki ukrócić, a uniwer-
sytet do dawnego przywrócić ładu. Wspomniano tu o »nie-
znośnych wybrykach« członków uniwersytetu, intolerabi-
les insolentiae suppositorum universitatis, o nowych cho-
robach, na które nowych lekarstw szukać należy (novis
morbis noya antidota sunt adhibenda) i zarządzono, że
odtąd supposita uniwersytetu ani we dnie ani w nocy
świeckich ubiorów ani broni nosić nie mają, lub włó-
czyć się po mieście. Przestępcom zagrożono surowemi
karami *).
Takie choroby panowały wówczas i gdzieindziej. 25-go
marca roku 1491 wydaje rektor uniwersytetu heidelber-
skiego pismo przeciw tym supposita, którzy instar laico-
rum, jak świeccy się noszą i po karczmach przesia-
dują, biorąc udział w rozpuście i biesiadach'). Wy-
raźnie rozluźnianie się dawnych porządków leżało w du-
chu wieku i zawisło nad twierdzami nauki i dawnych
tradycyi.
Cóż tedy w Krakowie przyczyniło się do tych suro-
wych kroków i wystąpień? Historya, która zapisuje naj-
częściej skutki i fakta, a nie wylicza przyczyn, nie po-
zwala nam wgłądnąć w głębię dusz i w szczegóły w€dki,
która się wtedy toczyła. Ale akta uniwersyteckie ówczesne
stwierdzają jednak to, co stwierdzały uchwały władzy, t j.
wzmożenie się ducha niesforności i sporności, zagęszcza-
nie się nieładu w obrębie uniwersytetu. Już rok 1488 od-
*) Fijalek; Studya do dziejów uniw. krak. 7.
*) Gonolus. univ.
') Winkelmann, Urkundenbuch der Uiiiversit&t Heidelberg I,
(1886) n. 140.
HUMANIZM I TjmWJEBBYTWt. 195
2nacK«ł się niepokojami, w roku następnym spełniono gwałt
w bursie Jerusalem i pobito jej seniora magistra Michała
z Bystrzy kowa *). Pomijamy cały szereg pospolitych burd,
które się w tych czasach wydarzyły, bo to chleb codzienny
średniowiecznego uriwersytetu. Skarżono się ciągle na
noszenie broni, na ubiory świeckie scholarów*). To, że
mistrzowie nauczający zaczęli między sobą się ścierać,
kłócić i lżyć, że poeci wyrażali się o sofistach w sposób
bardzo lekceważący i pogardliwy, to wszystko musiało
osłabić i obniżyć powagę nauczycieli i sprowadziło rze-
czywiście w tych właśnie czasach znamienne bardzo wy-
bryki. 11-go lutego r. 1491, kiedy mistrz Mikołaj z Micha-
łowic objaśniał studentom w lectorium Sokratesa Owi-
dyuszowskie elegie ex Ponto, wywołał bakałarz artystów
Michał z Nowego Miasta skandal wśród wykładu, nazwał
magistra bestyą, osłem, nieukiem i dodał inne obelżywe
wyrazy*). Gwałty podobne zaczęły się teraz częściej w au-
dytoryach powtarzać; w sierpniu r. 1491 przerwano ba-
kałarzowi Michałowi ze Lwowa lekcyę śmiechami (A. rect.
n. 1457); w tym samym czasie podczas wykładu Jana
z Kościana, bakałarza in artibus, zawołał Maciej z Napa-
chania otoczony studentami: Iste cacalarius legere ignorat
(A. r. 1459). Oto próbki obyczajów, które nam tłómaczą
surowość władzy i zarządzenie stanu wyjątkowego w uni-
wersytecie. Charakterystycznym jest objawem, że jednym
z pierwszych, przeciw któremu zwrócił się rektor Maciej
z Kobylina na mocy wzmocnionej swej władzy (yigore
auctoritatis ordinariae et cohercionis per 111. principem...
Fridericum . . . nobis in supplementum iurium universi-
tatis concessae) był Stanisław Selig z Krakowa, znany nam
humanista, który o pieniężną sprawę pokłócił się z innym
1) Acta rectoralia n. 1223.
') W r. 1494 (Acta rectoralia n. 1732) oskarżonym zostaje stu-
dent, quod Collegium ad audiendum iectiones laioaliter intrabat in
mltris prohibitis.
^ Acta rectoralia n. 1388.
13*
106 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ Ul.
magistrem Bernardem de Biskupie i). Równocześnie bi-
skup Fryderyk, dowiedziawszy się o excessus i scandala,
zaszłych przedewszystkiem w Collegium Maius, o kłótniach,
wyzwiskach i obrazach, powołał przed sąd biskupi trzech
mistrzów i to znowu Stanisława Seliga, Michała z By-
strzykowa i Andrzeja z Łabiszyna; skazani oni zostali na
kary pieniężne*). Humaniści i przedstawiciele skotyzmu
znaleźli się więc razem na ławie obżałowanych, a wy-
rokiem zamierzono poskromić zbyteczną krewkość prze-
ciwników, którzy z odium metaphysicum łączyli jeszcze
inne nienawiści i nie koniecznie w metafizycznych argu-
mentach szukali dla nich upustu.
VII.
Po walce. — Jan Olbracht królem. — Pożar w kollegium artystów
i nowe budowy. — Kanclerz kardynał Fryderyk. — Losy humanizma
w Krakowie po odjeździe Celtesa. — Śmierć Kallimacha w r. 1496. —
Jan Sommerfeld starszy (f 1501) i jego działalność w Krakowie. —
Jan Rhagius Sommerfeld młodszy, humanista wędrowny, podjął po
odjeździe Celtesa prace i misyę swego mistrza. — Koleje jego życia. —
Henryk Bebel w Krakowie. — Wybitni uczniowie tych czasów:
Anshelm Yaierius i Jan Turmair.
Siódmego czerwca r. 1492 umarł tymczasem po dłu-
giem panowaniu król Kazimierz Jagiellończyk. Nastąpiło
bezkrólewie i spory o tron osierocony. Królowa Elżbieta
była za Olbrachtem, a za nim był także oczywiście Kal-
limach i ci wszyscy, którzy ulegli jego wpływom i hasłom.
Przyszło jednak do niesnasków, rozstrzelenia zdań i spo-
rów, tak że Kallimach uznał za konieczne usunąć się w tej
ciężkiej chwili z przed oczu i we Wiedniu przez czas pe-
wien przebywał ^), W końcu jednak zwyciężył jego uczeń
^) Acta rectoralia n. 1528, z 29 marca r. 1492.
») Acta episcop. Grac. (1491), IV. 81 i 93.
') Zeissberg, Poln. Geschichtsschreibung 371.
HUMANIZM 1 UNIWBRSYTBT. 197
i protegowany, sławiony równocześnie przez wszystkich
humanistów. Jan Olbracht został jeszcze w r. 1492 królem
polskim. Teraz więc trzeba było usprawiedliwić nadzieje,
które w nim pokładano, ziścić marzenia, które się ucze-
piły jego osoby. Hartmann Schedel był tego usposobienia
i tych wygórowanych myśli ttómaczem, kiedy o Olbrachcie
w swojej Gronica Mundi z r. 1493 głosił, że tenże stanie
się przedmiotem podziwu dla całego świata: iam futurum
toti orbi spectaculum; kiedy pisał o nowym monarsze, iż
}» steruje swem państwem poparty cnotą własną i radami
najlepszych i najuczeńszych mężów.« Kallimach powrócił
niebawem do Krakowa i zajął rzeczywiście potężne sta-
nowisko.
A jakie stanowisko wobec tego wszystkiego zajmo-
w^ał uniwersytet? Wspomnieliśmy co dopiero, że w osta-
tnich czasach Kazimierza rozgrywały się w nim walki
wewnętrzne, że zarządzono tu stan wyjątkowy przeciw
skrajnym ludziom i dążeniom. Uniwersytet w większości
swojej był zapewne za Olbrachtem; jego wykształcenie
jednało mu umysły, przedstawiało go w świetle opiekuna
uczonych. Kiedy też w grudniu r. 1492 odbywał Olbracht
swój ingres do stolicy, witał go w imieniu uniwersytetu
mową uroczystą Jan Sacranus z Oświęcimia; sławił w niej
nowego monarchę, a zarazem przypominał » nieszczęścia
burzliwe czasów, w których już prawie na łup publiczny
byliśmy wydania, — sub... procellosa calamitate temporum,
quibus iam pene praedam in publicam expositi fueramus.
Tenże sam Jan z Oświęcimia jako rektor w r. 1493 wzy-
wał opieki nad uniwersytetem przy ingresie kardynała
Fryderyka i błagał tegoż, aby łaskawie oczy swe zwrócił
Dna jego teologiczny i nieledwie już zepsowany ustrój«,
theologicalem et pene iam detrimentosum ordinem*). Do
<5zego tedy te wspomnienia się odnoszą? Niewątpliwie do
walk ciężkich, które uniwersytet świeżo był przebył, a któ-
Ks. dr. Fijalek Studya do dziejów uniw. krak. str. 43 i 47.
198 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ Ul.
ryoh odgłosy i ślady zaznaczyliśmy. Jan z Oświęoimia,
człowiek pośredniego kierunku, wzdrygał się przed skraj-
nościami gwałtownych humanistów, przed rozstrojem i nie-
ładem, które oni wnosili do przekazanego theologicalis
ordo. Zarazem jednak i inne burze i ciosy dotknęły wtedy
uniwersytet krakowski, które także wpłynąć musiały na
ton żałosny tych przemów. W lipcu bowiem roku 1492,
krótko po śmierci Kazimierza Jagiellończyka, wybucłił po-
żar w pobliżu uniwersytetu, obrócił w perzynę wszystkie
domy obok kościoła świętej Anny i objął koUegium ar-
tystów^). Pożar ten był dla uniwersytetu ciężką klęską,
którą tylko ofiary i energiczne działanie powetować mo-
gły. Natenczas król sam przybył zapewne z pomocą, on,
który »względem uniwersytetu krakowskiego szczególniej-
szy żywił afekt« — ad universitatem Cracoyiensem singn-
larem gerens affectum^). Równocześnie królowa Elżbieta
przesłała z okazyi zgonu swego małżonka 300 florenów
dla domu artystów').
Zaczęto więc wkrótce budować na nowo. Kallegium
dotychczasowe, powstałe ze zlepku domów, w różnych
czasach dla uniwersytetu nabytych, nie musiało się przed-
stawiać zbyt pokaźnie, a ostatnia przebudowa z roku 1468
nie naprawiła ogólnego wrażenia. Teraz postanowiono
przy restauracyi uwzględnić piękność obok pożytku *). W r.
1494 zdarzył się niespodziewany wypadek, który ułatwił
to zadanie. Przy rozbieraniu starego muru w lectorium
Socratis znaleziono mianowicie skarb z 2508 dukatów
i wielką liczbę pierścieni i drogich kamieni. Przypuszczano,
') Miechowita p. r. 1492. IV, 73. Por. Monum. PoL V. 908.
*) Ibid. IV, 78.
•) CJonclus. imiv. pod r. 1606. W Mon. Pol. V, 908 osytamy
o 400 florenach de thesauro suae Maiestatis danych a okasyi ialo-
bnego nabożeństwa.
*) Conclus. uniy. 1493: ut domus collegii maioris igni supenre-
nienti consumpta et abolita in formam pulchram . . . reaedificata eon-
stmatur.
HUMANIZM I UNIWSRSYTSr. 19^
ie bogactwa te zamurowali żydzi, którzy kiedyś zamie-
szkiwali tę część miasta i te gmachy. Król natychmiast
stare monety wymienił na pieniądze bieżące, a kardynał
Fryderyk wziął gemmy i według Miechowity prawie nic
za nie nie dał, według Wapowskiego odpowiednio je za-
płacił^). Odtąd dzień świętego Władysława, w którym
znaleziono te skarby, uchodził stale za święto w uniwer-
sytecie.
Nie moglibyśmy na pewno oznaczyć, jak restauracya
ówczesna się przedstawiała. Ale to zdaje się być pewnem, że
gmach ten, w którym na dole znajdowały się lektorya,
na górze wielka sala teologów i mieszkania profesorów,
odtąd nabrał jednostajniejszego i wspanialszego wyglądu.
Wapowski szczególnie wyraża się o tych robotach z po-
dziwem: doktorzy krakowscy — powiada — osiągnąwszy
niespodzianie pieniądze, dom CoUegii, mury podwyższy-
wszy, na kształt wyniosłego pałacu odnowili i dużo uczy-
nili okazalszym*). Roboty długo trwały, bo w drugim
szesnastego wieku dziesiątku pracowano tu jeszcze około
dalszego ciągu poczętych robót, a zarazem około libraryi,
na którą łożył hojny zawsze Maciej z Miechowa^).
Król Jan Olbracht, odznaczający się miłością dla uni-
wersytetu, dał następnie Jagiellońskiej wszechnicy w r.
1496 3>dla powiększeniacc większego koUegium dom przy-
tykający, należący od dawna do kościoła św. Anny a le-
żący naprzeciw tego kościoła, na własność zupełną ^). Otóż
przy budowlach ówczesnych dom ten został zapewne wcią-
gnięty w obręb jednolity i włączony do reszty budowy.
*) O tym skarbie por. Miechowita IV, 77. Wapowski, w Scri-
ptores r. poL II, 20. Mon. Pol. V, 908.
*) Wapowski w Soriptores rerum pol. II, 20.
•) CoDclus. univ. 1518 postanawiają profesorowie: super con-
tinuatione aedificiorum coeptorum . . . Labor librariae debet continu-
ari. Ibid. 1522: Maciej z Miechowa daje pieniądze pro libraria theo-
logorom oontinuanda i osobną sumę na zegar.
*) Cod. univ. Grac. III. 200.
200 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ III.
Nie poprzestając na tych dobrodziejstwach, nada) Ol-
bracht prócz tego uniwersytetowi patronat nad pewnym
kanonikatem przemyskim, który dotąd był kollacyi kró-
lewskiej ^). Uniwersytet wybierał w następnych latach na
to stanowisko jednego ze swych członków, zwykle pro-
fesora teologii.
A w czasach, kiedy Olbracht siedział na tronie, brat
jego młodszy Fryderyk zajmował stanowisko biskupa kra-
kowskiego i kanclerza uniwersytetu. W r. 1488 zasiadł
on na stolicy krakowskiej, w r. 1493 został arcybiskupem
gnieźnieńskim i kardynałem. Promienie tej świetności spa-
dały także oczywiście na uniwersytet Zdawać się nawet
mogło, że się odnowią tradycye Zbigniewa Oleśnickiego [
i władza kanclerza nowym zajaśnieje blaskiem. Kanclerze !
uniwersytetu po wielkim kardynale, zmarłym w r. 1455,
nie odegrali roli zbyt wybitnej, ani Tomasz Strzempiński
za krótkich swych rządów, ani dworak Gruszczyński, ani
kochający się nadto w zbytkach Lutek z Brzezia, ani
wreszcie dawny wojak Jan Rzeszowski, który za młodu
walczył pod Warną. Teraz tymczasem brat królewski
i członek świętego kollegium stał się opiekunem krakow-
skiej wszechnicy. Stosunki jego z uniwersytetem są dosyć
ścisłe; polecił go jego opiece w r. 1493 Jan z Oświęcimia,
a odtąd interwencye kanclerza znaczą się dosyć często
na kartach aktów uniwersyteckich. Ale do wpływu i zna-
czenia Zbigniewa było mu daleko. Kardynał Fryderyk był
jeszcze młodym i w młodym wieku zeszedł z tego świata;
umysł miał nie zbyt wybitny, a skłonność do hulatyki
zwichnęła go przedwcześnie. Wykształcenie pewne, za
młodu nabyte, nie wniknęło w głębię jego duszy; a cho-
ciaż miał w swem otoczeniu ludzi wyższych i wykwin-
tnych, żył po trochu i umarł »spreta philosophorum doctrina,*
jak się wyraża Miechowita.
W otoczeniu jego znajdował się, jak już wspomnie-
*) Miechowita IV, 78.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 201
liśmy, ów Bernardino Galio, przyjaciel Kallimacha; z Kal-
limachem łączyły samego kardynała bliższe stosunki, cho-
ciaż zamącone wielkiemi nieporozumieniami, jak n. p. z po-
wodu zaburzeń antyżydowskich w r. 1494. Dalej przeby-
wał dużo na służbie i w otoczeniu kardynała Jan Baru-
chowski, magister uniwersytetu krakowskiego z r. 1459,
doktor dekretów i rektor uniwersytetu w latach 1485/6
i 1486/7. Został on później archidyakonem krakowskim, a Jan
Ursinus nazywa go sekretarzem księcia Fryderyka. Zna-
komitszym wreszcie członkiem tego dworu był Piotr To-
micki, który z wielkiem wykształceniem prawniczem wra-
cał w r. 1500 z Włoch do Krakowa i), aby tutaj od kan-
clerstwa na dworze biskupów zacząć świetną swoją ka-
ryerę.
Fryderyk Jagiellończyk był kanclerzem uniwersytetu
w czasach, kiedy Celtes przebywał w Krakowie i kiedy
następnie po części wskutek pobytu tego humanisty wy-
buchła w murach uniwersytetu burza i powzięto różne
uchwały zdążające do ujęcia w karby rozluźnionego ustroju
wszechnicy. Jakież tedy były dalsze tych nowych kierun-
ków koleje i przeobrażenia?
Pod sam koniec wieku pisał do Celtesa przebywa-
jący w Krakowie humanista Aesticampianus: Nie kwitnie
tak już nasza szkoła, jak dawniej, kiedy ty sam byłeś tu
obecnym *). Z tego więc wnosićby można, że uniwersytet
znajdował się w upadku, że w każdym razie pod wzglę-
dem humanistycznym życie jego, bujnie się zapowiada-
jące, ustało. Rzeczywiście też w ostatnim lat dziesiątku
stwierdzić możemy pewne cofnięcie się w rozwoju wszech-
nicy. Lata 1490 — 1494 wykazują silny jeszcze przypływ
scholarów; rok 1495 spada za to do liczby 191, bardziej
*) Korytkowski. Arcybiskupi gnieźnieńscy III, 618.
«) Z listu 2 r. 1499 u KlupfeFa De vita Celtis I, 96.
202 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
jeszcze jest nędznym rok 1496, bo wykazuje tylko 92 intytu-
łowanych, r. 1497 trochę się znów podnosi, dosięga jednak
tylko cyfry 117-tu. Następne lata są lepsze, a w roku 1500
przekracza wpis po raz pierwszy liczbę pięciuset Także
pod względem wykładów humanistycznych możemy na-
ówczas wykazać pewien zastój w ruchu dopiero poczętym.
W latach 1494 — 1498 niema prawie zapowiedzi lekcyi
o autorach klasycznych i tylko wyjątkowo błyśnie jakie
nazwisko z tego zakresu. Przypominamy dalej, że ten ma-
gister, który szczególną chwałę przynosił uniwersytetowi
i przynęcał w znacznej części scholarów, Wojciech Bru-
dzewski poszedł w r. 1494 na Litwę i nie miał stamtąd
już powrócić. Bo i to odbiło się niekorzystnie na postępie
i rozwoju szkoły krakowskiej.
Burza więc, która po r. 1490 tutaj wybuchła, zazna-
czyła się w następnych latach pewną stagnacyą. Ale sta-
nowczą być ona nie mogła. Bo fermenta raz rzucone mo-
żna na chwilę stłumić, rozwoje wszczęte przelotnie zaże-
gnać, ale myśli te kiełkują w cichości i muszą w końcu
rozeprzeć ustrój, który miał już na sobie znamiona prze-
życia.
W r. 1496 umarł człowiek, który w życiu umysłów
i polityce polskiej ówczesnej tak wielką odegrał rolę, Fi-
lip Kai limach. Pogrzeb jego zamienił się w wielką mani-
festacyę, a hołd ten był zarazem wyrazem czci dla
króla, który zmarłego szczególną otaczał miłością i opieką.
Według świadectwa współczesnego wyległ przy tym ob-
chodzie cały kler Krakowa i wszystkie zakony, czternastu
pono infułatów towarzyszyło trumnie. Za nią postępował
ulubiony uczeń nieboszczyka i powiernik, Maciej Drze-
wicki, potem doktorzy uniwersytetu, wreszcie ogromny
zastęp — turba magna — scholarów. Wszystko to zmierzało
do kościoła św. Trójcy, gdzie ruchliwy humanista na wie-
czny miał się położyć spoczynek. Testamentem swoim
obdarzył on króla i kardynała Fryderyka, któremu zapi-
HUMANIZM I UNIWBR8YTKT. 20S
sal la sua carozza eon ąuattro cayalli ^); uniwersytet także
otrzymał po nim dary i pamiątki. Zapisał mu Kallimach
miednicę srebrną z nalewką dla użytku domowego i sto
florenów »pro aedificiis domus« '). Niebawem posypały się
pieśni humanistów miejscowych i obcych na grób tego,
który w oczach północnych ludzi uchodził za mędrca gó-
rującego nad otoczeniem i wiekiem, za bożyszcze nowego
zakonu. Humaniści krakowscy, osieroceni już po wyjeździe
Celtesa, wylewali teraz łzy literackie po drugim opiekunie
i orędowniku swej sprawy. Wśród tych humanistów, któ-
rzy po Celtesie snuli w Krakowie dalszą nić jego pracy
i wpływów, zasługują niektórzy na szczególne wspomnie-
nie. Oni to sprawili, że mimo usunięcia kursów humani-
stycznych w uniwersytecie zarzewie, przez niego rzu-
cone, nie przygasło zupełnie, że ruch przyttumiony prze-
trwał chwilową reakcyę.
Wawrzyniec Corvinus uległ przeważnym Celtesa
^wpływom, należał, choć już był starszym, do jego wielbi-
cieli i uczniów®). Tęsknił on ciągle za chwilami spędzo-
nemi u stóp mistrza, wiecznie żałował, że z nich nie sko-
rzystał dostatecznie. Niebawem jednak miał Kraków opu-
ścić w r. 1494, aby przenieść pole swego działania do ści-
ślejszej swej ojczyzny, na Śląsk.
Pozostał za to dłużej w Krakowie inny uczeń Cel-
tesa, jeden z najruchliwszych humanistów ówczesnych^
Jan Rhagius Sommerfeld czyli Aeticampianus. Znaczenie
jego jest powszechnie znanem, biografia o tyle zamąconą,
że równocześnie przebywał w Krakowie inny Jan Som-
merfeld starszy, którego działalność może mniej wybitna,
ale w Krakowie doniosła i pokrewna utrudnia rozdział
tych dwóch ludzi i owoców ich pracy. Akta rektorskie
*) Ciampi Bibliografia critica I, 31.
•) Wiszniewski Hist. lit. III, 463. Por. Arch. uniw. Cod. 69 p. 33.
^ W r. 1501 pisał do Celtesa z Wrocławia (Cod. wied. 34ł8
8tr. 136) : id temporis quo inter duros tecum vixi Sarmatas et in ho-
nestissimo alumnorum tuonim coetu.
204 KSOHOA Ul. — ROZDZIAŁ m.
i spis wykładów uniwersytetu krakowskiego znają tylko
jednego Jana Sommerfelda, tego starszego. We-
dług Liber diligentiarum wykłada on od roku 1487, w któ-
rym jest extraneus, aż do roku 1501. Należy do tych
licznych przybyszów zachodnich, którzy wtedy działali
w uniwersytecie Jagiellońskim, a pochodził ze Sommer-
feld na Łużycach; miejsce urodzenia przystało do jego na-
zwiska w zlatynizowanej formie Aesticampianus^).
W roku 1490 zostaje on collegiatus minor, w r. 1494
colleg. maior, w zimie 1494/5 jest dziekanem artystów.
Wykłada kursą Arystotelesowskie i dyalektyczne ale wpro-
wadza także młodzież w tajniki nowej retoryki i poetyki,
objaśnia w r. 1492 dziełko Augustyna Datusa, ucznia Pi-
lelfa, De conficiendis epistolis, prócz tego po kilkakroć
(1493, 1499, 1501) wykłada o traktacie De modo episto-
landi Franciszka Niger, Wenecyanina, który działał w końcu
piętnastego wieku. Wyraźnie nowe kierunki przystały do
jego duszy a był ich szermierzem w swych lekcyach
o retoryce i poetyce. Zrozumiemy wobec tego, dlaczego
poeta Johannes Lupulus Bodmanensis w epitafie na tego
Jana Sommerfelda 2) sławił go, że wrozwiązywał skryte
tajniki logiki«, ale prócz tego dodawał, iż był postrachem
sofistów, czyli średniowiecznych dyalektyków,
Qaeinqae sophistaram garmla tnrba times.
Acta rectoralia więcej nam o nim dostarczają szczegółów.
Tutaj się pojawia jeden i ten sam Sommerfeld, znowu
w tych samych latach, od r. 1487 aż do roku 1501. Opie-
kuje się on gorliwie scholarami, mianowicie niemieckimi,
którym często pożyczał pieniędzy '), a to objaśnia dobitnie
pochwały ze strony Anglika Leonardusa Coxus, który pó-
źniej twierdził, że Aesticampianus takim był fautorem i opie-
V Objaśnia to nazwisko w grammatica Petri Heliae (1499)
str. LIIII.
') N. p. w Modus Epistolandi z r. 1513.
^) Acta Rect. n. 1104, 1132, 1134-5, 1500, 1761.
HUHAiaZH I UNIWERSYTET. 205
kunem młodzieży, jakich niewielu uniwersytet zdołałby
wykazać, ąuantum vix alium eo tempore nostra mater
habebat^). W roku 1488 jest on seniorem świeżo założo-
nej bursa Almannorum ^), następnie (1492) bierze bursę
węgierską w arendę na lat trzy, a przecież ta bursa była
wtedy głównem ogniskiem niemieckiego żywiołu. Po pe-
wnym czasie zabrał się on do teologicznych studyów i zo-
stał bakałarzem św. teologii. Wszechstronność jego umy-
riu w tem się uwydatnia; to też późniejsi nazywali go
zarówno muz kapłanem jak i tłómaczem pisma świętego.
Po pełnym żywocie umarł ten Sommerfeld 22 paź-
dziernika r. 1501. W styczniu następnego roku egzekuto-
rowie jego testamentu, Michał z Wrocławia i Jan kazno-
dzieja niemiecki przy kościele Panny Maryi, zajmują się
już jego spuścizną ^). A ta data śmierci niezbitym jest do-
wodem, że odróżnić go należy od innego Jana Sommer-
felda, sławnego i ruchliwego humanisty, nauczyciela Hut-
tena, który dopiero w r. 1520 życia dokonał*).
Ten Jan Sommerfeld starszy, który był postrachem
sofistów w Krakowie, działał także na polu literatury.
W roku 1487 wykładał on Pryscyana; w kilka lat pó-
źniej wydał dzieło p. t. Grammatica Petri Helie uti-
lissima veri Prisciani imitatoris z komentarzem bardzo
obszernym do traktatu uczonego paryskiego z XII-go stu-
lecia, który w średnich wiekach wielkiej używał sławy.
Jan Sommerfeld opatrzył hexametry średniowiecznego gra-
matyka obszernemi objaśnieniami, w których przebija
wielka uczoność, a nawet znajomość greczyzny ^). Do przy-
kładów gramatycznych zaplątały się wiadomości o stano-
wisku i stosunkach autora z kardynałem Fryderykiem
') Coxus: De laudibus Academiae Cracoviensis, 1518.
*) Acta rectoralia n. 1192.
-) Acta rect. 1898, 1899. 1903, 1911.
*) Pien^'szy ich rozróżnił Bauch w Archiv fiir Litteraturge-
schichte XII, 322.
•) Bauch 1. c. 323.
206 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ ni.
i jego archidyakonem Janem Baruchowskim. Pierwszego
sławi po dwakroć bardzo gorąco (p. XLIX i LXXXIX),
drugiego zwie swoim dobrotliwym opiekunem*). Musiał
więc na dworze kardynała częściej przebywać i cieszyć
się jego życzliwością.
Więcej rozgłosu miało jego dziełko Modus Episto-
landi, zbiór wzorów listów, dosyć chudych i jałowych,
który jednak licznych doczekał się wydań. Uderza w nim
podziw dla Kallimacha, jego filozofii i wymowy, z resztą
utwór ten nie wyrasta w niczem ponad poziom pospo-
litości licznych pokrewnych mu duchem podręczników
epistolografii *). Wreszcie starszego Sommerfelda dziełem
jest komentarz do mów Libaniusa, retora greckiego, na
łacinę przez Franciszka Zambeccari przełożonych. Na czele
znajdujemy tu list dedykacyjny Sommerfelda, zwiącego się
artium liberalium magister et sacrarum litterarum bacca-
larius, maioris coUegii studii Cracoviensis coUegiatus, do
podkanclerzego koronnego Macieja Drzewickiego. Wyda-
wca sławi znakomitego mecenasa humanistów i wyraża
swą wdzięczność za doznane dobrodziejstwa 8). Nie dziw
') p. CIIII: ut ego Joh. Aesticampianus sum cliens, Dnusvero
Job. Baruchinus artium et sacrorum canonum doctor, archidiaconos
Crac, nostri ill. cardinalis Federici olim praeGeptor, meus patrouus
est . . . Dowiadujemy się więc, że magister Jan Baruchowski nauczaZ
kiedyś młodego Jagiellończyka.
') Że jest utworem Sommerfelda starszego, zmarłego w roku
1501, to wypada z pisma Rudolfa Agrykoli, którem tenże wydanie
Yietora z r. 1515 opatrzył. Mówi tam sławny humanista o Sommer-
feldzie, o tegoż wielkiej nauce, powiada, że Michał z Wrocławia
wprowadził go do biblioteki Aesticampianus'a Zrozumiałem to zu-
pełnie ze względu na to, że Michał z Wrocławia był egzekutorem
testamentu nieboszczyka.
*) Przedmowa ta datowaną jest z marca r. 1504 i w tern jest
wielka trudność. Bo koUegiat krakowski umarł w r. 1501, chyba
więc tu jest myłka druku. Drzewicki został podkanclerzym zupewne
w ostatnim roku Olbrachta w r. 1501. (Korytkowski, Arcyb. gniezn.
II, 749). Tytuły wydawcy nie pozwalają o innym Sommcrfeldzie my-
śleć. — Hain, Repertorium 10069, zna wydanie bez oznaczenia roku.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 207
tedy, że człowiek tak zupełnie Drzewickiemu oddany nie
szczędził słów uznania i pochwaiy dla Kaliimacha.
Ogółem biorąc przedstawia nam się ten Jan Som-
merfeld starszy, który długo i różnorodnie w Krakowie
działał jako człowiek pośredniczący między staremi i no-
wemi hasłami, jako poważny uczony, który znalazł miej-
sce w dawnym ustroju uniwersytetu, a w nim dla no-
wych kierunków i nowej wiedzy miejsce chciał wywal-
czyć. Zetknął się on zapewne z Celtesem i jego przewa-
żnym wpływem, dlatego też hołdował muzom, a Coxus
nazywa go Musarum et ApolUnis sacerdos; ale ten sam
Coxus wymienia go między dyalektykami, przedstawicie-
lami disciplinae moralis et metaphysicae ^).
Innego rodzaju człowiekiem, daleko ruchliwszym, na-
miętniejszym i głośniejszym był jego imiennik, który także
w Krakowie przez pewien czas przebywał, a następnie
^w Niemczech działał na różnych miejscach głośnie i nie-
kiedy burzliwie. Postać tego młodszego Sommerfelda wy-
bitniej też występuje w dziejach humanizmu i walkach,
które pod jego znakiem staczano.
Jan Rak, albo Jan Rhagius Aesticampianus
urodził się w Sommerfeld w Łużycach w r. 1457, a życie
^) W kodeksie Geltesa wied. 3448 czytamy list Marcus'a Ru-
stinimious do Geltesa. Przytacza on tam epitaf wierszowany na Kal-
iimacha, a potem mówi o autorze: yir ornatissimus divinarum hu-
manarumąue rerum peritissimus, sapientissimus sacrarum litterarum
interpres in illius memoriam conflavit, Johannes Esticampianus dic-
tug, qui et tibi notissimus et amicus familiarissimus ... To się oczy-
wiście odnosi do starszego Sommerfelda teologa krakowskiego. A więc
on byłby przyjacielem Geltesa, on autorem epitafu Kallimachowego
(który przypisywano także Bernardino Galio; Zeissberg, Die poln.
Gesohiohtsschreibung 379). Gytuje ten epitaf Rhagius (Godex Geltesa
105 a), ale nie powiada, żeby był jego pióra. A niepodobna przy-
puśoić, aby Rustinimious, który był w Krakowie, a list ten pisał
w roku 1500, pomieszał obu Sommerfeldów, jak przypuszcza Bauch
1. c. 327.
208 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ HI.
jego pełne zmienności i przygód sięgnęło dość głęboko
w wiek szesnasty. Jest on skończonym i wybitnym typem
wędrownego humanisty, ma wszystkie własności i przy-
wary tego cechu. Późniejszy nauczyciel Huttena i wielu
znakomitych mężów epoki szukał on nauki i światła
tam, dokąd tak powszechnie naówczas po światło się zwra-
cano, w Krakowie. Kiedy się on tutaj pojawił, określić nie
możemy. To pewnem, że był tutaj za pobytu Celtesa,
a więc w roku 1490, że następnie pozostał czas dłuższy
na Wschodzie i z ukochanym mistrzem nawiązał zajmu-
jącą korespondencyę, w której Celtesowi donosił o życiu
duchowem i społecznem Krakowa^). Listy te są dla ów-
czesnej kultury źródłem pierwszorzędnego interesu. Som-
merfeld podobnie jak Corvinus korzystał w Krakowie
z nauki Celtesa, przesiadywał wśród )>honestissimus alum-
norum coetus«, o którym Corvinus w jednym z listów
swoich wspomina; gorętszy od kolegi nie miał Sommerfeld
dosyć słów uznania dla Celtesa, zachwycał się jego nauką^
wymową, wpływem na uczniów; pisał w pełnej świado-
mości misyi Celtesa, że on z nieba przysłanym został,
aby chmury niewiadomości rozpędzić — numen coelitus
demissum, quod ignorantiam propulsaret *). Sommerfeld
nie dostąpił jednak zapewne stałego w Krakowie stano-
wiska, bo nie miał stopnia, któryby pozwalał mu zasiąść
między sofistami uniwersytetu, a zapewne nigdy go nie
osięgnął. Mimo tego stał on z uniwersytetem w ścisłym
związku, bo tutaj się kształcił, mówił o »nostrum gymna-
sium«, śledził bacznie jego rozwoje. Wątpić też nie mo-
żna, że nauczał w Krakowie, zapewne poza uniwersyte-
tem, po bursach lub prywatnie. — Erazm Beck z Krakowa
był jego wy Chowańcom; w r. 1499 był ten Beck w Wie-
^) Listy te sięgają poza pobyt krakowski; w r. 1499 wyjechał
ten Sommerfeld do Wioch, w r. 1500 pisze z Bolonii, w r. 1502 po
powrocie do Niemiec z Oppenheim, przed osiedleniem się w Mo-
guncyi.
*) Cod. bibl. Caes. Yiennensis 3448 — , p. 107 a.
UUMAKIZM I UNIWKRSYTET. 20^
dniu, następnie w latach 1500 — 1503 wykładał w Kra-
kowie, przeważnie autorów klasycznych, Cycerona, Wer-
giliusza, Owidyusza i Senekę. Obowiązki jednak te speł-
niał niedbale, jak humaniści zwykli byli czynid Uczeń
ten Sommerfelda musiał by<5 człowiekiem niezwykłego ta-
lentu; przynajmniej Coxus w dziełku: De laudibus... Cra-
cov. academiae twierdzi później z przesadą, że Beck łą-
czył wymowę z mądrością, dorósł w pierwszej Policyana,
przerósł w filozofii Ficinusa.
Sommerfeld gonił tego ucznia myślą i listami we
Wiedniu, kiedy tenże tam się kształcił pod wpływem
i w otoczeniu Celtesa. Równocześnie Celtesowi donosił
o wydarzeniach krakowskich, wyrażał swe życzenia oso-
biste i literackie. Ludzie jednego cechu czują się soli-
darnymi w swych interesach, życzeniach i marzeniach.
Celtes śle przyjacielowi do Krakowa swoje utwory, które
Sommerfeld miał rozdzielać między miejscowych uczo-
nych i wielbicieli. Temu chodzi oczywiście o łaski Celtesa,
błaga on o przesyłki autorów, o Tacyta, poprawnego Plau-
tusa, skarży się, że nie posiada Homera. Sommerfeld więc
po odjeździe Celtesa snuł w Krakowie dalej to, co Celtes
był nawiązał, podsycał zajęcia przez tamtego rozbudzone.
Tęsknił jednak z Sarmacyi za tem bóstwem straconem,
a z niebios na to zesłanem, aby gnębid ignorancyę i pi-
sał w roku 1499^) do Celtesa: »nie kwitnie już tak nasza
szkoła, jak wtedy, kiedy ty byłeś tu obecnym. « Tęsknota
humanisty za złotemi latami w tem przebija, a zarazem
jest w tem wyznanie, że rzeczywiście w ostatnim dzie-
siątku piętnastego wieku humanizm krakowski trudniej-
sze przechodził koleje. — Troski te rozpędzał Jan Sommer-
feld, podobnie jak mistrz jego Celtes, miłostkami. Panią
jego serca w Krakowie była Hasa Stentzl Schwartzynne ');
*) Cod. Wied. 105 a.
') W Modus epistolandi Ursinus^ajestkorespondencya miłosna
między autorem a Blanca virgo formosissima i>ex clarissima Nigro-
rum familia, c
Hlst. Uniw. T. u. li
210 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ DI.
umarła mu ona jednak przedwcześnie, w roku 1497 ^).
W dwa lata później opuścił też młodszy Sommerfeld Kra-
ków, aby się udać do kolebki odrodzenia, do Włoch. To-
warzyszem jego w podróży był Wincenty Lang z Frey-
stadt na Śląsku, zwany wśród humanistów Yincentius Lon-
ginus Eleutherius, który zapewne w r. 1491 zapisał się
na uniwersytet krakowski, a do najbliższych przyjaciół
Celtesa należał *). Opuścił Sommerfeld Kraków, bo mu się
uprzykrzył pobyt między Sarmatami, bo chciał pofolgować
wrodzonej ruchliwości, która go odtąd nie opuściła aż do
śmierci. Nie będziemy tych jego kolei szczegółowo opisy-
wać; zaznaczymy tylko, że w roku 1501 zaczęły się jego
wędrówki po Niemczech; przebywał tak w Bazylei, w r.
1607 podążył za swym uczniem Huttenem z Frankfurtu
nad Odrą do Lipska*). Pobyt w tem mieście zakończył
się w r. 1511 wielką burzą między nim a nsofistamicc uni-
wersytetu. Opuścił tedy Lipsk, jak jego mistrz Celtes opu-
szczał często nienawistne mu uniwersytety i pożegnał
miejsce swego działania gwałtowną mową przeciw swym
prześladowcom*). W epistolae obscurorum virorum wy-
lano następnie na nich całe wiadra żółci, a może sam
Sommerfeld zredagował odnośne ustępy ^). Wobec wrogów
powoływał się często na swe wielkie zasługi: przyznać
mu też trzeba, że do wskrzeszenia znajomości starożytnych
autorów przyczynił się niemaio; Pliniusza on pierwszy
objaśniał w uniwersytecie niemieckim. Niemniej jednak
*) Cod. Wied. 86 a, 92 b.
') Bauch w Zeitschrift des Yereins fiir die deschichte Schle-
siens Bd. 31 (1897) str. 123.
') Wielkie światło na jego działalność rzucają jego Epigram-
mata, wydane w Lipsku 1507; znam je z egzemplarza biblioteki
uniw. wrocI.
*) Bauch, Archiv fiir Litteraturgeschichte 13, 1. Por. teraz Otto
Clemen, Neue Jahrbiicłier fur das klass. Alterthum II Jahrg., 3 u.
4 Bdes 4f Heft p. 236.
•) Paulsen, Geschichte des gelehrten Unterrichts 1, 95.
HUMANIZM I UN1W1&RSTTBT. 21 1
wszechnice broniły się przed jego osobą, a Kolonia po-
<lobnie jak Lipsk odmówiła mu sali wykładowej. Po tak
nichliwem i pełnem doświadczeń życiu znalazł on wre-
szcie w r. 1517 przystań w imiwersytecie wittemberskim^
gdzie wśród przyjaznych stosunków z Melanchtonem i Lu-
trem ostatnie lata przepędził i umarł w r. 1520 1).
W Krakowie więc odebrał wykształcenie i zaczął
działać ten humanista, który do najradykalniejszych przed-
stawicieli nowego ruchu należał. Nawet po wyjeździe Cel-
tesa musiała tu być atmosfera sprzyjająca takim oso-
bistościom. A jeżeli ludzie umiarkowani, jak Jan z Oświę-
cimia Sacranus i Jan z Głogowa stawiali opór zbyt gwał-
townym zamiarom i zapędom, to tylko w pewnej czę-
ści ochraniało uniwersytet, a nie przeszkadzało zupełnie,
że poza uniwersytetem ruch się krzewU. Stare stronnictwo
robiło mu ustępstwa, nowe kierunki miały za sobą urok
świeżości i wyższości życia nad tem, co się w znacznej
mierze przeżyło. Przez cały też lat dziesiątek między ro-
kiem 1490 a 1500 z dalekich stron ciągnęli studenci do
Krakowa, z Bawaryi i Szwabii, a mianowicie licznie z Fran-
konii; Szwajcarya także nasyłała tu scholarów. Były, jak
wspomnieliśmy, w tym czasie lata bardziej puste, ale chwi-
lowe ubytki prędko zrównoważonymi zostały. W tym cza-
sie studyował w Krakowie Mikołaj Kopernik, zapisany
w poczet studentów w roku 1491. Lecz o nim w innym
związku wspomnimy. Tymczasem obejrzymy się za in-
nymi przybyszami z Zachodu, którzy wtedy nieśli do Kra-
kowa światło, lub go tutaj szukali. Już po odejściu Cel-
tesa zawitał tu młody, dwudziestoletni człowiek, który
gwałtownością mógł iść z Sommerfeldem młodszym o le-
psze i zaznaczył się w szeregu humanistów jako jeden
^) Działalność jego w Krakowie nie jest dostatecznie znaną
i zasługiwałaby na osobną monografię. Wszelkie poszlaki prowadzą,
jak wspomniałem, do wniosku, że w uniwersytecie nie zaj^ on sta-
nowiska, że wszystko w Aktach uniwersytetu odnosi się do dni-
^ego, starszego Sommerfelda.
14*
212 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ HI.
Z najnamiętniejszych i najskrajniejszych. Słynny Henryk
B e b e 1 , późniejszy profesor tubingski (od r. 1497^, przybyf
do Krakowa około r. 1492, w metrykę uniwersytecką za-
pisał się zapewne w r. 1493^). Był on tu uczniem Corvi-
nu8'a, którego dążenia do poprawienia łaciny później po-
djął w pełnej i zdwojonej mierze. Już jednak w roku 1492
był i pisał w Krakowie i »z gimnazyum krakowskiego*
datował wtedy swe pierwsze poetyckie próby, o których
mówił
Sarmata me yidit prima lasisse camena.
Ale klimat krakowski naraził go na febry; śpiewał on
wśród tego do słowika, pocieszać się Bakchusem, »trosk
lekarzemcK, któremu jako młodzieniaszek pieśń saficką po-
święcił. Wśród dobrych towarzyszów opowiadano sobie
fraszki, które potem przeszły do Beblowskich facecyL Zna-
lazło się tu już wspomnienie o polskim moście: Pons Po-
lonicus, monachus Bohemicus, Suevica monialis, miles Au-
stralis, Italorum devotio et Alemannorum ieiunia, haec
omnia fabam valent. A więc przypowieść o polskim moście
i włoskiem nabożeństwie dawną ma przeszłość za sobą.
Charakteryzowano w tych kołach narody, przy czera wy-
śmiewano się ze złodziejstwa i zabobonności Polaków.
Bebel wspominając to później dodał jednak, z wdzięczno-
ści dla Polski i Krakowa, że nie chciałby skrzywdzić tego
narodu, chrześcijańskiego i prawego (nolim tamen serio
quidquam inhonestius de illa natione dicere, honesta sanę
et próba-).
Nie wiemy, jak długo w Krakowie on pozostał*);
przypuścić jednak można, że pobyt potrwał około dwóch
*) Album studiosorum 1493: Henricus Ebelli de Tangiresmen-
desz dioec. Halberstatensis. Co tkwi w nazwie miejsca, z pewnością
przekręconej ? — Mówi o Henryku Bebel Bursian w Geschichte der
class. Philologie 140.
*) Facetiarum libri (ed. 1544) i w Opuscula Bebeliana (1514).
•) Na jakiej podstawie Wiszniewski, Hist. lit. III, 322 twierdzi,
±Q 1495 ponownie się tu pojawił, nie wiemy.
HUMANIZM I UNIWISRSTTET. 213
lat najwyżej. Później zasłynął Bebel w Niemczech, gdzie
stanowczo się przyczynił do rozkrzewienia lepszego ję-
zyka łacińskiego i znajomości łacińskiej literatury^). Tak
więc w Krakowie zaprawili się do dalszych walk i zapa-
sów dwaj prawie najgwałtowniejsi szermierze humanizmu
w Niemczech, Bebel i Aesticampianus.
W tym samym niemal czasie co Bebel, w lecie roku
1493, intytułował się wśród uczniów krakowskich młody
<;złowiek, który później na polu dziejopisarstwa zasłynął.
Zapisanym on jest w metryce jako Yalerius Yilhelmi
de Rothwyla dioec. Const, potem w r. 1495 otrzymuje
stopień bakalarza w Krakowie *). Uzyskawszy za młodu
gruntowne humanistyczne wykształcenie wyrósł on z cza-
sem na jednego ze znakomitszych kronikarzy szwajcar-
skich. Anshelm Yalerius występował następnie w r. 1505
jako Schulmeister w Bernie, później około r. 1520 odzna-
<$za się tamże jako lekarz miejski. Jego kronika miasta
Berna obejmująca dzieje od początków aż do roku 1526
uderza różnolitością treści i szerokością widnokręgu. Au-
tor jej prócz tego w reformacyjnym ruchu szwajcarskim
niepoślednią odegrał rolę.
W kilka lat po nim pojawia się w Krakowie scho-
lar, którego nazwisko zapisało się jeszcze chwalebniej
na kartach dziejopisarstwa zachodniego. W lecie r. 1501
zapisał się bowiem do metryki Johannes Petri de Habens-
l>erg, t j. Turmair albo Aventinus, Herodotem ba-
warskim nazwany. Przybył on tutaj jako młodzian już
wykształcony; był przedtem na uniwersytecie w Ingolstadt,
a poszedł następnie za Celtesem w r, 1497 do Wiednia.
Sława krakowskiej matematyki przynęciła go do Polski.
Głęboko wykształcony dużo następnie jeszcze podróżował,
a w ruchu reformacyjnym należał do przewódców. Hu-
*) Por. Paulsen, Geschichte des gel. Unterrichts 1, 138 i Reich-
ling, Alexander de Yilla Dei.
•) Muczkowski Lib. Prom. 120.
214 KSIĘGA UJ. ROZDZIAŁ III.
manistyczne jego upodobania objawiły się w tern między
innemi, że nazwy nowożytne gwałtownie przekuws^ na sta-
rożytne dźwięki i). A w Krakowie, gdzie pozostał miesięcy
dziesięć, padł niewątpliwie niejeden posiew w jego duszę,
który następnie bujnym plonem zeszedł w jego rozlicznych
dziełach.
Widzimy więc, że i w tych najbliższych latach po
Celtesowym epizodzie siła atrakcyjna Krakowa nie słabła;
ruch humanistyczny może chwilami niklejszym promieniał
blaskiem, ale uniwersytet nie przestał być mimo tego zna-
komitem ogniskiem nauki. Humanizm i dyalektyka, wal-
czące ze sobą kierunki przyciągały tu w równej prawie
mierze scholarów i uczonych; a obok tego nęciły mate-
matyczne studya, które pod koniec wieku tak bujnym
w Krakowie cieszyły się rozkwitem. Szkoła Jagiellońska
zamykała więc pierwsze stulecie swego istnienia godnie
i wspaniale i wydawać się mogło, że wchodzi w progi
następnego wieku z zasobem sił i zapałów wystarczają-
cych na dalsze postępy i walki.
*) Por. Turmair*s Sammtliche Werke (Miinehen) I (1881) str.
IV i XLIII; o Krakowie także str. 658. Ayentinus, który był zawo-
lanym muzykiem, może w Krakowie spotkał muzyka Henryka Fink^
który już w r. 1492 pisze do Celtesa z Wiednia (Cod. Vienn. 3448
p. 14), że opuścił Sarmacyę. Był on więc zapewne po raz pierwszy
razem z Celtesem w Polsce. Coxus powiada jednak o nim (De lau-
dibus acad. Crac.), że był mistrzem muzyki kościelnej i służył kró-
lom Olbrachtowi i Alezandrowi. Por. Reissmann, Jll. Oeschichte der
deutschen Musik (1880) str. 161. — Wiadomość zawarta w Vitae Ger-
manorum auotore Melchiore Adamo Silesio Francof. 1615 VoI. I p.
76: Ayentinus... a. 1607 grammaticam graecam Cracoviae publice
docuit — fałszywą jest co do daty i fałszywą też zapewne co do
rzeczy.
HUMANIZM I UNIWSRSYTBT. 215
VIII.
Początki szesnastego wieku. — Śmierć Olbrachta i król Alexander. —
Stosunek jego do uniwersytetu. — Plan zawożenia wszechnicy w Wro-
cławiu. — Rządy Zygmunta Starego. — W początkach szesnastego
wieku uniwersytety przekształcają się w duchu humanistycznym. —
Walka z Doctrinale Alezandra. — Elegantia hasłem humanistów. —
Wykłady gramatyczne w Krakowie ulegają zmianie na lepsze. —
Modi epistolandi krakowskie. — Bernard Feyge. — Jan Ursinus. —
Jan Sommerfeld. — Jan z Oświęcimia. — Stanisław Biel. — - Stanisław
z Łowicza. — Łukasz z Nowego Miasta. — Auctores i artes. — Pisa-
rze klasyczni w Krakowie. — Czytanie ich wzmaga się w początku
szesnastego wieku.
W r. 1501 zamknął oczy ulubiony przez humanistów
król Jan Olbracht, w którym wszystko, co naprzód parło
i naprzód kroczyło, tak wielkie pokładało nadzieje. Gro-
bowiec w katedrze na Wawelu jest wymownym pomni-
kiem osobistości, która się wyłania z średniowieczyzny
a ma już tyle właściwości i znamion nowych czasów i no-
wego ducha. Pomnik ten, jeden z najwcześniejszych kwia-
tów odrodzenia w Polsce *), przedstawia nam postać króla
w gotyckim stylu pojętą i ujętą w obramieniu nyży re-
nesansowej. Kiedy się na tę ozdobność patrzy, przypomi-
nają się już wszystkie późniejsze cuda naszego złotego
wieku, świt ten rokuje i kaplicę Zygmuntowską i na myśl
przywodzi dźwięki strof Kochanowskiego, ma się wraże-
nie, że przez łuk tego grobowca muzy i gracye staroży-
tności z Południa wstąpiły w polskie dziedziny. Następca
Olbrachta Alexander i jego krótkie panowanie mniej za-
ważyło na rozwoju naszym duchowym. Twarz jego zwró-
cona więcej ku Wschodowi, umysł daleko mniej bujny.
Mimo stosunków z Brudzewskim, który czas pewien u niego
') Powstał krótko po 1501. Por. Kopera, Przegląd Polski (1895),
październik 22.
216 KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ Ul.
przebywał, mimo zetknięcia ze Sakranusem i mimo przy-
wiązania do Erazma Ciołka, którego jako król szczególnie
sobie upodobał, przeszedł on dosyć nieznacznie przez
dzieje nasze duchowe, bo — jak się wyraża Wapowski —
dotibus ingenii non admodum praestabat, nie był szcze-
gólnie uzdolnionym i). Uznaje on podobnie jak jego po-
przednicy osobnym aktem wszelkie przywileje uniwersy-
tetu*). Prócz tego ma wobec wszechnicy jedną zasługę
raczej negatywną. Podobnie jak Krzyżacy w czternastym
wieku, krótko po powstaniu wszechnicy Kazimierzowskiej
zamierzyli założyć studyum w Chełmnie, tak teraz w r.
1505 postanowiono nowe ognisko nauki stworzyć w Wro-
cławiu. Uniwersytet w sąsiednim założony Śląsku byłby
Kraków pozbawił silnego napływu z tego kraju, zniwe-
czył do pewnego stopnia siłę atrakcyjną, którą Kraków
na Zachód wywierał, i zepchnąłby w ten sposób wszechnicę
Jagiellońską do znaczenia lokalnej szkoły, narodowej, na
który to poziom w ciągu szesnastego wieku rzeczywiście
się ona stoczyła. Teraz jednak uchylono to niebezpieczeń-
stwo na razie. Władysław Jagiellończyk, król węgierski,
wydsJ był już przywilej fundacyjny'); kanclerzem uni-
wersytetu miał być biskup wrocławski, wicekanclerzem
Jan Turzo, były rektor uniwersytetu krakowskiego z roku
1498. Fundacya jednak nie przyszła do skutku; a prze-
szkodzili jej pono Polacy. Król Alexander bowiem wysłał
do papieża Juliusza II-go pismo z wywodami profesorów
*) Scriptores rerum pol. II, 70.
') Archiwum univ. n. 12522. Akt ten nadmienia, że uniwersy-
tet pobierał między innemi pontalia (mostowe) w Przedborzu i Bo-
szczynie. Mostowe w Przedborzu z mostu na Pilicy należało do kan-
celaryi łęczyckiej i z nią przeszło na uniwersytet. Por. Długosz Lib.
Benef. I, 509: In Przedbor . . . habuit et habet cancellaria Lanoi-
ciensis theloneum integrum . . . quod nunc percipiunt magistri be-
neficiati ecclesiae S. Floriani, in quo a ąuolibet curru . . .
') Oddrukowany w Kaufmann'a Geschiohte der d. UniversiUl'
ten II, 565.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 217
krakowskich, zwalczających plany wrocławskie, w skutek
czego papież erekcyę wstrzymał... erectionem inhibuit,
jak się wyraża Miechowita*).
Po krótkiem panowaniu Alexandra nastąpiły długie
rządy brata jego Zygmunta. Nie naszem tu zadaniem ko-
leje tego panowania przedstawiać, roztoczyć wszelkie szcze-
góły ścisłego Zygmunta z uniwersytetem stosunku. Szkoła
Jagiellońska doznała w tej epoce stanowczego przeobra-
żenia, nie tyle może pod względem ustroju naukowego,
który przecież pewnym uległ przemianom, jak raczej pod
względem światowego znaczenia. To drugie wyraźnie
się wtedy zmniejszyło i obniżyło, a naszem zadaniem bę-
dzie przedstawić, jakie przyczyny na to się złożyły.
W początkach wieku szesnastego rozegrała się na
wielu uniwersytetach Północy ostateczna walka między
średniowiecznym a nowym porządkiem. Wiedeń w tym
kierunku wyprzedził wszystkie swoje siostrzyce, bo już
w r. 1499 przeprowadził reformę artystycznego wydziału
w duchu humanizmu. W innych uniwersytetach wpro-
w^adzono podobne reformy nieco później, szczególnie około
r. 1520, który w Niemczech jest pod tym względem epo-
kowym. Lipsk przekształca studya artystów w r. 1519,
Wittenberg koło r. 1519/20, Rostock w roku 1520, Gryfia
wreszcie zaprowadza zreformowany porządek wykładów
-w r. 1521. Również i Heidelberg w tym samym czasie
ulega stanowczo nowym kierunkom i prądom.
O co w tej walce chodziło, to już po części porusza-
liśmy. Wypowiedziano przedewszystkiem walkę średnio-
wiecznej łacinie i księgom, na których tej łaciny dotąd nau-
<5zano. Tłómaczenia Arystotelesa, których używano, były
po części w okropnym spisane języku, a podobny język,
zdziczały, pełen barbaryzmów rozbrzmiewał od dawna po
salach wykładowych. Winę tego upatrywano przedewszyst-
*) IV, 86.
218 KSr^A III. ROZDZIAŁ III.
kiem w złych podręcznikach, na których wyuczano dotąd
łaciny. Alexander de Villa Dei panował w szkołach śre-
dniowiecznych od dawna; jego Doctrinale wprowadzało
młodych uczniów w tajniki gramatykL A i osnowa pier-
wotna nie szczególnie do tego się nadawała i późniejsze
dodatki utrudniały naukę. Bo komentatorowie Alexandra
obarczyH tekst wierszowany ogromnym balastem uw^ag^
gubiących się w subtelnościach scholastycznej filozofii. Wy-
płynęły one po części z ksiąg de modis significandi, w któ-
rych autorowie średniowieczni składali próby filozoficznego
traktowania języka. Ci autorowie, zwani modistae, z pra-
ojcom swoim Skotusem na czele panowali obok Alexan-
dra w szkołach średniowiecznych przy nauczaniu łaciny
i uprawiali t. z. grammatica speculativa. Otóż tym kie-
runkom i metodom rzucił już w połowie piętnastego wieku
rękawicę Laurentius Valla w swych Elegantiae linguae
latinae, wystąpił z nawoływaniem, aby ratowano od za-
pomnienia klasyczną i poprawną łacinę; stanowczą je-
dnak rozprawę wypowiedzieli słynnemu Doctrinale do-
piero w końcu piętnastego i w początku szesnastego stu-
lecia włoscy gramatycy jak Sulpicius Yerulanus, Nicolaus
Perotti, Antonius Mancinellus, Pylades z Brescii i inni.
Sprzysięgli się oni niejako przeciw dalszym rządom Ale-
xandra w szkole i postanowili tego »barbarzyńcę« usu-
nąć i zwalczyć. W Niemczech przemówił Alexander Hegius
w r. 1486 przeciw modystom, później prócz innych znany
nam Bebel miotał słowa potępienia na Alexandra, zale-
cając przytem w jego miejsce gramatyki włoskie, lub też
podręczniki napisane przez jego uczniów, Heinrichmanna
i Brassicanus'a ^). W walkach dwóch obozów stało się na-
zwisko AIexandra jakoby znakiem zacofania, barbarzyń-
*) Por. Reichling: Das Doctrinale des Alexander (Berlin 1893),
szczególnie rozdział: Der Kampf um das Doctrinale sir. LXXXIII
i następne. Por. też Bómer: Die latein. SchulergesprSlche derHuma-
nisten, Berlin 1897, mian. str. 39.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 219
stwa i ciemności, przeciwko któremu szermierze nowego
światła występowali z rosnącą gwałtownością.
A ponieważ humaniści przywiązywali wielką wagę
do piękności języka i formy, dlatego w niezliczonych utwo-
rach oratorskich i poetycznych postanowili oni roztoczyć
całą krasę języka łacińskiego, upajali się jego dźwięczno-
ścią i innych upajać zamierzali; potrzeba więc było prócz
gramatyk przewodników na polu elokwencyi, dzieł, któ-
reby podawały wzory do naśladowania. Stąd powstała ta
ogromnie bogata literatura humanistyczna podręczników
dla retoryki, poetyki, epistolografii, literatura, do której
wszyscy znakomitsi przedstawiciele humanizmu dorzucili
jakąś ofiarę*). Elegantiae nazwał swe dzieło Laurentius
Yalia i elegancya wysłowienia stała się odtąd hasłem, pod
którem walczyli adepci nowego kierunku. Powstają więc
w pierwszym rzędzie zbiory mów, rzeczywiście wypowie-
dzianych lub zmyślonych; u nas na tem polu zajaśniał
Jan z Oświęcimia Sacranus. Powstają dalej wzory rozmÓAY
łacińskich dla uczniów, jak Latynum ydeoma Wawrzyńca
Corvinus'a z r. 1503 i słynniejsze Colloąuia Erasmusa;
krakowskim studentom poświęca wspomniany Corvinu3
swoją Carminum structura, ogłoszoną w Krakowie w roku
1496, zawierającą podręcznik wersyfikacyi. A wreszcie
^wspomnieć wypada te niezliczone podręczniki epistolografii^
zbiory listów na wszelkie okoliczności i potrzeby życia.
Korespondencya stała się polem do popisu dla ele-
gancyi stylowych, jak już widzieliśmy przy pierwszym
świcie humanizmu w Polsce, za Zbigniewa Oleśnickiego.
Dla wiecznie wędrujących, ciągle proszących i ciągle dzię-
kujących ludzi była ona odpowiedniem narzędziem. Inte-
resa obejmowały coraz szersze przestrzenie, list je prze-
biegał i łączył oddalonych ludzi; dla sławy i niesławy,
dla hołdów i gromów służył list i odgrywał tę rolę, z ja-
kiej go dziś w części wyparły dzienniki. Modi epistolandi
>) Paulsen, Geschichte des gelehrten Unterrichts I. sir. 59.
220 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ lU.
dawały więc wskazówki i gotowych dostarczały wzorów;
od końca piętnastego wieku wyrastają one jednym i cią-
głym szeregiem na niwie tej literatury.
Jakże się tedy te nowe kierunki odbijają i znaczą
w Krakowie? Alexander de Villa Dei panował tu wszech-
władnie w średnich wiekach, a jeszcze w końcu wieku
piętnastego w jednem i tem samem półroczu, znajdu-
jemy niekiedy dwa, czasem trzy wykłady, jemu poświę-
cone; nawet w roku 1533 pojawia się on w spisie ogło-
szonych prelekcyi; a jak był tu wszechmożnym i popu-
larnym, poświadczają druki dla krakowskich szkół prze-
znaczone z lat 1500, 1504, 1510 i jeszcze z roku 1517 *).
Jan z Głogowa objaśniał t z. Secunda pars, obejmującą
składnię, która najdłużej pozostała w używaniu. Obok
tego pojawiają się jednak sporadycznie w spisie wykładów
inne gramatyki nowsze i postępowe, które poza uniwersyte-
tem za staraniem humanistów niewątpliwie coraz częściej
używanemi bywały. Mancinellus jest przedmiotem wy-
kładu w uniwersytecie w roku 1511, Valla w roku 1512
i następnym, Heinrichmann pierwszy raz w roku 1513,
Pylades w r. 1516, w następnym zjawia się gramatyka
Mikołaja Perottus. To są etapy i objawy walki w zakre-
sie gramatyki przeciw powadze średniowiecznego Ale-
xandra. A wcześniej jeszcze i równocześnie ogłaszają mi-
strzowie krakowscy lekcye z zakresu elegancyi, odnoszące
się do nowych podręczników elokwencyi. Już w roku 1492
i następnych spotykamy wykład o księdze Augustyna Da-
tus'a ucznia Filelfa: de conficiendis epistolis, traktat Fran-
ciszka Niger: de modo epistolandi, powstały w końcu stu-
lecia objaśniają mistrzowie krakowscy już w roku 1493,
a potem począwszy od r. 1498 przez cały szereg lat na-
stępujących. Listy Franciszka Filelfa są przedmiotem wy-
kładu w latach 1501, 1502 i późniejszych. W tych wła-
śnie latach doczekały się one kilku wydań krakowskicli^
>) Reichling 1. c. XLVIII i LXVIII.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 221
a między scholarami częstą bywały lekturą. Wyraźnie-
więc elegancye nowoczesne znalazły przystęp do mistrzów
i posłuch u scholarów Krakowa.
Przecież w samym Krakowie powstało wtedy ai
kilka podręczników wprowadzających w tajniki tej po-
prawnej epistolografii. Autorem najstarszego zapewne jest
niejakiś Bernard Feyge lub Caricinus (carica = su-
szona figa) z Wrocławia. W r. 1500 wydał on w Lipsku
zbiór listów na wszelkie życia przypadki, błagalnych ^
dziękczynnych, miłosnych i t p. pod tytułem: Epistolae
exemplares communiores magistri Bernardini Feyge alias^
Caricini de Wratislavia in studio communi Cracoviensi
scriptae 1500. Autor studya niewątpliwie odbywał w Kra-
kowie, tutaj w r. 1499 osięgnął stopień magistra, a w la-
tach 1499 — 1502 wykładał jako extraneus Boecyusza i li-
sty Franciszka Niger. Wzory listów tego Caricinus'a są
nadzwyczaj zajmujące. Bo mimo fikcyi życie i rzeczy-
wistość codzienna przeziera przez zmyślenie co chwilę
i przyrzuca pełno rysów do znajomości ówczesnej kultury.
Są tam wspomnienia o klęsce bukowińskiej i legacyi tu-
reckiej w Krakowie za Jana Olbrachta, jest opis Śląska,,
pochwała Wrocławia i obywatela tego miasta Jana Hau-
nolta, którego także Sommerfeld starszy wysławiał. Dla
Krakowa ma autor bardzo gorące uczucia, wspomina on
puellae mira venustate, zamieszkiwających jego mury;
opisuje nam spacery do Mogiły — splendidissima Mo-
gillae arva amoenissimo micantia coenobio, — wśród któ-
rych zjadano mleko i skrapiano się mlekiem, a oprócz
tego drażniono i zaczepiano pokrzywami. W innym znów
Uście mamy wytoczenie skargi na krakowskiego studenta,
który po podejrzanych karczmach się włóczy i raczy,
bardzo rzadko na lekcye uczęszcza i bambalionum
morę, w sposób hulaszczy czy bumblerski dnie całe
obcuje z dziewczętami, wszystkie kodeksy zastawiając
u żydów. Własne wspomnienia, a może też własne, ro-^
222 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ UL
mantyczne do Mogiły wycieczki wplótł więc autor do
tego zbiorku, tchnącego życiem i prawdą.
Podobny i w wielu rysach pokrewny zbiór listów
ogłosił wtedy znany nam już medyk Jan Ur sinus (Ber),
pochodzący z Krakowa, który w budzeniu i krzewieniu
humanizmu tak wielką odgrywał rolę, a w ówczesnym
ruchu umysłów i życiu towarzyskiem pierwszorzędne zaj-
mował stanowisko. Za pobytu we Włoszech korzystał on
z nauk Pomponius'a Laetus, kształcił się potem w Padwie.
Później listem z r. 1493 ofiarował Kallimachowi i kardy-
nałowi Fryderykowi ten owoc młodzieńczych swych stu-
dyów ...laborum primitias, w których wielostronność umy^
i stosunków młodego uczonego wymownie się przebija,
a oprócz tego żywość myśli i stylu szczególny wywiera
na czytelnika urok. Wśród pokrewnych utworów współ-
czesnego piśmiennictwa należy się temu zbiorkowi Ursyna
wybitne stanowisko. Daleko mniej za to interesu przed-
stawia dziełko Modus Epistolandi Sommerfelda, które
się ukazało w druku zapewne po raz pierwszy w r. 1510*).
Mamy tu cały szereg listów, w wielkiej części zmyślo-
nych i nie tchnących ani rzeczywistością ani życiem.
To samo wypadnie powiedzieć o trzecim podobnego
rodzaju utworze, który wyszedł z pod pióra JanazOświę-
cimia, Sacranus*a, i po raz pierwszy drukiem ogłoszony
został zapewne około r. 1506/7 '). Sacranus był uczniem
Filelfa, wyszedł więc z dobrej pod tym właśnie względem
szkoły, Stanisław z Łowicza nazywał go w wydaniu jego
listów z r. 1520 Musarum dux, magister et antesignanus;
a jednak te Muzy Sacranusa przybrane są tu w części
w średniowieczną jeszcze szatę. Średniowieczyzna prze-
bija zarazem w przepisach nieco scholastycznie ujętych
i w stylu odległym od Cycerońskiej potoczystości. Modus
^) Estreicher, Bibliografia zaznacza to wydanie p. r. 1510, ja
znam wydanie z r. 1518.
') Estreicher, Bibliografia przyjmuje datę 1507 r.
HUMANIZM I UNIW£RSTTKT. 228
epistolandi Sacranusa był jednak jeszcze za życia autora
przedmiotem wykładów uniwersyteckich w Krakowie;
w r. 1506 (lato) objaśniał już magister Jan ze Szamotuł
te listy, w roku 1520 wziął je za podstawę wykładu Sta-
nisław z Łowicza, wielbiciel słynnego mistrza i wydawca
jego utworów. Podobnego zaś zaszczytu doczekały się
w r. 1522 listy Ursinusa; Jan z Piotrkowa po średnio-
wiecznym, Arystotelesowskim wykładzie przeszedł na-
stępnie do epistoł Ursinus'a, z pewnością ku pociesze
własnej i uczniów.
Tak jak Sacranus mimo swego teologicznego stano-
wiska i nastroju nie szczędził hołdów muzom i bóstwom
nowoczesnym, tak i inny ze starszych mistrzów krakow-
skich, Stanisław Biel z Nowego Miasta pod Przemy-
ślem składa ofiarę na tym samym ołtarzu. Humanista pó-
źniejszy, wspomniany Stanisław z Łowicza, stawia sobie
za ideał w swych dążeniach wymowę (facundia) Sacranu-
s'a, elegancyę Biela. Mistrz ten zwiedził zagraniczne szkoły
w Kolonii, Lipsku, Frankfurcie, a potem pojawia się
z przybranem humanistycznem nazwiskiem Albinus w la-
tach 1487 — 1509 na kartach spisu wykładów artystycznych.
Magistrem został krótko przedtem w r. 1485. W latach
pierwszych (1487 — 1489) objaśnia on Bukoliki, Eneidę,
Owidyusza, później wykłada przeważnie dzieła Arystote-
lesa. W początkach szesnastego stulecia (1502 r.) został
doktorem teologii. Była to osobistość przeważnego w obrę-
bie uniwersytetu znaczenia. Od roku 1509 pojawiają się
często jego rektoraty aż do roku 1532, w którym piasto-
wał tę godność po raz dziesiąty. I w późniejszych latach
zwracał się on ochotnie do ulubionych studia politiora,
o ozem świadczy jego dziełko Exordia epistolarum z roku
1512(13)1). Po długim żywocie, umarł on jako » Abraham
universitatis(c dopiero w r. 1541*).
^) Znam tylko to dziełko z wzmianki w Bibliografii, znane
biblioteki go nie posiadają.
*) Por. Wislooki, Incunabula p. 76.
224 KSIĘGA Ul. ROZDZIAŁ Ul.
Ni(3 przez starszych zadzierzgniętą snuli potem gor-
liwie młodsi ich następcy. Odznaczył się więc na tem
polu Stanisław z Łowicza, humanista działający
w uniwersytecie w latach 1517 — 40. W roku 1512
wydał on Epistolae familiares Filelfa: poświęcił to wy-
danie Erazmowi Ciołkowi, mecenasowi humanistycznego
ruchu, później w r. 1520 ogłosił Modus ulubionego mi-
strza Sacranus'a, wreszcie w r. 1521 spisał sam traktat
De arte componendi epistolas z bardzo żywym i cieka-
wym wstępem, do którego jeszcze powrócimy. Był on
zarazem doktorem medycyny, a umarł w r. 1540 nie po-
stąpiwszy poza progi i godność koUegium mniejszego.
Uczniem Biela i spadkobiercą jego nauki był dalej Łu-
kasz z Nowego z Miasta, który w latach 1521 — 1522
przelotnie się pojawia wśród artystycznych nauczycieli.
W r. 1622 wydaje on w Krakowie Compendiosa ;in mo-
dum construendarum epistolarum manuductio, w której
sławi swego mistrza i ściślejszego rodaka i uskarża się na
))gotycki języka, t j. barbarzyńską łacinę swych uczniów.
Poeta z Szwajcaryi przybyły Faber wysławił tu w przy-
danym wierszu Stanisława Biela, który nabywszy
kultury w Italii i Germanii, teraz w Krakowie rozszerza
swe wiadomości^).
Jeżeli Długosz w przedmowie do swego dzieła mówi
o wydelikaconym smaku ludzi swego pokolenia, którzy
niczego nie uznają, tylko wykwintnośó italską, to tych
ludzi wielbiących Italicum niłorem za jego czasów z pe-
wnością jeszcze nie było wielu. Przypominamy przecie,
że Kadłubek w piętnastym wieku uchodził jeszcze za
wzór stylu i służył za podstawę nauki łaciny. Teraz za
to wymagania stały się większe i powszechniejsze, a modi
epistolandi wypierały inne modi średniowieczne, grama-
*) Ten Łukasz krótko nauczał w Krakowie. W lib. promot.
(str. 165) dopisano do jego nazwiska: uxorem duxit Sandomiriae,
notarius Lublinensis.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 225
tyczne modi significandi, pełne subtelności ad men-
tein Scoti.
Ostatecznie jednak, jeżeli chodziło o odnowienie
i wskrzeszenie poprawnej, klasycznej łaciny, to do tego
inne, skuteczniejsze mogły prowadzić środki, a mianowi-
cie zaznajomienie scholarów z zapomnianymi nieco auto-
rami starożytności, którzy teraz coraz baczniejszą na sie-
bie zwracali uwagę, a w skutek druku stawali się coraz
przystępniejszymi dla szerszych kół wykształconych. Walka
z Alexandrem i jego gramatyką była zapewne potrzebną,
aby usunąć głogi i zarośla, które zachwaściły wstęp do
utraconego Raju, przedmiotu humanistycznych marzeń
i tęsknoty. Teraz więc należało wstąpić w jego dziedziny;
tam były wdzięki i dźwięki gotowe, które humaniści
w swoich podręcznikach sztucznie odtwarzać i naślado-
wać usiłowali. W dotychczasowym jednak ustroju uni-
wersyteckich wykładów nie było na to dużo miejsca.
Profesorowie starsi mieli obowiązkowe lekcye, dotyczące
Arystotelesa i scholastycznych materyi, a scholarze musieli
tych obowiązkowych lekcyi przed egzaminami wysłuchać.
Chyba więc koUegiaci minores, którzy mieli wykładać
gramatykę i elokwencyę, mogli od czasu do czasu uczyć
łaciny na autorach; autorów dalej mogli objaśniać extranei,
którzy jako młodsi nauczyciele wstępowali w progi uni-
wersytetu.
Przez nich też główna walka pod hasłem auctores
przeciw artes średniowiecznym była prowadzoną. Ta walka
zawrzała teraz na dobre; ale nawet w średnich wiekach,
w czasach przeważającej scholastyki zaznaczały się nie-
kiedy silniejsze lub słabsze jej drgania. Bo przecież, żeby
tu o epoce Karola Wielkiego nie mówić, już Jan Saresbe-
riensis starał się w dwunastym wieku wywalczyć autorom
cześć i znaczenie, występował przeciw tym, którzy gardzą
Cyceronem, a samego sławią Arystotelesa*). Jan Saresbe-
*) Por. o tein Norden, Die antike Kunstprosa (1898) T. II, 713 i nast.
Hlit. Uniw. T. n. 15
KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ m.
riensis wyszedł ze szkoły w Chartres, w której nauczał
Bernardus SiWester, ceniący tak wysoko piękność formy
klasycznej, iż za wczesnego poprzednika sławnego Pe-
trarki uchodzić może. Później, w trzynastym wieku szkoła
w Orleans podniosła znów sztandar autorów przeciw Pa-
ryżowi, głównej warowni scholastycyzmu. Ale te lokalne
usiłowania i upodobania nie stały się nigdy prądem ogól-
nym. Bo uniwersytety były właściwym wyrazem kul-
tury i umysłowości średnich wieków i one tę umysłowość
kształtowały. A w uniwersytetach średniowiecznych auto-
rzy zawsze bardzo podrzędną odgrywali rolę, habebantur
infames, jak się Saresberiensis wyraża i tylko sporadycznie
wielcy pisarze klasyczni, mianowicie Cycero ze swemi re-
torycznemi i filozoficznemi pismami lub Wergiliusz słu-
żyli za podstawę spekulacyi scholastycznej czy też speku-
lacyjnej gramatyki.
Teraz więc humanizm postanowił to zmienić. Autorzy
klasyczni w większej liczbie i to nie tylko dla treści swej
pouczającej, lecz pod hasłem piękności mieli się dostać
w mury tych średniowiecznych warownL Ruch, który
poza uniwersytetami się krzewił, chcisd zdobyć katedry
i z katedry rzucać nowe hasła i nowe zasiewy. Młodzi
nauczyciele, zwani często poetae albo oratores, wykładami
z dziedziny literatury starożytnej zamierzyli torować drogę
tym kierunkom. Czasami jednak i starszy nauczyciel, ule-
gając starożytnym Syrenom zapowiadał wykład autora,
czasem, jak się poniżej przekonamy, odbywszy się prędko
i niedbale z obowiązkowym przedmiotem z zakresu Ary-
stotelesa, wypełniał resztę godzin lekturą klasyka lub
dzieła, które znamię nowego ruchu na sobie nosiło.
W Krakowie około roku 1490 znajdujemy dość dużo
klasycznych wykładów. Pojawiają się tak Cycero, Wergi-
liusz, Owidyusz, Statius, Horatius, Lucanus, a nawet Juve-
nalis. Potem około roku 1494 ruch ten słabnie; nastę-
puje jakieś omdlenie po pierwszem wybujaniu za pobytu
i w skutek pobytu Celtesa. Lecz od roku 1501 prąd ten
HTJMAKIZM I UMIWSRSTTET. 227
linowu odzyskuje siły, autorzy odtąd coraz gęściej wystę-
pują na kartach Libri diligentiarum; w r. 1509 pojawia
się po raz pierwszy w spisie wykładów Plautus, w r. 1622
mowa Cycerona, co o tyle wymownym jest znakiem, że
oracya nie przynosiła wiele pouczenia pod względem treści;
a więc interes dla formy decydował tu w pierwszym rzę-
dzie o wyborze wykładu. Jest to zupełnie obcem wyo-
brażeniom i skłonnościom dawniejszym; Cycero jako mó-
wca nie był prawie zupełnie znanym w epoce średnio-
wiecza *).
Równocześnie zaś na nowoczesnych utworach zapra-
wiano scholarów do poprawy stylu i przez nowsze utwory
usiłowano w nich budzić zmysł i poczucie piękności. Listy
Franciszka Pilelfa począwszy od roku 1501 pojawiały się
często w spisie wykładów, w r. 1520 spotykamy się po
raz pierwszy z nazwiskiem Mantuanusa czyli Spagno-
li'ego, jenerała Kamedułów z Mantui (1448 — 1518), którego
utwory poetyczne wielkiem wkrótce w uniwersytetach
cieszyły się wzięciem. Pokaźna liczba extranei, Ł j. mło-
dych magistrów czepiała się w tych czasach wszechnicy
zaznaczono to w Liber diligentiarum dla roku 1610 i 1512*);
a właśnie ten młody zastęp podsycał ruch na tem polu.
Skoro tylko znajdziemy w spisie wykładów rzadszego
autora i mniej zwykły przedmiot, możemy prawie z góry
mieć pewność, że obrał go sobie extraneus. Równocześnie
zaś od r. 1500 mnożyły się druki krakowskie klasyków,
szczególnie Cycerona. Przedewszystkiem w r. 1507 rzucił
Haller na targ całą wiązkę dzieł Cycerońskich, a odtąd
druk ten popierał gorliwie i ciągle usiłowania i prace
humanistów.
*) Por. Norden 1. c. II, 707, który uznpelaia Zielińskiego, Ci-
cero im Wandel der Jahrhunderte (1897) str. 20.
*) Bdidit Wislocki str. 93.
15»
238 KMiąaA tn, — rozdział m.
IX.
cPoeoi» w Krakowie. — Paw^ 2 Krosna. — Hxk js Wtólidy. —
Rudolf Agriooła Junior i najazd Szwajcarów na Kraków w laiaoh
1610—20. —■ Dom i rodzina Watt'ów. — Działalność Agricoli. —
Jego uczniowie. — Walenty Eck. —■ Johannes Hadus, typ wędro-
wnego, niespokojnego humanisty. — Powtórny pobyt Agricoli w Kra-
kowie. — Dom jego staje się znów ogniskiem nauki i życia. — Bi-
skupi jego mecenasami. — Anglik Leonard Goxus i ESrasmns Lico*
rianus.
W początkach szesnastego wieku pojawiają si^ raz
wiraż w spisach magistrów wykładających w uniwersy-
tecie krakowskim mistrzowie wyszczególniani humanisty-
czK^ nazwą »poeta<!(. Wyraz ten użyty w duchu epoki
odradzenia oznacza ludzi, przejętych uwielbieniem dla
piękności mowy i wymowy starożytnych, apostołów huma-
nizmu.
Z szeregu tych wpoetówct, którzy się przyczynili sta-
nowczo do rozszerzenia humanizmu czyli litterae poiitio-
r^ w Polsce, kilku zasługuje na bliższe poznanie. Na
oTJele wypada postawid słynnego pisarza łacińskieg^o Pa-
wła z Krosna. Wr. 1500 przychodzi on do uniwersy-
tetu krakowskiego ze stopniem bakałarza w Gryfii osią-
gniętym, w T. 1606 zostaje w Krakowie magistrem. Od
roku 1507 działa następnie w uniwersytecie z przerwami*)
aż do roku 1516, jako eitraneus a później CoUegiatus
minor, bo wyżej nie postąpił, objaśnia przeważnie poetów
łacińskich Kiaudyana, Lukana, Owidyusza, Persiusza
i Wergiliusza, a w pełnych zapału prozaicznych i wier-
szowych admonicyach do młodzieży stara się wzniecić
') Jeździ często na Węgry, dokąd między innymi zaprasza!
go Stanisław Turzo, biskup Waradinu. Ma na Węgrzech capella
sua, dokąd n. p. w r. 1514 się udaje. Acta Rectoralia n. 2259.
mjMAimm. i uNiwsBSTTirr. 689
intenas dla klasyków i dla swoich wykładów^). Równo-
^sześnie wychodną jego poetyekie utwory, sławiące chwałę
i czyny króla Zygmunta. Wystawiai»y sobie, jaki wpływ
i jakie wrażenie wywierały lekcye tego męża, który
Barn będąc poetą utwory poezyi klasycznej przedstawiał
swoim słuchaczom. Równo6z^śnie towarzysz jego po pió-
rze i natchnieniu drugi poeta łaciński owej epoki, autor
pieśni o wojnie pruskiej Jan z Wiślicy, w latach 1510 —
1512 przelotnie jako eiictraneus wśród magistrów uni-
wersytetu zabłysnął.
Kiedy Paweł z Krosna w roku 1517 umarł ^), ni©
dozwolili humaniści, aby stanowisko tak godnie przez
niego zajmow4ii^ długo leżało odłogiem. Spuściznę toA
po iiim i obowiązki najprędzej mógł objąć ktoś z jego
słuchaczów i uczniów, których liczył niemało. Znalazł się
też wśród nich jeden szczególnie wybitny czJtowiek, uży-
wający już w tych czasach znacznego i zasłużonego roz-
głosu.
Rudolf Agricola młodszy był jednym z tych
licznych Szwajcarów, których sława krakowskiego uni-
iK^ersytetu zwabiła wtedy do Polski. Wspominaliśmy już
nieraz ten napływ obcych przybyszów z Zachodu. Z krańoa
niemieckiego świata, z Alzacyi, dążyli oni do Krakowa,
również ^e Szwajcaryi i z sąsiedniej Bawaryi; Norymberga
i Wrocław były etapami na drodze handlowej do Polski;
hąnde} wskazywał kierunek, a tym samym szlakiem spie-
szyli prócz tego inni ludzie, wyższemi gnani pobudkami.
') Musiał takie objaśniać w Krakowie Seneki tragedye (Car-
mina ed. Kruezkiewioz etr. XI i XIf), Terencyusza, Yalerius^a Maxi-
Hws, Apulejosea, Cycerona, bo rękofHs biblioi uniw. w Wrodawin
IV. F. 36 zawiera wstępy do tych wyklądóinr (Por. Jezienicki w Ar-
^iwum do dziejów literatury IX str. 277). Odbywały się takie wy-
kłady poza uniwersytetem w bursach i gdzieindziej.
*) Z jego biblioteki pr^tesslo do libraryi krakowskiej dużo ksiąg
jEtk Liiowius, Persius, Plautus, Propertius, jLiyius, Statius. Por. Wi-
Blocki, Incunabula 272—3.
230 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ HI.
Wśród mieszczaństwa krakowskiego tej epoki ludzie
alzackiego pochodzenia wybitne zajęli stanowisko, żeby
tu wspomnieć Betmanów, Szyllingów, Decyuszów z Wis-
semburga, wreszcie Bonerów z Landau. Historyk Decius
wspomina, że w latach 1440 — 1607 aż osiemnastu emi-
grantów z samego Wissemburga osiedliło się w polskiej
stolicy, napływ scholarów z Alzacyi był równocześnie
ciągle silnym*). W pierwszych dziesiątkach szesnastego
wieku niemieckie te żywioły wielką jeszcze się cieszą
przewagą i powagą, a wśród nich zaznacza się wtedy
liczny poczet Szwajcarów. Istniał bowiem wtedy w Kra-
kowie wielki dom handlowy Wattów z St. Gallen. Ro-
dzina to była przedsiębiorcza i zdolna; jeden z jej człon*
ków Joachim zwany Yadianus został profesorem uniwer-
sytetu w Wiedniu (1602 — 1618 r.), odznaczał się swoją
wszechstronnością i słynął jako polyhistor; to też \;^ ro-
zwoju humanizmu stanowczą tam odegrał rolę. W Kra-
kowie znów bracia jego, jak Hektor, handlem szerzyli
kulturę; płótna z St Gallen były wtedy szczególnie po-
szukiwane. Równocześnie zaś w Poznaniu działał w tym
samym kierunku Konrad Watt. Na czele głównego domu
krakowskiego stanął Jakób Sutor jako negotiationis mer-
catoriae Yadianorum praefectus*), a dom ten był podporą,
przystanią i ogniskiem dla immigracyi szwajcarskiej do
Krakowa; w krótkim czasie stał się on zapewne nie
tylko środowiskiem towarów, lecz i idei przynoszonych
na Wschód daleki.
Tak jak w r. 1490 i następnym dziesiątku zaroiła
się w Krakowie od niemieckich przybyszów, podobnie
wyszczególniają się tym napływem lata 1610 — 1520. Wtedy
to bowiem odbył się ostatni, liczny najazd obcych żywio-
łów na Polskę; Szwajcarya i sąsiednie dziedziny dostar-
^) Morawski. Z dziejów odrodzenia str. Ł
*) Die Yadianische Briefsammlung I, II, III, St. Gallen 1890—97.
Por. n. 161.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 231
czyły mu najwięcej zasiłku. Wyróżniły się mianowicie
"W tej emigracyi miasta w okolicy Bodensee położone,
1 zw. dyeoezya konstancyeńska, sama więc Konstancya^
Schaflhausen, Winterthur i Lindau, St Gailen i Altstetten,
dalej Bodmann, wreszcie Wasserburg nad jeziorem Bodeń-
skiem. Jakiś prąd pchający na wschód opanował wtedy
wyraźnie tę okolicę; dom Wattów i sława krakowskiej
szkoły przyczyniały się w równym stopniu do tego ruchu.
Już w roku 1450 zapisuje się uczeń z St Gailen w po-
czet krakowskich uczniów, niejaki Michał Fogelwager
z rodziny później w Krakowie osiadłej, od roku 1490
częściej w matrykule znaczą się szwajcarscy przybysze;
potem, lata 1510, 1511, 1512, 1513 wybitnie pod tym wzglę-
dem się wyróżniają. Jan Haller, pochodzący może również
ze szwajcarskiej rodziny, która zamieszkała w Rotten-
burgu, drukował wtedy księgi w Krakowie, a papier tym-
czasem wyrabiał w Mogile » Master Bernhartth (Jocklin)
papyrmacher zcu dem Mugell bi Kracenn((, rodem
z Ktlssnach^).
W r. 1510 przybył tedy na uniwersytet krakowski
Rudolphus Johannis de Constancia, zwany Agri-
cola iunior, pochodzący z Wasserburga, jak to widnieje
w nazwisku jego brata, który się zapisał w Krakowie
w r. 1512 jako Joannes Joannis de Yasserborg. Nosił on
to samo humanistyczne miano, co wielki jego poprzednik
na polu humanistycznego odrodzenia, groningski Rudolf
Agricola; zresztą nie ma z nim nic wspólnego, chyba po-
krewnośó dążeń i zamiłowań. Mniej rozgłośny od swego
imiennika położył on jednak około rozbudzenia humani-
zmu na Wschodzie ogromne zasługi. Przed pobytem w Kra-
kowie zakosztował już był rozlicznych wpływów i nauk;
był w r. 1507 lub 1508 w Lipsku, następnie przez Wro-
cław, gdzie obcował z wielkim poplecznikiem krakowskiej
szkoły, Wawrzyńcem Corvinus skierował swe kroki ku
>) Por. Die Yadianische Briefsammlung II n. 220 (z r. 1520).
232 KSIĘGA in. ROZDZUŁ lU.
sławnej Jagiellońskiej wszechnicy. Postanowił on tu uczyć
się i nauczać zarazem. Później wymieniał z wdzięczno-
ścią jako mistrzów swoich Konstantego Clariti i Jana Ama-
tusa Sycylijczyka; wszedł prócz tego w jakieć bliższe sto-
sunki z księgarzem; krakowskim Marcus (Scharffenberg),
u którego w r. 1511 mieszka^), w tym samym już jednak
roku datuje swe listy ex contubernio Germanorum *).
Ściślejszy związek połączył go niebawem z Pawłem z Kro-
sna, który w uniwersytecie swym talentem i wykładami
o klasycznych poetach zajaśniał. Pierwszy też swój wię-
kszy utwór poetyczny, elegią o świętym Kazimierzu, po-
święcił Agricola już w r. 1511 temu swojemu mistrzowi.
Poszły za tem inne publikacye, przeważnie o praktycznym,
dydaktycznym celu, reprodukcye autorów i podręczników,
które miały służyć do szerzenia humanizmu. Chociaż Agri-
cola nie miał żadnego oficyalnego stanowiska, — bo sto-
pień bakałarza, osiągnięty w r. 1511 nie uprawniał do
wielkich rzeczy — , widzimy jednak, że już w tych czasach
miewał wykłady w Krakowie ®). Zapewne bursa niemiecka
była areną jego działania. Liczni uczniowie, mianowicie
ze Szwajcaryi, skupili się wkrótce około jego osoby; już
w roku 1511 był jego »alumnusa Sebastyan Grubel z St
Gallen, poeta i późniejszy predykant w Berg*), dalej Be-
nedykt Burgauer, który był następnie pomocnikiem i stron-
nikiem Joachima Yadianusa w dziele reformacyi w St
Gallen*); w roku 1511 zapisał się w poczet uczniów kra-
kowskich Walenty Eck de Lindau, słynny później poeta
i humanista, w roku 1512 Johannes de Bodma, zapewne
Wólfflin, w r. 1514 Ludwik Óchslin ze Schaflhausen, za*
wołany muzyk. Ci dwaj ostatni próbowali też sił swoich
^) Die Vad. Briefsammlang, Nachtr&ge 3.
») Ibid. I, n. 10.
') Bauch — Rud. Agricola Junior Breslau 1892 str. 9.
*) Vad. Briefsammlung n. 11.
») Ibid. n. 22.
HUMANIZM I UNIWERSYTBT. 2?9
na polu poezyi ^). Na razie pozostał jednak Agricola w Kra-
kowie tylko do r. 1514; potem poszedł do Węgier, folgu-
jąc wędrownemu usposobieniu, następnie zaś na lat kilka
do Wiednia.
W Krakowie tymczasem nie brakło mu zastępców.
Najznakomitszym jego uczniem był wspomniany Wa-
lenty Eck z Lindau w Szwajcaryi, zwany od miasta ro-
dzinnego Lindanus albo Philyropolitanus '). Osoba, a za-
pewne i namowa Agricoli pociągnęła go do Krakowa;
TV r. 1513 osiągnął tu stopień bakałarza, a poprzestawszy
na tym stopniu odważył się niebawem na nauczanie
drugich. Pozostał on w Krakowie może do roku 1516;
w tym przeciągu czasu czynnym był jako poeta, pisząc
pieśni pochwalne, w których przedewszystkiem celował,
a z drugiej strony rozwinął ruchliwą nauczycielską dzia-
łalność obok mistrza Agricoli i po tegoż odejściu. Con-
tubernium Germanorum służyło mu za pole działania.
Stąd dedykował dziełko De arte versificandi opiekunowi
swemu i sekretarzowi królewskiemu Justusowi Deciusowi;
napisał je zaś w tym celu, aby scholarze, którym dotąd
dyktować musiał przepisy, mieli w tej książeczce przewo-
dnika ułatwiającego naukę ^). Do pracy tej uczniowie,
podziwiający mistrza, dołączyli wiersze pochwalne i hołdy,
między innymi jakiś Balthasar Latistomus z Lublina i Ge-
orgius Logus ze Świdnicy, słynny humanistyczny poeta,
który zapewne w roku 1514 (lato) zapisał się w metryce
krakowskiej *). Krótko potem Walenty Eck podążył do Tu-
rzonów na Węgry i odtąd między Węgry i Kraków roz-
dzielił swoją płodną twórczość i działalność*).
^) Wiersz pierwszego Joh. Lupulus Bodmanensis znajduje się
w^ Eck^a Panegyricus in laudem Augustini Moravi; wiersz drugiego
W Sck'a: de arte versificandi z r. 1515.
*) Wiszniewski, Hist. lit. VI. 333.
') De arte yersificandi Grac. Ungler 1515.
*) Bauch, Georgius Logus. Breslau 1896 str. 2.
*) Por. Wiszniewski 1. c. i Wislooki Liber dilig. Praefajtio str. X.
234 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ III.
Tymczasem zaś zawitał wtedy do Krakowa człowiek,
który jest znów typem wybitnym wędrownego, niespo-
kojnego, kłótliwego humanisty z wszystkiemi jego przy-
warami i z całą bezczelnością. Był nim Jan Hadus
albo Hadelius, pochodzący z północnych Niemiec, kraju
Hadeln między ujściem rzek Elby i Wesery. Po licznych pe-
regrynacyach zabłąkał się on także do Krakowa; studyował
poprzednio w Lipsku, poszedł w r. 1508 do Wittemberga,
w r. 1513 do Frankfurtu nad Odrą, w następnym roku prze-
niósł się do Gryfii, wreszcie w r. 1515 do Rostocku. W dwóch
ostatnich uniwersytetach występował Hadus i działał jaka
poeta uniwersytecki, ucierając się z przeciwnikami huma-
nizmu, których smagał nielitościwymi razami. Nigdzie je-
dnak nie zagrzał miejsca, a odjeżdżając wypuszczał strzały
Parta raz na wrogów gryfijskich, to znów na swego prze-
ciwnika Henryka Cother w Rostocku. Miłostki bardzo zmy-
słowe z jakąś pięknością Północy, Zofią, więziły go wpraw-
dzie w Rostocku, lecz nie zdołały jednak na długo usidlić*).
W roku 1516 wybrał się on tedy drogą na Frankfurt nad
Odrą do Krakowa i w październiku zapisał się w metryce
Jagiellońskiej wszechnicy.
Występy jego w Krakowie są typowymi dla każdego
nieomal wędrownego humanisty*). Przybył on do Kra-
kowa pod złemi auspicyami; zaraza, która go niepokoiła
już w Frankfurcie nad Odrą, dognała go także w Kra-
kowie. Zamieszkał on tu w bursie węgierskiej ®). Przyszedł
zaś do Krakowa, aby się uczyó, między innemi medycyny,
i aby nauczać innych
nt diseamqae artes nt doceamgae bonas.
Na sposób więc humanistyczny poetycznem intimatum za-
*) Por. artykuł Bauch^a w Geigera Yierteljahrsschrift fiir Cul-
tur und Litteratur der Renaissance (1886) I, 206.
') Znamy je z Jani Hadelii elegiarum liber I (Yiennae 1518,
egzemplarz bibliot. uniw. w Wrocławiu).
«) Bauoh 1. c. 221.
HUlfANIZM I UNIWEBSTTBT. 235
praszal do siebie studentów, w wierszach ad Cracovianum
scholasticum. Zapowiadał tak wykład o Ibis Owidyusza;
wiemy, że przed 20-tym lipca r. 1517 objaśniał Metamor-
fozy *). Ale takie wykłady po bursach nie zapewniały spo-
kojnego życia. Chciałby on tedy jakiegoś poparcia i wspar-
cia, jakiegoś praemium ze strony uniwersytetu i zwracał
się dlatego z prośbą o pomoc do rektora w półroczu zi-
mowem 1516/17 Jana Przyjaciela (Amicinus), zarazem su-
fragana krakowskiego
Fac miki constitnant pro magno parva labore
Praemia;
pukał potem do Dominika z Seczemina, dr. kanonów i ka-
nonika gnieźnieńskiego, żaląc się na biedę, która mu na-
wet doktora w chorobie przyzwać nie pozwala. Ale za-
biegi te były w wielkiej części próżne. A choroby tym-
czasem ciągle go trapiły; Jan Smigellius czy Smygiet tro-
chę go wprawdzie skrzepił; Hadus sławił za tę zasługę
prócz tego Jana Rosbach, Sasa i krakowskiego doktora.
Ale uczeń jego ulubiony Frolicus Priscius umarł mu przed-
wcześnie, a i on sam w wierszu ad Yiennensem schola-
sticum uskarżał się, że
Cracoviae nec vivus eram nec mortuus
Dawny miłośnik Zofii z Rostocku tęsknił teraz na Wscho-
dzie za bohdanką i przyczynę swego niedomagania upa-
trywał w nimia continentia, o którą właśnie Kraków go
przyprawił Postanowił on więc niebawem w Wiedniu na
tę chorobę się leczyć. Jak wszyscy niemal humaniści obcy
w Krakowie, począwszy od Kallimacha, ubierał się i Hadus
w szatę wygnańca wśród Scytów, wspominał Tomi Owi-
dyuszowskie.'
Nil mihi Crocea places,
nie podobał mu się Kraków i dlatego, że po polsku nie
umiał i przy wszelkich zakupnach opłacać musiał towar
') Acta rectoralia n. 2437.
236 KS^OA nŁ — BOZDZiAŁ m.
i swą nie wiadomość zarazem^). Nastąpił więc wyjazd, czy
ucieczka humanistyczna, podobna do Celtesowej i tylu
innych, z towarzyszeniem inwektyw na znienawidzone
miasto.
Ergo inyisa deis, sacris inyisa poetis,
Barbara, cana, rodis, dura, saperba vale,
a przez lawinę tych epitetów przeglądał mu jui uroczy
Wiedeń
Ulastrem, palchram lepidamqae yidebo YiennanL
Rzeczywiście lepiej mu w Wiedniu pod każdym powio-
dło się względem. Doczekał się tu już w r. 1517 wieńea
poetyckiego i dobrego przyjęcia wśród tamtejszych huma-
nistów. Ale mimo tego i tutaj długo nie spoczął, bo zmyd
wędrowny popchnął go już po roku 1518. do Italii, gdzip
żyjąc wśród humanistów tamtejszych składał płody swej
Mu^y w ^nnych Coryciana, najwcześniejszym almanachu
Muz, w Rzymie powstałym.
Tymczasem do Krakowa przyszły niebawem z Wie-
dnia posłuchy o powodzeniach Hadusa. Gniewano się ną
to i żalono na inwektywy, któremi Kraków oczernił. W li-
stopadzie roku 1518 pisał Melchior Watt do Joachima Wa-
dyana, że Krakowianie napisali coś przeciw Hadelius^owi *).
W rzeczywistości wystąpił jako mściciel Krakowa Kasper
Ursinus Yelius ze swoją urbis Cracoviae defensio, sławiącą
Kraków jako siedzibę książąt tronu i ducha'). Napiętno-
wał on Hadusa, jako człowieka, który miejsca, w których
doznał łaskawego przyjęcia, zwykł kalać wierszami i upo-
^) Ad Jo. Amicinum:
Onidcpiid emit, leyias Sarmata semiMBr emit,
GaoBa patat, vestram (nee mimm) neado lingaam.
Miejsoe znamienne dla stosunków kupieckich ówczesnego Krakowa.
•) Vadian. Briefs. Nachtrage III, n. 37.
') Przyłączona do Oratio de fel. electione Ferdinandi, Cracoviae
1531. (Znam egzemplarz wied. bibliot. cesarskiej).
HUBIANIZM I UNIWER8TTBT. 237
mina} Wiedeńczyków, aby włóczęgę wygnali co prędzej
ze swego miasta.
Sedibns erronem pelle Yienna tnis.
Kiedy zaś Hadus odjeżdżał czy uciekał do Wiednia^
^wracał do Krakowa człowiek, który tu już kilka lat na
usilnej spędził był pracy, a teraz znowu chciał szczęścia
spróbować na Północy, wspomniany Rudolf Agricola. Nie
wiemy, co go ostatecznie do tego kroku skłoniło, aby opu-
ściwszy Wiedeń i jego humanistyczne koła podążyó z po-
wrotem do północnego Tomi. Prawdopodobnie były tu
-w grze jakieś zaproszenia i obietnice mecenasów polskich,
które jednak nie od razu w życie weszły i nie od razu
utwierdziły nowe Agricoli na Północy stanowisko. Powró-
cił on do Krakowa zapewne pod koniec r. 1517 i zamie-
szkał teraz w domu prywatnym obok domu Hektora von
Watt^). Nie będziemy tu szczegółowo opisywali dalszych
jego krakowskich kolei w następnych kilku latach, osta-
tnich jego życia. Uwydatnimy tylko rysy szczególnie zna-
mienne. Mieszkanie jego stało się znowu ogniskiem umy-
słowego ruchu, przystanią dla humanistów, przedewszyst-
kiem szwajcarskich. Agricola otwierał znów dla nich po-
dwoje i nawet kieszeń, użyczał im często dachu i utrzy-
mania. Sam pisze 25-go sierpnia r. 1519 do Wadyana*),
że wszyscy przybysze ze Szwajcaryi jego szukają. »Niech-
bym, dodaje, mógł w równej mierze im wszystkim być
pomocnym, tak jak im wszystkim dobrze życzę.« Utrzy-
mywał on przy sobie na koszt własny Andrzeja Eck'a, brata
Walentego, a ucznia Wadyana *), prócz tego Jana Zinck i Lu-
dwika Óchslin. Bywał z tymi uczniami w domu Sutora; sto-
sunki zWattami, z Bonerami, Bethmanami, Salomonami i De-
cyuszem uprzyjemniały mu życie. Seweryna Bonera i Jana
^) Bauch, Rudolphus Agricola, 24.
•) Vad. BriefB. n. 165.
») Ibid. Nachtr^e 49.
238 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ HI.
Bethmana sławił on jako mecenasów, z Salomonami sie-
dział przed dziesięciu laty na jednej ławie i zachował dla
nich przyjaźń na życie-). W początku r. 1519 zawrzało
w tej kolonii szwajcarskiej szczególne życie, skoro tu za-
witał najsłynniejszy humanista szwajcarski Joachim Va-
dianus, który opuściwszy Wiedeń postanowił powrócić do
swojej ojczyzny. Zwiedzano wtedy w liczniejszem towa-
rzystwie kopalnie wielickie*), a wśród zabaw muzyka
wielką odgrywała rolę; Sebastyan Steinhofer z Hall, wielce
do Agrikoli przywiązany uczeń i magister krakowski z r.
1520 zachwycał w domu Wietora i innych, zebranych
słuchaczów swoim śpiewem •).
Ale mimo życzliwości bogatych mieszczan, mimo zna-
jomości i zażyłości z sekretarzami królewskimi Decyu-
szem i Dantyszkiem, mimo łaskawości znakomitego męża
stanu, wykwintnie wykształconego wojewody krakowskiego
Krzysztofa Szydłowieckiego *) i teraz nie zyskał Agricola
przydłużej stałego gruntu pód nogami i stałej dla dzia-
łalności podstawy. Rok 1518 był świetnym w Krakowie.
Wesele królewskie z Boną Sforza urozmaiconem zostało
zupełnym agonem Muz, igrzyskami, w których humaniści
epitalamiami swojemi szli w zawody o zwycięstwo słowa
i pieśni. Powrócimy do tego później. Całe zastępy Wło-
chów przyszły wtedy do Krakowa; odbiło się to o tyle
na życiu Agricoli, że został nauczycielem paziów włoskich
królowej Bony, którym już w r. 1518 poświęcił swe wy-
danie dziełka Jana z Głogowa p. t Phisionomia. Ale on
marzył przecie o szerszej, uniwersyteckiej działalności.
Mówiliśmy, że za poprzednim swym w Krakowie
pobytem wykładał w bursie niemieckiej, uczył prywatnie
i publicznie; do uniwersytetu się nie dostał, bo był tylko
^) Por. Passio dominica Grac. 1520.
') Morawski, Z dziejów odrodzenia (1884) str. 6.
•) Vad. Briefs. n. 216.
*) Poświęcił mu Agricola w r. 1519 swój hymnus de divo
Stanislao.
HUMANIZM I UNIWKRSYTET. 239
»poetą«, a mimo twierdzenia humanistów tytuł ten nie
równoważył stopnia magistra. I teraz prawa jego się nie
poprawiły i miejsca w uniwersytecie dlań nie było. Zna-
lazła się przecie łaska i mecenasi, którzy postanowili go
mimo tych trudności do uniwersytetu wprowadzić. Byli
nimi biskupi polscy, popierający humanizm z szerokim
umysłem i sercem. 30-go kwietnia r. 1518 wspomina Agri-
cola po raz pierwszy o stypendyum od biskupów spodzie-
wanem, później nazywa się: episcoporum stipendiatus ^).
Biskupi więc zapewnili mu zapłatę i wyrobili lectorium
w Collegium, a postąpili tak zapewne z miłości dla sprawy
i ofiarności dla jej powodzenia. Później, w r. 1642 na sy-
nodzie piotrkowskim znowu polscy biskupi zobowiązali
się i obiecali, że wypłacą pewną sumę, aby dochody lek-
torów pomnożyć i powołać skądinąd legistę i dwóch pro-
fessorów »litterarum humanarum« *). W roku 1518 wy-
płynęło coś podobnego z cichszego porozumienia kilku
książąt Kościoła; ludzie, jak Jan Lubrański, biskup poznań-
ski, Maciej Drzewicki, biskup włocławski. Piotr Tomicki,
biskup przemyski i Jan Konarski, biskup krakowski, chcieli
krakowską szkołę poprzeć i przyspieszyć jej odrodzenie,
a pozyskanie takiej siły jak Rudolf Agricola wydawało
im się stosownym do tego celu środkiem. Człowiek więc
bez tytułu magistra wszedł jako poeta do kollegium, a ra-
czej przyczepionym został u tego kollegium, aby tu wy-
kładać bonas litteras. Podpisuje się on odtąd lector ordi-
narius Cracoviensis *) i zaczyna rzeczywiście w kollegium
wykładać, w roku 1518 i 1519 objaśnia Fasti Owidyusza,
w następnym satyry Horacyusza. Cel więc tylu humani-
stów i jego samego był osiągniętym; uniwersytet ukorzył
się przed poetą, a raczej przed nowemi hasłami. Nieba-
wem jednak zaczęły się dla Agricoli wyłaniać ciemniejsze
*) Vad. Briefsammlung n. 120 i n. 160.
*) Archiwum komisy! prawn. T. I str. 400.
») Vad. Briefs, n. 142.
340 K8IĘOA ni. ROZDZIAŁ ni.
strony nowo osiągniętego stanowiska. Bo biskupi płacili
mało, obiecywali i nie dotrzymywali przyrzeczeń. Już
w roku 1519 pisał on w sierpniu: episcopi mei magni
sunt pollicitatores et piane frigescunt ^). Skargi te na nie-
słowność pojawiały się odtąd ciągle. Agricola zrywri się
częstokroć ze swego miejsca; raz biskup Lubrański, to
znowu Drzewicki nęcili go jednak czy łudzili nowemi obie-
tnicami. W grudniu roku 1520 pisał znowu o swycb tru-
dach i dudach: Polacy robią dużo, wspaniałych obietnic;
ledwie ich jednak na odzież mi starczy*). Do materyalnych
zawodów przyszły inne niezadowolenia powody: niezdro-
wy klimat Krakowa, na który żalił się Andrzej Eck twier-
dząc, że tu » wszystkie żywioły zatrute*; brak scholarów,
przerzedzonych wskutek wojny i chorób, wreszcie budząca
się niechęć wśród Krakowian do obcych, niemieckich ży-
wiołów'). Postanowił on więc za każdą cenę stąd wyje-
chać; chciri wrócić do Szwajcaryi, podążyć do Wittemberga
lub Lipska. Zapadał często na zdrowiu i to przyczyniło
się także do czarnych myśli i uprzedzeń: w końcu też
wyrzeka ciągle na Sarmacyę i nazywa Polaków omnium
mortaliimi superbissimos inconstantissimosąue *). Nie da-
nem mu jednak było plan wykonać; w marcu roku 1521
dognała go śmierć na Północy. Przywiązany do niego
magister Sebastyan Steinhoffer, muzyk, donosił o tem Wa-
dyanusowi, mówiąc z politowaniem o wielkiej biedzie,
w której go zgon zaskoczył. Sutym pogrzebem chciano
powetować niedostatki życia; piątego marca pochowanym
on został u Franciszkanów wśród udziału uniwersytetu
i Ucznie zebranego duchowieństwa*).
*) Ib. n. 165.
*) Ibid. 225.
') Ib. n. 165. (Eckius omnia Craooyiae esse elementa infecta
dicere solet). 225. 216.
*) Ibid. n. 1%.
') Ibid. n. 248. — W roku Jego śmierci pojawia się na krótko
w Krakowie Filip Gundel z Passau w Bawaryi, takie poeta, prof.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 241
Uczony nie zbyt twórczy, był on jednak wielkim pra-
cownikiem i wielką liczbą swych druków i wydań przy-
czynił się stanowczo do utwierdzenia humanizmu w Polsce;
z Krakowem łączyło go tysiąc węzłów młodości, męskiego
weku, życia i nauki. Chciał on te węzły w końcu rozer-
'wad, lecz daremnie.
Obok niego i po nim występuje na katedrze uniwer-
sytetu inny poeta, także przybysz, z odleglejszej jeszcze
Północy, Anglik Leonard Coxe ^). Zawitał on do Krakowa
jako człowiek dojrzały i już rozgłośny i zapisawszy się
do matrykuły zalecił się uniwersytetowi długą mową: De
laudibus celeberrimae Cracov. academiae, wygłoszoną 6-go
grudnia r. 1518. Wątpliwem jest jednak, czy miał odpowie-
dnie stopnie, aby się dostać do pocztu uczących magistrów.
Może znów był tylko ))poetą«, a łaska potężna Decyusza
i innych otwarła mu dopiero bramy koUegium, jak biskupi
wprowadzili do niej Agricolę. Pochodził on z Monmouth-
shire w dyecezyi linkolnskiej, a życie spędził na tułaczce,
która go między innemi zawiodła do Polski; w r. 1518
i 1519 wykładał w Krakowie Liwiusza, Kwintyliana i li-
sty Św. Hieronima, w latach 1525 i 1526 Cycerona, Wer-
giliusza i Kwintyliana. W tym ostatnim roku uwikłał się
w jakiś proces przed sądem rektorskim. Nieznany nam
bliżej poeta Erazm Licorianus ^), może ziomek Leonarda,
zaskarżył go bowiem przed sądem rektorskim o to,
poetyki i elokwencyi we Wiedniu; już w roku 1622 powrócił on
jednak do Wiednia.
') Por. o nim Morawski, Z dziejów odrodzenia (1884) str. 7
i nast.
") Zapisany on w metryce krak. w lecie 1525: Erasmus Jo-
hannis Oempedophillus Lycorianus dioc. Salisburgensis, poeta t. s. —
Osobistość to dla mnie dotąd zagadkowa. Nie umiałbym na pewne
twierdzić, że to Anglik. Pan Sidney Lee, zapytany w tej mierze, od-
powiedział mi, że go nie zna, nadmieniając, iż » Erasmus is a most
unusual name for an Englishman in the 16 centuryc
Hitt. Uniw. T. II. ^g
242 KSIĘGA ITL ROZDZIAŁ IIT.
Że jakiś paszkwil przybił na drzwiach kollegium i że
w lekcyach publicznych owego poetę wyszydzał. Leonard
Coxus zastawił się natenczas powagą biskupa przemy-
skiego Krzyckiego, który rzekomo do tych wyszydzań go
nakłonił ^). Sprawa ta i osoby nie są bliżej nam znanemi.
Jeżeli jednak sobie przypomnimy, że w początku roku
1526 powrócił bratanek arcybiskupa gnieźnieńskiego Jan
Łaski z Zachodu, że przywiózł z sobą poetę Anianusa
i że niebawem zawrzała walka na pióra między Tomic-
kim i jego poplecznikami z jednej strony, a rodziną Ła-
skich, » którzy zawiścili Tomickiemu znaczeniaa 2), to wyda
się prawdopodobnem, że i ten Erasmus Licorianus był
wcześniejszym już gościem Łaskich w Polsce, za których
chwałę podobnie jak Anianus walczył epigramatami; Co-
xus tymczasem z poduszczenia siostrzeńca Tomickiego An-
drzeja Krzyckiego równie mu odpowiadał złośliwie.
Po występach w uniwersytecie pojawia się ten An-
glik Coxus w roli mentora — adolescentiae formator —
młodego Andrzeja Zebrzydowskiego i w roku 1527 bawi
z przyszłym biskupem w Paryżu; słyszymy wreszcie, że
umarł w r. 1549 w swojej brytańskiej ojczyźnie. Był to
człowiek szerszego wykształcenia, znawca Cycerona i Ho-
racyusza, a należał do ostatnich wędrownych humanistów,
którzy na przełomie dwóch wieków taką nawałą na uni-
wersytet krakowski zjechali. Śledziliśmy ich od Kallima-
cha począwszy, badaliśmy każdego przybysza, jaki z sobą
przynosił posiew na polską niwę. Pala po fali biła o brzeg
Polski, a humaniści miejscowi czekali, aby im wyrzuciła
wreszcie Afrodytę, starożytną Anadyomene, którą średnie
wieki tak długo na dnie toni więztty.
^) Acta rectoralia n. 2869.
*) Por. o tern moją uwagę do Carmina Orioii p. 156.
HUMANTZM I UNIWBHSYTSTT. 24S
Oreczyzna. — Mało znana w średnich wiekach. — W drugiej polo-
ivie XV-go wieku budzi się dla niej interes we Włoszech. — Aldus
Manutias. — Ruch ten przenosi się w początku szesnastego wieku
na Północ. - Brfurt, Wittenberg i Lipsk. — Greczyzna w Krakowie. —
Joannes Sylvius. — Constanzo Clariti. — Znajomość greozyzny z Kra-
kowa szerzy się na Północy. — Caspar Ursinos Yelius. — Wacław
z Hirschberg'a. — Jerzy z Lignicy Libanus. -~ Greczyzna wśród walki
zdobywa sobie uniwersytet od r. 1520.
Język hebrajski. — Tomicki Piotr. — Znajomość tego języka na Za-
chodzie. — Johannes van den Campen. — Waleryan Pernus.
Przez chwasty i głogi późniejszej łaciny przedarto
się więc do pierwowzorów klasycznych. W umysłach ży-
wszych i bujniejszych musiały stąd wzrastać pragnienia,
aby na wszystkich polach docierać do źródeł, do głębi
i istoty myśli, która dotychczas w przybranej i często źle
przykrojonej szacie świat obiegała i karmiła. Greczyzna
i greccy autorowie zaczęli coraz częściej wychylać się
z mgły gęstej i ciemnej, a oczy tęskne humanistów spo-
glądały na tych ojców nauki i na te dzieci piękności z czcią
i podziwem; zamierzano wreszcie roztworzyć księgi, na
których zaciężyło zapomnienie i tylu wieków nieświa-
domość.
W średnich wiekach znajomość greczyzny była wy-
jątkowym objawem. Petrarka liczył w r. 1360 Włochów,
którzyby umieli po grecku i doliczył się trzech lub czte-
rech we Plorencyi, jednego w Bolonii, dwóch we Wero-
nie, jednego w Sulmonie, jednego w Mantui; w Rzymie
nie znalazł nikogo. W ciągu wieku piętnastego zmieniły
się te stosunki na lepsze; sobory zetknęły ludzi ze światem
greckim, upadek Konstantynopola nie tyle przez ucieczkę
Greków odbił się znacznym wpływem na Zachodzie, jak
raczej przez to, że uwaga chrześcijaństwa ku Wschodowi
i uciskowi greckiego świata odtąd się zwróciła. A papież
16*
244 Ksn^A m. — rozdział m.
Mikołaj V-ty poparł niebawem greckie studya całą prze-
wagą podniosłego swego umysłu i znaczenia^). Włochy
stały się też w drugiej połowie piętnastego wieku ogni-
skiem znajomości greczyzny, która z biegiem czasu za-
częła także przezierać nieśmiało na Północ. Szczególnie
znaczy się to od czasów, gdy sławny księgarz Aldus Ma-
nutius w końcu stulecia w drukarni swojej począł odbi-
jać pierwsze edycye wielkich greckich autorów. Drukarnia
Aldu8*a zabłysła wtedy nieomal jako centrum intellektu-
alne Europy, a wśród zasług ogromnych założyciela nie
najmniejszą była ta, iż stał się on twórcą greckiej typo-
grafii. Autor północny współczesny nazywał go szumnem
mianem: graecanicae antiąuitatis restaurator; przekonamy
się wkrótce, że i względem Polski odegrał on w tym kie-
runku rolę pierwszorzędnej wagi. Później papież Leon
X-ty uwieńczył dzieło poczęte i przygotowane przez wiek
piętnasty. Słyszymy, że do odnowionego rzymskiego uni-
wersytetu powołał Basiliosa Chalkondylasa dla greczyzny,
że założył akademię medycejską wyłącznie dla szerzenia
znajomości tego języka, wreszcie że naukę Greków Laska-
risa i Marka Musurosa spożytkował dla tych celów. Entu-
zyazm dla greczyzny tak wzrósł już w owej epoce, iż
marzono o Atenach w Lacyum, o Uissosie w miejscu
płowego Tybru^). A chociaż te papieskie usiłowania bar-
dzo prędko zamarły, to entuzyazm helleński, będący osta-
tnim przebłyskiem dotychczasowej pracy odrodzenia i osta-
tniem jego upojeniem przed twardą próbą lat następnych
i strasznej religijnej rozterki, nie przeminął bez skutków
na przyszłość.
Na Północ trudniej się było greczyznie przedostać.
Jeżeli w piętnastym wieku wyjątkowo tu kto umiał po
grecku, to przynosił on ten wiedzy nabytek z Południa,
*) Voigt — Wiederbelebung des Alterthums II, 102 i nast
») Por. Gnoli, Riyista d'Italia (1898, 15 Agosto). szczególnie
p. 633 i nast.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 245
tiokąd w drugiej połowie piętnastego wieku północni scłio-
larze coraz częściej się udawali. Ale na ogólne wykształ-
cenie, na panujący ustrój wychowania nie wywarło to ża-
dnego wpływu. Uniwersytety pozostały przy dawnym sy-
stemie; a nieznajomość greczyzny panowała tu dalej, mimo
tego, że, jak słusznie zauważono, średnie wieki żywiły się
przeważnie wytworami greckiej myśli. Bo w uniwersyte-
tach objaśniano przecież ciągle greckich filozofów, mate-
matyków, astronomów i medyków. Posługiwano się przy
tern łacińskiemi tłómaczeniami, często bardzo nieudolnemi
i przez to pośrednictwo dostawała się myśl grecka, zmie-
niona często i okaleczona do średniowiecznych umysłów
Interes czepiał się przy tem wyłącznie treści, a dopiero
żywszy interes dla formy mógł był obudzić ciekawość
i tęsknotę za pierwowzorem^). W końcu dopiero piętna-
stego stulecia pojawiać się zaczęły utyskiwania nad złymi
przekładami Arystotelesa i żale, że niektóre z ksiąg obja-
śnianych były prawie zupełnie wskutek wadliwości formy
niezrozumiałemi. To mogło i musiało z biegiem czasu do-
prowadzić do postępu i poprawy stosunków.
Około r. 1500 i krótko potem natrafiamy na pierwsze
ślady takiego postępu w Niemczech; ludzie linguarum
periti coraz częściej odtąd pojawiają się w uniwersytetach.
I tak w Erfurcie staje się Mikołaj Marschalk reformatorem
w tym kierunku; w r. 1501 wychodzi jego dzieło de or-
thographia, zawiązek elementarza grecko-łacińskiego; w roz-
działach odnoszących się do greczyzny jest to pierwszy
podręcznik i pierwsza czytanka grecka w Niemczech*).
Ale to był tylko krok pierwszy i dorywczy. Do Witten-
berga przyszła z kolei znajomość greczyzny około roku
1503; w Lipsku nauczał jej zapewne w samym początku
^) Por. Paolsen, Geschichte des gelehrten Unterrichts 1, 67 i 132.
■) Por. G. Bauch X, Die Anfange des Studiums der gr. Spra-
che in Norddeutschland w Mittheilungen der Gesellschaft fiir deut-
sche Erziehungsgeschichte VI, 1, 10.
246 KoąoA m. — bosedział m.
wieku Włoch Clariti. Były to przesłanki późniejszego, sta-
łego rozwojn. Bo w Lipsku w piętnaście lat później zja-
wia się pierwszy profesor greckiego języka^). To też do-
piero od r. 1515 doprowadzają te wszystkie usiłowania
do wyrazistszycłi nieco rezultatów; wtedy Anglik Richai^
dus Crocus i Petrus Mosellanus utwierdzają tę nauk^
w Lipsku, a FiUp Melanchton występuje w Wittenbergu
jako graecarum litterarum lectCNr primus. To też słusznie
twierdzić można, że kiedy około r. 1520 przedsiębrano
we wszystkich niemal uniwersytetach niemieckich reforma
planu naukowego, greczyzna była już przyswojoną, a jej
znajomość uchodziła za niezbędny żywioł w zakresie uni-
wersyteckiej nauki ^).
A jakże się działo równocześnie w Polsce? I do Kra-
kowa dochodziły już w piętnastym wieku w rozmaity
sposób nowego światła promienie. Mówiliśmy poprzednio
o Greku Demetrios'ie, który tu podczas soboru bazylej-
skiego zawitał; wspominaliśmy zarazem, że jego misya była
przedwczesną i próżną. — Niejeden ze scholarów przywo-
ził następnie w ciągu stulecia z włoskich uniwersytetów
wśród innych nabytków pewną greczyzny znajomość. Ale
aby kiełkujące w indywiduach skłonności podsycić i upo-
wszechnić, na to potrzeba było albo znakomitej nauki
i wielkiego zapału, albo przeważnej osobistości Nie był
tego zdolnym Kallimach, bo świat helleński był mu za-
pewne dość obcym; Konrad Celtes zakosztował wprawdzie
przelotnie w Heidelbergu nauki greczyzny pod Rudolfem
Agricolą, ale nie był w niej do tego stopnia biegłym, aby
aż wyróść w tym kierunku na apostoła postępu. Umiał
zapewne nieco po grecku także Jan Ursinus, on, który
we Włoszech bawił na studyach, a w swoim Modus epi-
stolandi roztacza dość pokaźną znajomość rzymskiej i hel-
^) Bauch 1. o. 3, 16.
') Niejakie wiadomości o tej sprawie poda! także Horawits
w Grieohisohe Studien, Berlin 1884.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 247
leńskiej starożytności. Podobnie pewne ślady greczyzny
^widnieją takie u starszego Sommerfelda; w objaśnieniach
gramatyki łacińskiej zbaczał on często na objawy analo-
giczne w greckim języku. Natomiast młodszy Sommerfeld,
Jan Rhagius, który następnie w Niemczech do ugrunto-
wania nowej wiedzy się przyczynił, dopiero we Włoszech,
dokąd z Krakowa w roku 1499 podążył, nabrał zapewne
^w tym kierunku większego wykształcenia.
I ostatecznie światło greczyzny zajaśniało Krakowowi
nie z Niemiec, lecz z Południa. Bo po silnym napływie
2 Zachodu w drugiej połowie piętnastego wieku, zaczy-
nają się z nowem stuleciem pojawiać dosyć licznie w Kra-
kowie Włosi, aby snuć dalej choć w pewnej części to, co
wielki ich rodak przedtem był zadzierzgnął. W r. 1499
pisał młodszy Sommerfeld dwukrotnie do Geltesa, znaj-
dującego się w Wiedniu, jakby zaniepokojony, że jakiś
Włoch do Krakowa pono podążyć zamierza*). » Mistrz
Głogowita rozpuścił wieść, że jakiś Siculus się do nas wy-
biera, daj mi o tern wiadomośćcc; w następnym liście po-
wraca do tej sprawy. ))Słyszę, że jakiś Greczyn głodny
czy Sycylijczyk (quidam Graeculus esuriens aut Siculus)
ku nam zmierza. Zawiedzie się on w swych nadziejach.
Nasze gimnazyum bowiem nie kwitnie już tak<K, jak za
Twego w Krakowie pobytu. Któż tedy był ów Grek czy
Sycylijczyk, który dążył na Północ i o którym Sommer-
feld z pewnym wyraża się przekąsem? Niewątpliwie to
Joannes SyWius Siculus legum doctor Patayinus,
zapisany w r. 1497 do matrykuły wiedeńskiej i powołany
do tamtejszego uniwersytetu na katedrę prawa rzymskie-
go*). Co go ostatecznie do Krakowa ściągnęło i znęciło,
nie wiemy. Być może, że Tomicki we Włoszech za pra-
wnikiem dla Polski się oglądał i w tym właśnie Włochu
wiedeńskim upatrzył stosowny dla Krakowa nabytek. Jan
') Cod. wiedeński 3448, 101 a i 105 a.
*) Aschbach, Geschichte der Wiener UniversitatBd. II,67il0i.
248 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ III.
Sylvius opuścił więc stolicę Austryi i to jeszcze przed ro-
kiem 1500. Możliwem jest, że zaraz do Krakowa się udał,
gdzie w r. 1504 w każdym razie już się znajduje. Nie
będziemy tu opowiadali całej jego późniejszej karyery,
która go wreszcie zawiodła na stanowisko nauczyciela
Zygmunta Augusta ^). Zdobywał on sobie ludzi swą nauką
i sprytem, raził kłótliwością i obyczajami, bardzo rozwią-
złymi. Na kartach dziejów uniwersytetu zaznaczyła się
wielorako jego działalność i ruchliwość. W roku 1518
Leonardus Coxus, Anglik, w swym panegiryku na uni-
wersytet wymienia zaszczytnie Jana Sylvius'a, »który przez
wiele lat tutaj ucząc politiores litteras, niezwyczajną tru-
dnych (abstrusiorum) nauk strawą umysł swój podsycał*.
Czyż więc Sylyius podobnie jak w Wiedniu w tajniki
prawa rzymskiego zaczął wprowadzać krakowską mło-
dzież? Wobec braku materyałów do dziejów prawnego
wydziału stanowczego nic o tem stwierdzić nie możemy.
Politiores zaś litterae nie uczył on na uniwersytecie, bo
nazwisko jego w spisie wykładów artystycznych zupełnie
«ię nie pojawia; za to poza oficyalnymi wykładami musiał
on, jak zobaczymy, wielką w tym względzie rozwinąć dzia-
łalność. Usposobienia był pieniackiego; w r. 1508 uspra-
wiedliwiał się dlatego przed sądem rektorskim z zarzutu,
iż oczernił uniwersytet i jego członków a w obronie jego
przemówił wtedy sam kanclerz Jan Laski ^). Przedewszyst-
kiem jednak spory z innym Włochem naówczas w Kra-
kowie bawiącym, zaprzątały sądy rektorskie przez długi
czasu przeciąg od roku 1506 począwszy. Przyczyna nie-
zgody nie jest nam bliżej znaną, a była prawdopodobnie
osobistą i podrzędną. Jako przeciwnik stanął zaś przed
szrankami Włoch rodem z Pistoi, zwany Constanzo
*) Gf. Morawski, Beitr&ge zur Gesohichte des Hamanismus in
Polen, Wien 1889.
*) Acta rectoralia 1508. Ta interwencya Łaskiego jest chara-
kterystyczna. Czyżby on wygryws^ humanistów włoskich przeciw
niemieckim ?
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 249
Claretti de*Cancellieri. Humanista ten wyniósł za-
pewne z Bolonii głębszą znajomość greczyzny, której na-
wet publicznie w tem mieście nauczał i). Wcześnie je-
dnak opuściwszy ojczyznę, udał się na Północ, jeżeli pra-
wdą jest, iż około roku 1500 jako nauczyciel greckiego
języka w Lipsku wystąpił*). Z Lipska więc podążyłby
następnie Claretti albo Clariti na dalszy wschód do Kra-
kowa.
W końcu roku 1504 obydwaj ci Włosi byli już ra-
zem w stolicy Polski i zgodnie jedną myślą byli przejęci,
£L mianowicie zaprowadzeniem nauki greczyzny; charakte-
rystycznem zaś jest, że popierał ich w tych zabiegach
biskup płocki Erazm Ciołek, ten śmiały plebejusz, który
z powodu zagadkowego swego pochodzenia rozlicznych
doznał trudności, lecz sięgał chętnie w najwyższe dzie-
dziny duchowego szlachectwa. Już szesnastego grudnia
roku 1504 przesyłał Jan Sylvius, zwany Amatus, z Kra-
kowa do Wenecyi pismo*), które dla naszej kultury wa-
żnym się stało dokumentem. Donosił on mianowicie sła-
wnemu kięgarzowi Aldusowi, że Konstanty Clariti (na-
zwany tu Constantius noster) uprosił biskupa*), aby mu
wolno było ))W gimnazyum krakowskiem gramatyki Kon-
stantyna publicznie nauczać«. Chodzi tu oczywiście o gra-
') Luciani Philopseudes Bologna 1505. Por. o nim Malagola,
Antonio Uroeo, detto Codro (1878) p. 102.
*) Joh. Cellarius mówi w swej polemicznej broszurce: Nullus
Lipsensis respondet nemini Wittembergensi (1519): non enim pleris-
qae ignotum est, quendam Claricium Bononiensem plus antę viginti
annos linguam graecam Lipsiae docuisse. — Baucha wątpliwości
Die Anfónge des Studiums etc. 3, 6 wydają mi się nieuzasadnionemi.
*) Pierre de Nolhac, Les correspondants d*Alde Manuce (1888)
n. 59.
*) Z tekstu, w którym nazwany dopiero biskup płocki, wy-
pada prawie z koniecznością, ie Reverendissimus płocki udzielił to
pozwolenie. Ale jakim prawem, to inne pytanie. Biskup krakowski,
jako kanclerz uniwersytetu mógł to uczynić. Prawa płockiego bi-
skupa były bardzo wątpliwe.
250
KSIĘGA III. ROZDZIAŁ Ul.
matykę Konstantyna Laskarisa, pierwszy druk grecki
który się pojawił w roku 1476 w Medyolanie i humani-
stów w świat helleński wprowadzał. Jan Sylviu8 ma co
do powodzenia swych planów wygórowane nadzieje. Po-
wiada, że pragnienie nowej wiedzy jest wielkie, ie gdyby
tylko były książki potrzebne, to nowa nauka znalazłaby
w uniwersytecie nad tysiąc, a w całym kraju niezliczo-
nych słuchaczy. Ale o książki właśnie chodziło, a bynaj-
mniej nie było łatwo. Melanchton we Witten bergu mu-
siał jeszcze później sporządzać sobie mozolnie odpisy
tekstów potrzebnych dla greckich wykładów. Jan Sylyius
zwrócił się więc do Aldusa z prośbą o przesłanie gre-
ckich druków. » Dzisiaj — pisze — pytaliśmy się słucha-
czy, ile egzemplarzy byłoby potrzebnych; jednogłośnie
odpowiedzieli, że przynajmniej sto«. Zapałowi apostołów
odpowiadała więc przyszłych uczniów gorliwość. Biskup
płocki obiecywał na razie fudusze potrzebne na książki,
później jednak Aldus chciał mieć w Krakowie księgarza,
któryby służył jako pośrednik i za sprzedaż do Wenę-
cyi przesyłał pieniądze. Jan Haller podjął się tego za-
dania *).
Po wdrożeniu pierwszych na tej drodze kroków,
udał się Constantius Clariti w początku r. 1505 do Bolo-
nii; 25-go lutego r. 1505 osiągnął on tam stopień doktora me-
dycyny, a świadectwo mu wystawione opiewa, że był
))W grece i łacinie bardzo wykształconya. Równocześnie
zaś posłował biskup płocki Erazm Ciołek do Rzymu
i przypuścić można, że mecenas i klient humanistyczny
albo razem udali się w podróż, lub też za granicą spotkali
Clariti przebywając w Bolonii zwracał się myślą za tym
opiekunem. W lipcu roku 1505 ukazał się w tern mieście
jego przekład łaciński dyalogu Lucyana Philopseudes. Tłó-
maczenie poświęcone jest Ciołkowi Dunicum praesidium
et decus nostrum«. Autor opowiada, że dzieło wykwintnego
*) Nolhac 1. o. n. 60 (r. 1606).
HUMANIZM I UNTWSBSTTBT. 251
greckiego autora czytał wecUug zwyczaju z Leonardem
Polakiem i Angelus Cospius w Bolonii i że przy tern na-
Bunęła mu się myśl tego wydania. Ten Angelus Cospi
został powołanym w początku szesnastego wieku do Wie-
dnia, aby tam ożywić studya greczyzny ^). Co do drugiego
lektora wyrazić możemy tylko przypuszczenie, że był nim
Leonard Pieczy chowski, poeta, lekarz i astrolog, który
odznaczył się później na dworze Zygmunta Starego*).
Łączyło trzech towarzyszów wspólne przywiązanie do
Ciołka.
Dziełko CIariti'ego doszło już jednak tłómacza w Pol-
sce. Bo niebawem powrócił on ze świeżo nabytym tytułem
na Północ i 19-go kwietnia roku 1506 zapisał się do me-
tryki uniwersytetu krakowskiego jako: Constancius Clariti
de Cancellaris Bononiensis.
Zaczęły się teraz ponowione usiłowania w kie-
runku raz obranym. I Sylviu8 i Clariti uprawiali tu »litte-
rae politiores« i greczyznę; ponieważ jednak ich wykła-
dów niema w oficyalnym programie i spisie prelekcyi,
musiała się ta nauka odbywać poza uniwersytetem; nie
ścieśniało to zbytnio działalności ani umniejszało zasługi.
Dwudziestego siódmego września roku 1507 donosił
Clariti Aldusowi o swoich dotychczasowych czynnościach;
nie wspomina tu już o Sylviusie, z którym od roku 1506
ciągłe przed sądem rektorskim miał spory. Prosi nato-
miast znowu o książki, szczególnie mniejsze, »bo mało
jest bardzo w naszej szkole takich, którzyby całego
Demostenesa lub Homera kupić mogli; dwie zaś lub
trzy książki tych autorów z łatwością nabyćby zdołali«.
Prosi dalej o nizkie ceny, bo korzystniej wiele egzempla-
rzy tanio sprzedać, a oprócz tego należy robić pewne
M O Cospi*m por. Aschbach, Geschichte der Wiener Univ.
II, 278.
•) O Pieozychowskim por. Gricii carmina p. 178. W r. 1607
oddawał Aldus Leonardowi książki dla Clariti'ego (Nolhac 1. c.
n. 65).
252 KSIĘGA III. ROZDZIAŁ III.
ustępstwa wobec zagranicy, skoro już transport i cła
przymnażają kosztów. Najważniejszem jednak jest w tym
liście stanowcze wyznanie Claritrego, że zabiegi jego
około ugruntowania greczyzny w Polsce odniosły upra-
gniony już skutek: Tale hic fundamentum in graecis
literis stabilivi, ut huius institutionis memoria longo tem-
pore sit duratura^). Rzadko w dziejach umysłów i kultury
z równą ścisłością da się oznaczyć data posiewu nowego
ziarna. Tu i czas znamy i siewców; Clariti przed ewszyst-
kiem a pośrednio sławny Aldus niańczyli pierwszym
dźwiękom myśli a raczej formy greckiej na gruncie pol-
skim, którym w szesnastym wieku zawtórował głos pol-
ski w tak rodzimej a tak helleńskiej Odprawie posłów
Kochanowskiego. A gdybyśmy nawet nie mieli świadectwa
samego Clariti*ego, to z innych źródeł i świadectw poznać
byśmy mogli doniosłość jego działania. Wielu, sławnych
późnej humanistów z tej szkoły i z pod tych mistrzów
wyniosło znajomość greczyzny i zapał dla greckiej litera-
tury. Młodszy Rudolf Agricola, który w roku 1510 zapisał
się na uniwersytet krakowski, wyraźnie powiada, iż Syl-
vius i Clariti byli jego mistrzami w klasycznej literatu-
rze*), najsławniejszy humanista śląski Caspar Ursinus Ve-
lius odbywał w Krakowie zapewne od roku 1505/6 ho-
fiesta studia i nazywał wyraźnie mistrzem swoim Clari-
ti'ego*). Następnie koło roku 1509 jako młody jeszcze
chłopiec zużył on w Lipsku swe krakowskie nabytki
i nauczał tam może jako jeden z pierwszych publicznie
greckiego języka*). Z Krakowa także promieniało nastę-
pnie to światło na Wiedeń; Georg Rithaimer pisze bo-
wiem w r. 1520 do Wadyana, ))że greckie studya zaczy-
ni Nolhac 1. c. n. 66.
*) Bauch, Rudolphus Agricola str. 7.
•) Caspar Ursinus Yelius von Bauch (1886) p. 8.
*) Ibid. str. 11.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 253
nają tu już w skutek zabiegów Ursinusa kiełkować « ^)
i wróży im świetną przyszłość i rozwój.
Ale powróćmy do Krakowa. W roku 1507, kiedy
Clariti chełpił się przed Aldusem ze swoich wielkich re^
zultatów, osiągnął tamże stopień magistra Ślązak, który
miał następnie snuć dalej prace, przez włoskiego mistrza
poczęte. Był nim Wacław z Hirschberga. Działal-
ność tego człowieka nurza się w pomroce dziejowej,
a przecie musiała być znakomitą. Leonard Coxe w mo-
wie pochwalnej na uniwersytet nazywa go nie tylko Kra-
kowa lecz całego Śląska ozdobą; sławi w nim męża w he-
brajskim, greckim i łacińskim języku biegłego, przytem tak
świadomego tajemnic natury, że, jak autor w swej prze-
sadzie dodaje: naturae ipsi a secretis esse videatur. W uni-
"wersytecie występuje on zaraz w roku 1507 i pojawia
się w Liber diligentiarum aż do r. 1513, wykłada w pier-
wszym roku Arystotelesa, Cycerona i Owidyusza, potem
w roku 1513 Metamorfozy. Schodzi następnie jako extraneu8
z pola, bo sięgnął wnet po tajemnice natury i został me-
dycyny bakgJarzem, a przytem, jak dopisek w Liber pro-
motionum świadczy ))żonę pojął w Krakowie«. Nie ofi-
cyalne w uniwersytecie wykłady zjednały mu rozgłos;
sławiono go przedewszystkiem za jego znawstwo języ-
ków, za to, że był trilinguis, hebrajszczyzny, greki i ła-
ciny świadom, za to, że znajomość tych języków wokoło
siebie szerzył^).
Ale czyż w samym uniwersytecie na wykład gre-
czyzny było jeszcze za wcześnie? Znajdujemy wprawdzie
w Liber diligentiarum w zimie pod rokiem 1504 zapo-
wiedź wykładu Marcina Belsz z Krakowa: Aritmeticam
cum musica et Homerum; skład ten jednak tak jest dzi-
wacznym, a pojawienie się Homera tak przedwczesnem,
*) Vad. Briefsammlung n. 177.
') Por. Morawski, Z dziejów odrodzenia 17. — Był on później
wziętym doktorem i on zapewne pielęgnował Rudolfa Agricolę w ostat-
niej chorobie, cf. Yadianisohe Briefsammlung 2, n. 248.
254 KHJĘOA ITT. ROZDZIAŁ III.
Że chyba na błędzie pisarza polega ta zapowiedź, do któ-
rej zbytniej wagi przywiązywać nie można.
Za to w letniem półroczu 1520 dochodzą nas pewne
i stanowcze o greczyźnie wieści z murów Jagiellońskiego
uniwersytetu. Zapowiada wtedy Jerzy z Lignicy grecką
gramatykę^); Jerzy ten z Lignicy, nazwany Liba-
nu s uczył się na uniwersytecie krakowskim około r. 1504
(Acta rectoralia n. 1967), w roku 1506 występuje już jako
kantor przy szkole Panny Maryi (ibid. n. 2062) i odtąd
przez cały lat szereg zajmował w tej szkole niemieckiej
stanowisko nauczyciela i kierownika. Następnie w r. 1511,
otrzymawszy stopień magistra, zapowiedział on pierwszy
wykład w uniwersytecie o Mancinelli*ego modi orandi,
w dwa lata później o poemacie Seduliusza. Jego działalność
przeważna leżała jednak na innem polu; w uniwersytecie
też tylko od czasu do czasu występował, natomiast magi-
strowanie w szkole Panny Maryi głównem jego było zaję-
ciem. Prócz tego uczył zapewnie prywatnie tego, co go
wśród współczesnych najbardziej wyróżniało, greczyzny.
Otworzył mu bowiem tajniki tego języka mistrz Warfaw
z Hirschberga i do niego Libanus w późniejszych pi-
smach z wdzięcznością za to dobrodziejstwo się zwracaŁ
W roku więc 1520 postanowił z tem wkroczyć na szer-
szą arenę i zapowiedział wykiad o gramatyce greckiej
w Collegium. Skłoniły go zapewne do tego namowy przy-
jaciół i mecenasów; wobec tego stali jednak stróże Syonu,
którzy uważali greckie studya niemal za herezyę i bro-
nili murów uniwersytetu przed tą zakałą. Szczególnie od-
znaczał się niechęcią względem Libanusa kanonista Grze*
gorz z Szamotuł*). Dlatego po tej pierwszej próbie zanie-
*) Równocześnie Jakób z Sieradza Hezyoda, zapewne w tló-
maczeniu lacińskiem Nicolai de Valle. Wyszło ono także w Kra-
kowie, u Hallera w r. 1621.
*) Mulkowski, De vita et scriptis G. Libani (Grac 1836) str. 12.
Ten Grzegorz z Szamotuł polemizował i później w Poznaniu z hu-
manistycznym pedagogiem Christoph. Hegendorphinus.
IirMANIZM I UNIWERSYTET. 255
chał Libanus publicznych wykładów. Cofnął się do szkoły
swojej, kazał w kościele Panny Maryi, wydawał swe
utwory, między innemi greckie dzieła, jak Carmina Si-
byllae (1528), przekład Cebesa (1522), później Arystotelesa.
Bonerzy i Tomicki szczególnie popierali jego zabiegi. Li-
banus tymczasem uskarżał się, że Kraków pozostaje w tyle
za postępem, że greczyzny wszędzie już uczą, »z wyjąt-
kiem naszego miasta, które języki tak opornie przyj-
muje<(. A przecie przypominał trafnie i zwięzłowato: Non
est sapientis cum suo saeculo pugnare. Dopiero też w in-
nych okolicznościach, znowu zamierzył Libanus powrócić
do wykładów greczyzny, zapewne w roku 1535. Namowy
Tomickiego i innych do tego się przyczyniły; jak dalece
jednak rzeczywistość odpowiedziała zamiarom i gdzie wy-
kładał spublicecc o tabula Cebetis, nie umiemy dzisiaj
określić ^).
Libanusowi w rozwoju nauki greczyzny w Polsce
w każdym razie poczestne należy się miejsce. Kiedy on
po raz drugi publicznie za greczyzną kopię kruszyć po-
stanowił, stosunki już się były znacznie poprawiły. Bo
lata po pierwszej Libanusa próbie w roku 1520 znaczą
się już od czasu do czasu wykładami z zakresu greczy-
zny; w roku 1521 zapowiada extraneus, Sebastyan ze
Lwowa, późniejszy kanonik tamtejszy, Homera. Potem
znów ogłasza wykład o gramatyce greckiej w roku 1526
Sebastyan de Halis. Jest to Steinhofer z Hall, muzyk
już nam znany z otoczenia Rudolfa Agricoli; w latach
1520 — 1527 miewał on w Krakowie jako extraneu8 prze-
ważnie humanistyczne lekcye. Wreszcie w r. 1527 wy-
kładał Antoni z Napachania, późniejszy teolog, jako collega
mniejszy, gramatykę grecką i Iliadę. Dopiero jednak od
») Szczegóły te wyjęte z Carmina Sibyllae Libanusa (wyd.
1535), do której dołączoną jest Paraclesis id est adnotatio ad grae-
carum litteranun studiosos; o chronologii por. Zakrzewski w epi-
stolae Hosii I str. 39/30.
256 KSB^A III. ROZDZIAŁ Ul.
roku 1534 wykłady greckie stają się częstszymi; w tym
mianowicie roku pojawia się w spisie lekcyi Euripides,
w następnym Plutarchus może w łacińskiem tłómaczeniu,
w roku 1537 Xenophon, a w roku 1538 Hezyod.
Powoli więc zdanie, że Non est sapientis cum suo
saeculo pugnare, wywalczało sobie uznanie w uniwersy-
tecie. Widzieliśmy jednak, że nauka greckiego pokonywać
musiała ogromne uprzedzenia, że wietrzono w jej apo-
stołach nowinkarstwo; szerzono ją też przeważnie poza
uniwersytetem, a tylko od czasu do czasu bardziej przed-
siębiorczy mistrz, najczęściej extraneus, w koUegium sa-
mem ją głosił. Kiedy Leonard Coxe w mowie swej uni-
wersyteckiej z roku 1518 przeglądał szeregi mistrzów
krakowskich, mówił on już o wielu ludziach — »nietylko
z łaciną, lecz nawet z greczyzną znakomicie obznajomio-
nych«. Trochę to pewnie zbyt okrągłe i przesadne. Bo zu-
pełnie podobnie Ryszard Crocus w Lipsku otwierał swe
greckie wykłady w roku 1515 pochwałą na uniwersytet
tamtejszy i nadmienił: »Adde quod inter istos non raros
hic Phenices reperire est, viros graece, latine et hebraice
pulchre gnaros«. Wyraźnie pochwała ta należała do con-
cetti czy confetti, któremi humaniści skarbili sobie łaski
otoczenia.
To jednak pewnem, że w Krakowie można już było
w tej epoce nabrać dobrej znajomości greczyzny. Mówi-
liśmy poprzednio o humanistach, którzy stąd ją wynieśli
i zanieśli na Zachód. W roku 1513 (lato) zapisał się na
uniwersytet krakowski słynny poeta łacińsko-polski An-
drzej Trzecieski, biegły w greczyźnie i łacinie; egzamin
na bakałarza złożył on w siedem lat później, a dopisek
w Liber promotionum mówi: vir multarum linguarum
peritus simul et humanista. — Biskup Piotr Tomicki
w tym całym ruchu, jak w tylu innych kierunkach, cho-
rążym był i przewodnikiem, jak świadczą pochwały Li-
banusa i życiorys Hozyusza, w którym czytamy, że To-
HUMANIZM I UNlWJUMWTirr. 267
micki żywił nauczycieli hebrajskiego, greckiego i łaciń-
skiego języka ^).
Utrzymywał więc Tomicki w Krakowie także ludzi
biegłych w hebrajskim języku. I w tym kierunku idzie
on za prądem wieku, on, który greczyznę popierał, prawo
rzymskie i wogóle wszystko, co humanizm przynosił
w swych zawojach klasycznych. W parciu ku źródłom
pierwszym wiedzy i nauki sięgnęli humaniści także po
znajomość hebrajskiego języka. Ale studyum to spotkało
się znowu z licznemi przeszkodami, raz dlatego, że ludzie
mu się oddający uchodzili często za »iudaizantes«, a z dru-
giej strony z tej przyczyny, że o nauczycieli i księgi było
tu jeszcze trudniej jak przy nauce greczyzny. Niechętnie
zadawano się z żydami, a chrzczonych żydów, których po-
szukiwano, nie zawsze znaleśó było łatwem ^). Mimo tych
wszystkich jednak trudności, w początku szesnastego wieku
ludzie w trzech językach biegli, trilingues pojawiali się
od czasu do czasu, głównym zaś krzewicielem hebrajszczy-
zny stał się wtedy Jan Reuchlin, który już w roku 14^
z tym językiem zaznajamiać się zaczął, a potem w Hei-
delbergu i Tilbingen go nauczał. Powoli także uniwer-
sytety uchylały swe wrota przed tą nauką i zaczęły
w początkach szesnastego wieku przyjmować ją do planu
swych lekcyi. We Wittenbergu pojawia się w roku 1518
Bdschenstein jako pierwszy mistrz tego przedmiotu; rów-
nocześnie zakładają w LfOvanium osobne Collegium trilin-
gue dla nauczania trzech starożytnych języków. Idzie za
tym przykładem następnie Franciszek I, stwarzając mię-
dzy innemi dla języków biblijnych nowe College Royal
') Epistolae Hosii I, CLXVL
*) Por. Geiger, Das Studium der hebr. Sprache in DeutsołH
land (Breslau 1870) str. 16. W średnioh wiekach prssec żydów utrsy-
mywała się sporadyczna snajomodć hebrajskiego języka. Por. Neu-
mana: Ueber die orieotalisdien Sprach^tudien seit dem XIII Jahrh.
Wien. 1899 p. 104.
BUL Uniw. T. H. 17
258 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ HI.
W roku 1529. Bo tymczasem już reformacya ożywiła zna-
komicie te studya; jej wyznawcy i przeciwnicy walczyli
ze sobą textami pierwowzoru. W Wiedniu pojawia się
pierwszy profesor hebrajskiego języka dopiero w r. 1533;
po nim uczy tam w roku 1544 sJynny i dla kacerstwa
później osJawiony Włoch Franciszek Stankar, którego Sa-
muel Maciejowski powołał następnie około roku 1546 do
Krakowa.
Biskup Maciejowski szedł pod tym względem za
przykładem i przewodem Piotra Tomickiego, który i na
tem polu był wielkim budzicielem myśli i ludzi. W kraju,
gdzie było tyle żydów, łatwiej może było o wyuczenie
się trudnego języka. Wspominaliśmy już Wacława
z Hirschberga, który słynął z tego, iż był trilinguis,
a Libanus zapewne od niego przejął swe waadomoścL
Tomicki popierał na wszelki sposób te studya. Utrzymy-
wał on własnym kosztem dla tej nauki ochrzczonego
żyda, człowieka bardzo w hebrajszczyźnie wykształco-
nego; prawdopodobnem jest, iż tenże nauczał młodych
duchownych dyecezyi krakowskiej i). W roku 1534 bawi
następnie w Krakowie Johannes Campensis (van den
Campen), przyjaciel Dantyszka i profesor hebrajskiego
języka w Lovanium. Tomicki go tu przyjmował i chciał
jak najdłużej zatrzymać*); ponieważ jednak Campen-
sis pozostać nie mógł, ani według życzenia biskupa
w uniwersytecie wykładać, chciał on swój wyjazd nie-
jako okupić i opłacić, wydając gramatykę hebrajską
w Krakowie dla użytku scholarów*). Okup ten wkrótce
*) W roka 1532 wychodzi w Krakowie u Unglera Psalmorom
omnium iuxta Hebraicam yeritatem paraphrastica interpretatio —
autore Jo. Gampensi. — Przedmowa, datowana z Norymbergi,
swraca się do Dantyszka. — Użyto tu w kilku miejscach hebraj-
skich typowi (Znam egzemplarz bibl. Czapskich w Krakowie).
') Por. Gommentariolus in duas divi Pauli epistolas Crac. 1&34:
Mansurus sum hic hebdomadibus pauois iussu Rev. D. Petri Tomicki.
') Ex yariis libellis Eliae... congestum etc. Grac. 1534
HUMANIZM I UinWSRSYTBT. 259
miał przynieść owoce. Bo w r. 1536 uzyskał Krakowianin
Waleryan Pernus, »artium magister et philosophiae doctor «
promowowany w Paryżu, uznanie swoich stopni w Kra-
kowie (respondit pro loco)*) i jako pierwszy wykład
zapowiedział niebawem: Campensis grammaticam he-
braeam. Tak więc hebrajszczyzna wstąpiła w owej epoce
w mury uniwersytetu; nie doczekał się jednak tego
kroku i postępu znakomity biskup krakowski, bo już
w roku poprzednim pożegnał się był ze światem i swo-
jemi dziełami.
XI.
Humanizm krzewi się przeważnie poza uniwersytetem, po bursach
i prywatnych mieszkańcach. — Resumptiones. — Bursa węgierska
i niemiecka. — W uniwersytecie ubywa słuchaczy. — Reformy idą
powoli, a w wykonywaniu dotychczasowych statutów wzrasta opie-
szałość. — Lekcy e wypadają, szczególnie arystotelesowskie. — Za-
nik powolny dysput, których uniwersytet broni różnymi sposo-
bami. — Bieda materyalna zagraża istnieniu niektórych kollegiatur.
Był więc postęp w różnych kierunkach na drodze
ku poznaniu klasycznej piękności i języków starożytnych.
Stanisław z Łowicza, wydający w roku 1521 swój traktat
De arte componendi epistolas pisał na wstępie o zwy-
cięskim rozwoju humanizmu w Krakowie, o zaniedbaniu
^średnio wiecznej filozofii i nauki. »Maiestas philosophica
nunc apud nostrates vilipenditur . . . Aliena nunc tyrones
nostros detinet professio, ...exsulant yeteres artes, sola
regnat Polyhymnia». — Zdawałoby się więc, że wszystko
było na najlepszej drodze ku postępowi i nowym świ-
tom; a jednak inne świadectwa i odgłosy tłumią dźwięki
tryumfalne tej surmy. Autor wyraźnie natchniony świe-
tnością pojedynczych objawów i dworu królewskiego prze-
^) Liber dilig. (wyd. Wislooki) p. 356.
17»
MO Koą^A m. — bosdkał iił
milozał i sapombial, że w ognisku nauki walka jeszoze
nie była rozstrsygniętą, ie csasem tak ełabo się tliła, i±
mogta się skończyć gnuśnym pokojem i spokojem, ze
szkodą stron obu i samej nauki.
Widzieliśmy bowiem, że ruch krzewił się przewa-
żnie poza uniwersytetem i mimo uniwersytetu. Wyzna-
wcy nowych haseł, nie znalazłszy dosyć miejsca ani od-
dźwięku w urzędowych lektoryach, szerzyli swoje nowiny
i nowinki w nieurzędowych miejscach, w prywatnych mie-
szkaniach, lub po bursach. Stara instytucya średniowie-
czna t z. resumpcyi ubierała zapewne ich działalność
w pozory prawidłowości, pokrywała niezwykłe ich wystą-
pienia. Te resumpcye miały być pierwotnie powtarzaniem,
wyuczaniem się materyału podanego we wykładach. Ma-
gistrzy lub bakałarze podejmowali się tego zadania, aby
młodych scholarów zaprawiać i ćwiczyć w naukach, przy-
gotowywać do egzaminów. Zapewne zaś nie jest przy-
padkiem, że humanistyczne wykłady, głoszone po bursach
i prywatnych mieszkaniach, noszą często nazwę resumpcyi.
Podszyły się one pod dawną i uświęconą tradycyą nazwę,
zmieniły jednak jej treść i istotę. Kiedy Jan Haller mówi
o nauczaniu greczyzny przez Clariti^ego, używa on wyra-
zów studia resumptionesque ^), w Lipsku skarżono się
przed rokiem 1519, że resumptiones »poetów«, czyli pry-
watne kursą humanistycznych nauczycieli coraz bardziej
się mnożą, na szkodę starych średniowiecznych artes. Na-
woływano więc do tego, aby te »resumptiones in poeticaa
odrywające od tradycyjnych wykładów ograniczyć*). Bo
w jednem i tern samem mieście powstawały w ten spo-
sób niejako dwa uniwersytety, jeden stary, ściśle zorga-
nizowany, drugi nieurzędowy, gnieżdżący się po bursach
i innych miejscach, przedstawiający ruch i rewolucyę.
W Krakowie szczególnie jaskrawię się to uwydatnia. Mó-
^) Nolhac, Les correspondants d'Alde Manuce n. 65.
') Paulsen, Geschichte des geL Unterrichts 1, 104.
mjMjjsnoM I jrniwwagrrmr. 961
wiliśmy już o Celtesie i zapowiedzi jego wykładu w bur-
sie węgierskiej. Mówiliśmy dalej o greokich studyaoh i nau-
kach Glariti'ego i Sylyius'a, których śladu niema w Liber
diligentiarum, w oficyalnym spisie wykładów. Gdzie nau-
C2sali ci Włosi, nie wiemy; za to wiemy dobrze, gdzie
apostołowie z Niemiec przybyli sadowili się i rozpierali,
gdzie było ognisko ich działalności i propagandy. Było
zaś właściwie tych ognisk dwa; z jednej strony bursa
węgierska, arena działalności Celtesa, z drugiej strony
sałożona w r. 1488 bursa niemiecka, zwana często Con-
iubemium Germanorum. Bursy te stały się czemś podo-
bnem do klubów, azylów dla przybyszów niemieckich,
przystaniami nowych prądów. Tutaj zamieszkał młodszy
Agricola, który przybył do Krakowa w roku 1510, i tutaj
miewał wykłady, zanim urzędowego stanowiska w uni-
wersytecie nie zdobył; do contubernium Germanorum za-
jechs^ także Walenty Eck, który w swej Ars yersificandi
z r. 1515 wyraźnie mówi o wykładach (publica enodatio),
nie zaznaczonych żadnem słowem w Liber diligentiarum,
bo odbywały się poza uniwersytetem. Jan Hadus obrał
znów sobie bursę węgierską za miejsce zamieszkania^),
zapraszał studentów do siebie, zapowiadał wykład o Ibis,
poemacie Owidyusza. W Acta rectoralia (n. 2437) za-
znaczono spór jego z pewnym scholarem z bursy nie-
mieckiej, który słucha! jego wykładu o Metamorfozach.
W Liber diligentiarum znowu niema śladu tych nauczy-
cielskich występów. Obok uniwersytetu szerzyło się więc
iakie nauczanie luzaków humanistycznych, śmiałych, wol-
nych i lekkich w ruchach, jak luzacy.
Stary uniwersytet patrzał na to niechętnie, sarkał,
ie młodzi magistrzy odciągają mu uczniów, że wpajają
w młodzież lekceważenie dla uświęconych porządków,
praw i stopni uniwersyteckich. Żalono się na pustki w au-
dytoryach, które już nie nęciły tak scholarów, jak dawniej.
y Bauch w Yierteljahrschrift fiir Kultur I, 991.
J
262 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ m.
w r. 1507 pisał Jan ze Stobnicy do młodego księcia Pa-
wła Holszańskiego poświęcając mu scholastyczny traktat
ParYulus philosophiae naturalis: szlachta pogardza teraz
naszą nauką jako siebie niegodną; Ty jednak cenisz ją
i nie wymijasz »scholasticorum congregationemcc. Takicti
jednak było niewielu. Zaczynał się wyraźnie już rozwój^
który doprowadził później do tego, iż szkoła Jagiellońska^
opuszczona przez wyższe warstwy, przekształciła się w stu-
dyum plebejskie. W r. 1513 za rektoratu Jana z Oświę-
cimia uskarża się uniwersytet na niesforność schoIarów^
i opustoszenie sal wykładowych: scholae yacantia, stu-
dentium murmur et timor desertationis uniyersitatis in
suppositis ^). A tę samą żałobę na ubytek frekwencyi za-
nosi znów uniwersytet w roku 1526 przed Tomickiego*)-
Wreszcie reformą z r. 1536 chciano to połowicznie zaże-
gnać, stanowiąc, aby podczas ćwiczeń w uniwersytecie
nie odbywały się lekcye po bursach ani gdzieindziej 8).
To były półśrodki prohibitywne, które nie mogły od-
rodzić i odżywić tego, co się przeżyło. Ustrój uniwersy-
tetu przepisywał teraz, jak dawniej, aby Arystotelesowskio
lekcye i dyalektyczne wykłady i ćwiczenia były punktem
ciężkości, a sobotnie dysputacye owocem i kwia-
tem tej kultury i dresury. Robiono obok tego nowemu
duchowi ustępstwa, autorzy klasyczni pojawiali się coraz
częściej; rozwój dlatego chromał i położenie było fałszywe^
bo ustawy dawne trwały, a tylko przez zasadniczą ich
przemianę można było wyjść z fałszu i połowiczności.
Gdyby przynajmniej poza ustępstwami wykonywano su-
miennie i gorliwie myśl i przepisy dawnych porządków!
Ale wypływem właśnie połowiczności była pewna dezor-
ganizacya, która się wtedy do krakowskiego, jak i do in-
') Conclus. univ. a. 1513.
•) Codex univ. Crac. lY, 354.
*) C. U. n. 1536: infra exercitia non permittantur fieri aliafr
lectiones in bursis vel alias.
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 263
nych uniwersytetów zakradła; pewne znudzenie i znuże-
nie jest nazbyt widocznem. Obowiązki dawne stają się
pętami, z których magistrzy starają się wbrew prawu
w^yzwolid.
Zaniedbywanie lekcyi, ćwiczeń, dysput sobotnich jest
ze strony magistrów wtedy na porządku lub raczej nie-
porządku dziennym. Przyczyniały się do tego już częste
urlopy i podróże nauczycieli. Wycieczki na Południe trwają
teraz, jak dawniej, licencye ciągle się ponawiają, a często
wydarza się i to, że profesor wbrew prawu, bez licencyi
na dłuższy czas się oddala. Wykładanie przez zastępców,
substytutów, stawało się zwyczajem i plagą uniwersytetu.
Uniwersytet chciał występować ostro przeciw tym pro-
fesorom absentującym się w r. 1517, w r. 1522 znowu się
naradza »de temerario recessu et absentia quorundam« i),
następnie sam król Zygmunt wydawał kilkakrotnie su-
rowe edykta przeciw nieobecnym i wzywał ich pod grozą
utraty dochodów do powrotu 2). Groźby te jednak tylko
stwierdzały panujący nieporządek. A następstwem tego
było, iż rozmaite lekcye wypadały zupełnie. Ale i ci ma-
gistrzy, którzy byli na miejscu, nie szczególnie wywiązy-
ivali się ze swych obowiązków. Co chwilę słyszymy, że
ktoś niedbale wykładał, opuszczał lekcyę, kończył przed
godziną |(cessavit antę horam), spóźniał się na wykłady
(in medio horae veniunt), w roku 1518 wezwano rewi-
zora i regulatora zegara w Collegium maius do sumien-
ności, napomniano go, aby nie przedłużał lub skracał go-
dzin według samowoli indywiduów — non abbreviare vel
prolongare horas ad vota aliąuorum debet Wyraźnie więc
'wkradła się tu jakaś dezorganizacya, a tchnienie nowych
prądów studziło dawną gorliwość i rozluźniało dyscyplinę.
Prócz wyjazdów inne także powody błahe i miejscowej
natury przerywały wykłady. Szczególnie pogrzeby i na-
') Conclus. univ. 1517 i 1522.
«) W r. 1512, 1516, 1518, 1539. Cod. univ. IV. 37, 66. 71, 170.
264 mmąaA m. — boedział m.
bożeństwa żałobne odrywały często magistrów od obo-
wiązków. Wiemy stróż porządku w uniwersytecie Maciej
z Miechowa wystąpił przeto w roku 1606 jako rektor
w obronie nauk, »quae sedendo et quiescendo addiscunturc,
przeciw nadużyciom tego rodzaju. Uchwalono wtedy, że
uniwersjrtet powinien brać udział w exekwiach i pogrze-
bach mistrzów uczących i dawnych, dobrodziejów szkc^
i monarchów, lecz że w innych razach tylko pod pewnymi
warunkami opuszczenie godzin jest dopuszczalnem. Za-
kazano też wtedy zbyt częstych występów uniwersytetu
uroczystych na przyjęcie króla lub biskupa krakowskiego.
Tylko w razie dłuższej nieobecności monarszej taki hołd
zalecono *). Wątpić jednak można, czy te zakazy podcięły
do gruntu nadużycia, które się zakradły. Wskutek roz-
luźnionego ducha średniowiecznego uniwersytetu a silnych
prądów nowych przyszło niebawem do tego, że niektóre
z obowiązkowych wykładów (lectiones ordinariae), mia-
nowicie Arystotelesowskich, zupełnie wypadały. Zaznaczono
taką yacantia w r. 1524 i w r. 1525*). Arystoteles więc,
który z prawa powinien był w uniwersytecie panować
jak dawniej, w rzeczy samej ustępował z pola, na którem
tak długo królował wszechwładnie.
Szczególnie zaś młodsi magistrzy i kollegiaci mniejsi
wykonywali z niechęcią i niedbale nakładane na nich obo-
wiązki. Na wszelki sposób usiłowali oni wyzwolić się z pod
przymusu lekcyi, które nie były w ich smaku. Pod ro-
kiem 1524 (zima) zaznaczono w spisie wykładów, że ex-
traneus Andrzej z Opoczna nie chciał wykładać ordinaria
lectio z zakresu Arystotelesa, chociaż go dziekan kilka-
krotnie upominał. W innych razach z Arystotelesowskiemi
lekcyami załatwiano się w inny sposób. Już w r. 1490,
roku Geltesa, extraneus Jan Kunasz z Krakowa przerywa
wykład o Parva naturalia )>propter auditores, quia non
*) Concliis. univ. 1508.
') Liber dilig. str. 169 i 171.
HUMANIZM I TTNIWBBSTTSr. 266
erant«, dla braku słuchaczy. Dla tych samych powodów
zaniechał w r. 1512 kollegiat mniejszy, Felix Laski, wykładu
de generatione, Maciej z Brzezia, extraneus z roku 1516,
lekcyi Arystotelesowskiej de anima« Nie wiemy, po czyjej
stronie była wina; zapewne brak interesu ze strony słu-
chaczów zlewał się tu na jeden skutek z opieszałością
nauczyciela. W innych znów razach zamieniano zapowie-
dziany urzędowo wykład, a po kilku godzinach chronił
się postępowy extraneus od artes do auctores, od ciemnych
wywodów Arystotelesowskich do jasnej piękności klasy-
cznej. Mamy tego w spisie wykładów niezliczone przy-
kłady, począwszy od pierwszych lat szesnastego wieku.
Za okrasę i podnietę służą tu autorzy klasyczni, czasem
utwory humanistów, jak poezye Mantuanusa, innym razem
komedya Leonarda Bruni Poliscene, którą po raz pier-
wszy objaśnia mistrz bardzo swawolnego i burzliwego
życia, Maciej z Przedborza w r. 1518. Tak samo przeszedł
już tenże w r. 1515, załatwiwszy się z Meteora, do Bu-
kolik Wergiliusza. Niektórzy młodzi nauczyciele systema-
tycznie uprawiali ten wybieg, szczególnie niejakiś Andrzej
Pirzchałka z Opoczna, jeden z najradykalniejszych szer-
mierzy w walce z Arystotelesem. U niego jest to stałą
metodą: jako extraneus w r. 1521 załatwiwszy się z To-
pikami objaśnia Mantuanusa, w roku 1522 przechodzi od
Meteorologików do Paradoxa Cycerońskich, w roku 1528
od Theorica planetarum do Somnium Scipionis, w roku
1524 wreszcie (zima) uporawszy się spiesznie z lekcyą
ekonomików przeskoczył do Satyr Persyusza.
Co więc nie mogło wejść przez otwarte wrota do
uniwersytetu, wchodziło boczną furtką. A objawy te do-
wodzą, że stara warownia się rysowała, że nie była strze-
żoną ani bronioną należycie, aby wytrzymać najazd i za-
mach bardziej stanowczy. Między innemi jedna z najwa-
żniejszych instytucyi w dawnym ustroju, popisy dyalektyki
w t z. actus sobotnich szły w coraz większe zaniedbanie.
Na te akty mieli magistrowie z kolei uczęszczać, zarówno
266 KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ m.
kollegiaci więksi i mniejsi, jak extranei. Tymczasem sa-
mowola i wstręt rosnący do tych scholastycznych turnie-
jów coraz bardziej rozluźniały dotychczasowy porządek.
Opuszczano je rozmyślnie i coraz częściej uchylano się
od tego obowiązku. W roku 1523 wyszła dlatego uchwała
de actibus ordinariis, zwrócona przeciw opieszałości kol-
legiatów, mianowicie starszych^); jeżeli zaś ci pod tym
względem się lenili, to czegóż można się było spodziewać
po extranei, młodszych mistrzach, którym zasadnicze prze-
ciwieństwo mierziło te dysputy. To też słyszymy co chwilę
o oporności ich względem tej instytucyi; w zimie roku
1525 aż kilku z tej młodszej braci nie chce w tych actus
żadnego brać udziału, w r. 1529 Jerzy Libanus, kiedy na
niego kolej przyszła, postanawia odmówić posłuszeństwa,
a w latach 1530 i 1531 inni młodsi mistrzowie idą za
jego przykładem*). Słowem ta strona średniowiecznego
nauczania wskutek nadużycia i nadmiaru dysput przeżyła
się stanowczo; to też w Krakowie, podobnie jak w in-
nych uniwersytetach % podtrzymywano ją tylko sztucznie.
W końcu jednak nie dało się to obronić, co nie odpowia-
dało ani ludziom ani czasowi.
A równocześnie z tymi powodami głębszymi, po czę-
ści duchowymi, bieda materyalna zaczęła dawać się we
znaki w uniwersytecie i nadwerężać jego ustrój dotych-
czasowy. Skargi na ruinę budowli uniwersyteckich i brak
środków, aby temu zapobiedz, snują się od początku stu-
lecia przez cały szereg lat następnych*). Niektórym kolle-
giaturom groził już zanik zupełny wskutek braku odpo-
wiednich środków. Pierwotne dotacye nie odpowiadały
») Conclus. univ. 1623.
') Według Liber Diligentiarum.
*) Kaufmann, Geschichte der deutsohen Universitllten II, 380.
*) W r. 1500 (Arohiw. uniw. dok. n. 3691) odzywają się pro-
fesorowie do biskupa Fryderyka: quod fructus, redditus et proven-
tus beneficioruiD ... ad sustentationem ipsorum sufficientem . . . mini-
me suppetunt
HUMANIZM I mnWBBSYTBT. 267
już często zmienionym warunkom epoki, a pieniądze dla
koUegiatur niektórych przeznaczone nie wpływały regu-
larnie. Skargi więc, że kollegiaci ledwie egzystować mogą,
ponawiały się ciągle. Kiedy się zmniejszyła frekwencya
uczniów, odciąganych przez luzaków humanistycznych,
a potem przez zagranicę, poczęło źródło dochodu, napły-
wającego z pastus czyli czesnego, powoli wysychać. Ciągle
też w ówczesnych dokumentach słyszymy o »collegiaturae
periclitatae<( lub »lap8ae«, raz wraz ponawiają się środki
i półśrodki, aby złemu zaradzić. Szczególnie było zagro-
żonem Collegium minus, a mistrzom tym mniejszym szczu-
płość dochodów (tenuitas proventuum) ^) przedewszystkiem
dokuczała dotkliwie. Radzono i radzono, wprowadzano
oszczędności przy promocyach, pieniądze pochłaniane przez
uczty graduowanych miały odtąd wpływać do skarbu uni-
^wersytetu; biskup Konarski uwolnił w r. 1506 osiem kol-
legiatur mniejszych od opłat w jego kancelaryi *), nastę-
pnie biskup Tomicki i sam król Zygmunt usiłowali roz-
maitymi dowodami łaski przyjść uniwersytetowi w pomoc.
Ale wszystkie te dorywcze środki nie zdołały usunąć nie-
dostatków materyalnych, na które szkoła Jagiellońska chro-
mała odtąd przez wiek szesnasty i szereg następnych wie-
ków. Było to następstwem tego, że w danej chwili nie
zdobyto się na radykalną przemianę stosunków i zreor-
ganizowanie tego, co po stu latach życia innych warun-
ków na dalsze życie wymagało.
») Cod. univ. Crac. III, 237.
*) Cod. uDiv. III, 238. Reszta, cztery inne kollegiatury mniej-
sze były jnż poprzednio od tego wolne.
£68 KAIĘGA m. ROZDZIAŁ m.
XII.
Wyższe duchowieństwo i jego usiłowania w oelu podniesienia uni-
wersytetu. — Jan Konarski popiera humanicoL Jego stosun<»k do
wszechnicy. — Jan Lubrański. — Erazm Ciołek, dyplomata i mece-
nas. — Jego towarzysz Mikołaj GzepieL — Dzialahiośó i zasługi Pio-
tra Tomickiego. — Jan Łaski, arcybiskup gnieźnieński.
Wspomnieliimy tutaj i tylokrotnie już zaznaczaliśmy
zabiegi wyiszego duchowieństwa polskiego okoto podnie-
sienia stanu wszechnicy krakowskiej. Zabiegi te wystę-
pują dobitnie przez cały początek szesnastego stuleoia,
a sztandar, pod którym się skupiają, by) niewątpliwie
sztandarem humanizmu. Tłómaczy się to tem^ źe wśród
duchowieństwa znajdowali się ludzie wykształceńsi, którzy
po części z zagranicy przynosili zarzewia nowej kultury
do kraju, tak ii przedewszystkiem episkopat ówczesny
dostarczał ruchowi umysłów znakomitych chorążych i na-
czelników. Mnożą się w tych czasach uchwały synodalne,
mające na celu reformę uniwersytetu, usunięcie głó-
wnych braków, wskutek których wszechnica krakowska
chromała. Synod prowincyonalny piotrkowski z r. 1510
postanawia, aby archidyakon krakowski Piotr Tomicki
wespół ze Zygmuntem Targo wieki m, kanonikiem krako-
wskim i biskupem-kanclerzem uniwersytetu ^wszystkie
niedostatki krakowskiej szkoły pod względem nauki prze-
patrzylia i). Próby te ponawiają się odtąd ciągle w krótkich
czasu odstępach. A zabiegi duchowieństwa znalazły nie-
bawem poparcie w Rzymie, gdzie papież Leon X-ty oso-
bnem breve z 29 marca roku 1518 polecił reformę uni-
wersytetu arcybiskupowi Łaskiemu , biskupowi Konar-
^) Archiwum komisyi prawniczej I, 348.
HUICAKIZM I UNIWBRSTTBT. 269
skiemu i Tomickiemu^ podówczas już przemyskiemu bi-
skupowi ^).
Kanclerzem uniwersytetu i biskupem krakowskim
po śmierci kardynała Fryderyka w roku 1503 został Jan
Konarski. Stosunek jego do powierzonej opiece jego
wszechnicy ulegał pewnym chwiejnościom. Był to czło-
wiek ożywiony najszczerszemi chęciami dla dobra uni-
wersytetu, gorąco opiekował się uczonymi, a Piotr To-
micki jako archidyakon podsycał w nim niewątpliwie te
sklonnońcL Szły one w kienmku himianizmu. W r. 150&
uwolnił Konarski ośmiu koUegiatów mniejszych od inwes-
tytury swojej kancelaryi i opłat na rzecz tejże, zastrzega-
jąc stanowczo, aby w razie wakansu nadawano te stano-
wiska tylko ludziom posiadającym odpowiednie wykształ-
cenie'). Stało się to za rektoratu Macieja z Miechowa i za
tegoż wpływem; szczególna pieczołowitość nad mistrzami
mniejszymi natchnioną była zapewne zamiarem poparcia,
i utwierdzenia humanizmu. Sławił go za tę troskliwość
później Mikołaj Szadek w swem Judicium astronomicum
z r. 1523; dowiadujemy się z tego świadectwa, że Ko-
narski nie tylko tem zwolnieniem przyszedł w pomoc mniej-
szym koliegiatom, lecz że prócz tego dom ich z własnych
funduszów odnowił i przyozdobił*). Wyraźnie więc Ko-
narski oparł się głównie na tej młodszej braci w uniwer-
sytecie i wszelkimi sposobami dźwignąć i poprzeć ją za-
mierzył.
Kiedy też w roku 1512 Maciej z Miechowa, będąa
rektorem po raz piąty, rozwinął wielką działalność, aby
koUegiatury, mianowicie mniejsze od upadku ratować,.
znowu biskup krakowski przychodzi mu z pomocą, na-
dając uniwersytetowi przywilej, mocą którego mógł obej-
^) Szujski, Odrodzenie i reformacya str. 33 i 131. Na to brev&
powdywują się późniejsze uchwały synodalne. Samego tekstu tęga
dokumentu nie udało mi się odszukać.
«) Cod. univ. III. 238.
*) Domum nostram restaurasti ornatissime.
270 KSIĘOA in. ROZDZIAŁ m.
mować spadki po pewnej liczbie zmarłych bez testamentu
duchownych*). Następnie 25-go listopada r. 1512 nadał
tenże Jan Konarski rektorowi z zimy 1512/13 władzę nad-
zwyczajną dla poskromienia niektórych nieporządków, które
zakłócały ład i spokój uniwersytetu •).
Po licznych dowodach życzUwości i pieczołowitości
znajdujemy jednak krótko potem kanclerza i uniwersytet
w otwartej wojnie. Jan Konarski nałożył mianowicie w r.
1512, stosując się do świeżej uchwały synodu piotrkow-
skiego, zobowiązującej duchowieństwo do pewnych opłat
na rzecz skarbu, kontrybucyę na kler dyecezyi krakowskiej
nie wyłączając z tego mistrzów uniwersytetu. Krok ten
w pierwszym rzędzie był wymierzonym przeciw bogaciej
uposażonym koUegiatom, kanonikom katedralnym i człon-
kom kapituły św. Floryana '). Uniwersytet jednak oparł
się temu rozporządzeniu, powoływając się na swoje przy-
wileje i exempcye, a biskup rozgniewany ogłosił wskutek
tego tymczasem exkomunikę na opornych i zagroził in-
nemi jeszcze karami^). Walka była zaciętą; magistrowie
apelowali do papieża i sprawę ostatecznie wygrali. W obrę-
bie samej wszechnicy zarysowały się jednak przy tem pe-
wne przeciwieństwa; bo 25-go i 26-go lutego r. 1513*) na-
pomniano koUegiatów mniejszych pod zagrożeniem ciężkich
kar, aby we wszelkich postępowaniach stali solidarnie
przy uniwersytecie (starent in omnibus determinationibus
cum universitate) i połączyli się we wspólnej apelacyi
(nuUo modo recedant ab universitatis appellatione). Do-
chodzą nas więc odgłosy jakiejś walki w łonie samej wsze-
chnicy; młodsi mistrzowie, a więc humaniści, wyraźnie
w tym sporze przechylali się na stronę krakowskiego bi-*
*) Gonclus. univ. r. 1512,
•) Cod. univ. IV, 40.
*) Szujski, Odrodzenie str. 88 przypuścił, że biskup rozgniewał
się na uniwersytet za jego opieszałość w dziele reformy.
*) Por. o tem Cod. univ. IV, 49.
*) Conclus. univ.
HUMANIZM I UNIWSRSTTBT. 271
skupa, który przecież dla nich osobną miał życzliwość
i szczególnemi stwierdzał ją łaskami. — Następcą Konar-
skiego został w roku 1523 Tomicki, który w stuletnią ro-
cznicę objęcia rządów przez Oleśnickiego odnowić posta-
nowił świetne tradycye kanclerstwa i podjął ze zdwojoną
energią zabiegi Konarskiego w celu odrodzenia wszechnicy
krakowskiej.
Na stolicy poznańskiej zasiadał tymczasem w począ-
tku stulecia Jan Lubrański; podczas sporu Konarskiego
z uniwersytetem stanął on w obronie praw magistrów
i to mimo tego, iż był jednym z najgorliwszych opieku-
nów nauki i zwolenników postępu. Humaniści obcy, jak
Aldus i Regius poświęcali mu swe wydania klasycznych
autorów, w Poznaniu założył on szkołę, która dla Wiel-
kopolski miała odgrywać niemal rolę uniwersytetu*); Ru-
dolf Agricola cieszył się szczególniejszem poparciem z jego
strony za swego w Polsce pobytu. Działalność jednak
Lubrańskiego, obfita w skutki dla dziejów ogólnej kultury
w kraju, luźnie się tylko i dorywczo wiąże z dziejami uni-
wersytetu krakowskiego. Wybitniejszymi natomiast były
wpływy innych dostojników kościelnych, Eraznoa Ciołka
i Piotra Tomickiego. Obydwaj oni tysiącznymi węzłami
połączyli się ze szkołą krakowską. Pierwszy zapisał się
na uniwersytet w r. 1485, drugi w r. 1488, następnie ma-
gistrem zostaje Ciołek w r. 1490, Tomicki w r. 1493. Oby-
dwaj występują wkrótce potem na katedrach jako extranei;
Ciołek naucza w Krakowie w latach 1490 — 3, Tomicki
przelotnie w r. 1493. Długo więc nie zatrzymali się na
tych stanowiskach, bo myśl i ambicya pędziła ich dalej
i wyżej, na szerszą arenę życia i polityki Ale obydwaj
zachowali przez całe życie wierność dla sztandarów, które
ukochali za młodu. Erazm Ciołek to człowiek nowy.
^) Por. o początkach tej szkoły Hegendorphinus w Encomium
terrae Polonae (Crac. Yietor 1590). Uczyli w niej sam autor, Tho-
mas Bedermann i inni.
272 BBiĘaA m. — bozdzuł m.
niepewnego nawet pochodzenia, lecz pełen ambicyi, pe-
łen żądzy i zapału, aby od razu pochłonąć wszystkie za-
soby kultury, które miały mu torować drogę przez życie.
Zaskarbił on sobie szczególne łaski wielkiego księcia Ale-
xandra i odtąd używano go często do dyplomatycznych
misy i, mianowicie do Rzymu; zużył je w interesach kraju,
ale prócz tego nadużył ich na rozmaite zabiegi i intrygi,
zmierzające do wyniesienia własnej osoby a pokrzyżowa-
nia planów swych przeciwników. Kiedy w r. 1501 przed
Alexandrem VI-tym w Rzymie wystąpił, uderzył już wy-
kwintną swą wymową dwór papieski ^). Podczas tych po-
dróży zawierał on prócz tego znajomości z uczonymi
słynnymi, wzbogacał swój znaczny, a umiłowany księgo-
zbiór, otaczał się wreszcie pewną wystawnością, która mu
skarbiła dworaków i popleczników. Towarzystwa jednak
rodaków unikat, a najchętniej otaczał się cudzoziemcami,
zwłaszcza Niemcami'). Śmierć przedwczesna przerwała
jego życie w Rzymie w r. 1522 i przerwała zarazem wą-
tek jego marzeń, w których nawet o kardynalskiej śniło
mu się purpurze.
Był to w każdym razie człowiek wybitnych zdolno-
ści i wielkiego w rozwoju naszej kultury znaczenia. »Pod
jego opiekę tulili się drukarze i wydawcy, jemu przypi-
sywali wydane przez się dzieła^'). Sławny włoski huma-
nista Beroaldus dedykował mu traktat De terrae motu,
w r. 1505 pojawił się w Bolonii dyalog Lucyana Płiilo-
pseudes również z przedmową wystosowaną do Ciołka.
A najpiękniejszym pomnikiem wykwintnych jego upodo-
bań jest pyszne Pontificale z ślicznemi i ciekawemi mi-
niaturami, wykonanemi prawdopodobnie przez tego sa-
mego mistrza, co miniatury słynnego kodexu Behema.
') Optima pronuntiatione et aptitudine, jak pisze Joh. Burchard
w Diarium (ed. 1883) III, 122. Por. tamie o Sapieie, 124.
') Lukas, Erazm Ciołek (1878) str. 101.
') Lukas 1. o. 109.
HUMANIZM I UNIWBBSYTBT. 27i^
Dzieło to Bporządzonem zostało z polecenia Ciołka, a na-
tchnionem może przykładem Jana Burcharda, który w Rzy-
mie ceremonie papieskie w tych czasach opisał, a jako
dworak wpływowy Alexandra VI-go obeznał się z niemi
dokładnie *).
Na ulicy Kanonnej w Krakowie zbudował sobie
Ciołek dom wystawny dmagniiicentissimum palatiuma,
ozdobiony pięknemi odrzwiami i oknami; kształty jego wpra-
wły w zachwyt włoskiego medyka Adama Gadius*a*).
A na dworze biskupim w Płocku kwitło szczególnie bujne
życie umysłowe, podsycane przez cudzoziemców. Słyszymy
o sekretarzu Ciołka Karolu Antonim Moncinereus z Bo-
lonii ^). Znalazł się także w jego otoczeniu hiszpański pra-
wnik Garsias Quadros, doktor praw bolońskiej szkoły i pro-
fesor, który w roku 1510 zapisał się do matrykuły kra-
kowskiej. Król prosił Ciołka, aby tenże przysłał go do
Krakowa »dla uświetnienia uniwersytetu <e ^), a życzeniu
temu stało się zadość, skoro dopisek w Album studiosorum
nazywa go ))pro iure pontificio lector nostri studii conti-
nuus.« Wyraźnie więc Ciołek w licznych swych podró-
żach zamawiał tych ludzi dla siebie i kraju.
Nie podobnem zaś przy jego nazwisku nie wspom-
nieć innego człowieka, który ma wiele rysów pokrewnych,
a często z Ciołkiem na dyplomatycznej współdziałał are-
nie. Mamy na myśli Mikołaja Czepiela. Stopień aka-
demicki magistra uzyskał on także w Krakowie i nazwi-
sko jego pojawia się odtąd przez czas dłuższy (1487 — 1516)
*) Por. Lukas, Erazm Ciołek 108; Sokołowski, Kwartaloik lii-
stor. z r. 1889, Rocznik III, zeszyt 4, 738 i nast.
») Acta Tomiciana IV, 86.
') Bauch, Rudolph Agricola p. 29.
*) Acta Tomiciana I, 111. W bibliogr. Estreichera zapisano
pod r. 1512 nieznane dziełko tego autora: Breviarium iuris utriusque
(Crao. Haller). Prócz tego znam z biblioteki Hr. Czapskich w Kra-
kowie jego traktat o stopniach pokrewieństwa: Lecturae arborum
consanguinitatis, wydane po jego śmierci u Unglera 1522.
HUt. Uniw. T. u. 18
274 KSIĘGA Ul. ROZDZIAŁ UL
na kartach księgi diligentiarum. Ale to tylko pozorne było
nauczycielstwo; bo Gzepiel wykładał stale przez zastępców,
a sam używał czasu do przebijania się bardziej korzy-
stnego przez życie i dobijania o coraz intratniejsze bene-
ficya. Urodzenie jego plebejskie stawało mu na przeszko-
dzie w tej pogoni; nie wiedzieć jakim sposobem podszył
on się jednak pod szlachectwo herbu Korab i podobnie
jak Ciołek, mimo podejrzeń i szkalowań na »plebejusza«,
tyle z biegiem czasu nałowił stanowisk, że liczba ich we-
dług przycinków współczesnych dorównywała liczbie dni
pełnego roku*). Był to więc typ kortezana; w Rzymie
dużo on przebywał*) i polował na coraz nowe tytuły.
Został w ten sposób doktorem dekretów promotionis Ro-
manae i otrzymał godność hrabiego palatini Lateranensis.
Syt lub prawdopodobnie niesyt chwały i zaszczytów
umarł on, podobnie jak Ciołek, w stolicy papieskiej w r.
1518, wyprzedzając o cztery lata zgon dostojnego swego
opiekuna.
Jego biblioteka poświadcza, że obok » krzątania się
około wiela« i to bardzo skutecznego, miał Czepiel wyż-
sze naukowe interesa, że podróże swe wyzyskiwał także
dla idealnych celów. Wśród przybytków, które z jego za-
pisu dostały się do biblioteki Jagiellońskiej, wyróżniają się
wczesne druki greckie, Apollonius'a z Rodu, komedyi Ary-
stofanesa, Suidas'a8). Humanistą więc był Czepiel zawo-
łanym, przystającym dobrze do osoby Ciołka, z którym
dzielił sumiennie dyplomatyczne zabiegi, a czasem także
i mniej sumiennie pieniądze, z kraju dla popierania ró-
żnych interesów przesyłane*). Człowiek to pełen giętko-
ści w życiu, a zapewne i w zasadach, które naginał we-
*) Por. Cricii Carmina (ed. Morawski) p. 182.
•) Już w r. 14:85 (Acta rect. 983).
■) Por. Wislocki, Catalogus Incunabulonim sub Czepiel.
*) Por. Stanisław Lukas, Erazm Ciołek p. 88.
HUMLANIZM I UNIWERSYTITr. 275
dług potrzeby i według niezliczonych potrzeb doczesnych,
otrzymujących jego umysł i wolę w ciągłem naprężeniu.
Mężem daleko wybitniejszym od Ciołka i jego Acha-
tesa był Piotr Tomicki. Słyszymy, że studya swoje za-
<3zął od szkoły w Gnieźnie, że potem przez czas pewien
przebywał w Lipsku, gdzie między innemi dokładnej
znajomości języka niemieckiego nabrał, że wreszcie sto-
pnie akademickie pozyskał w Krakowie. Biograf jego Ho-
zyusz opowiada, że już jako uczeń odznaczył się swą bie-
głością i zręcznością w subtelnych dysputach uniwersy-
teckich. Wiedzę tę i kulturę pogłębił on następnie we
Włoszech, gdzie nabrał ostatecznie tej wszechstronnej
ogłady, wykształcenia i tej żądzy nauki dla siebie i in-
nych, która go nam przedstawia jako najpiękniejszy nie-
omal kwiat odrodzenia, i przekształciła go w najznako-
mitszego szermierza humanizmu. Był on — według słów
Erazma z Rotterdamu — jakoby przez Boga stworzonym
<ila dobra ludzi i korzyści publicznej ^). W końcu roku
1500 powrócił Tomicki z Rzymu do Krakowa i został na
razie kanclerzem arcybiskupim przy boku kardynała Fry-
deryka. To było pierwszym stopniem świetnej późniejszej
karyery, która go do biskupstwa krakowskiego i podkan-
<5lerstwa koronnego doprowadziła.
Tomicki był już za młodu, kiedy wystąpił na chwilę
jako nauczyciel w uniwersytecie, i później wielkim zwo-
lennikiem nowych kierunków i tych ludzi, którzy je w kraju
szerzyli. Zaznaczyliśmy już wielokrotnie jego zasługi około
podniesienia uniwersytetu. W roku 1510 synod piotrkow-
ski polecił mu reformę wszechnicy, a odtąd pozostał on
wiernym tej myśli, szczególnie odkąd po Konarskim na
biskupstwie zasiadł krakowskiem. Wielkie myśli i wielkie
natchnienia on do uniwersytetu wnosił, torował drogi
wszelkiemu postępowi, czy to kiedy chodziło o języki sta-
rożytne, czy o język hebrajski lub prawo rzymskie. Jeżeli
Morawski, Nidecki str. S^.
18»
276 KSI^A IIL ROZDZIAŁ in.
mówią, że przyjazd Bony stanowi przełom w naszej kul-
turze, to przynajmniej równie poczestne miejsce obok
włoskiej królowej przynależy się znakomitemu biskupowi
krakowskiemu. Zbigniew Oleśnicki byłby z pewnością
niejedną miękkość zganił w jego polityce, zresztą poznałby
w szlachetnych jego i wzniosłych dążnościach myśl z swo-
jej myśli i krew z krwi swojej i uznałby w nim godnego
siebie na stolicy krakowskiej następcę.
Arcybiskup gnieźnieński, Jan Laski był człowie-
kiem innego nastroju i inne zajmuje on też stanowisko
w ówczesnym ruchu umysłów. Nie opiera się on stano-
wczo nowym hasłom; za jego przecież wpływem Leon
X-ty w r. 1518 wydał breve polecające reformę uniwer-
sytetu. Ale nie ma on wykwintnego wykształcenia innych
dostojników kościelnych, a zalew cudzoziemszczyzny, szcze-
gólnie niemieckiej, budzi w nim odrazę i obawy. Nie tylko
polityka, ale i te przeciwieństwa przyczyniły się do nie-
przyjaźni między nim a Tomickiego obozem. Wszyfirtko
go od tych ludzi przedziela; kiedy tamci, posiadłszy "wy-
kwintne wykształcenie wieku, przechylają się do możno-
władztwa rodowego i duchowego, lgną do zagranicy, mia-
nowicie niemieckiej i tym wpływom w dziedzinie cywi-
lizacyi i polityki szerokie otwierają pole, to szlachcic ten
sieradzki staje na stanowisku ciaśniejszem, rodzimom i na-
rodowem, przedstawia i chce przedstawiać domorosłe kie-
runki szlachty, a wobec niemczyzny głosi zawsze i wszę-
dzie odporność, wywiesza sztandar polski, pod którym za-
mierza zwalczać żywioł zbytecznie w Polsce rozpanoszony,
odniemczyć miasta rządzące się prawem magdeburskiem *).
Nie odebrał on wychowania uniwersyteckiego ani
w Krakowie ani za granicą; mistrz krakowski Andrzej
Góra wpoił weń tylko pewne wiadomości prawa, potrze-
bne do życia*). Wobec humanistów, którzy posiedli sól
*) Zakrzewski w Ateneum 1882, 2 str. 216.
•) Ten Andrzej de Góra umarł 1520 »veluti alter iustus Simeonc
według Archiwum uniw. Cod. 69, 40.
BUBIANIZM I U^WERSYTJCT. ^77
bierni, zwie się on z ironiczną skromnością w swym te-
stamencie »nieuczonym i niepotrzebnyma, indoctus et in-
utilis*), lecz mimo tego chciałby nie gorzej od tamtych
mędrców służyć rzeczypospolitej. Wrodzone zdolności i po-
parcie szlachty, na którą rachował, przysporzyły mu też
godności i znaczenia. W każdym razie jest to typ wybi-
tny pewnej reakcyi przeciw kierunkom, które w wyższych
łgarstwach narodu szerzyć się zaczęły, a wątpić nie mo-
żna, że wśród tłumu wielu podzielało nieufność tego szla-
-chcica sieradzkiego względem nowych żywiołów, wierzyło
raczej w rodzime zdolności, lub rodzime nawet nieuctwo
niż w mędrkowatość wykwintnych lecz nieco miękkich uczo-
nych'i dyplomatów, którzy ze szkoły humanizmu wychodzili
Wspomnieliśmy, że Łaski nie zamknął się stanowczo
przed tynnd wpływami. Zdawaćby się jednak mogło, że on
popierał ludzi romańskich przeciw najazdowi niemieckiemu.
W r. 1508 wstawiał się Laski, naówczas proboszcz po-
znański i kanclerz koronny, za Włochem Janem Siculu8'em,
pozwanym przed sąd rektorski o obrazę uniwersytetu
i bronił osobiście tego człowieka, zwąc go swym familia-
ris*). Potem około r. 1526 bawi w otoczeniu arcybiskupa
poeta francuski Anianus i kruszy za dostojnym swym
opiekunem kopie w turnieju poetycznym między Łaskim
a Tomickim •). Przypuścić więc można, że te przyjaźnie
i otoczenia były wypływem antyniemieckich uczuć kanclerza.
Stosunek Łaskiego do uniwersytetu i tem się zazna-
czył, że arcybiskup gnieźnieński, uzyskawszy w r. 1515
tytuł legata a latere, mieszał się chętnie do jego spraw
i;vewnętrznych, uważał siebie za wyższą instancyę, wkra-
czając niejako w prawa i w dziedzinę biskupa krakow-
skiego, kanclerza krakowskiej wszechnicy. Już w roku
1517 podczas sporu dwóch doktorów medycyny o pier-
si Zeissberg, Johannes Łaski und sein Testament (Wien 1874)
«tr. 169.
*) Acta rectoralia n. 2137.'
•) Cricii Carmina p. 156/7.
278 KSIĘGA ra. ROZDZIAŁ IIL
wszeństwo w uniwersytecie (ratione prioris loci) apelował*
jeden z tych mistrzów do arcybiskupa. Król Zygmunt prze-
słał wtedy Łaskiemu upomnienie, aby miał wzgląd na po-
wagę i prawa kanclerza, x>a przez takie odległe ape-
lacye nie zamącano spokoju i zwyczajów wszechnicy^).
Później z r. 1523 znowu protestował uniwersytet przeciw
pewnym uroszczeniom arcybiskupa, który »zelo non bono
contra universitatem concepto« chciał ograniczyć prawa
i jurysdykcyę t. z. konserwatorów. Ponowiono tu protez
przeciw obcym sędziom przed których spory wewnętrzne
szkoły zanosić nie należy *). W zamiarze reformacyi szkoły
był on w zasadzie zgodnym z innymi biskupami jak To-
micki; w szczegółach, w poglądach na defectus, które usu-
nąć należało i w środkach ku temu zalecanych była nie-
wątpliwie różnica zdań, której my dziś już jednak dokla-
dnie określić nie zdołamy.
XIII.
Pewne reformy w początku stulecia. — Fundacye Miechowity i To-
mickiego. — Przeobrażenia jednak idą powoli i mają cechę polowi-
cznoścL — Dlatftgo niedostatki trwają i walka się przedłuża. — Nie
wynik ale czas walki był świetnym. — Kraków ogniskiem postępu
w różnych naukach. — Historyografia po Długoszu. — Miechowita. —
Król Alexander i jego plany historyczne. — W pierwszej polowie
szesnastego wieku wiele uniwersytetów upada, podobnie i Kraków. —
Frekwencya uniwersytetu się zniża, szczególnie napływ obcych
ustaje. — Przyczyny tego objawu. — Powody ogóhio-polityczne i lo-
kalne, krakowskie. — Kraków się polszczy, a uniwersytet staje się
szkolą polską i plebejską. — Świetność Zygmuntowskiej epoki wy-
pływa z innych źród^.
Wszystkiej te zabiegi i nawoływania synodów i bi-
skupów długo nie odnosiły należytego i stanowczego sku-
tku; w obrębie uniwersytetu długo jeszcze nie zdobyto
*) Acta Tomiciana IV, 198.
*) Conclusiones uniyersitatis z r. 1523.
\
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 279
się na radykalną, zasadniczą reformę. Wprawdzie widzieli-
śmy, jak humanizm wdzierał się na uniwersytet, jak apo-
stołowie jego i lekcye się mnożyły, widzieliśmy dalej walkę^
jej koleje i zwycięstwa, ale te dorywcze postępy należało
ująć w pewien ład i porządek, określić statutami rozwój
i ^j^ć go w pewne prawidła, uznać lekcye z nowego za-
kresu za równoważne i równie obowiązujące, jak średnio-
wieczne wykłady, a przecie do tego nie przyszło. Mamy
z początku wieku pewne próby reformy, nieśmiałe, poło-
wiczne, nie dosięgające rdzenia sprawy i położenia. Ra-
dzono ciągle o niedostatkach ale nie zdobyto się na kroki
stanowcze.
Do tych prób, zdążających do uchylenia braków śre-
dniowiecznego ustroju, zaliczyć musimy fundacyę Miecho-
wity z r. 1522. Wiadomem jest, że nauka i nauczanie
średniowiecznego uniwersytetu chromało po części z tego
powodu, że magistrowie nie mieli ściśle określonego za-
kresu, lecz postępując z jednego stanowiska na drugie^
zmieniali wraz z beneficyum i koUegiaturą przedmiot wy-
kładu, przebiegali z średniowieczną encyklopedycznością
wszystkie siedem sztuk, wykładali raz meteorologię, to
znów astronomię, to znów metafizykę. Brak specyalności
i zagłębienia się w jednej nauce wytwarzać musiał pe-
wną płytkość i powierzchowność wykładu. Maciej Miecho-
wita zrobił tedy wyłom w dotychczasowej praktyce. Wy-
posażył on hojniej stanowisko astrologa w uniwersytecie,
zastrzegł jednak, aby ta kollegiatura nie podlegała odtąd
opcyi, t. j. nie dostawała się z kolei w ręce coraz innego
koUegiata, lecz żeby uniwersytet wybierał na to stano-
wisko męża zdolnego i uczonego, »któryby na niem przy-
najmniej piętnaście lat pozostawał z korzyścią dla nauki
i jej postępu... propter maiorem experientiam conąuiren-
dam« 1). Był to więc krok stanowczy, zrywający z dotych-
czasową tradycyą, otwierający zbawienne szlaki dla po-
stępów przyszłości.
_J
^80 Kffl^GA m. — BOZDZTAŁ in.
w r. 1531 uczynił coś podobnego biskup Tomicki
% inną koUegiaturą, z wyraźnym zamiarem poparcia i utwier-
dzenia humanizmu. W r. 1406 wyposażył był ks. Nówko
kollegiaturę gramatyki lub retoryki w uniwersytecie Ja-
giellońskim, połączoną z altaryą św. Alexego w katedrze
krakowskiej. Dochody jej miały płynąć z domu naro-
żnego na placu św. Andrzeja, zwanego Zerwikaptur. Kol-
legiatura ta z biegiem czasu bardzo podupadła, należała
do periclitatae, bo dom ów na ulicy Grodzkiej, mocno
zrujnowany przysparzał raczej kłopotów niż dochodów.
W pierwszej połowie szesnastego wieku, w r. 1530 prz^
szedł on też od uniwersytetu na własność kapituły kra*
kowskiej. Podupadłą kollegiaturę Nowkona należało teraz
ratować. Kapituła krakowska ofiarowała wtedy domowi
większemu uniwersytetu patronat nad kościołem parafial-
nym w Zielonkach; a do tego beneficyum inkorporowano
ową altaryę św. Alexego. Pleban Zielonek, wybrany przez
kollegiatów większych, miał być odtąd zobowiązanym do
lekcyi in theologia sive in artibus. Równocześnie przed-
siębrał biskup Tomicki kroki dla uratowania i uposażenia
katedry Nowkona, czyli Oratoriae lectura, »która nie tylko
dla uniwersytetu, lecz dla całego królestwa jest bardzo
pożyteczną i konieczną.« Środki po temu są bardzo zna-
mienne dla epoki i dla Tomickiego zarazem. Altarysta
ołtarza, znajdującego się w wielkiej izbie kollegium wię-
kszego, ma odtąd trzynaście grzywien wypłacać rocznie
dla kollegiata Nowkona. A lektor ten wymowy ma w przy-
szłości nie drogą opcyi dostawać się na to stanowisko,
lecz z wyboru kollegiatów większych, którzy baczyć mają
na jego zdolności w tym kierunku, nie zważając na prawo
starszeństwa, ani na stopnie uniwersyteckie. Elekt może
być nawet żonatym. Ma on w zimowem i letniem półro-
>) Cod. univ. IV, 87.
HUMANIZM I UNIWBRSTTBT. 281
czu, prócz tego podczas kanikuły wykładać wymowę »opie-
rając się zawsze o klasycznych autorówa, Cycerona, Kwin*
tyliana i Liwiusza, prócz tego w uroczystych chwilach
występować z mową w imieniu uniwersytetu. Uniwersy-
tet ze wspólnych dochodów swoich doda mu wreszcie
cztery grzywny. — Cała ta reforma, w r. 1631 przedsię-
^wzięta ^), nosi na sobie stanowcze piętno nowości, wpro-
wadza zasadę wyboru i otwiera wrota uniwersytetu dla
humanistów wędrownych i młodych oratorów, którzyby
w jego murach zamierzyli roztaczać błyski nowej kultury
i kultury tej kierunki szerzyć. Tomicki, jak zawsze, tak
i w tym wypadku, śmiało kroczy naprzód i śmiało działa
w imieniu sprawy, której po imieniu nazwać się nie waha.
Zdobiono tak dorywczo na dachu gmach, którego
fundamenta i podstawy były nadwątlone. Reforma stano-
wcza, bardzo pożądana, tymczasem opóźniała się ciągle.
Nie pomogły na defectus i braki takie środki, jak zmniej-
szenie kosztów promocyjnych, które w początkach wieku
obniżono po kilkakroć. W r. 1521 mamy ślad reforma-
cyjnej pracy w nowo spisanych statutach fakultetu teo-
logicznego; wprowadzały one lepszy porządek, ale nie za-
wierały zarzewia prawdziwego postępu. Po długich zwło-
kach, dopiero w roku 1536 wzięto pod zasadnicze obrady
upadek fakultetu artystów i wydano pewne konstytucye,
które miały złemu zaradzić. Ale jakiego były one rodzaju?
Obostrzono środki przeciw magistrom niedbałym, aby ra-
tować ćwiczenia (exercitia), od których stronili mistrzo-
wie i słuchacze; zalecono, aby przy tych ćwiczeniach dbano
więcej o styl ozdobny i zwięzłość (quod illa exercitia...
ad cultiorem stilum et compendiosiorem modum... redu-
cerentur); przypomniano dalej obowiązek słuchania lekcyi
filozoficznych i logicznych; napomniano wreszcie do uczę-
') Cod. univ. IV. 107. Nowy kollegiat, jeżeli by był żonatym,
może mieszkać poza kollegium.
282 KRIĘGA in. ROZDZIAIi lU.
szczania na actus sobotnie, przy których bakałarze mają.
swe twierdzenia nie teologicznymi lecz filozoficznymi ar-
gumentami popierać*). Reforma ta z r. 1536 bynajmniej
więc uchodzić nie może za przełom stanowczy i świt no-
wej epoki. Te same mniej więcej urządzenia i zarządze-
nia średniowieczne miały trwać nadal, tylko w ozdobniej-
szej występować szacie. Jakby tu o szatę, a nie o istotę
rzeczy i treść chodziło. Reformy szły odtąd tak powoli, iż
w społeczeństwie bardziej łaknącem postępu, niż konser-
watywny uniwersytet, zaczęły się wyradzać pewna nieu-
fność i pogarda względem Jagiellońskiej szkoły. W roku
1538 ograniczono liczbę exercycyów, w r. 1548 zmieniono
ich nazwę na progymnasmata, określono inaczej nieco ich
zadania, aby tą główną minionych wieków spuścizną, sub-
telnościami scholastycznemi nie razić i nie odstraszać
młodzieży. Równocześnie niektóre książki przedawnio-
ne zastępowano nowszemi, przydatniejszemi dla potrzeb
i smaku chwili. W r. 1550 znowu starano się określić
istotę i zadania exercycyów. Niektóre zupełnie odpadły, inne
miały być rodzajem powtarzania lekcyi, czemś do da-
wnych resumpcyi zbliżonem... »aby wstrętne miano
exercycyów nie odstraszało młodzi od takich ćwiczeń«. Osta-
tecznie jednak dopiero reforma Górskiego z roku 1579
zapewniła t. z. humaniora studia winne znaczenie i zu-
pełną swobodę. Tak dużo więc czasu było potrzeba, aby
uniwersytet wyzwolił się z petów średniowiecznego ustroju,
które hamowały wszelki postęp, a śmielszych ludzi zmu-
szały do ciągłego łamania i lekceważenia istniejących po-
rządków i przepisów*).
Walka była długą, ale tylko chwilami zaciętą i to
opóźniało ostateczne starcie się dwóch światów i wynik
^) Muczkowski, Lib. prom. LII.
•) Por. o tern wszystkiem Liber Promotionum LYU, LVIII,
LXIII, LXIX.
HTTMAKIZH I UNIWIERSTTBT. 283
stanowczy. Walka ta poczęła się w dwóch ostatnich pię-
tnastego stulecia dziesiątkach i wrzała żywiej i dobitniej
przez pierwszą ćwierć następnego wieku. To zaś było dla
uniwersytetu złowrogiem, że się nie skończyła ani stano-
wczą klęską, ani stanowczem zwycięstwem; nie znalazł
się bowiem w uniwersytecie przeważny i śmiały człowiek,
któryby doraźnie i stanowczo przechylił szalę na rzecz
postępu; po przygaśnięciu wielkich zapałów i złagodzeniu
ostrych przeciwieństw ludzie poza uniwersytetem stojący,
jak Tomicki, przeważnym swym wpływem dyktowali wa-
runki dalszego istnienia, wreszcie duch czasu regulował
to powoli, co duchy znaczących indywiduów byłyby za-
prowadziły raźniej i doraźniej. A duch czasu przepro-
wadza zawsze mniej doniosłe reformy, bo nie mają one
piętna indywidualności, która wnosi do postępu ciepło
i energię.
Ale sam czas walki był świetnym, pełnym życia,
bujności, różnorodności interesów i żywiołów. Jakwwiel-
kiem ognisku zestrzelały się wtedy w Krakowie myśli
przewodnie zagranicy, przedstawiane przez takich ludzi,
jak Kallimach, Celtes, tylu wędrownych humanistów, po-
chodzących z Niemiec, Szwajcaryi i Anglii. A na odwrót
z tego ogniska promieniało światło na cały nieomal Za-
chód; z Krakowa ruch helleński w Niemczech silne otrzy-
mał poparcie i życiodajne tchnienia. U krakowskich też
mistrzów szukano światła dla poznania nieba i praw nie-
bieskich; słońce Kopernika zawisło odtąd nad tą kolebką
nowoczesnej teoryi. Między innemi znalazła historya w tych
latach wśród mistrzów uniwersytetu gorące poparcie. Kiedy
wielki dziejopis średnich wieków, Jan Długosz, kończył
w roku 1480 wiekopomne swe dzieło, zwracał się on do
uniwersytetu z prośbą, aby snuto w jego murach dalej
przędzę przez niego zadzierzgniętą. Ta prośba ^) jest pełną
wymowy i szczerego uczucia. »Proszę ja i błagam... mia-
') Hist V, 701.
284 K8IĘGA Ul. ROZDZIAŁ lU.
nowicie... doktorów, profesorów, magistrów, studentów,
pisarzy... uniwersytetu krakowskiego, aby po moim zgo-
nie... roczniki me dalej prowadzili. Go więcej, proszę ich
i zaklinam, aby jedną kollegiaturę do lepszych należącą
wyłączyli i oddali magistrowi wybitnemu, biegłemu w nauce
i pisaniu (studiorum et literarum humanitatis peritum),
któryby od innych zajęć i trudów wolny, tylko roczni-
kom pracę swoją poświęcił, nad nimi przemyśliwał, nimi
się radował, w dzień i w nocy sam ze sobą i z innymi
o nich rozmawiał, troszczył się o korzyść, pożytek i chwałę
ojczyzny, więcej jednak o chwałę Bożą i prawdę.« Słowa
te nie poszły na marne. Nie słyszymy wprawdzie o prze-
7;naczeniu osobnej katedry w uniwersytecie dla historyka
narodu, ale wiemy, że wśród mistrzów znalazł się nieba-
wem jeden, który podjął pracę Długosza i myśli Długosza.
Pióro zmarłego dziejopisa dostało się w godne ręce i prze-
szło na człowieka, równie górnymi ożywionego ideałami
Talent pisarski Miechowity jest z pewnością mniejszy; ale
człowiek ten, którego w medycynie krępowały częstokroć
zabobony i przesądy, uderza na polu historyograiii szero-
kością swego horyzontu, ciekawością umysłu i spostrze-
żeniami pełnemi trafności i trzeźwego rozsądku. A zanim
Miechowita spisał i wykończył swe dzieło, przyszło dla
historyograiii poparcie ze strony, z której niewiele pod-
niet dla nauki spodziewać się było można. Król Alexan-
der, krótko przed swoim zgonem w r. 1506, nakazy w^at
żupnikowi krakowskiemu, aby przez jeden rok wypłacał
tygodniowo po kopie groszy Mikołajowi Rozemberskiemu,
któremu »poleciliśmy, aby napisał historyę narodu i da-
wnych dziejów Polski.a Historyograf był człowiekiem zna-
nym z dyplomatycznych misyi do Niemiec w celu przy-
gotowania wspólnej na Turków wyprawy. Biegły w mo-
wie miał teraz piórem królowi i narodowi służyć. O ile
plan^) ten dojrzał, nie wiemy zupełnie; ale znamiennem
Por. o nim Liber Quitantiarum Alexandri regis p. 216 i Cha-
HUUAKIZM I UNIWER8TTET. 285'
dla epoki, a zaszczytnem dla króla jest podjęcie myśli
Długosza; dawny jego wychowaniec wypłacał tak w czę-
ści dług wdzięczności wobec mistrza, którego słowa nie
znalazły pełnego i zupełnego oddźwięku w murach uni-
^wersytetu. Wielki następca Alexandra Stefan Batory na
schyłku stulecia gorliwiej i skuteczniej działał w tym sa-
mym kierunku; prawda, że dla tych, co mieli męża śpię-
^wać i wojnę, znalazł się wtedy monarcha pełen dzielnością
mąż, który mógł natchnąć nie tylko historyka, lecz wie-
szczów.— Później jeszcze odżyła pierwotna myśl Długosza
i znalazła wyraz w samym uniwersytecie. Wskrzesił ją
^w r. 1621 słynny uczony Sebastyan Petrycy i uposażył
katedrę historyografa w łonie wszechnicy Jagiellońskiej*
Plan średniowiecznego dziejopisa doczekał się tak wre-
szcie urzeczywistnienia; przypadło ono jednak na epokę^
w której magistralne pióro już się nie znalazło, a może
i magistralne czyny pojawiały się rzadziej, niż za czasów
Długosza.
Że wynik walki, która zawrzała pod koniec średniowie-
cza w Krakowie, nie odpowiedział jej świetności, że uniwer-
sytet po tych zapasach popadł w jakieś znużenie i upa-
dek, na to złożyły się ogólne czasów powody i przyczyny
bardziej miejscowej natury. Mówiliśmy już o niektórych.
Wiek szesnasty ze swą rozterką religijną i niepokojem
sprowadził i gdzieindziej pewien zastój i zanik świetności.
Upadek ten stanowczy objawia się w rozmaitych uniwer-
sytetach; rozluźnienie dyscypliny wśród uczniów i profe-
sorów, opieszałość mistrzów, zubożenie średniowiecznych
tych instytucyi — wszystko to złożyło się na zwyrodnienie.
Wiedeń około r. 1525 w zupełnym jest rozstroju, Erfurt
upada w trzecim wieku dziesiątku, Rostock i Greifswald
w tych samych czasach prawie zupełnym zanikiem są
ritas, księga zbiorowa, Petersburg 1894 str. 49^: Pawiński, Nieznany
dziej opis polski.
286 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ III.
zagrożone. Burza czasu powiała nad tworami średnich
wieków i zmroziła ich żywotność. Zupełnie podobne ob-
jawy mamy w Krakowie.
Mimo tylu ludzi świetnych, którzy w początku stu-
lecia głos z katedr krakowskich zabierali, mimo wszelkich
zabiegów Tomickiego i samego króla Zygmunta, szkota
krakowska staczała się z wyżyn swojego światowego zna-
czenia na stanowisko bardziej nikłe narodowej szkoły,
a i tego zadania nie dorosła wkrótce i nie zdołała zado-
wolić górniejszych i szerszych aspiracyi. Frekwencya w pier-
wszych dwóch dziesiątkach wieku jest jeszcze znaczna,
w r. 1520 zapisuje się w matrykułę krakowską jeszcze
294 scholarów. Jak dawniej prócz z Polski płyną tu bar-
dzo liczni studenci z Moraw, Śląska i Węgier, bo kra-
kowski uniwersytet był przecie właściwą szkołą tych kra-
jów; co chwila jeszcze błyskają nazwiska z dalszych dzie-
dzin Zachodu. Prędko jednak ta świetność zaczyna przy-
gasać. W trzecim lat dziesiątku zmniejsza się liczba gra-
duowanych, w r. 1528, w letniem półroczu jeden tylko
student składa egzamin na bakałarza. To jest wprawdzie
wypadek wyjątkowy, ale ogólnie można w tych latach
dostrzedz zastoju w tym kierunku. Frekwencya scholarów
zmniejsza się także i zmienia jej istota. Począwszy od
roku 1524, w latach 1526, 1527, 1528 znajdujemy słabe
wpisy; napływ scholarów upada, a przedewszy-
stkiem siła attrakcyjna, którą szkoła krakowska na
obcych ludzi wywierała, począwszy od r. 1524 słabnie
coraz bardziej. Na ten upadek frekwencyi składały się
najrozmaitsze przyczyny, ogólniejszej i więcej miejscowej
natury.
Przyczyniła się do tego ówczesna polityka polska;
ci sami humaniści, którzy ideom i prądom świata zamie-
rzali torować drogi w Polsce i wrota na oścież otwierać,
w dziedzinie czynu prowadzili miękką politykę ustępstw
i abdykacyi, osłabili znaczenie górujące Polski i węzły,
które ją ze światem łączyły. Szydłowiecki Krzysztof, wielki
HUMANIZM I UNIWERSYTET. 287
humanista i mecenas, i pokrewny mu duchem Piotr To-
micki, wyznawcy habsburgskiej polityki, zapewnili na kon-
gresie wiedeńskim z r. 1515 ewentualną sukcesyę Habs-
burgów w Czechach i Węgrzech, a już w roku 1526 zni-
knęła dynastya Jagiellońska z widowni w tych krajach.
Rok przedtem inna abdykacya, także podyktowana przez
miękkich humanistycznych polityków, doprowadziła do se-
kularyzacyi Prus. »Jeżeli to prawda, rzekł wtedy kanclerz
cesarski Gattinara do Dantyszka w Madrycie, jeżeli to król
wasz uczynił, skończyło się z jego pomiędzy książętami
chrześcijańskimi powagą.a Potęgę Polski na Wschodzie,
powagę na Zachodzie znacznie te zdarzenia uszczupliły,
a to musiało się odbić na wszelkich objawach życia. Co
do Węgrów, uczęszczających na uniwersytet krakowski
cyfry mówią za siebie; w latach 1493 — 1506 wpisywało
się corocznie przeciętnie 28 Węgrów w każdem pół-
roczu, w latach 1507 — 1515 liczba ta spada na 22;
później w okresie lat 1516 — 1525 spotykamy przeciętną
liczbę 15-stu scholarów; następnie w latach 1526 — 1539
na 2272 studentów wpisanych uczy się w Krakowie już
tylko 138 Węgrów, wreszcie w dziesiątku lat 1540 — 1550
(włącznie) liczba ich ogólna wynosi zaledwie trzydziestu
sześciu ^). A równocześnie w początkach szesnastego wieku
znad także stopniowe zmniejszanie się zastępu niemieckich
scholarów w Krakowie. Złożyły się na to znów różnoro-
dne powody. W początku szesnastego wieku powstały
w Niemczech, w miejscach ku wschodowi wysuniętych
dwa uniwersytety, spóźnione kwiaty wielkiej epoki śre-
dniowiecznych fundacyi; Wittenberg otrzymał uniwersytet
w r. 1502, Frankfurt nad Odrą w r. 1506. Już to mogło
się tedy przyczynić do odciągnięcia napływu, który dotąd
ku Krakowowi się kierował. Przyszła następnie zamieszka
religijna, która przerzedziła jeszcze bardziej szeregi kra-
*) Por. Dr. Karol Schrauf, Regestrum bursae Hungarorum
Craooviensis, Wien 1893 str. XVII/XVIII.
288 KJBIĘGA nL ROZDZIAŁ III.
kowskich scholarów. Religijne i narodowe przeciwieństwa
zarysowały się silniej, wielu młodzieńców nęciło więcej
świtające nowe życie Wittenberga niż Kraków, gdzie
wśród walki nowych i starych prądów poległa świetność
uniwersytetu. A i Polacy zwabieni » nowinkami « zaczęli
chętnie do niemieckich uniwersytetów uczęszczać, Witten-
berg i Lipsk szczególnie ich przyciągał^). Musiało to nie-
bawem znaczne przybierać rozmiary, skoro w roku 1534
król Zygmunt wydał zakaz udawania się na zagraniczne
uniwersytety. Wola jednak królewska nie położyła z pe-
wnością tamy wyjazdowi z kraju. Młodzież chciwa nowi-
nek i tak udawała się na obczyznę, a również ci, którzy
głębszej pożądali nauki, nie szukali jej w Krakowie, lecz
na włoskich uniwersytetach. Z jednej więc strony refor-
macya, a z drugiej strony humanizm włoski pędził na-
ówczas polskich młodzieńców w świat daleki.
A w dalszym ciągu hamować zaczęły napływ nie-
miecki lokalne stosunki Krakowa. Wspominaliśmy o nie-
mieckiem mieszczaństwie tu zagęszczonem, o sile attrak-
cyjnej, którą ono wywierało na zachodnich przybyszów.
W początku szesnastego wieku stosunki te zaczęły się
zmieniać. Zamieszkałe w Krakowie rodziny polszczyły się
powoli, nowe przybytki stawały się rzadkimi; raczej wio-
ska immigracya znaczyła się od przybycia Bony silniej od
niemieckiej. Bardzo ciekawemi pod tym względem są wy-
znania listowne Rudolfa Agricola. 25-go sierpnia r. 1519
pisze on do Vadianus'a*): Chodzą tu wieści o buncie Po-
laków przeciw Niemcom; wszyscy byliśmy na to przygo-
towani, król to uspokoił, lecz nie w zupełności. — Kupcy
szczególnie byli zaniepokojeni, bo przeciw ich przewadze
zwracał się zapewne ruch ten w pierwszym rzędzie. —
W rok potem (n. 213) pisze znów Agricola do Yadianus a,
że chciałby opuścić Kraków, zbyt nieżyczliwy Germanom.
*) Por. Morawski, Archiwum komisyi literackiej 1884, t. V.
*) Die Yadian. Briefsammlung n. 165.
HUMAIOZM I UNIWBB8TTBT. 289
Skarży się, że tu Niemcem więcej gardzą niż Żydami
(n. 216), użala się przedewszystkiem na spolszczonych
Niemców — polonicati Germani. Umysły były wtedy pod-
niecone wojną, która na północy miała ostatecznie roz-
strzygnąć długoletnie spory między Zakonem i Polską. —
Równocześnie prawie Jan Hadus rzucał na Kraków obelgi^
lAT którym dla braku znajomości języka przepłacać musiał
^wszelkie towary. Wyraźnie więc ruch odpolszczający zger-
manizowane miasto znaczne już był zrobił postępy. Pro-
ces ten znalazł wreszcie wymowny wyraz w dekrecie
królewskim z r. 1537. Dotąd główny kościół Panny Ma-
ryi w rynku był katedrą niemieckiego mieszczaństwa;
teraz za zgodą senatu i za dekretem królewskim prymas
Andrzej Krzycki przeniósł kaznodzieję niemieckiego do
sąsiedniego kościoła św. Barbary^).
Około roku 1530 staje się więc uniwersytet krakow-
ski przeważnie szkołą polską; podczas gdy dawniej był
zakładem międzynarodowym, odtąd schodzi na stanowisko
krajowej instytucyi Jest to objaw, który i gdzieindziej
się zaznacza; ze zmrokiem średnich wieków, w których
potęgi uniwersalne łączyły narody w jedną rodzinę chrze-
ścijańską, wyrosły granice i słupy graniczne między na-
rodami. W Lipsku skarżono się również, że uniwersytet
nabiera charakteru ciasnego szkoły »magis privatae eru-
ditionis quam universalis academiaeoc, a skarga lipska da
się w całej pełni zastosować do Krakowa. Szkoła krako-
wska przestała być w szesnastym wieku prócz tego szkołą
wszystkich warstw narodu. W piętnastem stuleciu gar-
nęli się do niej prostacy i członkowie pierwszych rodów;
wśród mistrzów wydziału kanonicznego przeważał od sa-
mego początku stan szlachecki'), wszystko co zajaśniało-
na widowni publicznej, przebyło kiedyś studya w krakow-
>) Cricii Carmina XLI/II.
*) Ks. dr. FijaZek, Studya do dziejów uniwersytetu krakowsk.
(1898) str. 54.
Hiat. Uniw. T. U. ^^
290 KOOIGA in. ROZDZIAŁ IIL
skim uniwersytecie. W szesnastym za to wieku nabiera
uniwersytet znamienia plebejskiego. Wśród mag'i8trów
rzadko już zabłyśnie nazwisko szlacheckie, nauczają prze-
ważnie mieszczanie lub wieśniacy; a to samo dzieje się
ze scholaramL »0d roku 1525 mniej więcej bogata sztar
chta rodowa stale uniwersytet Jagielloński mija i synów
swoich na naukę tu nie posyła. Od tego czasu też zapi-
suje się co kursu do metryki uniwersyteckiej tylko szla-
chta całkiem drobna, mieszczanie i włościaństwo, a tylko
kiedyś niekiedyś jawi się w ich rzędzie jaki potomek
z możnłejszego domu« *).
Doszło więc do tego, że uniwersytet opuszczony
przez swoich, zubożały pod względem pieniędzy i ludzi,
nie podsycany przez przybyszów, którzy napuszczali do
szkoły krakowskiej nowe soki i życie, marnieć zaczął
i więdnąć, czekając daremnie na zbawcę i zbawienie, na
spadkobierców ducha Jadwigi i Jagiełły, którzy mu za-
kreślili zadania tak wysokie i szerokie, myśli przewodnie
tak wzniosłe, że mogły one zapewnić pracę i wypełnić
dusze całych pokoleń i wieków. Skarga na to zacieśnienie
myśli i ludzi, która w drugiej połowie wieku wyszła z ust
szlachetnego Jakóba Górskiego*), już w tych wcześniej-
szych czasach byłaby była uzasadnioną. )>Takowe głupie
rozsądki i mowy, mówi Górski, szkołę krakowską i kot
legia popsowały i psują, gdy pan doktor nie patrzy, je-
dno na swego ziemka, na swego serwitora, nie baczy,
czego kto godzien, jedno swojemu choć niegodnemu po-
maga... Nie tylko na Polaki szkoła budowana, nie tylko
na Krakowczyki, Lwowczyki i Poznaóczyki — A teraz
co? gdzie Węgrowie, gdzie Niemcy, gdzie inszy z powia-
tów dalszych ?« Jest to żal na nepotów, którzy w staico-
dawnej Alma Mater synów prawowitych nauki wyparli,
*) Wielooki, O wydawnictwie Liber diligentiaram (1886) str,
.12 i 20.
*) Rada Pańska, wyd. Czermak str. 84.
HUlCAinZM I UMIWKBSTTBT. 891
skarga na zwężenie widnokręgu, wśród którego wielkośoi
rogatkowe najbujniej wyrastają i najczarniejsze rzucajii
też cienie. Na tle tych wszystkich powodów przedstawia
się ówczesny upadek uniwersytetu, przypadający na chwile^
w których światło innych wszechnic zachodnich takie
przygasać zaczęło i tracić dotychczasowe swe blaski Przy-
pominamy tutaj, że przesławny uniwersytet paryski w pier-
wszej połowie szesnastego wieku pozostawał jeszcze i upie-
rał się przy zadawnionym systemie nauczania i przesta-
rzałych metodach. Scholastyka ciężyła tam wielką jeszcze
przewagą; a kiedy humanista Berquin porywał się na
walkę z tym ustrojem, pisał do niego Erazm z Roterdamu
z przestrogą: Wróg Twój nie umiera; fakultet jest nie-
śmiertelnym. Równocześnie zaś wytrzymywał i przetrzy-
mywał ten fakultet dotkliwe razy, spadające z ręki naj-
zjadliwszego satyryka wieku i wszystkich wieków Fran-
ciszka Rabelais ^). — Fakultet tedy krakowski chciał ró-
wnież być nieśmiertelnym, tą nieśmiertelnością, której głó-
wnym wrogiem jest życie.
Uniwersytet więc ostatecznie w epoce, o której mó-
wimy, obiecanej ziemi nie posiadł, ani nie wprowadził
stanowczo narodu w jej granice. A tymczasem poza nim
przynosili z tej ziemi i Włosi i Polacy całe pęki dojrza-
łych owoców i kwiatów, które się złożyły na krasę i ozdo-
bność Zygmuntowskiej epoki. Czego uniwersytet nie dał
<)ałemu narodowi, to wyborowi ludzie i wybrańcy społe*
<;zeństwa na innej zdobywali drodze. I zakwitła ta bujna
poezya łacińska, Trzycieskiego, Krzyckiego, Janickiego
i Dantyszka, natchniona w znacznej części wpływami
i kulturą na obczyźnie zdobytą, a dwór Zygmuntowski
zajaśniał tworami włoskiego ducha i talentu, który tu na
Północy stwarza prawdziwe klejnoty architektury. Kiedy
*) Por. o paryskim uniwersytecie około r. 1530, Gothein, Igna-
tius von Loyola, sir. 244 i nast
19*
292 icai^A m — rozdział m.
"W uniwersytecie padają ostatnie strzały walczących ze
sobą obozów przed zawieszeniem broni, które wszystka
pozostawiło w zawieszeniu, na dworze polskim odbywa
sią tymczasem obrzęd weselny króla, który wygląda jak
wielki przegląd szermierzy i wyznawców nowych prądów^
jak święto zbratania się Południa z Północą, tryumfu muz
klasycznych i gracyi odrodzenia. Zjazd wiedeński z roku
1515 już był takim kongresem wędrownych humanisty-
cznych poetów; w roku 1518 dali oni sobie hasło spotka-
nia się w Krakowie. Bona Sforza zawitała wtedy do sto-
licy, a z nią, jak już współcześni głosili piewcy, włoska
kultura zjeżdżała na Północ odległą. Oprócz turniejów
rycerskich odbył się istny turniej poetycki, w którym pi-
sarze jak Dantyszek, Krzycki, Agricola, Ursinus Yelius,
Laurentius Corvinus szli o lepsze w natchnieniu. Cale
zastępy Włochów — orszak Bony wynosił 287 osób — zje-
chały wtedy do Polski; oni to podsycali i wytwarzali tą
błyskotliwą i świetną kulturę, która na dworze królew-
skim i na dworach wielkich panów wtedy się przyjęta^)
i która w wieńce kwiatów przystroiła naszą Zygmuntow-
ską epokę.
Płużono sobie w tych rozkoszach i słodyczach, a za-
pomniano o marniejącej Jagiellońskiej szkole
gdzie przed tym jeżdżali cudzoziemcy.
Kochanowski, który zakosztował jej nauki i poznał
jej mistrzów, brać ich musiał w obronę przed rodakami
pisząc, iż
Na dziesięć grz3rwien jednak dosyć wymyślają.
Grosze Jadwigi, które kiedyś wytworzyły cuda, nie
dorastały już nowych czasów, ale nie dorastało do tych.
cudów także społeczeństwo.
^) Por. Sokołowski, Repertorium fiir 'Kunstwissenschaft 8 Bd.
(1885): Die itaL Kiinstler in Krakau i Morawski, Z dworu Zygmunta
Starego (Przegląd Polski 1886/7 IV, p. 201 i 531).
ROZDZIAŁ IV.
Do dziejów matematyki i astronomii
w Krakowie.
Órednie wieki i znawstwo przyrody. — Matematyka i naaka jej
w Krakowie. — Arytmetyka i algorytmy. — Marcin Król z Zórawicy
około połowy wieku piętnastego przyczynia się do postępu na polu
matematyki. — Trygonometrya.
Astronomia. ~ Nauka o sferze i teorya planet. — Katedra Stobnera
i przywiązane do niej obowiązki. — Kalendarze ówczesne. — Katedra
Marcina Króla. -- Judicia czyli prognostyki. — Warunki hamujące
rozwój astronomii w średnich wiekach. — Tabulae i brak obserwa*
oyi. — Od polowy piętnastego wieku znaczy się pewien postęp na
tern polu.— Marcin Król.— Piotr Gaszowice i jego obserwacye. — Marcin
Bylica z Olkusza. — Działa przeważnie za granicą; stosunki jego z Re-
giomontanusem we Włoszech. — Pobyt na Węgrzech; Bylica cieszy
flię laskami Macieja Korwinus'a. — Stosunki Bylicy z Polską i wpływ
na naukę w Krakowie. — Dary jego dla Krakowa.
Wojciech Brudzewski, astronom i humanista. — Działalność jęga
i znaczenie na polu astronomii, uczniem jego Kopernik. — Inni
astronomowie ówcześni w Krakowie.
Jan z Głogowa i Michał z Wrocławia zajmują się astronomią pra-
ktyczną, a raczej astrologią. — Astrologia iudiciaria i przepowiednie
ówczesne. — Skłonność tej epoki do cudactw i zabobonu. — Alche-
mia, chiromancya, nekromancya. — Faust i Kraków. — Domówienie. —
Astronomowie obcy, wyszli ze szkoły krakowskiej.
294 csEĘOA ni. — sozdział iy.
Wydział artystów miał młodych scholarów zaprawiać
we wszystkich siedmiu sztukach wyzwolonych, które roz-
padały się na dwa działy, tworzyły dwa stopnie, pierwszy
niższy, t z. trivium, obejmujące nauki formalne, grama-
tykę, retorykę i dyalektykę i stopień wyższy, na którym
uczono arytmetyki, muzyki, geometryi i astronomii, ozna-
czonych jedną nazwą quadrivium. Początkujący scliolar,
gotujący się do bakalaryatu powinien był się przede wszyst-
kiem zaznajomić z trzema sztukami t z. trivium, słuchał
więc pilnie komentarzy do Alexandra, do nowej poetyki^
objaśnień ksiąg Arystotelesa; poza tem żądano od niego
pewnych wiadomości astronomicznych, potrzebnych dla
układu roku kościelnego i jego świąt, uczono go t. z. Com-
putus i wykładano mu Sphaera materialis ^). Kształcący
się na magistra zaznajamiał się dalej z trudniejszemi księ-
gami Arystotelesa, mianowicie temi, które się zajmowały
życiem człowieka i przyrody, a do tego przystępowały
cztery nauki, składające się na quadrivium.
Mówiliśmy już o stanowisku i roli tych wszystkich
nauk w ciągu piętnastego stulecia; średnie wieki dyale-
ktyce oddały pierwszeństwo nad siostrzycami, rozpierała
się ona na uniwersytetach z wielką przewagą i szkodą
innych przedmiotów. Odrodzenie humanistyczne potem
wysunęło na plan pierwszy poetykę i retorykę, chciało je
wyzwolić z pod panowania dyalektyki, która sztuki w^y-
zwolone ujarzmiła. Jeżeli dla nauk przyrodniczych i ści-
słych panowanie dyalektyki nie mogło być korzystnem,
to nowe hasła nie zapowiadały na razie stanowczej po-
prawy losu.
Średnie wieki nie zaznały więc bujniejszego ruchu
ani na polu matematyki, ani w dziedzinie znawstwa przy-
rody. Pierwsza żyła drobnymi okruchami greckiej nauki
i traktowaną była po macoszemu; drugiemu nie sprzyjał
duch ani nastrój tych stuleci. Kult dla księgi przekazanej
Muczkowski, Lib. Promot. XIII.
MATBIIATTKA I AfirTRONOlUA. 295'
i tradycyi przytępiał wzrok dla otaczającej rzeczywistością
nie dopuszczał jej badania; zamiast czytać w przyrodzie^
czytano o niej w dawnych pożółkłych rękopisach, w któ-
rych dawne obserwacye plątały się z całym balastem pó-
źniejszych komentarzy. W księgach Arystotelesa szukano
przedewszystkiem objaśnienia praw jej i tajemnic. Wy-
kładano więc jego dzieło De coelo et mundo, de gene-
latione i de anima, objaśniano jego Metheora, a księgi
Physicorum były podstawą całego studyum; każdorazowy
dziekan urządzał zawsze ćwiczenia z tego zakresu, t z.
Exercitium physicorum. Arystoteles był więc tu najwyższą
powagą i ostatniem słowem; komentarze Scotusa i Alberta
Magnus miały dawać znów klucz do jego tajemnic, jak
on sam do zagadek natury. O postępie nauki w ta-
kiem położeniu mowy być nie mogło; a postęp znaczył
się chyba w coraz zawilszych spekulacyach, które tekst
dawnego filozofa opajęczały coraz grubszemi warstwami-
Dyalektyka przy tem odgrywała przeważną rolę; fizyka
Arystotelesowska była też raczej filozoficzną księgą i wy-
woływała filozoficzne komentarze. Jedyną »fizykalną« na-
uką w nowszem tego słowa znaczeniu w uniwersytetach
średniowiecznych była optyka lub perspektywa, której nau.
czano według Perspectiya communis Franciszkanina Pec-
kama (-f- 1292) *). W Krakowie żądano tej znajomości przy
egzaminie na magistra.
Tak uczono w Krakowie i tak nauczano w innych
uniwersytetach. Żaden się pod tym względem nie odró-
żniał, ani nie wyróżniał; rozwoju w tem nie było i hi-
storya może dlatego pospiesznie przejść obok objawu,
który nie miał warunków historyi i prawa do niej nie
posiada.
Matematyka i astronomia w średnich wiekach podo-
bnie jak nauki przyrodnicze mało wykazywały życia
i' postępu. Mówimy tu przedewszystkiem o wieku czter-
Giinther, Oeschiohte des mathem. Unterrichts, 191.
296 x8D|aA m. — bozdzsiał iv.
nastym i pierwszej połowie piętnastego; bo zaprzeczyć
się nie da, że w wieku trzynastym pod zbawczym wpły-
wem prac arabskich zapanował pewien bujny ruch na
polu przyrodoznawstwa i matematyki, że zaświtał jakiś
brzask w tej dziedzinie, którego wybitną chwałą byt
^największy matematyk europejski średniowiecza^ Leo-
nardo Fibonacci z Pizy^). Ale to śmielsze spojrzenie na
świat i jego prawa było przemijającym objawem. W wieku
powstawania północnych uniwersytetów panował na tem
polu znów zastój i pewna martwota i dopiero w drugiej
połowie piętnastego wieku znaczy się ruch wybitniejszy,
szczególnie w dziedzinie matematyki a więcej jeszcze na
polu związanej z nią ściśle astronomii. Kraków nie dat
się w tym względzie wyprzedzić przez resztę świata,
a w wielu kierunkach nawet ją wyprzedzał i rzucał hasła
postępu.
Mniej wiemy o matematyce, której rozwój był słab-
szym i powolniejszym. Mówiliśmy już o tem, że odno-
wiony w roku 1400 uniwersytet krakowski posiadał pra-
wie od początku istnienia stałą katedrę dla matematyki
i astronomii; każdy kollegiat Stobnera był do wykładów
z tego zakresu zobowiązanym, a szczęśliwem było zrzą-
dzeniem, jeżeli wytrwał na niej długo, nie posuwając się
na lepsze beneficya, bo to zapewniało ciągłość jego pracy
i ciągłość nauczania. Między innemi miał on uczyć Eukli-
desa i arytmetyki. Niestety katedra ta była słabo wypo-
sażoną, należała do podrzędniejszych, więc podobnie jak
i gdzieindziej początkujący mistrzowie objaśniali matema-
tyczne dzieła*).
Ogólnie powiedzieć można, że nauka arytmetyki ogra-
niczała się wtedy na przyswojeniu sobie głównych pra-
') Zeuthen, Geschichte der Mathematik, Kopenhagen 1896 str. 315.
') Kaufmann, Geschichte der deutschen Universit&ten II, 48L
Por. Giinther, Gesohichte des mathem. Unterrichts im d. Mittelalter
(Berlin 1887) S. 210.
UATmCATTKA I AOTBOMOIOA. 297
i^ideł rachowania, geometrya na przerabianiu nie zbyt
glębokiem pierwszych ksiąg Euklidesa. Co do Krakowa,
to pewnem jest, ie w uniwersytecie od roku 1404 zna-
nym on był i wykładanym, mianowicie zaś jego Elementa,
które były zakonem geometrycznej nauki w średnich wie-
kach. Używano go i czytano w przekładzie łacińskim
i z komentarzami Jana Campanus. Magistrowie krakow-
scy objaśniali go kawałkami, po dwie lub trzy księgi na
semestr, zwykle od pierwszej, rzadziej od innych zaczy-
nając. Arytmetyka nie stała tu nigdy wysoko aż po sam
koniec szesnastego wieku, w którym bujniej się zazna-
<czyła; pisma Fibonacci^ego nie dostały się do nas nigdy, jako
też i gdzieindziej mało znanemi pozostały. Nauka zaś naj-
pospolitszej arytmetyki szła w Krakowie podobnie jak
w innych uniwersytetach z małego pisemka De algorithmo
albo De arte numerandi Jana z Holywood (Joannes de
Sacrobusto), tudzież tak samo zatytułowanych pisemek
innych bezimiennych autorów. Odróżniano Algorithmus
integrorum, działania na liczbach całkowitych i Algorithmus
minutiarum, działania na ułamkach, najczęściej także Al-
gorithmus linealis, gdzie na liniach, niejako metodą po-
glądową, uczono dodawania, odejmowania i innych dzia-
łań i).
Stan rzeczy podniósł się nieco ponad ten poziom
nizki i elementarny w połowie piętnastego stulecia. Wy-
tyczną i wybitną osobistością był wtedy w Krakowie
Marcin Król z Żórawicy. Mówiliśmyjużonim, o jego
zasługach i jego stosunkach ze słynnym Feuerbachem.
Jeżeli Feuerbach wielkie zasługi położył około wprowa-
dzenia trygonometryi Ftolemeusza i Arabów do Europy •)»
*) Takich algorytmów kilka mamy w Cod. Czartor. 3910, rę-
kopisie bardzo ciekawym dla poziomu nauki w Krakowie. Są tam
traktaty o muzyce i przepisy o poprawnem czytaniu łaciny w bre-
wiarzach i mszałach (p. 81), wyjęte de tractatulo accentuum Mathiae
de Miechów.
') Zeuthen 1. c. 328.
298 KSIĘGA in. — &ora>ziAf« IT.
to działalność Marcina w Polsce pokrewne miała oele
i skutki. Za jego sprawą zawitała po raz pierwszy trygo-
nometrya do Krakowa i to nie stara Ptolemeusza, gdzie
prócz cięciw (chordae) innej funkcyi niema, ale ta, którą
Arabowie, jak Geber (Dschabir ibn Aflah), przejąw8zy całą
grecką matematykę wydoskonalili. W grubym, astrono-
micznym, dotąd niewydanym traktacie Marcina Króla znaj-
dujemy już przy obliczeniach ustawicznie wspominane
sinus, sinus versus, umbra recta i umbra versa, a więc
wiadomości z zakresu goniometryi; co zaś do właściwej
trygonometryi, to zna on to, co ma Almagest Ptolemeusza,
ale nadto i to, co ma ważny a długo nieznany traktat
Gebera, który o znaczny krok postąpił dalej, niż wszyscy
poprzednicy, Grecy i Arabowie. To się już u nas nie za-
gubiło; i choć może rzadko tego uczono z katedr uni-
wersyteckich, to poza uniwersytetem, w prywatnem nau-
czaniu i w tradycyi uczonych wiadomości te pozostały ży-
wemi. Brudzewski w końcu wieku posługiwał się we wy-
kładach obliczeniami trygonometrycznemi, uczeń jego Mar-
cin Biem z Olkusza wykonywał rachunki trygonometry-
czne, jako rzecz ogólniej znaną. Z obliczeń Marcina Króla
okazuje się, że miał on już pod ręką jakieś tablice try-
gonometryczne, zapewne Blanchini'ego, które w końcu
r. 1449 lub 1450 przywiózł ze sobą do Krakowa, Marcin
Król napisał także geometryę praktyczną, jak już powyżej
zaznaczyliśmy, która była zapewne nie oryginalną, nie
mniej przeto pierwszym traktatem miernictwa w Polsce.
Peuerbach był tu znów jego wzorem i przewodnikiem,
podobnie jak na polu arytmetyki. W każdym razie od tej
osobistości począł się w Krakowie pewien ruch bardziej
żywy w zakresie nauk matematycznych. Rozumiemy też
na tle tego słowa Eneasza Silvius*a, który stwierdzał około
połowy stulecia sławę Krakowa w dziedzinie nauk ma-
tematycznych.
Astronomia była ściśle z matematyką związana, a gó-
rowała nad nią znaczeniem i zajęciem, które budziła.
MATEMATTKŁ I ASTRONOMIA. 299
Związaną była ściśle z filozofią Arystotelesa i to już je-
dnało jej adeptów, a prócz tego i uboczne praktyczne
względy zapewniały jej poczestne stanowisko. Ona prze-
oież stanowiła porządek i ład świąt kościelnych i kalen-
darza; w życiu kościelnem i codziennem odgrywała więc
rolę dosyć ważną. Rozpadała się ta astronomia na dwa
działy, naukę o sferze i teoryę planet Pierwszą wykła-
dano powszechnie według dzieła De sphaera Jana de 8a-
crobosco, które miało aż do szesnastego wieku zupełny
monopol w tej dziedzinie. Dawał tu autor definicyę sfery,
objaśniał jej skład, omawiał wschody i zachody gwiazda
różnice długości dni i nocy, dalej odrębności klimatów^
wreszcie ruchy planet i zaćmienia. Był to krótki traktat,
kompilacya pierwszych rudymentów nauki, a były prze-
cież uniwersytety, które ograniczały naukę i wiedzę astro-
nomiczną do tych elementów. U nas żądano przy egza-
minie na bakałarza jej znajomości ^). Od magistranda wy-
magano natomiast obeznania się z theorica planetarum.
Używano w tym celu Teoryk Gerharda de Sabbionetta,
autora czternastego wieku, którego dzieło odznaczało się
^eloma błędami i zamieszaniem. Na niem jednak opie-
rało się powszechnie, w Krakowie aż do ostatniej ćwierci
piętnastego stulecia, wyższe studyum teoretycznej astro-
nomii.
Do astronomii właściwej przyłączyły się dalej wy-
kłady o kalendarzu kościelnym, Computus ecclesiasticus,
z którym bakałarz krakowski powinien był być obezna-
nym, a wreszcie astrologia, która opierała się na astro-
nomii, a posiłkowała medycynę. T. z. Tetrabiblos Ptole-
meusza tworzył podstawę tej dyscypliny, a prócz tego
używano łacińskich przekładów podręczników arabskich,
przede wszy stkiem zaś traktatu Alkabitius'a: Astronomiae
iudiciariae praecepta.
*) Por. Gtinther. Geschichte des mathem. Unterrichts 184;. Mu-
czkowski, Liber Promot. XIII.
300 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ lY.
Katedr w Krakowie dla nauczania matematyki i astro-
mii było dwie. Pierwsza i starsza Stobnera zobowiązy-
wała do nauczania Euklidesa, perspektywy, arytmetyki
i muzyki, do objaśniania Teoryk planet, tablic Alfonsa
i Algorytmu minutiarum *). Statut z r. 1476 wprowadził
w tym programie pewne zmiany, odpowiadające postę-
powi, nakładał prócz tego na tego koUegiata zapowiedź
zaćmień i wskazywanie środków odwracających złe ich
wpływy i wróżby*). Collegiatus Stobnerianus miał prócz
tego corocznie ofiarowywać uniwersytetowi kalendarz czyli
Almanach. Kalendarz ten jednak w piętnastym wieku
w dziwnem znajdował się zamieszaniu wskutek tego, ie
rzeczywista długość roku zwrotnikowego była o IIY5 mi-
nut krótszą od długości roku Juliańskiego (365^4 dni);
a tymczasem wierzono, że ekwinokcyum wiosenne, tak jak
to miało miejsce podczas soboru nicejskiego, przypadać
musi na dzień 21 marca. Ani próby poprawy Mikołaja Cusa,
ani obrady soboru bazylejskiego, w których Tomasz ze
Strzempina brał także udział, błędności tej nie usunęły.
Zamieszanie rosło ciągle, a zadaniem koUegiata Stobnera
było tylko zapoznawać swych towarzyszów z istniejącymi,
a obowiązującymi niedostatkami, które każdy Almanach
piętnastego wieku z roku na rok powtarzał, objaśniać to,
co w rzeczywistości ani wyjaśnionem ani usprawiedliwię-
nem być nie mogło. Krakowskie almanachy doszły do po-
pularności i rozgłosu; w Krakowie pono drukowano ka-
lendarz po raz pierwszy, a w Wiedniu ukazywała się
jeszcze w dziewiętnastym wieku książeczka p. t Krakauer
Kalender*). Katedra Stobnera była w każdym razie wa-
żną sprężyną w życiu naukowem krakowskiego uniwer-
sytetu, a chociaż swem ubogiem uposażeniem nie mogła
na długo nęcić ruchliwszych mistrzów, przyczyniła się ona
>) Conclus. domus Maioris 1449.
") Cod. univ. Crac. III, 47.
*) Zeissberg, Polnische Gesichtsschreibung 404, 2.
UATBMATYKA I ASTRONOMIA. 301
jednak nie mało do chwały uniwersytetu, do postępu nauki^
zabłysła niejednem nazwiskiem, w rocznikach nauki i wsze-
chnicy znakomicie zapisanem.
Druga katedra w tej dziedzinie powstała około po-
lowy wieku piętnastego. Mówiliśmy i o niej i o jej zsiło-
życielu Marcinie Królu. Jeżeli Stobner myślał o matematyce
i astronomii, to Marcin Król uposażył katedrę dla astro-
logii, którą nazwano astronomii »n£lrrisches T5chterlein«
i której ta ostatnia mimo błędów i obłędów astrologów
tak wiele zawdzięcza. KoUegiat Marcina Króla miał obja-
śniać Quadripartitus Ptolemeusza, tegoż Centiloąuium, da-
lej rozmaite traktaty Arabów z tej dziedziny, wreszcie
przedstawiać uniwersytetowi corocznie iudicium, tj. skła-
dać prognozy na rok nadchodzący, zawierające wróżby
o urodzajach, aurze, położeniu krajów, ziem i pojedynczych
stanów. Pierwszą tego rodzaju próbę ogłosił sam Marcin
Król na rok 1451, »Judicium anni Domini 1451«; później
pojawiały się te iudicia, albo prognostyki, lub praktyki co-
rocznie; autorzy jak Jan z Głogowa, Michał z Wrocławia,
Mikołaj z Szadka walczyli o lepsze w przepowiedniach;,
żydzi zawsze w nich otrzymywali lwią część wszelkich
katastrof, które rok nadchodzący ukrywał w swych zawojach.
Te iudicia przyczyniały się także do rozsławienia Krakowa;
chwała to jednak wątpliwej wartości. W początku sze-
snastego wieku sam uniwersytet troszczący się o podnie-
sienie katedry Króla z upadku utyskiwał, że owe iudicia
3>babskiemi plotkamicc zapełnione na cały świat się roz-
chodzą i zniesławiają go przed światem^).
Od tych przydatków przejdźmy jednak do właściwej
naukL Astronomia w średnich wiekach należycie rozwi-
nąć się nie mogła dla rozmaitych powodów. Przedewszyst-
kiem stawał jej na przeszkodzie brak obserwacyi a na-
wet pewien wstręt do obserwowania, t j. do patrzenia
wprost w niebo i przyrodę; były Canones astronomici,
*) Cod. univ. Crao. IV, 93 (1624).
sos K8iqOA III. ROZDZIAŁ lY.
Tabulae, były wreszcie dla wybredniejszych Teoryki z prze-
pisami do użycia i wszelkiemi ułatwieniami; wierzono
w te księgi tak mocno, iż wręcz twierdzono, że niema
potrzeby spoglądania na niebo. Chciał wiedzieć ówczesny
astronom, kiedy słońce wschodzi, zachodzie lub księżyc,
gdzie się znajduje w oznaczonym czasie jedna lub druga
planeta na niebie, kiedy przypada zaćmienie i jakie przy-
bierze rozmiary, to wolał on nieraz wśród czterech ścian
to obrachowywać, niż spojrzeć śmiało w przyrodę, wolał
swą astronomię »in tugurio exercere«, jak drwiąco ma-
wiał Regiomontanus. Doszło do tego, że kiedy zapowia-
dane zaćmienia się nie pojawiały, lub niezapowiedziane
zaskoczyły zarówno świat jak uczonych, astronomowie tego
pokroju i nastroju twierdzili poważnie, że coś zaszło czy
się zepsuło w mechanice niebieskiej, bo przecież tablice,
któremi się posługiwano, mylić się nie mogą. A przecież
te tablice astronomiczne i Alfonsa, które największej za-
żywały powagi, i Jana Lineriusa i wreszcie Blanchini*ego
były błędnemi już dla tego, że oparte były na fałszywym,
geocentrycznym mechanizmie układu planetarnego, a, po-
wtóre z tej przyczyny, że nawet według tego systemu
obliczone były miejscami niedokładnie albo nawet sku-
tkiem pomyłek rachunkowych wręcz błędnie.
Ten brak obserwacyi ciężył więc na całej astronomii
średniowiecznej złowrogo i udaremniał wszelki rozwój
nauki. Księga i litera zabijała, tu jak na tylu innych po-
lach, ducha, jego prawa i swobodę. Z pierwszej połowy
stulecia wymienić chyba przyjdzie jedynie Piotra ze Zwa-
nowa działającego około 1434, który w Krakowie na ka-
tedrze Stobnera ruchliwszą działalnością się odznaczył.
Około połowy wieku stosunki zmieniły się nieco na
lepsze. Szczególnie w Wiedniu bujniejsze wtedy zakwitło
życie na polu matematyki i astronomii; około roku 1450
zaczął tam wykładać Georg von Feuerbach, po nim wy-
stąpił uczeń jego, największy matematyk stulecia, Johan-
nes Maller, zwany Regiomontanus. Wpływ tych przewa-
KATBMATTKA I AerTRONOMIA. 303
isnyoh osobistości odbił się wielorako na Krakowie. Mówi-
liśmy już o tein, że Marcin Król ze Żórawicy miał wyra-
źne stosunki z Feuerbachem, z którym przebywał w Pa-
dwie w r. 1448, że działalność jego podobnemi rozwija
się kolejami i podobnemi zasługami znaczy. Feuerbacha
prace na polu trygonometryi i geometryi znajdują odgłos
w pokrewnych pracach Króla, który niejedno wprost od
tamtego przejmuje. W dziełach Króla znajdują się między
innemi już częste wzmianki o Magna Constructio Ftole-
meusza, t z. z arabska Almageście; był to najznakomitszy
utwór greckiego uczonego, kodex greckiej astronomii.
A wiadomem przecie, że Feuerbach i Regiomontanus przez
swoją pracę nad Almagestem głównie się przyczynili do
odświeżenia nauki Ftolemeusza na Fółnocy^).
Tak jak Marcin Król, tak też i inny astronom wybi-
tniejszy tych czasów był lekarzem królewskim (physicus
regius), a może objął po tamtym dworską posadę. Fiotr
Gaszo wiec z L odmierza zajmował nas już poprzednio jako
profesor medycyny, jako wpływowy w uniwersytecie i spo-
łeczeństwie człowiek. Tutaj o jego działalności astronomi-
cznej słów kilka zamieścić wypada. Jan z Głogowa wspo-
minał później w swem Introductorium compendiosum z r.
1506 o spostrzeżeniach jego astronomicznych. Wyraźnie
zasługi jego były wybitniejsze i przeżyły człowieka zmar-
łego przed rokiem 1474. Dochowały się te obserwacye
w kopii z r. 1492/3 *), a dotyczyły gwiazd stałych. Jest ich
razem piętnaście; wykonał je Gaszowiec za pomocą astro-
labium, które już wcześnie miano w Krakowie. Celu tych
obserwacyi możemy się dzić tylko domyślać. Fisano mia^
nowicie podówczas w Europie dosyć wiele o t. z. motus
octavae sphaerae, t. j. o (pozornym) ruchu gwiazd stałych,
będącym faktycznie tylko następstwem cofania się punktów
równonocnych czyli precesyi. Zjawisko to odkryte przez
^) Wolf, Geschicbte der Astronomie (1877) sir. 199.
') Wislocki, Katal. rękopisów 2703 str. 272.
304 KSI^OA m. ROZDZIAŁ IV.
Hipparcha śledzili dalej Arabowie; prawa jednak tego zja-
wiska z powodu bardzo leniwego ruchu zaledwie z grub-
sza określono. Fałszywe obserwacje dopełniły miary za-
mieszania pojęć, jakie pod tym względem panowało w ca-
łych wiekach średnich aż do Kopernika. Jedni byli zdania,
ie ten ruch (pozorny) wszystkich gwiazd stałych odbywa
się ciągle w jedną stronę z zachodu na wschód, inni,
jak twórcy tablic Alfonsa, że jest jakoby wahadłowym 1 j.
że czas jakiś odbywa się z zachodu na wschód, później
przez kilka wieków odwrotnie ze wschodu na zachód,
ażeby potem znowu ruch w dawnym kierunku rozpocząć.
Była to jedna z najbardziej spornych kwestyi astronomi-
cznych w piętnastym wieku. Kto tu zrozumiał, że nie
dyalektyką ją się rozstrzygnie, lecz obserwacyami, ten był
niezawodnie poważniejszym uczonym i wyrastał ponad
pokolenie. Piotra Gaszowca więc do tego nielicznego po-
cztu zaliczyć można; miejsca gwiazd obserwowanych, zna-
lezione na niebie, porównywał on z określeniami tychże
miejsc podanemi w Almageście Ptolemeusza i w Tabli-
cach Alfonsa. Świadczy to o zmyśle spostrzegawczym
i krytycznym krakowskiego uczonego.
Wybitniejszym jednak następcą Króla, który umarł
przed rokiem 1460, był uczeń jego Marcin BylicazOl-
kusza^). Jeżeli mistrz jego stykał się w życiu, zajęciach
i pracach z Jerzym Feuerbachem, to uczeń Bylica zawarł
blizkie stosunki, które zaważyły na jego życiu i działal-
ności, ze sławnym uczniem Peuerbacha Regiomontanusem.
Nie myślimy tu życia jego obszernie opisywać; spędził
on większą jego część za granicą i przeważnie tylko po-
średnio oddziaływał na losy i koleje nauki w uniwersy-
tecie krakowskim. Pochodził z miasta Olkusza, które wtedy
licznych scholarów słało na wszechnicę Jagiellońską; By-
licowie i Biemy odznaczyli się szczególnie wśród innych.
^) For. o nim wyczerpującą monografię Birkenmajera, Kra-
ków 1892.
MATBMATTKA I ASTRONOMIA. 305
Marcin Bylica zapisał się na uniwersytet w roku 1452^
bakałarzem został w r. 1456, magistrem r. 1459. W liber
promotionum nie zaniechano w tych miejscach pochle-
bnemi zapiskami opatrzyd jego nazwiska i sławid go jako
maximus astrologorum. W r. 1459 wystąpił przelotnie na
katedrze w Krakowie z wykładem o Computus chirome-
tralis. Z następnych dwóch lub trzech lat niema o nim
wiadomości, bo źródła odpowiednie na chwilę wysychają.
»Po tablicach ruchu planet (na południk krakowski) na
lata 1460 i 1461 następuje kilkoletnia przerwa w docho-
wanych rękopisach, podczas której ani tablic ani judiciów
doszukać się nie można. Najbliższe tablice są rachowane
na rok 1467, a więc już w r. 1466 i to nie stereotypowo
według opleśniałych kanonów alfonsyńskich, ale po raz
pierwszy według świeżo powstałych kanonów Joannis
Blanchini, profesora astronomii we Ferrarze Pierwsze
pojawienie się w Krakowie tablic Blanchiniego, obliczo-
nych na południk Ferrary, daje się oznaczyć już na rok
1456« ^).
Może być więc, że Marcin Bylica pozostał najbliższe
lata po r. 1459 w Krakowie. Niebawem jednak udał się
na wędrówki, idąc w ślady mistrza swojego Króla, a te
wędrówki oderwały go stanowczo od kraju. Prawdopo-
dobnie spotkał się on w Padwie w roku 1463 po raz
pierwszy z Regiomontanem. Odtąd stykali się w ró-
żnych czasach i na różnych polach. ))W sierpniu r. 1463
zostaje Marcin przez reformatorów Akademii bolońskiej
sprowadzonym (conductus) do Bolonii dla wykładania
astronomii i to niezawodnie z Padwy, skąd Bolończycy
zazwyczaj swych doktorów medycyny i astrologów spro-
wadzali.<( Zapoznał się Bylica w tych czasach ze znako-
mitymi Węgrami we Włoszech, jak z Janem z Cesmicze,,
późniejszym biskupem Pięciu Kościołów i słynnym jako
poeta pod nazwiskiem Jana Pannonius, a te stosunki od-
*) Birkenmajer 1. c. str. 27/28.
Hkt. Uniw. T. n. 20
306 KSIĘGA ni. ROZDZIAŁ lY.
biły się na późniejszych jego losach. Po krótkim pobycie
i nauczaniu w Bolonii znalazł się Bylica w roku 1464
w Rzymie. Pojawił on się tutaj jako astrolog a zarazem
konklawista jednego z kardynałów, zamykanych dla od-
bycia conclave po śmierci Piusa II-go. Badania nowsze^)
wykazały, że tym kardynałem, z którym Bylica w latach
1463 — 1466 lub 1467 w bliższych przestawał stosunkach
(zwie go Dominus meus) był Piętro Barbo, od roku 1464
papież Paweł Il-gi i bezpośredni Piusa II-go następca^
Książę ten a później sternik Kościoła był zawołanym astro-
logiem; to tłómaczy jego dla Bylicy łaskawość, która się pó-
źniej nadaniem rozmaitych beneficyów kościelnych stwier-
dziła. Bo te nauki popłacały wtedy i cieszyły się powa-
żaniem szczególnem; przecież Regiomontanusa zasługi
astronomiczne wynagrodzono aż nadaniem biskupstwa.
Regiomontanus znajdował się w roku 1464 również
w Rzymie i cieszył się szczególną opieką kardynała Bes-
sariona, który w latach 1461/3 posłował do Wiednia,
a wróciwszy do Rzymu stał się według wyrażenia hu-
manisty »Litterarum patronus, cui Apollo jtotum se con-
cessit*)«. Ogrody jego opiewał wówczas młody Kallimach,
a może tu spotkał się on z mieszkańcami kraju, który na-
stępnie stał się jego przybraną ojczyzną.
Echa blizkich stosunków a nawet zażyłości między
Regiomontanem a Bylica zachowały się w pisemku (pier-
wszego pod tytułem: Disputatio inter Yiennensem et Cra-
coviensem super Cremonensia in planetarum |theoricas
deliramenta, w którem Cracoviensis jest niewątpliwie na-
szym Bylica, a rozmowa zmierza do wykazania błędności
*) Prof. Birkeamajer wyraził to przypuszczenie, Marcia Bylica
str. 33 i 122; późaiej zaalazl potwierdzenie w pisemku Bylicy astro-
nomiczno-astrologioznem o komecie z r. 1468, zachowanem w rę-
kopisie w Monachium.
*) Zawiązały się te stosunki zapewne w Bolonii, gdzie później-
szy papież był archidyakonem katedralnym.
^ Ks. Fijalek, Eos 1897, str. 70.
ICATBMATTKA I A8TR0N0MIA. 307
teoryk planetarnych, kursujących pod nazwą Gerharda
z Kremony. Cracoyiensis tu występuje z epitetem amico-
nim dulcissimus. W pierwszym więc prawie napadzie
Regiomontanusa na wadliwość panującej astronomii By-
lica odegrał pewną rolę.
Krótko potem losy obydwóch przyjaciół przerzuciły
na Północ, na inne pole działania. Król Maciej Gorvinus
węgierski bolał nad tern, że Węgry po nieudanych i prze-
lotnych próbach w Pięciukościołach i Budzie nie posia-
dały własnego, narodowego uniwersytetu. W roku 1465
przedsięwziął on dlatego usilne starania u stolicy apo-
stolskiej, aby ten niedostatek usunąć. Jan Vitez znany
nam ze stosunków z Grzegorzem z Sanoka i Janus Pan-
nonius popierali te górne zamysły swego monarchy i wy-
twarzali na Węgrzech ogniska cywilizacyi i nauki. Papież
Paweł II-go wydał wskutek tego w roku 1465 breve na
erekcyę węgierskiego studyum^), a założono je w Presz-
burgu jako Academia Istropolitana. Należało tylko ścią-
gnąć uczonych ze świata. Gorvinus i inni mecenasi nie
szczędzili przy tem zachodu, a we Włoszech najłatwiej
było ich pozyskać. W tych tedy czasach, około r. 1465
i Bylica i Regiomontanus podążyli do Węgier. Pospieszył
tam także humanista i astrolog włoski Martius Galeotti
z Nami, niegdyś nauczyciel Janusa Pannoniusa w Fer-
rarze, gładki dworak na przybytkach książęcych i w przy-
bytkach Muz i nauki *). Zaczęło się życie bujne odrodze-
nia pod znakiem i hasłami Korwina; na Polskę szły stąd
wielorakie wpływy, bo między obydwoma krajami była
•ciągła wymiana myśli i ludzi. Potężni mecenasi ściągali
na Węgry uczonych, a po Korwinie i jego otoczeniu bo-
gaci Turzonowie odznaczyli się w tym kierunku.
Bylica odtąd aż do końca życia pozostał we Węgrzech^
Trzymały go tu obowiązki, godności, wreszcie blizki z kró-
*) Denifle, Die UniversiUten des Mittelalters I, 422.
') Fraknoi, Mathias Corvinus 295.
20*
808 WBSĘOA m. BOZDZIAŁ IV.
lem stosunek, który rozmiłowany w astrologii rzadko się
z polskim uczonym rozstawał, potrzebował w podróżach
i wyprawach wojennych jego wskazówek i porady. Kiedy
akademia w Preszburgu w roku 1472 zanikła, powstała
w roku 1475 nowa akademia w Budzie i Bylica znowu
należał do jej ozdób i członków najwybitniejszych.
Tymczasem Regiomontanus, który do roku 1471 na
Węgrzech przebywał, walczył tu dalej za postępem nauki,
przeciw tradycyom, które jej postęp hamowały, a Bylica
był mu w tej pracy częstokroć pomocnym. W roku 1467
znajdujemy obydwóch uczonych na zamku arcybiskupim
w Ostrzy chomiu u prymasa Jana Yitóza; Regiomontanus
oblicza tam wspólnie z Bylica tablice astronomiczne, wy-
dane później kilkakrotnie pod tytułem Tabulae directio-
num; jest to rodzaj astronomii sferycznej, traktat rozwią-
zywania rozmaitych trójkątów sferycznych, powstałych na
pozornej kuli niebios przez przecięcie się wzajemne wiel-
kich kół takich, jak równik, ekliptyka, poziom, koła zbo-
czeń i t d. Równocześnie wykrywał Regiomontanus blą-
dnośd i deliramenta teoryk planetarnych Gerharda, spisy-
wał swój dyalog z Bylica, miany rzekomo w Rzymie
w roku 1464. Novae theoricae Jerzego Feuerbacha znaj-
dują więc w Regiomontanie i Bylicy żarliwych krze-
wicieli.
Prace te i zabiegi Bylicy oddziaływały na Kraków,
o którym polski uczony nigdy nie zapomniał. Przypomi-
nali mu Kraków jacyś przeciwnicy, zawistni rywale, aemuli
et oblocutores, między innymi dawny jego uczeń magister
Joannes Stercz, który zapisany w r. 1458 do uniwersytetu
krakowskiego może po wyjeździe Bylicy objął w nim
funkcye astrologa. Pozostało po nim kilka pism drobnych,
odnoszących się do pewnych zjawisk astronomicznych
i kilka prognoz ^). Dzielił on życie między Kraków i Wę-
gry; był tu przelotnie w roku 1467 i wobec króla Ma-
') Birkenmajer, Marcin Bylica 39.
MATBUATTKA I ASTRONOMIA. 309
cieja i magistrów odbył dysputę »concertationem astrolo-
gicamcc z By lica, w której znakomitszy przeciwnik zupel**
nie go pokonał.
Wkrótce potem przesłał Bylica mimo tych zatargów
^sławnemu uniwersytetowi krakowskiemua rękopis owycli
Tabulae directionum, zestawionych przez Regiomontanuscu
z jego pomocą w Ostrzychomiu ^). Była to zapowiedź inr
nych jeszcze darów, niosących hołd rodaka i zarzewia żyi-
<5ia dla nauki od wiernego syna ojczyzny i troskliwego
o postęp narodowej szkoły uczonego. Wkrótce bowiem
potem przesyłał zapewne Bylica do Krakowa w celu usur
nięcia błędnych Teoryk Gerharda Novae Theoricae Jerzego
Feuerbacha )>wspaniały swą ozdobnością odpis, niegdyi
dla Jana Yitóza sporządzony, dzisiaj w bibliotece Jagiel-
lońskiej (N. 599) się znajdujący, istne cacko pod względem
formy zewnętrznej, kaligrafii, barwnych i złocistych ini-
cyałów.a Bylicy więc pośrednią zasługą było, że wyszy-
dzone przez Regiomontana Gerhardowe teoryki w Kra-
kowie około roku 1475 ustępują z widowni, że konserwa-
tywny uniwersytet nie sprzeciwił się wprowadzeniu Theo-
ricae novae planetarum, które w ich miejsce wstępują.
Stało się tedy, że Kraków pod tym względem uprzedził
niektóre zagraniczne i sławne uniwersytety.
Po odjeździe Regiomontanusa, po zgonie Yitóza w r.
1472 pozostał Bylica nadal w swej przybranej, węgierskiej
ojczyźnie, ścieśniając coraz bardziej węzły zażyłości z kró-
lewskim opiekunem, rosnąc w godnościach i powadze.
Niejedna praca astronomiczna wyszła natenczas z pod
jego pióra; między innemi wyznaczył on w roku 1474
i następnych obserwacyami astronomicznemi szerokości
geograficzne dla licznych miast Węgier; może to pozosta-
wało w związku z przygotowywaną przez Korwina mapo-
grafią Węgier. Królowi towarzyszy on ciągle; w r. 1485
*) Por. Birkenmajer, Marcin Bylica 129. — Rpis. bibl. Jagieł.
697 i 596.
310 WSSĘOA. m. BOZDZIAZi IT.
jest z nim w Wiednia i wyrabia posłuchanie dla korzą*
cego się przed zdobywcą węgierskim uniwersytetu. Prze-
żył on nawet swego mecenasa potężnego, który w roku
1490 rozstał się ze światem. Z ostatnich lat życia Bylicy
godzien jest zapisania fakt, stwierdzający ponownie go-
rące jego dla uniwersytetu krakowskiego uczucia. Zasilał
on już niejednokrotnie uczonych krakowskich przesyłkami
traktatów naukowych. W Conclusiones uniwersytetu czy-
tamy pod rokiem 1494, że 10 września zwołano profe-
sorów »ad yidenda instrumenta astronomica aenea missa
ex Hungaria per mgrum Martinum de Ilkusch plebanimi
Budensem.c( Znowu tu więc mowa o oflerze Bylicy na rzecz
uniwersytetu. Umarł on zapewne około roku 1494. W roku
tym bowiem pojawiają się w murach uniwersytetu roz-
maite księgi matematyczne, astronomiczne i astrologiczne^
których dawniej nie było w krakowskich księgozbiorach.
Bardzo tedy jest prawdopodobnem przypuszczenie, ie za
wolą Bylicy, może ostatnią, przeszły one na własność kra-
kowskiej wszechnicy. Równocześnie zaś wzbogacił się
uniwersytet rozmaitymi przyrządami pomocniczymi przy
nauce astronomii, które niegdyś do Bylicy należały. Z za-
piski w Conclusiones sądzićby można, że jeszcze sam
Marcin Bylica do Krakowa je wysłał. Był to globus nieba,
jedyny globus, sporządzony w chrześcijańskim świecie
przed upływem piętnastego stulecia, jaki nam się zacho-
wał, torquetum mosiężne, wykute w latach 1471 — 2
w Norymberdze ręką samego Regiomontanusa, wreszcie
dwa astrolabia. Cenne to pamiątki nauki i pomniki ofiar-
ności uczonego, który tyloma dowodami stwierdzał swe
poczucie związku z Krakowem i gorące uczucia dla opu-
szczonej ojczyzny. "Wpływy te jego pośrednie zaważyły
niewątpliwie wielorako na rozwoju astronomii w Krako-
wie. Był on i pod tym względem pośrednikiem, że zdo-
bycze i teorye naukowe największego matematyka i astro-
noma wieku Regiomontanusa przez niego doszły do wia-
MATBMATT1CA I ASTRONOMIA. 311
domości mistrzów krakowskich i w szkole krakowskiej
się utwierdziły.
W tych latach szkoła krakowska podniosła się tym-
czasem do wybitnej w zakresie astronomii działalności.
Mówiliśmy o Gaszowcu, który po Marcinie Królu zajaśniał
na tem polu; umarł on około roku 1474. A właśnie w tym
roku posuwał się na stopień magistra młody człowiek,
który jak nikt przedtem i potem przyczynił się do pod-
niesienia stanu astronomii w szkole krakowskiej. Woj-
ciech z Brudzewa zapisał się w poczet scholarów uni-
wersytetu w roku 1468, a w roku 1474 zakończył swoje
nauki na artystycznym wydziale*). Niebawem rozwinął
on tu działalność, która i jego nazwisko i całą szkołę
świeżą opromieniła sławą. Jak wielcy jego na polu nauk
ścisłych poprzednicy w Wiedniu, Feuerbach i Regiomon-
tanus, łączył on interes dla matematyki i astronomii z za-
pałem dla budzącego się humanizmu. Chociaż wykłady
jego z tego zakresu mogą podlegać wątpliwości, to nie-
wątpliwe światło rzucają na jego osobę stosunki z Celte-
sem, który w nim czcił mistrza i niemal synowskie miał
dla niego uczucia. Z głębokiem wykształceniem łączył on
dziwną jasność i dobitność wykładu; uczniowie tę jasność
umieli sobie cenić'). Nad nauką współczesną panował
zupełnie; o ile ją wyprzedzał, o ile z ust jego mogły paść
słowa, budzące w duszy najwybitniejszego z jego uczniów
Kopernika wątpliwości co do uznanego systemu świata,
rzucające posiew nowych teoryi i prawd, tego nigdy może
należycie określić nie będzie można. Podniesiono słusznie
niektóre doniosłe jego spostrzeżenia; on zapewne pierwszy
twierdził, że księżyc przebiega drogę owalną*); z bystro-
*) Po szozogóly biograficzne odsyłam do wydania Prof. Bir-
kenmajera CommeDtarii in theoricas Peurbachii (Graco viae 1900)
i do wstępu tam zamieszczonego.
*) Por. świadectwo Sommerfelda w Modus Epistolandi (Cali-
machus Hieronymo Aretino).
•) Birkenmajer L c. XV.
312 KSiąOA IIL BOZDZIAŁ lY.
ścią nauczs^ że zawsze jedną stroną zwrócony jest do
ziemia a wnosił to z kształtów plam na nim widocznych.
Kopernik czerpał z pism jego wywody swe i natchnienia;
a to wszystko stawia Wojciecha z Brudzewa w rzędzie
pierwszorzędnych uczonych epoki.
Na uniwersytecie wykładał matematykę, astronomię
jako kolega mniejszy od roku 1476, większy od roku 1483:
obok tego objaśniał pisma Arystotelesa. Od roku 1490
skoro został bakałarzem teologii wszystkie jego publiczne
lekcye odnosiły się do dyalektycznych, Arystotelesowskich
materyi*). Poza wykładami publicznymi mógł jednak
uczyć prywatnie i niewątpliwie światło między scholarami
rozszerzał. Wśród tych zajęć nie zaniedbywał on pracy
piśmienniczej, rozszerzył tabulae directionum, przesłane
z Węgier przez Marcina Bylicę (Cod. Jag. 596), pisał ko-
mentarz do teoryk planetarum Feuerbacha, wydany w r.
1495 w Medyolanie i inne drobniejsze prace*).
Rok 1494 położył jednak koniec jego nauczycielskiemu
zawodowi. Za wolą kardynała Fryderyka udzielił wtedy
uniwersytet Wojciechowi rocznego urlopu, aby mógł udać
się na służbę (ad serviendum) do wielkiego księcia lite-
wskiego Alexandra. Wojciech z Brudzewa objął więc w^tedy
obowiązki sekretarza na dworze litewskim. Była to nie-
wątpliwie misya politycznej i religijnej natury. Brudzewski
będący bakałarzem teologii wydał się człowiekiem stoso-
wnym do takiego zadania, jego rozum i nauka zwrócił)'
nań uwagę książąt. Mówiliśmy już o tej misyi poprzednio.
Ważne sprawy pogodzenia kościołów zajmowały wtedy
umysły, małżeństwo zamierzone wielkiego księcia z pra-
wosławną było przedmiotem rozpraw i narad. Brudzewski
napisał wtedy zapewne traktat prawdopodobnie teologi-
czny p. t Conciliator 8), którego dotąd nie odnaleziono.
^) Por. między innymi Prowe, Nicolaus Coppernicus I, 139.
') Spis ich u Birkeamajera XXXIX i nast.
') Birkenmajer 1. c. XLI.
MATEMATYKA I ASTRONOMIA. 313
Zabrał więc głos w sprawach bieżących i spornych, jak
później zabierał głos w imieniu uniwersytetu Jan z Oświę-
cimia z podobną misyą po śmierci Wojciecha z Brudzewa
na Litwę posłany. Misya tego ostatniego wcześnie się
skończyła, skoro już w kwietniu roku 1495 rozstał się ze
światem.
Znaczenie jego pozgonne wzrosło niepomiernie przez
ucznia jego, który największej rewolucyi dokonał w poj-
mowaniu wszechświata. Kopernik w roku 1491 zapisał
się na uniwersytet krakowski i niewątpliwie dużo sko-
rzystał z nauk powszechnie już cenionego Wojciecha
z Brudzewa. Mistrz Kopernika dokonał tego, że odtąd
nazwisko Krakowa stało się wśród matematyków i astro-
nomów tak rozgłośnem. Miejscowe świadectwa tym nau-
kom przypisywały palmę pierwszeństwa na wszechnicy;
a Hartmann Schedel pisał w swej kronice z r. 1493 o Kra-
kowie: astronomiae studium maxime viget Nec in tota
Germania.... illo clarius reperitur. Jeżeli Celtes dla tej
sławy do Krakowa przybył, to i później astronomia
zwabiała z dalekich okolic scholarów, żeby tylko wspom-
nieć Jana Aventinusa i Jana Vierdung'a z Hassfurtu, który
dłużej w Krakowie przebywał, a następnie w Heidelbergu
jako profesor matematyki zasłynął.
W ostatnich wieku dziesiątkach namnożyli się tym-
czasem w Krakowie mistrzowie, zajmujący się astronomią
i pokrewnemi dziedzinami wiedzy. Wyraźnie skłonność
ta była w powietrzu i obok budzącego się humanizmu
najwięcej porywała umysły. Kilku z nich na wspomnie-
nie i wyszczególnienie zasłużyło. Wymienimy więc Woj-
<;iecha z Pniew, magistra z roku 1477, który wykładał
Arystotelesa, a obok tego objaśniał sferę, Tabulas ecli-
psium, Theoricas Planetarum i działał do roku 1497.
Umarł on w roku 1504 ^). — Bernard z Biskupiego, zwany
*) Birkenmajer, Marcin Bylica str. 114 wyraził nieśmiałe przy-
puszczenie, czy on nie jest identycznym z Albertus de Polonia, który
314 KSI^A ni. BOZDZIAŁ IV.
Episcopius, działa obok niego aż do roku 1503, wykłada
też Arystotelesa, a obok tego astrologię i astronomię. Zo-
stał on około roku 1492 bakałarzem medycyny. — Stani-
sław Bylica z Olkusza, bratanek Marcina, został magistrem
w roku 1484; odtąd działał we wydziale artystów w uni-
wersytecie do roku 1499, w którym poszedł między ka-
noników kollegiaty św. Floryana. Po Brudzewskim zajął
on pewnie w roku 1490 stanowisko na katedrze Stobnera,
a wykładał podobne przedmioty, jak jego poprzednicy. W bi-
bliotece Jagiellońskiej znajduje się rękopis (n. 579) zawie-
rający w sobie efemerydy krakowskie, obliczone na rok
1492 dla południka krakowskiego, czyli Almanach spo-
rządzony dla uniwersytetu. — Za zawołanego astrologa
(astrologus summae experientlae) uchodził w tych czasach
Leonard z Dobczyc, zwany Yitreator, członek rodziny,
która się wyróżniała naukowem wykształceniem i zdol-
nościami i wielu magistrów przysporzyła uniwersytetowi^^
Magistrem został on w roku 1489 i odtąd do roku 1507
wykładał często matematykę i astronomię, szczególnie je-
dnak uprawiał astrologię. Uchodził za mathematicus acu-
tissimus'); a przedsiębrał samodzielne spostrzeżenia, co
wykładał w Bolonii w latach 1554/6 astronomię i matematykę. Daty
te są za wczesne dla Wojciecha z Pniew. Zauważyć tu jednak na-
leży za Birkenmajerem, że dosyć wielu Polaków w drugiej polowie
XV-go wieku wykładało w Bolonii przedmioty matematyczne i astro-
nomiczne, jak Jacobus de Polonia (1469/70), Joannes de Bossis Po-
lonus (1471/2), Joannes Polonis (1472/3), Joannes Polachus (1474^'5;
zapewne to ciągle ten sam Jan); Georgius de Russia (1478/9), Nico-
laus de Insulamarie Polonus (1479/80), Nicolaus de Leopoli (1480^).
^) Pisze o niej Mikołaj z Szadka w Judicium Astrologicom
z roku 1525, poświęconem członkowi tej rodziny Erazmowi, opa-
towi mogilskiemu. Tam w^ymieniono chwały rodzinne.
') Miał on jakieś stosunki z Ludolfus Ludolfi de Brunszwyci k,
który przyszedł na uniwersytet krakowski w r. 1485 i był Leonarda
kolegą. Ten Ludolf nazwiskiem Borchtorp był synem doktora me-
dycyny padewskiego, pochodzącego ze Sickte pod Brunświkiem.
Wyprawiając syna do Krakowa dał mu astrolabium, do zroKOBiie-
HATBHATYKA I ASTRONOMIA. 315
go wyróżnia wśród innych. — Wreszcie wspomnieć tu wy-
pada innego krewniaka słynnego Marcina Bylicy, wnuka
jego po bracie, Marcina Biema z Olkusza, magistra z roku
1491, którego żywot sięgnął aż roku 1540. Zajmował on
się dużo astronomią i astrologią, a kiedy Leon X-ty na
soborze lateraneńskim ujął w rękę reformę kalendarza
i wezwał uniwersytety do współdziałania, krakowscy mi-
strzowie jemu powierzyli to zadanie. Stąd powstała jego
Nova Calendarii Romani reformatio, która jeszcze czeka
na ocenę i rozbiór^).
Przebiegliśmy tak szereg mistrzów ówczesnych; z ka-
tedry Stobnera lub Króla wykładali oni swą naukę, lub
na innem stanowisku poświęcali się astronomicznym pro-
blemom. Są to w części koledzy, w części uczniowie Woj-
ciecha z Brudzewa, który po nad nich wszystkich wyrasta.
Uprawiają swoją ciaśniejszą naukę, a obok tego dyalektykę
Arystotelesa. Pierwsza o tyle mogła się rozwijać, o ile
druga jej nie stłumiała, nie zamykała oczu na przyrodę
i nie wysuwała na pierwszy plan scholastycznych speku-
lacyi. A właśnie niektórzy z mistrzów ówczesnych upra-
wiali astronomię ze stanowiska ściśle scholastycznego.
Tu non pensavi ch^io loico fossi!
mogli ci astronomowie powiedzieć za Dantem. Arysto-
teles uchodził u nich za największą powagę; wpajali
więc w uczniów przekonanie, że niepodobna nic mędr-
szego, przedewszystkiem prawdziwszego powiedzieć i na-
pisać nad pisma Arystotelesa i jego komentatorów. Kto
wyszedł z tego zaczarowanego koła dystynkcyi, defmicyi
i śmielszem okiem spojrzał na przyrodę, ten miał rzeczy-
wistą zasługę; tymczasem właśnie ludzie największej eru-
nia wykładów przydatne, dotąd w Krakowie zachowane. Por. Bir-
kenmajer, Marcin Bylica 101 i nast. — Miody Ludolf w r. 1491 zro-
bił litery ruskie dla Sweybolda Fioła. Por. Acta Consul. ab a. Ił&i:.
Por. str. 286.
*) Cod. Jag. n. 1853, drugi egzempl. w zbiorach watykańskich*
316 KSI^A m. BOZDZIA2. IT.
dycyi niczego dla sprawy poznania przyrody nie zdziałalL
Działali nietylko bezowocnie, lecz wprost szkodliwie, bo
utrwalali swoją powagą system panujący, stłumiali usiło-
wania śmielsze i bardziej niezawisłe. Chwała ich u współ-
czesnych rozwiewa się też przy bliższem badaniu prawie
całkowicie; pokolenia potomne odmawiają uznania powa-
gom, które zbyt wiele uznania znajdowały u w^spółcze-
snych. Mamy tu na myśli przedewszystkiem Jana Gło-
gowczyka i Michała z Wrocławia.
Obydwaj oni wsławili się swemi pracami w dzie-
dzinie dyalektyki i scholastycznej filozofii. Jan z Gło-
gowa, który od roku 1468 aż do roku 1507 nauczał w uni-
wersytecie krakowskim, jest typem średniowiecznego ency-
klopedysty i uczonego. Poza dyalektyką uprawiał on naj-
rozmaitsze dziedziny wiedzy, napisał fizyonomikę według
powag greckich i arabskich^), w której według zewnę-
trznych kształtów i wyglądu oznaczał ludzkie charaktery,
w komentarzu do dzieła Jana Yersora de anima (Crac.
1505) poruszał kwestye kraniologii, objaśniając istotę i prze-
znaczenie cellulae mózgowych*). Szczególnie jednak pra-
cował i pisał dużo w dziedzinie astronomii lub raczej astro-
logii; pełno rękopisów jego pozostało rękopisami, inne
doczekały się druku, a wszystkie te traktaty stoją na po-
graniczu astronomii i astrologii, raczej do drugiej się skła-
niają i mają za przedmiot praktyczne kwestye kalendarzy
i przepowiedni. Tak jak na polu dyalektyki Jan z Gło-
gowa chciał pośredniczyć eklektycznie między rozmaitemi
szkołami, tak też wśród astrologicznych sporów zajmo-
wał on stanowisko ugodne. Stara i nowa szkoła spierała
») Wiszniewski, Hist. Lit. III, 263; Tytuł: Phisionomia hinc
inde ex illustribus soriptoribus recoUecta Crac. 1518. Agricola ją
wydal i poświęcił Włochom Bony.
') Wiszniewski III, 266 i nast. Podobne problemy wyjaśniał
Melanchton w dziele de anima. Było to więc tradycyą średniowie-
czną. Por. Grohmann, Annalen der Universit&t zu Wittenberg (1801)
.1, 186.
MATEMATYKA I ASTRONOMIA. 317
się o to, czy tak zwaną rectificatio nativitatum należy
wykonywać według Quadripartitus Ptolemeusza, księgi
uświęconej tradycyą wieków, czy też według zasad nie-
dawno wygrzebanego Hermesa i jego głównego rzecznika
Abrahama ibn Esdrasa^). Głogowita chciał obie te szkoły
pogodzić, stanął między starymi i młodymi*). Potrzeby
studentów skłoniły go do pisania podręczników; in com-
munem studentium utilitatem opracował Introductorium . . .
in tractatum sphere materialis Jana de Sacrobusto (Grac.
1506), gdzie między innemi mówi o jednej z kolumn Her-
kulesa jeszcze, jak go zapewniano, stojącej; dawał on na po-
parcie swych twierdzeń bałamutnych objaśnienia z Wergi-
liusza, Owidyusza i Boccacia. — Jego introductorium astro-
nomie (Grac. 1514) jest również dziełem astrologicznem *);
computus chirometralis, wydany w roku 1507, uczy o cy-
klu słonecznym, liczbie niedzielnej, świętach ruchomych,
idach i kalendach. Prócz tego zostały po Głogowczyku
kalendarzowe produkta, jak Galendarium Gracov. pro a.
Dni 1500.
Była to wielkość prawdziwie efemeryczna bez ża-
dnego donioślejszego znaczenia w nauce; posiadł to, co
wiek mu podawał i to jest cenną jego właściwością. Po
nad to nie podniósł się niczem i w niczem, płużąc sobie
w zdobyczach przeszłości, które miały niebawem rozpry-
snąć się jak bańki za słowem tego, który, może z niedowie-
rzaniem, uczonych jego wywodów słuchał z ławy scho-
lara. Pokrewną mu duchem osobistością jest Michał
z Wrocławia. Miał on zasługi na innych polach; dzia-
łając na wydziale artystów aż do roku 1512 wykładał
*) Birkenmajer, Marcin Bylica 144
') Rękopis Ossolińskich 764 i Introductorium in scientiam na-
tivitatum.
") Weidler, Historia astronomiae p. 336: auctor nontamusum
ephemeridum in astronomia quam in thematibus astrologicis con-
dendis docet. — Do tej samej dziedziny należy Tractatus in lu-
diciis astrorum. Por. Wiszniewski IV, 164 i różne pomniejsze prace.
318 KsnfGA in. — bozd2siał iy.
często astronomiczne i astrologiczne przedmioty. Jego dzieło
Introductorium Astronomie... elucidans Almanach (Craa
1506) jest astrologią raczej niż nauką ^); mówi on w niem
o naturze i wpływach gwiazd na ziemię i ludzi. Był on
jednym z filarów scholastycznego w nauce niewolnictwa.
Szczególnie jednak Jan z Głogowa uchodził pow^szechnie
za największą na polu astrologii powagę — maximus sagax
vir in omni scientia, jak go nazywa źródło współczesne *).
Astrologia kwitnęła przez całe średnie wieki i usuwała
częstokroć astronomię na drugi plan, tłumiąc jasność jej
pojęć, jasność wzroku i poglądu na przyrodę. Córka ta
narwana astronomii, jak ją Kepler nazwał, durzyła umy-
sły wszechwładnie. Początki jej sięgają zamierzchłej prze-
szłości Ze Wschodu od Chaldejczyków przeszła do Gre-
ków, stamtąd do Arabów, przez arabskie pisma rozlała
się szeroko po dziedzinach średniowiecznych ludów. Miała
ta astrologia pewne uprawnienie; przecież i dzisiaj od-
żyła w racyonalniejszej formie, w badaniu wpływu księ-
życa, plam słonecznych na ziemskie objawy. Ale w śre-
dnich wiekach występowała ona przedewszystkiem jako
astrologia iudiciaria, zamierzała z gwiazd przepowiadać
szczególne zdarzenia i fakta, z postawy gwiazd przy uro-
dzeniu wysnuć natiyitas, stawiać dla człowieka ho-
roskopy*), z nieba wróżyła przyszłość na całe lata i dla
całych narodów. Zajmowała ona wtedy najznakomitsze
umysły i słusznie zwrócono uwagę na jej zasługi, które
mimo obłędów nauce oddała. Wielu obserwacyi nie by-
liby ludzie dokonali, wiele obliczeń nie byłoby zrobionych,
gdyby astrologia do tego nie była skłoniła*). Przez błędy
i obłędy służono więc tu prawdzie, tak jak alchemia
') Weidler 1. o. 340: astronomica argumenta hic frastra quu
reqairat
') Script. rerum polon. II, 340.
*) Rudolf Wo f, Geschiohte der Astronomie (1877) str. 23.
*) Wolf L c. 71; Gunther, Gesohichte des mathem. Unterrichts
str. 189/90.
MATEICATTKA I ASTRONOKIA. 319
niejedną chemii oddała usługę. — W piętnastym wieku na
polu astrologii nowe zakwitło życie. ^Wszechwładne pa-
nowanie czworoksięgu Ptolemeusza zakończyło się, a nie-
uniknione Electiones, ludicia i horoskopy bywają sporzą-
dzane według licznych traktatów świeżo z ukrycia wy-
dobytycha ^). Ponieważ przy stawianiu prognoz na przy-
szłość posługiwano się tablicami astronomicznemi, a pro-
gnozy te i iudicia bardzo często zawodziły, dlatego zaczęto
badaó poprawność tych tablic i nawoływać do ich poprawy.
Pod tym więc względem astrologia przysłużyła się nauce;
»ten jedyny wzgląd wystarcza, aby na nią nie rzucać ka-
mieniem potepienia.ee
W Polsce astrologia i wróżby astrologów od dawna
się przyjęły; przepowiadano na dworze Jadwigi i Jagiełły,
Kazimierz Jagiellończyk posługiwał się astrologami bardzo
często*). Pod koniec wieku skłonność ta jeszcze się roz-
wielmożniła; humanizm przecie hołdował jej namiętnie,
a wyznawcy nowego ruchu, uprawiający często mistyczną
filozofię, nurzali się z lubością w spekulacyach nad ta-
jemniczym związkiem między makrokosmos i mikrokos-
mos *), korzyli się przed siedmiu rządzcami rodu ludzkiego
i gwiazdom tym o wielkich tego świata i mecenasach
najświetniejsze kazali opowiadać wróżby.
W Krakowie zaś praktyki astrologiczne znalazły głó-
wne nieomal swe ognisko, mnożyły się tu prognostyki,
almanachy, iudicia; wątpić nie można, że do krakowskich
mędrców często się udawano z prośbą o poradę i wątpli-
wej wartości światło. Przecież współczesny Antonio Bon-
fini z Ascoli, historyograf Węgier, mówił o coniectores
i astrologi rojących się w Krakowie, quibus referta Cra-
^) Birkenmajer, Marcin Bylica 42.
*) Birkenmajer, Krakowskie tablice syzygiów (1891) p. 16;tenże
Marcin Bylica str. 116; Wiszniewski, Hist. Lit. IV, 163. O Włady-
sławie Warneńczyku było pełno proroctw górnych w obiegu, w Pol-
sce i za granicą. Por. ks. Fijalek, Jakób z Paradyia str. 208.
1 V. Bezold, Konrad Celtis w Hist Zeitschrift 49 (1883) str. 202.
320 KSIĘGA m. ROZDZIAŁ IV.
covia est*), a uniwersytet wyznawał z dumą, że astrolo-
gia rozniosła sławę jego nauki »apud exteras remotissi-
masąue nationes *)«. Pisano to w r. 1524; krótko przedtem,
w r. 1522 Maciej z Miechowa fundacyą swoją uposaiyt
zbyt ubogą koUegiaturę astrologiczną Marcina Króla, która
była główną przedstawicielką astronomii a zarazem tej
sławnej, a dziś osławionej, wyrodnej jej córki. Miechowita
dzielił swego wieku i pokolenia wyobrażenia; nie wyró-
żniał się ani na korzyść ani na niekorzyść wśród innych.
Nawet szesnasty wiek nie wyzwolił się z tych wierzeń
i zabobonów i dopiero w następnem stuleciu straciły gwia-
zdy swe demoniczne znaczenie i wpływy.
A z tą demonologią gwiazd szła ręka w rękę demo-
nologia inna, wiara w cudactwa i zdolność człowieka do
cudactw, sztuk tajemnych, obcowania z duchami i wy-
woływania zmarłych. Pokolenie, które przepowiadjrfo przy-
szłość i wierzyło w te przepowiednie, musiało być do ta-
kich wierzeń szczególnie usposobionem. Neoplatonizm
zaś, wskrzeszony przez humanistów, podsycał tylko de-
monistyczne i magiczne sztuki i sztuczki, przekazane przez
średnie wieki®).
I tak alchemia cieszyła się w piętnastym wieku i pó-
źniej gorliwą uprawą i wytwarzała bogatą literaturę. Sły-
szymy, że w Krakowie zajmowano się nią w klasztorze
Dominikanów, że w roku 1462 bracia fabrykujący złota
wzniecili pożar, który wielkie sprawił zniszczenie*); sły-
szymy dalej, że członek tego zakonu Wincenty Koffski,
czy Kowski, zmarły w roku 1488 w Gdańsku, zasłynął
alchemicznym traktatem ^).
Inną sztuką ulubioną w owych czasach była chiro-
') Deo. V, lib. II, p. 715 p. r. 1491.
») Cod. univ. IV. 93.
•) V. Bezold 1. c. 205.
*) Długosz Hist. V, 342: alchimiae opera certis fratnbus la-
borantibus.
*) Wiszniewski. Hist. lit. IV, 133.
MATBMATYKA I A8TRON01CIA. 821
mancya, zgadywanie z ręki charakteru człowieka, wró-
żenie przyszłych jego losów. W szesnastym wieku włoski
medyk i filozof Hieronim Cardanus ujął tę sztukę w re-
guły i system, ale już dawno krzewiła się ona wśród
uczonych i tłumu. Wielka powaga uniwersytetu Jan Gło-
gowczyk poświęcił chiromancyi osobny traktat: Recollectio
chiromantie in florigera Cracov. Universitate i). Że zaś
w uniwersytecie nią się trudniono, tego dowód mamy
z roku 1506, w którym dwóch scholarów Melchiora ba-
kałarza i Marka z Gdańska ukarano przed sądem rektor-
skim karą pieniężną »ob exercicium ciromanciea -).
Nekromanci lub nigromanci byli już raczej czarno-
księżnikami, bo ich zadaniem było wywoływać duchy,
a przy tem i inne gusła składały się na ich sztukę. Sztuka
ta bardzo też była rozpowszechnioną; w Krakowie w roku
1505 stają dwaj bakałarze Petrus de Monte nivis z ko-
lońskiej dyecezyi i Kasper de Gdana z krakowskiej przed
sądem rektorskim, bo ich przychwycono »in certis acti-
bus nigromanticis« *). Wyjątkowe to echo częstych pra-
ktyk, które się uchylały z pod oka współczesnych i uchy-
liły się tem bardziej z przed oczu potomności. Od zaklęć
duchów do zaklęcia djabła był tylko krok jeden. Wią-
zania się i układy z szatanem były więc wtedy również
dosyć częstym objawem. Opowiadania coraz nowe gło-
siły o takich paktach, o wyprawach razem z djabłem
przedsięwziętych. Typem tych czarnoksiężników był Faust,
który się urodził około roku 1480, według niektórych po-
dań w Sondvedel albo Salzwedel niedaleko Magdeburga.
Zwał się on sam fons necromanticorum i posiadł rzeczy-
wiście wszystkie tajniki czarnoksięskiej sztuki. Czy on
był kiedy w Krakowie, tego oczywiście rozstrzygnąć stano-
wi Dziś niestety nieznany. Wiszniewski mówi o nim Hist*
Lit III, 271.
^ Acta Reot. n. 2052.
*) Acta Reot. n. 1988.
Blfl. Uniw. T. U. 21
322 K8qoA m. — rozdział it.
wczo nie można. Znamiennem jest w każdym razie to, że
późniejsi zawsze go do Krakowa na studya prowadzą
i twierdzą, iż tu z katedr uniwersyteckich magii publi-
cznie nauczano. Melanchthon opowiadał co następuje: hic
cum esset scholasticus Gracoviensis, ibi magiam didicerat,
sicut ibi olim fuit magnus usus et ibidem fuerunt publi-
cae eiusdem artis professiones. To samo twierdzą Ler-
cheimer i Gamerarius ^). Że Faust przebywał w Heidel-
bergu i Erfurcie, to wiemy stanowczo; krakowski jego
pobyt nie poświadczony dokumentami, choćby był legendą,
w swej legendarnej nawet postaci staje się dla krakow-
skiej wszechnicy ważnem kulturalnem świadectwem. Je-
żeliby Faust pochodził rzeczywiście ze Salzwedel, to cie-
kawym w każdym razie szczegółem jest to, że oddalona
ta od Krakowa mieścina za życia Fausta licznych słała
na Jagielloński uniwersytet scholarów; w roku 1487 za-
pisanym jest w metryce niejakiś Herman de Zoldwedel,
który w roku 1489 posuwa się na bakałarza; w tym sa-
mym roku zostaje bakałarzem Hynyngus de ZoltwedyL
W roku 1493 znowu dwóch scholarów ztamtąd, Hermami
i Teodoryk zapisuje się do wszechnicy krakowskiej. A więc
może i Faust zawitał sam w własnej osobie niegdyś do
Krakowa, aby nad Wisłą wyuczyć się sztuk kuglarskich,
które go rozsławiły i zniesławiły po świecie. Późniejsze
jego losy trzymają go z daleka od Polski; tutaj natomiast
wyrasta w jego miejsce postać Twardowskiego, odbicie
opowiadań i baśni, które bujnie owiły postać najsławniej-
szego czarnoksiężnika na przełomie dwóch wieków').
Przebiegliśmy tak koleje myśli ludzkiej w uniwer-
sytecie Jagiellońskim w zmierzchach średniowiecza i za-
*) Por. Housse (Luxemburg 1862) Die Faustsage and der hist
Faust i Georg Witkowski: Deutsche Zeitschrift fur Geschichtswis-
senschaft N. F. I (1897) sir. 346, 347, 350.
*) Niemamy jeszcze monografii o stosunku tych dwóch postacL
KATSBCATYKA I ASTBOHOIOA. 82S
Taniu nowej epoki. Błąkała się ona między zagadnieniami
chorującej na przedojrzenie teologii, a bogami Olimpu,
między stropami niebios a panem podziemi Wątpić nie
było można, że to szukanie drogi, którą ludzkość nadal
pójdzie, że po zboczeniach i manowcach musi przyjść ja-
kieś słowo i hasło wytyczne prostujące i wskazujące kie-
runki. Zaczęto go szukać w słowach Chrystusa, o których
pojęcie i zrozumienie zawrzała niebawem straszna walka
dusz i sumień. Wyłoniły się przeciwieństwa; świat chrze-
ścijański podzielił się na dwa obozy, z których jeden rzu-
cił rękawicę ubiegłym wiekom i przypisał sobie wyłączną
zdolność i władzę tłómaczenia i wyjaśnienia prawdy, drugi
Opierając się na tradycyi postanowił odrzucić to, co była
zwyrodnionem, pogłębić siebie a przez to ożywić i po-
głębić wierzenia przekazane przez objawienie i tradycyę.
Zawrzała walka, która rozdaria ludzkość zachodniej Eu-
ropy na dwie połowy, wytworzyła odrębne światy uczuć
i cywilizacyi, która pod tym rysem w budowie i pod tym
obuchem zasadniczych przeciwieństw straciła dotychcza-
sową jednolitość; a do tylu różnic dzielących ludzkość
przyszło teraz przeciwieństwo, sięgające szpiku i głębin
istoty człowieka. Z nastaniem tego przełomu skończyła
się rola średniowiecznych uniwersytetów, które były co
do nazwiska i istoty studia universalia.
Na domówienie tego rozdziału pozostaje nam jedno.
Mówiliśmy o zasługach i pracach uniwersytetu krakow-
skiego w dziedzinie astronomii i pokrewnych, u niej za-
wieszonych nauk. Braki rzucały się nam w oczy, płynące
z fałszywych przesłanek i fałszywych rojeń. Na swoją
epokę stanął jednak uniwersytet w kierunku tych nauk
wysoko, promieniał na zewnątrz rozgłosem i znaczeniem,
ściągał uczniów i wydawał uczonych. Wojciech z Bru-
dzewa zawsze zachowa wybitne stanowisko w rozwoju
myśli ludzkiej i postępu jej ku prawdzie naukowej. Z kra-
kowskiego uniwersytetu wyszli uczeni, znani później na
obczyźnie. Przypominamy Jana Yierdunga z Hassfurtu,
21»
384f KfilĘOA m. ROZDZIAŁ ly.
który był na studyach w Krakowie, a następnie zajaśniał
nauką w Heidelbergu^), dalej Stefana Rosslin albo Roń-
nus, który w Krakowie, zapewne w r. 1496 został ma-
gistrem 2), a potem w r. 1601 poszedł do Wiednia i za-
słynął tam jako wybitny matematyk i astronom •). Podobnie
i inne uniwersytety zasilały się ludźmi w Krakowie wy-
kształconymi. A nad wszystkimi góruje wielkie imię
tego, co pchnął z posad bryłę świata i dokonał najwię-
kszej rewolucyi na niebie i ziemi, tego, którego nazwisko
błyszczy w metryce uniwersytetu krakowskiego na wie-
czną jego pamięć i chwałę, nazwisko przyciemniające
wszelkich nauczycieli i uczniów: Nicolaus Nicolai de Thu-
ronia.
^) Zapisanym jest w metryce krakowskiej Joh. Johannis de
Hasworth w r. 1484; w r. 1486 zostaje bakalarzem (Liber prom. str
97). To zapewne Vierdung.
•) Stephanus de Augusta, Liber Prom. p. 121.
") Por. Aschbach, Geschichte der Wiener Universit&t U, 348;
Giinther, Geschichte des mathem. Unterriohts 254.
-^łh
KSIĘGA CZWARTA.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW.
pszTCzma do poziaiia OBOAnziCTi unvEi8TTBnr.
I.
Scholarzy uniwersytetu, ich stan i pochodzenie.
Wiek scholarów ówczesnych. — Oplata przy wpisie. — Limitacya. —
Depositiol beaniae. — Pochodzenie scholarów.— ^flódź zakonna w uni-
wersytecie, szcz^^lnie Cystersi i Dominikanie. — Ślązacy i Prusacy. —
Węgrzy.
W ciągu dotychczasowym mówiliśmy kilkakrotnie
o napływie scholarów do nowej Jagiellońskiej wszechnicy,
o tej fali różnorodnej i z różnych źródeł płynącej, a z ma-
łemi wahaniami wzrastającej przez szereg lat piętnastego
stulecia. Szedł taki młodzian na uniwersytet w średnich
wiekach przeważnie w bardzo nizkim jeszcze wieku,
z mniejszem, niż dzisiejsze, przygotowaniem, bo dopiero
fakultet artystów miał mu w wielkiej części dać wykształ-
cenie, którem dzisiaj służy gimnazyum. Jako minimum
wieku, uprawniającego do immatrykulacyi uważano po
wielu uniwersytetach rok czternasty życia; statut Heidel-
bergski z r. 1464 wyraźnie to określił. Przeważna liczba
studentów zapisujących się liczyła zatem od czternastu
do szesnastu lat A oczywiście przygotowanie w tych la-
tach nie mogło być zbyt gruntowne. Coś znajomości ta-
oiny z jakiej szkoły partykularnej przynieść należało, bo
przecież cała nauka wszechnicy odbywała się w tym ję-
328 KS^GA lY.
zyku; ale i pod tym względem zachodziły niewątpliwie
wyjątki Wrota uniwersytetu stały daleko szerzej otworem^
niż w dzisiejszych czasach; przyjmowano niekiedy chłop-
ców z zupełnie niewystarczającem przygotowaniem, na-
wet analfabetów^). Prywatna nauka musiała dlatego po-
tem zaradzać brakom i braki te wypełniać.
Szli na uniwersytet potomkowie wszelkich stanów
od książąt do ubogich synów mieszczańskich, lub czasem
włościańskich. Niezamożni przeważali, co najwymowniej
się uwydatniało przy wpisie. Scholar, który się intytulo-
wał, powinien był złożyć dla uniwersytetu pewną opłatę;
wynosiła ona osiem groszy, a do nazwiska tego, który je
złożył, dopisywano, że uiścił się z całości, solvit totum.
Zdarzały się wypadki, że bogatsi ofiarowali pewne nad-
płaty, n. p. podwójne wpisowe, co im za szczególną wspa-
niałomyślność— liberalitas, poczytywano. Słyszymy także
o daninach w naturze, o scholarach, składających uniwer-
sytetowi beczki wina, barilia malmatici. Ale takie hojno-
ści nie były częstym objawem, rzadką nawet opłata cał-
kowita. Przeważnie uiszczali się scholarze tylko z części
wpisowego, płacili pół grosza do sześciu; inni obiecywali,
że wypłacą się później, (promisit dare), inni wreszcie jako
ubodzy, pauperes, korzystali z uwolnień i przywilejów
ubóstwa. Uniwersytet pozwalał więc im się zapisać za
darmo, gratis pro Deo lub propter Deum.
Młody chłopiec, przybywszy na uniwersytet, potrze-
bował jakiegoś oparcia, wskazówki i rady, aby rozpocząć
studya i nowe życie. Trzeba mu było tej opieki szukać
między mistrzami i kolegami i stosunek swój do nowego
otoczenia uregulować i określić. Uniwersytet w tym celu
sam wskazywał drogę, nakazując młodemu scholarowi,
aby zaraz po wpisie wybrał sobie którego z magistrów,
któryby odtąd troszczył się o jego osobę, studya i postępy.
') Por. Bezold w Histor. Zeitschrift N. F. 44, 3 str. 466.
z ŻTGIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 329
Akt taki zwal się limitacyą — se magistris limitare ^). A ma-
gister w tym celu wybrany miał »suos limitantes« wpro-
wadzić na lekcye, wskazać im ich dobór, kierować pier-
wszymi ich krokami'). Cięższe przejścia czekały nato-
miast scholara z kolegami z wieku i położenia. Młodego
studenta uważano bowiem za stworzenie poślednie, nie-
godne obcowania i bliższych stosunków ze starszymi. Za-
nim go ci do towarzystwa swego przypuścili, musiał się
on poddać rozmaitym obrzędom i operacyom, które we-
dług epoki i usposobienia młodzieży mniej lub bardziej
przykre przybierały kształty, mniej lub więcej niedoświad-
czonemu młodzikowi dawały się we znaki. Nazywał on
się bejaunus, według najprawdopodobniejszej etymologii
z francuskiego hec jaune, a więc żółtodziób, pisklę. Śpie-
"wano o nim wierszem akrostychicznym
Beanns est animal, nesciens vitam studiosomm,
przypisywano dzikie obyczaje (mores agrestes), rozmaite
właściwości zwierzęce, które otrząść należało, zanim przy-
puszczono młodego scholara do swego towarzystwa'*). To
złożenie beanii, depositio beaniae, którą Muczkowski traf-
nie otrzęsinami nazwał, odbywało się rozmaicie; symbol
degenerował często, mianowicie w Niemczech, w bardzo
namacalne i dotykalne obrzędy, wśród których znęcano
się nad niedoświadczonym młodzikiem i ograbiano go
nawet z pieniędzy: władze uniwersyteckie musiały dla-
tego niejednokrotnie występować przeciw tym wybrykom
i gwałtom.
W Krakowie obyczaj ten także się zagnieździł i de-
pozycye rozmaite przybrały tu kształty. Wydarzało się, że
»Btarsi scholarze w dziwaczne przybrani stroje « wycho-
') Muczkowski Liber Promot. XXXIX.
•) L. c. p, LIV.
*) Por. o tern Rashdall, The universities of Europę II, 2, 628
i Winter, O Źivotd na wysokych śkolach praiskyoh (Praga 1899),
8tr. 218.
330 KSIĘGA lY.
dzili za miasto naprzeciw młodzikom zdążającym do kra-
kowskiej wszechnicy. Tutaj napadali na przybyszów, bili
ich i zaciągali do karczem (officinas cauponum) i tam ka-
zali się opłacać sowitym poczęstunkiem. Czasami obrzędy
te czy wybryki odbywały się po bursach lub nawet w do-
mach magistrów, zawsze ze szkodą, krzywdą i stratą ma-
teryalną młodych scholarów. Dowiadujemy się o tem
wszystkiem z konkluzyi, powziętej przez uniwersytet w r.
1511 za rektoratu Adama de Bochyn. Nadużycia musiały
już przybrać duże rozmiary, skoro uniwersytet się skarży,
iż te »enormitate8«( odstraszały uczniów od przybywania
do Krakowa, i wydaje zakaz tak stanowczy. Pieniędzy
na to wydawanych, mają raczej młodzi scholarze użyć na
książki i inne potrzeby^).
Scholar, zapisujący się na uniwersytet, zastawał w Kra-
kowie w piętnastem stuleciu różnorodne żywioły i bardzo
różnorodne towarzystwo. Odmienne pojęcia, narodowości,
języki stykały i ścierały się tu ze sobą; łączyła W8Z]^tko
jedna religia, jeden kościół i jedna łacina, która była wspól-
nym i ogólnym organem nauki. Mówiliśmy już o stano-
wisku przeważnem, jaki krakowski uniwersytet zajął i zdo-
był na Wschodzie, jako ognisko i macierz nauki i cywi-
lizacyi. Wspominaliśmy też po kilkakroć, że nawet z dal-
szych okolic, z nad Renu i Szwajcaryi, z krańców półno-
cnych Niemiec pojawiali się tu studenci, że wreszcie wśród
spisów błyskają niekiedy nazwiska skandynawskie i nawet
przypadkowo włoskie. W skutek wojen religijnych i ru-
chów narodowych zbladła w początku piętnastego wieku
gwiazda praskiej wszechnicy, a spuścizną po niej i po-
słannictwo przejął na siebie Kraków.
Krainy polskiej korony w rozmaity sposób zasilają
i obsyłają swą wszechnicę; obok uczniów z Krakowa
') Por. Conclus. univ. 1511; prócz tego Muczkowski, Mieszka-
nia i postępowania uczniów krak. (184:2) str. 88.
z ŹTOIA BCHOŁARÓW I MAGISTRÓW. 331
i Małopolski, Wielkopolska prawie ciągle pokaźnymi w me-
trykach uniwersyteckich znaczy się wpisami; nie tylko
miasta większe, jak Poznań, lecz i mniejsze, jak Kościan
licznych do Krakowa posyłają studentów. Tymczasem Ma-
zowsze występuje rzadziej; czasem tylko silniejsza fala
przynosi do Krakowa większe stamtąd poczty. I tak w r.
1474 zapisało się w metryce aż dwudziestu naraz scho-
larów z Warszawy^).
Obok świeckich napływało dalej przez cały wiek
piętnasty dosyć silnie młódź zakonna do wszechnicy
krakowskiej. »Z powstaniem i rozszerzaniem się uniwer-
sytetów podniósł się znacznie poziom umysłowy w kla-
sztorach «*). Słali więc do Krakowa dosyć licznych ucz-
niów Premonstratensi czyli Norbertanie, liczniejszych Bo-
żogrobcy miechowscy; od Benedyktynów z Tyńca pojawia
się sześciu braci już w roku 1403, Karmelici występują
w tym samym roku, potem dość często pojawiają się
w większej liczbie, n. p. w latach 1466 i 1483. Franci-
szkanów pędziła do uniwersytetu pokrewność celu i zadań;
przecież oni zamierzyli pracą swoją cywilizować i chry-
styanizować wschodnie dziedziny, a potężnem narzędziem
tego posłannictwa stał się uniwersytet krakowski. Ale wśród
wszystkich zakonów występuje względnie na pierwszy plan
w tej wczesnej dobie uniwersytetu zakon Cystersów.
»Równocześnie gdy kapituła generalna Cystersów posta-
nawia raz po raz reformę wszystkich swoich klasztorów
w Niemczech i sąsiednich krajach słowiańskich, twórca
szkoły Jagiellońskiej, król Władysław, wyjednywa w roku
1401 w Rzymie u chętnego sobie papieża Bonifacego IX-go
przywilej, by wszyscy mający się kształcić Cystersi kla-
sztorów polskich, pod groźbą kary ekskomuniki uczyli
się i osiągali stopnie akademickie w teologii nie gdziein-
*) Powody takich nagłych przyrostów bliżej by zbadać nale-
żało, jak w ogóle skład metryki krakowskiej według ziem Polski.
*) Ks. dr. Fijałek, Jakób z Paradyża (1900) p. 15.
332 KSIĘGA lY.
dziej, tylko w uniwersytecie krakowskima ^). Zakres tego
zarządzenia wkrótce miano jeszcze rozszerzyć. Za opata
Jana Stechira, który krewniakowi swemu Mikołajowi Trą-
bie towarzyszył na sobór w Konstancyi, a wskutek za-
biegów jego i przedstawicieli uniwersytetu, wydał w roku
1417 Jan, jeneralny opat Cystersów, rozporządzenie, »niocą
którego wszyscy scholarowie cysterscy, zarówno z kla-
sztorów polskich jak i prowincyi sąsiednich, ostrzychoń-
skiej, praskiej, magdeburskiej, ryskiej i dyecezyi kamień-
skiej na Pomorzu zostali zobowiązani pobierać nauki teo-
logiczne wyłącznie w akademii krakowskiej, lub starym
zwyczajem w paryskiej, jak przepisywały dawne statuty
zakonne." Do wydania pierwszego nakazu przyczynił się
może Cysters Jan Sczekna, który brał żywy udział w za-
łożeniu uniwersytetu krakowskiego, a następnie -w pier-
wszych latach jego istnienia działał w Krakowie jako pro-
fesor teologii. Drugie rozporządzenie wywołanem było po-
trzebą wykształcenia, którego braki zaznaczyły się w Kon-
stancyi tem, że Cystersi bardzo małą odegrali rolę na
wielkiem kościelnem zgromadzeniu; prócz tego ostrze
jego zwracało się przeciw husyckiej Pradze i niebezpie-
czeństwom husytyzmu.
Posłów polskiego uniwersytetu czekało po powrocie
do kraju znakomite wiano z ręki królewskiej; wiano to
miało w równej mierze przypaść Cystersom. W r. 1417
obiecał był mianowicie król Jagiełło jenerałowi Cystersów,
że założy dla młodzi zakonnej osobne kollegium -w Kra-
kowie na pomieszkanie. W grudniu zaś następnego roku
nadał Jagiełło uniwersytetowi swojemu, a zarazem opa-
towi mogilskiemu prawa patronatu nad kościołem św.
Anny. Z tym kościołem św. Anny złączyły się tedy na
razie losy scholarów cysterskich. Ponieważ bowiem za-
mierzone kollegium nie przyszło do skutku, przeznaczono
>) Ks. Fijalek 1. c. 15. — Mówiłem już o tern w tomie I, str.
179, tu jednak dodaję niektóre szczegóły.
z ŻTCTA SCHOLARÓW I MAOISTRÓW. 338
lymczasem na pomieszczenie Cystersów plebanię św. Anny,
gdzie odtąd przez długi lat szereg znajdowali ognisko
i przytułek. Mimo tych wszystkich nakazów i ułatwień
napływ scholarów cysterskich do Krakowa pozostał jednak
dość słabym, a dalsze pozakoronne klasztory zupełnie od
uniwersytetu krakowskiego stroniły. Tylko w r. 1420 pod
pierwszem wrażeniem upomnień i przywilejów pojawia
się zastęp liczniejszy w metryce, bo aż dziesięciu Cyster-
sów; później liczba ta spada i tylko sporadyczne nazwi-
ska stwierdzają jakiś luźny z Krakowem związek^). Mo-
giła jeszcze stosunkowo najwięcej przysyłała tu uczniów,
bo i blizkość położenia to ułatwiała i opat mogilski był
jednym z konserwatorów uniwersytetu; rozmaite więc
węzły łączyły ten klasztor z wszechnicą. — Po za tem nie
zaradziły apatyi żadne nawoływania. Jeszcze w r. 1520*)
pisał Zygmunt Stary do biskupa Erazma Ciołka, że Cy-
stersi u stolicy apostolskiej wyrobili polecenie posyłania
zakonnej młodzi do Lipska. Zygmunt użala się na to i na
powstrzymywanie miejscowych Cystersów od krakow-
skiej nauki i szkoły. Grzechy jednak opuszczenia przyczy-
niły się do tej opieszałości i oporności; bo koUegium oso-
bne dla Cystersów mimo częstszych napomnień ze strony
kapituł generalnych w latach 1469, 1486 i 1499') nie
przychodziło ciągle do skutku. — W przedostatnim dzie-
siątku stulecia zaszła tylko ta zmiana, że młodych Cyster-
sów z plebanii św. Anny, którą dotąd zajmowali, przenie-
siono do bursy Jerozolimskiej i część tej budowli prze-
znaczono na ich użytek^).
Jeżeli więc w zaraniu uniwersytetu się zdawało, że
zakon ten odegra w jego dziejach i rozwoju prze-
ważną rolę, to rachuby te zawiodły bezsprzecznie. Przyspo-
*) Por. o tem wszystkiem ks. Fijalek 1. c. str. 22 i nast.
«) Acta Tomioiana V. 321.
») Zbiór dyplomów klasztoru mogilskiego 104/106.
*) Uniwersytet to utwierdza w Conclus. Uniy. z 12 Octobris
1488.
334 KsncaA iy.
rzył on jednak wszechnicy Jagiellońskiej jednego z naj-
znakomitszych teologów wieku, Jakóba z Paradyża, i tern
nazwiskiem związał się chwalebnie z historyą krakowskiej
szkoły.
Można było przypuścić, że wybitniej jeszcze od Cy-
stersów zaznaczą się Dominikanie w dziejach rozwoju
krakowskiego uniwersytetu. Przecież zakon ten w śre-
dnich wiekach zajaśniał przed wszystkimi swoją nauką,
a pielęgnowanie wiedzy uważał za jedno z głównych za-
dań swojego istnienia; uniwersytety nawet brały cz^to-
kroó ze studyów dominikańskich wzory nauki i ludzi do
nauczania^), i łączyły się z klasztorami dominikańskimi
jakimś ściślejszym węzłem, który miai zapewnić wymiam
myśli, ludzi, modlitw i zasługi. Pierwszym nieomal aktem,
który wyszedł w r. 1221 od niedawno zs^ożonego uniwersy-
tetu paryskiego, było pismo wystosowane do zakonników św.
Dominika, świeżo osiadłych w Paryżu. Magistrowie proszą
w niem, aby mogli jako bracia mieć udział w błogosta-
wieństwach wypływających z działań zakonu, proszą dalej
o łaskę, aby im pozwolono grzebać się w jego kościele.
W r. 1383 wypłynęła z tych samych pobudek unia lub
coUigatio między uniwersytetem praskim a Dominikanami
Na podstawie układu członkowie uniwersytetu mają znów
współuczestniczyć w łaskach Bożych, na zakon spływa-
jących, a bracia zakonni mają się modlić za członków uni-
wersytetu. W zamian znów za to pozw^ala się Domini-
kanom i wzywa ich, aby się kształcili w uniwersytede
i tu starali się o stopnie*). Coś podobnego przychoda
tedy do skutku w Krakowie w r. 1450, zbratanie się Do-
minikanów z uniwersytetem, albo, jak to także nazywajir
inkorporacya zakonu "). Rektorem był naonczas Benedykt
Hesse, przeorem klasztoru śt. Trójcy Jakób z Bydgoszczy.
^) Por. Schwab, Johannes Gerson p. 6^.
") Monum. Univ. Prag. II. 276. III, 68.
*) Conclus. Qniv. z 28 Augusti 1450.
z ŻTCIA SOHOŁABÓW I MAGISTRÓW 335
Ten ostatni przeprowadził tę inkorporację, powoływając
się przy tern na przykłady Paryża i Kolonii. Miała ona
zapewnić Dominikanom, którzyby w uniwersytecie stu-
dyowali i osiągali stopnie, wszelkie prawa ztąd wypły-
wające, zapewnić im miejsce i wpływ w Jagiellońskiej
wszechnicy. Zrozumimy wobec tego pismo jenerała zakonu
Salvus'a Cassetta roku 1481 % w którym tenże uniwersy-
tetowi, »który dla zakonu naszego szczególną ma ży-
czliwośó<c zapewnia uczestnictwo we wszelkich łaskach
i błogosławieństwach Bożych, któreby przez zasługę sy-
nów Św. Dominika na ludzkość spłynęły.
A jednak mimo tych aktów uroczystych i zapewnień
miłosnych związek uniwersytetu krakowskiego z Domini-
kanami pozostał zawsze dosyć luźnym. Pierwsi bracia za-
konni pojawiają się u nas w metryce w r. 1407; potem
od połowy piętnastego wieku następuje większe zbliżenie;
bracia dominikańscy kształcą się i biorą odtąd częściej teo-
logiczne stopnie w naszym uniwersytecie. Wogóle jednak
]»frekwentacya dominikańska w akademii krakowskiej
jest w porównaniu nawet z franciszkańską niezmiernie
mała')<c. Między profesorami teologii rzadko bardzo wy-
stępują Dominikanie. Jednym z nielicznych w piętnastem
stuleciu jest Jakób Godziemba z Bydgoszczy, prowincyał
zakonu w Polsce, ten sam, który, jako przeor klasztoru
krakowskiego, przeprowadził ową unię z uniwersytetem
i zmarł w roku 1478. Następcą jego został Wojciech
z Siecina, którego Długosz zwie profesorem teologii i słu-
sznie «): bo według konkluzyi uniwersytetu z r. 1474 wy-
stępował wtedy na obradach »frater Albertus conventu8 s.
Trinitatis s. theol. professor«.
Wogóle więc powiedzieć można, że napływ zakonów
do uniwersytetu i wpływ na tegoż rozwój i losy nie był
») Cod. uniy. Crac. III, 88.
*) Ks. dr. FijaZek fStudya do dziejów uniwersytetu krak.€ 116.
•) Lib. Benef. III, 452.
1
336 KSIICGA lY.
bardzo znacznym. Wątpić jednak nie można, że uniwer-
sytet w pewnej mierze się przyczynił do polonizacyi kra-
jowych klasztorów, do wyparcia cudzoziemskiego ducha
z przystani, w których obce żywioły dotąd przeważnie
panowały.
Zakonnicy cudzoziemcy ginęli na uniwersytecie
w wielkiej liczbie obcych scholarów, którzy przez cały
wiek piętnasty garnęli się gromadnie do Krakowa. Poja-
wiali się tu przybysze z odległego Zachodu i z Północy.
Morawy nie tylko do Pragi, lecz i do Krakowa słały li-
cznych scholarów. Silnego kontyngensu Niemców^ dostar-
czały szczególnie Śląsk i Prusy. Śląsk, który Polska osta-
tecznie utraciła za Kazimierza Wielkiego, był krajem
tylko w połowie niemieckim, a pozostał przez cały wiek
piętnasty w promieniu polskiej cywilizacyi; kraje zakonu
też z Krakowa czerpały światło i wiedzę. Próby założenia
własnych uniwersytetów w Chełmnie, a później w Wro-
cławiu spełzły, jak wiadomo, na niczem.
Śląsk słał więc do Krakowa masę uczniów i zasilił
uniwersytet znaczną liczbą uczących magistrów. Miasta
jak Kluczborg, Racibórz, Brzeg, Wrocław, Nissa, Głogów
znaczą się co chwila w spisach uczniów i mistrzów; w lecie
r. 1464 n. p. zapisuje się 117 scholarów na uniwersytety
a z nich 31 pochodzi z Wrocławia lub dyecezyi wrocław-
skiej. Czasem błyśnie w metryce nazwisko jakiego Piasta
śląskiego. W roku 1447 intytuluje się książę Przemko
opawski, w r. 1464 jego potomek, tego samego imienia *).
Prusacy szli tłumnie do Lipska i Krakowa. Wyra-
chowano, że w latach 1400 do 1524 zapisało się w me*
tryce krakowskiej 962 scholarów z Prus pochodzących,
^) Ten pierwszy umarł jako kanonik wrocławski w r. 14:78^
drugi na tej samej godności w r. 1493. Por. Grotefend, Stammtafełn
der sohles. Fiirsten Tab. XI. Pierwsze dwa lata uczył się artes
w Krakowie, poczem zamierzył na innych uniwersytetach aplikować
się do kanonów, a uniwersytet wystawił mu ciekawe świadectwo
pilności i list polecający. Por. Lewicki, Cod. epistolaris III, 39.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I BCAGISTRÓW 337
Z których 190-ciu osiągnęło stopień akademicki w fakul-
tecie artystów. Na katedrach uniwersyteckich odegrali
jednak oni w Krakowie rolę daleko mniejszą od Śląza-
ków^), znikającą wśród licznego pocztu magistrów.
Ważnym i przeważnym żywiołem w Krakowie byli
dalej Węgrzy. Kraj ten przecież mimo prób w tym kie-
runku przedsiębranych w końcu czternastego wieku, nie
miat prawie przez cały ciąg następnego stulecia własnego
uniwersytetu, a sąsiedztwo Polski i blizkość Krakowa
musiało z natury rzeczy popchnąć w tę stronę żywioły,
pragnące wykształcenia i wiedzy. Stosunki polityczne prócz
tego wpływały na zacieśnienie węzłów między Węgrami
i Polską. Ziemia spiska, zastawiona w r. 1412 Jagielle,
znajdowała się w następnych czasach w zależności od
Polski'), a w ciągu wieku sięgnęli dwa razy Jagiellonowie
po koronę św. Szczepana ze skutkiem. To wszystko tłó-
maczy wymownie znaczenie cywilizacyjne Krakowa dla
sąsiednich Węgier. Główną arteryę stosunków polsko-
węgierskich przedstawiała wtedy linia Sącz-Peszt, a na tej
linii leżały takie miasta, jak Bardyjów, Preszów (Eperies)
i Koszyce, które razem z Lewoczą stanowiły »quattuor
civitates Hungariae superioris principalesa. Tą drogą, kie-
rując się w dalszym ciągu na Erlau (Agria) szły w pię-
tnastym wieku główne pochody polskie'). Szczególnie
miasta Spiżu i północnych Węgier nasyłały licznych scho-
larów do Krakowa; ale prąd ten nie ograniczał się by-
najmniej do tej granicznej strefy. Pojawiali się więc
w Krakowie liczni studenci ze środkowych Węgier, z De-
breczinu i Waradynu; południe przysyłało ich z Pięcio-
kościołów, Kalocsa, Temeswaru, wielu ze Szegedinu; od
czasu do czasu zabłąkał się scholar aż z południowego
krańca, ze Salankemen, jak n. p. w latach 1467 i 1468.
») Perlbach, Pnissia scholastica (1895) X, i XXVII.
*) Por. Maur. Dzieduszycki. Przewodnik naukowy (Lwów) 187ft
8tr. 704 i nast.; 945.
•) Por. Papśe. Archiwum komisyi hist. VIII (1898) str. 438.
Hiit. Unlw. T. n. 22
338 KSIĘGA IV.
Wielu prócz tego Siedmiogród zian, pochodzących z Kolos-
varu i Tordy szukało nauki w Krakowie. Wpływ więc
szkoły Jagiellońskiej obejmował całą ziemię dzisiejszej
węgierskiej korony. Napływ ten zaznacza się zaraz
w pierwszych latach po 1400; z początku jednak liczby
są mniej pokaźne i frekwencya węgierska nie dorównywa
frekwencyi Ślązaków. Około połowy wieku podnosi się
ona jednak znakomicie; w roku 1444 wielu już Węgrów,
a jeszcze więcej w roku 1446 zapisuje się do metrykL
W dziesięcioleciu 1431 — 1440 wpisano ich w Krakowie
61 i j. 5-4o/o ogólnej liczby. W latach 1441—1450 jest ich
91, i stanowią wtedy 5'87o całej frekwencyi; w następnem
dziesięcioleciu 1451 — 1460 liczba wzrasta do 122, czyli do
6-60/^; w latach 1461— 1470 jest znów w Krakowie 208 Wę-
grów na nauce, co wynosi 10-2«^ ogólnego wpisu- W na-
stępnych wreszcie dwóch dziesiątkach wieku znajdujemy
ich 185 i 209 "). Liczby to bardzo pokaźne. W r. 1493 na
ogólną cyfrę 382 scholarów jest 83 Węgrów, 113 innych
scholarów niepolskich. Cyfry więc same wymownie
świadczą o szerokim i dalekonośnym wpływie Jagielloń-
skiej wszechnicy. Węgrzy ci odznaczali się nie tylko po-
kaźnemi liczbami przy wpisach, ale i zabiegli wością w na-
uce. W spisach bowiem młodzieży osiągającej stopnie
uderzają liczne ich nazwiska, koło roku 1468 przeważają
one stanowczo. A i później znajdujemy niekiedy podobne
objawy. I tak w egzaminie na bakałarzy w lecie r. 1491
osięgło stopnie bakałarza, dwóch Polaków, jeden Niemiec,
a wobec tego siedmiu Węgrów. Fakt, że wśród graduowa-
nych niestosunkowo licznie pojawiają się obce nazwiska,
tem się tłómaczy, że scholarze z dalszych stron przyby-
wający byli przebranym elementem, że w dalekie strony
wysyłano przeważnie takich, którzy poważne mieli za-
miary i po których poważnej spodziewano się pracy.
*) Tę statystykę przeprowadził prof. Birkenmajer w dziełku
Marcin Bylica, str. 132.
z ŻTCIA SCHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 339
Kto wie, czy ci liczni wychowankowie krakowskiej
wszechnicy nie zaważyli nieco na korzyść Polski wśród
licznych walk o owładnięcie korony św. Szczepana w pię-
tnastym stuleciu? Napływ ich znaczny do Krakowa wy-
^wołał nawet z biegiem czasu potrzebę osobnej instytucyi,
która przybyszów z za Karpat miała skupiać pod jednym
dachem, a wzmocnić i upewnić tem ich stanowisko wśród
obcego otoczenia.
^»-t-
9f»
IL
Mieszkania scholarów i bursy.
System hospicyalny i koUegialny. — KoUegia w Krakowie i ich
przeznaczenie. — Borsy: bursa ubogich czyli Isnera, Jeruzalem, ka-
nonistów. — Zai^ugi Długosza około uposażenia burs. — Pomniejsze
bursy: filozofów, medyków, divitum. — Bursa węgierska i jej dzieje.
— Bursa niemiecka, założona przez Jana z Głogowa. — Pod koniec
wieku uniwersytet zmusza do mieszkania w bursach. — Studenci
w kollegiach i szk<^ach parafialnych. — Organizacya burs.
Naprowadza nas to na ogólną sprawę mieszkań kra-
kowskich scholarów^). Z chwilą założenia jakiegokolwiek
uniwersytetu trzeba było równocześnie pomyśleć o mie-
szkaniach i przytułku dla scholarów, obmyśleć jakieś środki^
któreby zapewniały młodzi schronienie, a nawet opiekę.
Kazimierz Wielki w dokumencie erekcyjnym wspomnii^
dlatego o gospodach, »hospitia« dla magistrów i uczniów;
opłatę i jej wysokość mieli określać dwaj obywatele kra-
kowscy wespół z dwoma studentami*). Pojawia się więc
tu wyraz ))hospitia«, znamienny dla wszystkich uniwer-
sytetów przeważnie do czternastego wieku, szczególnie zaś
dla uniwersytetów włoskich. Według tego systemu hospi-
^) Por. Muczkowski, Mieszkania i postępowania uczniów kra-
kowskich (184:2) i Karbowiak, Mieszkania żaków krakowskich.^
Lwów 1887.
*) Cod. univ. I, 2.
z ŻTOA SCHOLARÓW I MAOIBTBÓW S41
cyalnego wolno było studentowi najmować sobie gospodę
»camera«, czy to dla siebie samego, czy to na mieszkanie
wspólne z innymi kolegami. System ten nie dawał młodzi
napływającej na uniwersytety dostatecznego oparcia ani
opieki; to też zapanował on i utrwalił się w szkołach
włoskich, jak Padwa i Bolonia, gdzie główny nacisk spo-
czywał na nauce prawa, a starsi już tych nauk adepci
mogli bez ścisłej opieki radzić o sobie i swych zajęciach.
Uniwersytety włoskie zachowały wskutek tego bardziej
świecką organ izacyę.
Tymczasem wobec tego systemu powstał w Paryżu
inny, t zw. kollegialny, który z biegiem czasu przetwo-
rzył uniwersytet w zbiorowisko rozmaitych domów ma-
gistrów i uczniów; w mieszkaniach tych związano się
wspólną organizacyą, którą zapewniono oparcie i opiekę
dla młodzi. Uniwersytet, który tak znakomicie uprawiał
teologię, wycisnął też na całym swym ustroju duchowne
jakieś piętno. Stworzono więc szereg koUegiów z kla-
sztornym porządkiem, a z Paryża ustrój ten i nastrój po-
woli się rozszerzył na wszystkie uniwersytety Wschodu
i Północy^).
Kiedy Władysław JagieSo zakładał swój uniwer-
sytet, przeznaczył on zarazem kollegium dla mistrzów
artystycznych i teologów w domu przy ulicy św. Anny.
System paryski znalazł tu więc od razu oddźwięk i na-
śladownictwo. A za tem pierwszem kollegium poszły nie-
bawem inne, prawnicze w r. 1403, mniejsze w r. 1449.
System kollegialny przeniesiono więc od razu na Wschód,
jako coś gotowego. A jednak mimo naśladowania, wscho-
dnie te koUegia różniły się znacznie od koUegiów pary-
skich; te bowiem były w pierwszym rzędzie przeznaczone
dla ubogich scholarów, a w drugim dopiero rzędzie dla
magistrów. KoUegia tymczasem wschodnie zawierały mie-
>) K&mmel, Die Universit£Lten d. Mittelalters (Schmid, Oeschidite
der Ersiehung U), p. 610.
342 KSIĘGA IV.
szkania dla magistrów i lektorya, rzadko tylko i w dro-
bnej mierze dawały przytułek scholarom. Władysław Ja-
giełło przeznacza dom w ulicy św. Anny »na mieszkanie
magistrów i na codzienne wspólne miejsce scholarów^,
którzy tam wykładów i dysput słuchać będą. Ostatecznie
więc założenie kollegiów w Krakowie w niczem nie za-
łatwiało sprawy trudnej rozmieszczenia scholarów i pe-
wnej nad nimi opieki.
Zapewne że i twórca uniwersytetu i ci, co jego myśl
przeprowadzali, byliby chętnie nie tylko mistrzów, lecz
i studentów ujęli w pewne karby i pęta klasztornego po-
rządkiL Na razie jednak uskutecznić się to nie dało; bo
uniwersytet nie posiadał ani domów, ani fundacyl, któ-
reby dostarczyły miejsca i przytułku dla licznych zastępów
młodzieży. Dla urzeczywistnienia tych zamiarów czekać
więc należało ofiar ze strony społeczeństwa i dalszego
rozwoju instytucyi. Tymczasem zaś mieszkali w Krakowie
scholarze nadal po hospicyach, umieszczali się w prywa-
tnych domach, czasem u jakiego magistra, który ciągnął
stąd zyski, czasem wreszcie przy jakiej szkole parafialnej.
A uniwersytet musiał się starać, aby jakikolwiek do-
zór, lub choćby cień dozoru nad tą rozproszoną mło-
dzią wykonywać. Z biegiem czasu dopiero zadanie to stało
się łatwiejszem, skoro pojawiły się fundacye. które usu-
wały zwolna niedostatki, skupiając i wiążąc w jakąś or-
ganizacyę to, co było luźnem i do rozluźnienia prowadzić
mogło. Zakładano mianowicie domy, w których scholarze
za opłatą, zwaną bursa, znajdowali przytułek, a zarazem
nadzór ze strony magistra lub bakałarza, mianowanego
seniorem takiego zakładu. Od opłaty, którą jednak ubogim
opuszczano, domy takie nazwano bursami.
Kraków w piętnastym wieku doczekał się całego
szeregu takich instytucyi, mnożących się w jego murach.
Wspaniałomyślność i ofiarność pojedynczych osobistości
wywołały ich istnienie i byt zapewniły; nazwiska tych
dobrodziejów zasługują na osobne wspomnienie. Wyszcze-
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 343
gólnił się zaś w tych usiłowaniach około ubezpieczenia
bytu i nauki ubogich, około wprowadzenia ładu w uni-
wersytecie wielki historyk narodu, Jan Długosz. Z jego
nazwiskiem łączy się zarówno kilka fundacyi, jak i ule-
pszenia zaprowadzone wśród dawniejszych.
Najstarszą z krakowskich jest bursa Isnera, zało-
żona w roku 1409 i następnym. Jan Isneri, profesor teo-
logii, nabył w tym celu w r. 1409 dom kamienny przy
ulicy Wiślnej i w ostatniej swej woli z r. 1410 przezna-
czył go na następujące cele: »ma on służyć do użytku
ubogich magistrów, bakałarzy, studentów a przedewszy-
stkiem ma się tu przyjmować, jeżeli się znajdą, Li-
twinów i Rusinów zdolnych do teologicznego studyum
lub studyum artium...; tył domu będzie schroniskiem dla
ubogich, na froncie zaś mają mieszkać bogatsi, którzy
będą opłacać czynsz dla wspomnianej ubogiej młodzieży*.
Nie wiemy, czy we wszystkiem uszanowano wolę testa-
tora. To pewnem, że ta bursa niebawem weszła w życie,
że dom narożny przy ulicy Wiślnej i dzisiejszej Gołębiej^)
dawał wcześnie przytułek scholarom, a w myśl fundatora
przyjmował Litwinów. Studenci ze Wschodu wystę-
pują bowiem dosyć często w jego murach, jak kniaź
Andrzej Świrski*), lub »nobilesa Janusz i Stanisław z Li-
twy*). A prócz scholarów niekiedy i magistrzy znajdują
tu pomieszczenie, jeśli miejsce na to pozwala*). Zawsze
zaś mieszkał tu mniejszy kollegiat, który był seniorem
bursy ubogich i miał obowiązek nią zarządzać, wykła-
dając przytem w kollegium*). W późniejszych czasach,
w r. 1461 doznała ta bursa pewnego rozszerzenia. Kupił
mianowicie wtedy Jan Długosz w ulicy Wiślnej dom są-
siedni, obydwa domy połączył i wyrestaurował i w tym
') Dziś własność banku austro-węgierskiego.
•) Por. Acta rect. 1216, 1729. 2190, 2191, 2208, 2229.
') Cf. Pawiński, Liber Quitantiarum Regis Casimiri (1897) p. 174
*; Acta rect. 1785.
*) Conclus. Univ. p. r. 1601.
344 KsmoA IV.
zwiększonym rozmiarze oddał na użytek scholarów ^). To
był pierwszy jego czyn wspaniałomyślny na korzyść uni-
wersytetu podjęty.
Przedtem już jednak działał on w interesach i sprar
wach uniwersytetu jako pośrednik między wielkim, swym
opiekunem, kardynałem Zbigniewem, a wszechnicą i jako
egzekutor ostatniej woli znakomitego księcia Kośdota.
Krótko przed śmiercią w r. 1453 kupił był bowiem Zbi-
gniew plac i dom przy ulicy Garncarskiej, teraz Gołębiej,
na miejscu, gdzie dziś się wznosi część Collegium noTum
od strony ulicy Gołębiej i Jagiellońskiej. Miejsce to nazy-
wało się Jeruzalem. Zbigniew postanowił tutaj zgotować
wielkie mieszkanie dla znaczniejszej liczby scholarów.
Zastał na niem już jednak jakieś budowle; pismo kon-
sulów krakowskich z r. 1460 mówi o dwóch domach na-
rożnych przez Zbigniewa nabytych'). Zbigniew więe
przebudował te domy i rozbudował, wydając na to w r. 1463
około tysiąca grzywien, później zaś przeznaczył w r. 1464
dalszy tysiąc na dokończenie dzieła, a rezultatem tych
nakładów był pokaźny dosyć gmach ceglany, który za-
chował i nadal cechę dwoistości. Według testamentu
Zbigniewa, z r. 1454 ^) miał on zawierać aż 50 izb i dawać
Btu uczniom schronienie. Czynsz doroczny miał jego
istnienie zabezpieczać; a biblioteka przez kardynała prze-
kazana zapewniać scholarom pokarm duchowy. W rok po
śmierci Zbigniewa (1456), za staraniem egzekutora jego
ostatniej woli Jana Długosza bursa ta została otwartą
^Collegium Jerusalem inter ceteras bursas insigne
*) Cod. univ. Grac. II. 203 i Liber. Benef. I, 615. W vita Dlu-
gossii (Opera I, VI) powiedziano: Ampliavit coUegiumi qaod paupenun
nunoupatur; nam veteri aedifioio instaarato, to tam partem, quae in
postico est, demptis roinis et oasulis ąuibusdam semiratis et obsoletis
statim ex integro aedificavit. Według rysunków w zbiorach p. pre-
2ydenta Friedleina był to doży gmach z pięknemi odrzwiami i oka-
załą attyką.
•) Cod. univ. n, 197. ») Cod. univ. II. 166.
z ŻTdA SCHOŁABÓW 1 MAGISTRÓW. 345
«t in aliis partibus famatiu8^)a. Kiedy następnie, może
w r. 1462 ogień zniszczył tę bursę, Długosz wyrestaurowai
ją wspaniale •). Senior wybierany z łona uniwersytetu
zarządzał nią podobnie, jak się to działo w bursie ubo-
gich. »Prawo wstępu miało przysługiwać wszystkim bez
względu na pochodzenie, stan i narodowość. Stało się
tedy, że w bursie w Jeruzalem mieszkali obok scholarów
niegraduowanych bakałarze i magistrzy, obok księży świe-
<$kich alumni rozmaitych zakonów, obok Polaków scho-
larze z Niemiec, Węgier i innych krajów ')«. W statutach,
wydanych w r. 1456 *), zastrzeżono, aby konsyliarzy domu
Tirybierano z rozmaitych narodowości — passim ex natio-
nibus pro tunc in domo exi8tentibus. Ponieważ zaś bursa
tak liczna odznaczała się pewną burzliwością i częstemi
zamieszkami mąciła spokój uniwersytetu, ponawiały się
odtąd coraz nowe statuty i tychże obostrzenia, mianowicie
w łatach 1495 i 1498 za rektoratów Macieja z Szydłowa
i Jana z Wysokiej. Pod względem naukowym stała ona
otworem dla scholarów rozmaitych wydziałów, zarówno
dla artystów, jak dla prawników i teologów.
Ciaśniejszy tymczasem zakres i przeznaczenie miała
inna bursa, założona wyłącznie dla młodych prawników.
Pierwsza fiindacya o takim celu nastąpiła około połowy
piętnastego wieku; w r. 1451 spotykamy się już z wzmianką
o bursie jurystów^). Znajdowała się ona na ulicy Ka-
nonnej po lewej ręce idąc od zamku^) i zwała się także
bursa pisarum, czyli Grochową, a wyszła z daru kapituły
krakowskiej, która z przyzwoleniem kardynała Zbigniewa
^) Oonclus. univ. a. 1495.
*) Vita Dlugossii, Opera Vol. I, p. VI.
■) Karbowiak, Ustawy bursy krakowskiej Jeruzalem (1888)
str. 10.
*) L. o. p. 14. 26.
•) W Acta officialia Grac. I. (1461, 8 Junii).
*) Dziś dom pod liczbą 3.
346 KSIl^A lY.
dom swój na użytek scholarów kanonistów odstąpiła uni-
wersytetowi. Dom ten był jednak mocno podrujnowany.
Dlatego już w r. 1454 uchwalono w uniwersytecie, aby go
restaurować ^), bo prawie się już nie nadawał do zamie-
szkania. Fundacya była prócz tego o tyle nieodpowie-
dnią, że ciasny budynek niewielu tylko mógł pomieścić
scholarów *).
W r. 1469 jednak nastąpiły zamiany i przemiany,
które utorowały drogę do usunięcia tych niedostatków,
a główną w tym postępie zasługę miał znowu historyk
Jan Długosz. Wtedy mianowicie on i młodszy Jan Dłu-
gosz, kanonicy krakowscy, przeprowadzili układ ze żydami,
który ostatecznie usunął ten żywioł z najbliższego są-
siedztwa uniwersytetu. Za koliegium artystów mieli oni
jeszcze naówczas w pierwotnej swojej dzielnicy stare dwie
synagogi, szpitale i cmentarze dla swojej gminy. Długoszo-
wie weszli więc z nimi w układy i skłonili ich do odstąpienia
tych budowli i gruntów w zamian za dom i miejsce przy
ulicy Spiglarskiej obok kościoła św. Szczepana '). Według
biografii Długosza*) przeznaczył on miejsce w ten
sposób pozyskane na koliegium Cystersów, które im już
przez Jagiełłę obiecanem zostało, ale dotąd nie było
otwartem, a nawet i teraz w życie nie weszło. W lutym
r. 1469 prowadziły się tymczasem już układy między uni-
wersytetem a kapitułą krakowską. Uniwersytet zwrócił
mianowicie kapitule dawną darowiznę, ową bursę gro-
chową na ulicy Kanonnej, a w zamian za to otrzymał
ów plac świeżo od żydów przez Długosza nabyty ^). Równo-
cześnie przemyśliwał Długosz o nowej fundacyi dla ubo-
giej młodzi, oddającej się studyom kanonistycznym. Kupił
on wtedy dom murowany na ulicy Grodzkiej, w blizkości
*) Conclus. univ.
») Cod. univ. Grac. II, 264.
») Cod. univ. Crac. II, 262.
*) Opera I, XV.
*) Cod. univ. Crac. II, 263.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 347
ŚW. Andrzeja, dom zwany Warchołowska naprzeciw kol-
legium jurystów ^) i już w roku 1471, jak świadczy ta-
blica dziś wmurowana w stronę skrzydła wschodniego
biblioteki Jagiellońskiej, erygował w nim bursę ubogich
kanonistów. W tymże samym celu odbudował go zu-
pełnie i odstąpił na własność uniwersytetu; ponieważ
w r. 1483 budowla nie była jeszcze zupełnie skończoną,
postanowił uniwersytet po śmierci fundatora choćby na
własny koszt dzieła dokonać*). Fundacya weszła już je-
dnak przedtem w życie, jeszcze przed zgonem Długosza;
mamy bowiem wzmiankę o scholarach, w niej pomie-
szczonych w r. 1479. Statuta jej wypracowano w r. 1485
za rektoratu Macieja z Kościana'*). Według nich seniorem
miał być doktor dekretów, lub licencyat albo bakałarz ka-
nonów, wybrany przez uniwersytet Testament Jakóba
z Szadka opatrzył ten seniorat altaryą św. Jana antę por-
tam Latinam w kościele katedralnym z siedemnastu grzy-
wnami dochodu i określił jego obowiązki: czwarta księga
dekretałów miała być przedmiotem jego wykładów *).
Najznakomitsza to więc fundacya Jana Długosza,
tyle zasłużonego około rozwoju krakowskiego uniwersy-
tetu, owa bursa Longinus'a, jak biografia Długosza się
wyraża, największa podpora wydziału prawników — ca-
nonicae facultatis maximum robur. To też nie dziwimy się,
że na pogrzeb wielkiego historyka w r. 1480 prócz pocztu
książąt i tiumów ludu wyległ uniwersytet, jak świadek
współczesny opowiada, aby uczcić męża, który piórem
i czynem rzucił tyle myśli i tyle zasiewów pod rozwoje
przyszłych wieków^).
') Ibid. m, 38.
•) Couclus univ. 1483.
■) Por. Wiszniewski, Hist. lit. IV, 381.
*) Por, rozporządzenie z r. 1491 w Cod. univ. Grac. III, 174.
•) Długosz, Opera I, XVI. Zburzonj m został ten dom w r. 1836;
front jego ozdobiony rzeźbą i podwórze było dosyć okazałem, jak
widać ze starych rysunków w zbiorach prezydenta Friedleina.
348 K8IĘOA IV.
Prócz tych burs wspomnianych, które były wieikiemi
instytucyami, dającemi przytułek licznym scholarzom, sły-
szymy o pomniejszych, które pośledniejsze zajmowały sta-
nowiska i nie miały tak pewnych warunków trwałoicL
Mamy mianowicie świadectwa o bursach przeznaczonych
dla uczniów wydziałów innych na modłę bursy jury-
stów, która dla kanonistów stała otworem. I tak liczne
dosyć wzmianki odnoszą się do bursy filozofów, znaj-
dującej się przy ulicy Gołębiej obok bursy Jeruzalem.
Wiekiem pono sięgała ona początków uniwersytetu; zna-
czeniem jednak ustępowała innym bursom. Seniorami jej
bywali magistrzy, ale niekiedy nawet bakałarze artystów ^).
W r. 1494 wspomnianym jest student mieszkający w »do-
mu medyków <c, a w tym samym roku znajdujemy
wzmiankę o seniorze bursy medyków*). Gdzie się ona
znajdowała, nie powiedziano; prawdopodobnem jest, ie
stare kollegium medyków na ulicy Grodzkiej, choć było zruj-
nowanem i nieodpowiedniem dla profesorów i wykładów,
wystarczało jeszcze dla scholarów, którzy tu szukali schrch
nienia. Mało także występuje w życiu uniwersytetu bursa
di vi tum czyli bogatych. Wspomnienie o niej pierwsze
znajdujemy pod r. 1447*), choć zapewne przedtem już
istniała. Przytykała ona do ulicy Gołębiej, w blizkośei
bursy filozofów, z której rzucano kamieniami do
jej okien*). W roku 1476 przeniesiono następnie do
domu, który ta bursa bogatych zajmowała, kollegium
mniejsze, a wzmianki o niej kończą się z pomienioną datą^
Zdaje się więc, że nie miała stałych funduszów, któreby
byt jej na zawsze zapewnić mogły.
*) N. p. w. r. 1478. Acta Rect. n. 717: Walenty de Grilnberg.
«) Acta Rect. n. 1671 i 1724
') Cod. Jag. n. 1859: Explicit nova Gompilacio Algorismi a. d.
1447 in bursa divitum.
«) Acta Rect 314.
*) Por. Codex umv. Grac. III, 46. Mucskowski, Mieszkania
etc. p. 37.
z ŻYCIA 8GHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 349
Do tego rodzaju burs, nie mających stałego wyposa-
żenia, należały wreszcie dwie inne bursy, które prócz tego
tern się wyszczególniają, że w pierwszym rzędzie były
przeznaczone dla obcych scholarów, w Krakowie zosta-
jących na studyach. Mamy na myśli bursę węgierską
i niemiecką, które na przełomie piętnastego i szesnastego
wieku wielką w uniwersytecie odegrały rolę.
Mówiliśmy już kilkakrotnie o Węgrach w Krakowie
i o wielkim wzroście tego żywiołu wśród uniwersytetu,
znaczącym się w połowie wieku. W tym też czasie poja-
wiła się pierwsza myśl, aby im zapewnić stały i jednolity
przytułek. Jakiś szlachcic, nazwiskiem Mikołaj Belonka czy
Bielonka sporządził wtedy testament, mocą którego w ko-
ściele Św. Anny miał powstać ołtarz św. Mikołaja, a za-
razem nowa kollegiatura w Collegium minus. Altarysta
przedstawiony przez Collegium maius władzy kościelnej
miał wykładać w Collegium minus, a opatrzenie pobierać
z domu darowanego przez Belonkę, leżącego naprzeciw
(ex opposito) mniejszego kollegium. Dom ten miał on jako
bursę wydzierżawiać Węgrom, a gdyby tych niedostawało,
Niemcom. Węgrzy i Niemcy są więc połączeni w tej
pierwszej fundacyi lub w zamyśle fundacyi, a przekonamy
się później, że te dwa obce żywioły w Krakowie często-
kroć się jednoczyły. W r. 1457 zatwierdził to rozporzą-
dzenie Mikołaj z Kalisza, yicarius in spiritualibus, po
śmierci fundatora Belonki ^). Fundacya jednak albo zupełnie
w życie nie weszła, albo po przemijającej próbie zwichnięta
została. Bo w konkluzyach uniwersytetu z r. 1501 czytamy,
jak zebranie profesorów naradza się nad domem Belonki,.
który zajęła Pani Tęczyńska, wdowa po Mikołaju; zapada
wtedy uchwała, aby dom ten wydobyć z rąk tej niewiasty
i aby w nim i na nim fundować koUegiaturę mniejszą
według dokumentów i przywilejów w tym celu wydanych.
Nie słyszymy znów jednak, aby ta uchwała jakiekol-
*) Cod. univ. Crac. H, 186 i nast.
350 Ksn^A lY.
wiek pociągnęła za sobą skutki; kollegiata Belonki nie
znajdujemy i nadal wśród członków mniejszego kolIegiunL
Jakieś przeto nieznane trudności musiały i teraz uda-
remnić zamiar fundatora.
Tymczasem w r. 1464 nabył uniwersytet od Spy&a
i Jana z Melsztyna dom rozległy na ulicy Brackiej*). Uni-
wersytet zapłacił na razie przy zakupnie 900 florenów
węgierskich. W akcie pośredniczył Długosz, który we-
dług starej biografii »namówił Jana z Melsztyna, aby dom
ten na użytek studentów przekazał *)«. Jaki był pierwotny
zamysł uniwersytetu przy tym układzie, w jakim celu prze-
prowadzono ten interes, dziś nam nie jest wiadomem.
Pierwsze zaś użycie nowego gmachu na Brackiej
ulicy tylko pośrednio wyszło na korzyść scholarów.
W lutym r. 1464 zawarto kontrakt, a w kwietniu tegoż
roku występuje ten dom w Conclusiones już jako Colle-
gium Novum; mają tu mianowicie odbywać się niektóre
wykłady prawa i medycyny, a przedewszystkiem lekcye
artystów, którzy po pożarze Collegium mniejszego nie
znajdowali pomieszczenia odpowiedniego ; prócz tego
w domu tym miano urządzać niektóre akty uniwersytetu,
jak n. p. dysputacye. Potrwał taki stan aż do roku 1476,
w którym bursę divitum przeznaczono i oddano na mie-
szkanie i użytek mniejszych kollegiatów.
Później zaś ten dom na Brackiej stał się ogniskiem
Węgrów. Mówiliśmy, że już około roku 1462 powstała
myśl założenia bursy dla tych scholarów i że w r. 1467
zatwierdzoną ona została. Otóż w r. 1470 spotykamy się
już ze stanowczą wzmianką o bursie węgierskiej^).
Gdzie ona w początkach się znajdowała, czy w onym
domu Belonki ^naprzeciw kollegium mniejszegoa, tego
określić nie można. Kiedy jednak w roku 1476 stwo-
^) Dziś dom p. Stan. Żeleńskiego.
*) Por. Vita Dlugossii w Opera I, VII i XV.
*) Acta Rectoralia n. 162.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 351
rzono nowe koUegium mniejsze, wtedy bursę tę, jak się
zdaje, przeniesiono na stałe do opróżnionego domu Mel-
sztyńskich na ulicy Brackiej. Już bowiem pod r. 1476 to
zaznaczono^), a w roku 1482 bursa ta nazwaną jest wy-
raźnie Collegium dominorum de Melsztyn *). Na tem więc
miejscu rozwinęła się ona na dobre i stalą się jedną z prze-
ważnych instytucyi całego uniwersytetu, w którym na-
pływ Węgrów tak znaczne wykazywał cyfry. Czterdziestu
scholarów mogło w niej znaleśó pomieszczenie*); rzadko
korzystali z tego schroniska Polacy, częstą za to wśród
mieszkańców była przymieszka niemiecka. Przecież w roku
1483 brał ją nawet jeden z mistrzów w arendę dla swych
niemieckich scholarów — pro Almannis studentibus suis.
Słyszymy dalej, że np. w roku 1513 był jej seniorem znany
nam Wacław z Hirschberga, tutaj wreszcie znalazł
jv r. 1526 przytułek niemiecki poeta Johannes Hadus. Se-
niora wybierali mieszkańcy z pośród siebie *). Miał on nie-
wątpliwie trudne zadanie z powodu żywego temperamentu
^węgierskiego i licznych tarć i starć bursarzy z innymi
scholarami, podsycanemi pewnym antagonizmem ple-
miennym.
Dom bursy należał do uniwersytetu, który go pu-
szczał przedsiębiorcom w arendę, aby ci finansową stronę
interesu prowadzili i należytości z mieszkańców ściągali.
Wypłacali ci dzierżawcy za to pewną sumę uniwersyte-
towi*). W r. 1483 podjął się tej arendy Jan z Głogowa,
który i w następnych latach układ taki ponawiał, a w r.
1488 Jan de Sonfmerfeld •). W końcu piętnastego stulecia,
jak już wspominaliśmy, bursa ta stała się ogniskiem hu-
*) Maczkowski, Mieszkania etc. str. 26.
•) Acta Rect. n. 879.
T Conclus. univ. a. 1491.
*) Acta Rect. n. 2078.
*) Podobnie w r. 1529 zostaje puszczoną w arendę bursa Lon-
ginusa. Wyraźnie było to zwyczajem ówczesnym. Acta Rect. n. 2970.
«) Conclus. uniw. 1483 i 1488.
358 KBnąs^A IV.
manizmu i przystanią humanistów. Niejeden wykład, który
gdzieindziej nie byłby mógł znaleźć audytoryum, tutaj się
odbywał, żeby tylko nazwać Celtesa i wyżej wspomniane
zapowiedzi jego prelekcyi.
Z początkiem jednak szesnastego wieku świetność
jej powoli zaczęła przygasać. Wprawdzie Zygmunt Stary
okazywał jej i jej mieszkańcom szczególną życzliwość, dając
im n. p. w roku 1510 prawo pobierania za darmo kilku
banków soli ^) z Wieliczki. Później jednak, kiedy liczba
Węgrów topnieć zaczęta, przyszło między bursą a uni-
wersytetem do poważnych nieporozumień. W roku 153&
uskarżał się już uniwersytet, że czynsz z domu tego mało
przynosi, bo liczba Węgrów jest nieznaczną; gniewana
się, że Węgrzy dom ten za swoją własność uważają, choć
on kupionym został przez uniwersytet; wspomniano jui
wtedy, że należałoby Węgrów stąd wydalić*). W roku
też 1541 została dlatego bursa ta rzeczywiście zamkniętą');
następnie w roku 1557 pozwolono Węgrom mieszkać
w bursie dawniejszej germańskiej, zwanej bursa noya,
ale i to postanowienie nie ostało się długo, bo w roku
1558 ostatecznie rozwiązała się dotychczasowa organizacya
Węgrów — desiit communitas haec Hungarorum *). Nie
było wówczas już żywiołów dosyć licznych dla wytwa-
rzania osobnej korporacyi.
Z bursą niemiecką, pokrewną co do przezna-
czenia wiąże się nazwisko Jana z Głogowa. Mówiliśmy
już, że dla swych studentów niemieckich wynajął on w r.
1483 dom Melsztyńskich. To było jednak tylko półśrod-
kiem. Jan z Głogowa przemyśliwał w dalszym ciągu o le-
pszem i bardziej stałem pomieszczeniu. Otóż w r. 1486
egzekutorowie testamentu historyka Jana Długosza odstą-
pili za pewien czynsz »plac niegdyś żydowski za koUe-
*) Cod. univ. Crac. IV, 31.
•) Conclus. univ. 1635.
') Schrauf Regestrum bursae Hungarorum, Wien 1898 p. XVIII.
*) Ibidem p. 33, 34.
z ŻTdA SCHOIiABÓW I MAGISTRÓW. 86B
głiim« Janowi Glogier, który tam zamierzył wystawić dom
dla scholarów ^). Zamiar raz powzięty przyszedł niebawem
do skutku, a osobistymi zachodami i własnym kosztem
Ołogowity budowla wnet dokonaną została'). Już w roku
1487 zaczynają się dlatego pojawiać scholarze de bursa
Alemannorum *) zarówno Niemcy jak Węgrzy, krótko zaś
potem w aktach rektorskich wspomniano pod rok 1488
o bursie świeżo zbudowanej, noviter extructa*); wspomi-
nają wreszcie dom ten na ulicy św. Anny konkluzye,
a w księdze przywilejów uniwersytetu mowa jest o bu-
dynku drewnianym fundowanym dla Niemców przez Jana
Głogowitę, zwanym Bursa nova*).
Jan Głogowczyk był wogóle wielkim Niemców
opiekunem i dobrodziejem. Założenie zaś bursy w sze-
^^S^ }^g^ dobrodziejstw stanowczo uchodzić może za
najważniejsze dzieło. Budynek jej drewniany znajdował
się na tyłach koUegium większego •). Kiedy w roku 1523
pożar go zniszczył, nie było już właściwie naglącej po-
trzeby odnowienia i odbudowania, szczególnie wobec
stanowczego ubytku Niemców w uniwersytecie. Zastą-
piła go wtedy 1 z. bursa nova, o której jako o założonej
(constructa) przez magistra Benedykta z Koźmina czytamy
pod r. 1535 w Conclusiones uniwersytetu. Mistrz Bene-
dykt miał za swoje nakłady nią zarządzać, a wynajmować
') Por. Acta univ. Faso. 268 n. 5905. A więc, chociaż ten plac
odstąpiono w r. 1469 (por. str. 346) na korzyść uniwersytetu, sa-
chował Długosz i późaiej pewne doń prawa.
*) Por, Cod. Jag. n. 59 p. 58 (Brevi8 historia Acad. Crac),
W jakim związku z tern przedsięwzięciem stoi dom w r. 1467 na-
byty przez Glogowczyka od pewnego Marcina cpro universitate com-
parata et emptac (Acta Elector. n. 1107), nie umiemy powiedzieć. Może
przykupil on ten dom w celu wystawienia bursy.
•) Acta Rect 1097.
*) Acta Rector. 1180.
*) Konkluzye uniwersytetu z r. 1488 i Muozkowski, Mieszkania
eto. p. 39.
*) Muczkowski L c. 39.
Hiat. Unlw. T. U. 88
354 KS^GA !▼.
Połakom, Niemcom lub Węgrom^). Przypominamy, że
w tym samym roku zamierzono wydalić tych ostatnidł
z domu Melsztyńskich, który dotąd zajmowali
Obydwie te więc bursy, węgierska i niemiiecka, po-
wstały i zakwitły podczas największego rozkwitu naszego
uniwersytetu, obydwie w bujnem życiu końca i początku
stulecia wielki brały udziaŁ Kiedy zaś napływ obcych do
Krakowa się zmniejszył, znikły one z widowni wraz
z racyą ich istnienia. Nie było bowiem stałego uposażenia,
któreby byt ich sztucznie przedłużyło i na inne zwró-
ciło cele.
Uniwersytet cieszył się z rozkwitu i powstawania
burs nowych, bo ówczesne pojęcia widziały w tern wa-
runek nauki i obyczajności. Bursy miały ujmować w karby
bujne temperamenty młodzieży, nagiąć ich życie do sta-
łych kolei i przed wykolejeniem chronić. Uniwersytety
średniowieczne nakłaniały dlatego i zmuszały młodzież
do mieszkania po bursach i domach przez uniwersytet
uznanych. Wobec młodego wieku scholarów troska ta
i przymus były bardzo zrozumiałemi. W r. 1382 uchwa-
lono statut w Pradze, nakazujący młodzieży mieszkać po
bursach i koUegiach, w r. 1421 powzięto w Wiedniu podo-
bne postanowienie. Kiedy więc uniwersytet krakowski roz-
porządzał w końcu wieku piętnastego znaczniejszą liczbą
takich instytucyi, zrobiono i tutaj krok pokrewny w po-
dobnym kierunku. Ponawiające się często nieporządki
i gwałty były jego bezpośrednią przyczyną; powzięto więc
w r. 1491 uchwałę mającą temu położyć tamę, »aby stu-
denci od nauki nie byli odrywani, pieniądze ze zbożnych
nadań lub z majątku rodziców grzesznie trwoniąccc. Posta-
nowiono w myśl tego, aby odtąd żaden z baksJarzy i stu-
dentów uniwersytetu nie ważył się mieszkać w domu lub
') Por. Conclus. uniw. pod r. 1534f i Cod. Jag. n. 59. Zwano
ten dom później domus classium; w późniejszych czasach założył
tu Wioch Jo. Maria Padovano pracownię kamieniarską.
z ŹTGIA SCHOŁABter I HAGISTBÓW. 35&
gospodzie najętej; natomiast »każd]r jest obowiązanym
w bursach lub szkołach pod nadzore«a przebywać ^)«.
Uchwała ta jednak od razu dopuściła wyjątki dla tych, co
mieli w mieście krewniaków, dalej dla studentów ubogich,
przyjmujących służbowe obowiązki, dla synów wreszcie
magnatów, którzy mogą mieć i powinni prywatnych opie-
kunów i pedagogów.
Uchwała sama była rezultatem długo już odczuwąjiej
potrzeby, której poczucie stopniowało się w chwilach ni^
pokojów; już w r. 1483 n. p. upominał rektor niespokoj-
nych scholarów, aby się z podejrzanych hospicyów wypro-
wadzili i weszli »do burs, lub szkół, lub kollegium ')«.
Z drugiej jednak strony przyznać trzeba, że i po wydaniu
tego zarządzenia liczne wyjątki przełamywały nowy porzą-
dek. Bo rektorzy nie postępowali jednolicie, czasem pod pe-
wnymi warunkami zezwalali na pozostanie w hospicyum,
czasem zaś wyznaczali kary na opornych scholarzy ^). Mie-
szkać prywatnie nazywało się wtedy expensas ad aliguem
habere, expensas alicui saliare^). Przez cały też nieomal
wiek szesnasty powtarzaj się napomnienia ze strony
władzy, aby scholarze trzymali się wydanych przepisów.
Tak samo działo się w Paryżu i w Oxfordzie; i tu przed-
sięwzięto w piętnastem stuleciu kroki, aby scholarów
zmusić do mieszkania w domach nadzorowanych. Ale
jeszcze w roku 1486 skarżono się w Paryżu, podobnie jak
w Krakowie, że wielu z tych przepisów się wyłamywało —
quod multi temeriter^ starent extra coUegia et essent va-
gabundi, errabundi.
Ustawa z r. 1491 wspomina między innemi o mie-
szkaniu scholarów w kollegiach. To był jednak objaw
wyjątkowy, bo jak nadmieniliśmy poprzednio, w kollegiach
krakowskich nie było właściwie miejsca dla studentów..
') Liber Prom. XLII.
>) A. Rect. n. 916.
1 Acta Rect 2180, 2182, 2375.
*) Por. o tern komornem A. Rect 1412.
28*
S5'6 KssĘo^A nr.
Drobna tylko liczba znajdowała tu pomieszczenie, czy to
w charakterze pensyonarzy prywatnych, przyjmowanych
przez niektórych magistrów, czy teź częściej w chara-
kterze shiiących lub przytulonych gracyalistów. Żacy ser-
witorzy obsługiwali bowiem magistrów w koUegiach za-
mieszkałych; za to dawało im koUegium wolne mieszkanie
i część wiktu; drugą zaś część dostarczali magistrzy, każdy
swemu serwitorowi ^). Bywali wśród nich prości studenci,
ale także i bakałarze. Ustawa z roku 1446 ograniczała ich
liczbę, nakazywała, aby każdy magister na koszt kolie-
gium trzymał jednego tylko serwitora; oznaczs^a dalej
opłaty, które magister za nadliczbowych serwitorów do
kollegium miał uiszczać.
Gracyalistami wreszcie nazywano tych ubogich ża-
ków, którym w drodze łaski dano w kollegium wolne
mieszkanie. Za wikt musieli się oni opłacać*). Czasami
przyjmował który z mistrzów takiego gracyalistę do swego
mieszkania, układał się z nim o warunki i następnie
opłacał pewną sumę do kasy kollegium *). Że w koUegiach
nie było właściwie miejsca dla scholarów, to stąd wypada,
iż przyjęci tu z łaski scholarze mieszkać częstokroć mu-
sieli po korytarzach i sieniach; chyba że łaskawy magi-
ster do własnej izby ich przyjął.
Znaczniejsza natomiast część scholarów czepiała się
szkół parafialnych krakowskich. Znajdowała w nich przy-
tułek najniższa kategorya żaków, t j. uczniowie szkół pa-
rafialnych, ale obok nich mieszkali i żacy, uczniowie uni-
wersytetu. Co chwilę słyszymy dlatego w aktach o stu-
dentach, mieszkających w szkole św. Szczepana, lub św.
Anny, albo zamkowej, czy też Wszystkich Świętych, lub
Bożego Ciała i św. Ducha czyli Szpitalnej. Liczono tych
') Karbowiak, Mieszkania żaków krakowskich sir. 13.
^ Karbowiak 1. c. 14.
') Acta Rector. 3039 pozwany zostaje mistrz Adam Matla:
racione cameralium occasione gracialistae, quem foYobat in propria
habltatione.
z ŻTCIA SCHOLARÓW I KAGISTBÓW. 367
8zkół w Krakowie w piętnastym wieku i później dw«r
naścia Rektor szkoły lub jego pomocnicy dawał scholar
rzom mieszkanie, a oni w różny sposób musieli się za to
wy^giwaó, szczególnie w nabożeństwach. Młodzież uboga^
która tu znajdowała przytułek, szukała chleba w rozmaity
sposób, nie cofała się przed żebraniną, bo to w średnich
wiekach nie uchodziło za coś uwłaczającego dla scho-
lara. Z tych szkół paraflainych puszczali się studenci-
żebracy, mendicantes na miasto, aby prośbą, czy śpiewem,
lub żartami wyłudzać pieniądze potrzebne na życie lub za*
bawy *). Słyszymy też o pewnych opłatach, które scholarze
rektorom szkoły uiszczali, o introitalia czyli wpisowem
i lignalia czyli opałowem*).
Główną jednak instytucyą dia zabezpieczenia po*
rządku w uniwersytecie pozostały wspomniane bursy; 0110
to miały ująć scholarów w to życie korporacyjne, prawie
klasztorne, które było znamieniem i właściwością średnich
wieków i średniowiecznych uniwersytetów. Na czele tych
burs spotykamy prowizorów i seniorów. »Prowizor wybie^
rany zazwyczaj z grona starszych profesorów mieszkał
poza bursą, administrował jej funduszami, zaopatrywał
ją w drzewo, węgiel i wiktuały, dbał o całość jej bu-
dynków, nadzorował seniora, załatwiał w pierwszej in-
stancyi spory wynikłe między seniorem a bursarzami
i roztrząsał oskarżenia wniesione przeciw niemu przez
bursarzy').« Seniorami byli zazwyczaj profesorowie, cza-
sami młodzi extranei; w bursie ubogich był zawsze se*
niorem jeden z młodszych kollegiatów, w bursie prawników
profesor kollegium prawniczego*). W węgierskiej bursie
seniorowali przeważnie Węgrzy, zapewne przez samych
bursantów wybierani. Senior mieszkał stale w bursie i byt
•; Karbowiak L c. 16—17.
>) Acta Rect n. 1056, 1624 1626.
*) Karbowiak, Mieszkania żaków 2!
^) Cod. aniv. Crac. III, 175 i nast
868 KssąaA nr.
jej bezpośrednim przełożonym, kierownikiem i dozorcą^).
Od niego zależał też dobry nastrój i porządek domowy,
wszelkie niezadowolenia bursantów w pierwszym rzędzie
przeciw niemu się zwracały, a przychodziło przytem na-
wet do obicia przełożonych. Jednym z takich seniorów,
którzy w ciągłych niesnaskach żyli ze scholarzami, byt
słynny Michał z Bystrzykowa w bursie JeruzalenL W r.
1489 został on obity i nawet poraniony'), a z wjrroku,
wydanego w r. 1490 *) okazuje się stanowczo, że dopuszczał
się nadużyć i wykraczał przeciw swym obowiązkom, że
wreszcie był kłótliwym w codziennych stosunkach. Marcin
z Leżajska, senior bursy ubogich, dawał się także we
znaki jej mieszkańcom; i jego napomniano^), aby się za-
chowywał spokojnie, aby z prawa swego, przyznającego
mu pewne przywileje przy stole, skromny robił użytek,
wybierając porcyę obfitszą lecz nie zbyt wielką... potiorem
sed non valde magnam.
W gospodarczych sprawach zastępowali seniora
prepozyt, wybierany kolejno z pośród bursarzy i szafarz.
Pieniądze na utrzymanie i żywność płynęły z wkładek
scholarów, którzy, jeżeli specyalny przywilej nie udzieli!
im zwolnienia, opłacali wstępne (introitalia), opałowe, (li-
gnalia) i komorne (cameralia) ^). Stół wspólny łączył bur-
santów, seniora i mieszkających niekiedy w bursie magi-
strów o pewnych dnia godzinach^). Senior przyjmował
scholarów do bursy i miał przytem żądać świadectwa inty-
tulacyi, od której studenci często się uchylali, porządnego
ubrania, tj. zastosowanego do przepisów- uniwersyteckich,
które wymagały szat podobnych do sukni duchownej. Prócz
>) Karbowiak, 1. c. 29.
*) Acta Rect n. 1221.
«) n. 1326.
«) Acta Rect. 2180.
•) Acta Rect. 1056, 1240, 2579.
^ Bliższe szczegóły u Wiszniewskiego IV, 881 (bursa kano-
nistów) i u Karbowiaka, Ustawy bursy krak. Jeruzalem.
z irODUL 8GH0ŁABÓW I 1IA018TBÓW. 359
zarządu domu, ciężyły na seniorze pewne obowiązki
naukowe. W bursach odbywały się bowiem często
resumpcye, t j. powtarzania i przygotowywania do egza-
minów. Senior albo sam tych resumpcyi udzielał, albo
je kontrolowaŁ Powinien był przytem pilnować, aby te
resumpcye nie przeszkadzały w uczęszczaniu na wykłady
obowiązkowe albo essencyalne ^). Kontrola bowiem nad
wykładami, nad przykładaniem się scholarów do nauki
także ciężyła na jego barkach. O seniorze bursy ubogich
powiedziano w konkluzyach uniwersytetu, że obowiązki
jego polegają na dysputach, na zarządzie domu i odby-
waniu lekcyi w koUegium — actus disputando, domum et
inhabitatores regendo et lectionem in CoUegio perficiendo.
A więc seniorzy burs — bo tak samo się działo w bursie
Jeruzalem •) — byli zobowiązani do urządzania pewnych dy-
sput w murach bursy, które uzupełniały to, co sam uniwer-
sytet pod tym względem dawał i mnożyły liczbę tych
ćwiczeń tak ulubionych, a tak uprzywilejowanych we
wiekach, które turnieje myśli nadewszystko ceniły*).
Wykłady miały się odbywać w kollegiach; uniwersytet
przestrzegał tego prawa i walczył przeciwko wykrocze-
niom. A mimo tego nie zaradził temu, iz w końcu wieku
młodzi szczególnie magistrzy w bursach niektórych wy-
kłady dosyć często wygłaszali. Było to rozluźnienie prawa,
wyłamywanie się z pod kontroli, która strzegła nauki
i chciała ją zamknąć w murach urzędowych i w urzę-,
dowym zakresie.
>) Acta Rect. 1209.
•) Cf. Ustawy 29 i 88.
^ Por. Bauch. Geschichte des Leipz. Fruhhumanismus (1899) S. 10.
-0-<-
m.
Zachowanie się młodzleiy i Jnrysdykcya
uniwersytetiL
Wybryki scholarów. — Antagonijcmy prowineyooalDe. — Hmsariy
eelem osęstych prsydnkdw. — Praeciwieństwa Harodowośeiofwa —
W^rsy i Niemcy w Kralcowie. — Sądownictwo retora. — Sądy
domowe w lioll^iach i Imraach. — JnrysdylLcya konserwatorów. —
Konflikta s W^pramL — Sscsególy procedury i wymiar kary.
Uniwersytety więc wysilały się, aby młodzież na-
pływającą do nich ująć w pewne, stałe, stanowczo okre-
ślone porządki Związek tych studyów z kościołem, który
stał często u ich kolebki, wpływał na ten kierunek i miał
i zewnętrzny znaleźć wyraz. Nauka bowiem była w ^-
ibie teologii, pani wszech nauk, mistrzowie byli du-
chownymi, a więc i scholarze, którzy w części szli na
księży, mieli się poddać ustrojowi duchownemu, prawie
klasztornemu. Ich ubranie miało być podobnem do sukni
duchownej, owa dłu^a kapota ciemnego, najczęściej bru-
natnego koloru z kapiszonem lub bez kapiszona, yestitus
clericalis, którego żądano od scholara, uważając inne szaty
za nieprzystojne — vestis indecens. Ale i w tym zakresie
spotykano się z ciągłymi wyjątkami i wykroczeniami
Duch młodzieży nie łatwo wdrażał się w pęta, które
nań nakładano. Co chwilę spotykamy się z wybrykami
z iTOIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 361
i wyskokami gwałtownych średniowiecznych natur, które
przełamywują porządki z góry nałożone. Reguł było więcej,
więc i wykroczeń większa liczba. Jest tu jednak niebez-
pieczeństwo, aby rzeczy sobie nie przedstawiać w zbyt
czarnych kolorach. Stare świadectwa nie mówią nigdy
o tern, co szło uznaną i uświęconą koleją; przypadki buntu
i odporności znalazły za to wymowny w nich wyraz i od-
bicie. Nie należy więc malować zbyt czarnych obrazów,
zbytecznie uogólniać tego, co nie było ogólnem. Ale wątpić
z drugiej strony nie można, że krewka natura średniowie-
cznej młodzi nie łatwo dawała się ujarzmić, że zrywała się
często do wybryków i gwałtu, przerywając i przełamując
wszystkie surowe ustawy władzy, burs i stróżów porządku.
Mówiliśmy już o tych wybrykach mimochodem. Swar-
ność i kłótliwość tej młodzi była wielką. Obrazy słowne
sypały się jak grad wśród zawieruchy; — fur, filius me-
retricis było zwyczajnem wyzwiskiem. Dobrze jeszcze, gdy
się na tych injuryach kończyło; ale od słów przychodziło
do bicia, targania za włosy (capillatio), tratowania; od
bicia porywano się do broni, do pałasza lub sztyletu,
a wielokrotne zakazy noszenia broni niewiele tu wskó-
rały. Balwierze, barbitonsorcs opatrywali potem rannych
i ugodzonych. Że i mistrzowie nie byli bezpiecznymi przed
słowem i bronią scholarów, wspominaliśmy już kilkakro-
tnie. W Aktach rektorskich sprawy tego rodzaju, kłótnie
i bójki zapełniają całe stronice. Sprawy majątkowe także
zakłócały często spokój między scholarzami; krawcy i sze-
wcy mieli dużo zachodu, zanim doszli do swoich należy-
tości. W tych bowiem sprawach sumienia owych wieków
były jeszcze luźniejsze i pojęcia szersze, niż dzisiaj.
Kradzieże wreszcie i przywłaszczanie sobie cudzej wła-
sności należały do częstych wybryków; książki i futerka
stawały się przedmiotem tysiącznych pożądań i sporów.
A z domów przenosiły się nieporządki niekiedy na
ulicę mimo tysiącznych ustaw przeciw scholarzom włó-
czącym się po ulicach, mianowicie w nocnych godzinach.
368 KSIĘGA lY.
Słyszymy o dosyć częstych zasadzkach, bójkach na uUcy,
przy których przychodziło do krwi rozlewu; rzucano ka-
mieniami do okien, na co znów odpowiadano strzelaniem
z łuku^); przesiadywanie po karczmach podniecało i tak
gorące umysły. O zabawach młodzieży mało słyszymy ze
starych świadectw; mało widocznie o nie dbano i nie bar-
dzo odczuwano ich potrzebę. Krewkość młodzieńcza, nie
znajdująca tego upustu, objawiała się dlatego tem częściej
w kłótniach i bójkach. Niektóre gry, jak kostki i karty
bywały karane, uchodziły za ludi inhonesti. W r. 1505
karze rektor bakałarza i magistra, którzy wspólnie grze
się oddawali ^, w r. 1529 pozwał rektor studenta Macieja
z Piotrkowa, trawiącego życie na nadmiernej grze w karty
i kości .. in superfluo lusu cartharum et taxiIlorum *). Wy-
stępki przeciw obyczajom, nad którymi uniwersytet surowo
czuws^, wykluczając kobiety z mieszkań mistrzów i scho-
larów, rzadko tylko występują w sądach rektorskich^);
liczba tych przypadków prawie znika wobec innych wy-
kroczeń, które określiliśmy powyżej.
Wśród młodzieży zarysowywały się pewne stron-
nictwa i stronnicze przeciwieństwa. Były tarcia pomiędzy
bursami, często żyjącemi na stopie wojennej, były pewne
uprzedzenia i nienawiści prowincyonalne. Szczególnie Ma-
zurzy cierpieli pod tym względem dużo od reszty mło-
dzieży. Uchodzili oni z jednej strony za głupkowatych,
z drugiej strony za szczególnie przebiegłych. Właści-
wości ich natchnęły już w piętnastym wieku poetę, który
ich ostrą wysmagał satyrą, w Carmen Zaphicum, którego
treść Qualis naturalitas Mazovitarum *). Powiedziano już
tu, że Mazurzy ślepo się rodzą, że są niewyczerpani
>) Por. Acta Rect 2669.
•) Acta Rect. 2029.
>) Ibid. 2956.
*) N. p. n. 797.
•) Cod. bibl. Jag. 2086.
z ŻTOIA SOHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 368
Mir zdradzie, kradną i wszelką kalają się chciwością. Innj
epigram tej epoki nie był dla nich pochlebniejszym.
Dico Yobis ńte, fdgite consortinm MazoYite
Qiiia frans et inyidia regnat in Mazoyia^).
Te uprzedzenia odbiły się echem w uniwersytecie.
Wyszydzano tu Mazowszan, przezywano ich scrofae mazo-
yianae*), śmiano się z ich języka, obfitującego w niezwykłe
wyrażenia; w roku 1513 przyszło do kłótni między »pol'
skimia i »mazurskimia scholarami w bursie ubogich.
Pierwsi biegali po izbach, pytając się, czy nie Judasz przy-
niósł Mazurom wiarę, wyliczając ich samogłoski o dziwa-
cznych nazwach '). Dochodziło przy tem do wielkiego roz-
goryczenia, które się tym razem oparło o trybunał rektora.
Jakiej opinii zażywali Mazurzy, to'i stąd widoczne, że, kiedy
w r. 1558 chciano ostatnich mieszkańców rozwiązanej bursy
węgierskiej przenieść do bursy filozofów, Węgrzy łaski
tej nie przyjęli, »bo trudnoby jagniętom przebywać wśród
wilków mazowieckicha, inter lupos Mazoyitas^).
Prowincyonalne niesnaski nie były jednak tak groźne,
jak tarcia narodowościowe. W uniwersytetach, w których
różne nacye się zbiegały, przychodziło do nich często,
a w Pradze stosunki zaostrzone sprowadziły wreszcie
dynny exodus obcych studentów. Walki te narodowo-
ściowe studenckie odbywały się na pięści,^ albo także na
^) Monum. Polon. V, 1010. Mówiono: Mazovita interpretatur
qaa8i malarum aocionum zelator, odiens veritatem iramqae teneas
amarissimam.
«) Acta Rect 1680.
*) Ten język mazowiecki wyszydzano często, na przykład
w humorystycznych uniwersałach, wydanych przez Boi. Erzepkiego
w Rocznikach Tow. Przyj, nauk Pozo. XXI. Por. tenże ibid. XXII. —
Kłótnia owa opisana w Acta Rector. 2189, 2191. Na brzegu Mazur
dopisał przy owych słowach Mazurom przypisywanych: tho pyssal
▼ygebany łotr y osczerca y zdrayca.
*) Schrauf, Regestrum bursae Hungar. p. 35.
SM KSIĘGA IV.
pióra. Cała masa ulotnych pisemek i epigramatów tak po-
wstawała, które szerzono piśmiennie i ustnie, przylepiano
na murach dla powszechnego widoku. Czesi rzucali na
Niemców ostre inwektywy
Teutonici snnt nati, yenernnt de cało Pilati,
Bohemi sunt tristi, yenerant de corpore CrisfL
Łacina odpowiadała nastrojowi tych poetycznych
utworów. Inne pieśni studenckie szarpały scholarów
różnych narodowości w Pradze przebywających, przyczem
Polacy zwykle jako złodzieje odbierali dotkliwe ci^gi:
Hos attingit Hungarorum
Natio crassomm momm
Radis atque barbara.
Infra illos snnt Poloni
Ad furandnm valde proni
Et Lithyani paaperes.
Marcomanni et Bohemi
Snnt haeretici blasphemi
Madidi Austńaci ^).
Nie w tak gwałtowny sposób, jak w Pradze, ale
zawsze podobnie ujawniały się antagonizmy narodowe
w Krakowie. Z Węgrami, których było dużo i którzy
odznaczali się żywością, łatwo przyjść mogło do zwady.
Mnożyły się też bójki zobopólne*); w r 1507 oskarżono
Węgrów, że pobili jakiegoś Polaka, oni zaś się usprawie-
dliwiali tem, że to nastąpiło w dzień młodzianków, a u nich
obyczajem narodowym karcić chłopców przy tej uroczy-
*) Por. Tadra, Kulturni styky Cech s cizinou (Praga 1897)
str. 387, 391.
*) Acta Rect 2131 (r. 1507) 2318 (1515).
z ŻYOUL BGHOŁABÓW I IIAGISTBÓW. 36&
stości. Rektor ich jednak zgromił, że Kraków nie miejscem
na takie obyczaje. Wycieczki złośliwe na Węgrów przy-
twierdzano i rozlepiano na drzwiach kollegium, bursy wę-
gierskiej i po innych miejscach. W r. 1522 obywatel kra-
kowski Jan Medyk przytwierdził takie paszkwile na bursie
węgierskiej, na drzwiach kaplicy Węgrów w kościele
Św. Franciszka i na innych kościołach^). Sąd wkroczył
następnie w tę literacką walkę. Zaostrzała się ona w po-
czątkach szesnastego wieku, w czasie kiedy antagonizmy
narodowe wystąpiły silniej i odparły w końcu prąd cu-
dzoziemców dotąd do Krakowa napływających.
Mówiliśmy, że w tych samych latach i Niemcy za-
częli się obawiać w Krakowie o swoje bezpieczeństwo.
Przychodziło już jednak dawniej do sporów między nimi
a Węgrami') lub Polakami. W r. 1474 niejaki Bernard
z Lubiszowa, szlachcic i scholar, mieszkający w bursie
divitum, przyszedł zbrojny przed bursę Jeruzalem, zaczął
lżyć Niemców w niej mieszkających, zowiąc ich Kodryań-
czykami, żydami, powtarzając znaną piosnkę, że Niemcy
z tyłka Piłata się zrodzili, a do pocisków słowa dołączył
kamienie'). Senior bursy pozwał go przeto przed sąd re-
ktorski. Skończyły się wreszcie te swary tym powolnym
exodus'em Niemców, którzy w pierwszej ćwierci szesnastego
wieku zaczynają rzadnieć w metryce krakowskiej, a pó-
źniej prawie zupełnie znikają. Inne, ważniejsze przyczyny,
były przytem w grze, jak reformacya; ale i podrzędniejsze
draźliwości przyczyniły się do rozłączenia narodów, które
kiedyś u jednego źródła czerpały światło i wiedzę.
Bursy były więc instytucyą, która miała przyczynić
się do zaprowadzenia i utwierdzenia ładu w uniwersy-
tecie. Tego ładu miała przytem pilnować jurysdykcya.
') Acta Rect. 1697. 1705, 2337.
*) Acta Rect 1660 (r. 1493).
*) Acta Rect 316. Codrius, Codrianus^mizerak. Codriani wła-
ściwie osnaoza bursarzy ubogich ; przezywano tak bursarzy wogóle.
366 KfinoaA ly.
władz uniwersyteckich, a w szczególności władza sądowa
rektora — ut ordo debitus et rigor ordinatus... per sco-
lares iugiter obseryetur. Dokument erekcyjny Jagidty^
tak jak akta fundacyjne innych uniwersytetów kompe-
tencyę tę stanowczo określił. » Chcemy — czytamy tamie, —
aby scholarze przybywający do Krakowa, którzy tam dla
studyów zamierzają się zatrzymać, własnego mieli rektora,
któryby ich sądził w sprawach cywilnych i miał sądową
władzę (iurisdictionem ordinariam) nad wszystkimi;
któremu oni pod przysięgą winniby byli posłuszeństwo
i oddawali cześć należną. I niechaj nikt by się nie ośmielS
kiedykolwiek w cywilnych sprawach studentów uniwersy-
tetu krakowskiego, jakiegokolwiekby byli stanu, pozyixrać
przed obcego sędziego, duchownego lub świeckiego. Od
wyroku zaś rektora nikt nie ma apelować ani się z proś-
bami zwracać, ani starać się o restitutio in integrum,
a gdyby apelował, to apelacya jego nie ma być przy-
jętą, a apelujący przez żadnego sędziego duchownego
lub świeckiego nie ma być słuchanym, lecz wyrok rektora
ma być utrzymanym bez żadnej zmiany. Gdyby jednak
zarzucano wyrokowi rektora nieważność i niesłuszność,
to radcy (consiliarii) uniwersytetu mają ważność jego
i słuszność zbadać i oni zawyrokować, co się prawnie na-
leży. Po nadto rektor wspomniany ma scholarów sądzić
w sprawach karnych lżejszych, np. gdy chodzi o targanie
za włosy, pobicie ręką lub pięścią aż do krwi rozlewu
i w każdej sprzeczce nie nadmiernej i dla tych spraw nie
mają być scholarze, ani ich towarzysze lub służba pozy-
wani, ani pociągani przed obce sądy (extranea iudicia).
Gdyby zaś, co Boże uchowaj, scholarz lub kto ze wspo-
mnianych, przejętym został na kradzieży, cudzołoztwie,
nierządzie, zabójstwie lub jakiej zbrodni wielkiej i ha-
niebnej, to rozsądzenie tych spraw nie ma iść przed re-
ktora, lecz student, na którego takie oskarżenie padnie,
jeżehby był klerykiem, pozwanym być ma przed sąd bi-
skupi, a jeżeli świeckim, przed nasz sąd królewskL«
z ŻYCIA SOHOŁABÓW I 1IAGI8TBÓW. 367
To są główne postanowienia aktu Jagiełły. Jest tu
więc podział na cywilne sprawy i kryminalne, jest inna
zasada co do duchownych i laików. Głównym więc sędzią
uniwersytetu i jego członków w najczęstszych przewinie-
niach miał być rektor; ponieważ jednak uniwersytet roz-
padał się na rozliczne korporacye, przeto dziwić się nie
można, że z tern sądownictwem rektorskiem konkurowały,
a raczej obok niego powstały różne kompetencye, które
razem z rektorem przestrzegały ładu w swoim zakresie,
a pośrednio w uniwersytecie. Były więc tak zwane »do-
mowe sądycc, iudicia domestica, które miały załatwiać spory
i sprawy wewnętrzne pewnych instytucyi; od nich wolno
było w potrzebie odnieść się do rektora. Mieli więc taką
jurysdykcyę intra muros prepozyci koUegiów^), mieli se-
niorowie burs 2), którzy wraz z rajcami (consiliarii) wybie-
ranymi z bursarzy sprawy rozsądzali; w razie sporów
między bursarzami a seniorem, wkraczał tu prowizor*),
Ł j. ten z pośród profesorów, który administrował fundu-
szami bursy, nadzorował seniora, zaopatrywał ją w arty-
kuły potrzebne do życia. Chodziło o to, aby spraw wnę-
trza domowego nie rozwłóczono poza dom — ne causae
rixosae et litigiosae in domo exortae ad extra yolarent,
sed in domo consopirentur. Kłótnie i injurye słowne
w ten sposób miały niemieć w tych samych murach, któ-
rych spokój zakłóciły.
Znajdujemy dalej pewną jurysdykcyę konserwatorów
uniwersytetu. Urząd ten powstał w tym celu, aby za-
pewnić uniwersytetowi stałego stróża jego praw, wolności,
własności i przywilejów. Jagiełło w r. 1400 powierzył go
biskupowi krakowskiemu*) W roku 1410 ustanowił na-
stępnie Jan XXIII aż trzech konserwatorów, dziekanów
*) Acta Rect. 788.
») Ibidem 3067.
*) Ibidem 1325 i 3114
*) Cod. univ. Grac. I, 29.
368 Ksi^A nr
kapituł gnieźnieńskiej, krakowskiej i wrcH^awskiej *). Dzie-
kan krakowski był z natury rzeczy principalis conservator,
bo samo miejsoe szczególnie go do tego zalecało. Później
jednak zajął jego stanowisko opat z Mogiły. W roku
1439 występuje on juź w tym charakterze, który zacłiowat
i nadal *). Do tego konserwatora można było, jak się zdaje,
apelować w pewnych wypadkach od wyroku rektora').
Specyalnie zaś należały przed jego forum sprawy, w któ-
rych uniwersytet lub jego członek doznał jakiejś krzywdy,
lub uszczuplenia praw swych albo własności. Konserwator
zastępował się najczęściej w tych zadaniach przez sub-
konserwatora, którego subdelegował do badania i sądzenia
spraw spornych. Był nim zawsze magister uniwersytetu.
Ponieważ do kompetencyi konserwatora należało i to,
że mógł on nawet z innych miast i dyecezyi pozywać
ludzi, którzy rzekomo krzywdzili uniwersytet lub członków
uniwersytetu^), przeto zakres tej władzy był dosyć sze-
rokim. A rozszerzano go czasem może nad miarę i do-
wolnie. Prowadziło więc takie postępowanie do konfliktów,
mianowicie z Węgrami. Jeżeli bowiem jaki student kra-
kowski miał sprawę z Węgrem, udawał się on "w takim
razie często do konserwatora i wyrabiał pozew na prze-
ciwnika, który w razie niestawienia się ulegał wyrokowi
kontumacyalnemu konserwatora. Miastu Koszycom dała
się ta jurysdykcya częstokroć we znaki, jak akta po daś
dzień zachowane to poświadczając). Nawet kupcy kra-
kowscy niekiedy tą drogą, przez uniwersytet, chcieli do-
chodzić swych żądań na Węgrzech. Sprawy takie ciągnęły
') Ibidem 84.
') Ibidem 165.
•) Acta l^ect. 2288.
*) Cod. univ. Crao. I. 166.
*) Zwrócił na nie uwagę pierwszy Dr. Fryderyk Papóe w swej
Wiadomości o archiwach węgierskich (Archiwum komisyi histor.
8, 443). Zarząd archiwum przesiał łaskawie te akta autorowi ni-
niejszej pracy.
z ŻTaA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 369
sig przez cały wiek piętnasty począwszy od r. 1417 ^). Wy-
wołało to protesty ze strony Węgrów; w r. 1422 wystąpił
przeciw tej „ prerogatywie « uniwersytetu król Zygmunt,
potem w r. 1446, »praelati, barones, nobiles et proceres
regni Hungariaecc, wreszcie w r. 1454 zastrzegł się król
Władysław przeciw tej jurysdykcyi, mocą której »niektórzy
ludzie, zarówno obcy, jak i korony węgierskiej poddani,
mianowicie studenci w studyum krakowskiem przeby-
wający ... obywateli węgierskich poza granice królestwa,
zwłaszcza przed uniwersytet krakowski pozywają«. Prze-
ciw tym rzekomym przywilejom papieskim uniwersytetu
wystawiano tu prawo węgierskie, mocą którego żaden
z mieszkańców królestwa sądom obcym podlegać nie ma.
Wskutek sądownictwa uniwersytetu przyszło więc
do kollizyi międzynarodowych. Nadużycie zaś jurysdykcyi
konserwatorów było szczególnie jaskrawem, jeżeli ktoś poza
uniwersytetem stojący wpisywał się umyślnie do matrykuły
z tym zamiarem, aby konserwatorów użyć do przeprowa-
dzenia osobistych spraw i sporów. Nie chciał tego stanu
i$cierpie<5 arcybiskup Jan Łaski; skarżył się, że konserwatoro-
wie pozywają ludzi z jego dyecezyi i innych do Krakowa.
Wskutek tego, w r. 1522 postanowił rzecz całą wyjaśnić
i określić, prawa konserwatorskiego sądownictwa ścieśnić
i wyraźnie opisać. — Zelo non bono contra universita-
tem concepto — powiedziano w konkluzyach uniwersytetu
— Yoluit et nitebatur conservatoria privilegia... destruere
et provinciam ab ea (sic!) purgare. Uniwersytet jednak nie
omieszkał się bronić i za prawami temi obstawać. W r.
1523, gdy skargi przed króla zanoszone się powtarzały,
ułożono za zgodą uniwersytetu i prymasa komisyę, która
miała całą sprawę rozpatrzyć. Weszli do niej Jan Chojeński.
*) W tym roku Franciszek Creysewicz, subdelegowany przes
dziekana krsdc. pozywa ad instantiam... Georgii Debringer, studenta
krak., Katarzynę Dorstin z Koszyc i wydaje na nieobecną wyrok.
Oeorgius Debringer de Casschovia zapisał się w poczet uczniów
w r. U17. Por. Album I, str. 40.
Hlst. Unlw. T. U. 24
370 KsnssA IV.
Piotr Myszkowski, Stanisław Biel, Jakób z Arciszewa i re-
ktor uniwersytetu. Rezultatem obrad było zastrzeżenie^
iż interwencyi konserwatorów mogą tylko używać osoby
czynne w uniwersytecie (actu laborantes) i studenci rze-
czywiści. Usunięto zaś od tego ludzi, niegdyś graduowa-
nych i inkorporowanych i dalej tych, którzy dla jakiegoi
procesu pozornie się wpisywali w poczet członków uni-'
wersytetu^). Laski więc, który niechętnie cierpiał obce
ingerencye w swojej dyecezyi, a jako prymas i legat
lubiał wkraczać w cudze kompetencye, jak uniwersytetu,
przyczynił się do wyjaśnienia stosunków. Czy »zelu8a nie
był w tym razie dobrym, trudno nam oceniać. Że jednak
draźliwość jego uniwersytet mierziła, zupełnie jest zrozu-
miałem.
Konflikta zdarzały się i na polu zwykłego sądowni-
ctwa rektorskiego. Ustawa Jagiełły była wprawdzie jasną
i jasno określała kompetencye rozmaitych trybunałów.
A mimo tego przychodziło i tu do starć i wątpliw^ości;
uchylano się od sądu rektora nawet w sprawach do
niego należących, wnoszono je przed inne trybuna^ —
aliena fora — z uszczupleniem praw uniwersytetu —
in enervationem iurium universitatis. Wyraźnie granica
między kompetencyą biskupa, albo oficyała a sądem re-
ktorskim była chwiejną. Rektor odsyłał niekiedy przed
oficyała sprawy, w których chodziło o rzeczy raczej ko-
ścielne, uznając swoją niekompetenoyę — quod non pertinet
ad eum iudicare de rebus ecclesiasticis *). A prócz tego
*) Por. Oonclus. univ. 1523. Dodano tu: item praefati domini
etiam invenerunt, quod nedum pro bonis universitatis, veniin
etiam pro privatis patrimonialibus bonis seii personalibus taJes ma-
nentes circa universitatem possunt uti illo conservatorio, tali tamen
sub moderatione quod prius tales a dominis temporalibus sive spiri-
tualibus sive saecaluribus ąuibus talia sobsunt bona, ąuaercre debent
ei? administrari iustitiam eliam cum intercessione per litteras ad
eosdem rectoris.
*) Acta Rect. 84. 569. W statucie Dobrocieskiego z roku 1604
(Archiwum do dziejów lit. II, 377) wyraźnie powiedziano: si causa
z ŻTCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 371
kleryoy-scholarze często wbrew statutowi, który ich sprawy
cywilne rektorowi rozsądzać .kazał, twierdzili, iż wskutek
duchownego swego charakteru nie powinni iść przed forum
rektora^). Powstawały konflikta, remisye od jednego fo-
rum przed drugie, a te chwiejności narażały na szwank
powagę i dyscyplinę uniwersytetu.
Rektor sądził zazwyczaj wspólnie z radcami, consi-
liarii, powołanymi z pośród magistrów*). A od jego wy-
roku, jeżeli był samoistnie wydanym, mogły strony apelo-
wać do tych konsyliarzy, gdy uważały wyrok za nieg^szny,
od konsyliarzy wreszcie apelowano w trzeciej instancyi
do uniwersytetu, a raczej do jego przedstawicieli, dzieka-
nów •). Rektor natenczas wraz z dziekanami trzech wydzia-
łów teologicznego, kanonicznego i artystycznego sprawę
na nowo badał i rozsądzał^).
Kary najczęstsze były pieniężne; wysokość ich odmie-
rzano według ciężkości występku, a skala była różnorodna
i drobnostkowa; często też pojawia się wykluczenie czyli
exkomunikacya, rzadziej kara karceru. Kary zaś cielesnej
niema w uniwersytecie średniowiecznym; dopiero, kiedy
klasyczne studya się odrodziły, pojawiła się i rózga w aka-
demickich lektoryach ^).
Ktokolwiek czyta akta dyscyplinarne krakowskiej szko-
ły, tego nie uderzy z pewnością jakieś nadzwyczajne zepsucie
ówczesnych pokoleń, któreby świadczyło na ich stanowczą
niekorzyść w porównaniu z nowszymi czasami; lecz uderzą
za to każdego te mnogie wyskoki żywości i krewkości
faerit inter professores beneficiatos, ad episcopum Crac recurri
debet iuxta privilegium Yladislai regis.
^) Acta Rect. 1379, 2907.
*) Ibid. 2311.
•) Acta Rect. 2312.
*) Acta Rect. 1752: dominus... conyocatis decanis trium facul-
tatum, theol., canon., et art., ad quos finaliter pertinet omnes
differencias per appellacionem devolutas determinare.
*) Rashdall, The universities of Europę II, 2, 610.
24*
372 KSIĘGA lY.
Ówczesnych natur, które od słowa do pięści, od pięści do
noża porywały się z niezmierną gwałtownością. Razić nas
będą dalej pewne szorstkości i dzikości wśród scholarów
i magistrów. Kultura nie usunęła złego na świecie, lecz
złagodziła jego formy, postawiła obok moralności i prawa
na trzeciem miejscu decorum, które bywa hamulcem
złego, ale także jego osłoną lub nawet dekoracyą. Bo
kultura występuje często raczej w roli mistrza ceremonii
niż w roli moralisty.
<!>-
IV.
Stopnie uniwersyteckie.
Cel studyów uniwersyteckich w średnich wiekach. — Karyera du-
chowna. — Przygodni scholarze.
Stopnie w wydziale artystów. — Egzamin na bakalarza i jego wa-
runki. — Zajęcia bakalarzy. 8tudya ich i następujące stopnie: licen-
cyata i magistra.
Frekwcncya scholarów na innych wydziałach dużo mniejsza. — Ba-
kalarze medyczni. — Ich zajęcia i praktyka ograniczona. — Li-
cencyatura. — Pierwsza promocya na doktorów medycyny w Kra-
kowie w r. 1627.
Stopnie na wydziale jurystów. — Długie trwanie studyów teologi-
cznych. — Pierwszy stopień: Cursor. — Sententiarius. — Bacca-
laureus formatus. — Licentiatus i magister. — Magisterium w teo-
logii jest rządkiem.
Uznawanie stopni nabytych w innych uniwersytetach przez uniwer-
sytet krakowski.
Zadanie uniwersytetu nie ograniczało się oczywiście
do opieki i kontroli nad młodzieżą; pozostawał drugi nie-
mniej ważny względem scholarów obowiązek, aby ich
popchnąć i wprowadzić w koleje nauki i na tych kole-
jach utrzymać. Bo to było przecież głównym celem wsze-
chnicy; miała ona dawać naukę i szerzyć ją między mło-
dzieżą, kupiącą się koło katedr magistrów. Scholarze przy-
chodzili pod tem wezwaniem, choć oczywiście zamiary
374 KS^OA lY.
byty różne i różne ich przeprowadzenie. Jedni chcieli
nabyć tylko powierzchownej wiedzy, zakosztować jej w dro-
bnej mierze, inni przybywali z poważnemi myślami o grun-
townych studyach i egzaminie. Stopnie akademickie nie
byty wprawdzie niezbędnym warunkiem dla życia, ale
pewne wykształcenie, a tem bardziej stopień uniwersy-
tecki bywał skutecznem poleceniem na przyszłość. Uni-
wersytet stanowił wielkie odrzwia prowadzące do kościoła,
kościół zaś był wtedy bramą do wszelkiej wybitniejszej
karyery. Kto tedy o takim postępie myślał, przychodził na
uniwersytet, najczęściej z zamiarem, aby zostać księdzem,
lub przynajmniej niższemi święceniami pozyskać sobie
jakie stanowisko lub beneficium*). Profesorowie i scho-
larze do tego dążyli; jedni z nich dzierżyli już kościelne
prebendy, inni znów za niemi gonili. I to tłómaczy ko-
ścielny ustrój i nastrój uniwersytetów średniowiecznych,
ich yestitus clericalis, który był szatą rzeczywistą i szatą
uniwersytetu w przenośnem tego eiowa znaczeniu. Za-
pewne, że nie wszyscy scholarze przyjmowali niższe nawet
święcenia i nie wszyscy zostawali później księżmL Ale
zapisanie się na uniwersytet zbliżało ich do kościoła,
usposabiało i usposabiać miało do kościelnej służby, a szata
miała przypominać, że się człowiek zaciągnął do milicyi
Chrystusa, w której należało być żołnierzem lub choćby
tylko żołdakiem. Ta myśl o żołdzie i przyszłej karyerze
skłaniała też wielu wśród scholarów do przyjmowania
święceń. Wiedeńskie statuta mienią dlatego całą gminę
uniwersytecką clerus uniyersitatis, w Rostocku nazy-
wał lud scholarów półksiężmi — Halfpapen'). A o Kra-
kowie pisał biskup Tomicki jeszcze w r. 1534: mało jest
') O dochodzenia przez studya do sftanowisk kościelnyoh por.
Emil Michaei S. I.: Geschichte des deatoehen Yolkes dto. II, 435 i n.
') Por. Paulsen w Hist Zeitoohrift 45, 404. O stosonka scho-
larów do duchowieństwa, Rashdall, The uniyersities of Europę II,
2, 644. Oczywiście słusznie autor ten zaznacza str. 698, ie niłszy
kler wcale przez uniwersytet nie przechodził; składali go prócz tego
z ŻTGIA 80HOŁA1ÓW I MAGISTRÓW. 375
U nas studentów, którzyby nie byli klerykami i nie mieli
święceń ^).
Większości więc scholarów zapisujących się na uni-
wersytet myśl o duchownej karyerze i zdobyciu stano-
wiska przez karyerę duchowną przyświecała niewątpliwie
jako cel i gwiazda przewodnia. Mówiliśmy o wyjątkach;
synowie wielkich panów zjawiali się na uniwersytecie
w celu nabrania pewnej ogłady i wiedzy, do których
zobowiązywało urodzenie. Inne, liczniejsze wyjątki wy-
twarzało życie i rzeczywistość. Wielu scholarów dorywczo
spełniało swe obowiązki i pobywszy w szkole czas pe*
wien opuszczało ją bez wielkich nab]rtków, ani zadatków
na życie. Szczególnie prze^ najniższy, ale zarazem najli-
czniejszy wydział artystów i jego naukę przesuwał się
rok rocznie cały zastęp młodzieży, który niezbyt gorliwie
Tvypełniał zadania naukowe, a nie nabrawszy żadnych
zobowiązań wracał do codziennego życia, aby się w niem
przepychać własnym przemysłem. Niejeden nie ścierpiał
długo petów, które uniwersytet nakładał; po krótkim po-
bycie opuszczał więo szkołę z tęsknoty do wolności, lub
w przeświadczeniu, niż już był nauczony człowieka, jak się
to ojcu Mikołaja Reja po rocznych studyach syna wydało.
Inny znów zmierził sobie wcześnie »twarde a wichro-
wate a nauki, zmieniał też co rychlej siedem sztuk wy^
zwolonych na bardziej wyzwolone zajęcia, tęskniąc do
życia swobodnego i czynnego. Jtiż w dwunastym wieku
postawiono wobec siedmiu sztuk, które kler uprawiała
siedm dzielności czy probitates ryoerza, jako to konną
jazdę, pływanie, strzelanie z łuku, bicie na pięści, łowy,
gry w szachy i pisanie wierszy. A do tych probitates
z pewnością niejeden wcześnie uozut' powołanie, zakoszto-
ludzie, którzy krótka na oniwersytecie pobywszy żadnego nie osią-
gnęli stopnia.
*) Ms. Czart. 278, 443: Pauoi afud nos sunt sdiolares, qui non
flint clerici et sacris initiati.
376 KSIĘGA IV.
wawszy abstrakcyi i subtelności dyalektycznycb, któremi
uniwersytet karmił scholarów.
Oxoniain malti yeninnt redeant qaoqae stolti
śpiewano wtedy o oxfordzkich studentach; to samo miało
miejsce wszędzie i podobnie się działo w Krakowie.
Kto natomiast chciał poważnie pracować i stopnie
zdobywać, musiał na kilka lat rozłożyć sobie pracę i za-
stosować się do warunków i żądań uniwersytetu. Roboty
miał dużo, roboty tern urozmaiconej, że lekcye przepla-
tały się z ćwiczeniami, a dysputy dawały pole do popisu
i okazania nabytej wiedzy. Rozrywek było niewiele, za
to świąt rozmaitych sporo; uroczystości też kościelne, pro-
cesye, kazania były rzeczywistem wytchnieniem dla scho-
lara, przerywały tok życia, skądinąd dosyć szarego i za-
cieśnionego. Prócz wakacyi, o których później będziemy
mówili, wstrzymywały tok pracy liczne festiyitates, dnie,
w których nie wykładano, dies non legibiles. W Toulouse
liczono takich dni, w których wykłady wypadały, a często
kazanie wstępowało w ich miejsce 93, w Angers 92^).
W Krakowie krótko po r. 1400 oznaczono cały szereg
wigilii, świąt pańskich i patronów, w których na wydziale
artystów lekcye i dysputacye miały ustawać*). Cały kurs
na tym wydziale trwał od trzech do pięciu lat Po roku
lub w Krakowie po dwóch latach, mógł się kandydat
ubiegający się o stopnie zgłosić do egzaminu pierwszego
i najniższego na bakałarza. Odbywały się te egzamina
cztery razy do roku przed suchymi dniami, a więc w po-
czątku wielkiego postu, w tygodniu Zielonych świątek,
we wrześniu i grudniu'), a chociaż późniejsza ustawa
tylko dwa termina, na wiosnę i w jesieni zalecała^), nie
^) Kftmmel w Schmid, Geschichte der Erziehung II, 429.
•) Muczkowski, Liber Prom. XXI.
') Mucikowski, Liber Prom. VII.
*) Ibid. p. XXXVni.
z ŻTCIA SCHOLARÓW I MAOISTBÓW. 377
odstąpiono w praktyce i w końcu wieku od utartego zwy-
czaju. Student musiał w tym egzaminie wykazać znajo-
mość nauk, należących do trivium, a więc gramatyki
retoryki i logiki ; dowieść, że jest wtajemniczonym w dya-
lektyczną doktrynę, na podstawie Arystotelesa zbudo-
waną i). Zgłaszając się musiał prócz tego stwierdzić, że
uczęszczał na lekcye i ćwiczenia, niezbędne dla tego egza-
minu, gradum baccalariatus concementes^) ; przypuszczenie
miało zależeć od tego, czy dwóch lekcyi »stopnia doty-
czącychcc jednego dnia słuchał ^). Dopuszczano tu jednak
wyjątki; minimalnem żądaniem wobec kandydata ubiega-
jącego się o stopień było to, aby stwierdził, że przynaj-
mniej trzy razy na tydzień pojawiał się na lekcyach i exer-
cycyach ^). Prócz tego żądano od niego dowodu , że nie
omieszkał brać udziału w tem, co uniwersytet uważał
nieomal za najważniejszy akt nauki i za najskuteczniejsze
ćwiczenie, w dysputach. Ponieważ student nie ma być
tylko biegłym w nauce, lecz także powinien umieć tej
nauki używać, zobowiązywano dlatego scholarów, ubiega-
jących się o stopień bakałarza, aby przynajmniej w osta-
tniem półroczu przed egzaminem uczęszczali na disputatio
ordinaria sobotnią, turniej dyalektyczny magistrów i ba-
kałarzy i w trzech z kolei dysputach czynny udział
brali*). Obok magistrów bowiem stawiających tezy, argu-
menta i bakałarzy respondentes, rozstrzygających te argu-
menta, scholarze dla ćwiczenia także odgrywali pewną
rolę w tych dysputach ®). Każdy zgłaszający się do egza-
minu musiał więc wykazać, że w ten sposób kilkakrotnie
*) Ibid. XIII.
«) Tak schedula u Muczk. ibid. p. CXLI.
») Ibid. XV.
*) Ibid. VIII.
*) Ibid- XVII. Tak należy niewątpliwie rozumieć według
analogii innych uniwersytetów przepis o owych trzech dysputa-
cyach z kolei.
•) Ibid. XXXI.
S78 KSIĘGA IV.
odpowiadał (respondere) na dysputach zwyczajnych
a prócz tego na dysputacyach nadzwyczajnych (extraordi-
nariae)^), tych mianowicie, które magistrzy świeżo kreo-
wani zobowiązywani byli urządzać i takich, które się
odbywały wieczorami lub podczas wakacyi pod przewo-
dnictwem bakałarzy ').
Tak przygotowany i uzbrojony stawał scholar
przed wyznaczonymi egzaminatorami. Nie będziemy tu
szczegółów i ceremonii tego aktu przedstawiać. Składał
się on z rozmaitych części i podobnym był do tegoż
rodzaju aktów w innych uniwersytetach^). Cała promo-
oya »primae laureaea połączoną oczywiście była z pe-
wnymi kosztami. Kandydat opłacał taksę, z której część
szła do kasy uniwersytetu, część do kasy dziekana i egza-
minatorów. Prócz tego wchodziły tu w grę inne wydatki
Po skończeniu egzaminu prowadzili kandydaci swych egza*
minatorów do łaźni; po kąpieli następowało częstowanie;
kandydaci zastawiali egzaminatorom wino małmazyjskie
i raczyli ich wykwintnemi przekąskami*).
Częstowania te egzaminatorów nie były wprawdzie
obowiązkiem'^), ale zwyczaj się utarł i narażał na nad*
mierne koszta, z których potem trudno było się uiścić.
W r. 1476 oskarżył apothecarius Paulus studenta Wró-
blewskiego, że tenże mu był winien za konfekcye z okazyi
kolacyi przy jego promocyi dostarczone, w r. 1495 pozywa
niejakaś Agnieszka *) dwóch innych bakałarzy o to, że za
dostarczenie żywności i sprzętów »ad ornamentum men-
sarumcc, znowu z okazyi ich promocyi prawie nic dotąd
nie otrzymała, lecz straciła przytem na domiar złego coś
') Ibidem VIII,
') Thorbeckc, Geschichte der Univ. Heidelberg I, 72.
*) Obszerne przedstawienie z późniejszej epoki a Maczków-
skiego Lib. Prom. LXXXVIII i nast — Thorbecke 1. c. p. 88 i nast
*) Muczkowski, Lib. Prom. IX i C.
»| Ibidem IX.
«; AeU Rect 409, 1736.
z ŻTCIA SCHOLARÓW I MAOLSTRÓW. 379
^ bielizny na festyn wypożyczonej. Dhigi zaciągnięte przy
promocyi ciężyły potem przez lat szeregi i utrudniały życie ^).
Najniższy to stopień w rzędzie stopni uniwersyteckich;
osiągali go młodzieńcy w przeciętnym wieku lat dwu-
dziestu. Laureat taki posiadał nauki nowoczesnego matu-
rzysty; pod względem filozofii stał jednak od niego wyżej,
filozoficzne wykfcady, ćwiczenia i dysputy wyćwiczyły mu
myśl i oćwiczyły zarazem. Z zastępów scholarów, wpisu-
jących się rok rocznie do wszechnicy mała tylko cząstka
dosięgała tego pierwszego szczebla naukowego. Wyracho-
wano, że przeciętnie dobiegała tego celu tylko V4 ^^^ <^o
najwyżej jedna trzecia z inskrybowanych scholarów. Reszta
t3anczasem pozostawała na niższym poziomie, tonęła w ni-
cości i marności, lub w razie zdolności usiłowała potem
dojść do znaczenia, choćby bez odznaczenia.
Wielu bakałarzy zadawalało się tym stopniem i nie
sięgało już wyżej. Tytuł taki bywał już bowiem zalece-
niem na niektóre stanowiska. Spotykamy między innymi
często bakałarzy uniwersytetu na czele szkół parafialnych
w Krakowie i innych miastach, jeden jest rektorem scho-
larum in hospitali, drugi w szkole św. Anny, inny prze-
wodzi szkole w Wieliczce, drugi znów jest rektorem
w Tarnowie, inny w Bochni, inni wreszcie zajmują to
stanowisko w Miechowie, Łęczycy, Szydłowie*). Liczni
bakałarze w odmienny sposób przepychali się przez
życie, uczyli prywatnie i przygotowywali do egzaminów
przez t z. resumptiones, lekcye prywatne, udzielane mia-
nowicie po bursach*), lub przyjmowali scholarów na mie-
szkanie i zobowiązywali się do opieki nad nimi^).
*) Ibidem 2313.
*) Acta Rect. 1621, 315, 1090, 1626, 3163, 1646, 326, 1750, 2865,
2744. Rektor szkó? w Szydłowie Abraham z Piotrkowa, niesZasznie
przywłaszczył sobie tytuł bakalarza, usurpando sibi titulum per-
sonae promotae; rektor ściga go swym wyrolciem.
') Acta Rect. n. p. 946.
*) Acta Rect. 605 ma bakalarz pueros sibi a parentibus com-
mendatos; 677 powierzają mu chłopców ad conseirandum.
380 KSIĘGA IV.
Bakałarz, który nie opuszczał Krakowa, mógł przy
takich zajęciach oczywiście postępować dalej koleją za-
czętych studyów, dążyć do stopnia magistra. O ten naj-
wyższy stopień magistrów ubiegało się jednak znacznie
mniej scholarów, niż o bakałarstwo. Może też tylko Vs«
lub Vi6..u część z wszystkich zapisanych dosięgała tej go-
dności. Zauważono słusznie, że tryb nauki uniwersyteckiej
miał pewne znamiona i właściwości cechu; stopień ba-
kałarza przekształcał ucznia w czeladnika, który uczył się
dalej, lecz miał przytem pewne już prawa do nauczania
a nawet obowiązki. Jeżeli bakałarz był zobowiązanym słu-
chać teraz wykładów wyższego kursu i brać udział w dy-
sputach sobotnich, t. j. rozstrząsać argumenta postawione
przez magistrów, czyli respondere, to oprócz tego musiał
on teraz i samodzielniej występować; powinien mianowicie
w dnie niedzielne urządzać sam dysputacye na modłę dy-
sputaćyi sobotnich magistrów. Te actus baccalariorum,
przy których zapewne scholarze odgrywali rolę »respon-
dentes«, były także turniejem myśli średniowiecznej, lubu-
jącej się w dyskusyi. Prócz tego mieli bakałarze "w czasie
kanikuły t. j. w lipcu i sierpniu przez miesiąc lub trzy
tygodnie wygłaszać jakiś wykład, a także podczas postu.
Wykłady te były próbą późniejszej działalności i zapra-
wianiem się do zawodu; najczęściej objaśniano przy tern
kompendya traktatów przez profesorów komentowanych.
Obowiązki wzwyż wyłuszczone ciążyły na bakalarzu przez
dwa lata; wypełnianie ich nazywało się »biennium com-
plere in gradu baccalarii *)«.
Po tych dwóch latach można się było zgłosić do
drugiego wyższego egzaminu artystów. Tymczasem nale-
żało się obeznać z wyższemi naukami filozofii, trudniej-
iszymi traktatami logicznymi, z fizyką, metafizyką, etyką,
polityką i ekonomiką według zasad Arystotelesa, z ma-
») Muczkowski, Lib. Prom. XXIX.
z ŻTCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 381
tematyką, muzyką i astronomią*). Jak przy pierwszym
egzaminie, tak i teraz znów badano, czy kandydat wy-
pełnił wszystkie żądane warunki i żądano, aby to wykazał.
Egzamin odbywał się raz do roku, zaraz po świętach Bo-
aego Narodzenia. Rezultatem jego, jeżeli przebieg był szczę-
śliwy, było nadanie prawa nauczania, czyli tak zwana li-
centiatura. Prawo to mógł nadawać tylko Kościół, t j.
kanclerz uniwersytetu, który się przy tem wicekanclerzem
wyręczał; a dzień, w którym się to odbywało, nazywał się
dniem Arystotelesa, festum Aristotelis *). Kandydaci, którzy
musieli opłacać się za egzamin, mieli i inne przy nim wy-
datki. Wśród egzaminu urządzali ucztę dla egzaminatorów
i innych magistrów i musieli także pamiętać o podarkach
dla wicekanclerza^). Po egzaminie zaś zapraszali magistrów,
a przedewszystkiem egzaminatorów na biesiadę, zwaną
prandium Aristotelis. » Dyrektorem « jej bywał dziekan, w r.
1493 n. p. Paweł z Zakliczewa, który wskutek nastroju
tej uczty i gwałtownych wybryków usprawiedliwiać się
potem musiał w r, 1494 przed sądem rektora*).
Czasami kanclerze uniwersytetu, biskupi krakow-
scy urządzali takie uczty dla świeżo kreowanych li-
cencyatów. Libanus w swojej Paraclesis opowiada nam
o biesiadzie, convivium splendidissimum, danej w biskupim
pałacu przez Piotra Tomickiego, w której potrawy rozmaite
— omnigena ferculorum edulia — walczyły o lepsze z wi-
nami, które dziwnie podochociły towarzystwo. A Samuel
Maciejowski szedł później w ślady Tomickiego. Pozostawał
po licencyaturze akt ostateczny, t j. promocya uroczysta
na magistra. To był już wewnętrzny czysto akt uniwer-
sytetu; 1 z. ostatnia determinacya odbywała się zwykle
krótko po licencyaturze w obecności dziekana i fakultetu.
*) Liber. Prom. Xin.
") Muczkowski, Lib. Prom. XXIV.
•) Muczkowski 1. c. CXXVII.
*) Acta Rect. 1641.
882 KeaĘ&Ł iv.
Stało się zwyczajem, ie lioencyaci filozoficzni po krótkim
czasie zgłaszali się do tej promocyi na mistrzowstwo;
nie było przy tern egzaminu, lecz opłacić to należało pie-
niędzmi. Na wyższych fakultetach, gdzie opłaty były zoa-
czniejsze, wielu poprzestawało na licencyaturze, zanie-
chiwając uzyskania stopnia magistra dla zbyt wielkiego
nakładu^). Sam akt promocyi na magistra polegał na
krótkiej dyspucie i na doręczeniu przez promotora biretu
mistrzowskiego.
Uczty urządzane przez nowych magistrów lub do-
ktorów tolerował uniwersytet długo, bo były one zwy-
czajem starym i służyły według wyrażenia ówczesnego do
pokrzepienia i ucieszenia pracowników — pro refectione
atque consolatione laborantium in uniyersitate. W po-
czątku jednak szesnastego wieku, kiedy uniwersytet uboiat,
a wiele niedostatków upominało się o naprawę, usiłowano
tamę położyć zbytnim wydatkom. Prandia, wystawne
uczty zamierzono znieść, a częstowania ograniczyć do
przekąsek, refekcyi, składających się najczęściej z cukrów,
słodyczy i wina ; w miejsce uczty miała za to wejść w żyde
opłata pieniężna.
W r. 1512 mianowicie, za rektoratu Macieja z Mi^
chowa powzięto uchwałę, aby prandia przy promocyacii
wszelkich fakultetów na sześć lat zawiesić; promowowani
mają zamiast tego płacić uniwersytetowi 20 florenów na
pokrycie niedostatków i ofiarowywać obecnym przy akcie
magistrom nowe birety i cirothecae czyU rękawice.
Uchwała ta normowała taksy przy innych także promo-
cyach na bakałarzy i licencyatów*); dzień Arystotelesa
miano jednak obchodzić według starych zwyczajów.
W r, 1524 znowu ponowiono uchwałę co do ograniczenia
prandia przy doktoratach, mniej więcej w tym samym
*) Winter: O źivotć na vysok;^ch skol4ch prałskych
8tr. 539.
*) Conclus. univ. 1512.
z ŻYCIA tSGHOŁABÓW 1 MAGISTRÓW. 38$
kierunku; następnie jednak w r. 1531 cofnięto te uchwały
i przywrócono prandia, »gdyż uniwersytet przy tych pro-
mocyach doznawał przykrości i wstydu, ponieważ na te
uroczyste akty zapraszano obcych rozmaitych, duchownego
i świeckiego stanu, a ci po umęczeniu i długiem siedzeniu
w auli bez pokrzepienia, jakie dawniej było w zwyczaju,,
musieli teraz na sucho do domu powracać i sarkali przy
tem na ściśliwość i skąpstwo uniwersytetu^)«.
Po odbyciu tych wszystkich egzaminów i aktów
stawał się młody człowiek magister artium regens et
legens. Właściwie miał on wtedy obowiązek pozostania
i nauczania przez pewien czas w szkole, która mu dała
insygnia doktorskie, zacząć swe lata próby t. z. biennium.
Ale wielu uchylało się od tego obowiązku, a i dyspensy
od niego zwalniały*). Kto jednak pozostał w uniwersy-
tecie i zaczął tu nauczać, nie myślał najczęściej o ograni-
czaniu się do tego najwyższego filozoficznego tytułu. Ludzi,,
którzy przez całe życie pozostali w fakultecie artystów, jak
np. Stanisław ze Sobniowa, było mało. Mógł na to wpłynąć
albo brak ambicyi, albo brak pracy i zdolności. Młody
magister artystów myślał więc o wyższych wydziałach
i zwykle się w nich teraz jako uczeń zamierzał aplikować..
Byli tacy, którzy po filozoficznem studyum przeszli jeszcze
dwa całkowite wydziały, dekretów i teologii. Biskup kra-
kowski, Tomasz Strzempiński, został magistrem artystów
w r. 1427, doktorem prawa w r. 1431, mistrzem teologii
w r. 1443. Podobnie długo nauką się parał na różnych
wydziałach kolega jego Jan Dąbrówka. Oczywiście jednak
nie wszyscy mieli tyle wytrwania i gorliwości.
Kto wogóle miał ochotę do dalszych studyów, obierał
sobie jeden z wyższych wydziałów i do niego się ogra-
niczał. Przebycie studyów fllozoflcznych uchodziło przy
tem za pożądany wstęp do wyższej nauki, lecz nie za ko-
*) Conclus. univ. 1524! i 1631.
•) Muczkowski, Liber. Prom. V.
n
384r KSIĘGA lY.
nieczny. Statuta często od tych wyższych scholarów żą-
dały stopnia magistra na wydziale artystów. I tak ustawy
wydziału teologicznego z roku 1521 kładą za warunek dla
mistrza teologii, ))aby przedtem przez pięć lat przykładał
się do nauk wyzwolonych i osiągnął w nich stopnie« —
anhelans proficere in theologia, primum per quinquennium
artibus liberalibus et promotionibus in eisdem operam
navet operosam^); w konkluzyach jednak z r. 1524 czy-
tamy, że i taki, który żadnego stopnia nie osiągnął w in-
nym fakultecie, mógł studyować teologię i osiągać teolo-
giczne stopnie. W tych samych konkluzyach powiedziano
dalej, że wśród doktorandów kanonistycznych mcgą być
tacy, którzy nie są magistrami artium. Co do medycyny
uchwalono w r. 1433 i 1525*), że nikt nie ma być przy-
puszczonym do promocyi medycznej, jeżeliby nie był
mistrzem filozofii. Ale i na tym wydziale dopuszczano
wyjątki »).
Mówimy o wyjątkach, bo niewątpliwie najczęściej
się działo, że scholar wstępujący na wyższe fakultety przy-
nosił ze sobą stopnie wydziału artystów. Scholarów takich
było z natury rzeczy mniej, niż na wydziale artystów.
W sprawozdaniu fakultetu jurystów w Lipsku wystoso-
wanem do księcia w samym początku szesnastego wieku
czytamy, że frekwencya artystów jest największą; oni
właściwie wytwarzają i stanowią uniwersytet Fakultet
prawników nie liczył nigdy ponad stu członków, prze-
ważnie pozostawał dużo pod tą liczbą. Teologowie mieli,
jak tam powiedziano, rzadko więcej nad sześciu lub sie-
dmiu scholarów, medycy czterech lub sześciu*). Takie sto-
sunki liczb panowały na wszystkich uniwersytetach.
*) Archiwum do dziejów lit. (1878) T. I, IŁ
*) Conclasiones 1526/6.
■) Wyraźnie możliwość wyjątków i dyspensy uchwalono w r.
1536 (zob. Conclusiones) powolywująo się przy lem na praktykę
wyższych fakultetów.
*) Paulsen, Hist. Zeitschr. 45, 304.
z ŻYCIA SCHOLABÓW I MAGISTRÓW. 385
Zaczniemy od najmniej licznego fakultetu me-
dycznego. Promocye w tym wydziale, jak wogóle na
wyższych wydziałach, były rzadkie, często kilka lat ubiegło
bez żadnego egzaminu. Scholar medyczny w Krakowie
miał według statutu z r. 1433 przez pięć lat studyować
i słuchać wykładów, a to pięciolecie i później uchodziło
za normę. W tym czasie miał się obeznać z naukami Avi-
cenny, Galena, Hipokratesa, Razesa, którzy uchodziU za
kanoniczne na tem polu powagi. W pierwszych dwóch
latach według konkluzyi z roku 1525 słucha ciągle »le-
ctiones essentiales lectorum ordinarioruma. Prócz tego po-
winien dwa razy dysputować w tym czasie — sustentet
conclusiones seu respondeat — z magistrami swego wy-
działu. Dysputacye więc i tu występują, choć daleko mniej-
szy na nie kładziono nacisk, niż w wydziale artystów,
a uchwała krótko potem zapadła pozostawiła ich urzą-
dzanie dowolności czy dobrej woli wykładających. Nad
to ma początkujący scholar w czasach kanikuły i postu
riuchać wykładów bakałarzy medycyny.
Następnie wolno mu się zgłosić do dziekana, z prośbą
o przypuszczenie do egzaminu na bakałarza i zwołanie
doktorów medycznych w tym celu. Po odbyciu egza-
minu ma kandydat złożyć cztery floreny dla tychże do
ktorów w nagrodę za ich zachody, jednego florena
dla skarbu uniwersytetu, bedelom ma zapłacić dwana-
ście groszy.
Na bakałarzu medycyny ciążą rozmaite obo-
wiązki; powinien on wykładać i uczyć drugich, wolno mu
przytem już pod pewnymi warunkami praktykować, a wre-
szcie powinien się sam uczyć w dalszym ciągu i konty-
nuować swe studya. Wykłady te bakałarzy miały się od-
bywać dwa razy do roku, w dniach kanikuły i w czasach
postu; objaśniali w nich księgi łatwiejsze, tak jak baka-
łarze — kursorzy u teologów. Prócz tego dozwoloną im była
pewna praktyka. Praktyka ta była rozmaitą i rozmaitymi
Hiai. Uniw. T. TL. 26
386 KSIĘGA lY.
określoną warunkami. W Montpellier a na modlę Mont-
pellier i w Kolonii ograniczono ją w taki sposób, aby wpra-
wdzie zapewnić młodym lekarzom pole doświadczalne,
ale zarazem zabezpieczyć siebie i współobywateli przed
niedoświadczeniem młodzików; był na to prosty sposób
puszczenia ich na dalsze okolice. W Kolonii pozwalał im
statut praktykować tylko poza miastem w odległości sze-
ściomilowej. Trudno zaprawdę o radykalniejszy środek
ostrożności i dosadniejsze stwierdzenie miłosierdzia ... dla
siebie. W Wiedniu, Lipsku i innych uniwersytetach żą-
dano natomiast od bakałarza, aby przez rok lub dwa lata
towarzyszył do chorych doktorowi i w praktyce go wspo-
magał ^). Podobne zarządzenia istnieć musiały w Krakowie.
Bakałarzom nie wolno było samodzielnie praktykować,
a statut z r. 1511 (Gonclusiones) za rektoratu Adama de
Bochyn wydany ograniczył ich samowolę. Konkluzye z r.
1525 powoływując się na DStatutum antiquuma zarządzają
znowu, ))że scholarze i bakałarze medycyny dla wprawy
w praktyce mają ze swymi mistrzami chorych odwiedzać,
a posłani przez mistrzów swych mogą lekarstwa i rady
udzielaća. W r. 1513 rozgrywa się przed sądem rektor-
skim proces między doktorem medycyny Janem z Ostrze-
szowa a bakałarzem tegoż przedmiotu Mikołajem z Tu-
liszkowa. Chodziło między innemi o kłótnie i injurye sło-
wne. Bakałarz nazwał magistra osłem w Italii wyhodo-
wanym. Musiał tedy to odwołać, a przy tern zabroniono
mu praktyki, na którą już się puszczał*). W maju nastę-
pnego roku przyszło do ponownej rozprawy przed rekto-
rem. Mikołaj z Tuliszkowa bowiem nie dbając o w^yrok po-
przedni praktykował i ćwiczył się nadal w leczeniu. Jan
z Ostrzeszowa pozwał go więc znowu o nadużycia, a po-
zwany bronił się tem, że tylko najbliższym swym i przy-
jaciołom służył radą i lekarską pomocą ^). 17-go lipca roku
^) Kaufmann. Geschichte der deutsohen Uniy. II, 296.
') Gonclusiones a. 1513.
») Acta Rect. n. 2276. Por. 2297.
z ŻYOIA SOHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 387
1514 przyszło wreszcie do uregulowania tej sprawy. Wy-
rok jest ciekawy dla panujących w tej mierze stosunków.
Uniwersytet cały na zebraniu ogólnem cofnął dawniejszą
suspensyę praktyki wymierzoną na Mikołaja z Tuliszkowa
i mając wzgląd na »małą liczbę medyków w uniwersy*
tecie krakowskima, pozwolił bakałarzowi medycyny pra-
ktykować »in casibus minoribus^, w takich mniej ciężkich
wypadkach, na któreby wiedza bakałarza wystarczała. Miko-
łaja z Tuliszkowa napomniano jednak przytem, aby zawsze
miał wzgląd na jednego doktora medycyny, a przede,
wszystkiem na Jana de Smygel, który był wtedy dzie-
kanem wydziału. Słowa »habeat respectum^ równają się
zapewne poleceniu, aby w swej praktyce radził się swego
przełożonego^).
Bakałarz więc medycyny miał różne zajęcia i obo-
wiązki. Bo oprócz wykładów podczas kanikuły i postu,
miewał on zapewne niekiedy lekcye i w innym czasie,
przeznaczonym dla lekcyi magistrów; lekarzy ukończonych
było bowiem mało, a często brak zupełny*).
Jeżeli zaś bakałarz zamierzał o wyższe ubiegać się
stopnie, to musiał on oczywiście prócz tego oddawać się
pilnie nauce, a więc słuchać w dalszym ciągu wykładów,
prócz tego cztery odbyć dysputacye. Tak przebywszy na-
stępne dwulecie mógł się zgłosić do wyższego egza-
minu. Dziekan i magistrowie mieli w tym celu na wstę-
pnem zebraniu zbadać jego warunki, przeszłość i prowa-
dzenie. Potem według statutów z r. 1433 dziekan z innym
doktorem fakultetu przedstawiał go kanclerzowi'); według
konkluzyi z r. 1525 udawał się bakałarz z wybranym przez
siebie promotorem do wicekanclerza z prośbą o » otwarcie
^) Oonclus. univ. 1514.
') Kaufmann, Geschichte der deutschen Univ. II, 295 mówi:
In der medioinischen FakuMt tritt das Recht der Baccalare Yorle-
sungen zu halten und die entsprechende Pflioht stilrker hervor, ais
hei den Juristen.
*) Rocznik Wydziału lek. I, 58.
25*
388 KglĘOA lY.
egzaminua i o nadanie licencyi w razie pomyślnego
wyniku. Po dopuszczeniu do egzaminu składał kan-
dydat dwa floreny dla wicekanclerza i po dwa floreny
dla każdego z egzaminatorów, prócz tego miał zgotować
refekcyę dla tychże samych i zakupić w tym celu jeden
funt konfekcyi i baryłkę najlepszej małmazyi. Licencya-
turę otrzyma on na uroczystym akcie w uniwersytecie
w obecności zebranych magistrów uniwersytetu. A w razie,
gdyby się ubiegał o tytuł doktora, poprosi rektora, aby mu
wyznaczył dzień w auli na ten akt uroczysty. Tam się
odbędzie dysputacya i mowa pochwalna na cześć sztuki
lekarskiej i wydziału wobec sproszonych magistrów wszyst-
kich fakultetów. Rozdzieli tu doktorand rękawice między
mistrzów, da trzy floreny dla skarbu uniwersytetu, jedną
grzywnę dla bedelów. Po otrzymaniu insygniów doktor-
skich uczęstuje wreszcie refekcyą cały uniwersytet.
Uchwały te wyprzedziły bezpośrednio pierwszą pro-
mocyę na doktorów medycyny w uniwersytecie
Jagiellońskim. Dotychczas wychodzili z krakowskiego uni-
wersytetu tylko bakałarze, lub co najwyżej licencyaci.
Najwyższego stopnia nikt nie otrzymał, bo wydział był
marny i nieliczny, a nikt się nie zgłaszał o to naj-
wyższe odznaczenie. Akt ten pierwszy odbył się nader
uroczyście, ostatniego lutego r. 1527 za rektoratu medyka
Łukasza Noskowskiego. Kandydatów było trzech: Adam
z Brzezia, Mikołaj Sokolnicki i Szymon z Szamotuł. Wielkie
lektoryum górne, zwane aulą w Collegium maius, przy-
brano ozdobnie makatami, które pożyczano na takie uro-
czystości; zaproszono nań magistrów uniwersytetu i raj-
ców miejskich. Zaczęło się od dysputy między promotorem
i kandydatami, poczem promotor wypowiedział mowę po-
chwalną na medycynę i filozofię i zaprosił doktorandów
na katedrę dla wręczenia im insygniów. Nastąpiła przy-
sięga, którą młodzi doktorzy powtarzali za bedelem. Po
ofiarowaniu promotorowi podarunków, wypowiedział w ich
imieniu Sokolnicki mowę dziękczynną, poczem wszyscy
z ŻTCIA SOHOŁARÓW I MAOIOTRÓW. 389
uczestnicy udali się do kościoła św. Anny na odśpiewanie
hymnu ambrozyańskiego. Odprowadzono wreszcie dokto-
rów uroczyście do ich mieszkań; refekcyi na końcu ani
rozdawania rękawic nie było, bo ze względu na niezwy-
kłość i nowość tej uroczystości darowano kandydatom te
zobowiązania ^).
O stopniach i przebiegu studyów w fakultecie
jurystów mniej wiemy, bo prócz wzmianek rozrzuco-
nych wśród konkluzyi mamy dopiero statuta tego wy-
działu spisane w r. 1719, które powoływują się wprawdzie
często na » dawne zwyczaje i uchwały «, lecz zawsze nie
są źródłem, na któremby się stanowczo oprzeć można,
a prócz tego dużo zawierają ogólników. Studyum prawa
trwało dłużej niż medyczne, w Erfurcie lat osiem, w Wie-
dniu siedem. Po trzechletnich zwykle naukach zgłaszał
się scholar do bakalaryatu. Zaczynało się od egzaminu
wstępnego, zw. tentamen, zbadania, czy kandydat dopełnił
wszelkich warunków żądanych; następował egzamin, a ra-
czej wykład kandydata dotyczący kilku tytułów prawa
mu przedłożonych; ma on je objaśnić memoriter et ma-
gistraliter ^), odpowiedzieć na pytania i argumenta egza-
minatorów. Odbywszy ten egzamin powinien on następnie
według uchwały z r. 1524') na swoją determinacyę, t j.
promocyę uroczystą na bakałarza zaprosić rektora i wszy-
stkich doktorów i bakałarzy prawa kanonicznego i po
akcie uroczystym zgotować dla nich w stuba communis
koUegium kanonistów skromną lecz przyzwoitą przekąskę
(honestam et moderatam coUationem) złożoną z cukrów
i innych przysmaków, od czego jednak spłatą czterech
florenów wolno mu się wykupić*).
') Cały opis według Gonclusiones z r. 1527.
') Por. Statuta facultatis iuridicae w Czasopiśmie poświęconem
prawu (1864) U. XXIX.
*) Conclusiones.
*•) Bakałarze u dekretystów podobnie jak u teologów wielką
390 KSIĘGA lY.
Ubiegający się o licencyaturę i doktorat ma »wedhig
dawnego zwyczaju w tym wydziale zachowanego«( opłacić
35 złotych węgierskich, które się rozdzielą na wicekan-
clerza, promotora, dziekana i egzaminatorów*). Licencyę
nadawał wicekanclerz, jak w innych fakultetach; zazna-
czono tu jednak, że może dawać licencyę procancellarius
wydziału prawniczego, »którego dawniej wydział ten po-
siadał *)«. Przedtem jeszcze miały miejsce t z. yesperiae,
czyli dysputacya publiczna wieczorna"). Otrzymawszy li-
cencyaturę mógł się kandydat ubiegać o insygnia doktor-
skie. Na akt ten zapraszał rektor magistrów i bakałarzy
wszystkich fakultetów, którzy kandydata prowadzili proce-
syonalnie do kościoła Wszystkich Świętych lub kollegium
kanonistów, bo w jednem lub drugiem miejscu odbywały
się te promocye. Tutaj po różnych przemowach wstępo-
wał wreszcie kandydat na katedrę i tam wręczano mu
insygnia nowej godności.
Daleko lepiej znamy zwyczaje i warunki przy na-
dawaniu stopni w teologicznym wydziale w^skutek
tego, że statuta z r. 1521 zachowały się nam w całości^)*
Przebycie całej ich skali było tu rządkiem zawsze zjawi-
skiem, bo i droga była długą i osiągnięcie najwyższego
odgrywali rolę; oni spełniali przeważnie nauczycielskie zadania uni-
wersytetu. Por. Kaufmann, Die Geschichte der deutschen UniT.
I. 357.
^) Czasopismo etc. p. XXX.
*) Wzmianka o tem w Statutach 1. o. XXX: baccalaureus...
ad procancellarium universitatis, si facultas iuridica suum seorsiviiiii
procancellarium non habeat, sicut antea habebat... remittaŁur.
A więc i w Krakowie mianował niegdyś kanclerz osobnych wice-
kanclerzy dla prawników i może dla wszystkich fakultetów. W Hei-
delbergu po chwiejnej praktyce pierwotnej mianuje kanclerz w r.
1429 dziekanów czterech fakultetów wicekanclerzami i to się powoli
ustaliło. Thorbecke, Geschichte der Univ. Heidelberg I, 66 (Anmer-
kungen). W Krakowie natomiast wcześnie zapanował zwyczaj mia-
nowania jednego wicekanclerza dla całego uniwersytetu.
') Czasopismo etc. p. XXXIX.
*) Archiwum do dziejów literatury i oświaty I, 73 (ed. Szujski).
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 391
stopnia zbyt drogiem. Mówiliśmy już o etapach studyum
teologicznego; wypada nam teraz bliżej szczegółom się
przyjrzeć. Nauki teologiczne trwały dwanaście lat i dłużej;
w wieku więc dojrzałym stawał dopiero kandydat u celu
swoich dążeń między 36-tym a 40-tym rokiem życia*).
W Krakowie mamy przykłady bardzo długiego przeciągu
tych studyów. Maciej z Łabiszyna zapisał się do uniwer-
sytetu krakowskiego w r. 1419, a w r. 1425 został magi-
strem filozofii; w r. 1427 zaczyna on się przykładać do
teologii, której bakałarzem zostaje po siedmiu latach do-
piero w r. 1434, magisterstwo teologii osiąga wreszcie dopiero
w r. 1446. Tak więc przez całe lat dwadzieścia siedem
nauką się parał w uniwersytecie, zanim doszedł do osta-
tecznego celu swej pracy *). Św. Jan Kanty przebywał lat
piętnaście na studyach teologicznych (1429—1443) w cha-
rakterze scholara i docenta ®). Benedykt z Koźmina, który
w r. 1525 został magistrem filozofii, promowował na do-
ktora teologii dopiero w r. 1553. A chociaż inni pewnie
prędzej dokonywali tej drogi, to zawsze była ona ucią-
żliwą i dużo pochłaniała czasu. Statuta z r. 1521, ułożone
przez prof. teologii Marcina z Olkusza i Michała z Wro-
cławia określają jej przystanki i przebieg.
Młody człowiek, przebywszy najczęściej filozoficzne
studya zabierał się dopiero do teologicznej nauki, obe-
znawał się z księgami Sentencyi Lombardusa, które były
kanonem dogmatyki i słuchał wykładów teologicznych ;
przed osiągnięciem bakalaryatu miał on przynajmniej dwa
lata pilnie pracować. W rzeczywistości jednak studyum
to wstępne trwało daleko dłużej. Niektóre uniwersytety
żądały sześciolecia, inne pięciolecia przed ubieganiem się
o pierwszy stopień. Potem zgłaszał się scholar do którego
z magistrów, który go miał na niższego bakałarza —
*) Por. Adolph Franz: Der Magister Nikolaus Magni de Jawor
(1898) p. 30.
*) Ks. Fijalek, Studya do dziejów uniw. krak. p. 164/5.
') Tenże, Jakób z Paradyża p. ^.
392 KSOiGA nr.
kursora przedstawić, ^praesentare ad cursum legeadumc
Ten upraszał, w razie przychylenia się do prośby, dziekana,
aby zwołano w tym celu zebranie teologów. Na tern
zebraniu ponawiał petent uroczyście swą prośbę, a kon*
gregacya orzekała następnie, czy zasłużył sobie na tę go-
dność. Bez egzaminu więc, jedynie na podstawie zeznań
magistra i opinii, której u mistrzów zażywał, dochodził on
do stanowiska najniższego bakałarza-kursora. W przysiędze,
którą musiał złożyć, zobowiązywał się między innemi do
teo^o, że nie przyjmie tego stopnia w żadnym innym uni-
wersytecie i że przez dwa lata w godzinach popołudnio-
wych wyłoży po 80 rozdziałów wyznaczonych z pisma
świętego i to nie obszernie, lecz kursorycznie, że dalej w ka-
żdym roku będzie raz Dordinariea dysputował i po za
tern jeszcze w innych razach, że wreszcie wszystkie obo-
wiązki będzie wykonywał sumiennie, a składały się one
z lectiones, disputationes i sermones. Jako trzeci więc obo-
wiązek kursora występują tu kazania w języku łacińskim;
te kazania początkujących teologów były zaprawianiem
do praktycznej działalności i pojawiają się na wszystkich
uniwersytetach. Widzimy tedy, że z pierwszym stopniem
kursora spadały zaraz rozliczne obowiązki na młodego
teologa. Więcej niż w innych fakultetach, występuje tu
połączenie uczenia się i nauczania, co jest wogóle zna-
mieniem średniowiecznego uniwersytetu ^). Przedewszyst-
kiem zakres nauki teologicznej był tak obszerny, że nie-
liczni magistrowie nie byliby go mogli opanować, gdyby
wielka część pracy nie spadała na uczniów. »Receptus ad
cursuma, który nie miał właściwie jeszcze prawa używania
tytułu bakałarza, musiał jeszcze po trzy floreny zapłacić
doktorom teologii, uniwersytetowi sześć florenów, bedelom
po jednym florenie. A w krótkim czasie po tej recepcyi
miał on zacząć swe wykłady »facere principium «, co było
zawsze aktem uroczystym, przy którym wobec zebrania
*) Thorbecke, Geschichte der Univer8itat Heidelberg 110.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 393
fakultetu i scholarów młody teolog przemawiał na ogólny
temat, z zadaniem jego właściwem w związku stojący.
I przy tym akcie były znów pewne opłaty i pewne czę-
stowania, które statuta z r. 1524 dozwalały odkupywać
pieniędzmi. Podczas trwania tych lekcyi kursorycznych
równocześnie przygotowywał się młody teolog do dalszych
stopni. Po zakończeniu ))kursu« wolno mu było przez rok
jeszcze gotować się do następnych obowiązków. Potem
znów jeden z magistrów jako promotor przedstawiał go na
stanowisko nauczyciela sentencyi, co się nazywało prae-
sentare ad legendas sententias. Taki sententiarius
w pierwszym roku objaśniał dwie pierwsze księgi sen-
tencyi; w drugim roku zaczynając wykład o trzeciej
i czwartej księdze stawał się baccalaureus formatus.
Rozpoczynał on wykład o każdej z tych ksiąg ogólnym
wykładem, zw. principium. I znowu pewne opłaty i czę-
stowania towarzyszyły tym postępom w karyerze teolo-
gicznej. Po odbyciu sentencyi zostawiano bakałarzowi pół
roku wolności; lekcyi w tym czasie nie miał, musiał jednak
brać udział w dysputach i chodzić na wykłady, a tak przy-
gotowywać się do przyjęcia licencyi. I teraz nie było egza-
minu; zebranie teologów znów rozstrzygało o jego kwa-
lifikacyi — idoneitas, i w razie przychylenia się zalecało
go kanclerzowi lub wicekanclerzowi. Następował akt uro-
czysty, którym kanclerz nadawał teologowi licencyę —
licentiam incipiendi in theologia et magisterium in ea car
piendi et deinde omnes actus ad magisterium in theo-
logia pertinentes faciendi. Po tem częstował licencyat zgro-
madzonych przez »refectio in zuccar et confectionibus«.
W r. 1524, kiedy wszelkie tego rodzaju wydatki usiło-
wano zmniejszyć, i pod tym względem wydano przepisy,
które zmierzały do zredukowania kosztów. Pozostawał
jeszcze ostatni stopień, najy^yższa godność uniwersytetu,
magisterium czyli doktorat w teologii. Mówiliśmy już
o tem, ile kosztów on za sobą pociągał i o tem, że wię-
kszość scholarów cofała się przed tym wydatkiem; dlatego
394 KSIĘGA lY.
też wśród teologów spotykamy tylu bakalarzy i licen-
cyatów, rzadziej zaś dużo doktorów. Akt sam doktoratu,
jako najwyższy był bardzo uroczystym. W r. 1449 nabył
uniwersytet ławki potrzebne na obchód, pro gradu magi-
sterii in theologia, które następnie bedele uniwersytetu
do kościoła, na akt promocyi, za pewną opłatą wypoży-
czali ^). W wilię dnia uroczystego miały miejsce tak zwane
yesperiae. Magistrzy i bakałarze w uroczystycłi ubioracłi
prowadzili Ł z. vesperiandus na miejsce scholastycznego
turnieju. Przy pochodzie muzycy umieszczeni w oknie
jednego lectorium przygrywali na tubach. Naprzód ma-
gister kierujący tym aktem — tenens vesperias — stawiał
jakąś guaestio, przeciw której występował jeden z baka-
łarzy; potem jeden ze starszych magistrów poruszał inną
ąuaestio i wyłuszczał swe argumenta; z kolei przemawiał
vesperiandus i ścierał się z twierdzeniami magistra. Kiero-
wnik wesperyi kończył wreszcie akt cały zaleceniem kandy-
data. Nazajutrz odbywał się akt następny w t z. auli, która
była tym razem kościołem; tak zwanego aulaudus przypro-
wadzano tu znowu w uroczystym pochodzie. Kandydat skła-
dał w tym dniu na klęczkach przyrzeczenie, że słuchać będzie
wiernie Kościoła, że będzie go bronił i czcił swych ma-
gistrów. Następowało doręczenie insygniów doktorskich.
Po tym akcie nowy doktor wstępował na katedrę, a ma-
gister kazał mu zacząć doktorską działalność : incipiatis
in nomine patris etc. Wykład sławiący pismo święte był
pierwszym jego wykładem, poczem znowu następował
turniej scholastyczny między świeżo kreowanym magi-
strem a jednym ze starszych bakałarzy. Po dyspucie koń-
cowej magistrów składał wreszcie nowy dygnitarz fakul-
tetu dzięki za zaszczyt osiągnięty. Rozdawano przytem
dary, postawy sukna i rękawice. Wreszcie intonowano
Te Deum, po którego odśpiewaniu udawano się z muzyką
do kollegium na refectio i prandium zgotowane przez no-
») Conclus. univ. 1^9 {Nov.).
z ŹTCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 395
wych magistrów. Taki był przebieg promocyi teologów;
wyjątkowe okoliczności uświetniały jeszcze akt, sam przez
się uroczysty. W r. 1553 na promocyę trzech doktorów,
wśród których był Benedykt z Koźmina, kaznodzieja ka-
tedralny, przybył król Zygmunt August w własnej osobie,
zwiedził kollegium, potem udał się do kościoła św. Anny
i słuchał uważnie dysputacyi; nie odmówił nawet udziału
w uczcie, którą następnie wyprawił biskup krakowski,
Andrzej Zebrzydowski *).
Mówiliśmy, że nie wielu dochodziło do tego szczytu
teologicznych studyów, a zarazem całej uniwersyteckiej
nauki. Wogóle sięgano po ten laur przeważnie bardzo
późno; wyglądał on nieledwie jako odznaczenie zasłużo-
nych profesorów. Wymagania wielkie pracy i kosztów
odstraszały od tego kroku. Dlatego też większa część obo-
wiązków nauczycielskich teologicznego zawodu spadała
na baccalarii formati, lub na licencyatów. Pierwszym
może, który w Krakowie doktorat teologiczny osiągnął,
był Jan z Kluczborga na Śląsku, długoletni później uni-
wersytetu nauczyciel*).
Prócz tych graduati, których uniwersytet sam wy-
twarzał, których sobie przygotowywał na nauczycieli, po-
jawiali się inni, odznaczeni stopniem na innych uniwer-
sytetach. Zgłaszali się oni dosyó często z prośbą o uznanie
ich tytułu, jak dziśby powiedziano, o nostryfikacyę. Za-
silało to uniwersytet nabytkami, szczególnie w tych wy-
działach, które miejscowymi ludźmi stać ani ostać się nie
mogły i potrzebowały dlatego napływu z zewnątrz. I tak
medyczny fakultet, który dopiero w szesnastym wieku
w Krakowie pierwszych kreował doktorów, istniał do-
*) Wilecki, Lib. diligentiarum 356. Zygmunt August odwiedził
w roku 1553 pierwszy raz uniwersytet cclen odium praedecessorum
8uorum». To jest znamienne dla epoki i położenia uniwersytetu.
') Por. Miaskowski. Beitr&ge zur Krakauer Theologengesohichte
9—11. (Paderborn 1899). '
396 KSIĘGA lY.
tąd wyłącznie z pomocą ludzi, którzy swe tytuły z in-
nych przywieźli uniwersytetów. Wśród zgłaszających się
o nostryfikacyę były jednak dwie kategorye; jedni chcieU
w Krakowie działad i nauczać, dla drugich było to aktem
bez doniosłości praktycznej, życzyli oni sobie tylko uznania
dla swego stopnia. Rozróżniają te kategorye konkluzye
uniwersytetu z r. 1490 i 1516. Ci drudzy nazwani tu ta-
kimi »qui ingenium suum ostentare et militiam volue-
rint et solum . . loco gauderea. Pierwszych pociągano do
pewnych opłat; konkluzye z r. 1516 każą im składać 20
florenów na rzecz uniwersytetu; drudzy natomiast byli
od opłat tych wolnymi. Zawsze jednak żądano od ludzi
promowowanych na innym uniwersytecie pewnego egza-
minu; polegał on na dyspucie z ludźmi tego samego stopnia
i fachu na miejscu, a więc bakałarz musiał dysputować
z bakałarzami, magister chcący się »inkorporowaća w Kra-
kowie z magistrami miejscowymi. Ten egzamin określają
już statuta uniwersytetu z początku piętnastego wieka*),
potem uchwały z r. 1516*) ściślej unormowały niektóre
jego szczegóły. Promowowany gdzieindziej — alibi pro-
motus — zgłaszał się więc do uniwersytetu, który na
swem ogólnem zebraniu rozważał jego kwalifikacye,
a w razie przychylenia się do prośby odsyłał go przed
fakultet, którego był doktorem (»remittere ad facultatem')«).
Przed wydziałem następowała długa dysputa z kandy-
datem, proszącym o recepcyę. W r. 1485 n. p. dyskuto-
wało tak 30 magistrów z Michałem z Bystrzykowa, który
był magister artium promotionis Parisiensis *). Po odbyciu
tej próby przyznawano przybyszowi »locus« między ba-
kałarzami lub magistrami uniwersytetu, wpisywano go
na ich listę. Jeżeli więc dopełnił wszystkich żądanych wa-
*) Muczkowski, Lib. Prom. XX.
•) Conclus univ. (1616).
») Por. Conclus. univ. z r. 1479, 1490 (Marcus Suloer). 1518
(Mikołaj z Wieliczki). lo36 (Waleryan Pcrnus).
*) Liber, dilig. p. 355.
z ŹTdA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 397
runków, mógł on stać się nauczycielem uniwersytetu, zo-
stać actu regens.
Ponieważ uniwersytety miały w promocyach główne
niemal źródło dochodu, dlatego ograniczono te recepcye
pewnymi warunkami i uciążliwościami. A niektóre pierw-
szorzędne uniwersytety, jak Paryż i Bolonia, nie uzna-
wając nawet równorzędności innych wszechnic w tym
kierunku, rzadko tylko potwierdzały stopnie gdzieindziej
nabyte.
-^C^
V.
Rozkład i porządek nauki.
Rok uniwersytetu i jego polowy. — Wakaoye. — Dni świątecaie
i uroczyste. — Praca podczas wakacyi i świąt tylko w części ustaje^ —
Wypełniają je wykłady drugorzędnych profesorów, wykłady i dy-
sputy bakalarzy.
Rozkład dzienny nauki. — Rozmaite wykłady wymagsJy więcej lub
mniej czasu. Dlatego zaczynano i kończono je w różnych terminadL
Wybór lekcyi w fakultecie artystów. — Metoda nauczania.
Przed każdym egzaminem musiał scholar, ubie-
gający się o jakikolwiek stopień wykazać, że słuchał obo-
wiązkowych wykładów, chodził na ćwiczenia (cum his
stetit in exercitii8), w których sokratycznym sposobem
komentowano pewne księgi, iż był wreszcie obecnym przy
pewnej liczbie dysput lub czynny nawet w nich brał udział.
Lectio, exercitium, disputatio — oto trzy drogi, któremi
płynęła nauka i spływała na scholarów. Pewne funkcye
uniwersytetu ustawały w ciągu roku na chwilę, aby
ustąpić miejsca innym, inne, jak np. dysputy trwały przez
<3ały rok okrągły, tak że scholar pilny i gorliwy przez
ciąg dwunastu miesięcy znajdował pożywienie duchowe
aż prawie do przesycenia. W czasach, kiedy książka była
rzadką i nie bardzo przystępną, głos żywy z natury rze-
z ŻYOIA SGHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 399
<5zy daleko większą musiał rolę odgrywać w wychowaniu
i wykształceniu.
O rozkładzie roku w Krakowie mamy różne dory-
wcze wiadomości, z których w przybliżeniu możemy
utworzyć obraz ogólny, ale nie zupełnie jasny, bo zboczeń
w życiu było dużo, a prócz tego najwięcej wiadomości
mamy tylko o wydziale filozofów, których do innych wy-
działów bez zastrzeżeń odnieść nie można. Rok cały roz-
padał się na dwie połowy, dłuższy i ważniejszy semestr zi-
mowy i krótszy letni. Dwa razy do roku miało więc miejsce
odnowienie studyum — innovatio studii, w zimie in cra-
stino s. Lucae, czyli 19 października, a w lecie nazajutrz
po Św. Marku, czyli 26 kwietnia. Krótkie przerwy nastę-
powały na Boże Narodzenie i na Wielkanoc; prócz tego
dłuższe, właściwe wakacye przypadały na dies caniculares
t j. na lipiec i pół sierpnia. Oczywiście data Wielkanocy
wpływała na długość zimowego półrocza. A więc zimowy
semestr trwał od października do czwartej niedzieli postu
(Laetare) lub palmowej, letni od końca kwietnia do pa-
ździernika, z przerwą wielkich wakacyi. We fakultecie
artystów mieli magistrzy po 15 sierpnia lub po św. Bar-
tłomieju znowu lekcye podejmować aż do 29 września i).
Były jednak obok tego przepisy, które przez pewien czas
były przestrzegane, aby zimowy semestr kończyć z po-
czątkiem postu, letni z 14-stym września*). W takim
razie potem następowały znowu wakacye aż do rozpo-
<^zęcia zimowego półrocza z dniem 19-go października').
Te wakacye przeznaczone były według wyrażenia doku-
mentów »dla pokrzepienia sił i przygotowania lekcyi na
następny semestr czyli commutatio«. Właściwie poza tem
') Liber Prom. p. LXIV.
>) Ibidem p. LXVII i CLVI.
') Archiwum dla oświaty II. 398: vaoationes, quae commu-
niter absolvuntur, videlicet diebus canicularibus, a ąuattuor tempo-
ribus s. Crucis (14 wrzesień) ad Festum s. Lncae (18 październik)
'et a Dominioa Laetare vel palmarum ad festum s. Marci (25 kwieć.)*
400 KSIĘGA IV.
powinni byli magistrowie wykładać regularnie i sumiennie.
Ale przerwy były prócz tego liczne; bo oprócz świąt zwy-
kłych kościelnych, których było dużo, było jeszcze sporo festi-
yitates, w których wykłady lub dysputacye wypadały, które
święcono w całości lub połowie. Rozmaite wydziały miały tu
różne statuta i obyczaje ^). Liczba więc dni do pracy prze-
znaczonych topniała wskutek tego znacznie, co chwilę
dzień non legibilis przerywał tok nauki i zadań uniwer-
syteckich. W Toulouse obchodzono takich dni, w których
wykłady zawieszano, aż 93, a do świąt przybywały jeszcze
wigilie i dni poświętne czyli crastina, czasem oktawy,
w których także należało w pewnej mierze świętować *).
Te przepisy jednak dotyczyły przeważnie tylko głównych
wykładów, których przedmiotem były księgi obowiązkowe
(libri ordinarii, formales) przepisane dla scholarów, ubie-
gających się o stopnie. Jakby dla wynagrodzenia za wielkie
przerwy, wypełnienia czasu scholara i dopełnienia nauki
wolno było tym, którzy wykładali przedmioty nieobowiąz-
kowe, mniej ważne, odbywać wykłady w dniach non legi-
biles, nawet podczas wakacyi, tak że scholarowi gorli-
wemu mimo licznych świąt nie zbrakło zajęcia i nauki
Bakałarze artystów wykładali w poście i w dniach cani-
culares i wtedy odbywali dysputy, zwyczajne jednak dy-
sputy urządzali w niedziele. Oczywiście nie miało to prze-
szkadzać nabożeństwu; ale z resztą było tem usprawie-
dliwionem, że, jak statut wiedeński z r. 1389 się wyraża^),
korzystniejszem jest, »aby nasi scholarze i bakałarze nawet
w dni świąteczne odwiedzali szkoły, a nie karczmy i wal-
czyli językfem, a nie szablą«. Nadzwyczajne wykłady, t j.
takie, które nie dotyczyły ksiąg obowiązkowych (ordinarii),
które objaśniano bardziej dorywczo czyli kursorycznie^
*) Dla fakultetu artystów mamy spis tych dni — de festivi-
tatibus per facultatem celebrandis — w Liber Prom. XXI.
') K&mmel w Schmid, Geschichte der Erziehung II, 429.
*) Kaufmann, die Geschichte d. deutschen Universitllten II, 26Ł
z ŻTCIA 8CH0ŁABÓW I MAGISTRÓW. 401
mogły się także odbywać w święta i podczas wakacyi.
Jakie były obowiązki podrzędnych profesorów, wykłada-
jących mniejszej wagi przedmioty, o tern możemy nabrać
wyobrażenia z postanowień co do dekretysty, który miał
objaśniać czwartą księgę dekretałów. W konkluzyach
z r. 1464 powiedziano, że ma on nauczać w soboty wi-
gilijne (sabbatis yigiliarum), w święta i w czasie kanikuły,
Kiedy w końcu wieku fundowano dla tego dekretysty
koUegiaturę 1), zobowiązano go, aby wykładał w dni so-
botnie i w innych dniach, w których nova iura bywają
wykładane, i j. w uroczyste dnie kollegium prawnego
i w czasie wakacyi, które przypadają po świętach Bożego
Narodzenia aż do Trzech Króli, po niedzieli Conductus
Paschae czyli przewodniej do dnia św. Jerzego czyli 24-go
kwietnia, od św. Michała czyli 29 września do św. Gal-
lusa czyli 16-go października. Kiedy zaś ten nowy kolle-
giat otrzyma pełne wyposażenie, z którego w początku
tylko w cząstce będzie korzystał, natenczas prócz w dniach
wymienionych ma jeszcze wykładać w niedziele i dnie
świąteczne, z wyjątkiem głównych i największych świąt
ruchomych, świąt Matki Boskiej i Jana Chrzciciela.
Umyślnie przytoczyliśmy te uchwały, bo one daj%
ogólne wyobrażenie o obowiązkach ciążących na tych
drugorzędnych mistrzach uniwersytetu, a zarazem rzucają
światło na ciągłość pracy w średniowiecznej wszechnicy^
w której liczne święta zwalniały od pracy głównych ma-
gistrów, lecz zwalały ją równocześnie na barki profesorów,,
zajmujących niższe w uniwersytecie stanowiska. Wreszcie,,
jeżeli w uniwersytecie zbrakło scholarowi zajęcia, znaj-
dować on je mógł w mieszkaniach profesorów lub bur-
sach ; w tych ostatnich mianowicie dosyć często odbywały
się wykłady, zwłaszcza od czasu, kiedy pierwotny ustrój
się rozluźnił i powszechnie dosyć wyłamywać się zaczęto
z reguł, przez uniwersytet ustanowionych. Prócz tego za-
*) Porów. Cod. univ. III, 180 i Conclus. univ. 1*91.
Hirt. Uniw. T. II.
402 KSIĘGA IV.
pełniały mu czas liczne repetycye, a wreszcie dysputacye,
które nie ustawały nawet w czasie wakacyi i ćwiczyły
ciągle młode umysły w dyalektyce i robieniu bronią Ary-
stotelesa.
Pracę zagajano wcześnie. Według liber diligen-
tiarum artystów zaczynały się lekcye w zimie o godzinie
trzynastej lub czternastej i trwały do dwudziestej drugiej.
Jeżeli zachód słońca zimowy, od którego liczono godziny,
ustanawiano na godzinę piątą, to godzina trzynasta przy-
padłaby na godzinę szóstą rano, dwudziesta druga na
trzecią popołudniu. Trochę nas dziwić może to wczesne
rozpoczynanie pracy w zimie. Bo światło było drogie,
a okna zwykle zabite płótnem nie dużo go z zewnątrz
przepuszczały. Okna ze szkła były luxusem jeszcze w^ dru-
giej połowie szesnastego wieku. W r. 1463 zdobyto się
w Pradze na jedno okno szklanne w lectorium teologów
słynnego koUegium Karola ^). Zapewne więc świeczka po-
stawiona obok prelegenta miała umożebniać te wczesne
wykłady i wystarczać na całe audytoryum*). W lecie za-
czynały się wykłady o 9-tej a trwały do 20-stej. Jeżeli
godziny liczono od ósmej wieczór, to lekcye zaczynano
o piątej, a trwały one do czwartej po południu. Koło jede-
nastej w zimie spożywano prandium'), wieczerzę zapewne
koło godziny piątej. Ranne godziny przeznaczone były dla
najgłówniejszych przedmiotów, niezbędnych do egzaminów,
t z. libri ordinarii. W późniejszych godzinach, mianowicie
popołudniowych odbywano przeważnie lekcye mniej wa-
^) A. D. 1463 . . . comparatum est yitriun per facultatem artiam
ad fenestram iinam in lectorio theologorum collegii Caroli, ne imbres
et tempestates impediant magistros in legendo et disputando. Cf.
Mon. univ. Prag. I, 2, 81 i Rashdall, The amversities of Europę
U, 2, 666.
') Acta Rect. 933 z dnia 2 grudnia, skarży się student, że go
ktoś napadł summo mane et alias antę auroram ipso actore ad
lecciones suas audiendas in Collegium artistarum transeunte.
») Liber dilig. p. 117.
z ŻTdA SCHOLARÓW I MAOISTBÓW. 408
żne (extraordinariae), w których wykładano kursorycznie.
Ale i po prandium czytano niekiedy księgi obowiązkowe;
prócz tego w tych późniejszych godzinach urządzali często
<5wiczenia ci mistrzowie, którzy do dwóch actus, t. j. do
lekcyi i exercitium byli zobowiązani i).
Ktokolwiek czyta spisy wykładów w Liber diligen-
tiarum fakultetu artystów, gubi się w datach i tychże
dat niejednostajności, spostrzega od razu, że terminy po-
czątków i końca wykładów chwiały się ciągle. Były dwa
półrocza, letnie i zimowe, o granicach dosyć stałych^
ale w obrębie tych półroczy już dlatego wykłady zaczy-
nały się i kończyły bardzo rozmaicie, że różne przedmioty
wymagały według porządków ówczesnych różnego prze-
ciągu czasu, aby magister je mógł wyłożyć i wyczerpać. Com-
putus np. można było wyjaśnić przez miesiąc, drugą część Ale-
xandra przez sześć tygodni, traktaty Piotra Hiszpana wyma-
gały wykładu trzechmiesięcznego; metafizyka Arystotelesa
pochłaniała całe półrocze, tz. Fizyka i Etyka trzy kwartały
w roku. Istniały dlatego osobne przepisy, »jak długo każda
księga ma być objaśnianą ')«. To więc już było przyczyną,
że jednostajności w trwaniu wykładów być nie mogło. Wy-
kłady półrocza zimowego zaczynano z tego powodu rozmai-
cie; weźmy dla przykładu półrocze zimowe z r. 1508/9. Nie-
którzy zaczęli czytać normalnie, a principio innovationis,
tj. od dziewiętnastego października, inni za to rozpoczęli
naukę w początku listopada, inni koło połowy grudnia,
a wreszcie byli tacy, którzy dopiero w drugiej połowie
stycznia wystąpili z pierwszym wykładem®). Kończono
równie rozmaicie. Niektórzy czytali aż do postu, inni
wśród postu jeszcze wykładali; niektórzy po przerwie wiel
*) Liber Promot. LXH— LXIII. W półroczu zimowem 1614/15
czyta Martinus Garbarz, extraneas, o godzinie 24 czyli naszej piątej. —
Acta Rect. 2337.
>) Liber Prom. XIII.
») Liber DUig. 86/86.
26*
404 KglĘOA lY.
kanocnej znowu podejmowali wykłady, aby dociągnąć do
właściwego kresu półrocza zimowego w końcu kwietnia-).
Taka sama chwiejność panowała w lecie. Kończono w po-
czątku lipca; niektórzy jednak po kanikule w połowie
sierpnia podejmowali znów wykłady, inni wstrzymywali
się od tego. Czasami po kanikule rozpoczynano nowy^
krótki wykład •). Bo to było częstym objawem, że w je-
dnem i tem samem półroczu wykładano z kolei dwa
różne przedmioty. Do niestałości, wypływającej z samego
przedmiotu wykładów, przychodziła wreszcie niestałość
i niedbałośó magistrów, która dowolnie skracała, przery-
wała lekcy e. Dziekani piętnowali te negligencye; w lecie
r. 1606 dopisał n. p. dziekan przy wykładzie Wincentego
z Krakowa o Metafizyce: źle skończył przed 14 września,
w jednej godzinie uporał się z trzema księgami — małe
finiyit, una hora tres libros expedivit').
Co do wyboru lekcyi przez magistrów panowały
rozmaite przepisy w rozmaitych fakultetachu Uniwersytet
musiał dbać o to, aby lekcye główne, dotyczące Ł z.libri
ordinarii,' przychodziły do skutku. Na wyższych fakultetach
byli stali przeważnie profesorowie dla ściśle określonych
przedmiotów. Inaczej jednak było na fakultecie artystów.
Tutaj panowała opinia, że każdy magister jest uzdol-
nionym do wykładu każdego przedmiotu z zakresu nauk
wyzwolonych, tu nie było z ma^mi wyjątkami stałych
katedr o ściśle określonem zadaniu. Dlatego przycho-
dziło tu przed każdem półroczem do podziału książek^
aby nie było braków, a z drugiej strony kollizyi — ad
evitandam invidiam et rancorem. Los zazwyczaj o księ-
gach rozstrzygał, które mistrzom przypadały w udzielę.
Dwa razy rocznie, w dzień św. Grzegorza czyli 12 marca
*) Por. n. p. półrocze zimowe 1609/10, w Liber Dilig. p. 90.
») Ibid. p. 88, 89, 99, 145.
») Liber Dilig. 70.
z ŻTOIA BCHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 405
i W dzień św. Idziego, czyli 1 września schodzili się ma-
gistrzy artystów »pro recipiendis ordinariis i)a. W dal-
szym ciągu rozbierano tu między siebie godziny i lektorya.
W Collegium maius było ich siedem; oznaczano je i roz-
różniano następnemi nazwiskami: wielkie lectorium theo-
logorum, szczuplejsze lektorya Ptolomei, Maronis, Socratis,
Aristotelis, Platonis i prope valvam. — Lekcye wyższych
fakultetów różniły się prócz tego tem od studyów artystów,
że tam jeden i ten sam wykład trwał niekiedy dwa lub
trzy lata, u artystów kończył się przeważnie w obrębie
jednego półrocza, a tylko niektóre dziewięciomiesięczne
lekcye sięgały od semestru do semestru.
Wykład opierał się zawsze na księdze, uznanej za
kanoniczną. Nauczyciel musiał ją rozdziałami czytać i obja-
śniać, błąkać się po lesie komentarzy, które każdego miejsca
się uczepiły, i ginąć w tym lesie. To było głównym nie-
dostatkiem średniowiecznej metody. Zamiast na fakta pa-
trzeć i fakta badać, przyglądać się rzeczywistości i przy-
rodzie, zagłębiano się i zasklepiano w księdze i literze,
a litera mogła pozostać w takim razie martwą i księga
księgą o siedmiu pieczęciach. Books were put in the plaoe
of things — powiedział słusznie o całej tej metodzie by-
stry autor angielski. Częste dysputy nie ożywiły martwego
materyału, bo dysputa była jakby tańcem śmierci tej myśli-
która ciągle bujała po abstrakcyach i obłokach, a o ziemię
uderzyć i z niej zaczerpnąć siły nie chciała na lot, któ-
ryby był wzlotem i postępem. Nadużywanie myślenia —
superfluitas meditationis — było znamieniem i brzemie-
niem tej nauki; późniejsze stulecia popadły w inne prze-
sady, w niewstrzemiężliwość czytania i pióra.
*) Liber Prom. VI i CLVI.
HJ^-c-
VI.
Rektor i zarząd uniwersytetu.
Wybór rektora. — Uprawnienie czynne i bierne. — Obowiązki re-
ktora. — Jego pomocnicy. — Bedele. — Rada przyboczna. — Ze-
brania profesorów i ich kompetencya.
Nad porządkiem wykładów w ostatnim rzędzie miał
pieczę sam rektor uniwersytetu, który, skoro mu donie-
siono o niedbałości magistrów, kary wymierzał i wkra-
czał w te niedostaki. Był on przewodnikiem i głową całej
szkoły. » Rektor uniyersitatis, mówi Putanowicz, kt^ren
kieruje styrem tak biegu nauk, jako y wewnętrzney Po-
licyi, rozciąga swą władzę na wszystkie, omnium facul-
tatum osoby y na młódź uczącą się«. Dlatego też uniwer-
sytetowi chodzić musiało o to, aby w godne i odpowiednie
ręce składać ten urząd. Kiedyś Kazimierz Wielki usta-
nowił, aby w jego uniwersytecie scholarze na modłę uni-
wersytetu bolońskiego wybierali rektora z pośród siebie.
To jednak znikło w zreformowanym uniwersytecie Ja-
giełły. Odtąd wybierali rektora magistrzy i to z własnego
grona. Nie znamy dokładnie sposobu, według którego
wybór się odbywał. W konkluzyach z roku 1615 mamy
tylko kilka ogólnych przepisów. Na sam akt mieli się
stawić »wszyscy doktorowie, magistrowie wszystkich fa-
kultetów, bakałarze i studenci w ubiorach świątecznych..-
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 407
i tak długo czekać, aż nowy rektor nie zostanie wybranym«.
Najwcześniejszy statut, który wybór określa, mamy z r.
1607 z czasów rektoratu Sebastyana Krupki i). Brzmi on
jak następuje: Doktorzy i magistrzy wszystkich fakultetów
naó wczas obecni wybierać mają z pośród siebie czterech;
bakałarze wszystkich fakultetów naówczas obecni dwóch
ze swego grona. Ci mają wybrać następnie siedmiu
innych magistrów, a tych siedmiu w dalszym ciągu
wyznaczy pięciu doktorów lub magistrów, którzy będą
mieć prawo wyboru rektora. Procedura ta jest więc bardzo
skomplikowana, podobnie jak w Erfurcie. W statucie Wa-
leszyńskiego z r. 1724 znajdujemy postępowanie jeszcze
bardziej zawiłe; tu bowiem występują także pra wyborcy
ex nobilissima iuventute, czyli z paniczów. Scholarom więc
przyznano pewien wpływ na wybór, tak jak go mieli
w uniwersytetach włoskich i w uniwersytecie Kazimierza
Wielkiego^). Co do biernego prawa wyboru, to mógł on
paść niewątpliwie tylko na magistra należącego do uni-
wersytetu^); w pierwszych jednak latach uniwersytetu
o tyle dopuszczano pewne wyjątki, że doszło wtedy do
rektoratu kilku ludzi, którzy zalecali się swem przewo-
dniem stanowiskiem i życzliwością dla nowej szkoły, lecz
nie należeli do cechu magistrów nauczających, jak Sza-
franiec w r. 1404, Aleksander, książę mazowiecki w roku
1422. To były jednak wyjątkowe objawy; z reguły bowiem
wybierano czynnych magistrów i to rzadko bardzo takich,
którzy tylko mieli magisterium filozofii, najczęściej zaś
takich, którzy prócz tego zdobyli już stopień na którym
z wyższych fakultetów, przeważnie doktorów dekretów,
bakałarzy lub licencyatów teologii.
*) Szujski w Archiwum do dziejów literatury II, 401.
") Archiwum do dziejów lit. II, 370.
') Od początku było zapewne zasadą to, co czytamy w sta-
tutach z roku 1724 (Archiwum do dziejów liter. II, 371): ne uUus in
rectorem eligatur, qui non sit actu laborans.
408 KSIĘGA IV.
»Ordynaryjnie, powiada Putanowicz, zwykł być
obierany Doktor lub Professor ex facultatibus superio-
ribu8« 1). Praktyką było dosyć często powtarzaną, że czło-
wieka, który doszedł co dopiero do doktoratu i mistrzow-
8twa w dekretach czy teologii, wybierano bezpośrednio
potem rektorem. I tak Jan Elgot piastuje rektorat w roku
1427, zostawszy krótko przedtem doktorem dekretów,
Tomasz Strzempiński osiągnąwszy w roku 1431 doktorat
kanonistyczny, w roku 1432 przewodzi uniwersytetowi;
następnie mistrzem teologii zostaje w początku roku 1443,
a w zimowem półroczu 1443/4 wybierają go znów na re-
ktora'). O stałej kolejności (turnus) między wydziałami
mowy być jeszcze nie mogło, już z tego względu, że me-
dycyna jako wydział prawie nie istniała, stała najczęściej
osobą i pracą jednego człowieka, którego od czasu do
czasu zupełnie zbrakło. Konkluzye z roku 1515 żądają
wreszcie, aby wybór padał na człowieka ))qui continuam
habet residentiam«, który w Krakowie ma miejsce sta-
łego pobytu.
Wybór ten w pierwszych dziewiętnastu latach po
rok 1400 odbywał się raz do roku; począwszy jednak od
roku 1419 wybierano dwóch rektorów, jednego na pół-
rocze letnie w dzień św. Jerzego (24 kwietnia), drugiego
zaś w dzień św. Gallusa, dnia 16 października. Ostatni
ten wybór był donioślejszy pod względem powagi i do-
chodów, uchodził za godność tłustszą (pinguior), czyli
bardziej przynośną. A podwójne te w każdym roku wy-
bory sięgnęły poza pierwszy podział kraju; dopiero bowiem
od roku 1778 zaczęto znów wybierać rektorów na prze-
ciąg całego roku.
Rektor miał bardzo dużo obowiązków, strzedz miał
rządu uniwersytetu, majątku i porządku w jego mu-
*) Stan wewnętrzny ... studii gener. Crac. (1774) § IIL
') Por. ks. Fijalek, Studya do dsiejów uniw. krak. str. 16i~16S
i Jakób z Paradyża 274.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 409
rach. Z biegiem czasu ulżono mu brzemienia przez to, że
wybierano prokuratora dla majątku uniwersytetu i) i nota-
ryusza, któryby bronił jego praw*). »Prokuratora uni-
Tersitatis ... urząd jest o wszystkich universitatis pra-
wnych interesach zawiadywać, czyns:Łe' windykować y
o nie in quovis foro iure agere, z odebranych zaspokajać,
potrzebne w kollegiach reparacye obmyślać, salaria pro-
fessorom i anniwersarze czy to z dóbr czy z czynszów
wypłacać..., regestra, percepty i expensy porządnie trzy-
mać ^)«. I prokuratora i syndyka lub notaryusza wybie-
rano zwykle z grona profesorów.
Ale i tak pozostało rektorowi dużo pracy. Bo uni-
wersytet średniowieczny składał się z różnych korporacyi,
które się dopełniać i obok siebie istnieć miały, a cieszyły
się pewną autonomią. Rektor tedy bronić musiał od nad-
użyć tej autonomii, zażegnywać niesnaski w korporacyach
i między korporacyami, a jurysdykcya, o której poprzednio
mówiliśmy, pochłaniała dużo czasu i przysparzała masę
zajęcia. Sługami rektora byli dwaj bedele wybrani przez
uniwersytet, a zwani Sapientiae. Mają być oni ludźmi
dobrego stanu i nieposzlakowanymi, mają także posiadać
pewne wykształcenie — bedelli viri bonae condicionis et
famae et aliąuantum literati per universitatem eligantur
duo. Jeden z nich ma co dzień stawiać się na usługi re-
ktora, drugi obchodzić wszystkie lektorya i kontrolować
pilność profesorów, a o niedbałościach — negligentiae do-
nosić dziekanom w dnie sobotnie, potem zaś rejestra od-
powiednie dziekanów przedkładać rektorowi*).
Do pomocy i rady służyli dalej rektorowi przede-
wszystkiem starsi wiekiem lub odznaczeni stanowiskiem
^) Procurator generalis bonorum universitatis de biennio in
biennium debet eligi. Acta Rect. 2d94.
*) Notaryusza chciano już ustanowić w roku 1494, podjęto tę
mydl w roku 1501 (Por. Conclusiones pod temi datami).
») Putanowicz, 1. c. § IV.
*) Archiwum do dziejów literatury II, 391,
410 KSEĘGA IV.
członkowie uniwersytetu. Słyszymy, że rektor sądzi ze
swymi radcami, cum suis consiliariis i), których wybierano
z pośród starszych profesorów, że wydaje wyroki de
dnorum coauditorum nostrorum iurisperitorum consilio*);
słyszymy dalej, że zwoływa czasem na sesye dziekanów
fakultetu i swych konsyliarzy *). W r. 1422 mówił biskup
Jastrzębiec, że rektor z trzema dziekanami teologii, prawa
i artystów ma mieć zarząd nad uniwersytetem — habeant
regimen et ordinationem omnimodam universitatis, Z dzie-
kanów i konsyliarzy wytwarzał się tak powoli senat uni-
wersytecki. Takie consilium czy consistorium powstaje
także w innych uniwersytetach jako rada przyboczna re-
ktora i wydział, który ma spełniać niektóre funkeye za-
rządu w imieniu i w zastępstwie całej masy magistrów;
w Lipsku występują consiliarii jako ławnicy w sądach
i pomocnicy rektora przy exekucyi uchwał uniwersy-
teckich *).
Rektor zwoływa dalej zebrania pojedynczych fakul-
tetów, kiedy chodzi o tychże reformy, lub o sprawy urlo-
powe; słyszymy dalej niekiedy o sesyach, na które otrzy-
mują wezwanie magistrzy wyższych fakultetów, a z ar-
tystów tylko sam dziekan ^). To są jednak rzadkie objawy;
głównym bowiem organem zarządu były pełne zebrania
magistrów wszystkich wydziałów. Rektor zwoływa na
takie zebrania magistrów płatnych, omnes doctores, de-
canos facultatum, promotos ad s. Florianum et collegiatos;
inna formułka zapowiada convocatio decanorum omnium
') Acta Rect. 101.
*) Ibidem 2066.
") Conclus. univ. 1605, 12 Novembr.
*) Kaufmann, Geschichte der deutschen Univ. II, 165. Później
Consilium to było liczne (18 członków i więcej). O jego składzie por.
Archiwum do dziejów lit. II, 375.
*) Por. Conclus. univ. pod r. 1498.
z ŻYCIA 8CH0ŁABÓW I MAGISTRÓW. 411
facultatum, magistronim, doctorum omnium actu legentium
et laborantium de utroąue collegio ; albo wreszcie słyszymy
o zwołaniu omnes doctores et magistri dumtaxat salariati.
Te zebrania odbywają się najczęściej w koUegium króla
Władysława; rzadziej w kollegium prawniczem, in stuba
communi domus Canonistarum. Jak sobie w Krakowie
radzono, aby przewaga artystów nie zaciężyła zbytecznie
nad przedstawicielami mniej licznych fakultetów nie
wiemy 1); w innych uniwersytetach rozmaitymi środkami
przewagę tę ograniczyć usiłowano. Kompetencya tych
konwokacyi generalnych była bardzo szeroka i różnolita.
Pod przewodnictwem rektora zbierali się profesorowie
wszystkich wydziałów, aby radzić o ogólnym stanie uni-
wersytetu, załatwiać sprawy pojedynczych fakultetów
i osobistości. Kwestye majątkowe uniwersytetu bywały tu
omawiane, braki wydziałów i ich reformy wchodziły tu
pod obrady. Na niektóre stanowiska w uniwersytecie wy-
bierało ludzi ogólne to zebranie. Słyszymy, że z wyboru
wszystkich profesorów wychodził lector ordinarius in me-
dicinis, iuris canonici i lector ordinarius in theologia^);
ponieważ medycyna czasem i to najczęściej nie miała od-
powiedniej reprezentacyi, sprawy jej bywają na ogólnem
zebraniu rozbierane. Ingerencya jego w doborze i wy-
borze nauczycieli w prawniczym fakultecie co chwilę się
zaznacza. Ogólne zebranie przedstawia kandydatów na
kanonię zamkową, na probostwo w Luborzycy, prebendę
Św. Magdaleny. Skład kollegium prawników zależał więc
od jego postanowień ; nawet rozkład mieszkań w tem
kollegium przychodził często pod te obrady. Niektóre dalej
prebendy, inkorporowane do uniwersytetu, jak probostwo
*) Por. Kaufmann, Geschichte der deutschen Univ. II, 162.
*) Conclos. univ. 1476 i 1480. — Pod ostatnią datą w celu wy-
born ordinarius in theologia jest jednak nieco ciaśniejsze zebranie:
coDYOcatio drum theologicae, canonicae et medicinae facultatum ac
decanorum earundem... O artystach niema tu mowy.
412 KSIĘGA IV.
iw. Mikołaja, nadają sesye całego uniwersytetu. Urlopy
wreszcie czyli licentiae profesorów, jeżeli miały trwać czas
dłuższy, zależały także od ich uchwały. Widzimy więc,
że zakres władzy tych konwokacyi był obszernym, że
wkraczała ona wielokrotnie w autonomię i dziedziny po-
jedynczych fakultetów.
vn.
Fakultety 1 kolles:la.
Statata uniwersytetu. — Stosunki we wydziale teologicznym. —
Artyści: maiores, minores, eztranei. — Dziekan artystów i jego
obowiązki.
Kollegium króla Władysława i jego mieszkańcy. — Powoływania
do tego kollegium. — Ustrój domu i jego prepozyt. — Obowiązki
prepoz3rta i majątek kollegialny. — Stół wspólny. — Scholarze w kolle-
gium. — Beneficya i ich osiąganie. — Zasobność kollegium większego.
Collegium minus i jego organizacya. — Collegium prawników i Colle-
gium medicinae. — W tych dwóch kollegiach ustrój dużo luźniejszy.
Życie wewnętrzne fakultetów nie jest nam dosyó zna-
nem z powodu tego, że statuta ich w wielkiej części za-
ginęły. Mamy pewną ilość statutów artystów z rozmaitych
czasów, statuta teologów z r. 1521; zachowały się także
pierwotne medyczne z r. 1433, prawnicze jednak doszły
nas dopiero w redakcyi osiemnastego wieku. Cała ta spu-
ścizna jest fragmentaryczną, niema w niej ciągu, w skutek
czego nie możemy poznać dokładnie rozwoju pojedynczych
wydziałów^); w pomoc nam jednak przychodzą konkluzye
uniwersytetu i statuta koUegiów, j ak kollegium większego
^) O statutach uniwersytetu por. ogólne uwagi Szujskiego •
w Archiwum do dziejów literatury II, 363.
414 KSIĘGA IV.
i mniejszego, bo przecie życie tych kollegiów ściśle z ży-
ciem wydziałów było związanem.
Wydział teologów mieścił się w kollegium więk-
szem na ulicy św. Anny. Mówiliśmy już kilkakrotnie o jego
składzie. Statut Dobrocieskiego z roku 1603/4 wymienia
dziesięciu profesorów tego fakultetu, t j. kanonika kate-
dralnego, ośmiu promoti do kapituły św. Floryana i t z.
ordinarius. Starsi profesorowie, którzy już osiągnęli do-
ktorat, wykładali mało^); obowiązki nauczycielskie ciężyły
głównie na bakałarzach i licencyatach. Oni to spełniali
główne zadania tego wydziału, mieli jednak prócz tego
pewne zobowiązania wobec wydziału artystów, z któ-
rego wyszli. Zobowiązanymi byli mianowicie do lekcyi
i dysput filozoficznych; jeżeli uniwersytet ich uwalnis^ od
lekcyi, to stał o to, aby przynajmniej uczęszczali na actus
sabbativi, tj. na dysputy sobotnie magistrów. Ale ci młodzi
teologowie wyzwalali się najczęściej i z tego obowiązku,
oddając się zupełnie teologii — in theologia dumtaxat
legentes*). Sarkano na to ciągle, lecz tolerowano w^yjątki,
koło roku 1561 ') zwolniono teologów nawet od actus sab-
bativi, a w roku 1603 pozostawił już uniwersytet stano-
wczo kanoników kollegiaty św. Floryana dla teologii —
relinąuendo promotos ad S. Florianum pro laboribus in
facultate theol. Wykładów w wydziale teologicznym było
mniej, jak u artystów, bo liczba nauczycieli i uczniów była
*) Por. o tern Kaufmann, Geschichte der deutschen Universi-
t&ten II, 334.
•) Conclus. univ. 1623.
') Acta Rect. a. 1561 : conclusum est peramplius magistros, bao-
calarios s. Theologiae, laborantes in legendo cursu et sententiis, li-
beros esse ab ingressu disputationum artisticarum diebus sabbativis^
Non enim conveniens est, ut apposita manu ad aratrum sacrae scri-
pturae retrocedat quis ad profanas professiones... Nec urget aliqaa
necessitas, cum sufficiant hi qui ad haeo tenentur ex officiis suae
professionis. — Napomniano tu jednak teologów, ut disputationes
theologicae freąuentius fierent.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 415
mniejszą. Ciemnym jest problem, gdzie się one odbywały.
W Collegium maius jest jedno, osobne, większe lectorium,
zwane lectorium theologorum. Przypuścić więc się godzi,
że ono dla nich w pierwszym rzędzie było przeznaczonem.
Tymczasem w naszym Liber diligentiarum od pierwszego
roku jego redakcyi, t. j. od roku 1487 zajęte jest to lekto-
ryum w lecie i zimie przez wykłady artystów. Czyż więc
teologowie wykładali w swoich mieszkaniach, czy też
w jakiej szkole parafialnej? Są to pytania, na które dzi-
wnym sposobem nie znaleźliśmy w aktach uniwersytetu
odpowiedzi. Do Liber diligentiarum artystów zabłąkał się
w zimie roku 1488 wykład Jana ze Staniszewic o libri
Sententiarum. Zresztą o teologii w nim głucho i to jest
zupełnie naturalnem. Statuta fakultetu z roku 1521 ^) obja-
śniają nas przeważnie tylko o sposobie osiągania stopni
w teologii. Statut Dobrocieskiego z roku 1603/4 2) poucza
nas, że według adawnych zwyczajów« w trzech godzinach
przedpołudniowych czytał naprzód ordinarius, potem do-
ktorzy, »którzy zwykli czytać kolejno<(; tych doktorów
'Wśród teologów było stale dosyć mało. W początkach sie-
demnastego wieku ponawiała się nawet ciągle obawa, aby
ich zupełnie nie zbrakło, »ne uniyersitas sine tbeologiae
doctoribus remaneata, coby utrudniło lub uniemożebniło
niektóre funkcye wydziału*), jak promocye i prezydyum
przy dysputach. Mieli oni czytać z kolei, pierwszy dnia
jednego, drugi w dniu następnym, potem trzeci i t d.,
poczemby znowu kolej przyszła na pierwszego, »quatenus
qualibet die una lectio magistrorum tbeologiae pro honore
universitatis et studii utilitate habeatur*)a. Wreszcie mają
czytać w rannych godzinach sententiarii na przemian (al-
ternatim). Tymczasem w czterech godzinach popołu-
*) Archiwum do dziejów lit. I, 73.
•) Ibidem II, 396.
•) Synopsis Statut. univ. Nr. 16 p. 26, (Archiw. uniw.).
*) Arch. univ. Nr. 266 p. 264.
416 KSi^A ly.
dniowych wykładaliby bakałarze wydziału. Pilnował po-
rządku tych lekcyi dziekan, który u teologów, jak wogóle
we wyższych fakultetach na rok był obieranym ^); wszelkie
godziny opuszczone bez usprawiedliwienia odliczano po
tern za karę przy rozdziale kwartalnym czyli dismembratio
żołdu ; taryfa oznaczała najwyższe kary na teologów, naj-
niższe dla artystów. Wyrażano tak w pieniądzach cenę,
którą do każdej prelekcyi przywiązywano. Wydział
w swoich powołaniach, awansach rządził się autonomicznie;
ordinarius'a jednak teologii wybierali wszyscy profesorowie
płatni na sesyi całego uniwersytetu. Dopiero wr drugiej
połowie szesnastego wieku odstąpiono ten wybór na rzecz
kollegium większego.
Ponieważ fakultet artystów wieloma węzłami
z teologami jest związany, przeto zaraz do niego przecho-
dzimy. Przypominam, że do tego wydziału należeli pra-
cownicy stali — continue in artibus laborantes — i tacy,
którzy już połową pracy i myśli byli we wyższych wydzia-
łach, mianowicie teologicznym, i raczej z nazwiska, jak z rze-
czy należeli do fakultetu artystów. Fakultet ten najliczniej-
szy — amplissima facultas — zajmował dwa domy czyli
kollegia; jedno dzielił z teologami, w drugiem mniejszem
przemieszkiwał niepodzielnie. Członkowie jego dzielili się
na trzy kategorye; pierwszą stanowili koUegiaci "c^ięksi,
do których należało przedewszystkiem sześciu mistrzów
królewskich ; w spisach wykładów uniwersytetu Jagielloń-
skiego występują ci collegiati maiores najczęściej w liczbie
dziewięciu lub dziesięciu, rzadziej dosięgają liczby jede-
nastu, a jeszcze rzadziej dwunastu. Poza królewskimi
mistrzami był między nimi koUegiat ufundowany przez
Szafraóca na wsi Trątnowicach, prócz tego niektórzy ka-
nonicy Św. Floryana. Z biegiem czasu wszedł także do
składu większych kollegiatów kollegiat Króla, przez Mie-
*) Archiwum do dziejów liter. II, 381.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 417
chówitę lepiej uposażony. KoUegium mniejsze liczyła
w początku samym szesnastego wieku dwunastu członków.
Poza tem stali magistri extranei, to jest tacy^
którzy świeżo złożyli egzamin na magistra, lub z ob-
czyzny przybywszy postarali się o uznanie swych tytu-
łów i uczepili się uniwersytetu. Pozostawali oni z po-
czątku poza fakultetem, byli extranei extra facultatem.
Aby osięgnąć dopuszczenie do fakultetu, musiał taki ma-
gister przez dwa lata sumiennie pracować (biennium com-
plere), mieć wykłady, brać udział w sobotnich dysputach
i dziesięć razy dysputować extraordinarie ^). Po tem do-
piero otwierano mu dostęp do wydziału (suscepit faculta-
tem artisticam).
Nad całą tą rzeszą, z trzech kategoryi złożoną, miał
bezpośrednią władzę dziekan wydziału filozoficznego. On
musiał przedewszystkiem doglądać, aby kollegiaci kró-
lewscy i kanonicy św. Floryana dopełniali swych zobo-
wiązań, tak zwanych duo actus, miewali regularnie wy-
kłady i odprawiali ćwiczenia czyli exercitia, t j. jasno
w drodze pytań i dyskusyi tłómaczyli, co w Arystotelesie
zwięźle i mniej jasno zostało powiedzianem *). Dziekan
tedy miał czuwać nad integralnością Arystotelesowskich
wykładów. Przychodziło mu to niełatwo, bo aplikujący
się do wyższych fakultetów, mianowicie kanonicy św. Flo-
ryana chętnie się od zobowiązań filozoficznych uchy-
lali ; już też w pierwszej połowie wieku ulżono mistrzom
ciężaru przez to, że niektóre exercitia uznano »pro duobus...
actibus«, tak, że magister, który je odbywał, już nie po-
trzebował mieć osobnego wykładu, a mimo tego pozo-
stawał actu regens ^). Tenże sam dziekan pilnować musiał
porządku w Collegium minus; baczyć na to, aby kolle-^
*) Muczkowski, Lib. Prom. V.
*) Fusius ac apercius ea per ąuestiones ac disputacionea
recolentes que in philosopho coaccius et teccius tradita sunt. Lib.
Prom. LVIII.
«) Liber Prom. XXVU.
HUt. Unlw. T. U. 27
418 K8IĘOA IT.
giaci tamtejsi odbywali wykłady im przepisane i spełniali
wogóle swe obowiązki sumiennie, a wreszcie przychodziło
mu często ucierać się z burzliwą rzeszą młodych extranei,
przełamywujących często porządek uświęcony w^iekami
i statutami uniwersytetu. Czuwać on dalej musiał nad
regularnem odbywaniem się tak zwanych actus sabbatiri,
czyli dysput sobotnich. Collegae maiores, minores i ex*
tranei podzieleni byli w tym celu na trzy oddziały i z każdej
kategoryi mistrzów trzecia część co sobotę miała brać
udział w tych dysputach (in ordine suo disputare ordinarie) ^).
Dziekan był obowiązanym wszelkie niedbałości w tym
względzie sumiennie zaznaczać i rektorowi o nich donosić')*
Dziekana w^ artystycznym wydziale wybierano dwa
razy do roku*). Mógł nim zostać Collega maior, minor
albo nawet extraneus, jeżeli należał do fakultetu ; dopiero
jednak po czwartym roku od osiągnięcia magisterium
mógł młody członek fakultetu zaszczytu tego dostąpić^).
Potrzeba tu było szczegółowych przepisów, aby ten wyl>ór
unormować i przed burzliwymi zabezpieczyć zabiegami.
Przy wielkiej liczbie magistrów uprawnionych, przy mło-
dości extraneów łatwo do tego dojść mogło. Wspomina
niepokoje ustawa z roku 1480, kiedy przeprowadzono
rozmaite reformy w fakultecie filozofów. Ustawą tą za-
strzeżono większe prawa większych koUegiatów i ogra-
niczono prawa extraneów. Ostatecznie więc miał być
turnus następny w piastowaniu dziekanatu: po urzędo-
waniu kolegi mniejszego miał być dziekanem kolega
większy, potem znów mniejszy, a następnie większy, dalej
») Nazywało się to actum visitare iiucta ordines tripartitos.
*) Putanowicz, Stan wewnętrzny i zewnętrzny Studii... Grac.
§ XIII tak określa obowiązki dziekana: Rozporządzać akty dysput co
sobotnich y coniedzielnych na cale półrocze; na aktach sobotnich
magistrorum sam powinien być przytomny, on pierwszy argumen-
tuje ze czterech propozycyi filozoficznych wystawionych, wyluszcza
i ułatwia trudności..., konotuje absontias profesorów od dysputy etc. etc.
•) Liber Prom. III.
*) Ibidem III. Por. też. XXXIII.
z ŻYCIA SCHOŁABÓW I MAGISTRÓW. 419
extraneus^), wreszcie collega maior. Na trzy dzieka-
naty większych kollegiatów miały więc w przeciągu lat
trzech przypadać dwa urzędowania mniejszych i jedno
extraneusa. W półroczach zimowych, przynośniejszych
w skutek egzaminu na magistrów (pinguiores) mieli być
dziekanami kollegiaci więksi ^). Dziekan pobierał za swoją
pracę 20 florenów w lecie, dwadzieścia sześć w zimie
z kasy wspólnej wydziału*); później, w roku 1480 podnie-
siono wynagrodzenie do 30 florenów*).
Stałym obowiązkiem ciążącym na nim było odby-
wanie ćwiczenia, czyli exercitium na Fizykach Arystotelesa.
Opłaty stąd płynące zasilały wspólny skarb wydziału, a na-
stępnie przez dystrybucyę dostawały się co półrocze do
rąk pojedynczych wydziału profesorów^).
Z fakultetem artystów i teologów tysiącznymi
węzłami było związane, rzęchy można splątane kolle-
gium króla Władysława, dom, w którym ci
magistrzy w przeważnej liczbie mieszkali. To właśnie
wytwarza powikłania i zamęt w instytucyach średnio-
wiecznych i organizacyi średniowiecznego uniwersytetu,
że rozliczne korporacye stoją obok siebie z pewną
autonomią,, że rozliczne sprężyny składają się na orga-
^) Ponieważ extranei mieszkali po mieście, a przeważnie byli
w biedzie, dlatego w r. 14:85 (Lib. Prom. XLII) zastrzeżono: Quilibet
extraneorum in decanum electus provideat sibi de loco mansionis
congruo statui et honesto, ubi ad eum sine despectu aut aliąua displi-
<^entia magistri interim venire possint...
•) Ibidem XLI.
•) Ibidem XXXIV.
*) Ibidem XL.
*) Por. Liber Prom. XXXV: Fiscum facultatis augeri volumus
«x his quas quisque promovendus in artibus, iuxta formam ab an-
tiquo in statutis descriptam, pro exercitio phisicorum solvere... te-
netur pecuniis. I przed bakalaryatem i przed magisterium musiał
scholar to exercitium przebyć i opłacić. Por. też Ibidem CLVin: De-
cani exercitia, ad quae in Phisicis ordinarie facienda ex antiqua eon-
suetudine obligatur.
27*
420 KSIĘGA lY.
nizm, zahaczają o siebie i równorzędnie funkcjonują.
KoUegium króla Władysława jest instytucją, która w uni-
wersytecie osobne tworzy ciało i wielką posiada autonomię,
a wskutek swego składu wkracza w zakres pojedynczych
wydziałów, szczególnie teologicznego i artystycznego, a nie-
kiedy także prawniczego. Bo stworzonem ono zostało dla
mistrzów filozofii, którzy jednak mają się aplikować do
wyższych fakultetów, mają zaprawiać siebie, a nawet i dru-
gich do wyższych nauk wszechnicy. Dlatego też władza
tego kollegium wpływa na porządek nauki i położenie
nauczających w innych wydziałach. Zebranie kollegiatów
tego kollegium daje np. w r. 1445 urlop Mikołajowi Ka-
sznicy, który był bakałarzem prawa kanonicznego *). Wsku-
tek późniejszego rozwoju rzeczy się tak ukształtowały, że
dom ten ostatecznie stał się mieszkaniem teologów i arty-
stów i nosił nazwisko od teologów lub artystów. A węc
mieszkali tu w czasach, które nas przedewszystkiem ob-
chodzą, kanonik katedralny krakowski, wybrany z teologów
ordinarius theologiae i profesorowie-kanonicy św. Florya-
na, dalej kollegiat Trątnowicki, sześciu profesorów króle-
wskich i od pewnego czasu kollegiat astrologus, Marcina
Króla *). Mówiliśmy o tem, że przed wyłączeniem kollegium
minus zamieszkali tu i uczepili się także mniejsi kollegiaci,
którzy gdzieindziej nie znaleźli przytułku, ale tylko z łaski,
))ex favore et gratia^))), ponieważ to kollegium dla pro-
^) Conclus. Domus maioris 1445.
*) Właściwie obaj astronomowie i Stobnera i Marcina Króla
należą do coUegiati minores. Dlatego według postanowienia z roku
1476 (Cod. Univ. Crac. III, 46) mają mieszkać w CoU^ium minus.
W kodeksie Jag. 59 z 17-go wieku czytamy jednak o Collegium
maius: Astrologum unum alit. Nie umielibyśmy powiedzieć, kiedy
ten rozdział astronomów na dwa kollegia nastąpił. Ale to zazna-
czamy, że w roku 1522, kiedy Miechowita wyposażył na nowo koUe-
giaturę Marcina Króla, zastrzegł on dalszą deliberacyę, czy ta koUe-
giatura debeat transferri de minori Collegio ad maius. (Conclus. umv.).
•) Conclus. Dom. Maioris 1449.
z Ż7CIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 421
moti t. j. kanoników św. Floryana i mistrzów królewskich
było przeznaczonem.
KoUegia były stowarzyszeniami magistrów, którzy
mieszkali w jednym domu, jedli z jednego stołu, a oprócz
swych osobistych uposażeń mieli wspólne dochody, dla
całego kollegium przeznaczone. W Niemczech tego ro-
dzaju kollegia zakładano wyłącznie dla magistrów; po-
dobnie było w Krakowie. Scholarze byli tu tylko w bardzo
drobnej liczbie dopuszczani, przeważnie dla porfugi ma-
gistrów. » Gmach ten w swych początkach szczupły, później
przez przykupienie trzech domów od ulicy św. Anny po-
większony, miał w sobie dawniej jedno wielkie górne le-
ktoryum dla teologów — tudzież sześć dolnych dla filo-
zofów i)«. W tym domu były też mieszkania (commoda)
dla profesorów-kollegiatów.
Szeroką autonomię tego kollegium zaznacza kon-
kluzya uniwersytetu z roku 1508, w której powiedziano,
że dom króla Władysława »był od początku wolnym
w swoich wyborach i powoływaniach, czy to z mniejszego
kollegium do większego, czy to co do przyjmowania t z.
extranei do Collegium minusa. Temi powoływaniami
w pierwszym rzędzie zająć się nam wypada. Według po-
stanowienia z roku 1449 dobierać miano na członków
większego kollegium ludzi » zdolnych i zasłużonych, to
jest zaprawionych w nauce i doświadczonych co do oby-
czajów *)«. W statutach kollegium z roku 1429 określono
sposób wyboru, zastrzegając, że nie należy na to baczyć,
czy nowy wybraniec jest indigena, czy też obcym, lecz
jedynie zasługę jego mieć na względzie ^). W późniejszych
statutach z osiemnastego wieku znajdujemy inny warunek ;
^) Muczkowski, Mieszkania i postępowania uczniów krakow.,
1842 str. 9.
*) Conclus. Domus Maioris 1449: Ad maius Collegium assu-
mantur magistri idonei et meriti, provecti videlicet in scientiis et
probati de moribus.
•) Archiwum do dziejów lit. I, 12.
422 KSIĘGA lY.
nikt nie ma być powołanym do Collegium maius, kto nie
zakosztował teologicznego studyum, mianowicie jego po-
czątków, czyli t. z. cursus^). Prawdopodobnie ten nacisk
położony na teologię sięga dawniejszych czasów; odpo-
wiada on zupełnie przeznaczeniu koUegium wi-jkszego,
które miało być ogniskiem najwyższej tej nauki.
Przyjęty do koUegium stawał się członkiem nowej
korporacyi^ poddać się musiał jej prawom i przewodnictwu
zarządiL A kierownikiem był praepositus co pół roku wy-
bierany. On miał pod sobą zarząd domu, czuwać miał
nad jego porządkiem, nad spokojem w jego murach i po-
stępowaniem magistrów poza murami, którzy swem za-
chowaniem na ulicach nie powinni dawać najmniejszego
zgorszenia. Obowiązkiem każdego było godność domu
wszędzie przedstawiać, tę godność duchowną a prawie
klasztorną, która znamionować miała koUegium i jego
życie. Surowe przepisy o obcowaniu i rozmowach z ko-
bietami, o wychodzeniu na miasto, które tylko w okre-
ślonych godzinach mogło mieć miejsce, stanowiły pewne
zasady postępowania. Wykroczenia przeciw porządkowi,
kłótnie między koUegiatami i obrazy (verba pungitiva) karcił
i karał przełożony w obrębie samego domu. Ten prae-
positus czuwał dalej nad majątkiem koUegialnym, coro-
cznie miał on wraz ze swymi konsyliarzami zwiedzić
wszelkie beneficia, z których płynęły dochody profesorów,
poddać ich stan dokładnemu badaniu*). Bo dom króla
Władysława miał osobny majątek i osobną administrację.
Majątkiem ziemskim Boszczyn®) administrowali collegiati
z kolei, lecz przekonano się niebawem, że takie dorywcze
i zmienne rządy — alternatum regimen — rujnuje ma-
') Archiwum do dziejów lit II, 383.
*) Archiwum do dziejów lit. II, 380.
') Dochody stąd płynące były nagrodą za udział w dysputach
sobotnich. Por. Conclus. univ. r. 1622: in vim yisitationis actuum.
Administracyę prepozyta przedstawia dobrze Cod. 57 w ArohivTiJn
univ.: Regestrum maioris Collegii.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 423
jatek ; w roku 1441 wkroczył też już uniwersytet w to
gospodarstwo.. Drugi majątek Trątnowice zapisany był dla
koilegiata i altarysty św. Bartłomieja^); albo ten altarysta
nim administrował, albo kollegium puszczało go w dzier-
żawę. Inni kollegiaci mieli swoje zaopatrzenia w dziesię-
cinach, altaryach, kanoniach. Na wspólne wydatki rfużyły
pewne dochody z fundacyi lub zapisów; ale prócz tego
nowowstępujący kollegiaci musieli opłacać pewne wstępne
(introitalia). Przyjęcie to odbywało się uroczyście ; nie
obywało się bez refekcyi, czyli częstowań i uczty. Te
wstępy zwane wiucundi ingressus« musiały niekiedy zbyt
rozkoszne przybierać rozmiary, skoro późniejsze statuta, jak
statut Dobrocieskiego z roku 1604 przeciwko nadmiernym
kosztom i zbytkowi się zwracając). Tygodniowo składali
członkowie kollegium pewną kwotę na potrzeby stołu
(ponere bursam)^), dalej ściągano z nich raz w rok opłatę
na drzewo (lignaria), na opalenie wspólnej izby w kolle-
gium (stuba communis).
Statuta, spisane w roku 1429, pozwalają nam wglą-
dnąć w życie tego domu, ujęte w ścisłe karby i reguły^
prawie klasztorne. Prepozyt musiał się troskać o życie-
pokarm i napój mieszkańców*), dbać o ich stół i pi-
*) Dodaję tutaj według Putanowicza, Stan wewnętrzny i ze-
wnętrzny Studii generalis Crac. § 10, że po Szafrańcach kupił dla uni-
wersytetu Jan Isner drugą część Trątnowic. (Por. Cod. univ. Crac. I,
83). Putanowicz pisze: » Jedna polowa tej wsi od Jana kustosza krakow-
skiej katedry i Piotra podkomorzego krakow. Szafrańców na altarystę
S. Bartholomei primi ministerii wyznaczonej darowana była Collegio
Maiori, a drugą połowę kupił był M. Joannes Isnerus sacrae theol.
doctor et professor i na niej takąż drugą altaryę w kościele katedr.
fundowsd[«. Collegium większe wypłacało odtąd z dóbr Trątnowice
grzywien sześć na potrzeby bursy ubogich Isnerowskiej.
*) Archiwum do dziejów lit. II, 384.
») Por. Acta Rect. 657.
*) W Conclusiones univ. 1441 czytamy: praepositus pro oonso-
lacione dictorum coUegiatorum unicuiąue ipsorum singulis diebus
unam quartam cerevisiae gratuito det...
424 KSIĘGA lY.
wnicę, a ukrócać wszelkie nadużycia. Do pomocy służyła
mu czeladź, czyli familia domus, złożona z prokuratora,
czyli ekonoma, kucharki, tercyana i pincema, czyli pod-
czaszego lub zarządcy piwnicy. •
O tym prepozycie domu i jego obowiązkach powiada
Putanowicz, co następuje: »Ma (koUegium wielkie) swego
proboszcza półrocznego z dwoma konsyliarzami, przy któ-
rych jest regimen politicum internum, juxta Statuta Com-
munitatis i zawiadowanie o stole. Powinność jego jest
gdy potrzeba, składać Conyocationes doktorów i profe-
sorów; resultata ex conyocatione w księgę wpisywać,
czynsze windykować i onemi podług woli fundatorów
szafować, familią domową do posług będącą rządzić, o re-
paracyach potrzebnych zawczasu prokuratora uniYersitatis
obwieszczać, anniwersarze w czasy wyznaczone składać,
o straży i zamknięciu kollegium wiedzieć, aby się profe-
sorowie lub ich służący na mieście późno w nocy nie za-
bawiali, lub extra coUegium nie nocowali, a w tern prze-
stępnych podług praw karać. A jako jest stróżem praw,
przy nim jest prima instantia in delinguentes professores
i seryitores. Przy końcu zaś praepositurae daje rachunek de
perceptis et expensis, a takowe regestra Communitas apro-
buje«. Dobre to streszczenie powinności prepozyta, jeszcze
ze życia wzięte i zaczerpnięte.
Jadano w kollegium według ściśle określonego po-
rządku przy trzech stołach w spólnej jadalni, zwanej hy-
pocaustum commune. Przy stole czytano, aby zapobiedz
niepotrzebnej gadaninie (inutiles garrulationes); prócz tego
raz w miesiącu mieli magistrowie z kolei wypowiadać
przy stole krótkie kazania (coUatio ad clerum), aby się
dusza przyżywiła przy ciele. Pokarm ten ciała był pro-
stym. Kollegiaci mają stół wspólny dosyć szczupły i or-
dynaryjny, jak powiada Putanowicz. Jadano dużo ryb;
mnogość postów przyczyniała się do obostrzenia rygoru.
*) Stan wewnętrzny i zewnętrzny studii generalis Crac. § X.
z ŻYCIA .SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 425
Za napój służyła woda i piwo. Fundacye na wspólną
kuchnię podnosiły trochę poziom codziennych posiłków;
znany nam magister Stanisław Biel złożył n. p. pewną
kwotę na jedenaście dorocznych, świątecznych obiadów.
Bardzo to zrozumiałem ze strony człowieka, który
Avedług współczesnego świadectwa » lubił koleżeńskie ze-
brania, wesołość przystojną i swobodne uczty« — gau-
debat fratrum sodalicio, honesta laetitia ac hylaribus sym-
posiis^). Kiedy w początku szesnastego wieku weszło
w zwyczaj, że magistrowie w dzień swoich urodzin ra-
czyli swych kolegów, w skutek czego ))ponoszono szwank
na duszach i na różne narażano się choroby«, prepozyt
ówczesny Michał z Olsny wystąpił przeciw temu nadu-
życiu, ściśle określił maximum wydatków, )>aby odtąd trzosy
mistrzów nie doznawały takich uszczerbków, a ciała ich
w dobrem zdrowiu się chowały *)«. Od niewiadomego
czasu nastał dalej zwyczaj''), że przy stole wspólnym na'
miejscu św. Jana Kantego żywiono ubogiego, pauperem
perpetuum, często kapłana bez środków, wybranego przez
członków koUegium. Witano go przy wstępie słowami
Pauper venit, na co przewodniczący przy uczcie odpo-
wiadał, że Chrystus przybywa, Christus venit Piękny ten
zwyczaj utrwalał pamięć pobożnego mistrza w murach
Jagiellońskiej wszechnicy.
Mówiliśmy, że dom przeznaczonym był dla mistrzów;
przymnażało mu jednak mieszkańców to, że magistrowie
dawali tu schronienie pewnej liczbie scholarów, po części,
aby mieć ich do osobistej posługi, a po części też, aby
bogatszym zapewnić ciągłą opiekę, uboższym utrzymanie.
W roku 1446 i następnym przyszło do skarg na tę mul-
tiplicatio servitorum vel scolarium; wyraźnie niektórzy
magistrowie szafowali tem prawem przyjmowania stu-
*) Archiv. univ. Cod. 69 p. 60.
*) Conclus. dom. mai. 1507.
') Wspomniany już w Cod. Jag. 3859 (r. 1512)str. 87 jako antiqua
consuetudo.
426 KBIl^A lY.
dentów zbyt obficie. Wskutek teg-o określono wtedy
ściśle warunki tego prawa. W konkluzyach z roku 1446^)
zamieszczono uchwałę, aby )>odtąd każdy magister tylko
jednego scholara dla swej osoby przygarniał i trzymał
w swej izbie, tak iżby nie było odtąd wolno scholarom,
kłaść się i sypiać po korytarzach, w stuba communis lub
w mieszkaniu prokuratoracc Na innem miejscu ') czytamy,
że w roku 1447 uchwalono, iż odtąd każdy z mistrzów
tylko scholara przywiązanego do jego osoby i służby
(unum scolarem proprium) może umieszczać przy stole.
Jeżeliby przyjmował więcej scholarów^ natenczas za ka-
żdego ma uiszczać sześć groszy w terminach suchodnio-
wych (pro secretalibus), z resztą o ich utrzymanie i wy-
żywienie sam ma się troszczyć według środków, które
posiada *). KoUegiaci przyjmujący młodych ludzi na pensyę
musieli więc opłacać za nich pewną sumę do kasy w^spólnej
koUegium... ratione sui habitantis. W końcu piętnastego
wieku uiszczał tak Bernard z Nissy, a następnie Jan z Gło-
gowa pewne kwoty »pro suo principe«, czyli za Jana Ga-
sztolda, w początku szesnastego wieku Stanisław Biel za
Pawła Holszańskiego; Michał z Wrocławia przyjmował
więcej uczniów i płacił pro suis ąuattuor studentibus ^).
Nowo powołany członek koUegium większego dzier-
żył tu beneficyum Trątnowickie lub stanowisko mi-
strza królewskiego. Potem posuwano się według starszeń-
stwa, secundum ordinem et senium, na lepsze beneCcya.
') Conclus. dom. mai.
•) Archiwum do dziejów liter. I, 16.
') Przypuszczono tu w dalszym ciągu możliwość, iżby extraneas
lub alia persona zamieszkała na pewien czas w koUegium, co się
zapewne rzadko zdarzało; oznaczono wysokość zapłaty należnej od
tego rodzaju mieszkańców. Por. jednak tamże str. 13: De ingressa
extraneorum ad ooUegium: statuimus quod nullus extraneus ad
Collegium et praecipue ad mensam admittatur. Por. o scholarach
także Conclus. dom. mai. z r. 1483.
*) Według notatki rękopiśm. Muczkowskiego.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 427
Ważnym krokiem naprzód było dostanie się do kapituły
Św. Floryana. Było w tej kapitule osiem stanowisk prze-
znaczonych dla profesorów, dziekania, kustodya, kantorya,
cztery dawne kanonie i piąta utworzona przez Zbigniewa
Oleśnickiego w r. 1427. Z kanclerstw przydanych w roku
1401 kapitule św. Floryana miały powstać trzy nowe ka-
nonie i trzy nowe stanowiska w uniwersytecie; ale już
widzieliśmy, że ta fundacya nie przyszła w zupełności do
skutku, że w każdym razie osobne kollegiatury w uni-
wersytecie na dochodach kancelaryi oparte wcześnie za-
nikły. Dochody płynące z dziesięcin owych trzech kan-
clerstw, poznańskiego, sieradzkiego i łęczyckiego rozdzie-
lali jednak i później członkowie kollegium większego
między siebie i nadawali je pojedynczym magistrom. —
Rozdawał te wszystkie beneficya dom większy, providebat
de praebendis s. Floriani. Kto się o taką prebendę po raz
pierwszy ubiegał, zwracał się z prośbą odpowiednią do
kollegium *); kto już był kanonikiem i osiągnąć chciał pra-
łaturę, optował ją bez żadnej petycyi ^). Oczywiście rozstrzy-
gało tu starszeństwo, czyli ordo optionis secundum senium
Yocationis ad domum. Ale co do tego starszeństwa powsta-
wały liczne alterkacye i spory; wtedy zebranie koUegiatów
musiało konflikta łagodzić. Wielkie też trudności zacho-
dziły często przy obsadzeniu jednej z prała tur, czyli kan-
toryi. Prebenda ta była cum egressu, narażała na utratę
stanowiska w kollegium na czas pewien i nieświetnie
była uposażoną. Bo kantora, który był zarazem plebanem
olkuskim nie przypuszczano do działów przy repartycyi
wspólnych dochodów kapituły ; nie wszedł on według
wyrażenia Putanowicza »in coaeąuationem proventuum
*) Conclus. dom mai. z r. 1607: Conclusum est, ut ille qui optat
primiun canonicatum petat ei provideri per domum de tali cano-
nicatu.
') Ibidem: si vero est iam actu canonicus et sequitur eum ordo
praelaturam optandi..., simpliciter optabit talem praelaturam eum
contingentem sine aliqua petitione.
428 KSIĘGA IV.
Capitulitt, a kościół w Olkuszu wmurowany, wspaniały,
mocno w murach nadwerężony« na wielkie narażał go
nakłady. Optować więc kantoryi nie chciano, a jeżeli koUe-
gium wyborem je przeznaczyło, często nie przyjmowano
tego wyboru^). Dlatego dostawała się ta prebenda często
starszemu z mistrzów królewskich*). Magister przyjmu-
jący kantoryę zawarowywał sobie w takim razie wszelkie
prawa co do powrotu (regressus) do kollegium i co do
opcyi w razie wakansu innych beneficyów.
Kollegium większe było więc szafarzem tych kanonii,
rozdawało posady u siebie i w Collegium minus, prócz tego
miało patronat nad probostwem św. Anny, na które wy-
znaczało proboszcza z grona swych członków, nad pro-
bostwem w Zielonkach i innemi jeszcze beneficyami ; roz-
dawało mianowicie pewne altarye, które były zapomogą
dla magistrów skromniej uposażonych. Te prawa, liczba
magistrów w niem zamieszkujących, a wreszcie pewien
majątek koUegialny, którym przychodzono niekiedy uni-
wersytetowi i nawet królowi w pomoc, zapewniał domowi
artystów przeważne znaczenie w organizmie całej Jagiel-
lońskiej wszechnicy. Tak samo i gdzieindziej, n. p. w Hei-
delbergu fakultet artystów doszedł do pewnego dobrobytu
i służył pożyczkami pojedynczym osobom i instytucyom ').
Obszerna kaplica, o której obsługę i ozdobnośó dbano*),
a wreszcie librarya, której budowa w początkach szesna-
stego wieku wskutek nakładów i zabiegów Tomasza
z Obiedzina i Macieja z Miechowa znacznie postąpiła,
*) Por. Conclus. dom. mai. 1454: plurimi electi praefatum be-
neficiura renuerunt. Por. tamże pod r. 1506 i 1507.
*) Odbywa się to tak, że praepositus na zebraniu puszcza kanto-
ryę na drogę opcyi, tj. pyta się z kolei omnes et singulos seniores dres
et magistros . . . usąue ad N. N. collegiatum tunc maioris Oollegii re-
galem, qai ąuidem magister... in loco et ordine suis dictam canto-
riam optavit et acceptavit. — Zwykła to forma, wyjęta z Conclos.
dom. mai. 1506.
') Thorbecke, Geschichte der Univ. Heidelberg 81.
*) O altaryście tej kaplicy por. Cod. univ. IV, 109.
z ŻYCIA SCHOŁAEÓW I MAGISTRÓW. 429
przydawały także blasku temu domowi. Członkowie wię-
kszego kollegium starali się z uczucia wdzięczności na
wszelki sposób kollegium popierać i wzbogacać, zapisywali
księgi dla libraryi, sprzęty po sobie, puhary, łyżki, misy,,
często ozdobne, które służyły żywym i utrwalały pamięć
zmarłych dobrodziejów. Z biegiem czasu doszło kollegium
do dosyć wielkiego zasobu tych sprzętów domowych i).
KoUegiaci więksi byli patronami Collegium
Mniejszego, które w roku 1449 na modłę domu ar-
tystów założone, pod wielu względami pozostawało w sto-
sunku zależności do swej macierzy. Miało w tem Colle-
gium znaleść pomieszkanie dwunastu do czternastu kolie-
giatów minores; wśród nich uchodził mistrz uposażony
dochodem z majątku Szydzina za najprzedniejszego, Ma-
ximus *). Zakres ich działania był niższym, przygotowywali
oni do wszystkich fakultetów jako omnium facultatum
seminarium fecundum. KoUegiatury te różniły się i tem
od stanowisk większych, że przeznaczenia ich i zadania
ściśle były z góry już określone; jeden i ten sam człowiek-
póki na tem samem pozostawał stanowisku, uczył więc tych
samych przedmiotów, do których go ono zobowiązywało').
KoUegiatury mniejsze przeważnie na dochodach z al-
taryi były fundowane; Putanowicz mówi o nich dla tego
słusznie, »że na samych altaryach zależąa.
Organizacya domu była podobną do porządku domu
większego. Był tu prepozyt, wybierany co kwartał i miał
*) Por. bardzo ciekawy rękopis archiwum univ. Nr. 69: Re-
gistrum... supellectilis . . . domus maioris. Znajdują się tu zapisy
(p. 32) Michała z Wielunia, Jana Sacranus, Wojciecha z Brudzewa;
p. 33 zapis Kallimacha, p. 34 Jana GasztoZda. Rękopis ten należa-
łoby w części wydać.
») Cod. Jag. n. 59.
•) Conclus. dom. mai. 1449: Ne dicti Collegiati No vi CoUegii
in laboribus et lectionibus passim sint promixti, ipsorum collegia-
turas per facultates disponimus.
430 KSIĘGA IV.
obok siebie dwóch konsyliarzy ; była mensa communis dla
magistrów. Kollegiaci płacili na ten cel pewne tygodniowe
opłaty (ponere bursam) ; prócz tego nowowstępujący człon-
kowie opłacali wstępne (introitaies). Przy stole sie-
dziano porządkiem starszeństwa, pokoje (camerae) takie
przeznaczano z uwzględnieniem czasu powołania. Sły-
szymy dalej, że dopuszczano także do tego kollegium
pewną, ściśle ograniczoną liczbę scholarów. Ze w domu,
w którym młodsi magistrzy mieszkali, częstsze zdarzały
się nieporządki, że krewkość i młodość przełamywała tu
niejednokrotnie klasztorne statuta, rozumie się samo przez
się. Sądy rektorskie często wskutek tego zaprzątały się
tem Collegium, które i rozruchami i ruchem umysłów
w epoce humanizmu przodowało innym ^).
O fakultecie i kollegium prawników szczu-
plejsze posiadamy wiadomości. Mówiliśmy już poprzednio
o bardzo wczesnem tego kollegium założeniu, o czterech
profesorach fakultetu w pierwszej wieku połowie. Jan
Szafraniec byłjednym z wybitnych wydziału dobrodziejów');
po nim zaznaczył się w tym kierunku Tomasz Strzem-
piński, wyposażający dwóch altarystów, którzy mieli wy-
kładać nova iura; wreszcie na seniorze bursy Długosza cią-
żyły także pewne zobowiązania do lekcyi. Stano wiłoby więc
to razem liczbę siedmiu kanonistów. Wydziały prawne
odgrywały w niektórych uniwersytetach wybitną rolę, sta-
nowiły prawie odrębne ciało. W Krakowie tego niema.
Z późniejszych jednak aktów dowiadujemy się '), że kiedyś
*) Jego statuta, począwszy od r. 1449 i 1476 zebrał Szujski
w Archiwum dla oświaty I, 96 i 102.
*) Darował on prawnikom kamienicę w Krakowie, o której
mówi Putanowicz, Stan wewnętrzny etc. § XI: Mieli jeszcze
przytem i kamienicę murowaną w Zamku krakowskim, przez Jana
Szafrańca kan. krak. wyreparowaną a sobie ustąpioną. — Już może
w szesnastym wieku mieli ją profesorowie »pro re deperditai.
') Statuta facultatis iuridicae (1719): bakalarz prawa ma się
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW 431
miewał wydział kanonistów 8wego odrębnego wicekan-
clerza. Wyraźnie było więc niegdyś zwyczajem, że kan-
clerz przy egzaminach prawniczych inną się zastępował
osobą, jak we wydziale artystów. Dziekana prawa wy-
bierano na pół roku; dopiero w roku 1558 zmieniono to
według modły teologicznego i medycznego wydziału i usta-
nowiono trwanie całoroczne; krok ten tem był spowodo-
wanym, że na lato, uboższe pod względem dochodu, nie
chciano przyjmować godności dziekańskiej.
Główną siedzibą kanonistów było kollegium na ulicy
Grodzkiej, lub przynajmniej być nią miało; do domu przy-
legał ogródek, przeznaczony do wspólnego użytku, pro re-
frigerio post labores, dla ochłody po pracy*). Zycie jednak
kollegialne było tu mało rozwiniętem. W domu na Grodz-
kiej mieszkały zawsze obok dekretystów inne osoby, nie-
kiedy magistrzy innego wydziału, uczniowie *), często zaś
obcy komornicy za czynszem i ten żywioł wprowadzał tu
nieraz swary i rostrój. Bo nie uważano dostatecznie
na osoby, które tu przyjmowano na mieszkanie. Stąd też
częste skargi w aktach uniwersytetu na nieporządki, cią-
gnące się długim szeregiem aż po r. 1579, w którym we-
dług Acta Rectoralia energicznie zamierzono stłumić za-
rzewie złego.
Kollegialny ustrój był w domu tym bardzo luźny.
Wybierano prawdopodobnie prepozyta, jak w innych
kollegiach, ale tenże nie miał na czem się oprzeć,
bo nie było ściśle określonego porządku. Słyszymy, że
dopiero w roku 1572 postanowiono statuta dla kollegium
jurystów spisać '), że w kilka lat później je zredagowano.
udać do procancellarius universitatis, si facultas iuridica suum seor-
sivam procancellarium non habeat, sicut antę habebat. Czasopismo
poświęcone prawu (1864;) p. XXX.
') Gonclusiooes universitatis 1521 i 1527.
*) N. p. w roku 1416 uczeń Jodoous Gzeginhals moratur... in
coUegio iuństarum u jednego z magistrów artium tam mieszkają-*-
cych. — Por. Conclus. univ. 14f4f9.
•) Conclus. univ. 1672,
432 KSIĘGA lY.
Bez statutów nie mogło oczywiście się rozwinąć życie
kollegialne, jak w domu artystów. To też dekretyści żyli
pod wielu względami samopas, nie zbierali się nawet
przy wspólnym stole, lecz prowadzili kuchnię na własną
rękę^). Nie mieszkali razem pod jednym dachem, bo dla
lektora ordinarius zapisał Elgot w połowie piętnastego
wieku osobny dom, a zapewne i inni członkowie wydziału
uchylali się chętnie od wspólnego pożycia w jednem do-
mostwie. Ta luźnośó życia pociągała za sobą pewną lu-
źnośó w wykonywaniu obowiązków. Mówiliśmy wielo-
krotnie, jak polityka odrywała dekretystów od pracy
nauczycielskiej ; niedbałośó bez tego usprawiedliwienia
częstokroć narażała na szwank rozwój prawidłowy wy-
działu. Od roku 1451 aż do roku 1579 ponawiają się na
nią skargi i poświadczają zarazem jej istnienie.
Znaczenie więc tego koUegium było dużo mniejszem^
niż domu artystów ; ciało, które nie miało pewnych praw
i niemi się nie rządziło, nie mogło zażywać szerokiej auto-
nomii. To też słyszymy, że prawo » powoływania profe-
sorów do kollegium jurydycznego według starej praktyki
i zwyczaju (ex antiąua praxi et consuetudine)« całemu przy-
sługuje uniwersytetowi*). Ingerencya ta całego uniwer-
sytetu sięgała tak daleko, że mieszał się on nawet do
rozdawnictwa izb czyli commoda w kollegium prawniczem.
Z wszystkiego więc widocznem, że kollegium jurystów
podrzędne zajmowało stanowisko i że w form\iłce utrum-
que Collegium stanowczo przechylała się szala na ko-
rzyść domu króla Władysława.
O fakultecie medycznym mówiliśmy już wie-
lokrotnie. Z tych uwag wysnuliśmy już wniosek, że o życiu
^) Jeszcze w Statuta Collegii iuridici z r. 1719 czytamy (Cza-
sopismo poświęcone prawu r. 1864 str. LXIII) : Licet hactenus com-
munis Collegii mensa sit intermissa.
•) Ibid. XI. Por. Acta Rector. a. 1647 (Cod. Arch. univ. 19 p.
181): Yocatio ad Collegium juridicum fit per totam uniYersitatem^
z ŻYCIA SCHOLARÓW I KAGISTRÓW 433
koUegialnem wśród medyków mowy by<5 nie mogło. Nie
było tu większej liczby nauczycieli, a ci, którzy w uniwer-
sytecie występują, już w piętnastym wieku częstokroć byli
żonaci; nie byliby więc mogli do żadnej koUegialnej
wejśó organizacyi. Jeżeli w konkluzyach uniwersytetu
z r. 1525 mowa jest o Collegium medicinae, to to odnosi
się do zebrania profesorów medycyny i innych doktorów
miejskich, którzy należeli właściwie do wydziału i mieli
prawa bierne wyboru.
Hirt. uniw. T. n. ati
VI1L
Porządki 1 nieporządki wśród magistrów-
Ubiory w uniwersytecie. — Wybryki młodych nauczycieli. — Przy-
kłady częstszych przewinień i niektóre typy burzliwszych magistrów. —
Michał z Bystrzykowa. — Marcin Kulap z Tarnowca. — Nałóg pi-
jaństwa. — Marcin Garbarz z Krakowa. — Maciej z Przedborza. —
Kary nakładane na magistrów.
Kollegia były tern dla magistrów, ozem bursy dla
scholarów. Miały one nauczycieli ująć w pewną organi-
zacyę i ścisłe karby, skrojone na modłę instytucyi
kościelnych, do których uniwersytety średniowieczne
w skutek duchownego swego charakteru szczególnie
się nadawały. Obok insty4;ucyi sam ubiór nakładał na
wszystkich supposita uniwersytetu pewne duchowne zna-
mię i miał także być zabezpieczeniem i ochroną przeciw
wybrykom i wyłamywaniu się z pod praw ogólnego ustroju.
O tych ubiorach długo mówić nie będziemy. Zaznaczamy
tylko, że statuta żądały od scholarów, aby nosili vestis
clericalis, suknie wierzchnie długie, ciemnego koloru, prze-
pasywane około bioder ; na głowie miał nosić scholar ka-
ptur lub miczkę. Magistrzy także występowali w podo-
bnym stroju duchownym; biret na głowie przysługiwał
ludziom, posiadającym stopnie, bakałarzom i magistrom.
Prócz codziennych ubiorów istniał strój odmienny, urzę-
z ŻTGIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 435
dowy, toga albo tabardus, który przywdziewał scholar
przystępujący do egzaminu, bakałarz wykładający lub dy-
sputujący, a przedewszystkiem magister przy aktach urzę-
dowych 1). Uniwersytet czuwał gorliwie nad zachowywa-
niem przepisanych strojów i tysiączne pod tym względem
zwalczał wybryki, wywołane po części niekarnością mło-
dzieży, po części biedą magistrów, którzy nią się zasta-
wiali, kiedy im wyrzucano uchylanie się z pod obowią-
zującego noszenia tabardu. Kiedy w końcu piętnastego
wieku zawiał prąd rewolucyjny przeciw ustrojowi średnio-
wiecznego uniwersytetu, burzliwsze żywioły zaczęły się
także buntować przeciw tradycyjnym strojom. Maciej z Mie-
chowa w r. 1508 wystąpił dla tego przeciw tym członkom
większego kollegium, którzy tabardów sobie nie sprawili
Sprawa poszła przed biskupa Konarskiego, który statut
wykonywać rozkazał i zrobił tylko wyjątek dla kanoników
Św. Floryana*); tym zapewne wolno było w kanoniczym
występować stroju. A takie zajścia mnożyły się w tych la-
tach ciągle ; scholarze i magistrzy *) wyłamywali się z pod
prawa. W r. 1533 skarcił znów rektor kollegiatów mniej-
szych, którzy przychodzili do stołu w nieprzystojnych,
świeckich szatach, in yestibus curtis et lagicalibus ; wobec
tego rebelianci powoływali się jednak na to, że taki zwy-
czaj oddawna w ich kollegium panuje. Rektor mimo tego
zagroził im surowemi karami i przypomniał, że obowiąz-
kiem ich siadać do stołu w sukniach długich — in ye-
stibus decentibus, statui eorumcongruentibus, utputa tunicis
longis, talaribus, morę clericali factis et biretis rotundis*).
Mimo tych wszystkich gromów i uchwał, wyzuł się jednak
uniwersytet w ciągu szesnastego wieku ze szat ducho-
*) Po szczegóły odsyłam do dobrej rozprawy Dr. Karbowiaka,
Ubiory profesorów i uczniów w uniwersytecie Jag., Kraków 1890.
Por. też Kaufmann, Geschichte der deutschen Univ. II, 82.
•) Arch. uniY. faso. 491 n. 16177.
•) Acta Rect. 2174
*) Acta Rect. n. 3195 i 3197.
28*
436 KSIĘGA lY.
wnych w codziennem życiu; przynajmniój scholarzy wy-
walczyli Bobie wtedy większą swobodę i wolność co do
ubioru*).
Wszystko więc obmyślanem było na to, aby krewkie
i gwałtowne natury poskromić, ująć je w pęta organi-
zacyi a nawet ubioru. Że scholarze przełamywali te za-
pory, mówiliśmy o tem już niejednokrotnie. A wśród
rzeszy magistrów wydarzały się także częstokroć niepo-
rządki. Kiedy się czyta Acta Rectoralia, uderza, jak już
wspomniałem, w tych kartach względna rzadkość wy-
bryków obyczajów, zmysłowych ; od czasy do czasu tylko
pojawiają się tego rodzaju procesy, w których kucharki
bywają przeważnie heroinami. Za to częste tu akty bru-
talnej porywczości, sprawy o wymierzanie sobie prawa
czy bezprawia ręką i gwałtem, zajścia, w których chiruj^
obok sędziego interweniować musiał ''). Szczególnie wśród
młodszej braci nauczycielskiej podobnie jak wśród scholarów
mnożyły się takie akty krewkości. CoUegiati minores przo-
dowali we wyłamywaniu się z pod statutów i przepisa-
nego ładu; między innemi zamieszkiwali po hospicyach^
uchylając się od koUegialnego życia ^). Bardzo charakte-
rystyczną dla nastroju tych młodszych mistrzów jest
uchwała z roku 1534, dotycząca zachowania się w domu
i przy stole. »Ponieważ częstokroć się wydarza, — czy-
tamy tam*), — że po słów wymianie przychodzi do ra-
zów i użycia broni; dlatego, aby ludzie tego rodzaju mniej
byli pochopni do gwałtu i bójki«, ustanawia się surowe
kary. i>Jeżeli zaś kto podczas posiłku przy stole ośmieli
się na drugiego cisnąć półmiskiem, talerzem, nożem lub
*) Karbowiak 1. o. str. 18. Por. też Thorbecke, Geschichte der
Uaiv. Heidelberg 60/61.
•) Por. n. p. Acta Rector. n. 827 (r. 1480).
•) Acta Rect. n. 622, 2389.
*) Archiwum do dziejów literatury I, 113.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I KAOISTRÓW. 437
czem innem, co mu w rękę wpadniecc, ten i karę pieniężną
ma zapłacić i wynagrodzić swej ofierze uszkodzenia ciała.
Nie należy oczywiście na podstawie takich przepisów
generalizować sądów i przykazań używać jako pierwszo-
rzędnego materyału historycznego; ale zaprzeczyć sienie
da, że przykazania zawsze stwierdzają coś, co się wyda-
rzało i w przyszłości jeszcze wydarzyć mogło.
Sądy uniwersyteckie odsłaniają nam też niektóre ja-
skrawe strony ówczesnego życia; nie mówią one o tych
wielu mistrzach, którzy sumiennem wykonywaniem obo-
wiązków popierali szkołę i jej dalsze rozwoje, a w cichej
pracy pędzili swe życie. Zasługi ich ocenialiśmy; oni zło-
żyli się na historyę wszechnicy. Jeżeli teraz do historyi
przyrzucimy kilka historyjek z aktów sądowych, to dla-
tego, aby obraz był pełniejszym i odwrotna jego strona
również na jaw wystąpiła.
Często dosyć zwracał się rektor przeciw mistrzom,
włóczącym się po ulicach, szczególnie w porze spóźnionej ;
tak n. p. pozwał w r. 1520 koUegiata większego, Marcina
ze Szamotuł, że w nocy zamącą spokój miasta — occa-
sione nocturnae vagationis ac inąuietationis hominum^).
Wyraźniej występują w tych sądach niektóre postacie
i niektóre wybryki, przy których dłużej zatrzymać się
warto.
Michał z Bystrzykowa mimo swej filozofii, pa-
ryskiego wykształcenia i tytułów niespokojnym był ży-
wiołem w uniwersytecie, człowiekiem skłonnym do pienia-
ctwa i burzliwości. Jako senior bursy Jeruzalem miał on
w latach 1489/90 ciągłe zajścia z mieszkańcami tego domu;
raz napadnięto go nawet i poraniono. Zarzucano mu, że
nadużywa swego stanowiska, że nie je przy wspólnym
stole, lecz raczy się na osobności, że na koszt bursy utrzy-
muje nieprzynależnych ludzi dla swojej posługi *). W roku
») Acta Rector. 2488.
•) Acta Rect. n. 1221, 1223, 1232, 132B.
438 KSIĘGA IV.
1500 miał on poważny zatarg z rektorem; stanął przed te-
goż sądem wykrzykując, że nie uznaje jego jurysdykcyi,
przydając słowa obelżywe; pozwano go o obrazę rektora,
zarządu i całego uniwersytetu. Wtedy Michał z Bystrzy-
kowa udał się w pokorę i zastawiając się gniewem i pory
wczością prosił o przebaczenie swego występku^). Często
miewał on spory i sprawy pieniężne, między innemi pozywał
scholarzy, którzy mu nie uiszczali należytości za lekcye czyli
resumpcye. W r. 1497 charakterystyczną znów miał prze-
prawę z innym magistrem Pawłem z Zakliczewa. Pozwał
mianowicie wtedy tego kolegę o oszczerstwo; bo Paweł z Za-
kliczewa opowiadał publicznie, jakoby Michał Paryski do
wspólnej kasy domu artystów włożył kilka fałszywych flore-
nów, wybierając w zamian kilka sztuk dobrych*)! Podejrze-
nie może było bezpodstawnem, ale znamiennem dla czło-
wieka, który budził liczne nienawiści, a umiał skrzętnie
chodzićkoło swojej chudoby ; z aktów współczesnych wie-
my, że posiadał dom i ogród w sąsiedztwie kościoła św.
Piotra i Pawła •).
Innego nastroju człowiekiem był na gruncie wyrosły
i domorosły mistrz Marcin Kułap z Tarnowca, Za-
pisał się on jako uczeń w Krakowie w roku 1477, ma-
gistrem został w roku 1490 i odtąd aż do r. 1524 działał
na wydziale artystów; później przeszedł do teologów
i uzyskawszy w tym wydziale bakalaryat był w roku 1528
lektorem ordinarius teologii *). Żył bardzo długo, bo umarł
dopiero w sędziwym bardzo wieku, w lutym roku 1538.
W księdze promocyi dopisała o nim współczesna ręka^):
»przyjemny w pożyciu, zmarł w ubóstwie, łagodną śmiercią
jako starzec zgrzybiały; lubili go koledzy za jego dowci-
*) Ibidem 1874 i 1876.
•) Acta Rect. 1815 i 183B.
*) Archi w. uniw. dok. pergam. n. 681.
^) Acta Rectoralia n. 2940. Jako taki i cancellarius posnaniensis
występuje w roku 1530 w Conclusiones D. M.
») Liber Prom. 133.
z ŻYCIA SCHOLARÓW I MAGISTRÓW. 439
pne i ostre powiedzeniaa. Ten ostry jednak język spro-
wadzał nań procesy o infamię, czyli obmowę; staje on
dlatego przed sądem rektorskim w roku 1504 i 1528. Jest
to typ krotochwilnego profesora i facecyonisty. Niestety
natchnienia do swych dowcipów nie czerpał on zawsze
w czystych i chwalebnych źródłach. Miał bowiem wyraźną
skłonność do kieliszka... detestabile vitium ebrietatis.
Kiedy mimo upomnień rektorskich częściej się to pona-
wiało, pozwał go w roku 1512 Maciej z Miechowa przed
sąd i skazał na grzywny. Obżałowany przyznał się do
winy, że ostatnie uroczystości zbyt uroczyście obchodził
i udawszy się w pokorę, wśród uniżonych pokłonów —
humiliter et cum freąuenti incurvatione — błagał o prze-
baczenie, odrzekając się na przyszłość Bakchusa i jego
pokus ^). To, że był iucundus in vita, czyli dobrym towa-
rzyszem, kazało pewnie władzom i kolegom być pobła-
żliwym na jego bardzo ludzkie przypadłości i słabostki.
Ten nałóg pijaństwa pojawiał się od czasu do czasu
wśród rzeszy magistrów. W roku 1483 pobito przy bursie
Jeruzalem dziekana artystów Wincentego ze Lwowa, tak
że aż zbrukanego i leżącego w rynsztoku odnieść było
trzeba do mieszkania. Przy śledztwie wyrażono podej-
rzenie, czy pobity magister nie folguje czasem trunkowi *).
Nie przypuszczenia, lecz zupełnie pewne zarzuty ciężyły
za to na innym mistrzu, Marcinie Garbarzu, zwanym
po łacinie Gerdo, a pochodzącym z Garbar w Krakowie-
Działał on w uniwersytecie bardzo długo, bo może od
roku 1511 do 1552, nie zużywając sił swoich zbytecznie,
skoro w księdze prelekcyi ciągle powtarzają się dopiski,
iż wykłady i dysputy samowolnie opuszczał i skracał*).
Ciągłe flnansowe opały i trudności zaprzątały myśl jego
ustawicznie i odciągały go od obowiązków. W aktach re-
ktorskich raz w raz zapisano sekwestry na jego docho-
*) Acta Rector. 2176.
•) Acta Rect. 890.
•) Por. Liber dilig. n. p. str. 203.
440 KSIĘGA lY.
dach, n. p. w roku 1530, 1532 i 1535^). A frasunki te,
o które nieporządne życie go przyprawiło, zalewał on
znowu trunkami. W roku 1533 doszło wreszcie do tego,
iż go koniecznie z domu większego usunąd zamierzono ^),
którego spokój i godność mącił i obniż- swą obecnością
i nieprzytomnościami. Skończyło się jednak, jak się zdaje
według zwykłej u nas kolei, na groźbie i zamiarach.
Najgorszym zaś typem tej kategoryi ludzi był magi-
ster z roku 1513 Maciej z Przedborza. W trzecim
dziesiątku szesnastego wieku pojawia się on w aktach
jako senior bursy pauperum i członek mniejszego koUe-
gium. Dzierżył tu »największą« koUegiaturę, czyli Szy-
dzińską, a to zetknęło go z chłopami, których kulturą
nie bardzo przewyższał. Lekcye i obowiązki wykonywał
bardzo pobieżnie i niedbale, często je opuszczał zupełnie,
a za to przesiadywał po karczmach krakowskich, grając
i hulając z chłopami, tak że prawie codziennie bywał nie-
trzeźwym ■). Jako tenutor czy posesor Szydziny *) różnych
prócz tego dopuszczał się on bezprawiów. Otoczył tu
mianowicie wybitną łaskawością niejakiego chłopa, na-
zwiskiem Modziel i z poduszczenia tegoż dręczył i uciskał
innych kmieci, szczególnie pewnego Goworka. W niedzielę
i święta zjeżdżał najczęściej mistrz Maciej do swej tenuty,
aby tam podochacać się w karczmie i swywolnemi mo-
wami i czynami niepokoić i gorszyć całą wioskę; potem
szedł na nocleg i spoczynek do faworyta swego Modziela.
Utrapieni wieśniacy zanosili więc ciągle skargi i żale
przed rektora; kiedy wreszcie w roku 1527 przebrała się
miara, zawezwano go po przed sąd rektorski, zagrożono,
że mu odbiorą dzierżoną koUegiaturę; a gdyby się opierał
temu wyrokowi, postanowiono w razie danym rekurowaó
aż do kanclerza, któryby na mocy praw swych go skarcił,
») Acta Rect 3028, 3170, 3330.
•) Acta Toraiciana 1532—1533. MS.
») Acta Rect. 2914 (r. 1527).
*) Por. o Szydzi nie Cod. Archi v. umv. n. 77 str. 54.
z ŻYCIA SCHOŁAKÓW I MAGISTRÓW. 441
nawet może karcerem. W razie zaś, gdyby się nadal upijał,
zagrożono mu za każdy tego rodzaju występek karą pie-
niężną.
Przy cięższych przewinieniach, jak buncie, nieposłu-
szeństwie, następowała exkluzya czyli exkomunikacya
z kollegium lub uniwersytetu. Czasami zawieszano tylko
na pewien przeciąg czasu zapłaty, wykłady i prawo do
sięgania po wyższe stanowiska (ascensus). Tak n. p. uka-
rano w roku 1465 magistra Szymona ze Śremu za jego
rebelię powstrzymaniem jego dochodów i wykładów na
rok jeden (suspenditur a salario et lectura)^). W razie
jednak, jeżeli kara tego rodzaju miała być donioślejszą
i exkomunikacya długotrwałą lub nawet stanowczą, rzecz
musiała się niewątpliwie oprzeć o kanclerza, który nie-
kiedy pełną swą władzę (articulus czy auctoritas coorci-
tionis) przelewał na rektora *), oddając w jego ręce sprawę
i jej rozsądzenie.
^) Conclusiones uDiv. 14I65.
•) Acta Rector. 22B2. Cod. univ. IV, 40.
Domówienie.
Przebiegliśmy na kartach powyższych pierwszą i naj-
świetniejszą zarazem epokę w dziejach uniwersytetu Ja-
giellońskiego; zaznaczyliśmy wielkie idee, które nim kie-
rowały i wielkie postacie, które wytwarzały ogniwa po-
stępu. Od Piotra Wysza, Mateusza z Krakowa i Pawła
Włodkowicza widnieje długi ich szereg aż do Miechowity
stojącego na przełomie dwóch wieków i pograniczu dwóch
epok w rozwoju Jagiellońskiej wszechnicy. Łączy te po-
stacie zapał do nauki idący o lepsze z gorącem uczuciem
dla instytucyi i narodu. Podnosi je przytem poczucie po-
słannictwa cywilizacyjnego i nauczycielstwa, które ma
sięgnąć po za mury izb, w których wykładają ; a głębokie
zrozumienie, że o tyle tylko ma się prawo do miejsca za-
szczytnego w historyi ludzkości, o ile się postęp ogólny
popiera i dotrzymywa mu kroku, przenika wszystkie wy-
bitne duchy tego zarania wszechnicy. Silniejsze pulsacye
ówczesnej myśli ludzkiej odbijały się zawsze w jej mu-
rach i znajdowały tu oddźwięk| wymowny. I szli ci siewcy
długiem odtąd pasmem i z pokolenia na pokolenie poda-
wali »światło życiaa, vitae lampada, potrzebne na żywot
i żywotność narodu.
Światło to w następnych czasach, w szesnastym
wieku zachowało jeszcze błyski i siłę, w siedemnastym
mimo szanownych postaci, jak Petrycy i Brożek, zamierać
poczęło wśród walk jałowych między uniwersytetem a po-
1
DOMÓWIENIE. 443
tężnym naówczas zakonem; wiek następny nie skrzepił
sił omdlewającycli. Wysunięto wtedy naprzód akt wdzię-
czności i pobożnego uczucia względem świętej postaci
Jana Kantego, a kanonizacya jego tak zaprzątnęła umysły
i prace, iż na inne działania prawie nie starczyło czasu
ani energiL W r. 1775 wśród mroków zachodu i żałoby
obchodzono uroczyście rocznicę tej kanonizacyi; między
emblemami i napisami zastosowanymi do okoliczności
uderzał jeden, na którym czytano wielkiemi głoskami wy-
pisane słowa: Reipublicae aeternitas!!
Ci, którzy mieli światło w narodzie przechowywać
i szerzyć, donieśli więc jego zarzewie ledwie tlejące nad
brzeg przepaści, napełnionej winą własną, zbrodnią obcych
i nieszczęściem narodu. Szczęściem, że rzeka zapomnienia
nie popłynęła tem korytem. Ostatni skarłowaciali spad-
kobiercy myśli Jadwigi przerzucili jeszcze ponad tą
przepaścią ową »życia pochodnię« na drugą stronę, gdzie
ją podjęli w innych i cięższych warunkach nowi ludzie,
odmienni od tych, którzy mogli siać w radości lub nie-
stety nie czuli dostatecznie wielkiej odpowiedzialności
i ciężkich zobowiązań ratunku wobec tego co ginęło.
I dziś ta pochodnia, dzierżona wśród klęski, jaśnieje znów
pełniejszem światłem, oświecając wstecz przeszłość narodu,
jego zasługi i winy zarazem, krzepi teraźniejsze pokolenia
i rozświeca szlaki przyszłości. Kiedyś ten uniwersytet za-
łożonym został na zdobycze dusz, na krzewienie zacho-
dniej nauki i wiary po szerokich Wschodu dziedzinach.
W dzisiejszem położeniu zadania jego są inne. Zdobycze
mają iść w kierunku naukowym dla dobra świata, a dla
dobra społeczeństwa sięgnąć w głąb rdzenia i istoty duszy
narodu, ulepszyć ją, obmyć z kałów i odrodzić. Jeżeli
scholar średniowieczny poddawał się przy wstępie do
wszechnicy obrzędom otrzęsin, to i później otrzęsiny te
bez znaków widzialnych i dziwacznych, zachowały dla
następnych pokoleń symboliczne, lecz nie mniej doniosłe
znaczenie.
444 DOMÓWIENIE.
))0 ile powiększycie i polepszycie dusze wasze —
pisał wieszcz narodu, — o tyle powiększycie prawa wasze
i powiększycie granice«. To powiększenie i polepszenie
dusz w pracy i pod hasłem pracy da się osiągnąć. Mie-
liśmy poetów, którzy za przewodem Amfiona Tebańskiego
dźwiękami pieśni mury swych grodów chcieli budować.
Mieliśmy kaznodziejów i wieszczów, którzy, jak owi wró-
żbici w księgach Dante'go, twarzą w tył byli zi^^róceni,
tym razem nie za karę, lecz w skutek tęsknoty i miłości
Błogosławimy pamięci i zasługom jednych i drugich. Dzi-
siaj, twardsze warunki twardszych wymagają haseł i bar-
dziej męskich uczuć. Twarz w twarz i oko w oko trzeba
zajrzeć ciężkiej rzeczywistości i kroczyć naprzód w^ dzie-
dziny przyszłości, a hasło umierającego cesarza rzymskiego:
Laboremus — powinno być hasłem życia naszego uniwer-
sytetu i stać się znakiem wytycznym dla c^^ego społe-
czeństwa.
.,^^>.-.
Indeks osobowy.
UWAGA. Stronice bez nymBkich liczb odnoszą ńą do toma pierwszego. — Litera p. ozna-
cza pizypiaek.
A esticampianuB ( Sommer feld )
Jan. młodszy: II, 203, S07.
Aesticampi anus ( Sommerfeld )
Jan, starszy: II, 203.
Agricola Rudolf, młodszy: II,
229, 231, 237, 252, 261.
Agrioola Rudolf, starszy: 11,231.
d'Ailly Piotr: 114.
Alauus (Alain de Lille): 217, 430.
Albert Wielki: 84.
Albert, wójt krakowski: 27.
Aldus Manutius: II, 244, 250.
Alfons VIII, król Kastylii: 20.
Aleksander Ja^iell., jako w. ks.
lit.: II, 71.
Aleksander JagielL, jako król:
II, 132, 216, 284.
Aleksander, ks. mazow.: 104,
228, 354, 369.
Aleksander, ks. ruski: II, 67.
Aleksander V, pap.: 120.
Aleksander VI, pap.: II, 74, 76.
Aleksandra, ks. mazow., siostra
WI. JagieHy: 54, 104.
Alzacya: zob. Indeks rzeczowy.
Amadeusz sabaudzki (Feliks V):
345.
Amatus, żyd anatom: II, 125.
Amatus Jan, Sycylijczyk: II, 97,
232, 247.
Amboldo lohannis de Campino:
16.
Amicinus Jan: II, 235.
Andrzej Syetkonis, ks. ruski:
II, 67.
Anianus, poeta: II, 242. 277.
Anna Cylejska: 172.
Anna Gedyminówna: 8.
Anna, ks. mazow.: 104.
Annono Isidorus: 194.
z Arciszewa Jakób: II, 370.
Arystoteles: 207; II, 315.
Avignon, uniwersytet: 22.
Aventinus Jan: II, 313.
Augusty anie: 7, 13.
Augusty anie depoenitentia: 107.
Augustyn św. 8.
Bacon Roger: 260.
Badtoli Leonard: 187.
Baldo Quirini: 304.
Baliński z Balina: II, 106.
Balma Wilhelm: 352.
z Bamberga Jan: 158.
z Bandkowa Adam: 251.
Barbo Piętro (Pawelll): 11,306.
Baruchowski Jan: II, 201, 206.
Baryczka Marcin: 8.
Basilios Chalkondylas: II, 244.
Batory Stefan: II, 285.
Bawół, wieś: 26.
Baysio Gwido: 249.
z Bazylei Jan: II, 116.
Beaufort Henryk: 176.
Bebel Henryk: II, 212.
Beber Jan: II. 77.
Beck Erazm: II, 208.
Behem Baltazar: II, 150.
Belonka (Bielonka) Mikołaj: II,
349.
Bellini Giovanni: II, 140.
Belsz Marcin: II, 253.
Bełza Marcin: 223.
Bencio Franciszek: II, 117.
446
I
Benedykt XII, pap.: 22.
Benedykt XIII, pap.: 117, 118,
144.
Benedyktyni: zob. Indeks rzecz.
Ber (Ursinus) Jan: II, 96, 116,
177, 184, 222.
Bernardyni: zob. Indeks rzecz.
Bernhartth (Jocklinh II, 231.
Beroaldus: II, 272.
Berąuin: II, 291.
Bessarion, kard.: II. 306.
de Besuntiis Antoni: 333.
Bethman Jan: II, 238.
Betmanowie: II, 230.
de Bóthune Evrard: 210.
Biedrzych: 272.
Biel Stanisław: II, 122, 168, 223,
:-i70.
Biem z Olkusza Marcin: II, 298,
315.
de Biskupie Bernard : II, 196, 313.
Blanchini Jan: II, 305.
Blesensis Petrus: 127, 239.
z Błonia Mikołaj: 247, 289, 339.
Bniński Andrzej: 454.
Bniński Piotr: II, 142.
de Bochyn (z Łowicza) Adam:
II, 123.
Bodmann: II, 231.
de Bodma Wólfflin Jan: II, 204,
232.
Bodzanta: 23.
Boecyusz, tlómacz Arystotelesa:
Bolesław Pobożny: 28.
Bolesta Piotr: 173.
Bona Sforza: II, 97, 292.
Bonerowie: II, 149, 230.
Bonfili Marek: 353, 366.
Bonfini Antoni: II, 319.
Bonifacy VIII, pap.: 35.
Bonifacy IX, pap.: 53, 62, 70, 117.
Boryszewski Róża Andrzej: II,
182, p.
z Borzynowa Dersław: 247, 334,
347, 352, 409.
de Bossis Gabryel Antoni: 194.
Boszczyn, wieś: 201; II, 422.
z Boturzyna Jakób: 202.
z Boxic Jakób: II, 112, 146.
Bóschenstein, naucz. jęz. hebr.:
II, 257.
Branda Castiglione: 340.
Brandys Piotr: 87.
Brassicanus: II, 218.
de Brega Henryk: 277, 456.
Brudzewski Wojciech: II, 72, 177,
215, 311.
Bruni Leonardo: 4wS4, 435; II, 365.
z Brzegu Klemens: 214.
z Brzezia Adam: II, H88.
z Brzezia Lutek: 335, 339; II, 11,
91, 200.
z Brzezia Maciej: II, 265.
z Brzeźnicy Mikołaj: 437.
z Budziszyna Mikołaj: 229.
Burchard Jan: II, 273.
Burgauer Benedykt: II, 232.
Buridan: 261.
z Buska Jan: 22.
Buthko Piotr: II, 109.
z Bydgoszczy Jakób: II, 334.
Bylioa Marcin: II, 304, 314.
Bylica i Regiomontanus: II, 306.
Bylioa Stanisław: II, 314.
Byrowo z Przybynic Marcin:
201.
z Bystrzykowa Michał: II, 85,
161, 195, 358, 437.
de Caccia z Nawary Stefan:
342, 365.
Cahors, uniwersytet: 21.
Calderini: 249.
Camblak Grzegorz: 163.
Campensis (van den Campen)
Jan: II, 89. 258.
deCancina (Caucina) Arnold: 16.
Cantalicius: II, 147.
Capra Bartłomiej: 188.
Cardinalis Jan: 268.
Celtes (Celtis) Konrad: H, 146,
171, 175, 313.
— jego poplecznicy w Krako-
wie: II, 176.
— jego przeciwnicy: II, 177.
— jego stosunek do uniw. Jag.:
II, 178.
— jako szermierz germanizmu
na Wschodzie: 11, 181.
— grono jego znajomych: II,
182.
— jego romans w Krakowie: II,
185.
— jego wykłady w Krakowie:
II, 188.
— wyjazd z Krakow^a: II, 189.
447
Celtes i KaUimach: II, 176, 178.
Cesarini Juliusz: 330, 369.
Cetynia: II, 70.
Chełmno, niedoszły uniwersytet
krzyżacki: 47, 108.
Chełmski Piotr: 334.
Chojnice: II, 36.
Chojeński Jan: II, 369.
z Chrobrza Tomasz: 251.
Chrysoloras Manuel: 177, 388.
Cicero jako mówca II, 227.
Cigala Jan: 251.
Ciołek Erazm : II, 74, 216, 249, 271.
Ciołek Stanisław: I, 193, 247,
308. 310, 335, 339, 454.
Claretti (Clariti) de* Cancellieri
Constanzo : II, 126, 232, 246, 249.
Cola di Rienzo: 7.
Colonna Otto (Marcin V): 162.
Coluccio dei Salutati: 8.
Corvinus Maciej : H07. 315; II, 128.
Corvinus (Rabę) Laurentius: II,
159, 170, 176, 203, 321.
Cospius Angelus: II, 251.
Cossa Baltazar (Jan XXIII): 121.
Coxus (Coxe) Leonard: II, 241.
Creisewitz z Brzegu Franciszek:
86, 200, 228, 282.
de Criyellis Franciszek: 194.
de Criyellis Piotr: 194.
Cro z Cottbus Jan: 232.
Crocus Ryszard: II, 246, 266.
Cusa Mikołaj: 314; II, 12.
Cuspinianus: II, 173.
Cymbarka, ks. mazow.: 104.
Cystersi : zob. Indeks rzeczowy.
Czechel Sędziwój: 256, 304, 389;
II, 31.
Czechy: zob. Indeks rzeczowy.
Czepiel Mikołaj: II, 273.
Dante: 52.
Dantyszek: II, 238, 287.
Datus Aleksander: II, 220.
Dawid rabin: II, 84.
Dawid Leonard: II, 89.
Dąbrówka Jan: 214, 424; 11,60,
55, 63.
Debringer Georgius: II, 369, p.
Decius lustus: II, 230, 233.
Delfin, bisk. parmeński: 333.
Demetrius z Konstantynopola:
392.
V. Dinkelsbuhl Mikołaj: 167.
Długosz Jan, na uniw. Jag. : 228.
— w otoczeniu Zbigniewa Ole-
śnickiego: 303.
— przy zawarciu pokoju toruń-
skiego: II, 52.
— jego dzieła jako wykwit kul-
tury dworu i czasu Oleśni-
ckiego: 326; II, 283.
— jako wychowawca synów
Kazimierza Jag.: II, 130.
— założyciel bursy: II, 343, 346.
Długosz Jan i KaUimach: II, 131.
Długosz Jan (młodszy): II, 346.
z Dobczyc Leonard: II, 314.
de Dobra Jan: 232, 398.
Dominikanie: zob. Indeks rzecz.
Donatus , autor podręcznika
gram.: 209.
Dorstin Katarzyna: II, 369, p.
z Drohob^cza Jerzy: II, 101.
Drzewicki Maciej: II, 124, 144*
202, 239.
z Dukli Jan: II, 30.
Dunajów, rezydencya Grzegorza
z Sanoka: 316.
Duszan Stefan: 56.
z Działoszyna Mikołaj: 382.
Eck Andrzej: II, 237.
Bek Walenty: II, 233, 261.
Elgot Jan: 246. 303, 367, 368,
409; II, 16.
Elżbieta, żona Kazimierza Jag.:
II, 128, 130, 198.
Elżbieta, siostra Kazimierza W.:
12.
Elżbieta Bonifacy a, córka Wł.
Jag. i Jadwigi: 118.
Emaus, klasztor w Pradze: 57.
Eneasz Silvius Piccolomini: 59,
319, 320. 321, 323; II, 17, 67.
Enoch de Ascoli: 326.
Enrici Jan Baptysta: 380.
Erfurt, uniwersytet: 47.
Eugeniusz IV, pap.: 313.
Factinante Eryk: 57, p.
Falkenberg Jan: 150, 156, 195.
Falkowski Jan: 86.
Falkowski Piotr: 22.
Faust: II, 321.
1
448
Felix V, pap.: 346, 386.
da Feltre Yittorino: 306.
Feyge (Caricinus) Bernard: II,
221.
de Fiana Franciszek: 433.
Fibonacci: II, 296.
Filelfo Franciszek: 318; II, 78, 227.
Fillastre, kard.: 137.
Fink Henryk: II, 214, p.
Fooyusz, metrop. ruski: 163.
Fogelwager Michał: II, 281.
Franchinus de Castillione: 192.
Franciszek I, kr. francuski: II,
267.
Fryderyk II, cesarz: 6, 20, 104.
Fryderyk Brandenburski: 283,
Fryderyk Jag., kard.: II, 182,
194, 196, 200.
Fuggerowie: II, 149.
Fulgosus Rafs^: 192.
Gadius Adam: II, 273.
Galeazzo di S. Sophia: 234.
Galenus: 236.
Galeotti: II, 307.
Galfrid (Ganifredus) zYinesauf:
210,431.
St. Galien: II, 230.
Galio Bernardino: IL 146, 201.
Galvanus z Bolonii: 62.
Gałka z Dobczyna Andrzej : 468.
Garbarz Marcin: II, 439.
Garcias Hiszpan: II, 97, 273.
de Garlandia Jan: 431.
Ga5;ztold Jan: II, 65, 167.
Gasztold Janusz: II, 66, 67.
Gasztold Marcin: II. 68.
Gaszowice z Loćmierza Piotr:
II. 109, 303.
Gai tinara, kanclerz ces. : II, 287.
de Gdana Kasper: II, 321.
z Gdańska Marek: II, 321.
Gedrojć Gabryel: II, 67.
Gedrojó Herman: II. 67.
Gedrojó Jerzy: II, 67.
Gedrojć Michał: II. 30.
Gedrojó Stanisław: II, 67.
Gedrojć Wojciech: II, 67.
V. Gelnhausen Konrad: 73, 116,
131.
Gemistos Plethon: 388.
Georgius, autor retoryki: 218.
Gerhard z Carmena: 214.
Gerhard z Kremony II, 307.
Gerhard de SabionetU II, 299.
Gerhardsdorf Piotr: 73.
Gerson Jan: 164, 409.
z Gielniowa Właldyslaw: II, 30.
Gleywicz Mikołaj: 46.
GHński MichaJ: II, 81.
Glocomura Crispus: II, 191.
z Głogowa Jan (Glogowita): II,
66, 83, 156. 177. 316, 351.
Godziemba z Bydgoszczy Jakób:
n, 44; H. 335.
Goltberg Mikołaj: 26a
z Goraja Beata: 200.
de Gorram Mikołaj: 258.
z Gorzkowa Mikołaj : 64, 85, 91.
Gróra z Mikołajowa Andrzej: II,
93, 276.
z Góry Zbigniew: II, 48.
Górski Jakób: II, 290.
Gosłupski Jan: II, 14.
Gossinger Zygmunt: II, 176.
z Gostynina Jakób: II, 84, 168.
Gracyan, zbiór prawa kanon.: 84.
Granowska Elżbieta: 199. 309.
Grot Jan: 22.
Grubel Sebastyan: II, 232.
Grunwald: 122.
Gruszczyński Jan: II, 7, 10.
Grzegorz IX. pap.: 34.
Grzegorz XII, pap.: 60. 117, 118.
Grzymała Andrzej: 434; II, 54,
Guarino. z Yerona: 30, 307.
Guarleich Jan: 251.
Guillerin, kard.: 189.
Gundel Filip: II, 240, p.
Habensberg (Turmair, Aventi-
nus) lohannes: II. 213.
z Habsburga Rudolf: 153.
Hadus (Hadelius) Jan: II, 234,
261, 289.
Halam de Salisbury Robert: 137.
de Halis Sebastyan (Steinhofer
z Hall): II. 238, 255.
Haller Jan: II, 154. 231, 250.
Haunolt Jan: II, 221.
Hegius Aleksander: II, 218.
Heidelberg, uniwersytet: 38, 47.
z Heimburga Grzegorz: II, 12,
141.
Mt
Heinriohmann, gramatyk: 11,218.
Helena, żona Aleksandra Jag.:
II, 71.
Hesse Benedykt: 857, 415.
Hesse Bernard: 231, 236, 898;
II, 109.
Hieronim, arcyb. Krety: II, 61.
Hieronim Jan z Pragi: 56, 388.
Hinczka, podskarbi Wlad. Jag.:
58.
Hipokrates: 235.
z Hirschberga Wacław: II, 253.
Hispanus Piotr: 208.
Hochfeder, drukarz: II, 154f.
V. Hohenburg Konrad: 92.
de Holkoth Robert: 259.
Holszański Paweł: II, 67, 88,
262.
Holy Prokop: 272.
Homer: II. 251, 253, 255.
Honoryusz III, pap.: 38.
Hopher Stefan: 79, p.
Humbald. kard.: 166.
Humfrey, ks. na Gloucester:
176.
Hunyady Jan: 315.
Hunyady Maciej: zob. Corvinu8
Maciej.
Hunyadwar, zamek: 815.
Hurko Janusz: II, 67.
Hus Jan: 59. 144. 268.
Hutten Ulryk: II, 210.
Idzi. bisk. rozeński: 382.
z Ilkusza Jan: 223.
Innocenty IV, pap.: 6.
Innocenty VI, pap.: 21, 22.
Innocenty VII. pap.: 117, 118.
z Inowrocławia Jan: 370, 379.
de Insula Stefan: 18.
Isner Jan: 65. 105, 178; II, 343.
423, p.
Iwan in, ks. moskiewski: II, 73,
76.
Izajasz, Augustyanin: II, 30.
Izydor, metrop. kijowski: 371, p.
390.
Jadwiga, królowa polska, cha-
rakterystyka: 52.
Jadwiga i WI. Jagi^o, wspólne
pożycie: 54.
Hist. Unlw. T. u.
Jadwiga, królowa, maoieriyń*
stwo: 67.
— śmierć i testament: 67.
— jej stosunki z książętami Me-
dyolanu: 188.
Jadwiga, córka WI. Jagi^Sy:
288.
Jadwiga, matka Kazimierza W.:
10.
Jan XXII, pap.: 22, 85.
Jan XXIII, pap.: 121, 185, 186.
Jan, ks. na Drohiczynie: 90, 91.
Jan, ks. Opolski (Kropidło): 124.
Jan, bisk. z Brizen: 153.
Jan, bisk. z Katanii: 166.
Jan, opat miechowski: 888.
Jan, patryapcha antyooheński:
167.
Jan, patryaroha konstantynop.:
167.
Janko z Czarnkowa: 9, 15, 24.
Jan Olbracht: II, 132, 138, 197,
199, 215.
Jarosław, arcyb. gnieźn.: 17.
Jastrzębiec Wojciech: 81, p. 109,
173.
z Jassel (Jasła) Bartłomiej: 88.
J&cerdorfT Dorota: 208.
z Jeziorka Maryan: II, 68.
Jędrzejów, klasztor Cystersów:
180.
Juliusz II, pap.: II, 99.
Justynian, cesarz: 85.
Kadłubek Wincenty: 427; II, Ifó.
Kallimach Buonacoorsi Filip. —
przybycie do Polski: II, 188.
— u Grzegorza z Sanoka: II»
135.
— w Krakowie: II, 186.
— jako wychowawca S3mów
Kazimierza Jag.: II, 181.
«- jego dyplomatyczne zdolno-
ści: II, 136.
— społeczna działalność i cha<^
rakter: II, 140.
— a Żydzi krakowscy: II, 140.
— jego znaczenie kulturalne:
ir, 147.
— śmierć i pogrzeb: II, 202.
— testament: II, 202.
— jako biograf Grzegorsa s Sa-
noka: 811.
450
Kallimach i Piotr z Bnina: II,
142.
z Kalisza Mikołaj: 247, 410; II,
51. 93. 349.
Kaldherberg, obyw. krak.: 45, p.
Kanty Jan: 214. 227. 419; II, 31,
63. 891.
Kapistran Jan: 409; II, 19, 25,
26, 27.
Karniów, wieś: 241.
Karol IV, cesarz: 7, 32, 35.
Karol VII, król. franc: II, 34.
Karol Andegaweński: 52.
Karol Robert, król. węg.: 11, 12,
52.
Kasznica Mikołaj: II, 420.
Katarzyna, ks. mazow.: II. 51.
Kazimierczyk Stanisław: II, 31.
Kazimierz Wielki, charaktery-
styka: 9.
— jego stosunki z Avignonem:
22.
— a mieszczanie krakowscy: 27.
Kazimierz Jagiellończyk, wstą-
pienie na tron: 373.
— wobec schizmy papieskiej:
375.
— stanowczość wobec Kościoła
polsk.: II, 14.
— ugodny charakter i życie do-
mowe: II, 49.
— polityka dynastyczna: II, 128.
— śmierć: II, 196.
Kazimierz Św., królewicz: II, 31,
130.
Kazimierz, miasto: 13, 26.
Kesinger Wilhelm: 88.
Klemens V, pap.: 35.
Klemens VI, pap.: 18, 22.
Klemens VII, pap.: 117.
Kleparz, miasto: 27.
z KJuczborga Jan (Kreuzburg):
87; II, 395.
Kłodawa: klasztor kan. reg.: U,
38.
z Kobyhna Maciej: II, 56, 64,
193.
z Kobylina Stanisław: II, 55.
z Kokorzyna Andrzej: 172, 199,
280, 460.
Kolonia, uniwersytet: 47.
z Kolonii Henryk: 44.
z Komorowa Jan: II, 68.
Konarski Jan: II, 56, 239, 269.
z Koniecpola Jan: 81, p.
Konrad, bisk. wrocł.: 367.
Konrad, ks. warszawski: II, 51.
Konrad Rudy, ks. mazow.: II,
149.
Konstancya, miasto: 123.
z Konstantynopola Teodor. 163.
Kopernik Mikołaj: II, 211, 313,
Koprzywnica, klasztor Cyster-
sów: 180.
z Koprzywnicy Mikołaj: II, 91,
99.
Korzybski Stanisław: II, 69. 163.
Kosmas, grecki uczony: 390; II,
32.
Kostka Wilhelm: 272.
z Kościana Jan: II, 101, 195.
Koszyce: II. <s68.
Kot Wincenty, arcyb. gnieźn.:
352, 367.
Kowski (Koffski) Wincenty: H
320.
Kozłowski Mikołaj: 86,278,289,
336.
z Koźmina Benedykt: II, 353.391.
Krsd^ów: zob. Indeks rzeczowy.
z Krakowa Jakób: 382.
z Krakowa Mateusz: 60, 64, 66,
71, 131, 409.
z Krakowa Tomasz: 46.
Krawar Paweł : 456, p. ; II, 28, p.
z Krety Hieronim: Ii. 102.
z Krosna Paweł:, II. 228, 232.
Król Marcin z Zórawicy: 304,
400,437; 11,297,303.
Krzycki Andrzej: II, 242, 289.
Krzyżacy: zob. Indeks rzeczowy.
Kułap Marcin z Tarnowca: II,
438.
Kunasz Jan: II, 264.
Kurdwanowski z Korzkwi Ja-
kób: 124, 193.
z Kurowa Mikołaj: 77.
Lang Wincenty (Vincentius Lon-
ginus Eleutherius): II, 210.
Landau, miasto: II, 230.
Lando Hieronim: II, 38.
Langenstein Henryk: 116, 409.
Lannoy Gilbert: 341, p.
Laskary (Laskarz) Andrzej, ży-
ciorys: 126.
451
— na soborze w Konstancy! :
125. 126. 135-138.
— na soborze w Pawii i w Sien-
nie: 126, 195.
— w procesie krzyżackim: 193.
— biskupem poznańskim: 195.
— wobec husytyzmu: 454.
— śmierć: 196.
Laskaris Konstantyn: II ; 244, 250.
Lasocki Mikołaj: 193, 305, 306,
307, 315, 333, 342, 377; II, 7.
Latistomus Baltazar: II, 233.
Leguisó Jan: II, 33.
Leon X, pap^ II, 244.
Leonardus, Florentczyk: 194.
Lewko, żyd: 28.
z Leżajska Marcin: 358.
Lęd, klasztor Cystersów: 180.
Libanius: II, 206.
Libanus Jerzv z Lignicy: II, 254.
Licorianus Erazm: II. 241.
Lindan, miasto: II, 231.
Lindan Jan. historyk: II, 51.
z Lignicy Jerzy: zob. Libanus.
z Lipnicy Szymon: II, 30.
Livius: 304, 327.
Logus Jerzy: II, 233.
Lombardus Piotr: 87, 259.
z Lozanny Wilhelm: 138.
z Liibiszowa Bernard: II, 365.
Lubrański Jan: II, 239. 271.
Luborzyca, wieś: 241.
Luder Piotr: II, 167, 179.
Ludwik, król w^ier.: 18, 32, 52.
Ludwik Orleański: 164.
z Ludziska Jan: 355, 398, 432;
II, 47.
de Luna Piotr: zob. BenedyktXIIL
Luter Marcin: II, 141, 211.
ze Lwowa Michał: 195.
ze Lwowa Sebastyan: 255.
ze Lwowa Wincenty: II, 439.
de Lyra Mikołaj: 258.
de Lyssow Jakób: 223; II, 63, p.
z Łabiszyna Andrzej: II, 196.
z Łabiszyna Maciej: 423; II, 891.
Łaski Feliks: II, 265.
Łaski Jan: II, 81, 93, 242,276,369.
z Łąki Mikołaj: 50.
Łekno, klasztor Cystersów: 180.
2 Łowicza (de Bochyn) Adam:
II, 123.
z Łowicza Stanisław: II, 78, 81,
223, 224.
Machaut, kronikarz francuski,
32.
Maciej, biskup wileński: 374.
Maciejowski Samuel: II, 258.
Maiselstein Caspar: 251.
z Malborga Andrzej: 87.
Ms^gorzata Bawarska: 8.
Mancinellus Antonius: II, 218.
Marcin , opat Benedyktynów:
45, p.
Marcin V., papież: 90, 127, 162,
187, 189. 270.
z Marcinowic Piotr: 201.
Martialis: 217.
z Marienburga Andrzej: 228.
Marschalk Mikołaj: II, 245.
de Marsigli Luigi: 8.
Marsilius v. Jnąhen: II, 84.
Marsuppini Cano: 433.
Marsyliusz Ficinus: II, 140.
Masati de Aliphia Ludwik: II, 97.
Mateusz Clementis: 38.
Mazowsze, wygaśnięcie linii pa-
nującej Piastów: II, 51.
Medici Wawrzyniec: II, 140, 142.
Medyk Jan: II, 365.
Melanchton Filip: II, 211, 246.
Melsztyński Jan: II, 30.
Melsztyński Spytek: 455.
Melsztyńscy Spytek i Jan II, 59,
350.
Mergus Mikołaj: II, 114, 146.
Mężyk Jan: 103.
Mężykowa Katarzyna: 103.
Michał, ks. litewski: 104.
Michał, ks. mazowiecki: II, 51.
z Michs^owic Mikołaj: II, 195.
de Michinicze Georgms: 464, p.
z Miechowa (Miechowita) Maciej:
29; II, 118, 264, 269. 284.
Mikołaj V, pap.: 373, II, 244.
Milis Jan: 191.
Mirika Jan: II, 114, 146, 183.
z Mirzyńca Arnulf: II, 93.
z Młodziszewio Wojciech: 228.
Mogiła, klasztor Cystersów: 180»
Moncinereus Antoni: II, 273.
Monte Cassino: 21.
de Monte nivis Petrus: II, 321.
Montpellier, uniwersytet: 21.
29*
4n
Morstin Jerzy: II, 18B.
Morstinowie: II, 1Ł9.
Mosellanus Piotr: II, 246.
z Moskorzewa Klemens: 77,81,p.
de Muris Jan: 214.
Murner Tomasz: II, 163.
Musuros Marcus: II, 244.
s MOnsterberga Mikołaj: 213.
Myszkowski Piotr: II, 370.
Nanker, bisk. krak.: 248.
z Napachania Antoni: II, 255.
z Napachania Maciej: II, 195.
Neapol, uniwersytet: 20.
Nerius, Florentczyk: 194.
z Neumarkt Jan: 7, 8.
Nicolettus Yenetus Paweł: II, 84.
Niemierza z Krzelowa: 201.
z Nissy Bernard: II, 65.
z Nissy Erazm: 88, 228.
de Noet Jan: 61.
Norymberga: II, 149.
z Nowego Miasta Łukasz: II,
224.
z Nowego Miasta Michał: II, 195.
Nówko, kanon, sandom.: 102.
z Obiedzina Maciej: II, 428.
Ocoam Wilhelm: 261.
01avus z Upsali: 227.
Oleśnicki Zbigniew: 112, 178.
— jako dobrodziej uniwersytetu:
— wobec husytYzmu: 276, 466,
— jego młodość: 299.
— znaczenie jego dworu i kan-
celaryi: 301.
— jego otoczenie: 303.
— ^^wonec zasady koncyliaryzmu:
349, 367, 376.
— starania o uzyskanie purpury
kardynalskiej: 867, H76, 378.
— stosunek do uniwersytetu:
447, 452.
— w opozycyi przeciw Kazi-
mierzowi Jag.: II, 7, 15.
— śmierć: II, 19.
Oleśnicki Zbigniew i Eneasz Sil-
vius: 821.
z Oleśnicy Jan: II, 15.
Olkusz: IB.
z Ołsny Michał: II, 495.
z Ołomuńca Augustyn: II, 170.
z Opatowca Marek: 431.
z Opatowca Wojciech: 400; II,
109.
z Opoczna Andrzej: II, 364.
Oporowski Władysław : 244, 27S ;
Orzechowski Stanisław: II, 77.
Ostroróg Jan: II, 12.
z Ostrzeszowa Jan : II, 101. 386.
z 'Oświęcimia Jan (Sacranus):
II. 66, 74, 77-82, 197, 216, 222.
z Oszkowic (Oczko wic) Mikc^aj:
232.
Otto, scholastyk krak.: 91.
Ottokar, król czeski: 153.
Oxford, biblioteka: 176.
de Oyta Henryk: 259, 409.
Ochslin Ludwik: II, 232.
Pakość, gniazdo Husytów: 454.
Palecz Stefan: 168, 178, 186, 193,.
266.
Palencya, uniwersytet: 20.
Palomar Jan: 'ó%9.
Panchirz Stefan: 73.
Pannonius Jan: 307; II, 306, 307.
Paradyż , klasztor Cystersów:
180.
z Paradyża Jakób: 355, 360, 416.
de Paravesino Jakób: 187.
Parentucelli Tomasz (Mikołaj V):
873.
Parkosza Jakób z Zórawicy: 410.
Paweł II, pap.: 133, 135.
Payne Piotr: 268, 272.
Peokam Jan: 214.
de Pennaforte Rajmund: 34.
Pernus Waleryan: II, 90, 259.
Perotti Mikołaj: II, 218.
z Perugii Kaspar: 166, 191.
Petit, ftancuz: 164.
Petrarka: 7, 53.
Petrycy Sebastyan: II, 286.
Peuerbach Jerzy: 401; II. 167,
297 302.
V. Pfolspeundt Henryk : II, 106jp.
Philopseudes Luoyana: H, 2n.
Piccoiomini Eneasz Silyius: z<rt>..
Eneasz Silvius.
de Mirandola Picus: II, 140.
Pieczychowski Leonard : n, 261.
Pieskowski Bolesta Piotr: 166, p..
i&S
Pilecka Elibieta: 172.
Pilecka Jadwiga: 172.
Piotr, król cypryjski: 32.
z Piotrkowa Jakób: 436.
z Piotrkowa Maciej: H, 362.
Pirzchalka Maciej z Opocziuu
U, 266.
de Piscia Baltazar: II, IŁ
Piseoky Wacław: II, 174
Pius n, pap.: zob. Eneasz SiL-
vius.
Piza: 21. 119.
z Pizy Augustyn: 146, 167.
Platon: 434.
V. Plauen Henryk: 166.
Plautus BU.
Plinius mlod.: II, 210,
z Pniew Wojciech: H 813.
Podjebrad Jerzy: n, 128.
Podstolice, wieś: 102.
Pogg^ Bracciolini: 176, 176.
PoRzianio Angelo: Iii, 140.
Pomponie Lete: U, 133.
z Poznania (Basa) Wościech: I^
12&
Praga: zob. Indeks rzeczowy,
de Fra^a Paulus: II, 28, p.
z Pragi Hieronim: 2bŁ
Premonstratenst: 68, 69.
Proger Jan: U, bŁ
Pnopiartios: 217.
z Przedborza Maciej: II, 266^ 440.
z PtamnyMA Marcin: zob. KcóL
Ptolememz: U, 303.
Puszha Jan: 387.
z Pyczkowic Paw^: 428; O^ 68.
Pylades z Brescii: II, 218<
I^ser (V Pyzdr) Mikc^aj: 86.
z Pyzdr Zygmunt: 289.
z Raciąla Mik4>laj: n, 61.
» Raciborza Wawrzyniso.* 868,
4ł6.
ItedlicaJan: 66.
z Hadochoniec J^n: 200^ 416;
IŁ, lA.
z Radomia Bartłomiej; 416; S,
I64
m Radomaka Antoni: II, 69, 162.
RaimunduB^ Lullnsc II, 161.
z Rstysbongr Jaa Andreae: 6&
RegiomontanuB (Miilleir) Jan: li,
168,362.
delRegulis Jan: II, 101, 114.
Reichenau, klasztor: 176.
Reuchlin Jan: U, 267.
Rhases: 236.
V. Richenthal Ulrycb: 164.
Rienzi Cola: 63.
RiAhairaer Jerzy: H, 262*
Rockemberg Barbara: n, IM,
Rocobonella Piotr: Ui, 117.
Rosbach Jan: II, 296.
Rosslin (Rosinu«) Stefan: 13; 884
Rottenbarg, miasto: n^ 281.
z Rotterdamu Erasm: II, 291.
de Rothwyla Yalerius: U, 21&
Rozemberski Mikołaj: U, 284.
Rsdoif ŁV, aroyks. aiistr:: 89, p»
Rudolfszell, miasto: 136i
Rudowski Andrzej: 11^, 67.
Rupoeditll, palarń re&du*: 60^
¥i. Russdorf PaweZ: 166.
Rnsttuimicus Mapcus: II, 178^
ftwaćka Maurycy: U)7, 129, 169;
178, 266.
Rytwiański Jan: n, 142.
ft Bcassowa Jan : 92, 108;
z Rzeszowa Jan, bisk. krak.II,ja(X).
de Saccis Jan: 232, 238, 2891.
SaoramiSN- zob. z Oświęcimia Jan,
de Sacrobosco (Holywood) Jan:
214.
Salamanka, uniwersytet: 44.
Salomonów rodzina^ II, 288.
Salzwedel: II, 321.
Salvus Cassetta: n, 886.
San Gkimignano: n, 188.
z Sanoka Grzegorz: 228, 811.
de Sanoto Gemtgyiaao Dominik:
191, Ifig.
Sapiehft Jam: U, 74t 76, 77.
Sapieha Paw^: U, 67, 77.
Sapieha Piotr: II, 67. 77.
SarisberiensiS' Jan: 210; U,. 22&.
Savonarola: II, 21^
fitehaffhaasan: U, 28L
Scharffenberg Marous: U, 282.
z Sofaaumberg^ Rudolf: 9^
Sohsdel Hartmann: n, 149, 196^.
Schefler Jan: 203.
flodblicfc Kasper: 320, 322.
SootOB Duns: 269, 261.
Sculteti Nicolaus: 88.
454
Sczekna v. Stekna Jan: 59, 61,
88, 178, 265; H, 332.
Sebastyan, bedeluniw.kolońsk.:
383.
z Seczemina Dominik: II, 235.
de Segusio Henryk: 249, 251.
Selig Stanisław: II, 169, 176, 182,
195.
Seneka: 217.
z Sieoina Wojciech: II, 335.
z Sienna Jakób: II, 11, 16.
z Sienny Bernard: II, 20.
Silvester Bernard: II, 226.
8ilvius Jan: zob. Amatus.
Sirectus Antoni: II, 85.
ze Skalmierza Stanisław : 79, 83,
84, 85, 91, 193, 228, 278.
Skawinka Maciej: II, 54.
Skotnicki Bogorya Jarosław: 14.
ze Słupcy Jan: II, 100.
Smigellius (Smygiet) Jan : n, 235.
Sobniowski Stanisław: 337,353.
Sokokiicki Mikołaj: II, 101, 388.
Solpha Jan: n, 125.
Sołtan Józef: U, 74.
Sommerfeld Jan: zob. Aesticam-
pianus.
Spaęnoli Mantuanus: II, 227.
Spioimir Morsztyn Mikołaj: 837,
410; U, 93.
S. Spirito, klasztor we Floren-
cyi : 8.
ze Sprowy Jan: n, 10.
ze Staniszewic Jan: II, 415.
Stankar Franciszek: II, 258.
Stary Sącz: 8.
Statius: 217.
Stawrot, mieszczanin krak.: U,
149.
ze Stawu Mikołaj: U, 56.
Stechir Jan: 179; II, 332.
Stegmann Bernt: n, 49.
Steinhofer Sebastyan: zob. de
Halis.
Stercz Jan: U, 308.
Stobner Jan: 103.
ze Stobnicy Jan: n, 69, 84, 87,
88, 123, 161. 262.
ze Strassburga Tomasz: 259.
Strzelecki Suchywilk Jan: 9, 15,
82, 80.
Strzempiński Tomasz: 247, 333,
334, 362, 409; U, 10, 16, 91,
200.
Stwosz Wit: n, 150.
Sulpicius Yerulanus: n, 218.
de Susa Henryk: 143.
Sutor Jakób: U, 230.
Sweybold Fioł: U. 154, las.
Syxtus IV, pap.: U. 135.
ze Szadka Jakób: 366; II, 51, 52,
60, 91.
ze Szadka Mikołaj: II, 269.
Szafraniec Jan: 81, p. 87, 88, 91,
101, 102, 202, 273.
Szafraniec Piotr: 102, 199, 202.
z Szamotuł Grzegorz: II, 254.
z Szamotuł Piotr: H, 5.
z Szamotuł Szymon: n, 388.
z Szamotuł Wojciech: II, 122.
z Szubina Sędzi woj: 94.
Szydłowiecki Krzysztof: H, 238,
286.
Szyllingowie: H, 230.
ze Śremu Szymon: II, 441.
ŚwigrygieHo: 275.
Świetlik Jan: 398.
Świnka Jakób: 153.
Świrski Andrzej: U, 67, 70. 343.
Tabor Wojciech: H, 72, 74.
de Tarantasie Piotr: 259.
Targowicki Zygmunt: H, 268.
De Tarnów Mathias lohannis:
110 p.
Tempelfeld Antoni: 88, 228.
Tenedos, wyspa: n, 17.
z Tenczyna Jan: 67, 77, 201.
z Tenczyna Jan, II, 15.
Terencyusz: 217.
Thedaldi Ainolfo: II, 134.
Thedaldi Jan: U, 134.
Theramo Szymon: 167.
Tibullus: 217.
Tomasz Św.: 259; II, 84.
Tomicki Piotr: II. 89, 201, 239,
256. 257. 268. 271, 275, 287.
Trąba Mikołaj: 81. p. 124, 149,
150.
Trątnowice, wieś: 102; II, 423.
Trithemius: H, 89.
Trzecieski Andrzej: n, 256.
z Tuliszkowa Jan: 125. 144. 149.
z Tuliszkowa Mikołaj: II. 386.
Thurzo Jan: II, 149, 169, 216.
Thurzo Stanisław: 150.
Tartaretus Piotr: n, 85.
455
Ungler, drukarz: II, 154.
z Upsali Wawrzyniec: 107,
227. Por. 01avus.
Urban V, pap.: 21, 22, 23, 26.
30, 31, 39.
Urban VI, pap.: 47, 117.
Ursinus (Ber) Jan: zob. Ber.
Urye Dietrich: 142.
Yadianus zob. Watt.
Valla Laurentius: II, 218.
de Yalentiis Andrzej: II, 125.
Yelius Ursinus Kasper: II, 236,
252.
Yergerio Pier Paolo: 117, 316.
Yersor Jan: n, 157.
Yierdung Jan: II, 313, 323.
Yietor, drukarz: II, 154.
Yiliscus Bernard: U, 186.
de Yilla Dei Aleksander: 209;
n, 218, 220.
de Yino Salvo Gotfried: zob.
Galfrid.
Yisconti Filip Marya: 188, 232.
Yisconti Jan Galeazzo: 188.
Yitóz ze Zredna Jan: 315, 402;
U. 307.
Yitreatoris Jan: II, 69.
Wacław, król czeski: 63, 80.
Waldemar, król duński: 32.
Waleryusz Maximus: 217.
Walter, prof. w Pradze: 36,48.
z Waradyna Jan: 304.
Warszawa: II, 331.
Wasserburg, miasto: II, 231.
Watt Joachim (Yadianus): II, 230,
238.
Watt Hektor: II. 230.
Watt Konrad: U, 230.
z Wawelnicy Eliasz: 86, 120,
229, 282.
Weis Jan: U, 111.
Wergiliusz: 217.
Węgry: zob. Indeks rzeczowy.
z Wieliczki Mikołaj: II, 121.
z Wielunia Michał: n, 152.
Wierzy nek Mikołaj: 32, 39;
Wierzynki, Wirsingi: n, 149.
Wiklef (Wykliff) Jan: 262,
459.
z Wilna Adam: U, 70, 72.
z Wilna Bernard: U, 70.
z Wilna Jan: U, 70.
Wimpheling Jan: U, 79.
Winsen Eryk: 67, p.
Winterthur, miasto: n, 231.
Wismair Leonard: II, 12.
Wissemburg, miasto: n, 230.
Wiślica, miasto: 244.
z Wiślicy Jan: II. 229.
Witold, w. ks. lit: 260. 269, 274,
273.
z Wittenbergi Blasius: II, 116.
Władysław Biały: 23.
Władysław Jagiellończyk: n»
110, 132.
Władysław Jagiełło:
— charakterys^ka: 53.
— dobrodziej uniwersytetu: 93,
95, 97, 181, 198.
— stosunki jego z Florencyą
i Medyolanem: 187, 233.
— wobec husytyzmu: 267.
— jego śmierć: 292.
Władysław Łokietek: 8.
Władysław Poerobowiec: n, 128.
Władysław Yvarneńczyk: 314,
370, 395.
Włodkowicz (Yladimiri) Paweł,
jego traktaty i działalność na
soborze konstancyeńskim: 125,
126, 131, 140-145, 158, 171.
— jego teorya wobec niewier-
nych: 182.
— działalność jego w sporze
folsko-krzyżackim: 138, 140,
71, 186, 187, 189, 194.
— ostatnie lata i śmierć: 196.
— ocena jego działalności: 197.
Wolfram Piotr: 130. 138, 145,
146, 172, 181, 193.
Wolny Mikołaj: U, 56.
z Worczyna Paweł: II, 93.
z Wrocławia Michał: U, 83, 160,
169. 317.
z Wrocławia Zygmunt (Fusilius):
II. 170.
Wronia, wieś: 241.
Wygandi Mikołaj: 64, 288.
Wysz Piotr z Radolina: 66, 77,
79, 81, 82, 99, 119. 200.
Wyszota z Górki: n, 6.
4M
Zabarella Franoissek: 12S, 129ft
180, 134, lae, 177, 849.
Zaborowski Jakób: 118, IdB, 844;
410. ^7.
Zach Felicyan: 18.
Zainer Gunther: II« 154.
c ZaklicBBwa Paweł : n, 166, 881,
438.
Zaklika, kanclerz: 81, p.
Zambeccari Franciszek: n, 808.
z Zatora Paw^: 889, 466.
z Zawady Stanisław: II, 64
Zawisza Czarny: 186, 180, 188,
149.
Zawisza Jan: 83.
z Zbąszynia Abraham: 454.
Zbąszyń, sniazdo husytyzmu:
454.
Zebrzydowski Andrzej: n, 842.
Zeno Antoni: 198.
Zerwikaptur, dom uniwersyte-
cki: 817. II, 880.
de Ziegenhals Jodocas: 811.
Zielonki, wieś: II, 880,
Ziemowit IV, ks. mazow.: 104.
Zinck Jan: If, 837.
Zofia, żona WI. Jagiełły: 395.
Zwiereticz Zdzisław: 460.
Zygmunt, cesarz niem.: 121, 128,
141, 148, 143, 186, 267, 270.
Zygmunt Korybut: 867.
Zygmunt Stary: U, 188, 217.
Zygmunt August: n, 395.
Żmudzini na sob. w Konstanoyi:
ze Zwanowa Piotr: 214. 399.
Indeks rzeczowy.
Akt erekcyjny uniwersytetu Ka»
zimierzowskiep^o: 32, 36.
Akt fundaoyi uniw. wieded. Rav
dolfa IV, 39, c.
Akt konsulów i rajoów krak»
a r. 1364, którym zobowiąniją
się do szanowania przywile-
jów uniw.: 39.
Akt WZadyriawfr Jag:, odna^
wiająoynniwersytet:68, 69; 78.
Aldiemia w średnich wiekach:
II, 320.
Almanachy (kalendarze) kna*'
kowskie: U, 300.
Alzackie rodziny w Krakowie:
n, 230.
Alzaoya, jej stosunki z Krako«-
wem: II, 149.
4eAnnatis, traktat Pawła. W2o«-
dzimierza: IBl.
Adinaty papieskie: 182.
Apologetious, traktat Gersona:
166.
Arystoteles i jego pisma jako
źródło nauki scholastycznei:
207; U, 316.
Arytmetyka, jej nauka na uniw^
Jag.: U, 296.
Astrologia i zajęcie się nią w śre-
dnich wiekach: II, 318.
Astrologia na uniw. Jag.: li\ 301
Aetpolottia i wróżby astrolog,
w Polsce: II, 319.
Astronomia na uniw. Jag,: II,
298, 301, 309.
Astronomiczne tablice króla Al-
fonsa: 403.
Augustyanie, ich rola w ruchu
umysłowym od XIII w. po^
cząwszy: 7.
Augustyanie, sprowadzenie do
Polski: 18.
Auffustyaaie de poenitentia w
I&akowie: 107.
BakiJaryat, stopień naukowy:
211, 214
Bakalarz artystów, wykształce-
nie i zaięcia: U, 379, 380.
Bakałarz kanonistów: II, 389.
Bakałarz medycyny, jego zajęcia
i praktyka lekarska: II, 386.
Bakałarz-k^ursor nawydz. teoL:
U, 392.
Bakałarz-fopmatus: U^ 393.
Beania: II, 329.
Bedele uniwersyteccy: 388. B^
409.
Bellum spirituale (spór o biskup^
stwo krak>.) za Kazimierza Jag.:
II, 11. 60.
Benedyktyni słowiańscy w Bo^
śniit Kroacyi i Dalmacyi: 57.
— w Krakowie i Pradze: 67.
B^iedyktyni z Sieciechowa: 9Ł
Beneficya kościelne jako uposa-
żenie profesorów uniwersytetu
Jag.: 93, 99, 100.
Berło uniwersytetu: 467.
Bernardyni w Polsce: II^ 20(
458
— jako apostołowie katolicyzmu
na Wschodzie: II, 68.
Bezkrólewie po Kazimierzu Jag.
n, 196.
Bezkrólewie po Władysławie
Warn.: 373.
Biblioteka Jagiellońska, pierwsze
początki: 89.
— dalszy jej rozwój: 177, 259,
282, 387; U, 64, 274.
Biblioteka w Oxfordzie: 176.
Biesiady w uniwersytecie i czę-
stowania profesorów z oka-
zyi egzaminów i promocyi:
n, 378, 381, 382, 389, 393,394,
395.
Biskupi krak., ingerencya przy
egzaminach i nadawaniu sto-
pni naukowych: 41.
Biskupi krak. opiekunami praw
i przywilejów uniw. Jag.: 70.
Biskupi krak. kanclerzami uniw.
Jag.: 81, 446.
Biskupi polscy jako mecenasi
humanistów: II, 239.
Biskupi polscy, ich wyboiy za
Kazimierza Jag.: 11, 6, 10.
Biskupstwo przemyskie, zorga-
nizowanie: 57, p.
Bolończycy, ich rady i podniety
do założenia studium gene-
rale w Krakowie: 17, 37.
Bursa divitum: II, 60, 348.
Bursa Długosza: U, 91. 347.
Bursa filozofów: II, 3i8.
Bursa Jana Isnera: lOó; II, 343.
Bursa Jeruzalem: 466; II, 60,
344.
Bursa jurystów (grochowa): II,
345.
Bursa kanonistów: zob. bursa
Długosza.
Bursa medyków: II, 348.
Bursa niemiecka: II, 205, 261,
352.
Bursa nova: II, 353.
Bursa węgierska: II, 69, 90, 156,
188, 261, 349.
Bursy uniwersyteckie i ich zna-
czenie: n, H42, 364, 357.
Bursy uniw., ich ustrój wewn.:
II, 357.
Carminum structura, podręcznik
Corvinusa do nauki wierszo-
wania: II, 171.
Cel studyów u ni wers. w średnich
wiekach: U. 373.
Cesarze niemieccy, ich ingeren-
cya przy zakładaniu uniwer-
8ytet<iw średnio w.: 19.
Cesarstwo a papiestwo: 189.
Chiromancya: II, 321.
Chrześcijaństwo na Litwie, sta-
rania król. Jadwigi koło jego
krzewienia: 6H.
Cło królewskie, jako źródło upo-
sażenia profesorów uniw.: 96.
Cmentarz na Piasku: II, 112.
Codex lustinianeus : 35.
Codex picturatus Behema: n,
150. 272.
Collage Royal w Paryżu: n, 257.
Collegium trilingue w Lovanium;
II, 257.
Conclave z r. 1417 na soborze
w Konstancyi: 162.
Constitutiones Clementinae: 35.
Cosmografia Coryinusa, podrę-
cznik do geografii: n, 170.
Cyceronianizm : 302.
Cyryli ckie druki w Krakowie:
n, 70. 154. 314 p.
Cystersi a uniwersytet Jag.: 179;
U, 331.
Cystersi jako podpora germani-
zmu w Polsce: 180.
Czechy, ich kultura za Karola
IV: 7.
Czechy, wpływ na działalność
Kazimierza W,: 13.
Czechy w blizkich stosunkach
z Polską za Jagiełły: 57, 2^4.
Czechy zapanowania króla Wa-
cława: 82.
Czescy przybysze w Krakowie
za Jagiełły: 58.
Czeski język, pisownia w śre-
dnich wiekach: 411.
Czesne, jako uposażenie profe-
sorów uniw.: 93, 203.
Decretalia Grzegorza IX: 34.
Dekretysci (kanoniści) cieszą się
wielkiem uznaniem w kraju
i wielkich dochodzą stanowisk:
243.
459
Dekretyści, ich wpływ na roz-
wój prawa kościelnego pol-
skiego: 243.
Dekretyści wybitniejsi XV w.:
244.
Dekretyści na usługach Kościoła
i państwa: 250.
Dekretyści, ich stanowisko w
sporze o królestwo Witolda:
251.
Dekretyści wobec spraw ekono-
mii społecznej: 408.
Descriptio Sarmatiarum, traktat
Miechowity: II, 122.
Digestum vetus: 35.
Digestum novum: 35.
Digestum infortiatum: 35.
D<3)rodzieje uniwersytetu Jag.:
101, 200.
Doctores bullati {kreowani w
Rzymie): H, 151.
Doctrinale Aleksandra de Villa
Dei: 209. II, 218.
Dogmatyka, jej nauka na uniw.
Jag.: 259.
Doktorat dekretów (kanonów):
U, 390.
Doktorat medycyny: II, 388.
Doktorat (magistermm) teologii,
najwyższy stopień naukowy:
256; U, 393.
Dominikanie a uniwersytet Jag.:
D, 43, 334.
Donatusa podręcznik do nauki
gramatyki: 209.
Drukarska sztuka, wynalezienie:
II, 15 .
Drukarnie w Krakowie w XV
w.: U, 154.
Duchowieństwo polskie niższe,
jego niedostateczne wykształ-
cenie: 248.
Duchowieństwo polskie wyższe,
jego zabiegi koło podniesienia
stanu uniwersytetu krak. w
XVI w.: n, 268.
Dyalektyka czyh logika, jako
nauka w wiekach średnich: 207.
Dyalog Marcina opata, w któ-
rym 8enex opowiada o dziew-
czynie, uczęszczającej na uni-
wersytet: 45, p.
u ty na wyc&iale artystów:
t5; II, 377.
Dysputy scholastyczne, ich po-
wolny zanik: II, 266.
Dysputy sobotnie, actus sabba-
tivi na wydz. art: 225. II, 418.
Dziekan wydz. art.: II, 417, 418.
Dziekan wydz. kanon.: II, 431.
Dziekan wydz. teol.: II, 416.
Dziekan med.; II, 115.
Egzamin na bakałarza artystów:
211, 212, p.; n. 376.
Egzamin na magistra artystów:
213; U, 380.
Egzamina w innych wydzia-
łach: II, 385.
Epidemie z końcem średnich
wieków: II, 107.
Epistolografia i jej znaczenie
321; II, 42, 219.
Epoka Zygmuntowska: II, 291.
Expektaty wy v. Expektancye na
beneficya duchowne: 133.
Fakultety, jako części składowe
uniwersytetu: 206.
Fakultet artystyczny odpowiada
wiekiem scholarów i zakre-
sem nauki dzisiejszym gimna-
zyom: 206.
— zakres nauki: 207, 409.
— studya na nim odznaczają
się idealnym nastrojem, ode-
rwaniem od życia i jego po-
trzeb: 215.
— jego statuty: 228.
— jako przygotowanie do wyż-
szych nauk: II, 166.
— czas trwania nauki: II, 376.
— egzamina i stopnie naukowe:
n, 376.
— wybór lekcyi: II, 404.
— coilegiaci maiores, minores
i extranei: II, 416.
— pomieszczenie i wykłady: II,
416, 417.
Fakultet kanonistyczny (prawni-
czy) w początkach uniwersy-
tetu: 109.
— stanowisko i działalność: 239.
— wyposażenie profesorów: 241.
— mała liczba profesorów : 242
— lector ordinarius, pierwsza
460
powaga między magtstrami:
— aakres nauki: 242, 248.
— wewnętrzne dzieje po śmio^oi
WŁ Jagiełły: 407.
— wewnętrzne dzieje w dni^^
polowie XV w.: II, 90.
— - czas trwania nauki: II, 38Bl
— egzamina i stopnie nauko-
we: II, 389.
Fakultety medyczne w uniwer-
sytetach średniowiecznych :
Fakultet medyczny w począ-
tiiach imiw. Jag.: 109<
— jako część składowa uniw.:
229.
— statuty: 234.
— brak warunków życia i uom-
kwitu: 236.
— magistrzy żonaci: 236.
— życie wewn. po śmierci Wl
Jagiełły: 397.
— życie wewn. w drugiej po-
łowie XV w.: II, 99.
— brak kollegialnego ustrojitu
U, 99.
— czas trwania nauki: II, 386.
— egzamina i promooye : II, 885.
Fakultet medyczny w Heidel-
bergu: 230.
— w AYiednIu: 234.
Fakultet teolonczn^r na uniwer-
sytetach śreaniowiecanych:40.
— potrzeba jego otwarcia w
Krakowie: 62.
— starania Jadwigi i Jagi^y
u papieża o pozwolenie otwac-
cia: 62.
— papież zezwala na otwarcia:
68, 70.
— naczelne stanowisko w hie-
rarchii uniwersyteckiej: 263.
— uposażenie: 254| 413.
— zakres nauki: 257.
— czas nauki: II, 39L
Fakultet teologiczny, jego sta-
nowisko wobec sporu OkJuu-
mistów i' Skotystów: 262; U.
83.
— wewn; życie po śmierci WŁ
Jagiełły: 413.
~ wybitniejsi członkowie wy-
działu z tego czasu: 415<.
— w drugiej polowie XV wj
U, 62, &.
— egzamina i stopnie naukowe:
256; n, 390.
— skład, pomieszczenie, wyida-
dy: 11^ 414.
Franciszkanie: U-« 20t 25.
— wydają najwybitniejszych te-
ologów: 260.
Frekwencya uczniów na uni-
wersytecie Jag^. w pooK. XV
w.: 110.
— w drugiej połowie XV wj
201; II. 169.
— w pierwszej połowie XVI wu
Fundaoya na rzecz uniwersyteta
Doroty Jftgerdorff i Jana S<die^
flera: 2(^.
— Niemierzy z Krzelowa: 2SA.
— ołtarza św. Bartlomisja: 102.
— Jakóba z Boturzyna: 202.
— Piotra z Marcinowio: 201.
— Miechowity: II, 279.
— Piotra Wy sza: 200.
— Szafrańców: 202.
— Tomickiego dla lektora wy-
mowy: II, 280.
— ^igniewa Oleśnickiego mj
kapitule św. Floryana: 203.
— Znigniewa Oleśnickiego dla
kaznodziei w kościele katedr.
465.
Globue nieba Bylioy: n, Sia
Gra w karty, szachy i kostki
między młodzieżą oniweis-j
n, 163, 362.
Gra w karty, jako- środek naoh
kowy: II, 163.
Gramatyka, jako podatawa nauk:
2^, 208.
Goacki jęayk, zajęcie się nim
między hnmanJHtami s pocz.
XV w.: 388.
(k»ozyzna». mata ie| anajomo46
w wiekach- średnich : II» 2fó.
Greczyzna w XV w. we Włoi-
SMoh,: II, 24Ł
Groczyaia, pierwsze jei ślady
na Północy: II, 245w
Greosyzna^w Krakowie: 11^ 240.
461
Handlowe stosunki Polski z Flo-
rencyą: II, IM,
Hebrajszczyzna na uniwersyte-
tach: n, 257.
Hebrajski język w Krakowie:
H. 267.
Hierarchia w naukach na uni-
wersytecie średniowiecznym:
206.
History a Długosza: 826; n,28S.
Historyografia w Polsce XV w.:
301. U, 41. 122, 326.
Historyografia polska po Dłu-
goszu: n, 283.
Hortulus el^antiarum Gorvi»
nusa: II, 171.
Hospitia (mieszkania) dla magi-
strów i uczniów: n, 340.
Humanizm, pierwsze jego drga-
nia na uniw. w Heidelbergu
i Wiedniu: n, 167.
— na soborze bazylejskim: 841.
— w Krakowie, pierwsze jego
przebłyski: 432.
— w uniwersytecie Jag.: H, 127,
166.
"^ krzewi się przeważnie poza
uniwersytetem po bursach i
mieszkaniach prywatnych: H,
260.
— wojujący i wędrujący: H, 172.
— w Krakowie po odjeździe
Oełtesa: H, 203—214
— wprowadza zgorszenie do li-
teratury i zepsucie obyczajów:
U. 190.
Humaniści a język łaciński: U,
219.
Husytyzm w Czechach: 263.
— wpływ na Polskę: 265.
— w Polsce: 273.
— w Wielkopolsce: 454.
— w uniwersytecie Jag.: 466.
Husycka dysputa w Krakowie:
268. 272.
Husycka sprawa na soborze
w Bazylei: 369.
Husyckie wojny: 270.
Inauguraoya naukowej praoy
w otw^artym przez WI. Jar
gielłę uniwersytecie: 78, 79.
Judicia czyli prognostyki astro-
logiozne: II, 301.
Jurysdykcya konserwatorów u-
niw.: H, 367.
Jurysdykcya rektora uniwers.:
— skład sądu, appellacye, wy-
miar kary: II, 371.
Jurysdykcya władz uniwersy-
teckich: II, 367.
— powodem kolizvi międzyna-
rodowych: n, 369.
— spory kompetencyjne z inny-
mi trybunałami: U, 370.
Kalendarze i prognostyki: H,
161, 300.
Kanclerze państwa za JagieHy:
81, p.
Kanclerze uniwersytetu ; konflikt
między papieżem a królem,
kto ma sprawować ich fun-
kcye: 80.
Kanclerze uniwersytetu, stano-
wisko wobec uniwersytetu:
78, 80.
— ich znaczenie: 446.
Kanclerz, resp. wicekanclerz na-
daje licencyaturę czyli prawo
nauczania na rozmaitych wy-
działach uniw.: H, 381, 390,
393.
Kary nakładane na maj^istrów
za opuszczanie lekcyi i nie-
odpowiednie zachowanie się:
n, 416, 441.
Kanclerstwa królewskie, jako
źródło uposażenia profesorów
uniwers. Jag.: 97, 98. 414. H,
113. 427.
Kapituła św. Floryana: 414; II,
— jej inkorporacya do uniwer-
sytetu: 95—98, 203.
Kartuzi: 30.
Kary era duchowna, jako cel i
gwiazda przewodnia w stu-
dyach uniw.: U, 875.
Katolicyzm i prawosławie we
wschodnich dzielnicach Pol-
ski: n, 68.
Kaznodziejska wymowa: 285.
462
Kaznodziejstwo w języku pol-
skim: 286, 466.
Klasyczne wykłady w uniwers.
Jag. z końcem XV w.: II, 226.
Kodyfikacya Justyniana podsta-
wą nauki prawa rzymskiego
w uniwersytecie średn.: 35.
KoUegiata św. Idziego, patronat:
94.
— inkorporacya do uniwersy-
tetu: 94.
Kollegiatura Corporis Christi w
Olkuszu: U, 65.
— Corp. Christi w kościele św.
Floryana: n, 56.
— bisk. Tomickiego: II, 98.
— Jakóba z Piotrkowa: 436.
— Jana Dąbrówki: II, 66.
— Katarzyny z Michałowa: 440, p.
— Marcina Króla: 406, 437.
— Mężykowej: 104, 204. 217.
— Miechowity: II, 120.
— Mikołaja z Brzeźnicy: 437.
— Nowkona: 103, 204, 216.
— Ołtarza Męki Pańskiej: II, 67.
~ Ołtarzaśw. Donata: 11,66,66.
— Ołtarza św. Jana na zamku:
II, 91.
~ Ołtarza św. Tomasza na zam-
ku: II, 66, 91.
— Stobnera: 103, 204, 218.
— Szafrańców (Trątnowicka):
218.
— W. W. Świętych: 204.
— Zaborowskiego: 437.
Kollegiatury, icn rozdawanie :
449.
Kollegiatury >periclitatae vel Izr
psaec: U, 267.
KoUegium jurystów fkanoni-
stów) w Krakowie: 108. 241;
n, 90.
— organizacya i pomieszczenie:
n, 430—432.
KoUegium medyków: 231, 236;
U, 432.
KoUegium mniejsze (coUegium
minus,'novum): 439; 11,68, 360.
— zakres wykładów: II, 60, 61.
— organizacya: n, 429.
KoUegium Jagiellońskie (coUe-
fium maius: 71, 73, 76, 108.
10, 199, 200, 436; U. 60. 198.
— statuty: 436.
— zakres wykładów: II, 60.
— jego mieszkańcy: II,4Ś0,421,
425.
— powołj-wanie do tego koL:
II, 421.
— ustrój wewnętrzny i prepo-
zyt: n, 422—424.
— zasobność domu: II, 428.
KoUegia uniwersyteckie, jako
miejsca wykładów: n, 399.
KoUegia uniwersyteckie na Za-
chodzie, ich przeznaczenie:
72. 74, 76.
KoUegiaci mniejsi wydz. art:
216-218, 441.
KoU^aci więksi (regii): 219.
KoUegiaci św. Floryana: 220—
224.
KoUegium uniwers. w Heidel-
bergu: 7H.
KoUegium dla Cystersów w Kra-
kowie: n, 332.
KoUegium litewskie w Pradze
63.
KoUegium Karola IV w Pradze:
72.
KoUegium św. (kardynalskie):
133.
Koncyliaryzm, pojęcie wyższości
soboru powszech. nad papie-
żem: 116, 134.
Koncyliaryzm w Polsce: 134.
Koncyliaryzm w uniw. Jag. i
w innych w czasie sobora
bazylejskieffo: 348.
Kongres w Mantui: II, 17.
Kongres wiedeński 1615 r.: II,
287.
Konkordat wiedeński z 1448 r.:
n, 6.
Konserwatorzy uniwers. Jag.:
80, 106; II, 367.
Konserwatorzy uniw. praskiego:
106.
Kortezanie, Romipetae, dobijar
jacy się w Rzymie o prowi-
zye i nominacye: n, 152.
Kościół Św. Anny, patronat: 202;
n, 332.
Kościół Św. Barbary, kazania
niemieckie: n, 289.
Kościół Św. Krzyża Benedykty-
nów słów.: 67.
Kościół N. P. Maryi, jako kate-
463
dra niemieckiego mieszczań-
stwa: n, 289.
Koszta promocyjne: I, 266; II,
281.
Kraków a Norymberga: 11,149.
— przy końcu XV w.: II. 127.
— mieszkańcy i kultura: II.14f8.
— ogniskiem postępu w różnych
naukach: U, 283.
— mieszczanie krakowscy wo-
bec sprawy założenia uniwer-
sytetu: 27.
— mieszczanie krakowscy wo-
bec Kazimierza W.: 27. 28.
— mieszczanie krak., ich kul-
tura i znaczenie: II. 149. 181.
— mieszczaństwo krak., rekru-
tuje się w XIV i XV w. prze-
ważnie z rodzin napływają-
cych z Niemiec: II, 148.
— mieszczaństwo krak.. jego
polszczenie się: 1 1, 288.
Kronika Miechowity: II, 122.
Krzyżacy, spory graniczne z
Polską: 19.
— starania o założenie uniwer-
sytetu w Chełmnie: 48.
— spór z Polską na soborze
w Konstancyi: 139.
— rozejm w Paryżu: 146, 149.
— dalszy ciąg sporu po soborze:
186.
— apellacya Wł. Jagiełły do
Rzymu: 187.
— sprawa w Rzymie: 189, 190—
— sprawa na soborze w Bazy-
lei: 343.
— napad na Polskę 1431 r.: 331.
— pokój w Toruniu: n, 61.
Kult Matki Boskiej w wiekach
średnich: II, 44.
Labyrinthus, podręcznik do na-
uki gramatyki i stylistyki: 210.
Licencyat artystów: II, 381.
— kanonistów: U, 390.
— medycyny: n, 388.
— teologii: II, 393.
Limitacya: H, 329.
List papieża Urbana V do arcyb.
gnieźn. w sprawie założenia
uniwersytetu w Krakowie: 26,
p. 30.
Litwa, stosunki jej z Rosyą za
czasów w. ks. Aleksandra: II,
71. 73.
Logika Arystotelesa: 207.
Łacina, jej nauka w uniwersy-
tetach średniowiecznych : 209.
Łaciński język, jako język wy-
kładowy: 208.
Łacina humanistów: 302. II,
219.
Magister artium, jego stanowi-
sko w hierarchii uniwersyte-
ckiej: 206, 216.
— egzamin na magistra: 213;
U, 380.
— jego zajęcia i studya na wyż-
szych fakultetach: U, 384
Magister (doctor) teologii: 266;
U, 393.
Matematyka w wiekach średnich:
n, 295.
— jej nauka w uniwers. Jag.:
U, 296, 298, 300.
Matrykuła uniwers. Jag., pierw-
sze wpisy: 77, 78.
Mazowsze, wygaśnięcie jednej
z linii Piastów: II, 61.
Mazurzy celem przycinków
wśród młodzieży uniwers.: H,
362.
Medycyna, jej nauka w wiekach
średnich: 230.
— na uniwersytetach włoskich :
230.
— jej kult w sporze odrodzenia
n. 107.
— a humanizm: II, 126.
— lekarze i praktyka lekarska
w wiekach średnich: II, 101.
— lekarze-szalbierze: II, 106.
Memoryał Jana Ostroroga : II. 12.
Metoda nauczania w uniwersy-
tecie: II, 405.
Metropolia kijowska: n, 67.
I Miasta, ich rozkwit— miękkość
i i zepsucie obyczajów: II, 23.
Mieszkania (hospitia) scholarów
i magistrów uniwersytetu Ka-
zimierzowskiego: 20. p., 33.
Mieszkania scholarów uniwers.
464
Jaeiell., system hospioyakiy i
koUegialny: n, 19S, 8^.
Mieszkania scholarów w kolle-
giaoh: n, 365.
Mieszkania scholarów w szko-
łach parafialnych: U, 356.
Młodzież uniwersytecka, jej zar
chowanie się: II, 360.
Młodzież uniwersytecka, stron-
nictwa i antagonizmy naro-
dowe: n, 362.
Młodzież zakonna na uniwersy-
tecie Jag.: U, 831.
Mnemonika, sztuka pamięciowa:
n, 69, 162.
Modus epistolandi Sacranusa:
n, 80.
— Śommerfelda: n, 206.
de Monarchia, traktat Dantego:
U2.
Morbus gallicus (choroba dwor-
ska): U. 108.
Nauka kanonów w uniwersy-
tecie Jag. i jej znaczenie: 127.
Nauki przyrodnicze w wiekach
średnich: U, 294.
Niemcy w Polsce: 164.
Niemcy na uniwersytecie Jag.:
U, 287.
Niemiecki język, jako warunek
wyższego wykształcenia w
Polsce XV w.: 461.
Niemieckie rodziny w Krako-
wie: n, 149.
Niemiecka nac^a na soborze
w Konstancyi: 139.
Nigromancya (nekromancya): U,
o21.
Norymberga a Kraków: 11,149,
175.
Nostryfikacya obcych stopni na-
kowych na uniw. Jag.: II, 395.
Obserwanci (Bernardyni), ich
rola w XV w.: n, 20.
Okkamiści na uniw. Jac.: n, 83.
Opłaty egzaminacyjne i promo-
cyjne: 256; n, 861. 878.
Opłaty Mmisowe na uniwersy-
tecie: II, 326.
Papieże, ich ingerencya przy
zakładaniu uni wersyi^etów śre-
dniowiecznych: 19, 20.
Parva naturalia, pisma Arysto-
telesa, jako przedmiot wykła-
dów: 213.
Piastowie mazowieccy, a uni-
wersytet Jag.: 104.
Pijaństwo wśród magistrów;
U, 439.
Pismo Św., jego nauka na uni-
wersytecie Jag.: 267, 268.
Podróże Polaków i Krakowian:
n. 150.
»Poeci«, krzewiciele humanizmu
na uniwersytecie Jag.: 11,228.
Poetria nova Gotfrida de Vino
8sdvo, podręcznik do nauki
s^lu : 210.
Polityka polsko-czeska w czasie
zaburzeń husyckich: 267.
Polityka polska wobec Czech
i Węgier: H, 128.
Polityka dynastyczna Jagiello-
nów: n, 129,
Polska, jej stan w czasie otwar-
cia sonom bazylejskiego: 331.
Polska za Kazimierza Jag.: U,127.
Polska pierwszem mocarstwem
na Wschodzie: II, 130.
Polski jązyk , pisownia w śre-
dnich wiekach: 411.
Pomnik Jana Olbrachta na Wa-
welu: n, 216.
Pomnik Kallimacha w kościele
Dominikanów: U, 141.
Pomnik Piotra z Bnina w Wło-
cławku: II, 144.
Pożary w Krakowie: 11,68,100,
139, 198.
Prawnicy, zapotrzebowanie ich
tudzież ich zadanie w wie-
kach średnich: 18.
Prawo kościelne polskie, jego
rozwój w pierwszej połowie
XV w.: 243.
Prawo rzymskie, jego nauka
w pierwszej dobie uniwersy-
tetów średniowiecznych: 239^
240.
Prawo rzymskie, iego zaniedba-
nie wskutek wpływu Kościdła:
n, 93.
465
Prawo rzymskie na uniwersy-
tecie Kazimierzowskim: 35,37.
n, 95.
Prawo rzymskie i jego znajo-
mość w Krakowie z końcem
XV i pocziitkiom XVI w.: 11,96.
Prebenda kaplicy św. Elżbiety
w Kobierzynie, jako uposaże-
nie uniwersytetu: 201.
Prebenda kaplicy św. Maryi
Magdaleny: 99.
Prebenda kościoła św. Wojcie-
cha: 99.
Prepozyt Collegium: II, 422.
Prepozyt bursy: II, 358.
Probostwo Św. Anny: 202. II, 54.
Probostwo w Iffolomi: 202.
Probostwo Św. Mikołaja: II, 54.
Profesorowie uniwersytetu Ka-
zimierzowskiego, skład i upo-
sażenie: 34, 35, 45.
Profesorowie pierwsi uniwersy-
tetu Jag., sprowadzeni z Pragi:
83.
Profesorowie uniwersytetu Jag.,
uposażenie: zob. Uniwersytet
Jag.
Profesorowie uniwersytetu Jag.
w służbie publicznej: 185.
Profesorowie uniwersytetu Jag.,
jako świadkowie w procesie
polsko-krzyż.: 193.
Profesorowie uniwersytetu Jag.,
udział w uroczystych przyj ę-
ięciach i pogrzebacn: II,
264.
Profesury wyższych fakultetów,
ich powstanie: 93.
Promocye uniwersyteckie — ko-
szta: 256; II, 281.
Promooya (pierwsza) na dokto-
rów medycyny w Krakowie:
U, 388.
Proraocya uroczysta na doktora
(magistra) teologii: II, 394.
Promotorowie uniwersytetu: 81,
82, p.
Prokurator uniwersytetu : 11,409.
Prowizorowie burs: II, 357.
Pruska młodzież na uniwersy-
tecie Jag.: II, 336.
Prusy, sekularyzacya: n, 287.
Hlrt. Unlw. T. u.
Quadrivium średniowieczne: 44,
206; II, 294.
Rady Kallimacha: U, 137—139.
Rebaptyzacya Greków: II, 71.
»Redukcya« wyznawców Ko-
ścioła wschoaniego : II, 75.
Reforma klasztorów i zako-
nów w wiekach średnich: II,
20.
Reforma Kościoła na soborze
w Konstancyi: 161.
Reforma uniwersytetów w du-
chu humanizmu: U, 217.
Reforma uniwersytetu Ja^iell.
w pierwszej poiowie XVi w.:
II, 281, 282.
Reforma uniwersytetu Górskie-
go z 1579 r.: II, 282.
i^eformacya, jej wpływ na
zmniejszenie się frekwencyi
w uniwersytecie Jag.: II, 287.
Rektor uniwersytetu Kazimie-
rzowskiego, wybór: 36.
Rektor uniwersytetu Kazim.,ju-
rysdykcya: 33, 34.
Rektor uniwersytetu Jag., wy-
bór i zakres działania: II, 4()6,
409.
Rektor uniwersytetu Jag., ju-
rysdykcya: II, 366, 371.
Rektorowie (pierwsi pięciu) uni-
wersytetu Jag.: 90—92.
Rektorowie uniw. Jag., nadzwy-
czajna kompetencya: II, 193.
Reserwaty papieskie: 132.
Resumpcye, przygotowania do
egzaminów na podstawie wy-
kładów: II, 192, 359.
Resumpcye a humanizm : II, 260.
Retoryka, jako nauka w uniw.
średniowiecznych: 210.
Rok uniwersytecki i jego po-
dział na semestry: II, 399.
Rozkład dzienny nauki na uni-
wersytecie: II, 402.
Rząd imiwersytetu: 109,236.11
406.
Sankcya pragmatyczna we
Francyi: H, 6, 33.
Schizma papieska : 115, 116, 118,
161, 345.
30
466
Scholar uniwersytecki, zapisa-
nie się na uniwersytet: U, ^2^.
— oddanie się w opiekę jednemu
z magistrów (limitacya): II,
328.
— przyjęcie ze strony starszych
kolegów (depositio beaniae):
n, 329.
— pierwsze lata nauki: 207.
Scholarze uniw., wiek i pocho-
dzenie: II, 327. 328.
Scholarze — serwitorzy: H,356.
Scholarze — żebracy (mendican-
tes): II, 367.
Scholastyka na uniwersytetach
średniow.: 210.
— największy rozkwit: 260.
— powolny upadek: 260.
- prądy w drugiej polowie XV
w.: II, 82.
— ostatnie błyski: II, 165, 161.
Senat akademicki: II, 410.
Seniorowie burs: II, 357, 358,
359.
Sententiarius (naucz, sentencyi)
na wydz. teol.: II, 393.
Sesye uniwersyteckie: II, 410.
Skarb znaleziony w kollegium
art.: H, 198.
Skotyzm w uniwersytecie Jag.:
262; n, 84.
Słowianie i Niemcy w wiekach
średnich: 152, 1^.
Sobór w Bazylei: 329.
— zaproszenie Polski: 331—333,
— uznanie soboru ze strony u-
niwersytetu Jag.: 333.
— zgoda między papieżem a so-
borem: 334.
— reprezentacya uniwers. Jac.
i innych uniwers3i«tów: 3do.
— mistrzowie krslkawscy na
soborze na własną rękę
337.
— urzędowa deputacya Polski
335, 339.
— nabożeństwo żałobne za Wła-
dysława Jagiełłę: 340.
— humanizm na soborze: 841.
— sprawa polsko - krzyżacka :
— rozłam między papieżem a
soborem: 346.
— schizma papieska: 345.
— rozmaite obozy i stronnichA-a
w chrześcijańskim świecie :
346.
— stanowisko uniwersytetu kra-
kowskiego i innych uniwer-
sytetów za soborem : 347, 348.
— Zbigniew Oleśnicki oświad-
cza się za soborem: 349,350,
351, 365, 368.
— poselstwo od soboru do Pol-
ski: 352, 354, 366.
— traktaty mistrzów krak. za
soborem: 357—364.
— synod łęczycld oświadcza się
za soborem: 364.
— król Włady^aw hamuje zby-
tnie zapędy Bazylejozyków:
370.
— ponowne poselstwo od so-
boru do Polski: 374.
— Kazimierz Jag. składa obe-
dyencyę prawowitemu papie-
żowi Mikołaiowi V: 375, 380.
— Zbigniew Oleśnicki opuszcza
sprawę soboru: 375, 376.
— upadek znaczenia soboru:
378.
— uniwersytet krakowski wy-
trwale stoi po stronie soboru:
379-381.
— uniwersytet krakowski za-
pytuje o zdanie inne uniwer-
sytety: 382.
— uniwersytet krakowski skła-
da obedyencyę Mikołajowi V:
385.
— wpływy kulturalne soboru:
387.
Sobór w Ferrarze: 346.
Sobór we Florencyi: 346.
Sobór w Konstanoyi: 123.
— urzędowa deputacya Polski:
124.
— zasada koncyliaryzmu biene
górę: 136.
— sprawa polsko -krzyżacka:
139-148.
— sprawa Jana Husa: 136,
14£
— deputacya Zmudzinów: 144.
— sprawa pamfletów Falken-
berga: 166-160, 166, 166. 168,
170.
— konklawe z 1417 r.: 162.
46^
— sprawa unii kościelnej: 163.
— apellacya posłów polskioh do
przyszłego soboru: 167, 169.
— profesorowie uniwersytetu
krak. na soborze: 171—174:.
— \irplyw soboru na kulturę
europejską, w szczeg. na Pol-
skę: 175-183.
Sobór w Pawii: 126.
Sobór w Pizie: 119.
Sobór w Siennie: 126, 330.
Sobór w Yienne: 36.
Sodalitas Baltioa: H, 181.
— Hungarica (Danubiana): II,
181.
— Rhenana: II, 181.
— Yistulana: II, 181.
» Sofiści* i »poecic, 1. 1 obrońcy
dawnego i apostołowie no-
Avego porządku na uniwersy-
tecie: II, 173.
Stacye , opozycya przeciwko
nim: II, 47.
Statut Dobrocieskiego: II, 414,
415.
Statuta uniwersytetu: II, 413.
Stopnie uniwersyteckie : II, 873.
Stopnie uniwersyteckie, — ich
wpływ na kar^^erę: 215.
Stopnie uniw. uzyskane w Pa-
ryżu, wielkie ich znaczenie:
, II, 86.
Święci i blogo^awieni polscy
, w XV w.: n, 30.
Święta i uroczystości kościelne
wolne od wykładów: II, 376,
400.
Syndyk czyli notaryusz uniwer-
sytetu: Ii, 409.
Synod biskupów greckich w No-
wogródku: 163.
Synod w Kaliszu: 15, 243.
Synod w Łęczycy: 154, 364.
Synod w Piotrkowie: II, 268.
Szlachta osiadła w Krakowie
za Kazimierza W.: 27.
Szlachta i uniwersytet: II, 289.
Szkoły w Polsce przed założe-
niem uniwersytetu: 16.
Szkoła katedralna krak.: 16.
Szkoła katedralna św. Szcze-
pana w Wiedniu: 45.
Szkoła Lnbrańskiego w Pozna-
niu: II, 271.
Szkoła N. P. Maryi w Krakowie:
35, 43.
Szkoła przy kościele Tyńskim
w Pradze: 36, 43.
Szwajcarskie rodziny w Krako-
wie: II, 230.
Śląska młodzież na uniwersy-
tecie Jag.: II, 336.
Teologia, spór między teologami
o tak zwane universalia: 260.
Teologia, szkoła realistów i no-
minalistów: 261.
Teologia, jej nauka w końcu
średnich wieków: II, 89.
Tomiśei na uniwersytecie Jag.:
w XV w.: II, 84.
Traktat Andrzeja z Kokorzyna
o obrzędach mszy Św.: 2bl.
Traktat Jana z Oświęcimia sEki-
cidarius erronim ritus Ruthe-
nici»: II, 75.
Traktat Miechowita > Contra sae-
vam pestem re^men* : II, 121.
Traktat Miechowity »Con8eFva-
tio sanitatł8«: U, 121.
Traktat Mikołaja z Konia o pra-
wie kanonicznem i o sakra-
mentach: 249.
Traktat Wojciecha Brudsew-
skiego »Conciliatorc: II, 73.
Traktat Zbigniewa z Góry •Con-
tra Cruciieros«: II, 48.
Traktaty mistrzów uniw. krak.
za soborem: 3»7—d64.
Triyium średniowieczne : 44,206,
294.
Trygonometrya na uniwersyte-
cie Jag.: II, 298.
Turecka kracyata: U, 137.
Ubiory magistrów i scholarów:
II, 360, 434.
Unia Kościoła zachodniego ze
wschodnim, zamysły cesarza
Karola IV: 56.
Unia Kościołów na soborze w
Konstancy!: 163.
Unia florencka: 371, 372, 390;
II, 23, 67.
Unia Litwy z Polską: 197.
Uniwersytet w Angers: 6.
468
Uniwersytet w Avignon: 22.
Uniwersytet w Cahors: 21.
Uniwersytet in Curia Romana:
6.
Uniwersytet w Erfurcie: 47, 71,
383.
Uniwersytet we Frankfurcie nad
O.: II, 287.
Uniwersytet w Heidelbergu: 38,
42, 47, 71.
Uniwersytet Kazimierzowski w
Krakowie, pierwsza myśl o
założeniu: 17.
— pobudki, które wy wolały jego
założenie: 18.
— data założenia: 21.
— sprawa jego założenia w a-
ktach rzymskich: 24, 25.
— pierwsza myśl założenia uni-
wersytetu na Kazimierzu a nic
w Krakowie: 26.
— system hospicyalny na wzór
uniwersytetów włoskich: 29.
— przyzwolenie papieskie na
otwarcie: 30, 31.
— akt erekcyjny: 32, 36.
— podział na wydzisiły: 34.
— właściwości i odrębności:
37.
— życie i działalność w naj-
bhższych latach po zawożeniu:
42-48.
Uniwersytet Jagielloński, stara-
nia Jadwigi o odnowienie u-
niwersytetu: 66, 67.
— akt Władysława Jagidtły od-
nawiający uniwersytet (przy-
wilej erekcyjny): 68, 69, 78.
— podział na cztery wydziały:
70, 206,
— uroczyste otwarcie: 77,
— pierwotne uposażenie przez
króla i innycfc dobrodziejów:
90, 93, 94, 95, 96, 97, 200.
— dobrodzieje uniwersytetu: 101,
200.
-— zatwierdzenie uposażenia ze
strony stolicy apostolskiej :
181.
— na soborze w Pizie: 119.
— na soborze w Konstancyi:
127, 130, 171-174.
— wobec husytyzmu: 179, 267,
457.
— na soborze w Bazylei, zob.:
sobór w Bazylei:
— zatarg z kanclerzem Oleśni-
ckim: 452.
— w opozycyi przeciw Kazi-
mierzowi Jag.: II, 48.
— jego wierna służba Kazimie-
rzowi Jag.: II, 50.
— majątek za Kazim. Jag.: II,
63.
— wypożycza pieniędzy królowi
i miastu: II, 53.
— zadania wobec Litwy i Rusi:
II, 66.
— jego siła atrakcyjna z koń-
cem XV w.: II, 211.
— duch niesforności w obrębie
uniwers. z końcem XV w.: II,
194.
— przekształca się w studyum
plebejskie: II, 262, 290.
— dezorganizacya w gron i p
naucz, i wykładach z pocz.
XVI w.: II, 263.
— plany reformy: II, 268.
— staje się przeważnie szkoła
polską: II, 289.
— upadek w pierwszej połowie
XVI w.: II, 286, 290.
Uniwersytet w Kolonii: 47. 71;
383. II, 174.
Uniwersytet krzyżacki w Oheł-
mnie (myśl o jego założeniu!:
48.
Uniwersytet w Lipsku: II, 246.
Uniwersytet w MontpeUier: 21.
Uniwersytet w Neapolu: 6, 20,
44.
Uniwersytet w Orleanie: 6.
Uniwersytet w Palencyi: 2C».
Uniwersytet w Paryżu, jako o-
gnisko teologicznej nauki : 40,
— jako wzór dla uniwers. Jag.:
Uniwersytet w Pawii: 232.
Uniwersytet w Pięciu Kościo-
łach: 19, 47, 52.
Uniwersytet w Pizie: 21.
Uniwersytet w Pradze, założe-
nie: 6.
— jako przykład i bodziec do
założenia uniwersytetów w
Krakowie i Wiedniu: 19.
469
- za czasów króla Wacława
Luksemb.: 82.
— exodus obcych scholarów:
263.
Uniwersytet w Preszburgu : II,
307.
Uniwersytet w Salamance: 44.
Uniwersytet w Wiedniu: 18,
47. 449. II, 217.
Uniwersytet w Wittenberdze :
II. 287.
Uniwersytet we Wrocławiu :
(myśl o założeniu): II, 216.
Uniwersytety, inicyatywa przy
ich zakładaniu: 20.
Uniwersytety najstarsze w Bo-
lonii i w Paryżu, ich powsta-
nie i ustrój: 4, 5.
Uniwersytety włoskie, jako wzór
dla uniwers. Kazimierzow-
skiego: 33.
Uniwersytety, ich znaczenie w
XIV w.: 113.
Uniwersj^tety średniowieczne,
jako mstytucye przeważnie
duchowne: 20.
Uniwersytety śred n i o wieczne,
ich kościelny ustrój: II, 374.
Uniwersytety, jako twierdze śre-
dniowieczyzny : 428.
Uniwersytety ś red n i owieczne
nie mają wybitnie narodowej
cechy: 450, 452.
Uniwersytety śred n i owieczne,
ich zamieranie: 20.
Uniwersytety ś r e dnio wieczne,
ich upadek w pierwszej po-
łowie XVI w.: II, 285.
Urlopy (licencye) i podróże ma-
fistrów uniwers. Jag.: II, 152,
63.
Wakacye uniwersyteckie: II,
399.
Wesele królewskie w Krakowie
w 1518 r.: II, 292.
Węgry pod panowaniem Ande-
Wjawenczyków : 11.
ęgry, ich wpływ na działal-
ność Kazimierza W.: 11.
Węgrzy na uniwersytecie Jag.:
II, 287, 337.
Węgierskie rodziny w Krako-
wie: II, 149.
Wicekanclerz wydziału kanoni-
stów: II, 431.
Wiklefizm w Pradze: 262.
Włosi w Polsce: 187, 193.
Włoskie rodziny w Krakowie:
II, 134.
Wybryki młodszych magistrów:
II, 436.
Wychowanie synów Kazimierza
Jag.: II, 130.
Wykłady drugorzędnych pro-
fesorów pooczas wakaoyi i
świąt: II, 400.
Wykłady uniwersyteckie, odby-
wały się przeważnie w kol-
legiach: II, 359.
Zabawy towarzyskie w Krako-
wie z końcem XV w.: II,
184.
Zjazd w Brześciu kujawskim
w sprawie sporu polsko-krzy-
żackiego: II, 51.
Zjazd w Budzie w sprawie
sporu polsko- krzyżackiego:
138.
Zjazd królewski w Krakowie
w 1364 r.: 32.
Zjazd w Łęczycy w sprawie
przyłączenia Mazowsza: II,
51.
Zjazd w Łucku: 250.
Zjazd w Toruniu w sprawie
sporu polsko - krzyżackiego :
II, 51.
Zjazd we Wrocławiu w spra-
wie sporu polsko-krzyżackie-
, go: 186.
Zupy bocheńskie, jako źródło
uposażenia profesorów uni-
, wersytetu: 4ł., 105, 241, 253.
Zupy wielickie, jako uposaże-
nie profesorów uniwersytetu:
, 36, 44.
Żydzi w Krakowie za Kazimie-
, rza W.: 27, 28.
Żydzi, jako lekarze w wiekach
średnich: II, 105.
Żydzi, ruch przeciwko nim w
Krakowie i przeniesienie ich
, na Kazimierz: II, 139.
Żydzi i Jan Kapistran: II, 26.
POPRAWKI i DODATKI.
(Poprawiam tu tylko grubsze, dostrzeżone błędy, a zarazem dodaję,
że Dr. Zaozek prowadził korektę dopiero od czwartego arkusza i że
przeto w początku książki ortografia odbiega pod niejednym wzglę-
dem od uznanych zasad).
Tom I.
Str. 1. Prof. Stanisław Krzyżanowski ogłosi w Roczniku Mi-
łośników Krakowa z r. 1900 piękne studyum p. t. : Poselstwo Kazi-
mierza Wielkiego do Awinionu. Praca ta przynosi ciekawe szczegóły
do układów wyprzedzających założenie wszechnicy Kazimierzowskiej.
Str. 11 czytaj: zetknęły aię — zamiast: zetknęli się.
Str. 14 ozyt.: cudzołóstwa.
Str. 34 czyt: facultate.
Str. 120, UW. 2 czyt.: Tak czytamy w wierszu o tym magistrze
w Cod. Jag. n. 226.
Str. 130 zamiast: cnastępnie w r. 1.4rl2» czytać należy: w r. 1414,
bo układy na Węgrzech odbyły się zapewne dopiero w r. 1414. Datę
tę i w innych miejscach, w których to poselstwo wymienione, tak
zapewne poprawić należy.
Str. 281 czytaj (od dołu): w r. 1450 — zamiast w r. 1453. Tak
samo poprawić należy str. 236 i 397.
Str. 289 nazwałem Pawła z Zatora: Dominikaninem. Później
jednak powstały we mnie wątpliwości co do tego określenia.
Str. 371. Co do unii z wschodnim Kościołem por. teraz Le-
wicki: Unia florencka w Polsce w Rozprawach akad. um. Serya
II, T. 13 (1899).
Str. 406: Według ks. Fijs^ka Marcin Król pochodził z mie-
szczańskiej rodziny królów w Przemyślu.
472
T o m II.
Sir. 31 czytaj : opromienia zam. opromieniła.
Str. 71 : Lewicki w zwyż cytowanej rozprawie powiada na str.
268: «Byl to czas bardzo niebezpieczny dla unii litewsko-polskiej,
kiedy na Litwie potężne stronnictwo z Janem Gasztoldem na czele
dążyło do zupełnej samoistności wobec korony. Otóż Bernardyni
litewscy szli razem z tym prądem etc.» — Na dnie sporó^r leżał
więc także antagonizm polityczny. W Polsce prócz tego cliciano
wtedy «unii kościelnej na Rusi, ale nie takiej, jaka we Florencyi
przyszła do skutku t. j. z jednością wiary, ale z różnością obrząd-
ków*. Przemyśliwano o jedności i zrównaniu zupetnem. I to było
powodem niechęci do unii florenckiej, to ostateczną myślą ludzi
w rodzaju Jana z Oświęcimia.
Str. 76: Leon X cofnął ustępstwo Aleksandra VI.
Str. 216. Wierzbowski: Materyały do dziejów^ piśmiennictwa
polskiego (1900) ogłosił na str. 12 bardzo ciekawy przyw^ilej króla
Aleksandra z r. 1502 «na mocy którego mają ulegać bannicyi i kon-
fiskacie majątku wszyscy pogwałciciele praw uniw^ersytetu krakow-
skiego. Powiedziano tam, że ludzie chciwi cper ąuasdam expectativas.
gratias et reservationes ab ipsa sede apostolica . . . obtentas* przy-
właszczają sobie beneficya, prałatury, kanonie, parafie, altarye etc,
których koUacya przysługiwa uniwersytetowi — Tamże str. 13 wy-
drukowano rozporządzenie Aleksandra z r. 1502, zwalniające uniwer-
sytet od pewnych danin przy zakupnie drzewa (decima lignorum).
Str. 262 przypisek 3, czytaj : a 1536.
Str. 299: Autorem Theorica planetarum był Gerhard de SaJ>-
bionetta, którego mieszano z Gerhardem z Kremony {por. II, 307).
W tomie I, str. 214 błędnie podano, że autor Theorica pochodził
z Garmona w Hiszpanii.
Str. 300 przyp. 3, czytaj : Geschichtsschreibung.
Str. 327 w tytule czyt.: Scholarze.
^
■ ,€
This book should be retumed to
the Ilibrary on or before the last datę
stamped below.
A flne of fiye cents a day is inourred
by retaining it beyond the specifled
time.
Flease return promptly.
'mr^r^^rMt-